W życiu każdego człowieka, nieważne jak prostego żywota by on nie wiódł lub jakich nizin intelektualnych sobą nie reprezentował, zdarza się taki moment, gdzie musi podjąć ważną, życiową decyzję. W większości wypadków, konsekwencje które dana jednostka sobie wyobraziła w przypadku dokonania tego lub owego wyboru, są totalnie przekoloryzowane w porównaniu do tych, które autentycznie się wydarzyły. I już mniejsza o to, gdy cała sprawa dotyczy się właśnie tych maluczkich, których smutne jak pizda życia i wybory będą mieć wpływy tylko na ich, gówniane żywota. Problem zaczyna się wtedy, gdy takie decyzje musi podjąć ktoś ważny, odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale i za innych, a konsekwencje jego wyborów będą odczuwalne przez wielu i na długo.
Niezmiernie rzadko zdarza się jednak, żeby to właśnie Ci mali decydowali o sprawach wielkich. Brzmi jak idioto-odporny przepis na katastrofę. I chociaż Hans Hans o filozofii wiedział niewiele (prawdopodobnie nigdy nawet takiego słowa nie słyszał) i całość powyżej ująłby w znacznie prostszych słowach, to czuł się, jakby właśnie w takiej sytuacji został właśnie postawiony. Gdy dookoła niego Ludzie Wielcy sprzeczali się i niemal rzucali się sobie do gardła, zamiast wziąć na siebie brzemię odpowiedzialności za wybór, Hans Hans, prosty kmiot, postanowił w prosty sposób ich wszystkich wyręczyć.
Czy był to, po raz kolejny, przebłysk "prostackiego geniuszu" (czy taki termin w ogóle istnieje?) tego bohatera? Czy być może była to najbardziej debilna rzecz jaką można była w tym momencie zrobić? Najbliższe kilka sekund miało wszystko wyjaśnić...