Agnes siedziała na fotelu w centrum dowodzenia. W ciemnym centrum dochodzenia. W ciemnym centrum dowodzenia z dwójką zdenerwowanych Marines. Zastanawiałą się kiedy to im, Androidą, oddadzą w końcu broń i każą rozwiązywać swoje problemy… na chłodno, bez tych ludzkich nerwów i emocji. I niekompetencji.
Na pomysły Dyrektor nie może nic poradzić. Nie może jej teraz pomóc a pędzenie jej na ratunek narazi życie tej dwójki marines...z których jeden już był ciężko ranny. Nie. Jej właścicielka musiała liczyć na dwójkę marine z którymi poszła.
Ona na tyle ile mogła musiała musiała spróbować doprowadzić ich misje. A przynajmniej ten priorytet do końca. Uratować żyjących kolonistów. Żadni żywi z kompleksu głównego się nie zgłosili. Może nie żyli, może się bali, może nie byli zdolni. Nie mogła tego stwierdzić, za mało danych. Natomiast wiedziała o małej grupie nietkniętych kolonistów w centrum badawczym. O tych którzy wiedzieli że ratunek nadszedł którzy może właśnie próbują się z nimi skontaktować. I którym właśnie odpowiada martwa cisza wywołana martwym reaktorem.
Słyszała wymiany rozmów radiowych między oddziałami. I kiedy nadszedł dobry moment podeszła do marine i sięgnęła po jego radio. Przemówiła spokojnym głosem sugerując pewną taktykę działania. Po tym jak dowódca Bravo nie odpowiadał w eterze odezwał się spokojny kobiecy głos.
-Panie Weliever tu Agnes, asystentka Dyrektor de Silvy. Na mapie powinien pan wiedzieć drugi mniejszy budynek. To kompleks Badawczy przebywa tam piętnaścioro ocalałych. Z ich informacji kompleks nie był atakowany przez obce organizmy. Kompleks ma jedno betonowe lądowisko, ale ma też połać płaskiej ziemi porośniętej trawą. Być może tam będzie najbezpieczniej w tym momencie..no i będziecie mogli uratować przynajmniej pewną 15 osób.