| Draugdin ruszył na najbliższego przeciwnika, uderzając w niego swymi mieczami. Ostrza gładko odcięły lewą rękę i kawałek korpusu z prawej strony szkieletu, jednak nieumarły wciąż trzymał się na nogach. W odpowiedzi przejechał ostrzem swego krótkiego miecza po lewym przedramieniu smokowca, otwierając szeroką, krwawiącą ranę. Amos miał więcej szczęścia, gdyż zamach wielkiego miecza znad głowy zdmuchnął jego przeciwnikowi czaszkę z karku, gruchocząc przy okazji kości kręgosłupa i posyłając go na podłogę, gdzie już się nie poruszył. W tym czasie Archie rzucił zaklęcie i kilka szkieletów obok niego zaczęło zachowywać się dziwnie otępiale.
Bran wykorzystał sytuację i cisnął magicznymi pociskami w zbliżającego się przeciwnika, urywając mu obie kościste ręce na wysokości łokci i żuchwę - mimo to stwór wciąż parł na zaklinacza. Swoje dołożył Willie, tnąc sztyletem przy kolanie nieumarłego, a ten nagle rozsypał się w kupkę kości. Walcząca z tyłu Elora posłała z dłoni strumień ognia, który szybko objął zbliżający się do niej szkielet, który pomimo tego nie zaprzestał bezrozumnego ataku. Kapłanka nie zdążyła się odsunąć i ostrze wroga przecięło jej skórę na prawej nodze, powyżej kolana. Ostatni ze szkieletów otępionych czarem Archiego zaatakował właśnie niziołka, ale cios znad głowy był zbyt czytelny i Archie bez problemu go uniknął.
Nieopodal Draugdin wyprowadził kolejne ataki swymi mieczami, przebijając się przez korpus i czaszkę umrzyka, posyłając go ostatecznie w niebyt. To samo uczynił Amos, potężnym cięciem pozbywając się płonącego szkieletu, który wcześniej zranił Elorę. Archie, wykorzystując ospałość ostatniego z przeciwników, postanowił wykorzystać czar zadający psychiczne obrażenia. - Nie jesteś może ździebko za chudy, żeby brać się za wojaczkę? - rzucił tylko niziołek, gdy tamtym szarpnął spazm.
Wykorzystała to reszta drużyny. Bran cisnął ognistym pociskiem, który trafił szkielet w korpus, Willie wypuścił z kuszy bełt, a ten znalazł się w mostku umrzyka, a Elora dokończyła dzieła, znów smażąc go swoim świętym płomieniem. Szkielet zatoczył się jeszcze po czym runął, tworząc palącą się kupkę kości.
Walka została zakończona i wygrana, choć Elora i Draugdin odnieśli lekkie rany. Niemal od razu Archie zabrał się za sprawdzenie ołtarza i ku swojemu zdziwieniu i jednocześnie zadowoleniu, odkrył za nim niewielką skrytkę, w której znalazł osiem pięknie obrobionych perydotów w kształcie łez.
Sarkofagi nie kryły niczego szczególnego, więc zabraliście, co było cenne i ruszyliście dalej z Meepo, który zniecierpliwiony stał w wejściu do komnaty.
- My nie tracić czasu, my iść znaleźć Calcryxa - irytował się.
Skoro Meepo miał prowadzić, wcisnęliście mu w łapy tyczkę, którą sprawdzał powierzchnię i poprowadził was korytarzem wcześniej sprawdzonym przez Archiego, po czym odbił w lewo, kierując się do drzwi. Standardowo niziołek zbadał przejście i gdy upewnił się, że wszystko w porządku, puściliście przodem sowę Williego. Komnata, do której wleciał chowaniec była jednak zupełnie pusta i zawalona resztkami gruzu, więc podążyliście dalej, ku drzwiom na północnej ścianie, które były delikatnie otwarte. Archie zatrzymał was jednak gestem dłoni, pokazując na niemal niewidoczny sznurek i mały dzwoneczek wiszący na nim - przy próbie natychmiastowego otwarcia drzwi, dzwonek zrobiłby masę hałasu i z pewnością kogoś zaalarmował.
Najwyższy z was Amos wsunął dłoń między drzwi i framugę, po czym objął dzwonek i odciął pożyczonym od Brana sztyletem sznurek. Pułapka została zneutralizowana i mogliście przejść dalej. Wcześniej jednak teren sprawdził chowaniec Williego. Okazało się, że podłogę tego prostokątnego, podłużnego pomieszczenia ścieliły tak zwane "pajączki" - małe metalowe przedmioty, z których wystawały cztery szpikulce, ustawione tak, że gdy trzy opierały się o podłogę, czwarty zawsze sterczał do góry. Nie było tutaj północnych drzwi, a zamiast nich wybito do połowy ścianę, by służyła za coś w rodzaju osłony przed atakami.
W pomieszczeniu za wybitą ścianą dostrzegliście pełzające po ścianach światło pochodni i usłyszeliście dźwięki szurania oraz wysokie, piskliwie głosy. Sowa, która zajrzała przez otwór do sali z pochodnią, pozwoliła Williemu ujrzeć trzy rozmawiające ze sobą gobliny siedzące przy wygaszonym palenisku. Każdy z nich trzymał na kolanach zaladowaną, lekką kuszę. Gnom oczywiście podzielił się z pozostałymi tymi rewelacjami a towarzyszący wam Strażnik Smoków od razu wpadł na swój pomysł. - Meepo wyczyści szybko komnatę z tych szpikulców tym badylem - uniósł tyczkę. Problem polegał na tym, że pewnie narobiłby przy tym masę hałasu, a tego akurat teraz nie potrzebowaliście. |