Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2020, 18:02   #117
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Magiczne pociski zadziałały prawie jak należy, a że prawie robi wielką różnicę, więc dzieła musiał dokończyć Willie, za co zaklinacz podziękował mu skinieniem głowy.
Na wymianę uprzejmości nie było czasu, bowiem walka trwała. Na szczęście "żyjący" uzyskali przewagę, a uszczuplone pod względem liczebnym szkielety nie były już takie groźne.
Oszczędzając czary na bardziej wymagających przeciwników zaklinacz posłał ognisty pocisk w ostatniego stojącego na nogach szkieleta, a współpraca Willie'ego z Elorą pozbawiła nieumarłego resztek niby-życia.

Odczuł pewne wyrzuty sumienia po słowach kapłanki, ale nie miał zamiaru się samobiczować. Rana nie wyglądała na groźną, a najwyżej kiedyś, przy okazji, odkupi jej te spodnie... Albo zaprosi na dobry obiad...
Na szczęście wyglądało na to, że będzie go na to stać, nawet gdyby nie odnaleźli poszukiwanych krewniaków ich szanownej zleceniodawczyni.

To, co powiedział Willie, Bran skwitował lekkim uśmiechem. Willie, wygrażający paluchem, wyglądał dość zabawnie. A zaklinacz był pewien, że prędzej czy później któryś z członków drużyny i tak zainteresowałby się magicznymi przedmiotami, a nie wierzył, by mały czarodziej zauważył wcześniej jakiekolwiek znaki świadczące o magicznym alarmie, który budził do życia uśpione przed wiekami szkielety. Był też przekonany, że Willie mały wzrost nadrabiał słowami bez pokrycia.
Poza tym uznał, że Willie nie powinien narzekać, skoro w jego łapki wpadła magiczna mikstura...

Pozostawała jeszcze sprawa świstawki, którą zainteresował się Bran. Efekt jej podniesienia nie podziałał na zaklinacza odstraszająco, teraz też aż tak bardzo nie przejmował się efektami przyszłego eksperymentu. Uniósł świstawkę do ust i dmuchnął, ile miał siły w płucach... i nic.
- Mocy, przybywaj - mruknął z ironią i z pewnym rozczarowaniem, jako że żadna moc nie przybyła.
Schował przedmiot do kieszeni, dochodząc do wniosku, że - jak na razie - ma dość eksperymentów.

Sala usłana kolcami (przez niektórych zwanymi pajączkami) nie stanowiłaby przeszkody dla pająka, ale grupa osób mogła mieć pewne kłopoty z przejściem, szczególnie że kawałek dalej siedziały sobie gobliny, których z pewnością zostałyby zaalarmowane brzękiem odsuwanych na bok pajączków. Na szczęście Willie zabrał się za ciche usuwanie przeszkody, co stwarzało szanse, że przez salę da się przejść po cichu.
Co prawda Bran mógłby spróbować uśpić strażników, ale trzy gobliny zdawały się być mniejszą przeszkodą, niż banda ożywionych szkieletów. Dlatego też Bran chwilowo pozostawił działania w rękach towarzyszy. Stanął za to obok Elory, bacznie się rozglądając na wszystkie strony.
 
Kerm jest offline