Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2020, 18:55   #7
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0zgPRxVF_ko[/MEDIA]





W Domu Cepy, mimo wczesnej pory dnia, było tłoczno i gwarno. Cudzoziemcy, zwłaszcza, że przy jednej ławie, nie mogli nie być niezauważonymi. Rhuné zdawał sobie sprawę, że wiele odbywających się rozmów, dotyczyło jego nowopoznanych towarzyszy. Miejscowi, pomiędzy sobą nie używali wspólnego mowy, lecz nie trudno było domyślić się reszcie kompanii, choćby po wyławianych od czasu do czasu spojrzeń ku nim. Gościnność rodaków była tak szczera, jak i ostrożna zarazem. Każdy jednak wiedział, że nawet konia nie należy oceniać po samym wyglądzie.

Męski głos w ojczystej mowie Rohirrimów, obcej przyjezdnym, górował nad karczemnym zgiełkiem, który znacznie przycichł, bo to Ulfur podszedłszy ku kilku grajkom na podwyższeniu, zaczął śpiewać wsparty o drewnianą kolumnę. Do tej pory prym wiodły wesołe piosnki to tańca i wypitki. Pieśń woja snuła się jak powracający wiatr, co gładzi włosy samotnej trawy, kołysanego polnego kwiecia, które kwitnie nawet, kiedy nikt nie patrzy. Wojownik, wedle wszelakiej miary nie był na twarzy szpetny, lecz to nie jego uroda przyciągała wzrok, lecz raczej twarz, na której malowały się jak na dłoni emocje. Gdy śmiał się, robił to zaraźliwie, gdy złościł, to porywał innych gniewem, a w oku zawsze błyszczał mu zawadiacki, bystry ogień. Jego dźwięczny głos o ciepłej barwie, nawet gdy rozmawiał, był mocny i dźwięczny. Teraz, gdy snuł poważną i smutną pieśń, wielu patronów karczmy zasłuchało się. Rhuné znał te wersy. Pamiętał je dobrze z dzieciństwa. Nie jeden raz zasypał w ramionach matuli zasłuchany w jej czysty i mocny głos. Kompania Ulfura słuchała z zamyśleniu, cichej zadumie nad najbliższymi dniami, bo jak klany Dunlendingów urządzały sobie rajdy łupieżcze na ziemie Marchii, tak oni już decyzję podjęli przelania krwi.
Prócz zwyczajowych wątpliwości, co do przydatności pomocy najemników z dalekich krain, syn Rudela dosłyszał również kilka innych, więcej wartych uwagi, rozmów. Ciemnowłosa wojowniczka, zwana Léorą z Harrowdale, gdy oni poznawali się przy piwie, ona ze swoją kompanią, już opuściła Edoras. Mieszkańcy przeklętej doliny byli ludem twardym i konkretnym. Byli też i tacy u Cepy, którzy pamiętali czasy, gdy Ulfur był minstrelem na dworze starego króla. To po tym, gdy odebrał życie innemu bardowi, został wygnany z Edoras i został najemnikiem. Od tamtego czasu, a minęło już wiele lat, pierwszy raz słyszano jego głos, który jeżeli co stracił, to również zyskał dojrzalszą barwę z życiowego doświadczenia równie trudnego chleba z siodła i włóczni, co lutni. Oddział Ulfura, zważywszy na ilość zamawianych dzbanów piwa i wina, nie śpieszył się wielce do rychłego wyjazdu ku Białym Górom.




Yáraldiel odkąd sięgała pamięcią czuła się kimś wyjątkowym. I nie dlatego, że miała o sobie jakoś nadęte zdanie. Po prostu od zawsze różniła się od swych leśnych braci i sióstr wrodzoną nutą ciekowości świata poza granicami Złotego Lasu. Gdy każdy najlepiej czuł się pod rozłożystymi konarami srebrnych pni drzew, które jesienią miast opadać przybierały na zimę złoty kolor, by ścielić dywany lasu dopiero na wiosnę, kiedy gałęzie kwitną żółtymi pąkami nim obrócą się w soczystą zieleń. I ona kochała ten las, bo na pewno nie było piękniejszego miejsca w całym Śródziemiu. Od dzieciństwa zazdrościła Haldirowi i jego braciom Rumilowi i Orophinowi, że często opuszczali domenę Lorien, aby przynosić Pani Galadrieli i Panu Celebornowi wieści ze świata ludzi. To od nich nauczyła się wspólnej mowy, języka obcego niemal wszystkim elfom Złotego Lasu. Lecz nawet oni, choć nigdy nie narzekali, podejrzewała, że opuszczali dom z obowiązku raczej, aniżeli przyjemności, a powracali z misji do Złotego Lasu uskrzydleni. I tą jej wyjątkowość musiała dostrzec już dawno Pani Galadriela, która w swej mądrości postanowiła wykorzystać dar Yaraldiel z pożytkiem wszystkim.

Teraz, pośród ludzi, owo poczucie wyjątkowości nie opuszczało jej na krok z zupełnie innych przyczyn. Czuła, że mieszkańcy Rohanu ciekawość jej pochodzenia przeplatali z dobrze skrywaną niechęcią. Nie była to bynajmniej ich wrodzona wrogość wobec obcych kultur, lub ras, lecz raczej bieżący nastój tego ludu w tym królestwie. Będąc na audiencji u Króla Thengela nie spodziewała się zastać tam jej ojczystej mowy, oficjalnym językiem dworu. O ile z przyjemnością rozmawiała z władcą, który większą cześć życia spędził w Gondorze, i nawet czuła, że mogłaby zaprzyjaźnić się z jego żoną Morweną, w której żyłach płynęła dunedaińsko-eflia krew Dol Amroth, to mieszkańcy tej krainy z niepokojem i żalem w sercach chowali te obce obyczaje w Złotej Sali między nadzieję o dobre rządy nowego władcy, a lęk przed powielaniem błędów ojca. Kto wie, może to właśnie dlatego, tym bardziej ich gorycz podlewała zasiane ziarna nieufności wobec cudzoziemców.




Podobne odczucia odniosła Eiliandis Eadweardiel. Docierały do niej również wieści, że Biały Czarodziej, tak żarliwie polecony jej przez cioteczkę, zdecydował wypowiedzieć lojalność Gondorowi. Okrzyknął się Panem Isengardu, czym otwarcie wystąpił w buncie przeciw zwierzchności Królestwa zawłaszczając sobie antyczną twierdzę Dunedainów wraz z doliną. To wydarzenie wciąż rezonowało pośród Eorlingów. Jednym Saruman był mądrym sojusznikiem Rohanu, który zaufanie stracił do Gondoru, więc skoro w swym czarodziejskim zmyśle Pan Isengardu odcina się od Minas Tirith, więc może ich przyjaźń nie jest warta uwagi, a odwieczny sojusz z Rohanem zakurzonym przeżytkiem. Z drugiej strony, Dolina Czarodzieja przynosiła Eorliingom tyle złego, co dobrego, i to przez słabość gondorskich żołnierzy do dunlandzkich dziewek i słabość tej kultury, której potomkowie wybierali dzikie obyczaje plemion Dunlandu swą lojalność wypowiadając własnej ojczyźnie w walce przeciw Rohanowi. A dzisiaj ludzie widują Sarumana wędrującego na czerwone wzgórza pomiędzy dunlandzkie klany, co niczego dobrego nie wróży dla Eorlingów. Jakiż więc jest powód ufania Gondorowi, nad którego czarodziej ceni sobie wrogów Rohanu? Coraz trudniej było odróżnić wroga od przyjaciela, kiedy Saruman Biały bratał się z Dunlandem. Czyż przyjaciel wroga nie był przyciwnikiem? I jaką wartość przedstawiał słaby Gondor, który milczeniem odpowiada na swoją zagrabioną ziemię, która na straży pokoju swego sojusznika stała?




Cadoc, obracał w rękach królewską monetę z skaczącym koniem, którą każdy z zaciężnych wojów odebrał od Rządcy. Przyjdzie mu jechać na rohirrimskiej klaczy pod banerem Thengela w obronie eorlingskich sadyb, kto wie, może nawet przelewać krew na śniegu. Doskonale wiedział o niepewnym sojuszu Doliny Sarumana z Rohanem, zerwanych więziach z Gondorem i zacieśniającej się przyjaźni czarodzieja z czarnowłosymi klanami zza Iseny. Kto by tam rozumiał tajemnicze ścieżki magów i się w nich nie gubił? Droga prostą jest tym, którzy pozwalają się jej prowadzić dokądkolwiek prowadzi. Niejednokrotnie wychwycił nieufny wzrok Ulfura i jego ludzi, ilekroć ich spojrzenia przecinały się krzyżując jak miecze, co skrzą iskry. Oprócz niechęci, widział w nich tlącą nadzieję, jakby chcieli się mylić, że nie każdy zasługuje na wzgardę. Bo i kim oni by byli, gdyby sobie odmierzać mieli jednakową miarą? Ile był wart Eorling bez własnej chorągwi eoredu, co tylko za złoto mieczem wojował na granicy prawa? Każdy w kompanii Ulfura musiał mieć przeszłość, o wiele ciemniejszą od koloru swych plecionych w warkocze włosów.




Sikorka znała bardzo wiele obcych słów, więc potrafiła dogadać się łamanym językiem oraz uniwersalną mową gestów, z niemal każdym cudzoziemcem w jego ojczystym języku. Wiele nauczyła się od wuja, ale miała też wrodzoną smykałkę do języków, co szło w parze, a może wynikało z jej ciekowości innych kultur i obcych obyczajów. Kamienny Bród leżący niżej Starego Brodu przy Wielkiej Rzece, choć był tylko małą osadą, to o wiele więcej widział wędrownych kupców i obwoźnych domokrążców niż Górski Gród, czy osady skryte na skrajach Mrocznej Puszczy. I to wschodnim brzegiem doliny wiódł szlak z Krainy Beorna, skąd ciągnęły karawany z Królestwa Dalii, Miasta na Jeziorze i Ereboru do Leśnych Ludzi i dalej, ku warownemu miastu Toft i dalekim krainom południa. Teraz i jej przyszło zawitać tam, gdzie żaden z jej pobratymców jeszcze nie zawędrował, aby wrócić z opowieściami. Była to pierwsza wyprawa wuja na zachód, do krainy, którą znali tylko z opowieści. Musiała przyznać, że podobał jej się ten jasnowłosy lud, choć na początku obawiała się, że maga mieć zbyt wiele wspólnego z Leofringami. Ludem, który w południowej dolinie również zdawał się rodzić w siodle, i jasne włosy miał, i mowę bliską Eorlingom, a jednak o wielce złej sławie pośród ludów Anduiny. Złodzieje, bandyci, przemytnicy, a nawet ponoć łowcy ludzi, którzy na targach w Toft i w Północnym Brodzie, pośórd Viglundingów, sprzedawali w niewolę.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 08-05-2020 o 19:36. Powód: Wybaczcie lietrówki i autokorekty by iPhone.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem