Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-05-2020, 19:18   #61
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Agnes siedziała na fotelu w centrum dowodzenia. W ciemnym centrum dochodzenia. W ciemnym centrum dowodzenia z dwójką zdenerwowanych Marines. Zastanawiałą się kiedy to im, Androidą, oddadzą w końcu broń i każą rozwiązywać swoje problemy… na chłodno, bez tych ludzkich nerwów i emocji. I niekompetencji.
Na pomysły Dyrektor nie może nic poradzić. Nie może jej teraz pomóc a pędzenie jej na ratunek narazi życie tej dwójki marines...z których jeden już był ciężko ranny. Nie. Jej właścicielka musiała liczyć na dwójkę marine z którymi poszła.
Ona na tyle ile mogła musiała musiała spróbować doprowadzić ich misje. A przynajmniej ten priorytet do końca. Uratować żyjących kolonistów. Żadni żywi z kompleksu głównego się nie zgłosili. Może nie żyli, może się bali, może nie byli zdolni. Nie mogła tego stwierdzić, za mało danych. Natomiast wiedziała o małej grupie nietkniętych kolonistów w centrum badawczym. O tych którzy wiedzieli że ratunek nadszedł którzy może właśnie próbują się z nimi skontaktować. I którym właśnie odpowiada martwa cisza wywołana martwym reaktorem.

Słyszała wymiany rozmów radiowych między oddziałami. I kiedy nadszedł dobry moment podeszła do marine i sięgnęła po jego radio. Przemówiła spokojnym głosem sugerując pewną taktykę działania. Po tym jak dowódca Bravo nie odpowiadał w eterze odezwał się spokojny kobiecy głos.
-Panie Weliever tu Agnes, asystentka Dyrektor de Silvy. Na mapie powinien pan wiedzieć drugi mniejszy budynek. To kompleks Badawczy przebywa tam piętnaścioro ocalałych. Z ich informacji kompleks nie był atakowany przez obce organizmy. Kompleks ma jedno betonowe lądowisko, ale ma też połać płaskiej ziemi porośniętej trawą. Być może tam będzie najbezpieczniej w tym momencie..no i będziecie mogli uratować przynajmniej pewną 15 osób.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 05-05-2020 o 19:24.
Obca jest offline  
Stary 09-05-2020, 13:12   #62
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dziękuję Buka. Dzięki Kerm.

Prowadzony nieopodal Singa przez sanitariusza JJ starał się nie odpłynąć w zbyt głębokie zakamarki swojego idealnego, wyimaginowanego świata wyobraźni. Nie było to łatwe, bo końskie dawki leków przeciwbólowych otumaniły go sprawiając, że technik cicho nucił sobie jakąś melodię. Gdyby tylko mógł zrobiłby coś więcej, ale w tamtej chwili na niewiele mógł się przydać.

- Kubeczka z sokiem w najbliższym czasie nie potrzymam, co nie Pani Kapral? - zapytał inżynier po dłuższej chwili idącej nieopodal Silver. - Z taką niby rączką będę postrachem wśród dzieciaków… - Jacob silił się na uśmiech.

Haker starał się poruszyć szarymi komórkami na tyle aby się przydać, ale nie było to łatwe. Ciekaw był czy istniał sposób aby dostarczyć do mechanizmu wrót zasilanie, a następnie je otworzyć przy użyciu CHD… Wszystko przychodziło mu z trudem, a wiedza zdobyta w wojsku i na studiach oddzielona była mgłą wywołaną painkillerami.

- Ale się nie zesrasz co? - Spytał Jacoba Salas, po czym niewinnie zamrugał ślipiami. - Blady jednak jesteś… może powinieneś walnąć kloca? To pomaga…

- Stulcie jadaczki - Wtrącił Azjata, przechodząc obok nich, i oberwało się i JJ.

- Ktoś coś wymyślił? - Wpierniczył się i w całą sytuację Ehost.

- Pewnie. - odpowiedział Jacob. - Kwas spalił mi klatę i łapsko, a nie mózg. - dodał z niewielkim uśmiechem. - Musimy dostarczyć do wrót energię z jakiegoś akumulatora. Może być bateria urządzenia, jak CHD czy MT. CHD będę potrzebował do hakowania zamka więc odpada. Jest tu jakiś bohater, który użyczy nam mocy? Obiecuję, że będę ostrożny…

- Pewnie trzeba będzie połączyć kilka baterii - wtrącił swoje trzy grosze Billy.

- Słuszna uwaga. - powiedział JJ. - To co, Billy? Jakiś zbędny zasilany celownik masz? Ostatnio średnio trafiasz a nam energia się przyda. - zaśmiał się technik.

Billy nie miał nastroju do wysłuchiwania głupich uwag, nawet jeśli wygłaszająca je osoba była ranna. Na dodatek przez JJ zginęła Sarah.

- Lepiej porównaj skutki moich i twoich strzałów - odpowiedział szyderczym tonem. - Tudzież ilość zużytej amunicji. A zapasowych bateryjek nie noszę.

- Niska samoocena przyjacielu. Snajper porównujący się w strzelaniu z technikiem. - zaśmiał się JJ. - Spoko. Musimy zatem wymyślić coś innego. Palnikami pewnie byśmy walczyli kilka tygodni więc odpada. - skomentował znowu wrota technik. - Chyba, że w okolicy znajdzie się pomieszczenie techniczne, w którym znajdziemy jakiś sensowny generator... - dodał uczony przeglądając mapę pobraną na CHD.

- Aby przedostać się przez wrota potrzebny byłby generator, sir. - powiedział podchodząc do Hirakawy technik. - Patrząc na mapę może on być w centrum dowodzenia, szpitalu albo garażach, a już z pewnością w warsztacie inżynierów... - JJ westchnął pokazując przełożonemu mapę. - Do których z tych miejsc możemy się dostać w jednym kawałku i być w stanie wrócić z urządzeniem? Może połączenie z Bravo 4 pozwoli nam wyeliminować niektóre z tych miejsc z listy? - zaproponował żołnierz. “Shini Hira” wysłuchał JJ, po czym zmarszczył brwi.

- Słuchaj Jacob… Dzięki za te informacje, ale to raczej porucznikowi powinieneś o tym zameldować, nie ja tu decyduję. Ale osobiście ci powiem, że kiepsko to widzę, żeby teraz drałować przez pół kolonii pełnej Xeno w poszukiwaniach jakiegoś przenośnego generatora. - Azjata uśmiechnął się nawet sympatycznie - A jeśli chcesz kontaktu z “czwórką”, to jasne, możesz się tym zająć. Może najpierw owy kontakt, a potem dopiero meldunek Hawkesowi?

- Tak jest, sir. - odparł technik niemal od razu przechodząc do próby nawiązania łączności z oddziałem Bravo 4.

- Bravo 4, tu Bravo 2. Odbiór. - powiedział wyraźnie żołnierz czekając na odpowiedź wywołanego oddziału.

-Tu Winters. Kto tam, i co tam? - Odezwała się po chwili w komunikatorze dowodząca ową drużyną.

Starsza Kapral Jessica Winters nie nawykła do łamania zasad łączności radiowej. Pochodziła z rodziny z wojskową tradycją, nie miała porażającego poczucia humoru, ale na tamtej misji, w tamtych warunkach nawet ona zapomniała o “kiju w dupie”. Normalnie Marines powinni trzymać się szeregu zasad takich jak nie podawanie imion oraz nazwisk czy trzymanie się zwięzłości informacji. Zwykle podawane dane muszą być na tyle ścisłe aby nie pozwalać na dwuznaczną interpretację. Na szczęście kobieta rozmawiała z wykształconym człowiekiem, a nie naładowanym testosteronem wagonikiem, którego szczytem możliwości było strzelanie do wroga z odpowiedniego końca karabinu.

- Tu Jones. - przedstawił się JJ. -Wraz z Bravo 1 i 3 wycofaliśmy się do wejścia do pancernego magazynu D3 w okolicy strefy mieszkalnej D. Gdzieś tam za sobą mamy Bóg wie ile Xenomorfów. Stoimy przed potężnymi wrotami, w których brak zasilania. Czy jest tam u was generator aby pobudzić wrota i je otworzyć? - technik starał się skrócić wydarzenia do absolutnego minimum. Nie mówił o zabitych czy rannych co nie było łatwe po oblaniu kwasem. Uczony miał nadzieję, że Winters udzieli mu jakichś przydatnych informacji, bo ani jemu, ani nikomu innemu nie uśmiechało się błądzić po kompleksie w poszukiwaniu generatora. -A może najlepszy inżynier korpusu zdołałby przywrócić zasilanie jakby go odeskortować do centrum dowodzenia? - zapytał Jacob, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę rozbawienia.

- Odradzam wycieczek po kompleksie. Połowa naszej grupy już sobie takie zafundowała, a teraz mają kłopoty… Czekaj, spytam Agnes o ten generator… - Powiedziała kapral i na chwilę nastała cisza w eterze. Po dłuższym momencie zaś… -Jest przenośny generator, i to całkiem niedaleko was. Strefa Mieszkalna C, poziom -1, korytarz C46, pomieszczenie 87. Ale bydlak waży ze 100 kilo, i skoro windy nie działają to go trzeba taszczyć i schodami.

-Spokojnie Pani Kapral. – powiedział uśmiechając się do radia technik. -Jednym bydlakiem zajmuję się całe życie to i z kolejnym sobie poradzę. – JJ miał świadomość, że gdyby Winters stała tuż obok pewnie dostałby niezłe baty jednak tamtego dnia, w tamtych warunkach, ledwo żywy pozwolił sobie na odrobinę luzu. -Dziękuję Pani. Bez odbioru. – dodał kończąc połączenie z Bravo 4.

-Bravo 1, tu Bravo 2. – zaczął kolejne połączenie żołnierz. -Mówi Kapral Jacob Jones. Rozmawiałem ze Starszą Kapral Winters i okazało się, że aby otworzyć wrota magazynu musimy udać się po stukilowy generator do pomieszczenia numer 87, w korytarzu C46, na poziomie -1 w Strefie Mieszkalnej C. Poruczniku Hawkes prosimy o dalsze rozkazy w oparciu o te informacje. Odbiór. – JJ wstrzymał na chwilę oddech czekając na odpowiedź dowódcy. Wiedział, że Hawkes pewnie odezwie się do dowódców poszczególnych grup, a nie do niego. Nie mógł jednak przerwać połączenia z Porucznikiem na wypadek jakichkolwiek pytań czy wątpliwości.
 
Lechu jest offline  
Stary 09-05-2020, 15:02   #63
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
+ Buka :)

Wielkie BUM! zakończyło żywot garstki Xeno, ale ta śmierć nie zniechęciła pozostałych do polowania na tych członków plutonu, którzy wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu pozostali jeszcze przy życiu. Na szczęście dla tych ostatnich drzwi były na tyle solidne, by - przynajmniej na jakiś czas - powstrzymać krwiożercze i zajadłe stwory. Billy zdecydowanie ich nie cierpiał, ale obiektywnie przyznawał, że ich twórcy zrobili solidną robotę. Niestety.
- Ciekawe, dokąd tym razem zaniesie nas los - powiedział cicho do Reynoldsa.
- Los? - zdziwił się sierżant, spojrzał na Singa, na Hawkesa, po czym przewrócił oczami - Taaa kurwa, los…
- Cóż by innego... - Billy rozejrzał się dokoła, ale zbyt wiele uszu było w pobliżu, by można było się wypowiadać otwarcie. Miał wrażenie, że cokolwiek by powiedział zabrzmiałoby jak krytykowanie kogoś tam... Albo defetyzm... - Na szczęście Xeno zostali za paroma drzwiami.
- Jeszcze z godzina, albo dwie, i będzie z nami serio kiepsko - warknął sierżant.
"Już jest kiepsko", pomyślał Billy, którego optymizm wyparował dawno, dawno temu.
- No to trochę jeszcze pożyjemy - rzucił kiepskim dowcipem. Po chwili zaś byli na miejscu, i pluton się rozlokował po najbliższym terenie przy magazynie…

- Spociłeś się? - Snajpera zagadnęła “Płonąca” Nicky, popijając łyk wody ze swojej manierki.
- Sugerujesz wspólną kąpiel? - odparł Billy, spoglądając na dziewczynę z lekko uniesionymi brwiami. Wyglądało na to, że taka wizją przypadła mu do gustu.
- Jaaaasne… - mruknęła Nicky z drwiącym uśmieszkiem.
- Zaklepuję mycie plecków Billy'emu! - zarechotał stojący niedaleko nich Salas.
- Jasne że jasne - odparł Billy. Jego uśmiech można by nazwać dwuznacznym. - A ty to mógłbyś - spojrzał na Salasa - ewentualnie, buty wyczyścić. Nie moje, bo moich bym ci nie powierzył.
- Lubię jak jesteś taki ordynarny - odparł Salas niezwykle pedziowatym tonem, po czym znowu zarechotał, a Nicky odpaliła sobie fajkę od miotacza, kręcąc głową. Spojrzała na Singa, po czym puściła mu oczko, odrobinkę wyuzdanie obejmując ustami na chwilę filtr papierosa…
- Każdy ma swój gust, a niektórzy znacznie gorszy, niż inny - odparł mu Billy, po czym przeniósł wzrok na Nicky, w demonstracyjny sposób skupiając spojrzenie na jej biuście... a potem na biodrach.
- Znajdziemy prysznice, to się pomyśli - powiedziała Sanders z uśmieszkiem, a kręcący się nieopodal Ferris dostał nagle ataku suchego kaszlu…
- No i twoje pragnienia mogą się prawie spełnić, Salas - powiedział Billy. - Poklep Ferrisa po pleckach, zanim się biedaczek udusi...
A potem ponownie spojrzał na Nicky, z uśmiechem który jedynie udawał niewinność.
- Sprawdzić stan amunicji i granatów. Napić się, zajarać, ale kurwa nie rozłazić i pilnować własnych dup. Operatorzy MT oko na maszynki - - Warknął Reynolds przechodząc między plutonem, po czym wręczył Motion Trackera zabitej Bowens Salasowi. - Gratuluję nowego przydziału.

Billy, snajper jak by nie było, nie siał pocisków garściami na prawo i lewo, kłopotów z amunicją nie miał. Na razie. A jeśli chodziło o pilnowanie dup, to wolałby pilnować taką jedną, zgrabną... No ale skoro nie mieli się rozchodzić, to opcja poszukiwania prysznica odpadała.
Wymienił magazynek, po czym rozpakował jedną z żelaznych racji.
- Chcesz gryza? - spytał Nicky.
- Nie teraz… ale i nie tylko gryza… - Dziewczyna zgasiła peta o ścianę, po czym ponownie napiła się wody z manierki, znów kokieteryjnie obejmując ustami inny kształt przy nich.
- No to porozmawiamy... i nie tylko... później - obiecał Billy. - W bardziej sprzyjających rozmowie... i nie tylko... warunkach.
Rzucił okiem na przysłuchujących się tej wymianie zdań Marine, po czym ponownie przeniósł wzrok na Nicky i uśmiechnął się prowokacyjnie. Potem rozsiadł się wygodnie i zabrał się za jedzenie.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-05-2020, 20:31   #64
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Kapral zebrał się w sobie i rozpoczął sprint w miejscu z hydrauliką grodzi. Z szeregowym na temat dyspozycji obowiązków pogada sobie za chwilę, bo chyba Thant się za mało tlenu nawdychał i mu zaszkodziło.
Cyberręka nie zdawała mu się tu na niewiele poza to, że nie czuł bólu i rwania w przeciążanych sztucznych stawach.
- Ppaanii dyr… dyrektor… - stęknał ciężko - Obróć ttracker… do tyłu…
Skoro Deluca obstawiał przód, to kto miał oko na tył?
- A ttyyy… Deluca… Aaargh… Przestań wciąż drzeć mordę o... wszystko… W luna… parku kurwa jesteś?
Da Silva miała serdecznie dość panoszących się po jej kolonii ksenomorfów. Gdzie by nie ruszyła się, tam pojawiały się te czarne pokraki. Zupełnie jakby jakiś byt wyższy uwziął się na nią i jej kolonię.
A do tego wezwane na pomoc i opłacone z jej pieniędzy wojsko okazało się zbiorem niekompetentnych, raczej niedoświadczonych i nie przestrzegajacych zasada indywiduów. No, może z nielicznymi wyjątkami, które mogła na palcach jednej ręki policzyć.
W tej beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znaleźli najchętniej dokończyłaby butelkę, którą zabrała ze swojego apartamentu, ale nie wypadało.
Westchnąwszy cicho, acz ciężko pokiwała głową na znak że zrozumiała zalecenia kaprala i zrobiła to o co prosił.

Deluca czekał na nadbiegające Xeno z granatnikiem, Evanson pompował wajchą by zamknąć drzwi, a da Silva nerwowo skanowała okolicę przed sobą Motion Trackerem… i w końcu się bestie pojawiły, i to tam, gdzie powinne.

- Sukinkoty... - Mruknął Deluca i wystrzelił z “Betty”, szybko dodając - Sukinkoty!

Pocisk z granatnika trafił w jedną ze ścian korytarza, którym pędziły Xenomorfy, one same jednak uskoczyły z linii ostrzału. Co prawda zostały poranione eksplozją, ale żaden z gnojków nie zdechł… a Arc zamknął cholerne drzwi w ostatniej chwili, tuż tuż przed paszczami rozpędzonych bestii, które w nie przywaliły z impetem. Wrota nieco się wygięły, jednak wytrzymały. Pytanie tylko, jak długo, Xeno bowiem nie ustępowały, łupiąc w zaporę ile wlezie, chcąc dopaść trójkę ludzi za wszelką cenę.
- Pieprzone, wredne, twarde sukinsyny - Skomentował to grenadier, cofając się od wrót o dwa kroki.

Evanson szybko ocenił sytuację. Ucieczka do następnych grodzi zajmie chwilę. Potem mozolne otwarcie… i znów trwające wieki zamknięcie… Albo muszą tu je w wąskim gardle wyłamywanej grodzi wykończyć, albo… spojrzał na podłogę, po której biegli… kratownica… Podjął decyzję.
- Deluca… Tniemy kraty. Już! Z dwóch stron! Otwór na człowieka.
Co rzekłszy przełożył na biodro M65 i szybko w odległości jakichś 8 metrów od grodzi, dorwał swoją ręczna przecinarkę, by wyciąć dziurę w podłodze. W między czasie zerwał materiał bandażujący ze zranionej nogi i rzucił go da Silvie.
- 10 metrów tym korytarzem. Wycieraj o ściany, wyrzuć w cholerę i wracaj.
Nie miał pojęcia czym kierują się xenomorfy w pościgu. Ale nie zaszkodzi spróbować...

Plan zakładał, że albo zdążą otworzyć i zeskoczyć poziom niżej by przyczaić się i przeczekać aż wkurwione xenomorfy popędzą prosto…. Albo nie zdążą. I wtedy z Deluką walą w dziurę w grodzi ile armia dała.

Dyrektor złapała zakrwawiony kawałek materiału. Przez chwilę, naprawdę krótką chwilę, przyglądała się temu co trzymała w ręku i ruszyła biegiem we wskazanym kierunku co jakiś czas marząc po ścianie nim.
- Krew dziewicy zebrana w pełni, kurwa jego mać. Łzy jednorożca. I co jeszcze?- Mruczała pod nosem zostawiając ślady. Bo chyba takie gusła im zostały do wypróbowania przeciwko panoszącym się wszędzie stworom.
Gdy uznała, że już wystarczy, cisnęła bandaż byle gdzie i biegiem wróciła do żołnierzy.
Tyle co ona się w ten jeden cholerny dzień nabiegała, to żadna siłownia jej tego nie dała.


Tymczasem, Evanson i Deluca rozcinali podłogę-kratownicę, ile przydziałowe palniki Marines rady dawały… i wycięli w końcu trzy boki tak gdzieś metr na metr. Na czwarty jednak chyba już czasu nie było.

Wrota korytarza, niecałe 10 metrów od nich, raz za razem traktowane siłą Xenomorfów, zaczęły puszczać. Zdeformowany i wygięty metal już został przebity, już pojawiła się w nim dziura, chwilowo ledwie footbolówki, bestie jednak były zawzięte, czując swe niedoszłe ofiary tuż tuż. Pewnie w ciągu kilku sekund powiększą otwór i w końcu się przecisną i rzucą na trójkę ludzi…
- Nic z tego - warknął kapral gdy jasnym już było, że nie zdążą zejść poziom niżej - Pod broń Deluca!
Zaczepił przepalarkę do pasa, chwycił M65, a Da Silvie wręczył granat.
- Wciskasz i rzucasz. 3 sekundy do detonacji. Mam nadzieję, że nie rzucasz jak baba… Ja pierwszy. Wy dopiero jak się przedrą.
Wolał uniknąć zwrotnego impetu wybuchu od zamkniętych grodzi…
Wycelował i puścił serię w rozrywany w podwójnej stali otwór.
- Rzucam jak kobieta - odpowiedziała da Silva biorąc granat. Ekstremalne sytuacje wymagały ekstremalnych rozwiązań.
A granat takim rozwiązaniem wydawał się być.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 09-05-2020, 21:29   #65
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sytuacja była nieciekawa. Przeglądając mapę kompleksu Hawkes szukał potencjalnie bezpiecznego szlaku pozwalającego mu wycofać do wejścia kompleksu. Przy stanie jego ludzi, a zwłaszcza JJ-a, podążanie ku grupie da Silvy było zbyt dużym ryzykiem. Na razie pozostawał nawiązanie kontaktu z ViPami zza wrotami swoim ludziom. I wtedy odezwał się Welliever.
- Macie nas wesprzeć.- Hawkes starał się nie zabrzmieć sarkastycznie. -Macie namiary na nasze nadajniki? Możecie nas zlokalizować?
- Też mam mapę, więc wystarczy mi łaskawie powiedzieć gdzie jesteście, a was wyratujemy - Dowódca Alpha wprost kipiał na łączu szyderstwem - No chyba, że porucznik się zgubił…
Hawkes zignorował te uszczypliwości. I podał swoją pozycję.
- Będziemy za kilka minut… wytrzymacie? - Pierdzielony Welliver spytał głosikiem pełnym słodyczy.
- Uwierzę jak zobaczę.- odparł sarkastyczne Nathan.-Włączam stoper i odmierzam… zobaczymy czy wyrobisz w te kilka minut.

Po tym jak dowódca Bravo nie odpowiadał w eterze odezwał się spokojny kobiecy głos.
-Panie Weliever tu Agnes, asystentka Dyrektor de Silvy. Na mapie powinien pan wiedzieć drugi mniejszy budynek. To kompleks Badawczy przebywa tam piętnaścioro ocalałych. Z ich informacji kompleks nie był atakowany przez obce organizmy. Kompleks ma jedno betonowe lądowisko, ale ma też połać płaskiej ziemi porośniętej trawą. Być może tam będzie najbezpieczniej w tym momencie..no i będziecie mogli uratować przynajmniej pewną 15 osób.
-Weliever… masz tu koordynaty lądowania dla UDL. W pobliżu kompleks badawczy z piętnaściorgiem ocaleńców. Można tam lądować i ich zgarnąć. Ale bądź ostrożny… cała sytuacja zbyt dobrze. Najpierw spróbuj się z nimi skontaktować. A jak zgarniesz, to izoluj i pilnuj… nie ma tu jak na razie sprawdzić, czy coś siedzi w ich ciałach. Miejscowy szpital to obecnie strefa wojny.- Hawkes przekazał jej słowa do drugiego oficera z własnymi uwagami obserwując przy tym Dawsona przy pracy.

- - Przyjęłem - Odpowiedział drogą radiową dowódca Alpha i… tyle. Nie powiedział nic więcej, niczego nie skomentował, o nic nie spytał.

- Sprawdzić magazynki, opatrzyć rany. Francis obstawiasz ten korytarz, a Salas drugi. Nie chcę by nas Xeno zaskoczyli, Dawson co z tymi drzwiami? Co udało ci się ustalić?- mając te sprawy załatwione Hawkes mógł się skupić na obecnej sytuacji jego plutonu.
- Odpowiadają stukaniem, i tyle. No i kręcą się teraz przy wrotach, widać ich na MT… pięciu...sześciu, siedmiu… może też kombinują jak je otworzyć? Ciul tam wie. Znaczy się, to wszystko, sir!
Hawkes podszedł do drzwi oceniając ich rozmiar, grubość i szanse sforsowania elektronicznie jak i fizycznie.
- Jest jakiś wzór w ich stukaniu? Czy powtarzają twój? Morsem próbują? Choćby SOS? - zapytał porucznik.-Nie zakładamy na sto procent, że to są ludzie. Obcy też mogą być na tyle rozumni, że małpują twoją odpowiedź.
- Klepią po tych wrotach bez sensu… jak to, nie ludzie? - Zdziwił się Dawson.
- To że widzimy przed sobą jedno wejście, nie oznacza że nie ma innych… zwłaszcza takich które mogą sforsować wąskie obłe stwory. Bunkier musi mieć wentylację.- wyjaśnił swoje wątpliwości Nate.- Tak czy siak nie ma co z góry zakładać, że po drugiej stronie na pewno są ludzie. Lepiej być gotowym na wszystko.

JJ zgłosił się do niego z propozycją, ale porucznik nie wykazał się entuzjazmem jakiego technik się spodziewał.
- Nie będziemy teraz ganiać za jakimś akumulatorem, będącym gdzieś w głębi stacji. Zwłaszcza że akurat pan wymaga minimum hospitalizacji. Poczekamy na posiłku, a dopiero jak się zjawią to… wtedy rozważymy tego fetch questa.- odparł Nathan któremu nie w smak było pchać się na terytorium kseno po tym jak się z niego dopiero co pospiesznie wycofali.

12 minut później był wraz ze swoim plutonem przy plutonie Hawkesa.

- Macie problemy poruczniku? - Spytał głośno Hawkesa, z wrednym uśmiechem na ryju, podchodząc do dowódcy Bravo - Jak możemy wam pomóc?
- A jak potraficie? Mamy ciężko rannego do odwiezienia do ambulatorium i drzwi do otwarcia.- odparł równie sarkastycznie i z wrednym uśmiechem Nate.
- Poruczniku Hawkes... - Welliver przemówił spokojnym, a jednocześnie wielce wkurwiającym tonem -...z takimi drobnostkami sobie poradzić nie umiecie, i trzeba starszego stażem kolegi do pomocy? Tsk, tsk, tsk…
- Na razie widzę tej pomocy poruczniku Welliver. Drzwi są zamknięte nadal. Nasz technik nadal w kiepskim stanie. Jak już skończą się panu żarciki, proszę zabrać się do roboty. A potem jeśli nie uda się panu otworzyć drzwi, to trzeba będzie się podzielić. Część z nas ruszy szukać pani da Silvy, część pogoni po akumulator do drzwi.- odparł zimno Hawkes.
- Nie jestem waszą niańką, i nie będę wyręczał w wykonywaniu wszystkiego. Skoro wasi ludzie nie potrafią otworzyć tych drzwi, to jakim cudem moi by potrafili? Czysty nonsens… czy uważacie poruczniku, że mam lepszych podwładnych potrafiących wykonać niewykonalne? - Odparł podobnym tonem Welliver, po czym odezwał się głośno do swoich ludzi - Zabezpieczyć teren, doglądnąć rannych z Bravo, i dać im szansę na odsapnięcie w bezpiecznych warunkach!

Następnie zaś odszedł o parę kroków od Hawkesa, chyba go już ignorując, i przyglądając się wspomnianym wrotom…
- Gadać to każdy potrafi. - podsumował sarkastycznie Hawkes, po tym jak okazało się że Welliver ograniczył swoją pomoc, do minimum. Niemniej podszedł po chwili do drugiego porucznika i rzekł.- Proszę wyznaczyć czterech swoich ludzi. Wezmę ich ze sobą jak ruszę na poszukiwania da Silvy. Zahaczymy o generator, a wtedy zabiorą go ze sobą tutaj, a my pójdziemy dalej.

Welliver spojrzał na Hawkesa, wydał z siebie coś jakby "phh", po czym wzruszył ramionami…
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 10-05-2020, 13:01   #66
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Czas misji 01:35:12
Czas lokalny 16:57:17



magazyn-schron blisko biur zarządu

JJ chciał załatwić przenośny generator, by umożliwić otwarcie drzwi magazyno-schronu, celem uratowania znajdujących się wewnątrz kolonistów. Podjął już nawet pierwsze kroki w tym celu drogą radiową, a po uzyskaniu informacji na linii Winters-Agnes, miał nawet namiary na potrzebne do tego urządzenie.

Porucznik Hawkes odmówił jednak chwilowo podejmowania się tego zadania.

Wkrótce zaś zjawił się porucznik Welliver, i zaczęły się… przepychanki słowne między dowódcami obu plutonów, stroszenie piórek, i tym podobne, niepotrzebne nikomu w tej chwili pierdoły.

Porucznik Hawkes zdecydował nagle, że jednak będą “ganiać za akumulatorem”, z pomocą ludzi z Alpha, co znowu nie spodobało się chyba Welliverowi. I zrozum tu kurwa, oficerów.

Wszystkie plany poszły jednak nagle w pizdu, gdy… w kolonii ponownie wróciło zasilanie. Tak po prostu, nagle znowu wszędzie pojawił się prąd, wszystko ruszyło, i miało moc, wszystko było jak wcześniej. Skołowani ludzie spojrzeli po sobie, nie bardzo rozumiejąc co się tu działo.

- Zbierać dupy! Jest zasilanie, jest więc co robić! - Fuknął na wszystkich sierżant Reynolds, a po wymianie spojrzeń z Hawkesem, i kiwnięciu głową porucznika, dodał - Otwiermy te pieprzone drzwi! Tylko kurwa pamiętać o tym co powiedział porucznik, to mogą nie być koloniści, a pieprzone Xeno. Zamiast więc wyciągać kwiatki i kondomy, broń w odpowiednim kierunku! Podkową wokół wrót, w dwóch szeregach, pierwszy klęczy! I żeby mi kurwa żaden nie wstawał, jak mu kumpel nad głową strzela! Zrozumiano?!

Zrozumieli. I szybko wykonali polecenia sierżanta, spychając niejako pluton Alpha do drugorzędnej roli na obecną chwilę.
- JJ łamasie, jak dasz radę, to otwieraj! - Reynolds zwrócił się do Technika.

Oczywiście, że JJ dał radę. Może i był faktycznie częściowo “łamasem”, ale nadal jeszcze kurde łamasem-Marine! Shakował panel masywnych wrót, i te po chwili zaczęły się otwierać ze zgrzytem…

W środku były naprawdę Xenomorfy.


Oddział Bravo - przy małej pomocy Alpha - rozpieprzył wszelkie bestie wypadające z magazynu zmasowanym ogniem karabinów, miotaczy i granatników. Gdy ustała w końcu ta ogłuszająca kanonada, gdy przerzedził się dym, a na podłogach zalegały podziurawione, spalone, a nawet i porozrywane na kawałki truchła siedmiu Xenomorfów, w ruch poszły Motion Trackery.

Magazyn był czysty. A przynajmniej na taki wyglądał, pod względem jakiegokolwiek w nim ruchu. Tym razem porucznik Welliver wymienił spojrzenie z Hawkesem, i bez już żadnych pieprzonych utarczek, całkiem profesjonalnie, oba plutony wkroczyły do środka, przeczesując i zabezpieczając teren.

Znaleziono ciała kolonistów. Zmasakrowane, z urwanymi kończynami, gnijące. Mężczyźni, kobiety… dzieci. Siedem trupów miało dziury w klatkach piersiowych. Odkryto również prowizoryczne obozowisko ludzi, którzy tu chyba jakiś czas mieszkali, ukrywając się przed nieuniknionym losem. Koce, suchy prowiant, woda, i tym podobne, brane prosto z miejsca, w jakim przebywali.

Znaleziono również kanały wentylacyjne z wyrwanymi kratami, kanały na tyle duże wewnątrz, że mógł się w nich zmieścić bez problemu typowy Marines ze swoim sprzętem, a więc i… rozwalenie Xeno wpłynęło pozytywnie na morale Bravo. Znalezienie ciał tutejszych nieszczęśników, a w szczególności dzieci, już nie.

- Gdzie moja mama?! Co żeście jej zrobili?! - Zaczęła się nagle wydzierać nastolatka, którą znaleziono wcześniej w kolonii. Odzyskała przytomność po “uciszającym” ciosie, i była bardzo, bardzo niezadowolona…
- Uspokój się do cholery! - Warknął na nią Salas, łapiąc od tyłu wierzgającą dziewczynę w uścisk obiema łapami. Oczywiście, nie omieszkał, niby przypadkiem w tej szamotaninie, złapać ją za cycka, perfidnie szczerząc zęby pod nosem. Najbliżej tego wszystkiego był zaś Sing...








korytarze niedaleko Security

Evanson wygarnął z M56 do Xenomorfów powiększających dziurę we wrotach korytarza i rozległy się znajome, i dziwaczne(i wielce miłe dla ucha), skrzeko-piski jednego z nich, gdy został podziurawiony pociskami, znikając gdzieś po drugiej stronie niszczonej bariery… pozostałe Xeno jednak się w końcu przebiły.

Granatnik Deluci przywitał więc je miłą eksplozją, trzy sukinkoty zostały jednak jedynie poranione, a po chwili i poleciał granat rzucony przez da Silvę, jednak... liczba wrogów pozostała bez zmian!! Trzy bestie, poranione i ociekające kwaso-juchą rzuciły się na trójkę ludzi. Ponownie więc przemówił Smart Gun Arca, tuż tuż przed mężczyzną zakańczając w końcu żywot kolejnego Xeno.

Pozostałe dwa, dopadły jednak Marines. Marines stojących murem w korytarzu, mających za sobą Veronicę, odgradzając ją własnym ciałem od atakujących potworów. Deluca nie mógł już użyć granatnika, odległość została zmniejszona do minimalnej… Xenomorf zaatakował go z furią, tnąc pazurami obu łap, kłapiąc szczęką, zadając cios ogonem… Marine dostał pazurami po barku i ogonem w biodro. Przetrzymał truciznę drugiego ciosu, nie padł sparaliżowany.

Arc zasłaniał się - podobnie jak jego kumpel - własną bronią przed atakami Xeno w już bezpośredniej walce. Został ugryziony w rękę.

Deluca wypuścił z dłoni “Betty”, a granatnik zawisł na uprzęży. Marine chwycił za wypożyczoną Berettę od Evansona, po czym wypuścił z niej serię w swojego przeciwnika… nie trafiając. W tym czasie Arc ponownie zrobił użytek z M56 i… broń się zacięła!! Czyżby wcześniejsze razy Xeno, trafiające i Smart Gun go uszkodziły? Jednak nie, M56 po chwili ponownie przemówił serią, jednak niecelnie. Pech, kurwa, pech i tyle.

Deluca zarobił kolejny raz pazurami po ręce, do tego i ogonem po torsie. Powoli zalewał się krwią z coraz liczniejszych ran, wciąż jednak stał i walczył, twardy sukinkot.

Xenomorf wbił pazury Evansonowi w rękę, po czym i w tułów, przyciągając go do siebie, baaardzo blisko ociekającej czymś, wrednej mordy, po czym wśród syku z dużej szczęki wystrzeliła mniejsza, mająca zamiar zrobić dziurę w twarzy Arca, ten jednak zręcznie uchylił głowę.

Thant Deluca ponownie wypuścił serię z Beretty, kule jednak nie zrobiły żadnego wrażenia na walczącym z nim Xenomorfie… a operator Smart Gun zrobił krok w tył, uwalniając się od osaczającej go bestii, po czym wywalił serię prosto w mordę Xeno, efektem czego, cała głowa eksplodowała. Trysnęła kwaso-jucha, na szczęście nikogo jednak nie raniąc. Evanson szybko wystrzelił ponownie, tym razem do naprzykrzającego się grenadierowi delikwenta, i mimo, że podziurawił ścierwo niczym sito, te wciąż walczyło niczym oszalałe.

Biorąca udział we wszystkim Veronica, stojąca za obu Marines z pistoletem w drżącej dłoni, nie bardzo wiedziała co robić. Wszyscy szamotali się na całego, wyprowadzali ataki, parowali, kontrowali, i wśród tej całej zawieruchy nie było miejsca na żaden strzał z jej strony, a co dopiero na jakieś taktyczne zmiany pozycji…

Ostatni Xenomorf wyprowadził atak ogonem zakończonym ostrą, sztyletopodobną końcówką, trafiając Delucę w tors.


Ogon przebił pancerz, a mężczyzna został ugodzony śmiertelnie, padając na plecy, z wciąż wbitym ogonem bestii w swym ciele. Arc wrzasnął wściekle, po czym ponownie zrobił użytek z M56. Wśród huku serii ostatni Xeno padł tuż obok swojej wcześniejszej ofiary.

W korytarzu zapanowała cisza, przerywana jedynie skwierczeniem kwaso-juchy, topiącej w paru miejscach podłogę.








Centrum Dowodzenia

Gdy tylko wróciło zasilanie, Agnes momentalnie zaczęła sprawdzać masę rzeczy na kilku komputerach, ignorując Winters i jej pieprzenie. Androidka najpierw ustaliła pozycję pani dyrektor w kolonii, i gdy wiedziała już, gdzie ta jest, przeniosła się szybko na następny ekran tuż obok, by dojść do przyczyn awarii zasilania w kolonii.

[MEDIA][/MEDIA]

Po chwili okazało się, że uzyskiwana moc z reaktora "po drodze" do reszty całego kompleksu, była tracona w jednej z Elektromagnetycznych Przetwornic Wtórnych… tam system meldował ubytki mocy i częściową awarię maszynerii. Być może za chwilę, za kilka minut, godzinę, znów się coś spierniczy i kolonia ponownie nie będzie miała prądu. Czy wszystko znowu ruszy samo? Raczej wątpliwa sprawa.









***

Komentarze "za chwilę"
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 13-05-2020, 21:23   #67
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bravo 1, 2, 3

Życie bez dowódców byłoby o wiele prostsze. Przynajmniej zdaniem Singa. Jeden Hawkes wystarczył, by narobić kłopotów, a dwóch poruczników, z których każdy miał inne zdanie, to było proszenie się o super problemy. Gdyby tak rozstrzygnęli wszystko za pomocą tradycyjnego pojedynku, życie byłoby prostsze...
Na szczęście, z nieznanych Billy'emu powodów, ruszyło zasilanie. I można było otworzyć drzwi, prowadzące do bezpiecznego schronienia.
Teoretycznie bezpiecznego, bowiem za drzwiami znajdowali się nie czekający na ratunek koloniści, a kolejne Xenosy. Tym razem dzielni wojacy dali sobie radę z przeciwnikiem - bez strat własnych, czego nie można było powiedzieć o poprzednich mieszkańcach schronu - kolonistach. A tych zaskoczyła, zapewne, grupka Facehuggerów, która, zapewne, dostała się tutaj kanałami wentylacyjnymi. Tak przypuszczał Billy, ale tylko przypuszczał, bowiem znał się na zabijaniu Xenosów, a nie na ich obyczajach.
Dlaczego koloniści nie pozbyli się tego paskudztwa, nawet kosztem poważnych strat własnych? To pozostało zagadką.

I nagle pojawiły się problemy, których w zasadzie można się było spodziewać, a które przyjęły zgoła niespodziewany obrót.
Trudno było się dziwić, że Denise miała pewne obiekcje i robiła awanturę, ale sposób, w jaki "uspokajał" ją Salas, był daleki od metod, jakie Billy uznałby za politycznie poprawne.
- Puść ją - warknął na ex-kaprala. - Już!
- Jesteś pewien?? Bo ona to te swoje pazurki to chyba w twoją stronę kieruje! - Powiedział Salas, nadal się siłując z dziewczyną… i po chwili ją puścił, a nawet lekko wypchnął w przód, nadając Denise odpowiedni kierunek. Czyli prosto na Singa.
- Gdzie moja mama?! - Zapiszczała nastolatka, faktycznie robiąc jeszcze krok czy dwa do Snajpera, chyba mają zamiar Singowi wydrapać oczy??
- Została tam, za zamkniętymi drzwiami - odparł. - O szczegóły musisz wypytać doktor Holon - dodał.
- Fuck you! And you! And you! - Denise zaczęła pokazywać środkowy palec do Salasa, Singa, i nawet będącego przypadkowo blisko tego zamieszania Pitsa. A na końcu to nawet próbowała opluć Billy'ego, ale jej nie wyszło.
- Jesteście bandą kutasów! I który to Holon?? - Zawarczała nastolatka.
- Która, a nie który - poprawił ją Billy. - I opanuj się, bo osobiście cię zwiążę. Wyciągnęliśmy cię stamtąd w ostatniej chwili. Mieliśmy cię tam zostawić? - Spróbował przemówić jej do rozumu.
- Rozlane chemikalia ogłupiają zmysły tych stworów! Siedziałyśmy tam też cicho to nas nie znalazły! Powiedziała nam to wszystko jedna naukowiec i to działa! Trzeba mnie tam było zostawić, a teraz moja mama… mama… - I Denise załamał się głos, po czym przestała już się ciskać, i dla odmiany zaczęła chlipać.
Billy wprawy w utulaniu zapłakanych nastolatek nie miał, próbował więc zrobić to, co podpowiadał mu rozsądek. Wyciągnął chusteczkę i podał dziewczynie.
- Nie płacz... - poprosił.
Gdyby był kobietą, pewnie by ją i przytuił, ale wolał zachować pewien bezpieczny dystans.
Nastolatka zerknęła na Singa.
- Fuck...you… - Szepnęła załamanym tonem, po czym skryła twarz w dłoniach, oparła się o ścianę, i powoli po niej zjechała w dół, aż kucnęła. W takiej też pozycji szlochała sobie dalej.
- Ech… - Westchnęła Nicky, po czym ostrożnie zbliżyła się do dziewczyny i położyła swoją dłoń na jej ramieniu, niby tak pocieszając w milczeniu.
"Baba z wozu...", pomyślał Billy, chowając chusteczkę do kieszeni
- Nicky, dasz sobie radę lepiej, niż ja - powiedział cicho, stając obok dziewczyny - ale w razie czego wołaj mnie albo medyczkę.
Jako że Denise była w dobrych rękach, wybrał się na zwiedzanie magazynu. Co prawda to Hawkes powinien wydać odpowiednie rozkazy, ale i tak warto było zobaczyć, na czym stoją. Wszak trzeba było gdzieś umieścić zwłoki kolonistów, pozbyć się resztek Xeno, zorganizować nocleg.
Nie do niego to należało i nie zamierzał pchać się przed szereg z pomysłami, ale lepiej było być przygotowanym na różne pomysły władz zwierzchnich.

Wrócił po paru chwilach, bogatszy o parę odkryć. Znalazł kontener, w którym można by schować zwłoki kolonistów, zakątek, gdzie można było upchnąć Xeno, parę miejsc, gdzie można by się rozłożyć z noclegiem.
Przyklęknął przy Denise, która stale siedziała pod ścianą.
- Denise? Lepiej się czujesz? - spytał.
- Nie - Burknęła dziewczyna.
Billy przez moment milczał. W normalnych warunkach postawiłby dziewczynie kielicha, ale teraz ta metoda niestety odpadała. Nawet gdyby ktoś miał zachomikowany mały (acz nielegalny) zapasik trunków, to i tak nie można było z niego skorzystać.
Po chwili jednak sprawa wspomożenia dziewczyny płynnymi dopalaczami poszła w kąt, jako że zaczęto realizować akcję pod hasłem "zdobyć generator".
- Wstawaj, mała - powiedział Billy. - Ruszamy dalej. Najlepiej trzymaj się blisko mnie - dodał, a Denise spojrzała na niego "z byka", minimalnie wzruszając ramionami. Ruszyli więc w głąb kolonii… Billy z myślą, że nie dość, że musi uważać na Xeno, to jeszcze musi pilnować tyłka dziewczyny. Zgrabnego zresztą.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-05-2020, 13:50   #68
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dialogi we współpracy z częścią ekipy

JJ nie był fanem starć słownych dowódców. Porucznik Hawkes i Welliver nie mogli się dogadać co do banalnej sytuacji w jakiej znajdowali się Marines. Niezdecydowanie przełożonego Jacob odebrał ze stoickim spokojem. Technik cieszył się, że powodzenie misji i stan oddziału nie ciążył na jego barkach. Mimo iż decyzje jakie podejmowali przełożeni wydawały się chwilami proste to Jones nie chciałby obciążać kręgosłupa taką odpowiedzialnością.

Wydawało się, że żołnierze nie będą szukać generatora, później jednak już mieli się za to zabrać gdy… wróciło zasilanie. JJ nie był w stanie namierzyć powodu takiego zachowania infrastruktury kompleksu. Technik miał oczywiście otworzyć wrota i kiedy podpiął się do panelu próbował szybko pomyszkować, ale nie znalazł nic ciekawego. Mimo iż inżynier nie był w najlepszym zdrowiu wejście stało otworem. Pierwszą przeszkodą były Xenomorfy, które z wściekłością w oczach rzuciły się na oczekujących ich Marines.

Kanonada strzałów z broni maszynowej, syku miotaczy ognia i huku granatów nie trwała długo. Truchła obcych zalegały na posadzce magazynu. Widok rozczłonkowanych, podziurawionych i stopionych potworów nie należał do przyjemnych, ale poharatany JJ czuł spokój. Magazyn wyglądał na bezpieczny. Technik nie polecał zdawać się na przypadek w kwestii zasilania wrót dlatego postanowił, że znowu porozmawia z porucznikiem. Dowódca musiał wiedzieć, że energia może zniknąć w każdej chwili. Póki co żołnierze szli po sznurku jaki zgotował im los ograniczając swoje decyzje do tego którędy uciekać przed nieprzyjacielem. JJ nienawidził znajdować się w takim położeniu. Jak miał dokonać żywota to wolał to zrobić na własnych warunkach.

Ciała mieszkańców kolonii nie wpłynęły na morale Marines pozytywnie. Obraz jaki malował się w magazynie był paskudny. Pourywane ręce, podziurawione korpusy, twarze powykręcane strachem i smród zgnilizny. O ile umysł żołnierza był w stanie przejść obojętnie koło martwego mężczyzny, a nawet kobiety to zwłoki dzieci sprawiały, że widok stawał się nie do pominięcia. Widząc pozostawiony prowiant, prowizoryczne legowiska i wodopoje JJ pokiwał głową z niesmakiem. Ludzkie obozowisko musiało zostać zmiecione w kilka chwil przez obcych, którzy wtargnęli przez kanały wentylacyjne. JJ nie chciałby być ojcem i mężem w sytuacji kiedy jego żona i dzieci są zagrożone przez maszyny do zabijania jakimi były Xeno. Ta misja była paskudna i tylko ktoś o kurewsko mocnych nerwach wróci z niej nie będąc zmuszonym skorzystać z pomocy psychoterapeutów.

- Poruczniku Hawkes… - powiedział technik podchodząc do dowódcy i salutując. - Przepraszam, że niepokoję znowu, ale zasilanie wróciło z nieznanej nam przyczyny. Równie niespodziewanie może zaraz go nie być, a my zostać uwięzieni w środku magazynu. Wiem, że są pilniejsze sprawy na głowie, ale generator byłby bardzo przydatny gdyby znowu zabrakło zasilania… - Kapral Jones chyba uważał to urządzenie za niezbędne do dalszej eksploracji koloniii w sposób kontrolowany przez Marines.

- Ruszymy po niego przy okazji. Po drodze do Bravo 4.- stwierdził rozjemczym tonem porucznik.

-Wintes. Bravo 4 jaka sytuacja u was?- zapytał próbując się skontaktować z grupą niańczącą da Silvę.

- Siedzimy na dupie w Centrum Dowodzenia i dłubiemy w nosach. A da Silva wybrała się na wycieczki po kolonii w towarzystwie Deluci i Evansona. Ten ostatni z kolei odmawia wykonania rozkazu powrotu do mnie, i jest samowolka w oddziale! - Zameldowała jednym tchem Winters.

- Czy ona oszalała. Xeno tu pełno jak szczurów, a ona… spacerki urządza! Dobra. Ruszamy tam do was.- warknął gniewnie Hawkes namierzając w swoim IU sygnał Evansona i wyznaczając okrężną trasę do Centrum Dowodzenia tak by natknąć się na generator i renegata wraz da Silvą. A potem wyruszyli. Ehost i Francis na czele… reszta za nimi. W ciągłej gotowości. Hawkes był znużony porucznikiem Welliverem, który dużo gadał… ale niewiele z tego gadania wynikało. A i pomocy udzielił tyle co kot napłakał.


Kilkanaście drzwi i korytarzy dalej, i nawet o jeden poziom niżej, pluton Bravo znalazł w końcu owy "przenośny" generator prądu… Tyle tylko, że kurestwo miało swoje gabaryty(1.5m/1.5m), i ważyło z 200 kilo, jak wcześniej wspominała Agnes. Więc łazić z tym po kolonii było nijak. Albo ze czterech Marines musiałoby to tachać, albo na jakimś wózku pchać… Tylko ten wózek najpierw należało również skołować, a to i tak by nie rozwiązało problemu z przemieszczaniem się między poziomami. No chociaż, skoro był jednak prąd, to i w sumie windy działały… Chociaż Xenomorfy chwilowo się nie naprzykrzały.


- No JJ… to był twój pomysł. Wykaż się więc - stwierdził cierpko Hawkes orientując się, że o tych kluczowych detalach technik jakoś raczył nie wspomnieć. Więc jeśli nie wymyśli jakiegoś sensownego pomysłu, to pozostało im tylko oznaczyć położenie generatora w IU i ruszać dalej.

- Agnes i Winters przekazały mi przez radio, że “bydlak waży ze sto kilo”, a nie dwa razy tyle… - powiedział do przełożonego technik. Gdyby mieli wózek albo inny środek transportu dla urządzenia nie byłoby problemu, ale w przypadku transportu ręcznego te dodatkowe 100 kilogramów robiło potężną różnicę. - Po rozejrzeniu się tutaj nie znajduję dość materiałów aby zrobić jakikolwiek improwizowany środek transportu dla generatora. - westchnął technik szukając rozwiązania, ale nie był w stanie wpaść na nic dobrego. - Wiem jakich gabarytów może być urządzenie ważące sto kilo, ale dwa razy tyle. Do tego kurewsko nieporęczne… - technik oglądał elektroniczny sześcian, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

- Też to widzę. Czyli marnujemy czas stercząc tutaj?- stwierdził beznamiętnie Nate.

- Wracamy do magazyno-schronu po jakiś wózek paletowy albo coś, czy idziemy dalej? - Spytał Reynolds.

- Nie będziemy latać tam i z powrotem w poszukiwaniu wózka. Trzymamy się planu i ruszamy dalej. I tak przede wszystkim mieliśmy dotrzeć do grupy Bravo 4.- ocenił porucznik Hawkes.-Dobra ludziska ruszamy dalej.


- No i dupa JJ, wózka nie ma, to i generatora… Dalej musimy polegać na twoim wykąpanym w kwasie kulasie? - Technika zaczepił Salas.

- Nie musimy Robercie. - zaśmiał się z żołnierza JJ. - Obawiam się jednak, że mimo ewentualnych możliwości to nie mamy drugiego utalentowanego technika. Mamy za to zdolnego bukmachera, szmuglera bimbru i hienę cmentarną. - technik zastanowił się chwilę. - Masz na sprzedaż jakieś ciekawe fanty po naszych zmarłych tragicznie towarzyszach? - zapytał Jacob patrząc Salasowi w oczy. - Dziwne, że taką kreaturę jak ty nadal trzymają w korpusie...

- Pierdol się Jacob - Powiedział całkiem poważnym tonem Salas - Trupowi-cywilowi się już nic do niczego nie przyda. Rodzina dostanie odszkodowanie, a co im po pieprzonej obrączce, jeśli w ogóle nie dostaną trupa? I co w sumie z tą obrączką zrobią? Nic. Pochowają go z nią, więc w czym problem? Albo to zgnije w ziemi, albo zostanie spalone przy kremacji. Był i go nie ma, taka prawda. A ludzie żyją dalej, płaczą, wpatrują się w obrazek i chuj, nic niczego nie zmienia. Więc mi nie pierdol morałów... - Salas wzruszył ramionami, po czym oddalił się od JJ, najwyraźniej wkurwiony.

JJ był dość rozrywkowym i lubiącym się pośmiać człowiekiem. Wśród ludzi miał raczej przyjaciół aniżeli wrogów, ale Salas należał do szumowin z którymi technik nie chciałby mieć nic wspólnego. Gość zabrał obrączkę z palca jakiegoś nieszczęśnika myśląc, że ta należy mu się bardziej aniżeli rodzinie zmarłego. Tylko taki wrak człowieka jak Robert mógł sobie przygarnąć cudzą własność pozbawiając bliskich okradzionego cennej pamiątki. Po co oni mieli się wpatrywać w drogocenny kruszec ich ojca, brata, syna skoro mógł to zgarnąć pseudo-bohater, który chciał zasilić swoją kiesę? Ci ludzie liczyli na pomoc i ratunek, a otrzymywali Roberta Salasa, który pozbawi ich rodziny ostatnich pamiątek. Jacob mógłby przejść obok obojętnie i wzruszyć ramionami, ale nie chciał. Wolał dojebać gnidzie i patrzeć jak jej szare komórki dwoją się i troją aby połapać się o co technikowi mogło biegać…
 
Lechu jest offline  
Stary 18-05-2020, 21:12   #69
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dzięki, MG ;)

Akcja z generatorem nie wypaliła, bowiem machina okazała się zbyt... nieporęczna jak na możliwości Marines. A że nie wypadało powiedzieć na głos, co się myśli o wałęsaniu się po kolonii, tylko zrobić dobrą minę do złej gry.
- Nie wiesz czasem, gdzie po drodze można znaleźć coś... mocniejszego? - Billy po cichu spytał Denise. - Wygląda na to, że przydałoby ci się coś na wzmocnienie.
- A gdzie my w ogóle idziemy? - burknęła dziewczyna po długiej chwili milczenia.
- Do Centrum Dowodzenia - odparł.
- Ale to zły kierunek? - zdziwiła się Denise.
- Stąd nie dojdziemy do Centrum? - Dla odmiany zdziwił się Billy.
- Bo to jest tam? - Nastolatka wskazała palcem w ścianę po prawej stronie.
- Jak tam zatem dojść najkrótszą drogą? - spytał. - Musimy powiedzieć porucznikowi... - dodał tonem dalekim od zadowolonego.
- Idziemy po Evansona, który urządza sobie samowolkę po kolonii z da Silvą, a dopiero potem do Centrum - Warknął sierżant przechodząc obok nich, kierując się na przód plutonu…
Billy skinął lekko głową, czego sierżant z pewnością nie zauważył.
- Przepraszam - powiedział cicho do dziewczyny. - I dziękuję za dobre chęci - dodał.
- - Za co ty mnie przepraszasz?? - syknęła Denise potrząsając głową.
- Że ci głowę niepotrzebnie zawracałem - odparł stale cicho.
- Aha - Padła krótka i dziwna odpowiedź.
Billy nie miał zamiaru przepraszać dziewczyny za jej "porwanie", a jej odpowiedź kończyła - chwilowo przynajmniej - dialog. A przynajmniej tę jego część.
- Kwestia ewentualnego drinka jest stale aktualna - dodał, co tym razem wywołało zmrużenie oczu u dziewczyny, gdy ponownie na niego spojrzała.
- Jak… jak się coś znajdzie… - powiedziała raczej niepewnym tonem.
- Chcesz powiedzieć, że w kolonii obowiązywała... - Przez moment szukał odpowiedniego słowa. - Prohibicja?
- Nie no, tu jest nawet bar. Ale w tym całym burdelu… - Wzruszyła ramionami.
Billy uśmiechnął się lekko.
- Może wszystkiego nie wypili - wyraził cichym głosem cichą nadzieję.
- A ten… żołnierze mogą tak sobie pić w… pracy? - spytała po chwili Denise.
- Drink dla ciebie - wyjaśnił Billy. - A ja poczekam, aż będę po pracy... Taka chwila też nadejdzie. - Uśmiechnął się lekko do niej.
- Ale ja pić nie mogę... - Powiedziała wyjątkowo cicho Denise.
Billy spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Jesteś za młoda? - spytał. - Hawkes by mnie zastrzelił za rozpijanie małolaty... Ile ty masz lat?
- Siedemnaście - wycedziła Denise.
- No to jesteś dorosła... Przynajmniej na większości planet jakie znam - stwierdził Billy...i nagle dostał kantem dłoni w kark. Takim niby ciosem karate… od Nicky. Ta z kolei spojrzała na niego wyjątkowo zabójczym wzrokiem, minimalnie, naprawdę minimalnie kiwając głową w kierunku nastolatki z wyjątkowo poważną miną.
Czy to miało znaczyć "nie wódź małej na pokuszenie" czy też "uważaj, ile srok chcesz złapać", tego nie wiedział. Na wszelki jednak wypadek postanowił zmienić temat. Z tym jednak, że - chwilowo - żaden nie przychodził mu do głowy. A raczej co jeden, to był gorszy.
- No to jeszcze kawałek drogi przed nami, zanim znajdziemy panią dyrektor. - Te słowa skierował bardziej do Nicky, niż do Denise. - A potem to już z górki - dodał tonem nie do końca poważnym. Równocześnie zastanawiał się nad niektórymi głupimi przepisami, obowiązującymi na niektórych głupich światach, gdzie można było rozbijać się samochodami, uprawiać seks czy nawet zabijać, ale piwa pić nie wolno było. Być może po to, by tych pierwszych rzeczy nie robili po pijaku.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-05-2020, 16:17   #70
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Da Silva patrzyła na całą walkę z przerażeniem. Tym bardziej, że nijak nie mogła pomóc. Nie była wyszkolonym do walki Marines. Ona takich wynajmowała i liczyła, że siła ognia załatwi sprawę.
Tymczasem kolejni żołnierze ginęli w nierównej walce z obcymi przybyszami, których jednym życiowym celem było sianie śmierci.
Tak jak ten nieszczęśnik, który leżał teraz martwy koło ścierw dwóch ksenomorfów. Nie żył bo jego przełożona wyznaczyła go na ochotnika.
- Czy to się kiedyś skończy? - Zapytała może trochę oschle da Silva. Ale inaczej nie mogła. Wiedziała, że gdyby pozwoliła sobie na nieco współczucia w głosie, to to uczucie zupełnie zdominowałoby ją, owładnęłoby nią, sparaliżowało i nie pozwoliło działać i kolonia byłaby już zgubiona.

Mgnienia oka, odruchy, wrzaski, wściekłość…
Arc podjął decyzję. Bronią pozycji. I przy ataku przewyższających ich prędkością, zwinnością i siłą obcych istot, taka decyzja oznacza wóz, albo przewóz. Nie ma odwrotu, bo kurwie cholery dogonią każdego. I nie zależy im na mięsie by zadowolić się tymi co padną. Nie. Jak czują ofiarę to muszą ją zabić. Wynaturzenia, których nawet najwyrodniejsza z najbardziej dupodajnych matek natury z całego kosmosu nie wydałaby na świat. Bronili więc pozycji tak nieustępliwie jakby niczego w życiu ni mieli poza tym co stało za nimi. I wytłukli gnoje co do jednego. Tylko, że Thant Deluca zginął. W obsranych gaciach zginął na posterunku po tym jak obce ciało rozjebało mu bebechy dziurawiąc na wylot jak żuczka do kolekcji. Biedny skurwiel…

Arc zdjął z szyi kolegi nieśmiertelnik i schował do kieszeni. Zdjął też hełm z komunikatorem i wizją taktyczną, a także wyciągnął z zaciśniętej, martwej ręki Barettę i podał da Silvie.
- Schowaj pistolet i weź to. Hełm załóż. - powiedział krótko, niemal mechanicznie.
Podniósł też leżący obok granatnik z zasobnikiem amunicji i odpiął od pasa Deluci niewykorzystane granaty, flary i zestaw ratunkowy do walki z xenomorfami. Całość przerzucił do swojego plecaka, po czym… siadł na podłodze.
Zaraz jednak zerwał się jak na hejnał na nogi. Poza ranioną wcześniej nogą, teraz doskwierala mu ręka, ta zdrowa, a i dostał pazurami przez tors, ale ten cios akurat zatrzymał się w duże mierze na pancerzu. Wyglądało jednak na to, że chce i zamierza iść dalej. Tym bardziej, że w którymś momencie tego zamieszania generator bazy zaskoczył i światła rozjarzyły się bladym blaskiem.
- To się nigdy nie kończy psze pani - powiedział do Veronici przeładowując M56 - Ale jak pani ustali kto podrzucił do kolonii organizm… to będziemy wiedzieć komu za to podziękować. A teraz... Nie możemy zostać na korytarzu… Musimy dotrzeć do siedziby ochrony. I skontaktować się stamtąd z porucznikiem Hawkesem.
- Jest pan pewien, że zdoła pan tam dotrzeć o własnych siłach? - Veronica na chwilę przestała przyglądać się podanemu jej hełmowi i przeniosła wzrok na żołnierza, tego, który jeszcze żył. Przestała też zastanawiać się po co je hełm. Wszak stwory, które zaatakowały kolonię z łatwością przebijały się przez pancerze noszone przez Marines, przez hełmy również.
- Jest lepiej niż wygląda - odpowiedział marine i cybernetyczną ręką skinął na hełm - Dla mojego komfortu. Ruszajmy. Może pani android jeszcze tam jest…
- Do centrum dowodzenia? - Pani dyrektor upewniła się, że dobrze zrozumiała. Po tym wszystkim kapral nagle zapragnął wrócić do centrum dowodzenia. to była jakaś niedorzeczność.
Marine jednak pokręcił głową.
[i]- Do siedziby ochrony [i]- co rzekłszy machnął dłonią na kierunek, w którym podążali, a u celu którego znajdowała się “Security”. [i]- A pani nic nie jest?[i]
Upewnił się na koniec.
- Bywało lepiej - Odpowiedziała nawet zgodnie z prawdą, chociaż nie całkowitą. - Dobrze go pan znał? - Spróbowała zmienić temat zakładając na głowę, dla komfortu żołnierza, hełm po jego zmarłym koledze. Dziwnie się z nim czuła i tak musiała też wyglądać.
- Nie - Odparł bez cienia fałszu i mimo bólu uśmiechnął się na widok jej niezręcznej miny w zdjętym z trupa hełmie - Ma wbudowany nadajnik Deluci. W razie gdybyśmy się musieli rozdzielić, znajdą panią. Poza tym… Chciałem zobaczyć jak będzie pani wyglądać w samym hełmie.
- W samym hełmie - Veronica powtórzyła cicho słowa żołnierza i uśmiechnęła się do swoich myśli krążących wokół dwuznacznego stwierdzenia.

Przez chwilę szli w milczeniu, aż w końcu pani dyrektor zatrzymała się koło jednego z urządzeń umożliwiających komunikację w kolonii.
-[i] Muszę skontaktować się z Agnes.[i] - Powiedziała wprowadzając swój kod wywołała centrum dowodzenia nim marine zdążył zaprotestować.
- Agnes, proszę o raport. Dlaczego padło zasilanie? I czy znalazł się już pan porucznik Hawkes? - To ostatnie zdanie wypowiedziała z przekąsem. - Czy nadal biega bez celu po mojej kolonii?

- Dobrze słyszeć, że jest pani całą. - Powiedziała najpierw Agnes i nie tracąc więcej czasu przeszła do raportu. - Jedna z Elektromagnetycznych Przetwornic Wtórnych gubi napięcie, nie jestem w stanie określić co jest przyczyną. Mogę tylko spekulować że może być to uszkodzenie natury mechanicznej. W tej chwili jeszcze działa ale na pewno w którymś momencie znowu nastąpi zwarcie. Patrząc na dane jakie podaje system drugi raz się nie podniesie. Z kolejnych złych informacji to zwarcie może nastąpić w każdej chwili.
- Niech to wszystko…- da Silva syknęła wściekle, ledwo się powstrzymując przed uderzeniem pięścią w ścianę.
- To nie jest dobre miejsce… Proszę kończyć tę rozmowę psze pani.- odezwał się cicho kapral Evanson tonem, który w żadnej mierze nie przysługiwał podwładnym. Jednocześnie czując powolny acz nieubłagany upływ krwi, uważnie lustrował okolicę trackerem.
Veronica zrzuciła kapralowi krótkie spojrzenie. Trudno było ocenić czy jaki emocje i myśli kłębią się teraz w jej głowie. Połączenie jednak zakończyła.
Chociaż po kilku minutach znów przystanęła i ponownie wywołała Agnes.
- Czy ktoś już tam idzie by to sprawdzić?
- Nie. - Brzmiałą krótka odpowiedź Agnes. - Nie mamy kontaktu z nikim z personelu technicznego a priorytety personelu Militarnego są mi nieznane na tą chwilę. - Agnes stwierdziła prawdę. Jeszcze nie updetowała ich militarną cześć o stanie stacji i zagrożeniu jakie to ze sobą niesie. O nie znaleźli też nikogo żyjącego człowieka załogi technicznej który mógłby się tym zająć.
- Odezwę się z Security. A ty postaraj się zebrać potrzebne dane - da Silva ponownie rozłączyła się.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172