Ulica przed domem Razora, 3 listopada 2021, 21:10
Nie zważając na miotającego się szaleńczo pitbulla Abraham przywarł do leżącego bezwładnie Arthura, zaczął mu sprawdzać puls mamrocząc coś nieustannie pod nosem.
- On żyje! - wrzasnął po krótkiej chwili Dick - Ma złamaną szczękę, połowy zębów nie ma i chyba mu się płuco zapadło, ale jeszcze żyje! Kurwa, Vadim, zabierz nas stąd!
Vadim usadowił się w zakrwawionym siedzeniu kierowcy i przekręcił kluczyk w stacyjce Uaza, ale silnik nie zagrał równym rytmem, w zamian krztusząc się i strzelając z rury wydechowej kłębami dymu. Dusząc w ustach przekleństwo fikser spróbował ponownie, depcząc jednocześnie jak oszalały pedał gazu.
Sidney stanął na nadprożu wozu od strony pasażera, walnął pięścią w metalowy dach Uazau.
- Jedź, kurwa, jedź! - wrzasnął rozwibrowanym głosem solos. Mężczyzna nie potrafił oderwać wzroku od obracającej się szaleńczo wokół swej osi aerodyny. Wciąż wiszący na jej nosie mężczyzna w spalonym garniturze wbrew wszystkiemu zdołał dzięki potężnym ciosom skruszyć pancerną szybę kokpitu i przywarł do maszyny zagłębiając rękę w poczynionym przez siebie otworze.
Sid uświadomił sobie, że pasażer pierwszej aerodyny albo zabił pilota drugiej albo przejął stery manipulując nimi w szaleńczy sposób. Pojazd zaczął raptownie tracić wysokość, zyskując w zamian na mocy ciągu i szybkości ruchu obrotowego.
Spadał pod ostrym kątem wprost na furgonetkę.
- Jedź! - zawył przeraźliwie May. Żyła przekręcił raz jeszcze kluczyk i silnik Uaza w końcu odpalił. Wóz runął do przodu wyjąc na wysokich obrotach, w ostatniej sekundzie uchodząc przed aerodyną.
W tyle rozległ się ogłuszający huk, ale Vadim nawet na sekundę nie zwolnił, pędząc środkiem ulicy w kierunku centrum miasta.