Biegnąc w stronę bramy Leonard patrzył jak bełt wystrzelony z kuszy wbija się w ciało baronowej, rzucając martwą już szlachciankę na ziemię. Poczuł ukłucie żalu, że to nie on sam zdołał pozbawić ją życia. Najważniejsze jednak, że wiedźma zginęła. Nie miał już tutaj nic więcej do zrobienia.
Skała zatrzęsła się potężnie. Kamienne gargulce spadały z budynku roztrzaskując się na dziedzińcu, pękające szkło z okien zasypywało płyty deszczem błyszczących odłamków, płomienie wzbijały się coraz wyżej w niebo. Wyglądało na to, że były to ostatnie chwile zamku Wittgensteinów, a Geldmann nie miał zamiaru dać się tu pogrzebać. Ruszył, utykając wyraźnie, przez zwodzone mosty. Ocierał rękawem zakrwawioną i osmaloną twarz. Dołączył do tych, którzy przetrwali atak na zamek i teraz wycofywali się w bezpieczne miejsce.