| Mały pojazd był nawet przyjemny w jeździe. Nie był demonem prędkości, ale chyba nie oto chodziło. Dobrze się prowadził, co było kluczowe wśród ciasnych uliczek i ostrych zakrętów miasta. Bertana wkurwiało tylko radio - huczące, skrzeczące i nieprzystające do tego co znał. Może agro-planety mają inne zwyczaje i takie beztroskie pierdolenie jest dopuszczalne.
Na siedzeniu obok usadowił się typ, przedstawiający się jako Varn. Gwardzista miał w poważaniu kto siedzi obok, byle był dobry w strzelaniu jeśli zrobi się gorąco, bo on miał swój laspistol w pogotowiu.
*
Najpierw się zgubili, wśród numerów uliczek i ulic. Gdy zatrzymali się, by zapytać autochtonów o drogę, Varn dostał ma pysk czymś miękkim. Mokrym.
Tłum otoczył ich i zaczął ciskać tym gównem w furgon, oraz nich samych. Któryś z tych idiotów otworzył drzwi, więc i oni zostali obrzucani. Dudnienie tych owoców o nadwozie przypominało odgłosy strzelającego heavy stubbera, albo nawet i boltera. Ścisnął mocniej kierownicę i wyszarpał zza paska laspistol, gdy kolejna fala biesiadników chciała go obrzucić. Pokazując gnata odpędził co krewkich, ale nie zatrzymało to ogólnej fali warzywnego ognia zaporowego.
- Pierdolone agro-pedały - warknął, gdy mogli już ruszyć. Powoli, bo od tego gówna na ulicach, koła furgonu tańczył na wszystkie strony.
*
Dojeżdżając na miejsce, wieczorem, byli zmęczeni i wkurwieni. Kryjówka była wybawieniem, przystanią potrzebną na odpoczynek. Mikenheim wyszedł jako jeden z ostatnich, przerzucając torbę przez plecy. Zamknął wóz i ruszył za towarzyszami broni. I to chyba gość, który zwał się Carius, jako pierwszy dostrzegł, że coś jest nie tak. Mieszkanie nie było puste. Zareagował mechanicznie, gdy Carius wyciągnął swój laser. W jego dłoni znalazł się pistolet. Otworzył drzwi, pokazując by któryś z nich pakował się pierwszy.
Szedł ostrożnie, ale zauważywszy lufę autoguna, schował się za róg.
Zamiast pocisku, padło hasło, zaraz potem odezw. Oczom Bertana ukazała się kobieta, dość atrakcyjna. Wysportowana sylwetka, w samej bieliźnie i autogunem. Pięknie, kurwa. Mieli współpracować z kobietą.
- Imperatorze, chroń nas. - mruknął pod nosem, chowając spluwę za pas.
Zignorował gadanie czarnowłosej, ruszając na obejście mieszkania. Było nawet spore, zbyt duże jak na jego kopcowe pojmowanie przestrzeni. W ogóle, owa otwarta przestrzeń przytłaczała go. Nie tak jak za pierwszym razem, gdy wyrwano go z kopcowej rzeczywistości ciasnych habitatów, fabryk, ulic i braku rzeczywistego nieba, wprost na poligon. Nadal czuł się nieswojo, ale ogromne otwarte przestrzenie nie powodowały u niego takich zawrotów głowy. "Nie tak, jak gdy pierwszy raz wylądowali na Tranch. Może kiedyś ta planeta przedstawiała sobą jakikolwiek poziom, ale konflikt który wybuchł, przeorał i przerodził to miejsce w ciche pobojowisko. Cisza przerywana odległymi hałasami bitew. Rachityczne kikuty, które kiedyś były drzewami. Rozległe pola pełne wypłowiałej trawy, szare budynki osad i osmolone kopce, z których sączył się dym oraz ogień. I nie była to oznaka życia oraz pracy kopca, a wojny domowej. Wojny, która wymknęła się spod kontroli PDF i planetarnemu gubernatorowi. Ściągnięto więc regimenty Gwardii z całego sektora.
Scintilijscy fusilierzy w swoich ozdobnych karapaksach, Maccabianscy janczarzy w hełmach stylizowanych na podobiznę Świętego Drususa, dwa regimenty pancerne z Malfi 20 i 47, wiele nieznanych regimentów mniej lub lepiej uzbrojonych. Najczęściej wyglądali jak oni, 137 regiment Fenksworld. Oprócz nich, wysłali jeszcze 130 regiment z jego rodzimej planety.
Szara planeta, w szarej wojnie. I młody Bertan Mikenheim, którym zaopiekował się Jor Cyman, potężny hutnik o łysej glacy.
- No, Berti! Popatrz, kurwa, jak w domu. Tylko trochę tak, jakby kto na zmianie w fabryce coś spierdolił, hehe - zaśmiał się i klepnął w karczycho chłopaka. Bertan uśmiechnął się. Tak, można pomylić to z domem."
Otrząsnął się z wspomnień. Zaparkował z swoimi manelami w dużym pokoju, na wprost wejścia do mieszkania. Zrzucił z siebie kurtkę, zaraz potem koszulkę. Lokując się pod ścianą, zrobił sobie z torby prowizoryczną poduszkę, układając części lasguna i pancerz wraz z hełmem i mundurem tak, aby zbytnio nie wbijały się w głowę.
Miał zamiar jako ostatni skorzystać z łazienki, nie śpieszyło mu się. Obserwował pomieszczenie i ludzi. Był tu gościem od brudnej roboty. Od odstrzeliwania łbów heretykom.
Myślenie zostawiał innym.
__________________ Ayo, 'sup mah man?
Ostatnio edytowane przez BigPoppa : 08-05-2020 o 16:06.
|