
Podróż do Edoras trwała ponad tydzień. W tym czasie Eiliandis mogła sobie wiele przemyśleć, poukładać w głowie. Kraina, do której udawała się leżała prawie na końcu świata. Więc usługi kogoś takiego jak ona, uzdrowicielki wykształconej w Minas Tirith
z pewnością mogły się tam przydać. Na to właśnie liczyła eadweardowa córka wyruszając w tę podróż. Nie to, żeby w samej stolicy Gondoru jej umiejętności nie były potrzebne czy zrobiła coś co zmusiłoby ją do ucieczki. Co to to nie. Jej decyzja, poprzedzona poważnymi rozmowami z cioteczką Jaylynn, podyktowana była chęcią rozsławienia tak samego Gondoru jak i mistrzów uzdrowień i ich wiedzy. I tego Eliandis trzymała się kurczowo gdy niewygody podróży dały jej się we znaki. Swoich postanowień, że na krańce świata zawiezie wiedzę, która ukryta była w przepastnych bibliotekach wspaniałego Minas Tirith.
Gdy dotarła do Edoras z radością zsiadła z konia by rozprostować nogi. Nie to żeby uzdrowicielka nie potrafiła trzymać się w siodle. O to zadbał ojciec, który również córkę szkolił. Do tej pory najdłuższa podróż jaką odbyła trwała zaledwie kilka godzin. A tu tyle dni w siodle.
Więc trochę na sztywnych nogach, ale z wyuczoną gracją udała się do Rządcy by zwyczajowo prosić o pozwolenie na pobyt.
W stroju, który znacznie różnił się od tych jakie nosiły rohirimmskie kobiety, a który odzwierciedlał najnowsze modowe trendy stawiła się u królewskiego urzędnika.
I w takim samym stroju, zupełnie nie zwracając na męskie spojrzenia, które kierowały się ku znacznemu dekoltowi w jej idealnie skrojonej i dopasowanej do ciała sukni. Długie, zwykle rozpuszczone i tym samym zakrywające nieco odsłonięte ramiona i kark brązowe włosy idealnie współgrały z takimi oczami. ~*~
Z Domu u Cepy, karczmy w której się zatrzymała, w towarzystwie nowo poznanego cudzoziemskiego wojownika udała się za podekscytowanym tłumem przed dom Rządcy. Tam w skupieniu wysłuchała słów urzędnika królewskiego.
Z niejakim zdziwieniem odnotowała, że ona i grupka ludzi, w większości nie Rohirrimów, została wzięta za jedną z drużyn. Zaraz jednak ucieszyła się. Wszak to był doskonały sposób na wykorzystanie swoich umiejętności. Wprawdzie uzdrowiciel nie powinien sobie tego życzyć. I eadweardowa córka wcale tego sobie nie życzyła.
Mapę i trzos przyjął jasnowłosy mistrz koni. Nikt nie zaprotestował, a rdzenny mieszkaniec Marchii Jeźdźców wydawał się wyróżnio tym. I to podobało się uzdrowicielce. Przypomniał jej braci.
Na uprzejme powitanie pozostałych członków kompanii odpowiedziała równie przyjemnie. A propozycję udania się do karczmy przyjęła z jeszcze większym entuzjazmem.
- Eliandis - przedstawiła się kierując kroki do karczmy, którą tak niedano razem z Rogaczem opuścili.
- Już nie mogę się doczekać - opowiedziała czarnowłosego z lekkim przekąsem, ale i rozbawieniem.

__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |