Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2020, 00:54   #184
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Obie dziewczyny właśnie pod jej opieką zostawiły te wszystkie torby aby mogły swobodniej manewrować wśród tych straganów, półek i wieszaków. Lamia znalazła też parę solidnych i ciekawych swetrów które chyba mogłyby pasować na Steve’a. Jak zachwalała sprzedawczyni sama je robiła więc ręczyła za ich solidność.

Po raz kolejny saper westchnęła w duchu, bolejąc nad kolejną umiejętnością, którą powinna umieć porządna kobieta, aby dało się ją brać za ogarniętą gospodynię. Uśmiechała się trochę nieobecnie, oglądając poszczególne ubrania, aż wreszcie wybrała gruby sweter robiony z ciemnozielonej, butelkowej wełny o porządnym splocie. Dziewczyna przyjrzała mu się dokładnie sprawdzając czy nie ma dziur, a ściągacze przy mankietach i na dole ubrania się nie rozłażą. Sam ciuch miał też dosztukowany kaptur i golfopodobny kołnierz zapinany na cztery guziki, aby dało się go rozłożyć na ramionach, albo zapiąć i chronić szyję przed chłodem. Odłożyła go na bok, na kupkę do kupienia, a potem znowu zanurkowała wśród zimowych ubrań, aż dobrała jeszcze cztery. Jeden ciemnogranatowy dla Karen, ciemnoszary dla Cichego. Dingo przypadł w udziale ciemnoczerwony, prawie brązowy, a Donniemu miał przypaść w udziale czarny… chociaż korciło wziąć kanarkowożółty.
- Głupio tak brać coś tylko dla jednego, skoro bujamy się z całą bandą - mruknęła do Indianki, gdy dostrzegła jak jej brew krytycznie zakotwiczyła pośrodku czoła. Nie patrząc już na nią, wykopała parę par ciepłych skarpet dla oddziału, szaliki, rękawiczki i czapki. Wszystko wydawało się porządne i dobrze zrobione. Na koniec dowaliła ten kanarkowożółty z zamysłem, że dostanie go Eve. Ona też potrzebowała czegoś ciepłego… tak na wszelki wypadek. Po ubraniach przyszedł czas na koce, poduszki. Ciepłą kołdrę i poszewki w stonowanych, trepozielonych poszewkach.

- Matko tego jest cała torba. - mruknęła Di trochę zaskoczona tym odkryciem gdy wreszcie jakoś upchnęła do torby ostatni swetr. Na koce i poduszkę już nie starczyło im miejsca ale sprzedawczyni za tyle zakupów dorzuciła im na to jedną torbę więc jakoś się zmieściły. Teraz już wszystkie trzy wyglądały jak objuczone muły ale blondyna trzymając się konsekwentnie swojej listy jeszcze poprowadziła ich poprzez ten gwarny plac ku stoiskom z różnościami.

Termofor znalazły przy którymś z kolei stanowisku. Wydawał się w porządku. Trochę dłużej nachodziły się za czajnikiem. Okazało się, że nie wiedziały jaki prąd mają w koszarach. Jak coś z dawnej sieci to przydałby się zwykły czajnik z dawnych czasów ale jak taki miastowy standard jak akumulator samochodowy to przydałaby się jakaś przeróbka co by można przełączyć na takie coś. Ale wspólnie udało im się coś znaleźć. Amelii bo miała na tyle trzeźwości umysłu by pamiętać o tym detalu, Lamii bo gdy już wiedziała o tym to mogła pytać o co trzeba i temu starszemu facetowi po drugiej stronie rozkładanego stołu który w lot domyślił się czego szukają.

- Mam tu coś lepszego. - pokiwał głową i wskazał coś co wyglądało jak plastikowy kubek. Ale na dole był podpięty do tego kabel. Z tego co mówił wystarczyło podpiąć to do czegoś by zagotować wodę albo coś na tą wodę. Z tego co mówił sam majstrował takie rzeczy i miał także przenośne grzałki różnych typów no i dawne czajniki również.

Saper z zaciekawieniem oglądała szpej, uśmiechając się pod nosem. Pomysłowe, wygodne… tylko, cholera, za małolitrażowe, aby zagrzać wodę na cały termofor. Dlatego podziękowała sprzedawcy, biorąc się za oglądanie czajnika.

- Bierzemy ten - wskazała w końcu jeden który wydawał się najmniej obity i najbardziej reprezentatywny. Kabel też miał w porządku. Popatrzyła na towarzyszki, wzruszając ramionami - Da komuś do przerobienia jeśli się okaże, że nie ta faza. Ma całe przedszkole pod sobą… coś wymyśli.

Dziewczyny pokiwały ciemną i jasną głową na znak zgody i chwilę potem po zostawieniu paru talonów na paliwo musiały jeszcze jakoś wepchnąć ten dość lekki ale jednak obły kawałek plastiku do jednej z toreb. A te już wydawały się trzeszczeć w szwach. Ale jakoś prawie dosłownie upychając nogą, jednak weszło.

- No to… Chyba wszystko. - Amelia znów sprawdziła swoją listę. Ale pokręciła głową, wzruszyła ramionami i nawet pokazała koleżankom do sprawdzenia, że wszystkie pozycje już zostały wykreślone.

- Dobra to zmywamy się stąd zanim znów pomyślicie coś jeszcze dobrać. - Indianka nie miała ochoty oglądać tej listy tylko złapała za swoje pękate bambetle i ruszyła w drogę kierując się w stronę skraju targowiska aby wydostać się na luźniejszą przestrzeń.

- Słoiki mamy, nie? - Mazzi spytała orientacyjnie, a ciężar toreb przyginał ją troche do ziemi. Co prawda pełen ekwipunek bojowy ważył więcej, ale należał do gambli odrobinę bardziej poręcznych. - Skoro mamy wszystko to wracamy. Amy… gdzie tu postój taryf? Przecież nie będziemy tego wieźć bydłowozem.

- No właśnie! - Diane odwróciła się do nich gdy usłyszała to co chiała usłyszeć i z miejsca poparła pomysł Lamii. Blondynka też go przyjęła z ulgą.

- To tam dalej. Zaprowadzę was. - skinęła gdzieś brodą przed siebie chociaż na razie nadal szły przez gwarne targowisko w środku tego słonecznego, wrześniowego dnia. Tak dotarły do umownej granicy targowiska wyznaczaną przez pojazdy klientów którzy przyjechali tu coś kupić. Ale blondynka z wprawą poprowadziła ich nieco dalej i widziały kilka samochodów z wymalowanym napisu “TAXI”. Jedna to nawet naprawdę była w kanarkowych barwach jak sławne jeszcze przed wojną nowojorskie taksówki.

Ich widok sprawiał, że kamień spadł saper z serca. Naprawdę popłynęły z kompletowaniem prowiantu i ekwipunku, więc gdy wreszcie podeszły pod brykę, uprzejmy taryfiarz pomógł im władować część toreb do bagażnika. Co prawda nic nie mówił, ale i tak łypał zaciekawiony na ładunek, który w ostatecznym rozrachunku, nie zmieścił się w kufrze, więc plecaki i jedna wielka torba wylądowały na tylnej kanapie, między Amy i Diane, a Mazzi zasiadła z przodu, trzymając torbę z ciastem.

Jazda furą trwała przysłowiową chwilę, nieporównywalnie krótszą od drogi miejskimi środkami komunikacji. Po kwadransie, albo odrobinę więcej niż kwadrans, za oknem taksówki pojawił się znany apartamentowiec. Dużo dłużej zajęło dziewczynom wypakowanie się i przeniesienie zakupów do mieszkania.

- Kurwa mać… - saper wydyszała, kiedy zamknęły się za nimi drzwi. Dyszała, spocona i z dłońmi piekącymi od uszek toreb, wpijajacymi się w skórę. Mimo tego patrzyła na Amelię, śmiejąc się do niej przez zadyszkę - Dlaczego zawsze musimy wracać z zakupów jak gromada Rumuńczyków?

- Bo macie za dużo talonów do wydania. - gangerka uśmiechnęła się nieco ironicznie a nieco złośliwie wracając do swojej zwyczajowej normy. Musiały jeszcze na chwilę zatrzymać się by zmienić buty na kapcie i mogły już ruszać aby przenieść zakupy do kuchni gdzie trzeba było rozparcelować to wszystko po różnych półkach i szafkach.

- To mamy chwilę na złapanie oddechu. A potem trzeba pomyśleć co nam potrzebne na dzisiejszy wieczór. - Amelia z uglą oparła się o jedno z kuchennych krzeseł dając znać, że etap zakupów uważa za zakończony.

- To mnie suszy od tego dźwigania, polejcie coś. - Diane też się nieźle zmachała nawet jak większość drogi przejechały osobówką i musiały tylko wnieść ten cały majdan po schodach, na pierwsze piętro. Było co dźwigać.

Magiczne słowa wywołały natychmiastową rekację u Mazzi. Po sznurku podeszła do szafki pod oknem, wyjmując z niej butelkę bourbona. Popatrzyła na nią, uśmiechając się do połowy zawartości i przeniosła napój na stół, dostawiając szklanki i kompot z garnka stojacego na kuchni.

- Amy, też chcesz? - zaproponowała, stukajac flachę paluchem.

- A poproszę. - blondnka skorzystała z zaproszenia na promilowy poczęstunek. Lamia mogła więc rozstawić na kuchennym stole trzy szklanki i zacząć mieszać drinka.

- No! I tak właśnie bawią się Kosmiczne Kociaki! - Diane pochwaliła odpowiedź blondynki i reakcję brunetki ze zniecierpliwieniem czekając na swojego drinka. Amelia znów się uśmiechnęła na tą wzmiankę o tym gangu do jakiego miały należeć wszystkie trzy i nie tylko one.


Od momentu gdy Diane i Lamia zamknęły za sobą drzwi mieszkania w okolicy starego kina, minęła niecała godzina, gdy uchyliły się one ponownie. Tym razem próg przekroczyła sama gospodyni, napotykając się od progu na mały wybuch nuklearny, przeprowadzany w ledwo kontrolowanych warunkach. Jej ciche, spokojne domostwo zmieniło się w poligon, gdzie Mazzi i Di szalały od szafki do szafki, tnąc, siekając, krojąc i klnąc pod nosem, albo rzucając do siebie wesołe przytyki. Na stole w kuchni rozstawiły się wory prowiantu, miski i talerze, a na blacie kuchennych szafek stały deski, noże i dwie kobiety, robiące sałatki, przekąski i popijające z fajansowych kubków coś wysokoprocentowego, bo humory im dopisywały a głosy niosły się po wszystkich pokojach.

- Kociaczek! - saper rozpromieniła się, widząc swoją dziewczynę. Odrzuciła nóż i z łapami utytłanymi w soku krojonych pomidorów, podleciała do niej, obejmując i całując na przywitanie - Jak w pracy? Chcesz herbaty, jesteś głodna? A może drinka? Chodź, siadaj - śmiejąc się, pociągnęła ją do stołu, machnięciem głowy wskazując drugą kucharkę - Robimy kolację… gdzie są świece? Kurwa… jebać… - westchnęła wesoło, machając ręką - Drin czy herbata?

- Herbata Tygrysiczko. - Eve chętnie i wdzięcznie przyjęła swoją dziewczynę. Sama też ją objęła i pocałowała czule ciesząc się z powrotu do niej i do ich domu. Lamia wyczuła jak pachnie dworem i deszczem jaki niedawno zaczął padać. Nadejście blondynki zwiastował odgłos silnika jej małej osobówki a potem zgrzyt garażowych drzwi. Najpierw przy otwieraniu potem przy zamykaniu. Po chwili ciszy gdy blondynka musiała wyjść z samochodu, przejść do tego parteru klatki schodowej, wejść po schodach i wreszcie zgrzytnąć otwieranymi drzwiami nim się w nich pojawiła. No ale już była i nie ukrywała radości z widoku zastanego w domu.

- Jej co robicie? - zaciekawiła się gdy już zdjęła swój kusy płaszczyk i zgodnie z biurowym dress code ruszyła do aneksu kuchennego. Jedynie apaszka na szyi zdawała się być elementem ozdobnym krótkowłosej fotoreporter.

- Robimy dla was szamę! Tylko jak już jesteś to ja niedługo będę spadać. Więc szykuj się na zmianę warty przy garach. - Diane przywitała się bezczelnym uśmieszkiem patrząc jak gospodyni ciekawie rozgląda się po tych wszystkich półproduktach jakie uszykowały jeszcze z Amelią u Betty czy już tutaj na miejscu. Na szczęście pod względem kucharzenia Amelia okazała się bardzo zorganizowaną osobą i pod jej kierunkiem te kuchenne prace szły całkiem sprawnie. Nawet jak czegoś nie zdążyły zrobić przed odjazdem, blondynka podpowiedziała im jak to mają zrobić a resztę obiecała przygotować już u Betty więc mogły odjechać spokojne o los i jakoś przygotowywanych potraw.

- No tak, zaraz, tylko spiję herbatę i się przebiorę. - Eve rozglądała się po kuchni próbując skubnąć tego czy tamtego dania. - O rany ale dobrze, że to zrobiłyście. Ja cały dzień się martwiłam, że nic właściwie na przyjazd Steve’a i Karen nie mamy. - w głosie i twarzy blondynki było słychać wyraźną ulgę, że Lamia i Di jakoś o tym pomyślały i zorganizowały co trzeba.

- No, latałyśmy cały dzień. Lamia mi za to obiecała rodeo na twarzy jakiejś kici. - Indianka pochwaliła się obietnicą jaką jej złożyła ciemnowłosa gospodyni tego mieszkania gdy jeszcze we czwórkę urzędowały w tym mieszkaniu przed rozjazdem z dwiema kurierkami.

- Naprawdę? - Eve roześmiała się rozbawiona zerkają ciekawie na swoją dziewczynę. - A jak rano wstałyście? Miałyście z czymś kłopoty? My z Madi to ledwo wstałyśmy. Madi się strasznie spieszyła bo chyba mogła trochę zaspać. No ja trochę też ale my to aż tak nie musimy być na punkt o czasie. Byle materiał był oddany na czas. - reporterka lokalnej gazety też była ciekawa co się u nich działo przez cały dzień gdy jej nie było.

Na stole przy blondynce stanął kubek parującej, owocowej herbaty obok którego saper postawiła talerzyk z kawałkiem śliwkowej tarty. Przysiadła na krześle i jak gdyby nigdy nic przyciągnęła do siebie dziewczynę, sadzając sobie na kolanach mocno obejmując.

- Też słyszałam podobne plotki… o tych sierściuchach - parsknęła jej w kark, całując zaraz to miejsce i ścisnęła jeszcze mocniej, choć z uczuciem.

- Dziękuję za prezent. Zajebisty… wypróbujemy go dziś w akcji - wyszeptała zdławionym głosem. Odchrząknęła i nawijała dalej, już wesoło - Wpadłyśmy do Amy, pojechałyśmy na targ i zrobiłyśmy zakupy… właśnie! - wskazała ręką na siatę stojącą przy oknie. wyjątkowo pękatą torbę, wypchaną po brzegi - Zerknij, ten zielony jest dla Steva. Dobrałyśmy mu też trochę gambli… piżamę i inne pierodły. Tylko - prychnęła - Tak głupio mi się zrobiło, że dla reszty nic nie ma… toooooo… też dostaną po swetrze i chuj - prychnęła ponownie - Niestety różowego sweterka dla Donniego nie dałyśmy rady znaleźć.

- O! To tyle tego nakupiłyście? - Eve wyraźnie się zdziwiła gdy dojrzała pękatą paczkę z uchwytami z jakiej wylewały się jakieś ubrania.

- No. Z nią to nie ma co chodzić na zakupy. Jakby mogła to by cały sklep w torbach wyniosła. - poskarżyła się Indianka wskazując ubrudzoną farszem ręką na czarnulkę na kolanach której siedziała blondynka w apaszce. Chociaż skarżyła się tak mało poważnie i bez jakiegoś zaangażowania, że druga z gospodyń tylko się roześmiała.

- To już lecę oglądać! - zameldowała się Eve odstawiając na chwilę kubek na blat ale jeszcze odwróciła się by szepnąć coś Lamii na ucho. - Cieszę się, że ci się spodobał Tygrysiczko! - cmoknęła ją czule w usta. - Słyszałam, że nieźle na nim wychodzą blondynki. Zwłaszcza takie z krótkimi włosami. I podczas ustnych zaliczeń. - dodała cicho swoją opinię zawodowego fotografa. Ale wreszcie wstała z gościnnych kolan i podeszła do tej torby aby sprawdzić jej zawartość.

- No a co tam u Amy? Dawno jej nie widziałam. - zapytała fotograf wyjmując z torby pierwszy sweter i rozwijając go aby go lepiej obejrzeć.

- Ten jest dla Karen… nie moja wina, że się narobiło tych boltów do adopcji - saper rozsiadła się wygodniej, obmacując wzrokiem kucającą sylwetę. Zapaliła też papierosa, a z jej twarzy nie schodził zadowolony grymas. Powachlowała rzęsami na Indiankę - Nie moja wina, że tyle tam tego mają. Może gdyby robili te targi mniej okazałe, skończyłoby się na butelce z browarek i kawałku kiełbasy… poza tym to dla nas - wskazała zapalonym papierosem na ogólny chaos w kuchni - I dla naszych.

- A Amy… - Zrobiła przerwę aby się zaciągnąć dwa razy i przepić herbatką z prądem.- Di ją dziś uczyła jeździć na motorze. Dołączyła do gangu Kosmicznych Kociaków, będzie się z nami dziarać. Poza tym myśli nad pracą w magazynie albo czymś takim, byle nie przy ludziach, klientach. Wiesz, nie w sklepie… a tam u was w ratuszu nie szukają może kogoś kto umie dobrze czytać i pisać? Mogłaby wam przeglądać archiwa, albo wyszukiwać informacji. Dbać o dokumenty. Taka księgowa-sekretarka… nie wiem - wzruszyła ramionami - Taki adiutant kwatermistrza…

- O… o… oo… - Eve parę razy miała minę jakby miała problem z koncentracją. Czy powinna dalej oglądać tą kolekcję różnokolorowych swetrów czy patrzeć na Lamię gdy sprzedawała jej te rewelacje z dnia dzisiejszego.

- Amy będzie z nami w Kociakach? Jeździła na motorze? I będzie się dziarać? A ten dla kogo? - fotograf próbowała jakoś okiełznać ten potok informacji i dotykowych i kolorystycznych i słuchowych. Zapytała trzymając jeden ze swetrów.

- Nie, nie, nie! - Diane wtrąciła się szybko kręcąc głową i dając znać, że to nie do końca tak. Więc teraz blondynka popatrzyła na nią. - One obie jeździły na motorze. - gangerka doprecyzowała pierwszą rzecz wskazując na siedzącą przy stole czarnulę.

- O! I jak było? - blond główka pokiwała się i zapytała spodziewając się chyba ciekawych wieści.

- Mają do tego dryg! Parę lekcji i będą śmigać! - Diane teraz roześmiała się więc widocznie nawet teraz miło wspominała tamten moment. - No i ty też musisz. - niespodziewanie wróciła spojrzeniem do blondynki.

- Jaa? Ale przecież ja mam samochód. - zdziwiła się reporterka i spojrzała na Indiankę chyba nie bardzo wiedząc związku.

- Zwisa mi to. Wszystkie jesteśmy w gangu to wszystkie musimy jeździć na motorze. Takie są zasady. No i wszystkie musimy zrobić sobie wspólną dziarę. O tutaj. - motocyklistka z wyraźną satysfakcją oznajmiała blondynie kolejne detale jakie dzisiaj ustaliły z Lamią i Amelią. Na koniec gdy pokazywała miejsce na nowa dziarę zapomniała, że dłoń ma całą w farszu i ta chlapnęła mokrym śladem na boku jej szyi. To ją nieco zaskoczyło więc zaczęła się kręcić za ręcznikiem chwilowo wyłączając się z rozmowy.

- Naprawdę? - Eve wciąż stała z tym swetrem o jaki pytała ale te wszystkie wieści sprawiły, że popatrzyła z zafascynowaniem w oczach na swoją dziewczynę czekając jak ona się odniesie do słów motocyklistki.

- Oczywiście - Mazzi przytaknęła gładko, dopalając szluga i popijając grzańca. - Każda musi jeździć, jakby było trzeba. Wozić swoją dupę albo coś - parsknęła wesoło, pomijając kwestie że czasami na te dupy przydałaby się przyczepka - Będziemy się razem uczyć, zajebista zabawa. Motory są genialne… kurwa - westchnęła, siorbiąc z kubka i zmieniła temat, spoglądając na blondi - Ten jest dla Donniego. Niestety różowego nie mieli, a szkoda - zaśmiała się cicho - chociaż z drugiej strony tak lepiej. Już jest jeden wielbiciel majtkowych barw w ubraniach… a Di jest tak kochana, że obiecała nam pomóc ogarnąć motory. Zna się na tym, będzie wiedziała czego szukać i czego unikać… a ten jest dla Steva - powiedziała, gdy w dłoniach fotograf pojawił się ciemnozielony ciuch.

- Pewnie! Dlatego mówiłam, trzeba pojechać do Puszki. On zwykle coś ma na zbyciu. To tak po jednym można zacząć kupować. No a poza tym może wie czy ktoś w okolicy nie chce czegoś sprzedać. - Di wróciła do rozmowy wycierając szyję ręcznikiem. Mówiła jakby to była formalność i od ręki dało się to załatwić albo prawie.

- Ładny, śliczny wybrałaś. Też mi się podoba. - Eve pokiwała głową na te motocyklowe plany ale raczej interesował ją ten prezent dla ich oficera jednostki specjalnej. Oglądała go z aprobatą i zachwytem na twarzy.

- A różowy możemy kupić następnym razem. Jak ktoś nam podpadnie to będzie musiał chodzić w różowym! - roześmiała się wesoło i odłożyła wreszcie prezent dla ich wspólnego chłopaka i wyjęła jeden z ostatnich swetrów.

- A z tą dziarą na szyi to o co chodzi? Jaka to ma być dziara? - zapytała zerkając przelotnie na dwie użytkowniczki aneksu kuchennego a sama rozwinęła ten właśnie wyjęty sweter.

- No ta co Lamia zrobiła. Te logo z tą planetą czy coś takiego. - gangerka ze zniecierpliwieniem wskazała na projektantkę tego znaku sugerując do kogo lepiej zwrócić się po szczegóły.

- Ta z Mazzixxx? Mamy to sobie wydziarać? Na szyi? - Eve popatrzyła na Diane a potem na Lamię z nagłym podekscytowaniem w głosie i spojrzeniu. I chwilowo nawet trzymany sweter jakoś zszedł na dalszy plan.

- A dlaczego nie? - saper rozłożyła ręce, szczerząc się wesoło - Nasz znak musi być widoczny. Żeby każdy wiedział od razu z kim ma do czynienia, nie? Di się podoba pomysł, mnie też. Amy również wydawała się zadowolona i chętna do przejścia z etapu planowania, do planu wykonania. Swoją drogą musimy wydumać Madi rekompensatę za ten maraton dziarania, który nam czeka. Gambli nie chce, bez zapłaty to jednak głupio… coś wymyśle - rzuciła standardowym tekstem, zapisując w pamięci aby się za to zabrać już w poniedziałek. W pewnej chwili rzuciła okiem na Eve i dodała łagodnie - A ten jest dla ciebie, przecież nie możesz mi marznąc, Kociaczku.

- Dla mnie? - brwi blondynki podjechały do góry gdy spojrzała znów na trochę zapomniany sweter jaki wciąż trzymała w dłoniach. Teraz jeszcze raz rozłożyła kanarkowy, puchaty materiał aby lepiej mu się przyjrzeć. - Dla mnie? Naprawdę o mnie też pamiętałaś? Oh Lamia! - Eve była pod wrażeniem, że pośród tych wszystkich zakupów Lamia o niej nie zapomniała. Podbiegła szybko do siedzącej przy stole dziewczyny i wróciła na jej gościnne uda. Tylko teraz siadła na niej okrakiem aby mieć ją przed sobą.

- A z Madi to chyba żaden problem jak będzie mogła zapiąć potem każdą wydziaraną. Może ze dwa czy trzy razy jak już. I wszystko zostanie w rodzinie. - Diane skończyła ładować farsz do ostatniego z kurczaków i stanęła przy zlewozmywaku aby umyć sobie ręce. A o Madi i jej dziaraniu mówiła tak jakby tak samo jak z motorami, to była tylko formalność.

- Oh mnie może tak wydziarać i zapinać kiedy tylko zechce! - oświadczyła roześmiana Eve i sama kręcąc się trochę na saperskich kolanach zdjęła swoją garsonkę i zaczęła ubierać żółty sweter. - Oh jest cudowny! I ten tatuaż też! Jak zwykle wszystko genialnie wymyśliłaś Tygrysiczko! - fotograf jeszcze nie do końca zdążyła ubrać ten prezent gdy nachyliła się w stronę twarzy swojej dziewczyny aby znów ją pocałować w usta. - To jeszcze wymyśl jakiś dla mnie. Taki od ciebie. - szepnęła jej na ucho przy tej okazji.

- A to nie ty miałaś nam wymyślić coś? Dla całej trójki najpierw? - odszeptała, całując jasnowłosa skroń i puściła jej oczko - Spokojnie, dam radę, ogarniemy… tylko bądź ze mną, a wszystko się ułoży - tym razem pocałowała ją czule w usta, śmiejąc się łagodnie - Ślicznie wyglądasz, dobrze ci w żółtym… dokończ herbatę Kociaczku i zmień futerko, a ja skończę kroić ziemniaki. Amy dała nam przepis, chcemy go wypróbować… dobrze, że jest z nami - westchnęła, zerkając na hałdę żarcia piętrzącą się w kuchni - I dobrze że jest lodówka. Zrobimy wam coś na jutro, żebyście nie musiały się kłopotać z gotowaniem. Trochę pójdzie z nami do Mason… nie wiem czy się nie wydurniam - prychnęła, kiwając głową na torbę z ciuchami i szpejem domowym - Ale walić to, nie będą chcieli to wypierdolą w śmietnik i tyle. To co… gdzie masz te świeczki? Zróbmy im klimat, aby poczuli że warto było zrywać się wcześniej - popatrzyła Eve prosto w oczy, dodając miękko - Do Domu.

- Tak. Do naszego domu. - fotograf też chyba to domowe i rodzinne stwierdzenie rozczulało bo obdarzyła Lamię takim rozmarzonym spojrzeniem. Ale zaraz westchnęła cicho i wstała z jej kolan.

- No tak, zaraz znajdę te świeczki. - powiedziała ruszając gdzieś w kierunku szafek.

- A jaki przepis? To mam robić coś jeszcze? - gangerkę jakby trochę zaniepokoiła ta wzmianka o kolejnym przepisie od Amelii. Popatrzyła na Lamię podejrzliwie wskazując gestem na ten cały kuchenny chaos jaki zdążyły tutaj urządzić od powrotu z miasta. A i tak część roboty zrobiły jeszcze razem z najmłodszą siostrą z ich gangu.

- A ile ma być tych świeczek? - zapytała reporterka w żółtym swetrze zaglądając do jakiegoś kartoniku jakby tam trzymała te świeczki.

- Zależy gdzie jemy…przy oknach? - brunetka wstała, podchodząc pod blad i oparła się ramieniem o ramię Indianki i popatrzyła na cztery nadziane jabłkami kurze tuszki, obsypane przyprawami. Leżały karnie w brytfankach, czekając na odpowiedni moment aby je wstawić do piekarnika.

- Wygląda zajebiście… już bym to zeżarła - mruknęła z uznaniem, szczerząc się wesoło - Nie no, już prawie wszystko gotowe. Pomidory pokrojone i posolone, puszczaja sok, surówka się przegryza… zostały ziemniaki, ale to już na miękko ogarnę. Trzeba je pociąć i polać masłem z czosnkiem...yyyyh - zacięła się, siegając do kieszeni po niewielką karteczkę i po rozprostowaniu, doczytała - … z czosnkiem, pieprzem, solą i rozmarynem. To te zielone igły…

- No tak, gdzie jemy… - gospodyni skrzywiła się sama się nad tym zastanawiając. W końcu wyszła z aneksu i stanęła mniej więcej pośrodku mieszkania. Zerkała w lewo na duży stół, ten na jakim w zeszłym tygodniu sama leżała udając deser dla dwojga to na prawo na niższy stolik obsadzony sofą i fotelami gdzie tamtego wieczora Lamia zagadywała Steve’a gdy Indianka przystroiła fotograf na ten deser.

- No sama nie wiem. Tu albo tu. - blondynka odwróciła się by stanąć twarzą do aneksu i dwójki kumpel. - Ten jest większy i taki bardziej uroczysty i dostojny. - wskazała na solidny mebel stojący bliżej środka studio. - A ten to taki zwyczajny i bardziej domowy. - spojrzała na niższy stół, jaki stał w rogu pod oknami.

- Rany ale macie problemy. Jakby oni tutaj na żarcie albo wizytację przyjeżdżali. Zielone igły tak? A ile tego mam wsypać? - Indianka prychnęła na te blond dylematy i sama zajęła się poważnymi sprawami. Czyli ile ma użyć tych zielonych igieł.

- Zjemy na sofie, wygodniej. A rozmaryn… czekaj. Dwie łyżeczki od zupy, rozetrzeć w dłoniach i posypać - saper łypnęła na kartkę, samej schylając się pod blat aby wyjąć spory rondel. Prychnęła przy tym, zerkając na gangerkę z dołu - Chodzi o fakt. Pierwszy raz przyjeżdża z roboty do nas, chujowo wyjdzie jeśli go zlejemy, wyciągniemy konserwy i suchary, zostając w dresach na kanapie i lejąc na cały temat. - wyprostowała się, stawiając gar na wolnym kawałku blatu. Sięgnęła po nóż, a potem po jabłko. Zaczęła je obierać - Będzie mu przyjemnie, zrobimy mu dobrze od wejścia. Zresztą przyjeżdża z Karen, nie? Tym bardziej należy się postarać żeby wypadło jak najlepiej. Na chuj ma się chłopak potem wstydzić - pokręciła głową - Kto wie? Jak mu podpasuje, w przyszłym tygodniu też będzie kombinował, aby wyrwać się wcześniej, skoro w domu czekają na niego niespodzianki i frykasy - puściła drugiej brunetce oko - Pierogi są zajebiste, ale ile można wpierdalać tylko je?

- Weź wyluzuj bo zatwardzenia dostaniesz jak się będziesz tak spinać. Jakie konserwy, jakie suchary? Zobacz na to wszystko. - Indianka rozłożyła ramiona aby objąć cały ten kuchenny chaos jaki panował tu od ich powrotu od Betty. No i na te torby z ubraniami, poduszkami całą resztą.

- Idę o zakład o mój motor, że gdziekolwiek im to wszystko podacie to im kopary opadną. Z drugiej strony same sobie stawiacie poprzeczkę coraz wyżej jak chcecie zrobić z tego co weekendową normę. - dorzuciła wsypując te zielone igły tam gdzie wskazała druga kucharka. W międzyczasie wróciła do nich blondynka z tym samym pudełkiem co wcześniej.

- Ustawiłam świecznik ale nie zapalałam świeczek. Jak już będą na schodach to się zapali. Zostawiłam tam zapalniczkę. - poinformowała Lamię nim ją minęła by schować pudło na swoje miejsce.

- Dobrze, to ja lecę się przebrać. A myślicie, że mogę zostać w tym swetrze? Czy ubrać się w coś innego? - chyba miała już iść ale jeszcze wskazała na swoją sylwetkę pytając je o zdanie.

- To zależy z czego będą cię chcieli bardziej rozbierać. - uśmiechnęła się gangerka tym swoim nieco złośliwym uśmieszkiem. Fotograf też się roześmiała ale popatrzyła teraz koso na swoją dziewczynę.

- To z czego Lamia byś mnie chciała rozbierać tego wieczoru? - zapytała uśmiechając się jak urwis co ma zaraz zmajstrować jakiegoś figla.

- Któreś z tych koronkowych zestawów z trzeciej szuflady pod oknem? - saper powtórzyła grymas - Na to prostą kieckę z dekoltem, rajstopy… i sweter. Wtedy będzie ci ciepło - zabujała brwiami z miną niewiniątka - Znajdziesz coś również dla mnie, Kociaczku? - poprosiła, spoglądając na obrane jabłko. Było już idealnie jasne, więc je odłożyła, biorąc kolejne - Nie ma pewności, że będzie następny weekend - półgębkiem zwróciła się do gangerki, przybierając kwaśny ton - Carpe Diem, jutro jest daleko i może nigdy nie nadejść. Zresztą wysokie poprzeczki są dobre, mobilizują do zmian na lepsze, doskonalenia siebie i otoczenia. Bycia kimś lepszym… no i żadna podrzędna lambadziara nie da rady do niej doskoczyć - na koniec posłała jej całusa.

- Dekolt, rajstopy i sweter? - brwi blondynki zmrużyły się gdy widocznie obmyślała taką kompozycję na dzisiejszy wieczór. Ale zaraz skinęła głową na znak zgody i uśmiechnęła się. - Świetny pomysł! To tak się ubiorę. A tobie też znajdę coś odpowiedniego. No! To lecę się przebrać! - Eve podeszła szybko do swojej dziewczyny całując ją na pożegnanie w usta. Di też dostała buziaka ale w policzek. A potem fotograf czmychnęła do sypialni aby się tam w spokoju przebrać.

- Hej, foczko… - Di chwilę milczała robiąc swoje przy tych kurczakach ale szybko podjęła wątek. - Słuchaj nic mi do tego jak się gościcie i w ogóle. Po prostu się tak nie spinaj. - rzuciła uśmiechając się lekko. Potem jakby dla zmiany tematu wskazała wzrokiem na zamknięte drzwi sypialni za jakimi zniknęła blondynka.

- Widziałaś jak się podjarała tą dziarą? - roześmiała się wesoło z nutką złośliwości w głosie. - Będzie z niej niezły Kociak. Tylko ją trzeba jeszcze z tymi motorami przypilnować. - dodała uśmiechając się do siebie i do kumpeli obok.

- Nie spinam się - mruknęła, skupiając uwagę na obieranym owocu. Nastała chwila ciszy, drugie jabłko wylądowało na boku deski, a saper zajęła się trzecim - Dobra, może trochę - westchnęła, ścinając czerwoną skórkę najcieniej jak dała radę - Bo kurwa prawie z każdej strony słyszę jaki to fart, jaka szarża, jakie dla mnie i Eve szczęście… bo oficer, bo jednostka specjalna, bo jebane cuda wianki. - wzruszyła pozornie zbywająco ramionami - Chcę żeby był zadowolony i miał poczucie że ktoś o niego dba, że tu czekamy. Obie… i chuj z tym - prychnęła zagryzajac wargę - Eve już jest zajebistym kociakiem. Ogarnie sposób na jazdę dwoma, a nie czterema kulami. Będzie już prościej, ma doświadczenie w szuraniu po mieście… podasz mi tamte brązowe rurki? - poprosiła, wskazujac na słoik z laskami cynamonu.

- Hej foczko… - motocyklistka wysłuchała swojej kumpeli i spojrzała na wskazany słoik. Chwilę jakby się zastanawiała ale sięgnęła po to naczynie i podeszła stawiając je na blacie przed Lamią. I bez ostrzeżenia pocałowała ją w policzek. A także dwoma palcami nakierowała jej szczękę tak by spotkać się z nią twarzą w twarz.

- Nie spinaj się. Będzie zajebiście. I nie tylko Eve jest już zajebistym kociakiem. - powiedziała cicho i pocałowała ją jeszcze raz. Tym razem w usta. Powoli, z rozmysłem i delikatnie. Jakby na chwilę zapomniała, że przecież jest agresywną i bezczelną gangerką.

- A tym się nie przejmuj. - trochę się odsunęła i znów niedbałym ruchem wskazała na kuchenne pobojowisko. - Będą zachwyceni, uwierz mi. Widziałaś jak Eve to przyjęła? A jeszcze nie wszystko gotowe. I mam swoich chłopaków w Mason to znam się co im się podoba. Będą zachwyceni. - powiedziała z przekonaniem i na nadanie Lamii właściwego punktu widzenia klepnęła ją w tyłek.

- Pewnie masz rację, dzięki Di - saper oddała pocałunek, uśmiechając się jakoś tak bardziej naturalnie. Wyłuskała ze słoika dwie brązowe rurki i wrzuciła do garnka. To samo zaczęła robić z skrajanymi drobno jabłkami - A co z tobą? Jakie masz na dziś plany, hm? Kino z Madi i spojrzenie czy jest tam Laura? Właśnie - łypnęła na Indiankę bystro - Pogadaj z Betty jak złapiesz okazję. Potrzeba zdjąć wymiary z Amy, do kostiumu. Maleństwo lubi Rouge z Xmanów. Gdzieś w mieście ma warsztat niezła krawcowa. Mając wymiary zamówimy jej to… i skórę. Każda siostra musi mieć skórę.

- No ja to zaraz będę spadać. Mam nadzieję, że się przejaśni. Powiem ci w sekrecie, że motor pasja życia i tak dalej ale jak pada to się robi chujowo. - gangerka rzuciła spojrzenie za okno ale tam nadal padał taki standardowy deszcz. Przyglądała mu się chwilę ale w końcu wzruszyła ramionami.

- Nie jestem z cukru. A teraz wrócę do Betty i zobaczę co u niej, co Amy zmajstrowała w kuchni no i co Madi poopowiada jak wróci. Ooo… Muszę z nią pogadać by za którymś razem wróciła z tą swoją koleżanką… - czarnowłosa sama chyba jeszcze nie miała sprecyzowanych planów na wieczór póki Lamia o nie nie zapytała więc snuła teraz luźne rozważania.

- O! Pogadam z Madi o tych dziarach. Niech wie co ją czeka. A masz tą kartkę? To bym jej pokazała od razu wzór o co chodzi. - nagle oczka Indianki rozszerzyły się gdy wpadła na swoim zdaniem świetny pomysł. Żywiej spojrzała na sąsiadkę kończącą szykować wieczorne dania.

- A z tym kostiumem zapytam. Rouge tak? Ta czarna z białymi włosami? Widziałam fotki. Ale bym ją zwyobracała. - gangerka wróciła już do swojej swobodnej i bezczelnej normy a na koniec prychnęła z lubieżnym uśmieszkiem na temat wizerunku komiksowej heroiny z poprzedniego świata.

Jabłka zostały pokrojone, przyszła pora na inne dodatki takie jak rodzynki, skórka cytrusowa… cukier waniliowy i na koniec do gara poleciały dwie butelki białego wina.
- Dam ci ten szkic, niech Madi jeszcze raz rzuci okiem - saper pokiwała głową, wstawiając gar na kuchenkę - Chcesz jakiś sztormiak? Eve coś chyba ma, a po cholerę masz moknąć… i ej, weź - wyszczerzyła się do Indianki - Motor to magnes… każdy kto jeździ na motorze wygląda jak milion gambli i od razu ma się ochotę spytać czy kierowca da się wyciągnąć… na przejażdżkę, drinka… właśnie. Nie myśl że wyjdziesz stąd zanim się ze mną nie napiszej rozchodniaka - skończyła, biorąc butelkę procentów w dłoń.

- Nie mam zamiaru kalać mojej ramony jakimś odblaskową szmatą. - odparła dumna właścicielka jednośladowego stylu życia. Trochę przesadziła ale dzięki temu wyszło bardziej zabawnie. Schowała kartkę z logo do wewnętrznej kieszeni bluzy i pokiwała głową na znak aprobaty.

- A wypić z tobą zawsze. Polewaj! - ucieszyła się tak, że aż klasnęła w dłonie na znak tej radochy.

- To załóż sztormiak pod skórę? - saper zaparskała, lejąc wódki do dwóch kubków. Dolała do dolnego ucha i wręczyła jedno naczynie gangerce - To co, kociaku? Pewnie następnym razem zobaczymy się dopiero w Honolulu. Chcesz coś z Mason?

- Tego kociaka do siadania na twarzy to pewnie nie dasz rady co? - Indianka przyjęła kubek i trzepnęła rozbawiona w ramię drugiej kobiety. - Nie, nic nie chcę. - pokręciła głową i upiła łyka z kubka. Ale nagle sobie przypomniała. - Wiesz co? Właściwie to jest coś. Możesz zajrzeć do moich chłopaków? Tak wiesz, powiedzieć, że nic mi nie jest, pozdrawiam, wydymam ich jak wrócę i takie tam. A! I, że zostanę gwiazdą porno! - mówiła luźno, szybko, wesoło no i trochę chaotycznie. Ale na wzmiankę o własnej karierze jaką planowały w MazziXXX jednak nie wytrzymała i roześmiała się na całego.

- Na pewno ci nie uwierzą! Ale cholera chcę potem widzieć ich miny jak mnie zobaczą w tym naszym filmie! I to cholera z Rude Boy’em! Yeah! Pieprzyłam się z Rude Boy’em i cholera wszyscy to zobaczą! - Diane widocznie strasznie to kręciło, pewnie nawet bardziej niż wspólnie spijane promile.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ODwZzMLv7zU[/MEDIA]

- Myślisz, że przyjadą jak tak leje? A jak ich nie puszczą? Steve ci wtedy wieczorem mówił o której właściwie mogą być? - Lamia siedziała razem z Eve na sofie przy stole gotowym na przyjęcie gości. W każdej chwili można było pójść do aneksu obok i zacząć znosić co trzeba by wypełnić talerze. A gości nie było.

Dało się to odczuć zwłaszcza odkąd pojechała Diane zostawiając je gdy kolacja była właściwie już gotowa można było co najwyżej jeszcze przygotować stół i tyle. Nie doczekała się końca deszczu a nawet jakby zaczęło mocniej padać.

- Dobra czas na mnie foczki. Spadam zanim utknę z wami na stałe z tymi trepami co to będa was molestować i w ogóle. - Di machnęła ręką na ten deszcz i sięgnęła po swoją skórzaną kurtkę pełną ćwieków i naszywek.

- To ciebie to może jeszcze puknę przed niedzielą. - zwróciła się na pożegnanie do krótkowłosej blondyny a ta z uśmiechem potwierdziła kiwając głową. - No ciebie foczko pewnie nie no ale to sobie odbijemy w niedzielę. Aha! I pamiętaj! Obiecałaś mi rodeo na pyszczku jakiejś kici! - pożegnała się też z Lamią i jeszcze tylko Eve z nią zeszła na dół by najpierw otworzyć a potem zamknąć za nią garaż. I po chwili wróciła na górę i zostały wreszcie same ze swoim czekaniem na gości. A gości nie było. Uszykowały jeszcze stół, zdążyły się przebrać w swoje wieczorne kreacje i wreszcie nawet usiadły razem na sofie i czekały. Dzień się zrobił ponury i kończył się wcześniej. Diane jeszcze załapała się na końcówkę względnie normalnego deszczu i może nawet zdążyłą dojechać do Betty. Ale zaraz potem lunęło jak z cebra jakby niebiosa miały ćwiczenia z powtóki potopu.

Wstyd przyznać do nerwowości, durnego lęku gryzącego od środka. Siedząc wtulona w blondynkę, Mazzi patrzyła za okno, obserwując wędrówkę kropli po coraz ciemniejszym niebie. Wewnątrz mieszkania panowało ciepłe, pachnące winem i owocami z cynamonem ciepło, bijące głównie od kuchni z wciąż włącząnym piekarnikiem i palnikami ustawionymi na minimum aby nic nie ostygło…

- W końcu przyjadą - powiedziała pocieszająco do fotograf, pocierając czułym gestem jej przedramię - Niech skończą robotę, odprawy i całą resztę koszarowego życia. Włączmy sobie muzykę… cały dzień na nogach, należy się nam chwila oddechu - dodała, całkowicie nie wspominając o własnych lękach. Zamiast siać defetyzm, wskazała półkę nad wieżą stereo - Czego masz ochotę posłuchać?

- Czegoś wesołego. Szybkiego. By nie… No by czymś się zająć. - Eve z ulgą przyjęła propozycję i też popatrzyła na jeden ze swoich skarbów jakie udało jej się zebrać. W tym wypadku na wieżę która działała a obok stały słupki z płytami z muzyką rózną. Od klasycznej, przez rock, metal i to co było modne na ostatnim przełomie wieków gdy płyty były na topie.

- Naprawdę ładnie ci w tej sukience. Ładnie widać ci nogi. I uda. Chyba byś mnie wyrwała na taką kieckę jakbyś tak trochę pokręciła kuperkiem przed oczami. - blondynka siedziała z podwiniętymi nogami i chyba starała się zająć czymś innym niż czekaniem na dźwięk silnika za oknem.

- Szkoda że nie widzisz jak ci ten róż podbija kolor oczu… bo dupka wiadomo najwyższa półka - Mazzi uśmiechnęła się półgębkiem, gładząc palcem wierzchy pudełek, aż wreszcie wybrała jedną. Otworzyła szufladkę wieży, wsadziła krążek i wdusiła odpowiedni guzik aby maszyna zassała płytę w swoje wnętrze. Rozległ się mechaniczny klekot, dziewczyna wdusiła odpowiedni numer ścieżki, zerkając na tył okładki o wiele mówiącym tytule “Hellbilly Deluxe”.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline