Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2020, 08:42   #28
Draugdin
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Zbliżając się do tawerny zobaczyli dwa elementy, których wcześniej ni jak z odległości nie można było zaobserwować. Nad wejściem wisiał szyld na którym dość wymyślną czcionką wyrzeźbiona była nazwa tego przybytku - ”Dziurawy Rondel”’ Natomiast w cieniu zadaszenia nad wejściem do budynku Siedziała wysoka blondynka i pykała fajkę. Na widok wędrowców jej twarz rozjaśniła się w pięknym, szczerym uśmiechem i zasypała ich gradem słów.

- Witajcie w Orzechówce. Co was sprowadza do naszej doliny tak wcześnie rano. Jak mniemam jesteście tu pierwszy raz. Interesy czy czysta ciekawość? Bo wiecie myśmy już przywykli do wycieczek by zobaczyć nasze dziwna i cudy. Nie wiem czy słyszeliście czy nie, ale nasza okolica i cała ta dolina jest dokładnie taka sama jak teraz. Zawsze. Pogoda jest tu zawsze piękna i nigdy niezależnie od pory roku nie pada tu śnieg. Temperatura zaś nigdy nie spada poniżej zera. Zawsze. Nie pytajcie mnie co i jak, bo tak jest od kiedy ja sama pamiętam i od kiedy pamiętają moi rodzice. Natomiast jeśli przybyliście tu słysząc przydomek Złota Dolina to już wyjaśniam, że jest to wynikiem źródeł siarkowych, na których brzegach tworzą się złotożółte osady. Nie martwicie się jednak jeśli szukacie zajęcia czy pracy to zawsze coś się do roboty znajdzie. Pewnie jesteście głodni. Mam na imię Miriam i jestem sołtysem tutaj także z każdym problemem zapraszam do mnie. Ja to gadu gadu, a wy pewnie głodni. Zapraszam do środka. Mama Josephine właśnie podaje tutejszą specjalność czyli rybie gumbo taki gulasz, pikantny i rozgrzewający, a to przecież pora śniadania jest. Zapraszam, zapraszam. - Poderwała się ze swojego miejsca i otworzywszy drzwi tawerny zaprosiła wszystkich do środka.

Oszołomieni natłokiem słów i informacji gdy weszli do środka uderzył w nich miły zapach rybiej polewki. W niewielkim palenisku palił się ogień dając przyjemne ciepło. Sala była wypełniona mniej więcej w połowie. Zajęli wskazany stolik pod ścianą.
Mama Josephine okazała się kobietą pulchną - jak to zazwyczaj na kucharki przystało - i postawną. Jej twarz i postura -ciepła, serdeczna, ale i surowy gdy potrzeba - była odzwierciedleniem matczynych wspomnień, które każdy gdzieś w pamięci przechowywał i stąd pewnie przydomek jaki nosiła. Ledwie zajęli miejsca a już przed nimi wylądowały trzy pełne półmiski parującej potrawy.

- Jak widzę prosto z drogi także teraz mi tu ładnie jeść. Na gadanie będzie potem czas. Co do picia chcecie kochanieńcy? - Mama Josephine z rozbrajającym uśmiechem na twarzy nie pozwoliła im dojść do słowa.

Podczas posiłku, który okazał się nad wyraz smaczny siedzieli w milczeniu. W tej sytuacji akurat przypadkiem okazało się to być może najlepszym rozwiązaniem. Poza nimi w tawernie byli sami miejscowi, rybacy, wieśniacy i mała grupka drwali jak się można było domyśleć po toporach opartych o krzesła. Toczyły się tu normalne codzienne rozmowy tak więc zamiast wypytywać na ślepo wystarczyło jedynie dobrze wytężyć słuch i naciągnąć uszy do granic możliwości. Delektowali się jedzenie wysłuchując plotek…

Od rozmawiających ze sobą drwali dowiedzieli się, że tydzień temu wioskę zaatakował grupa bandytów. Była jednak to banda tak żałosna, że grupa mieszkańców z widłami i pochodniami przegoniła ich gdzie pieprz rośnie.
Dwóch wieśniaków rozprawiało, że nie dalej jak dwa dni temu do tutejszej faktorii handlowej przyjechała dostawa nowego towary i być może warto by tak było zajrzeć i zorientować się jakie to cuda tym razem właściciel zamówił.
Natomiast z rozmowy prowadzonej między Miriam, a Mamą Josephine dowiedzieli się, że niejaka Tara Cane - zareagowali na wymienione imię choć nie dali tego po sobie poznać - była we wiosce jakieś dwa lub trzy tygodnie temu. Zachowywała się bardzo dziwnie. Dziwniej niż nawet jej samej przystało. Mierzyła ryby, do małych buteleczek zbierała próbki wody i w ogóle zachowywała się bardzo tajemniczo. Jednak od trzech tygodni nikt jej nie widział i nikt o niej nie słyszał. Być może przebywała pod drugiej stronie jeziora w okolicach obozu łowców skór. Jednak oni też dawno nie byli w tawernie i nawet nie było ich jak podpytać czy może nie widzieli Tary Cane.

Wędrowcy z pełnymi brzuchami dobrego jedzenia i głowami pełnymi natłokiem informacji byli w sumie zadowoleni z początków swojego pobytu w Złotej Dolinie. Teraz należało podjąć dalsze decyzje. Być może popytać głębiej, pogadać z rybakami czy samą panią sołtys. Być może na własną rękę szukać adresatki listu, który mieli dostarczyć. Jak to mówi stare przysłowie krasnoludów zlecenie czy robota zawsze się znajdzie, wystarczy wiedzieć tylko kogo i jak zapytać bądź też po prostu znaleźć się we właściwym miejscu o właściwym czasie.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline