Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2020, 21:35   #5
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

Wśród przybyszów z odległych krain w Domu u Cepy gościł między innymi czarnowłosy mężczyzna o oczach tym włosom niewiele ustępującym. Tubylcy nieczęsto garnęli się do rozmowy z nim bowiem, niełatwo było po samym wyglądzie określić skąd pochodzi, a jak wiadomo, nieznane lepiej z daleka obchodzić. Nosił się z ciemna i tylko kontrast jasnej lnianej koszuliny spozierał co jakiś czas spod wełnianego kaftanu kiedy dni były cieplejsze. Nie miał w posturze tej smukłej szlachetności Gondorczyka i generalnie z oczu patrzyło mu niezbyt przyjaźnie. Ale i wyższy był z kolei od górali z Dunlandu, lepiej ubrany, bo nie w same skóry i baranice jeno, a prawdziwy materiał, i z brodą, która przynajmniej z raz musiała widzieć balwierza. Mógł jeszcze z dalszej północy pochodzić, ale że na tamtejszych stronach w Edoras nie wyznawano się, to ostatecznie machnięto na to ręką. Dość rzec, że przybysz nie awanturował się, burd nie wszczynał i swojego nosa pilnował. Przeważnie. Bowiem gdy kiesa mu się kurczyć zaczynała to się na podgrodziu prac gospodarskich podejmował. Na co już bardziej krzywo patrzono jakoże wielu mężów gród z królem opuściło i niezbyt miłym widokiem był taki podejrzany typ na obejściu szanowanego sąsiada. Nie mówiąc już o chwilach gdy takiemu pod nieobecność tegoż sąsiada, żona onemu obcemu w trakcie pracy garniec zimnego piwa przynosiła dla wytchnienia. A zdarzało się to, zdarzało ku zgorszeniu starców i leciwszych matron. Żony jednak wojów przyjmowaniu pomocy w gospodarstwie rzadko były niechętne. Co łatwo było zrozumieć kiedy się dzień takiej żony sobie obejrzało. Na ich młode jeszcze i niestyrane barki bowiem poza wychowywaniem rohirrimskich młodzików i doglądaniem ogniska domowego, spadła teraz ciężka praca gospodarska wojujących obecnie mężczyzn. Choć i takie bywały, co i niewymagając jakiejś wielkiej pomocy, czarnowłosego mile u siebie na obejściu widziały. Do tych ostatnich jednak z jakichś przyczyn przybysz nie garnął się, a i tym pierwszym awansów widocznych nie czynił. A przynajmniej nie tak by zwróciło to uwagę mieszkańców.

Tak jak zwróciło z pewnością imię jakim kazał się wołać, a które Rogacz brzmiało. Wielu osobom nie mówiło to niczego poza oczywistym skojarzeniem wywołującym kpiące uśmieszki. Inni, bardziej podejrzliwi, uznawali, że to nie od własnych rogów, a od tych które miałby innym przyprawiać. A jeszcze inni sugerowali, że jakiś ród owych Rogaczy gdzieś na południowym pogórzu Gór Mglistych zamieszkuje i że to strasznie dzicy są ludzie, a może i nawet Dunlandczyki!
Przybysz nie rozwiewał, ani nie potwierdzał żadnych z tych wątpliwości. Choć zdarzyło się, że zbyt mocno nagabnięty musiał kułakiem wytłumaczyć, że zażalenia mu czynione nie mają podstaw, lub kułaków kilka przyjąć by się mieszkańcy bezpieczniej poczuli. Na ogół jednak nikt się go nie czepiał, na co zapewne wpływ też miał długi topór jaki nosił u pasa i wirtuozeria z jaką posługiwał się siekierką drwa dla rohirrimskich matek narodu narębując.

Tego dnia gdy Rządca ogłosił przed ludem wolę króla, Rogacz pracą się żadną nie imał i czas przed południem spędzał poza miastem oddając się przyjemności polowania. Już jakiś czas temu umówił się, że owoce tego polowania mógł za bezcen przekazywać karczemnej kuchni co zapewniało mu spokój, pewność o pokój i darmowy posiłek.
Gdy zaś wrócił, w karczmie była już zarówno ulfurowa kompania, która na nim zrobiła mocno awanturnicze wrażenie, oraz nowy obcy z dalekich stron. A w zasadzie obca. Bo wśród dotychczasowych egzotycznych przybyszów była już puszczańska elfka, której wzorem i przekonaniem tubylców nie zaczepiał, a także kobieta ze znacznie bardziej swojskiej kultury, której pies, gdy tylko się pojawiła też go zainteresował. Niemal od razu gdy przybyła ze swoją kupiecką gromadą, za jej pozwoleniem zbliżył się do zwierzęcia przypatrując mu z zaciekawieniem i sympatią i bez obawy podejmując kilka prób obłaskawienia zwierzęcia…

Teraz natomiast do Edoras zawitała kobieta bardzo wytworna i Rogacz sprawiał wrażenie, jakby jej wygląd nie był mu zupełnie obcy. A w każdym razie sposób w jaki się nosiła. I to coś co miała w oczach, a czego brakowało Eorlingom. A może raczej nie w oczach, a trochę niżej. W miejscu, które nieczęsto słońce publicznie widuje w Edoras.
Przyglądał się jej być może o moment dłużej niżby to przyzwoitość dopuszczała, by udać się do karczmarki, której wraz z wymianą kilku zdań, przekazał naręcze upolowanych cietrzewi, a następnie wyszedł w stronę pokoi gościnnych. Wróciwszy stamtąd jakiś czas później już bez broni, zamówił dwa kufle rohirimskiego piwa i skierował kroki w stronę kobiety. Wzrostem, choć nie budową, ustępował nieco wysokim Gondorczykom, ale poruszał się z charakterystyczną dla nich pewnością kogoś kto wszędzie czuł się na miejscu i o czasie.
- Można się dosiąść? Wieściami wymienić? Albo pomilczeć wspólnie i posłuchać ulfurowych żalów.
Spojrzał krzywo na perorującego Rohirrima o głosie barwnym, lecz tekstach nudnych i już setki razy wcześniej wypowiadanych.
Zagadnięta uniosła oczy. Wpierw na mężczyznę, bacznie mu się przyglądając, oceniając. Nie był stąd, jako i ona.
W gąszczu krzykliwych, nadpobudliwych mieszkańców Rohanu, czego próbkę widziała na palcu, a część dalszą tu w karczmie, wyróżniał się nawet pozytywnie. Nie żeby miała coś przeciwko mieszkańcom Rohanu, ale przyjemnie było poczuć, że nie jest się samemu w obcym miejscu.
Dokonawszy oceny ruchem ręki wskazała wolne miejsce obok.
- Żalów? - Zapytała ironicznie i trochę uszczypliwie. - Gdyby nie to, że głównie mężowie go słuchają gotowam pomyśleć, że niczym jakiś paw na wiosnę dumnie puszy ogon by przyciągnąć wzrok pawic.

- Nie znam tych bestii - ozwał się mężczyzna siadając i usadawiając tak by obserwować dogodnie ulfurowych - Pawi znaczy. Ale jeśli to ptaki, to oto jest porządek dziobania. Przyjrzyj się pani. Do których pierwszych Ulfur przepija. I którzy najgłośniej mu przytakują. Pierwsi stoją w porządku wysoko. Drudzy niżej. A sam Ulfur tym rytuałem umacnia swą władzę nad jednymi i drugimi.
W głosie mężczyzny dało się słyszeć przez chwilę jakąś nutę zrozumienia dla Rohirrima.
Jeden z kufli podsunął kobiecie. Drugi wziął sam i nie czekając upił z niego piwa, które zostawiało pianę na jego ustach. Otarł ją dłonią i spojrzał na kobietę.
- Wołają mnie Rogacz.
Córka Eadwearda spojrzała na kufel piwa, który Rogacz przysunął do niej. Następnie przeniosła wzrok na samego Rogacza. Wyciągnęła rękę po kufel, uśmiechnęła się przy tym miło. Ona również wzięła łyk, a pianę która zostawł napój otarła chuskeczką, którą wyciąnęła z rękawa sukni.
- Eiliandis - przedstawiła się i upiła kolejny łyk. Tym razem starając się by jak najmniej piany zostało na ustach.
- A zatem pomyliłam się panie Rogaczu. To nie ptak a ogier, który podporządkowuje sobie innych w stadzie. - I choć mówiła o zwierzętach, które mieszkańcy Rohanu tak cenili, to nie było w jej słowach nic z podziwu, a jedynie dalej kpina.

- I to też jest ciekawe - podjął nowy wątek czarnowłosy. I nawet przyglądał się bawiącym się w najlepsze jeźdźcom jakby podpatrywał ich zachowanie stadne. A kpina w głosie Eiliandis jakby mu odpowiadała, gdyż uśmiechnął się nieznacznie do jej słów - Bo w stadzie to nie ogier przewodzi, a klacz, za którą reszta wszędzie podąża. Gdy jednak klacz owa oddali się, dajmy na to ład zaprowadzać we Wschodniej Bruździe, to pozostałe ogiery dokazują. Ku uciesze drapieżników.
Milczał przez chwilę delektując się piwem po czym obejrzał na rozmówczynię zerkając czy przyjęła napitek… a może na to co kufel z jego perspektywy tylko nieco zasłaniał.
- Dobrze jednak, że ludzie to nie bestie, które tak łatwo odczytać i nie ulegają tak prosto swoim instynktom. - Dopiero teraz spojrzenie przeniósł wyżej -Ja dla przykładu nie umiem dojść, czy jesteś pani w Medusled u celu. Czy raczej w drodze do celu.
- Cel czasem w punkt pośredni zmienia się i odwrotnie opowiedziała odwróciwszy głowę w stronę omawianej wcześniej kompanii. Ale na krótko. A straciwszy zainteresowanie tak tym co przywódca owej grupy plótł jak i samą grupą wróciła wzrokiem do swojego rozmówcy. Poprawiła się przy tym na siedzeniu, podróż nadal dawałą jej się we znaki. - Wszystko zależy od tego co można znaleźć TU, a co może oferować TAM - mocniej zaakcentowała dwa słowa.
Rogacz zaśmiał się na te słowa.
- Racja - przyznał - Najczystsza. Niechaj tak będzie pani Eiliandis z TU, w drodze do TAM. A pytałem, bo widywałem już, jeśli się nie mylę, twoich rodaków pani. Ich TAM jednak znajdowało się nie w Edoras, a w Isengardzie i zwykle po jakimś czasie wracali do TU w Gondorze.
Eadweardowa córka uśmiechnęła się lekko. Podniosła kufel lekko ku górze w geście toastu i napiła się ponownie.
- TERAZ moje TU jest Edoras - powiedziała nieco sentencjonalnie. - A twoje mości panie Rogaczu?
- TERAZ moje TU jest jak widać w karczmie obok ciebie pani Eiliandis.
Co rzekłszy Rogacz uśmiechnął się nieco drapieżnie i takoż wzniósł swój kufel, po czym stuknął lekko w ten uniesiony przez Gondoryjkę.
- Ale zaraz się to chyba zmieni...
Skinął głową na nagłe poruszenie wśród Rohirrimów w tym i ulfurowych, którzy zaczęli opuszczać karczmę.
- Sprawdzimy co odciągnęło zwierzynę od wodopoju?
- Chodźmy zatem - Eiliandis podniosła się.

Wydarzenie Rogacz istotnie znalazł w swoim mniemaniu ważkim i ciekawym. Rządca nie co drugi dzień ogłaszał misję, której każdy może się podjąć. A sedno wokół którego temat sprawy krążył, było dla Rogacza również interesujące. A że na dodatek oferowali mu konia, postanowił, że jego czas w Edoras dobiegł końca i należy dołączyć się do trzeciej na szybko zmustrowanej kompanii. Spojrzenie uprzejmego Rohirrima, oraz serdeczne powitanie elfki, odwzajemnił na swój rogaczowy sposób. Spode łba. Natomiast nie miał nic przeciwko powrotowi do karczmy, co zasugerowała dziewczyna z lasu w towarzystwie swojego psa, na którego widok Rogaczowi gęba sama się śmiała. Tak jak uśmiechnęła się do faktu, że delegatka z Gondoru również znalazła się w tej kompanii.
- Znów w siodło, co? - parsknął do niej. Po czym gestem głowy kompanii wskazał kierunek. Ten sam zresztą, którym podążyli ulfurowi. Piwo powinno tam nadal czekać… - Rogacz jestem. Kompanio.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem