Wieczór 23 Brauzeit 2518 KI, grobowiec magistra Arforla
Wstrząśnięci słowami trapera i jego towarzyszki, uczestnicy wyprawy jęli odwracać się ku wykuszom w ścianach wieży. Czynili to powolnymi ruchami jakby wciąż nie wierzyli usłyszanym właśnie słowom.
Wszyscy prócz jednego.
Hans Hans od chwili wejścia na szczyt budowli przyglądał się uważnie poczynaniom morrytów, w szczególności ich przywódcy. Łysy osiłek nie był aż tak obeznany w kwestiach żołnierskiej profesji jak pan Niers, ale i on wiedział co nieco o robieniu żelazem, a nadto miał po swej stronie wyniesione z tuzinów ulicznych bitek doświadczenie. To dzięki niemu nie rozluźniał nawet na chwilę uchwytu palców na rękojeści miecza; to dzięki niemu studiował wzrokiem mowę ciał swoich towarzyszy, ostrożnie stawiane kroki odzianych na czarno mieczników Świątyni Morra.
I kiedy wszyscy inni na dźwięk ostrzeżenia Saxy skupili swą uwagę na rozciągającym się z wieży widoku, Hans Hans w jednej chwili wykorzystał oczywisty czynnik zaskoczenia.
Unosząc klingę miecza postąpił kilka kroków przed siebie, wyminął nie rozumiejącą jeszcze jego intencji Katerinę Lautermann, nabrał rozpędu. Gdzieś z boku dobiegł go zduszony okrzyk, czyjeś pełne zaskoczenia stęknięcie, ale mężczyzna nie zamierzał już wstrzymać wzniesionej do ciosu ręki.
Ciął z całej siły, na odlew, bez trudu sięgając ostrzem obranego przez siebie celu. Ostra jak brzytwa klinga przecięła skórę, mięśnie i kości, przeszła przez nie nie napotykając praktycznie żadnego oporu. Gorąca krew trysnęła w powietrze, obryzgała podróżny strój Ametystowej Czarodziejki i nogawice Karla Petera.
Gładko odcięta ludzka głowa spadła z bezwładnego korpusu, uderzyła z dziwnym odgłosem w kamienna posadzkę, poturlała się pod jedną ze ścian. Okryty skromnymi znoszonymi szatami korpus świątobliwego męża ugiął się w kolana, opadł na niego, a potem przewrócił się na plecy przybierając w jednej chwili postać wypchanego szmatami worka.