Późny wieczór 23 Brauzeit 2518 KI, grobowiec magistra Arforla
Nikt nie uderzył Hansa Hansa mieczem, kiedy ten z zachowaniem wszelkiej ostrożnością jął się wycofywać w stronę jednego z wykuszy, w dłoni unosząc trzymaną za włosy głowę nieszczęsnego starca. Leto podążał w ślad za Remerczykiem z uniesionym ostrzem, gotowy w każdej chwili do skoczenia w bój, ale rozdarty widać słowami zabójcy na tyle mocno, by spróbować dać wiarę jego argumentom.
- Nic nie wskazywało na to, aby czcigodny Valdemar przyłożył rękę do zguby Herrendorfu - wysyczał lodowatym tonem Śniący, krok za krokiem naśladując Hansa - Gotów byłem dać wiarę, że tylko dzięki jego modlitwom brama nie padła. Dowiedź prawdy swych oskarżeń, złoczyńco, albo osobiście wymierzę ci karę.
- Leto! - jeden z morrytów odwrócił głowę w stronę przywódcy grupy i Karl Peter uświadomił sobie, że był to brodacz, który w osadzie wraz ze swoim druhem oskarżył Niersa o bluźnierstwo względem Morra - Leto! To kapłan wyjawił nam, że miecznik czarodziejki plugawił imię Boga Umarłych. Przysięgał, że słyszał to na własne uszy, ale jako kleryk Młotodzierżcy uznał, iże nie przystoi mu stawać w obronie Morra. To on nas podburzył, abyśmy się policzyli z tym człowiekiem i jeno dzięki łasce boskiej nie doszło wtenczas do przelewu bratniej krwi.
Słysząc te słowa Hans Hans wyszczerzył w złośliwym uśmieszku usta, bo chociaż nie miał pojęcia o żadnym zatargu Niersa z morrytami w Herrendorfie, oświadczenie brodacza zdawało się tylko umacniać jego własne podejrzenia co do plugawej natury wioskowego kapłana. Leto zatrzymał się w miejscu, przestał śledzić osiłka spoglądając w zamian pełnym niezrozumienia wzrokiem na okryte prostymi kleryckimi szatami ciało zmarłego.
I na jego wypuszczony z dłoni kostur.
- A zatem wizja nie miała się wypełnić? - powiedział przez ściśnięte gardło - I co miał oznaczać ten drugi sen, z postacią uformowaną ze stada wron?
- Istnieją pewne dowody na to, że nekromanci potrafią manipulować snami Śniących - odpowiedziała Ametystowa Czarodziejka - To rodzaj eterycznego kontaktu, mechanizm obronny adeptów Dhar, kiedy w ich pobliżu pojawia się błogosławiony wybraniec Morra. Teraz myślę, że Pan Wron tak naprawdę nigdy nie istniał, a przynajmniej nie w obecnej postaci. Chociaż trudno mi w to wciąż uwierzyć, naprawdę trudno... jeśli naprawdę Valdemar praktykował tę plugawą magię pod maską praworządnego sigmaryty... przecież to on przedłożył nam te rzekome wypisy z "Wroniego Lamentu". Mógł je samemu spisać!
Laterina i Leto wymienili spojrzenia, w których pojawił się nagle ten sam błysk zrozumienia. Oboje skoczyli w stronę wykusza wieży, nie bacząc już ani chwili dłużej na Hansa Hansa. Oboje spojrzeli z krawędzi otworu w ścianie, a stojący opodal Niers wyjrzał na zewnątrz wraz z nimi.
Pozornie bezkresne mokradła pogrążone były w niemal całkowitych ciemnościach, bo słońce zdążyło już zajść, a większość przestworzy pokryły wieszczące rychły deszcz chmury. Lecz mimo tego zmrużone oczy ludzi dostrzegły z wysokości szczytu grobowca nieprzeliczone ospałe kształty zbliżające się z wszystkich stron ku wieży, brnące przez błoto, pasma lepkiej mgły oraz kolczaste chaszcze. Kwik przerażonych koni przybrał nowej nuty, kiedy drapieżne ręce nieumarłych dosięgnęły uwiązanych do drzew zwierząt.
- Dlaczego oni wciąż się poruszają?! - krzyknęła Katerina wychylając się z wykusza z wolna ręką zaciśniętą dla asekuracji na ramieniu Niersa - Animująca ich członki magia winna ulec rozproszeniu!
- Patrzajcie, wy skurwiałe zezwłoki! - ryknął wychylony wykusz dalej Hans Hans, wystawiający przed siebie dzierżącą ludzką głowę rękę - Oto wasz parszywy pan! Jako on zdechł, zdychajcie i wy!
Trupia armia odpowiedziała Remerczykowi bezlikiem tlących się na zielono oczodołów. Ożywieńcy stanęli w bezruchu, niczym sparaliżowani widokiem głowy Valdemara albo wibrującymi buńczuczną nutą okrzykami Hansa. Stali tak przez długa chwilę, idealnie nieruchoma, przypominająca kamienne posągi.
A potem w jednej chwili, jakby przełamując niewidzialny urok, ruszyli ze wszystkich stron na zbocza pagórka.