Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2020, 09:32   #46
JohnyTRS
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Tyler zrobił głęboki wdech:
-Nie, nie zostawimy. - według Hectora głos Taylora był opanowany, ale z nutą strachu, widocznie to co się tutaj działo nie było codziennością.
-Dobra, ja, Hector, i wy biegniemy do Davisów, oczy dookoła głowy. Wy zostajecie - zwrócił się do swojej żony i Jackie. - Lis - tak musiała nazywać się chyba jego żona - niech dzieci siedzą na górze, nikomu nie otwieraj. Aha i zajmij się Jackie.

Tyler bez słowa wziął strzelbę Jackie i podał ją Hectorowi:
-Pewnie, bierz, Lis ma swoją - uśmiechnął się nieznacznie.
Jackie nie miała zapasowych nabojów, a ile było w strzelbie, nie umiała powiedzieć, tylko bezradnie kręciła głową. W bieganinie błyskawicznych przygotowań Hector po prostu rozładował broń, w dłoń wypadły mu 3 naboje, tak ja się domyślał, wąskie .410, tylko celnym strzałem z bliska łeb będzie w stanie kogoś zatrzymać.

Tyler założył pas z dodatkowymi nabojami do swojej dwulufki (kaliber większy niż broń Jackie, standardowe .12 Gauge), zniknął jeszcze, Hector słyszał głos otwieranych tylnych drzwi, po chwili ten wrócił, za pasem miał jeszcze toporek, w ręce trzymał porządną siekierę, dał ją drugiemu z braćmi, który odstawił widły na bok.

Tyler odblokował furtkę i poszedł pierwszy, za nim ruszyli bracia, z latarką, pistoletem, siekierą i dodatkowo lampą naftową, kolumnę zamykał Hector, próbując pogodzić trzymanie strzelby (na szczęście miał pas) i kij wyrwany z ogrodu Jackie. Tyler jeszcze zatrzasnął furtkę i biegiem ruszyli w głąb Caligine, nie zwracając uwagi na cienie czające się.

To było gorsze niż zdziczałe krańce Long Island.

Przez całą drogę towarzyszył im krzyk kobiety. Głęboki, przeszywający głęboko, aż do serca. I kości. Dom się hajcował, płomienie strzelały ze wszystkich okien na parterze, na poddaszu ogień był jeszcze słaby, ale tam też dotarł. Mgła miała krwistą barwę.

Po minucie byli na miejscu. I to w ostatniej minucie. W łunie ognia Hector zobaczył dwie leżące na ziemi postaci, jedna z nich wyrywała się drugiej i to w stronę płonącego budynku. To ona krzyczała. To była ta kobieta.

Poprawka: Wrzeszczała, z żalu, rozpaczy i wewnętrznego bólu. TO było słychać.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 26-07-2021 o 23:35.
JohnyTRS jest offline