Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-04-2020, 02:42   #181
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Rozumiem. Zrobimy co się da byście byli zadowoleni. - uśmiechnął się oszczędnie ale pokrzepiająco. - Czyli dziewczyny wniosą lody na 23:00. A do kieliszka oliwka. - najwidoczniej zapisał te notatki i jeszcze chwilę im się przyglądał. Po czym podniósł głowę na klientkę.

- Jeszcze coś? - zapytał czy są jeszcze jakieś życzenia co do niedzielnej imprezy.

- Wszystko - Mazzi wyprostowała się, robiąc sympatyczną minę, przez którą wyglądała jak mała dziewczynka zaproszona prosto do sklepu z cukierkami, gdzie mogła wybrać cokolwiek chciała - O 21:00 zaczynamy, my z dziewczynami będziemy godzinę wcześniej ogarnać i ustalić między sobą co i jak… i wszystko już. Tak myślę - zaśmiała się, z torebki wyjmując dość pękatą kopertę - Tu jest połowa, jako zaliczka. Resztę dopłacimy w niedzielę przed 21.

Mężczyzna uśmiechnął się i przyjął kopertę. Otworzył ją i zaczął przeliczać talony. Musiał mieć w tym nielichą wprawę bo papierki tylko śmigały mu między palcami jak u zawodowego krupiera karty. Skinął głową, znów otworzył szufladę, tym razem trochę z boku i gdzieś niżej i jeszcze poprosił by pokwitować wpłatę owej sumy. A potem życzył udanego wieczoru w klubie i gdyby się jeszcze coś przydało na imprezie to śmiało można jeszcze coś spróbować domówić. No ale wiadomo, im wcześniej tym więcej będą mieli tutaj czasu na przygotowania.

- Aha i jeszcze tak na koniec to nie wiem czy to tym razem potrzebne a za pierwszym razem wyleciało mi to z głowy. Ale haków jest tam całkiem sporo. Z tym że większość jest w ścianach. Dziewczyny wiedzą gdzie to jakby były potrzebne to pokażą gdzie one są. - rzucił na odchodne i już Lamia mogła wyjść tym krótkim korytarzem na salę główną. A raczej jedną z wielu takich sal. I tam przejść między gwarnymi stolikami. Niby czwartek, raczej środek tygodnia a ruch wieczorem był zdecydowanie większy niż gdy były tu z Di przed zmierzchem. Chociaż do weekendowej popularności i zgiełku to nadal sporo brakowało.

- O! Lamia! Lamia wraca! Chodź do nas! - jeszcze miała parę stolików do przejścia gdy dziewczyny ją dojrzały i zaczęły się do niej śmiać, wołać i machać rękami. Wyglądało na to, że cała piątka przypadła sobie do gustu no i tylko czeka by znów były w komplecie. Dziewczyny siedziały przy pierwszej kolejce drinków w tym lokalu i miały iście szampańskie humory.

Sylwetka w czerwonej kiecce zgrabnie przeszła przez salę, lawirując pomiędzy stolikami i paroma osobami po drodze. Na co ciekawszych przypadkowo wpadła, przepraszając, rzucając uśmiechy. Paru pogładziła po torsie odchodząc, aż wylądowała na kanapie między dziewczynami.
- Ej, a moja łycha? - spytała z wyrzutem, rozglądajac się za drinkiem dla siebie.

- Masz, zamówiłam ci. - Eve z uśmiechem przesunęła pełną szklankę w stronę swojej dziewczyny i przesinęła się torchę by zrobić jej miejsce. - I jak było w biurze? - zapytała prawie od razu. A na sąsiednich sofach towarzystwo się trochę przemieszało. Kim siedziała obok Madi a Diane z Meg.

- Jak ty wiesz czego mi trzeba - saper szybko chwyciła szklankę, całujac blondi w ramach podziękowania. Łyknęła zdrowo, sapnęła i dopiero rozsiadła wygodnie, przyciskając do siebie Eve. - Domówiłam te lody, o 23 wjadą na salę… znaczy zaznaczyłam aby przywieźli je na wózku pod drzwi i dali znak. Nie mam pojęcia w jakiej fazie będziemy o tej porze, a ma być impreza prywatna. Dziewczyny od Sonii je wprowadzą. Zjemy, pogadamy i dalej będziemy się dymać - zabujała szklanką - Mają też ten kieliszek… tylko zasyfiony, bo dawno nikt go nie używał. Pingwinek mówi, że zrobią co w ich mocy, aby do niedzieli był gotowy do użycia. Oliwki mają, czyli robimy martini - łyknęła odrobinę drinka - Poprosiłam o podgrzanie wody w dużym basenie. Parę stopni więcej to zawsze parę stopni, a wieczorami robi się zimno… Karen i chłopaki może i lubią się taplać w błocie jesienną, listopadową porą, gdy woda w tych ich sadzawkach w jednostce zamarza… ale my nie musimy mieć potem zapalenia płuc, nie? Następna część się wam spodoba. Więc słuchajcie - puściła Madi i Diane oczko - Jest tak od cholery haków, Sonia, Anita i ta trzecia wiedzą co i jak. bierzemy liny, pasy i zaciski… kajdanki i całą resztę szpeju. Lepiej mieć niż nie mieć, nie? Nigdy nie wiadomo co się przyda, na co nas najdzie ochota - wzięła następny łyczek - Dla Jamie ogarną mały stolik z misami i tym podobnym na te polewy do lodów, będą dwa gumowe prześcieradła, więc jeśli kogoś najdzie na malowanie czekoladą po skórze, a potem zlizywać całość, nie rozpaprzemy słodyczy po całej cholernej podłodze. No i gumowe prześcieradła przydają się też do innych zabaw - powachlowała rzęsami, łagodnie głaszcząc ramię blondynki - A w ogóle lody przyjeżdżają z lodziarni koło ratusza, Odpada proszenie Jamie o przywiezienie dodatkowych kubłów. Mamy tu wszystko, co nam potrzebne. Basen z kisielem damy gdzieś z boku. - zadumała się, sufitując na światełka powyżej - Ciągle mam wrażenie, że o czymś ważnym zapominamy. Kisel jest, catering jest, sprawy z basenem - załatwione, jacuzzi - ogarnięte, zapasy ręczników przy baseniku i drugie przy prysznicach - mamy to. Kieliszek - trzymamy kciuki, wielka oliwka - jest. Dmuchane pierdy do basenu - są, lody - będą, stroje dla kelnerek - ustalone, stolik na polewy i osprzęt do tego - jest, gumowe prześcieradła też, maszyna do baniek mydlanych - będzie. Muza jest, lampki do gwiazdek powinni dać. Suchy lód również - siorbnęła drinka - Stół do masażu zamówiony. Dwie apteczki przyniosą. Szampan - wzniosą nam skrzynkę. Dooobra, czekolady, polewy, żele do masażu, liny i zabawki imprezowe weźmiemy z naszych zapasów. Di przywiezie od Tash kostium… o czym zapomniałyśmy? - popatrzyła po laskach na kanapie.

Dziewczyny słuchały tych wyliczeń co ma być w tą niedzielę i chichotały jak nastolatki przed balem maturalnym lub pierwszą, dziewczyńską imprezą. Ale popatrzyły na siebie chwilę się zastanawiając. Pierwsza odezwała się jedyna blondynka w tym gronie.

- A kamery? Będziemy coś nagrywać czy nie? - zapytała upijając łyk ze szklank i czekając co ich reżyser powie na ten temat.

- Naprawdę to wszystko będzie? I ile mówiłaś osób ma być? Ze 30-ci? To duża impreza będzie. - Meg była pod wrażeniem tych wszystkich punktów niedzielnego programu. Zresztą Kim również pokiwała głową aż chyba niedowierzając, że można skumuować tyle atrakcji w jeden wieczór.

- Weźmiemy kamery, tak na wszelki wypadek - saper uspokoiła blondi, całując ją w skroń - Najpierw pobajerujemy naszych byczków… poza tym musi być kamera - delikatnie odwróciła blond główkę w swoją stronę, uśmiechając się ciepło - Bo pewnie drugi raz nie będę się wydurniać z tym martini… w końcu jestem nobliwym weteranem i takie tam. Poważnym inżynierem bojowym - powiedziała, w tym momencie parskając, bo dłużej poważnej maski nie dała radę utrzymać - Jestem ciekawa jak wyjdzie, robiłam różne dziwne rzeczy, ale czegoś takiego jeszcze nie… nooo a jak zobaczą pozostali że kamera nie gryzie, pójdzie już… - zamarła w pół słowa, marszcząc brwi, żeby po paru chwilach wybuchnąć śmiechem - Statyw i aparat. Stanie gdzieś pod ścianą. Jeśli będzie ochota na zdjęcia pamiątkowe, a chuj, co nam szkodzi. Niech mają coś z życia i do puszenia po koszarach… a nie, że tylko Tygrysek sobie robi gazetkę z kociaków na ścianie - wzruszyła ramionami lekkim, wesołym gestem i dopiero spojrzała na Meg i Kim - Tak jakoś nam wychodzi… plus minus te trzy czy cztery osoby. Zależy czy paru jeszcze nie do końca pewnych się pojawi. Dużo ludzi, więc muszą mieć się czym zająć, nie? - parsknęła, dopijając drinka - Poza tym jeśli coś już robić, to na pełnej kurwie. Nie ma sensu się szczypać i rozdrabniać. A co… - tu popatrzyła koso na czaro-różowy zestaw - Macie pomysł na jakiś konkurs? Parę będzie: kisiel, lap dance… i jeszcze pare innych zabaw. - skończyła z uśmiechem.

Meg i Kim popatrzyły na siebie przez szerokość stołu chwilę się zastanawiając. Dla kontroli sprawdziły jeszcze twarze swoich sąsiadek i upiły ze swoich szklanek.

- Jak orgia… No to może kto najwięcej zaliczy? - zaproponowała wreszcie czarnowłosa lenonka.

- Jakbyście potrzebowali DJ-a to w “Krakenie” jest fajna sztuka. No ale to na ten weekend to ona pewnie już ma co robić. Ale może kiedy indziej jakbyście chcieli to ona jest świetna. - różowowłosa dorzuciła trochę na siłę gdy chyba nie miała za bardzo pomysłu co tu by można jeszcze dorzucić.

- A może my byśmy coś zrobiły? - Eve zmrużyła oczy ale powiedziała za mało by wiadomo było o co jej chodzi gdy sąsiadki popatrzyły na nią pytająco. - No my, co nas chłopcy i Karen tak dzielnie ratowali. No i Di jakby chciała to też. - reporterka mówiła jakby sama nie do końca miała sprecyzowany pomysł dlatego mówiła wolno.

- No ale na przykład co byśmy miały zrobić? - Diane nadal chyba nie była pewna do czego zmierza reporterka.

- No właśnie nie wiem… Może wszystkie wejdziemy na raz do tego kisielu? No sama nie wiem… Ale chyba dobrze by było jakby coś było właśnie od nas. - wyznała zafrasowana blondynka gdy sama miała kłopot jak to ubrać w słowa.

- Kto najwięcej zaliczy? - brew Mazzi powędrowała do góry i zamarła w pół czoła, po czym dziewczyna kiwnęła głową z krzywym uśmiechem - Tak, to właśnie jest duch! Zróbmy zawody - zaśmiała się, chociaż spoważniała przy drugiej części dyskusji. Obracała pustę szklanę w dłoni, patrząc jak roztapia się w środku samotna kostka lodu.

- Zróbmy im striptiz, na bajerze - zaproponowała po chwili ciszy - Zaczniemy od martini, bo tu mam dla Val małą niespodziankę. Poproszę żeby podała butelkę szampana i ją nim poczęstuję, lejąc bąbelki po łydce prosto do jej ust. Po co komu kieliszek jak ma sie stopę? - zabujała brwiami - Wylezę i przeniesiemy się z butelką na stół. Będziemy sie polewać, rozbierać i całować… a potem obsiądziemy Jamie i ją na tym blacie przelecimy wspólnie. Na pewno się ucieszy - wzruszyła ramionami z miną jasno sugerującą że nie tylko lodziarze zrobi się miło - Wiecie jaka ona jest, pomożemy tym trochę. Swoje odbębni w ramach podziękowań i potem poleci wyrywać laski… właśnie - przeniosła uwagę na różową i lenonkę - Szukacie laski do zajebistego numerku od razu podbijajcie do Jamie, pokażemy wam która. Skubana wie jak zrobić dobrze drugiej kobiecie, bo tylko z nimi się buja. Ma doświadczenie, pasję… lubi to skubana - parsknęła, wracajac wzrokiem do Madi - Jeszcze nie zlizywałam z ciebie szampana… co za niedopatrzenie. Należy nadrobić, nie sądzicie?

- O tak. A ja dawno cię nie zapinałam. Jestem przekonana, że twój kuperek za mną usycha z tęsknoty. - Madi pokiwała głową z mądrą miną na znak, że mają ze sobą parę spraw do obgadania.

- A ta Jamie to jakaś fajna? - Kim zapytała jakby zainteresowało ją to co usłyszała o lodziarze.

- Bardzo fajna! I robi to tylko z dziewczynami. Taka trochę jakby latina, długie włosy do pasa. O! Pracuje w weekendy w tej lodziarni koło ratusza. - Eve próbowała jakoś nakierować nowe koleżanki na to co już Lamia powiedziała o ich ideologicznej lesbijce.

- W lodziarni koło ratusza? Eejj… No kojarzę… Tak trochę… Taka szczupła… - Kim sapnęła jakby coś kojarzyła o kogo może chodzić. Ale rajdowiec z czarnego bolida chyba mimo to nie bardzo.

- A ta Val? - Meg zapytała o kolejne imię które padło.

- Jak zobaczycie na imprezie taką laskę w blond dredach to to będzie Val. Chyba tylko ona ma u nas dredy. - wyjaśniła Madison pokazując mniej więcej na swoich włosach dokąd sięgają dredy kelnerki.

- Val ma strasznego hopla na stopy. Jak jej się dacie pobawić swoimi to na pewno się ucieszy. - Diane dorzuciła swoją uwagę o jednej z koleżanek jakie obiecały się stawić na niedzielną imprezę.

- Ja chyba kojarzę ten motyw. Ten z tą stopą i szampanem… Tego nie było na jakimś filmie? - Indianka zaraz dorzuciła coś co sama chciała wiedzieć chociaż w innej sprawie.

- U Tarantino! Była taka scena! Jej, strasznie mi się podobała! - Meg z entuzjazmem potwierdziła te przypuszczenia kiwając głową więc scena musiała jej się podobać.

- Ale jaki film? Jaka scena? - masażystka zmrużyła oczy i pokręciła głową na znak, że nie kojarzy ani filmu ani sceny.

- No taki film był kiedyś! I tam były zombiaki i w ogóle. No i była taka scena jak Lamia mówi! Ze spijaniem szampana ze stopy! Świetnie to wyglądało, zawsze kręciła mnie ta scena! - kierowca zaczęła trochę chaotycznie ale z werwą streszczać o co chodziło z tą sceną no ale jak Madison widocznie nie oglądała tego filmu to miała dość mętne pojęcie.

- Lamia? - Eve odwróciła się do swojej dziewczyny ale wciąż zezowała na masażystkę. - Może pokażesz Madi o co chodzi w tej scenie? Wiesz, taka mała próbka przed niedzielą. - powiedziała wesoło wskazując na szklankę Lamii i stół przy jakim siedziały.

- O tak, pokaż jej! Nam zresztą też! - Meg z miejsca zapaliła się do pomysłu zachęcając pomysłodawczynię do wystąpienia na stole.

Nie wyglądało aby saper trzeba było specjalnie długo namawiać. Wstała z kanapy, zabierając blondynce szklankę gdzie miała jeszcze połowę drinka.
- Zaraz ci przyniosę drugi, kochanie - obiecała, całując ją czule, zanim nie wdrapała się na stół. Perspektywa od razu zyskała kilkanaście dodatkowych centymetrów. Gdzieś z tyłu mózgu zadźwięczał brzęczyk, że przecież nie są tu same. Szczęśliwie szybko został zduszony przez magię chwili. Mazzi stanęła wyprostowana, przymykając oczy. Wyłowiła z całego zgiełku sali dudniące echo muzyki i zaczęła się powoli kołysać w jej rytmie, wodząc dłonią po swoim ciele wpierw powoli, a potem coraz mocniej, to podwijając czerwony materiał, to chowając palce pod niego tam, gdzie podwinąć się nie dał. Co prawda nie miała węża jak ta piękna Latynoska z filmu, ale starała się, rzucając kuszące uśmiechy przez ramię, gdy okręcała się powoli dookoła własnej osi, kręcąc biodrami jakby siedziała na kochanku. Przeciągnęła pokaz przez parę minut, aż do momentu, gdy złapała błyszczące spojrzenie masażystki. Zrobiła trzy kroki, stając przy krawędzi blatu. Zakręciła się ostatni raz, zanim nie wyłuskała stopy z obcasa i nie położyła jej drugiej kobiecie na torsie. Balansując na jednej nodze przesunęła uwolnioną stopą po torsie w błękitnej sukience, aż do twarzy. Tam pogłaskała wierzchem kończyny blady policzek i przeszła do drażnienia okolicy ust.

- Wyglądasz na spragnioną - zamruczała podnosząc szklankę. Łapiąc z Madison kontakt wzrokowy, rozchyliła usta, zarówno swoje, jak i jej.. tylko przy pomocy palcy, a gdy tak się stało, polała nogę od kolana drinkiem, pozwalajac aby ścieżka alkoholowych kropli spłynęła wzdłuż łydki i znalazła się w spragnionych ustach.

Nie wiadomo jak i kiedy ale zrobił się show. Może gdyby jeszcze kobieta w krwistoczerwonej sukni po prostu weszła na stół, powygłupiała się chwilę i zeszła to co najwyżej ktoś z okolicznych gości obejrzałby się, uśmiechnął gwizdnął, krzyknął coś czy pokręcił głową i wrócił do swoich stolikowych spraw. No ale jak ta kobieta weszła, zaczęła zmysłowo kręcić biodrami, wodzić jasnymi dłońmi po krwistoczerwonym materiale jaki opinał jej szczupłe ciało to już coraz więcej głów się odwróciło w tą stronę. A do tego jeszcze uwagę przykuwało prawie pół tuzina pozostałych kociaków. Ktre niesione falą entuzjazmu zaczęły dopingować Lamię, klaskać, krzyczeć coś wesoło i bawić się na całego.

- Dajesz Lamia! Jesteś najlepsza! - krzyczała Eve wybijając rytm klaskaniem i patrząc z zachwytem na całą tą taneczną, promieniującą erotyzmem scenę. Najspokojniejsza z nich wydawała się Madi która trochę wyglądała jakby właśnie obchodziła urodziny i dziewczyny zamówiły jej prezent. No a potem i Eve bo blondyna miała na tyle przytomności umysłu by wyjąć smartfon i zacząć nagrywać to co się działo na stole i w jego pobliżu. Więc musiała nieco się opanować aby coś miało się szansę nagrać w miarę wyraźnie.

- O ja cię pierdolę… - mruknęła cicho Madi gdy już chyba zaczęła się domyślać jaki będzie finał. Gdy jasna stopa sunęła w górę jej granatowej sukienki, potem po nagich ramionach by wreszcie wylądować w jej ustach. Wtedy szaleństwo wydawało się sięgać zenitu. Madi z fascynacją obserwowała jak szklanka przechyla się i płyn błyskawicznie zjeżdża po gładkim udzie, łydce i stopie wprost do jej ust. Eve przywarła kamerując tą twarz, usta i stopę z bezpośredniej odległości. Ale nie poniosły ją emocje i nie zdołała tylko pozostać widzem.

- A teraz selfie! - krzyknęła rozbawiona i przywarła swoimi ustami i językiem do ciurkającej się po stopie cieczy. Razem z Madi zaczęła spijać tak podanego drinka.

- Kosmiczne Kociaki w natarciu! - zawyła bojowo motocyklistka i doskoczyła do wolnej strony masażystki też tłocząc się aby spróbować tych pyszności.

- Chodźcie dziewczyny! Dla was też starczy! - Anderson odsunęła się od Madi aby i nowe koleżanki mogły się zabawić. Kim wręczyła szybko Lamii swoją już do połowy pełną szkalnę a zabrała jej prawie pustą po czym zajęła miejsce zwolnione przez blondynkę. Meg zaczęła kombinować z drugą stroną gdy Lamia usłyszała za sobą kobiecy głos.

- Co robicie? - zapytała Sonia z mieszaniną ciekawości i rozbawienia tak w głosie jak i na twarzy. Musiała wracać bo niosła tacę z pustymi szklankami i kieliszkami.

- Pijemy! - odpowiedziała wesoło, pochylając się aby zabrać blondynce smarfon. - W końcu czwartek to taki mały piątek… - domurczała z uśmiechem, nagrywając jak cienka strużka alkoholu znika tym razem w usta różowowłosej i jej kumpeli.

- Kochanie, będzie taka słodziutka i przyniesiesz nam jeszcze kolejkę, co? - poprosiła kelnerkę, posyłając jej całusa - Jeśli masz ochotę to zapraszamy. - dodała, z niekłamaną przyjemnością obserwując kłębowisko foczek na dole. Odwróciła na moment głowę obserwując salę. Gdzieś z boku dostrzegła grupę w mundurach i podniosła szklankę znad nogi w krótkim toaście.

- Szkoda że nie ma Tygryska i chłopaków. - wyszeptała po czym upiła odrobinę, zanim z pomrukiem zadowolenia nie wznowiła częstowania pozostałych.

Sonia z zaciekawieniem obeszła to roześmiane kłębowisko dziewcząt gdy wreszcie dotarła do epicentrum roześmiała się wesoło.

- Ja też chcę! - zawołała i szybko władowała się aby spić trochę przyjemności tak jak reszta Kosmicznych Kociaków. Ale te drinki z poprzedniej kolejki zaczynały się kończyć więc pracownica lokalu oderwała się i wróciła do pionowej pozycji.

- Jej jak wy przychodzicie to zawsze jest czadersko! Lecę po tą drugą kolejkę, zaraz wracam! - rudzielec roześmiała się po czym zaczęła oddalać się między stolikami.

- Hej! Chcecie drinka!? - jakiś żołnierz zawołał od tego stołu obsadzonego w większości przez wojaków w rozchłestanych mundurach albo samych koszulkach. Zresztą nie czekał, złapał ze dwie szklanki i potruchtał do stolika opanowanego przez płeć przeciwną. Podał Lamii te szklanki i były też powiedzmy, że do połowy pełne. No ale zawsze było to coś póki Sonia nie wróci z drugą kolejką.

Wóda za darmo, podana prosto pod spragnione dzióbki. Czy trzeba było czegoś więcej na tę chwilę? Saper przyjęła poczęstunek z wdzięcznym uśmiechem, wachlując rzęsami na wyrywnego samca. Jasne… chodziło mu oczywiście o to, aby one się napiły. On tylko popatrzy, a kto wie? Jeśli coś zostanie to spije te resztki, przecież grzech marnować dobry alkohol.

- Prawdziwy gentelmen… wiadomo. W końcu na mundur zawsze można liczyć - odpowiedziała niskim, nosowym głosem, wznawiając pojenie dziewczyn, ku chyba ogólnej uciesze i radości. Sama też wzięła łyka, z tej drugiej szklanki. Smakowało jak rum z colą, całkiem nieźle. Nie lubiła gdy w szklance znajdowała się sama czysta.

- Co sądzicie Kociaki… - zwróciła się do towarzyszek, posyłając im psotne oczko - Zmieści się między wami jeden dzielny wojak? Spójrzcie, też wygląda jakby chciało mu się pić.

- Tak, tak! Chodź, usiądź i napij się z nami! - wojak w samej podkoszulce uśmiechał się jak głupi gdy smukła kobieta w czerwieni wzięła od niego drinki. Ale chyba i on był zaskocozny gdy dziewczyny na sofie zaczęły go zapraszać gorąco a gdy podszedł prawie go wciągnęły do środka. Wojak właściwie upadł tak, że wylądował na gościnnych udach Kim i Madi. Ale znów śmiał się z tej szczęśliwości razem z nimi.

- Dawaj Lamia! Polewaj! - krzyczały do niej dziewczyny upojone zabawą i alkoholem ciesząc się bez limitów.

Pomysł chwycił, Mazzi się nie dziwiła. Sama bawiła się świetnie, oglądając z dołu pyszczki przyssane do własnej skóry. Żałowała jedynie, że Steva'a i chłopaków nie ma z nimi, wtedy byłoby idealnie. Ale to tylko trzy dni.

Za dwa dni spotkają się w tym miejscu, wszyscy razem i dadzą sobie parę godzin wzajemnej zabawy. Tak, brzmiało świetnie. Na samą myśl przez plecy saper przeszedł przyjemny dreszcz. Popatrzyła w dół, na jedynego mężczyznę w ich gronie i powoli podniosła nogę, uśmiechając się kusząco.

- Skoro tak ładnie prosicie… - przechyliła szkło, czując jak płyn mknie w dół łydki, łaskocząc skórę po drodze. Obserwując jak facet pochyla się, aby dostać swoją kolejkę, Lamia odnotowała w pamięci, aby ten fragment wprowadzić do repertuaru na niedzielę.

Z dołu rozległy się krzyki, piski i aplauz zachęty. Gdy dziewczęta na sofie i wokół ustąpiły honorowego miejsca nowemu koledze aby też skosztował tej przyjemności. No i chyba rozsmakował się w tej zabawie sądząc po tym jak gościnnie spijał alkohol z palców i krawędzi kobiecej stopy. Czasem Madi mu pomagała ale w końcu gdy drink się skończył jakoś oboje się roześmiali i zaczęli całować sami ze sobą.

- Już jestem! - zawołała powracająca kelnerka prezentując tacę pełną drinków. A nawet jedną butelkę. Zatrzymała się obok krawędzi stołu na jakim stała kobieta w czerwieni aby mogła skorzystać z czego ma ochotę.

- Hej, pomożemy wam! - od tamtego wojskowego stołu, pewnie zwabieni pozytywną reakcją na przybycie ich kolegi ruszyło dwóch następnych rozochoconych i głośnych żołnierzy. Ci też wyglądali i zachowywali się jakby chcieli się wpisać w stereotyp wojskowych szaleństw na przepustce.

Sprawdzało się powiedzenie, że jeśli na balecie przydybie cię jeden trep i go nie pogonisz, od razu wokoło zaroi się od jego kolegów. Tacy zwykle nie bawili się w podchody, wykazując tę samą butę, co w walce, ale akurat ten szczegół zaliczało się na pozytyw. Przynajmniej w świecie Mazzi.

- Bierzcie i pijcie z tego wszyscy! - zaśmiała się, chwytając za butelkę. Podniosła ją do ust, pociągając solidnego łyka i popatrzyła w dół na Kim, podsuwając jej nogę. Żałowała, że nie wpadła na ten pomysł, gdy pierwszy raz łowiła tutaj Mayersa… chociaż może i lepiej? Wszak tamtej nocy wyszło lepiej niż pozytywnie. - Ustawcie się w kolejce, starczy dla wszystkich!

Dwóm nowym kolegom nie trzeba było powtarzać zaproszenia. Zwłaszcza, że reszta dziewczyn też im zawtórowała. - Tak, tak, chodźcie do nas! - zaprosiły ich wesoło się śmiejąc i kusząc obietnicami przyjemnej zbawy. Trochę więc trzeba było zrobić zamieszania aby się nieco przemeblować. Dziewczyny ustąpiły miejsca żołnierzom którzy usiedli obok siebie. A same obsiadły ich na kolanach, oparciach sofy albo nawet kucnęły na podłodze między sofą a stołem. Lamia miała pierwszorzędny widok na to mieszane i rozbawione towarzystwo. A teraz miała do dyspozycji całą butelkę jaką właśnie przyniosła Sonia.

Kolejne porcje drinka zrosiły chciwe usta, twarze i ubrania pospołu. Lamia poczuła jak ktoś też wchodzi na stół i staje tuż obok aby pomóc podtrzymać równowagę co rzeczywiście się przydawało bo stanie na jednej szpilce i lawirowanie drugą nogą przed sobą było całkiem angażującym wyzwaniem. Ale się opłacało sądząc po stężeniu rozbawienia poniżej na sofie.

- Jak na dziobie Titanica! - saper zaśmiała się, chętnie witając pomocne dłonie Eve i jej wsparcie oraz oparcie. Chętnie przylgnęła plecami do torsu w białej kiecce, obracając głowę żeby pocałować krótko roześmiane usta. - Tylko mój Leo jest o niebo lepszą dupą, niż tamten faflun z filmu… osłaniaj mnie, Kociaczku - szepnęła i zaraz dodała, wskazując butelką na faceta po lewo - Twoja kolei!

- O tak, tamten do naszego się nie umywa! - roześmiała się blondyna slużąc za żywą i już trochę wstawioną podporę. A na dole sytuacja zaczęła się rozwijać też bardzo ciekawie. Wskazany ochotnik bardzo chętnie podjął się wyznaczonego zadania. I z góry Lamia miała widok na to co gdzieś, tam, na samej końcu siebie na swojej stopie, czuła usta, język i dłonie tego wojaka który na chwilę zawłaszczył jej stopę dla siebie.

- Ojej bo ją przewrócicie! - pisnęła ostrzegawczo Eve widząc jak Sonia pochyliła się nad tą stopą Lamii co wciąż twardo stała na blacie stołu i zaczęła okazywać jej atencję. Ustami i dłonią całując jej kostki i łydki. A towarzystwo na kanapie też zaczęło okazywać sobie coraz większy poziom wzajemnej integracji rozochocone taką zabawą. Meg chyba czatowała na moment gdy sama będzie mogła znów napić się z kieliszka serwowanego przez Lamię, Madi zaczęła całować się z Kim z jednej strony albo z tym pierwszym żołnierzem z drugiej. Diane pomagała obrabiać stopę Lamii jednemu z tych nowych a ten trzeci buszował dłońmi po tych wszelkich kobiecych krągłościach do jakich tylko dał radę sięgnąć.

Nie padły żadne imiona, słowa też ograniczały się do niezbędnego minimum. Przemawiały dłonie, usta, całe ciała, szukając porozumienia w uniwersalnym języku dotyku i smaków.
- Szkoda że go tu nie ma - saper wyszeptała do Eve, czując ukłucie w sercu. One tu się dobrze bawiły, a tymczasem jeden byle oficer, jeśli miał szczęście, siedział w koszarach odliczając czas do wyjścia na wolność i powrotu do domu. Świat był kurewsko niesprawiedliwym miejscem.
- Dawaj Meg! - mimo smutku, uśmiechała się szeroko, podstawiając kieliszek pod odpowiednie usta - kończymy butlę i wracamy do picia w szkle!

- No tak, teraz ja! - różowowłosa w panterkowym topie ucieszyła się, że Lamia sobie o niej przypomniała. Klęczała na podłodze oparta plecami o kolana innych ale akurat w sam raz by zaliczyć kontakt z tą alkoholową stopą. Lamia znów i widziała i czuła jak kobiece usta przesuwają się po jej skórze. Od czubków palców przez piętę aż po kostkę i koniec łydki. A jeden z żołnierzy bezczelnie wykorzystał jej zaangażowanie i zaczął buszować dłońmi po jej karku, nagich barkach aż wreszcie dłoń zawędrowała w jej dekolt.

Sonia uległa prośbom Eve i wróciła aby celebrować z Meg wolną od buta stopę. A nawet na tyle ją poniosło, że w pewnym momencie aż zachwiało stojącej na jednej nodze saper i gdyby nie oparcie z blondyny w bieli mogłaby runąć na tym stole. Na dole zaś jej stopa wyśliznęła się z gościnnych rąk i wylądowała na koszuli Sonii zostawiając tam swój mokry odcisk. Ale gdy sytuacja zaraz się wyklarowała znów zapanowało radosne uniesienie.

- Oj tak, szkoda, że go nie ma. - Eve cicho westchnęła i pocałowała na pocieszenie ucho swojej dziewczyny na moment zanim tam na dole o mało jej nie przewróciły.

- Oj chyba lepiej już zejdźmy. A ten alko to bym mogła z ciebie spijać z każdego miejsca i pozycji. - fotograf nieco starała się nakierować Lamię do powrotu na niższe rejony ich zgromadzenia szepcząc jej przy tym do ucha.

- Tak, zjeżdżamy piętro niżej - Mazzi zgodziła się, siadając na stole. Spuściła nogi na podłogę, szukając zagubionego buta. Ciężko się szukało, wciąż trzymając blondi za rękę. W pewnej chwili saper popatrzyła jej w twarz, marszcząc brwi - A jakby to wrzucić w plan na niedzielę? - wskazała na swoje nogi, butelkę i rozochocone towarzystwo, które wyglądało, jakby najchętniej przeniosło się w ustronne miejsce.
- Zatańczyłabym - oznajmiła nagle, pociągając z butelki - Ale ktoś musiałby mnie przytrzymać, bo mi błędnik szwankuje - powachlowała rzęsami i znów przyssała się do butelki.

- Zgodzę się pod warunkiem, że mnie poczęstujesz pierwszą! - roześmiała się wesoło blondyna gdy już schodziły ze stołu na podłogę. - Chociaż nie… To by chyba było trochę nie fair… Pierwszy chyba powinien być nasz Tygrysek, ja mogę poczekać… Albo nie! Lamia! A jak byśmy wszystkie zrobiły taki numer? No wiesz, nasza piątka. Chyba, że wolisz sama? To byś wtedy ty była naszą gwiazdą wieczoru. - blondynka mówiła szybko tak jak szybko krążyły napędzane promilami i podnieceniem myśli. W końcu już na dole objęła szyję swojej dziewczyny i zaczęła z nią tańczyć wolnego przytulasa chwilowo zostawiając za sobą rozbawione towarzystwo.

- Myślisz? - trybiki w głowie saper zapiszczały i ruszyły pełną parą. Tak, to by miało sens i było w miarę neutralne na sam początek. Co innego w końcu robić przedstawienie dla czwórki znanych trepów, a co innego dla całego oddziału - Mogłybyśmy tak polać pierwszą kolejkę… nasza piątka. Jakoś rozdzielimy aby Jamie trafiła Karen i dziewczyny, my obskoczymy resztę… i bez obaw - parsknęła, przyciskajac czoło do jej czoła w wolnym tańcu - Ja będę miała swojego drina i otwarcie z Val. po nim przeniesiemy się na stół, ten co w niedzielę i rozlejemy pierwszy toast. Ciekawe czy jest tam ktoś lewy, czy chociaż w połowie dorównają naszym chłopakom - parsknęła wesoło - Cholera wie jakie tam panuja stosunki. Myślę, że od samego początku nie ma co wyjeżdżać z tym, co umiemy najlepiej - podniosła głowę aby pocałować partnerkę krótki, choć czule - Zresztą… no właśnie. To już nie to samo, co w niedzielę. Pilnujemy się Steva… i zobaczymy - uśmiechnęła się - Nie wiem jak ty, ale ja jakoś przeżyję bez odznaki “najwięcej zaliczonych na imprezie”.

- Ale to fajna odznaka! No ale przecież to zabawa, Ale podoba mi się. - blondynka najpierw jakby miała ochotę zaprotestować ale chyba tylko się droczyła bo widać było, że jest gotowa odpuścić dla dobra zabawy ich wszystkich.

- A ten show z kieliszkiem chyba by dobry był na początku imprezy. Hmm… A te kieliszki to chyba przed zapasami w kiślu… Albo po ale jak już się umyjemy… - fotograf kiwała się powoli przytulona do swojej partnerki gdy tak snuła rozmyślania nad tymi niedzielnymi kombinacjami w programie artystycznym.

- O! Lamia! Przecież jutro będą u nas Steve i Karen! Można by to na nich wypróbować jak będziemy we czwórkę! No i zobaczymy co oni powiedzą co i jak. - nagle przyszedł jej do blond głowy kolejny pomysł ale tym razem na jutrzejszy wieczór.

- Tak, trzeba będzie z nimi pogadać. Od serca - Mazzi przygryzła wargę i dorzuciła - Chłopy w koszarach plotkują gorzej niż przekupy na targu, a nie wydaje mi się, żeby Tygrysek ucieszył się z ploty, że cały oddział dymał mu jego kobity, rozumiesz? Wojsko bywa… czasem to beton, co innego jak jest ich nasza czwórka, co innego dwunastu obcych typów. Co innego Karen, ok… z laskami zawsze jest inaczej. Inaczej się na o patrzy - westchnęła, patrząc gdzieś w stronę ich stolika - Chyba zaczniemy od kieliszka, potem drinki, potem kisiel… a później się zobaczy w jakim kierunku całość pójdzie.

- Ah no tak… Nie pomyślałam o tym… - fotograf zmarszczyła brwi i zastanawiała się chwilę nad tym. - Masz rację. To jutro go zapytamy. Właściwie jakbyśmy miały zaliczać tylko jego i resztę dziewczyn to przecież też będzie fajnie. - zaśmiała się cicho głaszcząc palcami kark i potylicę swojej dziewczyny.

- Jasne, że będzie fajnie! - humor brunetce się poprawił, cmoknęła blondynkę w czoło i nagle dodała kosmatym tonem - Chyba że jeszcze Donnie się napatoczy. Przecież jak nie będziemy do niego wzdychać przynajmniej przez te pięć minut, to się śmiertelnie obrazi, jełop jeden… i chyba mu coś tam obiecałyśmy - powachlowała rzęsami - Donniego jakoś Tygrysek będzie musiał przełknąć. W końcu to lekarz, nie? Robi to wszystko dla naszego dobra.

- O tak, Donnie jest bardzo zabawny! Lubię go! - zaśmiała się Eve zgadzając się z opinią Lamii na temat sanitariusza w drużynie Steve’a. Jakoś dopiero wczoraj na akcji, jak Lamia widziała ich w pełnym rynsztunku zauważyła, że Don ma stopień porucznika. Ledwo o oczko niżej niż kapitan Mayers.

- Właściwie to Steve jakoś nie boczył się jak się nami na spółę zajęli chłopaki. Albo tam wcześniej na stole jeszcze. Myślisz, że teraz też by nam pozwolił? Chociaż… No nie wiem… Jak im pozwolimy to co z resztą? Nie będą mieć pretensji? - Anderson miała chyba podobny punkt widzenia jak Mazzi na sprawę udziału całej czwórki we wspólnych zabawach no ale widać myślała nad skutkami ubocznymi na resztę towarzystwa. Zwłaszcza męskiego jakie miało być w niedzielę.

- Myślę, że będą mieli dość zajęć, aby nie dociekać i cisnąć akurat na nas dwie - saper mruknęła wesoło, kładąc brodę na jej ramieniu - Zobaczysz, damy im dość powodów do zabawy i dość zajęć, aby nic podobnie durnego nie przeszło im przez głowy...no i jak coś mamy Madi. Będą fikać pogrozi im sztuczniakiem - zaśmiała się - Będzie dobrze, nie bój nic. Jutro przyjedzie Steve, wypytamy i ustalimy najważniejsze rzeczy, a reszta jakoś poleci.

Potańczyły jeszcze chwilę, rozmawiając o wszystkim i niczym, byle wyrwać jeszcze kawałek czasu tylko dla siebie. Jedna piosenka, potem druga. W połowie trzeciej od stolika doszły ich ponaglające krzyki. Zwinęły się więc z parkietu, wracając do towarzystwa. Wpiły parę drinków i, ku rozczarowaniu wojskowych, cała babska gromadka zawinęła się z powrotem do fur, jadąc w mrok nocy aż w okolice starego kina.

Dwie tak różne fury zaparkowały w garażu Eve, pstrokata gromadka na wyścigi wciągała się po schodach, rozbierając już po drodze. No wciąż pozostawała młoda, a przed niedzielą warto było poznać się bliżej... szczególnie że Madi przez pół drogi narzekała na posuchę i to, że z całej gromady tylko o na i Di nie dostały nic na ząb... choć może nie o ząb akurat im chodziło...
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 29-04-2020, 09:51   #182
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 40 - Canon

Czas: 2054.09.25; pt; przedpołudnie
Miejsce: Sioux Falls; mieszkanie Lamii i Eve
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, sucho, cicho na zewnątrz jasno, chłodno, pogodnie, um.wiatr


- Niezła chata. - Kim rzuciła z uznaniem wskazując gestem dookoła. Chyba najbardziej decniała możliwość wzięcia kąpieli i wytarcia się czystym ręcznikiem. Bo w trasie to wcale nie było takie oczywiste. Teraz z nastaniem piątkowego poranka mogły się lepiej poznać a nawet porozmawiać. Przy wstawaniu z łóżka, przy kąpieli, przy robieniu śniadania czy właśnie tak jak teraz, przy jedzeniu tego śniadania. I przy okazji wyszło, że nowo poznane wczoraj wieczorem koleżanki są kurierkami. Więc jeżdżą w trasy poza miasto całkiem sporo.W czwartek wróciły to już nie miały ochoty na nic. No ale z okazji piątku to właśnie wybrały się do “Krakena”. Zazwyczaj tam zaczynały swoje rozrywkowe wypady na mieście.

- Prawdziwe kociaki jeżdżą tylko motorami. - Diane powtórzyła po raz nie wiadomo który. Podobnie jak pozostała trójka jeszcze siedziała w pożyczonych z garderoby ciuchach. Bo jak sama Eve jeszcze wczoraj mówiła “Lamia wam wszystko pokaże”. No i właśnie tego poranka na Lamię spadła rola gospodyni. Więc musiała dziewczynom pokazać gdzie są te ubrania, w których szafach tak jak wcześniej krótkowłosa blondyna pokazywała jej. No ale teraz już jej nie było. Tak samo jak Madi. Obie z rana zabrały się do roboty, każda do swojej. Lamia kojarzyła jeszcze całusa na dowidzenia i jakąś wzmiankę, że “to” jest dla niej. Ale jeszcze zarejestrowała ubraną w płaszcz sylwetkę blondynki jak cicho wychodzi przez drzwi sypialni i jeszcze z progu posyła jej uśmiech i całusa. No i prawie jednocześnie z zamknięciem drzwi zamknęły jej się też powieki.

- Fury. Tylko fury. Prawdziwe fury dla prawdziwych kociaków. - Pixie pokręciła swoją różową głową jedząc śniadanie kompletnie nie dając się przekonać indiańskiej gangerce co do wyższości jednośladów nad dwuśladami. Lamia nawet nie do końca była pewna jak zaczęły ten spór. Ale jak zaczeła zwracać na niego uwagę okazało się, że obie były fankami motoryzacji. Tylko jedna ceniła nade wszystko prawdziwe motocykle a druga prawdziwe fury. I tak jak żadna nie chciała się dać przekonać do racji drugiej tak samo gorączkowo próbowała przekonać ją do swoich racji. I jakoś rano gdzieś przy robieniu śniadania wyszło, że Meg ma ksywę Pixie. Pewnie ze względu na dość kościstą budowę ciała sprawiającą wrażenie, że jest wiotka i krótkie, różowe włosy.

- Oj no już sobie dajcie spokój no! - Kim udało się być trochę ponad ten spór i chyba te przekomarzanie Diane i Pixie już jej trochę zaczynało działać na nerwy. Zwłaszcza, że spór wydawał się jałowy skoro każda ze stron z góry zamierzała pozostać na okopanych pozycjach. Przy okazji wyszło też, że w tym kurierskim duecie to Pixie jest oczywiście królową kierownicy. Oraz gdy trzeba było gdzieś użyć bardziej bezpośrednich argumentów. Kim zaś dbała o ich furę i przejmowała inicjatywę tam gdzie trzeba było się uśmiechać i użyć finezji. Teraz jednak zarobiła trochę krzywe spojrzenie od kumpeli, że nie angażuje się w tym sporze i to po właściwej stronie oczywiście.

- A w ogóle to co Eve ci zostawiła? - po chwili jedzenia śniadania w milczeniu Di chyba próbowała zmienić temat na bardziej neutralny. A dopiero teraz jak się trochę poogarniały Lamia miała okazję porządnie obejrzeć to cacuszko od swojej dziewczyny. To była jedna z pierwszych rzeczy jaka rzuciła jej się w oczy po ponownym przebudzeniu. Tym razem spała spokojnie i nic jej się nie śniło. Zdołała rozejrzeć się po skotłowanej pościeli jaka przykrywała jej towarzyszki. Kawałek wytatuowanych łopatek Diane, jasne ramiona Kim i nieco ciemniejsze Meg. Musiała lubić coś na krótki rękaw czy nawet bez bo właśnie same ramiona miała wyraźnie bardziej opalone niż widoczna część korpusu. A zaraz potem właśnie dostrzegła do cacko jakiego chyba nie było na nocnej szafce gdy kładły się spać wczoraj późnym wieczorem.





A na wypadek gdyby ktoś pomyślał, że fotograf po prostu zostawiła przypadkiem jeden ze swoich aparatów to była jeszcze karteczka.


Cytat:
“To dla Ciebie Tygrysico zanim znów zapomnę

Mała karteczka z notesu jakiego używała Eve wsadzona pod aparat aby jej nie zwiało. Krótkie zdanie napisane jej ręką. No i odcisk całujących ust. No ale potem trzeba było ogarnąć ten poranek, siebie, swoich gości, śniadanie, powspominać wczorajsze przygody no i wreszcie usiąść, zjeść i pogadać jak cywilizowany człowiek.

Kamera okazała się całkiem prosta w obsłudze. Nie bardziej niż ta ze smartfonu. Przynajmniej w tej podstawowej wersji. Nawet nie taka ciężka. Jak jakaś kompaktowa klamka, może nawet trochę mniej. Chociaż ciężar inaczej się rozkładał bo była to dość zwarta bryła. Do tego jeszcze ładowarka z krótkim kablem.




Czas: 2054.09.25; pt; południe
Miejsce: Sioux Falls; mieszkanie Betty
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, sucho, cicho na zewnątrz jasno, umiarkowanie, pogodnie, um.wiatr


Z obiema kurierkami fajnie się gadało, wspominało wczorajsze i planowało weekendowe przygody. No ale w końcu wszystkie miały jeszcze swoje sprawy do załatwienia. Obie nowe koleżanki po wczorajszym “Krakenie”, “Honolulu” i domówce u obu gospodyń wydawały się całkowicie przekonane do wspólnego spędzania czasu. A niedziela im pasowała bo co prawda ruszały w trasę w poniedziałek no ale nie z samego rana. A jakoś tak już prawie na odchodne sprzedały plotę spoza miasta.

- Myślę, że niedługo przyjedzie do nas Kristi Black. - powiedziała Kim gdy już rozmowy zeszły na poboczne wątki wszelakie a nawet zwykłe ploty.

- Tak? No faktycznie. Jakoś przyjeżdża do nas w tą porę. A skąd wiesz? - Diane zmrużyła oczy gdy się chwilę nad tym zastanawiała. Ale w końcu pokiwała głową jakby to mogła być prawda.

- No tak naprawdę to nie wiemy. Ale wiozłyśmy coś w kopercie od typa co wysiadł z wozu z jej logo. I miałyśmy to dostarczyć do “Honolulu”. A ona zwykle tam się zatrzymuje. - wyjaśniła Meg wzruszając ramionami. I chwilę trwała dyskusja o tej muzycznej gwieździe estrady. Gdy trójka dziewczyn snuła luźne wspomnienia, plany, ekscytacje i dywagacje na temat jej koncertów coś pod czaszką podoficera szturmowych saperów niezdolnej już do aktywnej służby coś drgnęło na dźwięk tego nazwiska.


---



- Co wy to pewnie jakaś paniusia. Ze zwykłymi szfejami pewnie nie będzie gadać. Zobacz jaką ma obstawę. - prychnał kumpel z głosem i miną ociekającą niewiarą. No faktycznie. Nie wyglądało to zbyt zachęcająco. Nawet przez szyby lokalu widzieli ją całkiem wyraźnie. Całkiem zwyczajnie ubrana blondynka w jakąś koszulę z kowbojskimi wyszywankami. Tylko całkiem ładna ta blondynka. Ale jadła obiad jak całkiem zwyczajna dziewczyna w przydrożnym barze. No ale tam wewnątrz dwóch krawaciarzy zabezpieczało jej prywatność. A dwóch stało na zewnątrz, przy oknie przez jaką było jej widać.

- Może to nie ona? Tylko ktoś podobny? No wiecie jakiś sobowtór albo nawet klon? Tak na wabia? - drugi z kolegów pozwolił sobie wysnuć luźne przypuszczenia. Ale on był znany z tego typu pomysłów, teorii i przypuszczeń. Jak gdzieś się dało wsadzić klony, cyborgi, kosmitów czy tych strasznych, wszędobylskich “ich” to było pewne, że Swift ich tam wsadzi.

- Sobowtór? Człowieku widzisz te fury? Jak myślisz, ile po okolicy jeździ blondynek co wygląda jak Kristi Black, furami Kristi Black, dzień po koncercie Kristi Black w tej dziurze? - trzeci z kumpli prychnął zirytowany takim domysłami. Wskazywał na nieruchomą karawane trzech suv-ów. Z logo uśmiechniętej blondynki na każdym. Tej samej jaka dla nich śpiewała i bawiła na estradzie. Taka gwiazda znana na całe ZSA. A przyjechała nawet tutaj, dać koncert dla frontowców. Nie na samym Froncie oczywiście. Ale na tyle blisko, że jak ktoś miał przepustkę to mógł tutaj przyjechać. Tak jak oni właśnie. I to całkiem za darmo! Wystarczyło przyjechać i wstęp na koncert był za darmo.

- Oni właśnie chcą abyś tak myślał. - Swift z pełną powagą pokiwał głową patrząc na rozmówcę by dać mu znać jak bardzo macki spisku obejmują cały świat. I jak bardzo wszystko jest ze sobą powiązane tymi niewidzialnymi nićmi. Nawet Kristi Black.

- Kurwa ty weź poproś aby ci jakąś dietę w stołówce zmienili czy co. Chodźcie tłumoki idziemy. Rybka! Dawaj! Cycki przodem! - Wilma ofuknęła Swifta i chyba miała już dość biernego przeglądania się z drugiej strony ulicy. Złapała Lamię za rękę i pociągnęła ją ze sobą. Chłopcy skorzystali z okazji i ruszyli dać im liczebne wsparcie. Zresztą ci dwaj na zewnątrz i ci co pilnowali samochodów i ta im zaczynali się już dość podejrzliwie przyglądać.

Ale gdy po prostu grzecznie przeszli obok nich nie ingerowali. Tak samo jak wtedy gdy weszli do środka i okazało się, że jeden z ochroniarzy stoi w pobliżu drzwi. Obrzucił spojrzeniem wchodzących ale też poza tym zachował spokój. Dopiero gdy zrobili zwrot w stronę stolika blondynki tych dwóch najbliższych jej ochroniarzy wyszło im naprzeciw.

- Ale tu jest zarezerwoane. Proszę wybrać sobie inny stolik. - poprosił nieźle zbudowany krawaciarz wskazując na całą resztę sali gdzie rzeczywiście było sporo tych pustych stolików. W końcu była taka głupia pora, że na śniadanie za późno a na obiad za wcześnie.

- Ale my tylko chcieliśmy prosić Kristi o autograf! - Wilma starała się być tak miła i przyjacielska jak tylko mogła. Pomagało to, że byli bez broni, w samych mundurach. Polowych ale specjalnie wypranych na przepustkową okazję. Armia kochała i ufała swoim dzielnym żołnierzom a zwłaszcza frontowcom. Ale oczywiście nie aż tak by zostawiać im nabitą broń w kaburach gdy szaleli na przepustkach. Dlatego nawet pasów głównych na sobie nie mieli.

- Ale Kristi jest teraz zajęta. Proszę przyjść później albo poczekać na koncert. - obaj ochroniarze nie tracili profesjonalnego spokoju ducha ale niczym żywy mur blokowali dostęp do swojej mocodawczyni.

- Mówiłem? Mówiłem, że tak będzie. Chodźcie stąd taka gwiazda to pewnie nie gada z kimś poniżej majora. - burknął zniechęcony ten niedowiarek gotów spasować i nawet zaczął się cofać w stronę wyjścia. Pozostali popatrzyli niepewnie po sobie. Żadne z nich nie było majorem. Ani nawet oficerem. Byli tylko zwykłym, frontowym mięsem armatnim. A tam parę kroków dalej siedziała i coś jadła sama Kristi Black. Wilma jednak się nie poddawała i coś zaczęła tłumaczyć. Nie chciała ustąpić i spławić się tak łatwo. Zrobiło się nieco głośniej, nawet ten co stał przy drzwiach podszedł o krok jakby się spodziewał, że będzie potrzebny dwóm kolegom do bezpośredniej konfrontacji i wtedy właśnie szalę przeważyła interwencja samej gwiazdy.

- Sylvio! Przestań się czepiać moich fanów! Przepuść ich! - do tej pory widzieli głównie wodospad jasnych blond włosów spadających na czerwoną, kraciastą koszulę. Ale w tym momencie ukazała się twarz właścicielki. Dość mocno zirytowana. I to bynajmniej nie na swoich fanów.

- Tak Kristi. Tylko ich jeszcze sprawdzimy. - ledwo dostrzegalnie ale ten którego gwiazda nazwała Silvio jakby westchnął. Ale nie protestował. Tylko chyba chciał pewnie przeszukać wojskowych fanów aby sprawdzić czy nie mają czegoś groźnego przy sobie.

- Sylvio! - prychnęła już naprawdę zirytowana blondynka. Takim rozkazującym prychnięciem na jakie mógł sobie pozwolić tylko szef wobec podwładnych.

- Tak Kristi. Możecie przejść. Będziemy tuż za wami. - szczęki ochroniarza trochę się zacisnęły tak samo jak usta. Ale w głosie,postawie ani spojrzeniu tej niemej irytacji czy bezradności w ogóle nie było widać. Przepuścił grupkę wojaków o te ostatnie kilka kroków i ci wreszcie mogli znaleźć się bezpośrednio przy swojej gwieździe.

- Bardzo was przepraszam. Oni tak zawsze! Czasem Silvio to się zastanawiam kto tu dla kogo pracuje wiesz? - gwiazda przeprosiła swoich fanów za zachowanie swojej ochrony a nawet jakby się na nich poskarżyła.

I jeszcze obraz jak ona coś mówi do Kristi a ona do niej. Jak się pochylają obie nad rogiem stołu i blondynka coś pisała. Pewnie ten autograf. Była tak blisko niej w tym momencie, że czuła zapach jej włosów. I na końcu blondynka jeszcze cmoknęła ten podpisywany kawałek papieru zostawiając na nim ślad swoich ust nim go oddała właścicielce z ciepłym uśmiechem swoich rozbawionych, szmaragdowych oczu.


---



No ale to było. Kiedyś. Dawno. Z Bękartami. Gdzieś po koncercie Kristi Black na frontowym zapleczu. Teraz była tutaj, z Diane, Kim i Meg które też już szykowały się do wyjścia. I jeszcze musiała im otworzyć garaż by ta super fura kurierek i super motor gangerki mogły wyjechać. Rzucić ze dwa słowa na pożegnanie i już fura pojechała w jedną a motocykl w drugą.

- To chcecie coś na rosół? A na ile osób? - u Betty zastały z Di tylko Amelię. No ale o tej południowej porze to nie było takie dziwne. Betty była w szpitalu a Madi w “Dragon Lady” no a sama Lamia miała okazję się oficjalnie przenieść do krótkowłosej blondynki. Amy zaś nawet się chyba przyjemnie zrobiło, że jej kulinarne zdolności są tak wysoko cenione a do tego okazują się takie potrzebne. Z wielką chęcią zgodziła się przygotować co tylko sobie dziewczyny życzą tylko musiała mieć składniki. No i wiedzieć co, na kiedy i na ile osób.

- Bo to najlepiej pojechać na targ. No już trochę późno ale jeszcze coś powinnyśmy dostać dobrego. - drobna i szczupła blondynka z grubym opatrunkiem zasłaniającym połowę twarzy gdy chodziło o jej kulinarną specjalizację to wydawała się być bardzo zorganizowaną osobą i wiedziała od czego trzeba zacząć ten rosół i całą resztę.

- No ale foczki. Ja motorem to mogę zabrać tylko jedną z was. - do rozmowy wtrąciła się indiańska gangerka zawczasu ich informując o tym ograniczeniu.

- A nie możemy pojechać autobusem? To byśmy mogły pojechać we trzy. - zaproponowała Amelia patrząc najpierw na Indiankę ale widząc jak ta się skrzywiła, że miałaby gdzieś jechać i to nie swoim motorem a vanem ciągniętym przez konie to popatrzyła na Lamię sprawdzając czy ona ma jakiś pomysł jak z tego wybrnąć.


---



Mecha:

wiedza o KB: Kostnica
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-05-2020, 00:48   #183
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LAHjzJ8F4Wg[/MEDIA]
Poranne przygotowania i rozjazdy minęły Mazzi pod znakiem rozkojarzenia. Ilekroć próbowała skupić się na rozmowach, albo tym by założyć dwie takie same skarpetki chociażby, wciąż jedna rzecz nie dawała jej spokoju. Niby niepozorna, ważąc trochę mniej od przeciętnej klamki czarna bryła aparatu, zostawionego przez Eve na nocnej szafce… i to nie przez przypadek, a z premedytacją. Saper wciąż miała wrażenie, że trzyma sprzęt w dłoniach, obracając go i po kolei budząc do życia poszczególne funkcje, a miał ich sporo. Szerokokątny obiektyw, porządny wyświetlacz, do tego obiektyw z zoomem dzięki któremu dało dojrzeć co trzyma w rękach koleś na drugim końcu ulicy - jednym słowem szpej dla zawodowca, nie dla… szpeja. Drogi, praktycznie unikalny bo wciąż na chodzie… a Evelyn oddała go ot tak, jako prezent.

Myślała o tym całą drogę pod apartamentowiec Betty: o prezencie, chociaż bardziej o darczyńcy. Im więcej myślała, tym większe ciepło czuła w piersi. Zwykle to ona robiła ludziom niespodzianki, dbała o nich i spełniała życzenia, bo wojskowa ksywa do czegoś zobowiązywała, a kto widział Złotą Rybkę, po której złapaniu nie podaje się przynajmniej jednego marzenia do realizacji? Teraz wychodziło, że złote rybki też mają swoje złote rybki… czysta magia.

W miarę komunikatywna Lamia zrobiła się dopiero u Betty, gdy w drzwiach zobaczyła znaną postać z połową twarzy osłoniętą opatrunkiem. Jasne włosy skojarzyły się jej z czymś jeszcze - plotką zasłyszaną od kurierek. Odnotowała więc w pamięci, aby przy niedzielnej okazji wypytać Sonię czy to prawda że w ich melanżowej melinie gościć zamierza samia Kristin Black… ale to potem, w niedzielę. Teraz miały co innego na głowie.

Szybko nakreśliły z Diane o co chodzi, wykłądając Amelii skrót telegraficzny wręcz, a ona chyba się ucieszyła. Takie przynajmniej sprawiała wrażenie… dobrze. Mazzi nie darowałaby sobie, gdyby jejdurne prośby sprawiły maleństwu przykrość.

- Możemy jechać autobusem, co za problem? - szybko podłapała wątek, gdy wyszła kwestia transportu. Kojarzyła targ, były już tam kiedyś z Amy… tylko to blondi wiedziała gdzie i czego szukać. Lamia z owej wyprawy wróciła z Gerberem, chociaż pojechały wtedy po zakupy spożywcze. - Rosół potrzebujemy dla chłopaków i Karen, na rano na poniedziałek, więc pewnie w niedzielę po południu już by musiał być gotowy. Pięć litrowych słoików z zupą i makaronem. Po kawałku szarlotki, jakieś cukierki, może ze dwie kanapki. Na paczkę… a paczek pięć. Żeby zabrali ze sobą do jednostki - powtórzyła spokojnie, ćmiąc papierosa przy kuchennym oknie - Do tego coś na dziś na obiad dla nas, coś dla dziewczyn na sobotę… myślałyśmy o kurczakach, bo je ciężko zepsuć… a gotować umiem amfetaminę i nitroglicerynę, ale nie obiad. Kiepski ze mnie materiał na żonę, ale na tyle szczęśliwy, żeby wiedzieć komu płakać o pomoc i poradę - przyznała rozbrajająco.

- Oh to żadne wielkie halo! Jak chcesz to ci wszystko pokażę. - Amelia machnęła drobną dłonią i roześmiała się jakby chodziło o drobnostkę. Ale chyba było jej przyjemnie z tymi wyrazami uznania dla swoich talentów.

- Ale to poczekajcie dziewczyny ja sobie muszę zrobić listę to wtedy mi się lepiej myśli. - uniosła dłoń do góry i na chwilę weszła do swojej sypialni.

- Tą konną kupą gówna? Rany foczko naprawdę? - Diane skorzystała z okazji aby wyrazić swoją dezaprobatę, że ta poparła niewłaściwą opcję.

- Jestem. Aha i szarlotkę tak? No to potrzebne będą jabłka… - blondynka chyba nie usłyszała co mówiła Indianka albo nie zwróciła uwagi. Siadła przy tym gościnnym, niskim stoliku gospodyni i zaczęła szybko notować.

- A słoiki też będziemy kupować? Czy jakieś weźmiemy stąd albo wy macie coś? - blond głowa podniosła się aby spojrzeć na dwie dziewczyny obok.

- Załóżmy że nie mamy nic, prócz dobrych chęci. - Mazzi postawiła sprawę jasno, rozkładając trochę bezradnie ręce, po czym dorzuciła - I talony. Kurde, na drogę też by się coś przydało wziąć - mruknęła nagle, drapiąc się po policzku filtrem fajka. Docelowo jechali razem z Tygryskiem… chociaż jeśli jakiś los jeszcze czasem uśmiechał się łaskawie, może Wilma też się załapie na podróż. O ile jej Smok nie zasiedzi się na jajach.

- Tak, tą konną kupą gówna - saper popatrzyła na gangerkę, robiąc współczującą minę. Rozumiała ją, jeśli ktoś miał motor, po cholerę miał się tłuc bydłowozem? - Ale tylko w jedną stronę. Potem z siatami podjedziemy taryfą. Rozpakujemy się, ogarniemy i wrócimy do domu motorem. Jakoś sobie z tym poradzisz, a ja obiecuję, że wyrwę ci nową foczkę żebyś jej usiadła na twarz, pasuje? - powachlowała rzęsami.

Indianka miała minę jakby zastanawiała się czy ma się dalej boczyć czy nie. W końcu wybrała tą drugą opcję bo uśmiechnęła się. Całkiem przyjemnie jak na groźną gangerkę i wschodzącą gwiazdę powstającej właśnie wytwórni “Mazzixxx”.

- Nowa foczka aby pobawić się w odeo z jej buźką? - zapytała nieco ironicznie ale roześmiała się pogodnie. - Pewnie! Zresztą nie zwracaj na mnie uwagi lubię sobie pomarudzić z rana. Pewnie, że z wami pojadę. Raz was zostawiłam na chwilę samą i widziałaś co się stało. - motocyklistka odzyskała dobry humor i chyba chciała pójć na zgodę. W międzyczasie młoda blondynka skończyła robić notatki i wstała od stołu.

- To chyba wszystko mam… - rzekła podchodząc do obu dziewczyn ale jeszcze sprawdzała czy wszystko zapisała. - Albo przeczytam wam i jak coś jeszcze to mówcię to dopiszę. - spojrzała na nich i zaczęła czytać co tam nasrkobała. Brzmiało trochę właśnie jak składniki na jakiś rosół, kurczaki i ciasto z jabłkami. Podniosła wzrok by sprawdzić czy koleżanki chcą dopisać coś jeszcze.

- Coś na kanapki… bułki czy inny chleb, kiełbasa. Warzywa. Pomidory - Lamia popatrzyła na blondynkę - Dużo… i cebuli… mogę? - wzięła ołówek i pochylając się nad kartką doskrobała parę punktów do listy. Będąc obok blondynki, łypnęła na nią wesoło - A w ogóle to co z Jackiem robicie w niedzielę? Jeśli macie ochotę, wpadajcie do nas do Honolulu. Nie musicie tam się z nikim dogłębnie zabawiać, wystarczy że po prostu będzie… i lody z cukierni przy ratuszu będą i żarcie… no i basen - wyszczerzyła się - Jacuzzi, w basenie dmuchane materace i podgrzewana woda. Drinki z palemkami, ciacha. Te do jedzenia - dodała, omijając dwuznaczność, mimo że ryj się jej szczerzył - Madi mogłaby wam zrobić masaż, poza tym zobaczyłabyś jak się wydruniam w wielkim kieliszku do Martini. Będziecie zmęczeni, albo zdegustowani to po prostu wyjdziecie. Dam wam na taryfę i wrócicie sobie bezpiecznie tutaj, ale co się lodów nawpierdzielasz to twoje.

- Taakk? Oj… Ale nie wiem… To chyba… No ja się chyba nie nadaję do takich rzeczy… Ale zapytam Jacka. Chociaż nie wiem on jest bardzo rodzinny. Taki domator. I umie dużo rzeczy zrobić w domu. - Amelia wyglądała na zakłopotaną propozycją. Jakby miotały nią sprzeczne emocje. Nie chciała robić przykrości kumpelom, że je omija ale też chyba wątpiła czy to w jej stylu. W końcu wróciła do kuchni by zabrać torby i plecaki na te zakupy.

- Lamia jak myślisz? - gangerka szepnęła do kumpeli cicho korzystając z momentu, że blondyna zniknęła im z radaru.

- Nie myślę, od tego są oficerowie - odpowiedziała standardem, wzruszając lekko ramionami. Westchnęła zaraz potem, kręcąc głową - Nie wiem… pewnie się nie odnajdzie, ale się nie dowie jak nie spróbuje, a ja nie chcę jej ciągle spychać na boczny tor, gdy balujemy. Zawsze może wpaść, zje lody, posiedzi chwilę. Spiją z Jackiem parę drinków póki będziemy jeszcze w ciuchach, a potem… to już ich wola, nie wydaje mi się, żeby chcieli zostać na główną część wieczoru. Mają teraz jasny przekaz: nikt ich nie traktuje jak zgniłych jajek, żadnego wyobcowania. Ich wola, ich decyzja. Potem zawsze możemy jej po prostu pokazać nagrania z baletu, jeśli będzie sobie życzyła - popatrzyła na gangerkę z nagłą powagą - Siedzi tu całe dnie, nikt jej nie odwiedza. Nie ma chyba innych znajomy, albo się boi lub wstydzi tego co się jej stało z twarzą. Chcę ją wyciągnąć tam chociaż na pieprzony kwadrans. Wbić w zajebistą kieckę, zrobić na małe bóstwo i wypchnąć do ludzi… a już moja w tym głowa, aby chłopaki odpowiednio reagowali - zmrużyła oczy - Ale też mam pytanie. Do ciebie, Di. Dałabyś radę mnie podszkolić w jeździe na motorze? Nie mówię że teraz, albo w następnym tygodniu. Ogólnie… i kurwa - prychnęła, patrząc jak w ich stronę po korytarzu wraca Amelia. Uzbroił się więc w uśmiech, nadając lekkim tonem do Indianki -... wiesz jak to jest. W tych koszarach im chujem wieje, jak koc dostaną to taki co już widział z tuzin trepów przed tobą… a zima idzie. Skoro będziemy jechały na zakupy, poszperamy za jakimiś kocami i swetrami dla Tygryska, co? I jeszcze jakaś porządna poduszka mu się przyda, bo ta jego z pewnością dziurawa i twarda… i piżama, bo na razie zapierdala w różowej - przewróciła oczami teatralnie - Ciuchy, gamble aby mu w ten zajebisty tyłek było lepiej w tygodniu… ramka na zdjęcia… nie wiem. Jakbyś była takim moim kumplem z wojska, co byś chciała mieć w swoim kojcu?

- Steve chodzi w różowej piżamie? - okaleczona blondynka była wyraźnie zaskoczona taką informacją. Zapytała z niedowierzaniem gdy rozdzielała na ich trzy te torby i resztę paczek na zakupy.

- Raczej mi to na t-shirt wyglądało. Ale tak, różowy. Nawet Eve tak mówiła a wiesz, ona jest fotografem to zna się na kolorach. - Indianka potwierdziła skinieniem swojej czarnej głowy gdy już zaczynały wychodzić na klatkę schodową. Amelia zatrzymała się by zamknąć drzwi i jeszcze sprawdziła klamkę ale były zamknięte.

- On? Taki żołnierz i w ogóle? - Amelii to chyba nie mieściło się w głowie gdy już szła korytarzem a echo pustych ścian niosło odgłos trójki kroków. Wyszły na całkiem pogodny świat ale tam niespodziewanie gangerka przejęła inicjatywę i nakierowała je w stronę swojego motocykla.

- Ale Di, miałyśmy jechać autobusem. - blondynka pokręciła głową i zaskoczona popatrzyła na idącą obok Lamię.

- I pojedziemy. Ale najpierw muszę wiedzieć czy mogę na was liczyć. - rzekła odwracając się w ich stronę z enigmatycznym uśmieszkiem na swojej indiańskiej twarzy. Zdezorientowana blondynka chwilę jej się przyglądała ale w końcu sprawdziła spojrzeniem co zrobi czarnowłosa.

Mazzi rozłożyła bezradnie ręce, w geście “no co ja moge, jak nic nie mogę?”.Wzięła blondynkę pod ramię i obie ruszyły za indianką, ciągnąc się parę kroków z tyłu.
- Tak, ma jedną koszulkę różową i w niej śpi. - wróciła do przerwanego wątku, chcąc jakoś poprawić towarzyszce humor - Mniejsza szansa, że się któryś z jełopów na nią połasi. Kiedyś była biała, ale jak dał kotom do prania, to popierdolili i wrzucili z czymś czerwonym… i tak się dorobił kapoty w mało męskim kolorze. Chociaż i w niej wygląda zajebiście - parsknęła wyjątkowo pogodnie - Chciałabym żeby już tu był, stęskniłam się… powiedział że jeśli się wyrobią i nic nie wypadnie, wieczorem do nas przyjedzie. Chyba mu kupię czajnik elektryczny… i termofor - zmieniła nagle wątek zanim się zdążyła się rozkleić do końca - I termofor. Zima idzie, po chuj ma tam marznąć w tych kamaszach. A ty czegoś potrzebujesz maleństwo? - na koniec popatrzyła na Amelię czujnie.

- Jaa? Nie chyba nie. Dziękuje ale nie. Szukam nowej pracy. Ale wczoraj byłam i na razie nic ciekawego nie było. Chociaż szukają sekretarki w biurze to może tam pójdę. Szukam czegokolwiek aby się zaczepić. Może magazyn, biuro czy coś takiego. No sklep to raczej nie albo kelnerka no bo wiecie… - pociągnięta za język blondynka nawet zaczęła opowiadać coś o sobie i swoich planach mówiąc cichym i łagodnym głosem. Na koniec wykonała niewyraźny gest w stronę swojego opatrunku na twarzy. Ale Di się do nich odwróciła bo już właściwie doszły do jej motoru.

- A nie chcesz być gangerem? - zapytała śmiejąc się tak niewinnie, że z kolei Amelia roześmiała się rozbawiona na całego. Diane może nie była jakaś specjalnie ciężka, masywna czy umięśniona. Gabarytami właściwie była podobna do dwóch swoich koleżanek. Ale jakoś ta jej bezczelność zawodowego gangera sprawiała, że wydawała się twardsza i bardziej agresywna. Przy niej Amelia wydawała się przeciwieństwem. Delikatna jak porcelanowa filiżanka. Do tego sklejona po upadku.

- Bo nie wiem czy słyszałaś Amy ale założyłyśmy nasz własny gang. Jesteśmy Kosmiczne Kociaki! - Indianka w skórzanej kurtce oznajmiła jej z wesołą, bezczelną werwą. Amelia zrobiła trochę zdziwioną a rochę zaciekawioną minę znów kontrolnie zerkając na drugą towarzyszkę.

Ta pokiwała twierdząco głową, ustawiajac się tak, aby być za plecami blondynki. Położyła dłonie na jej ramionach, spoglądając na gangerkę z rozbawionym uśmiechem przylepionym do ust.
- Mamy nawet już logo, niedługo będziemy się dziarać - dorzuciła wesoło, puszczajac Diane oko - Mnie też wyglądasz na gangera. W skórze byłoby ci zajebiście, wiesz?

- Jaa? Nie no co wy w gangu to się chyba trzeba bić i kraść i takie rzeczy. No ja bym wolała nie. - blondynka wyglądała na trochę speszoną. Ale trochę. Pod tą wierzchnią warstwą zmieszania dało się wyczuć dozę ciekawości i ekscytacji.

- No właśnie! Skóra! No sama zobacz! - Di prawie weszła jej w słowa i bez wahania zdjęła własną, wćwiekowaną i pełną naszywek skorupę by założyć ją na wątłe ramiona Amelii. Zrobiła to tak pewnie i naturalnie jakby była zawodową sprzedawczynią w odzieżowym i codziennie kogoś ubierała. Kurtka była na drobną blondynkę trochę za duża, zwłaszcza przy rękawach ale jednak ostatecznie…

- No! Teraz jesteś nasza! Będziesz naszą najmłodszą siostrą! Wiesz jaka to zajebista fucha? - Diane ciągnęła z werwą jakby robiła uliczne show codziennie. Ale to co razem odstawiały działało na tyle na Amelię, że wyglądała jakby odpakowywała jakąś niesamowitą niespodziankę. Aż się chyba trochę wzruszyła.

Druga harpia też nie próżnowała, okrążając blond cel, kiwając głową i śmiejąc się z aprobatą.
- Nie no, wyglądasz jakbyś się do tego urodziła, sama zobacz - nakierowała dziewczynę aby stanęła twarzą przed bocznym lusterkiem motoru i mogła się przejrzeć - Teraz jesteśmy jednym oddziałem, jednym gangiem. Kto rusza kogoś z rodziny, rusza całą rodzinę. Zobaczysz, nikt ci nie podskoczy, a jeśli ktoś spróbuje - uśmiechnęła się krzywo - Dasz tylko cynk, a my się już nim zajmiemy. Będziemy razem się rozbijać po szosach i pubach! Wyrwiemy się i posprayujemy jakieś ruiny, zobaczysz. Spodoba ci się! Poza tym… - spoważniała w jednej sekundzie, oglądając najmniejszą sylwetkę uważnie.
- Jest zajebiście, ale brakuje jednej rzeczy - stwierdziła, czując wzdłuż kręgosłupa zimny dreszcz. Przełknęła ślinę, sięgając za pazuchę własnej skorupy. Chwilę tam pogmerała, aż wyjęła pochwę z solidnym nożem bojowym.
- Co to za ganger bez noża - dodała łagodniej, choć dość uroczyście, wręczając blondynce broń - To Gerber, zadba o ciebie. Ty też o niego zadbaj, a nigdy cię nie zawiedzie. Jak my - puknęła się w pierś, potem wskazała na Indiankę.

- A to nie jest ten nóż co kupiłaś jak ostatnio byłysmy na targu? - Amy wzięła nóz do ręki ale z niepewną miną.

- Bierz, bierz. Ale teraz kociaki jeszcze jedna rzecz. Najważniejsza. - Indianka pochwaliła pomysł i gest kumpeli płynnie przejmując pałeczkę i starając się dać blondynie jak najmniej czasu do namysłu i reakcji. Przyjęła uroczysty ton znów przykuwając uwagę Amelii i w końcu położyła dłoń na baku i kierownicy swojego motocykla.

- Dasz mi swój motor? - Amy zapytała z niedowierzaniem wymalowanym na blond twarzy. Indianka zaśmiała się cicho trochę zakłopotana.

- Nie to tak nie działa. Każdy w gangu ma swój motor. No chyba, że chcesz być moją dupą to wtedy nie ma sprawy, każdy sam wozi swoje dupy. Takie są zasady. - Diane przyjęła ton znawcy gangerskiego rzemiosła gdy tak ciągnęła tym poważnym tonem ze szczyptą autoironii. Teraz dla odmiany blondyna się zakłopotała na pomysł, że miałaby być “dupą” Di czy kogokolwiek.

- No ale trzeba zacząć od podstaw! Motory laski się znajdą, mówię wam. Pomogę wam obejrzeć temat. Mam tu znajomego możemy nawet po targu do niego podjechać. Tak nic poważnego, tylko pooglądać co on tam ma. - gangerka ciągnęła dalej jakby co dzień przyjmowała nowe kociaki do gangu i teraz robiła to rutynowo w znanym sobie schemacie. Ale na koniec nagle zacisnęła usta jakby o czymś sobie przypomniała. Ale tylko na chwilę. Zaraz stanęła za swoim motocyklem i poklepała siodełko w zapraszającym geście.

- No kociaki? Która pierwsza się odważy? - zawołała wesoło głaszcząc swoje siodełko.

Zachowanie powagi przychodziło ciężko, lecz Mazzi jakoś dawała sobie z tym radę, z rzadka odwracając głowę, gdy już nie wytrzymywała i musiała się uśmiechnąć pod nosem. Uniosła pytająco brew przy kwestii ogarnięcia własnych dwóch kółek. Myślała o tym, nawet dość często, niestety ciągle coś wypadało, a renta weterana nie była z gumy i tak jakoś zawsze znajdowało się coś ważniejszego do ogarnięcia.
- Amy, czyń honory - powiedziała do blondynki, pchając ją delikatnie barkiem we właściwym kierunku - Nie bój nic, ubezpieczamy cię.

- Ja? No ale myślałam, że może Lamia najpierw… - zaprotestowała dość nieśmiało blondynka. Ale nakierowana przez dłoń jednej kumpeli z jednej strony i pociągnięta przez drugą znalazła się tuż przy stalowym rumaku.

- Siadaj, wszystko ci pokażę. - Indianka jeszcze raz poklepała siodełko i w końcu Amy westchnęła cichutko ale przełożyła nogę przez motor i siadła we właściwym miejscu.

- To naprawdę proste… - Indianka zaczęła tłumaczyć jak się odpala starter, gdzie się kopie aby jednoślad zapalił i okazało się to bardzo proste. Noga Amelii nie miała takiej wprawy jak zawodowej motocyklistki ale za którymś razem motor zaskoczył.

- Ojej! Di! Co teraz! - zapiszczała z zaskoczenia ale i rozbawienia. Diane też się roześmiała ale nie traciła kontroli i w końcu usiadła za raczkującą motocyklistką i trochę tak we dwie pojechały kawałek ulicą. Amelia śmiała się, piszczała z zachwytu albo krzyczała z lekkiego przestrachu. Pod jej kierunkiem motocykl jechał wolno i w porównaniu do tego jak go prowadziła właścicielka to mocno koślawo. Ale jednak! I to się liczyło najbardziej. Nawet paru gości u Mario obserwowało to z rozbawieniem tak samo jak tych kilku smarkaczy którzy czasem się tutaj kręcili. W końcu motocykl z dwoma załogantkami wrócił na poprzednie miejsce.

- Ojej Di! To było… Oh! - blondynka jak tylko zeszła z motocykla próbowała coś powiedzieć. Albo podziękować. Ale z tych emocji słowa utkwiły ją w gardle więc tylko mocno uściskała kumpelę. A nawet pocałowała ją w policzek.

- Lamia! Lamia! Widziałaś!? Jechałam na motorze! - uszczęśliwiona blondynka darła się z radochy jakby kumpela ze szpitala stała na drugim krańcu parkingu a nie dwa kroki od niej. Nawet podbiegła do niej, objęła ją za szyję i też pocałowała w policzek wtulając się w nią mocno.

Saper złapała ją w ramiona, przyciskając mocno do siebie. Śmiała się przy tym, wtórując młodszej dziewczynie i wydawała się równie szczęśliwa. Dobrze było widzieć radość na okaleczonej twarzy, błysk w oku i wypieki na odsłoniętym policzku. Ktoś tak młody jak Amy powinien cieszyć się z każdego dnia, mieć ku temu powody, zamiast żyć w strachu bólu i z traumą.

- Widziałam - przytaknęła, głaszcząc jasne włosy dłonią - Jakbyś się do tego urodziła! Zobaczysz, parę lekcji u Di i będziesz śmigać równie gładko co ona, a już szło ci świetnie, no nie? - ostatnie rzuciła Indiance, puszczając jej oko nad czubkiem jasnej głowy.

Amy nie odpowiedziała ale nie musiała. Jej śmiech, wesoło roziskrzone spojrzenie i wanie blond czupryną jasno wskazywały, że jest wniebowzięta jakby dziewczyny zmajstrowały jej wcześniejszy prezent na gwiazdkę.

- Dobra, Lamia to teraz ty. - Di też się uśmiechała jakby na chwilę zapomniała, że jest przecież groźną gangerką. Teraz raczej wyglądała jak kumpela albo jakaś przyjacielska instruktorka jazdy. Zaprosiła gestem Lamię tak samo jak wcześniej blondynkę z grubym opatrunkiem na twarzy.

- Poczekaj tu chwilę, zaraz wrócimy - Mazzi poklepała Amelię po ramieniu i raźno podeszła pod maszynę, przekładając nogę nad bakiem. Motory się jej podobały, o wiele bardziej niż fury. Wiatr we włosach, ryk silnika w uszach i puste, zapiaszczone autostrady przed sobą… to było dobre marzenie. - Mów jak to leci… i jak się na tym nie wypierdolić - poprosiła Indiankę.

- To proste. - Di nachyliła się pokazując gdzie jest to wszystko do kopnięcie, przekręcenia czy pociągnięcia. No faktycznie nie było trudne. Już za drugim razem silnik zaparskał ale zgasł. Gangerka poradziła jej jak to lepiej zrobić by nie dławić silnika i już za trzecim razem rozległo się znajome, stabilne pyrkotanie.

- Świetnie! To teraz ruszaj. - roześmiała się wesoło pakując się na tylne siodełko tak samo jak to robiła przed chwilą z Amelią. Teraz Lamia poczuła dotyk wnętrza jej uda na swoich biodrach i dłonie pasażerki na swoich bokach.

Droga przed nimi należała do prostych: żadnych wertepów, pułapek i gruzów. Płaska, dobrze utrzymana powierzchnia parkingu, gdzie nic nie wyskakiwało zza załomu, ani nie wyrywało kierownicy z niewprawnych rąk. Motocykl podtoczył się kawałek prosto, parę razy zachybotało nim w boki, ale utrzymał się w pionie. Pomogła Diane, dzięki czemu krótka wycieczka stała się samą przyjemnością. Przypominała odrobinę przejazd buggy, nawet wiało podobnie.

- A wiesz co sobie przypomniałam jak wyszło o Puszce? - zapytała ją wprost do ucha rozbawiona instruktorka. Motocyklistka chociaż dla niej jazda jednośladem nie była żadną nowością to rola instruktorki sprawiała jej przyjemność tak samo jak jej dwóm uczennicom.

- U Puszki ostatnio widziałam całkiem fajnego kociaka. Ciekawe czy jeszcze u niego jest. Wiesz tak co do tego co mówiłaś o siadaniu na pyszczku jakiejś kici. - zaśmiała się roześmiana Indianka ale uciszyła się gdy teraz Lamia musiała wykręcić motocykl by wrócić na miejsce startu i czekającej na nich blondynki.

- Mówisz że rasowa, co? I na motorach się pewnie zna… - Mazzi parsknęła, a jej gębę ozdobił szeroki, zębaty uśmiech. Skręciła lekko, zaczynając drugie, powolne kółko po parkingu, a przejeżdżając obok Amy posłała jej buziaka. - Myślisz że nie ucieknie jeszcze przez parę dni? Dziś się nie wyrobimy z wizytą… - westchnęła, gdy wyminęły kumpelę. Jeśli miały się ze wszystkim wyrobić, musiały spiąć poślady. Wreszcie zrobić założony plan od początku do końca, bez gnania na złamanie karku, chociaż jeśli Di polecała kogoś, z pewnością było warto chociaż rzucić na niego okiem.

- Nie wiem czy w ogóle jeszcze u niego jest. W lecie jak była u Puszki z chłopakami to była. Ale trochę nawalona byłam i trochę kociaków tam było i naszych i miejscowych to nie jestem do końca pewna poza tym, że z nią wieczorem piłam i śmiałyśmy się jak głupie. Nawet nie pamiętam już z czego. - przyznała gangerka i chyba sama liczyła się z tym, że tamtej dziewczyny może już nie być u jej kolegi z tego miasta. Zrobiły jeszcze kolejny nawrót kawałek dalej i zatrzymały się znów na pierwotnym miejscu. Lamia zgasiła silnik i obie zsiadły ze stalowego rumaka dołączając do roześmianej blondynki.

- A może skocz jutro w drodze powrotnej od Tash i wybadaj co jest grane - saper zaproponowała cicho, poprawiając włosy. Uśmiechała się wesoło, biorąc Amelię pod ramię. Pod drugie przyciągnęła Indiankę, aby na koniec zwrócić się do Amy - To co, dziarasz się z nami, kociaku?

- Dziarasz?! - Amelia zrobiła szerokie oczka na taki pomysł za to Diane aż przyklasnęła w dłonie z radochy.

- Dokładnie! No tak! Musimy mieć jakąś dziarę! Wszystkie Kosmiczne Kociaki taką samą dziarę! A mamy Madi to ona na pewno nam zrobi jak się ją poprosi! - Indianka zapaliła się do pomysłu wspólnego dziarania tak samo jak w skacowany poniedziałek poparła nazwę gangu jaka teraz zrobiła się oficjalna. Amy patrzyła na nią i na Lamię trochę chyba nie nadążając za tempem tej zabawy i dyskusji. Ale nadal dawała się ponieść temu pozytywnemu entuzjazmowi jaki panował w ich trójce w tym gangersko - motocyklowym przerywniku dnia codziennego.

- To chodźcie na przystanek. - powiedziała z delikatnym uśmiechem znów biorąc torby jakie na czas jazdy próbnej odłożyły na chodnik i wskazała na widoczną niedaleko wiatę przystanku.

- To chodźmy. Cholera ale to trzeba by wymyślić tą dziarę. - motocyklistka była tak podekscytowana, że chyba zapomniała, że szanującej się członkini gangu nie wypada jeździć konną furgonetką transportu publicznego.

We trzy przystanęły na przystkanku, saper sięgnęła po papierosy. Wyciągnęła jednego i wsadziła między wargi.
- A co powiecie o logo? - łypnęła na Indiankę, grzebiąc w kieszeni za zapalniczką - To, które wczoraj wam pokazałam… - chciała coś dodać, ale nagle zza zakrętu wyłonił się bydłowóz. Schowała więc papierosa z powrotem do paczki - Tym kociaku na planecie. Albo wymyślimy coś innego… dużo sie tego robi. Dobra, dogadać się która jest dziś opiekunem weterana niezdolnego do służby - parsknęła, puszczając dziewczyny przodem i sama weszła na sam koniec.

- O! To byłoby świetne! A gdzie byśmy to sobie robiły? - motocyklistka pokiwała głową gdy przypomniał jej się projekt logo jakie ostatnio pokazywała im pani reżyser. I chyba spodobał jej się na tyle by sobie go wydziarać na stałe. - I ty młodsza siostro bujaj się na tego opiekuna. - zdecydowała szybko wskazując na blondynkę z opatrunkiem na pół twarzy na co Amy zgodziła się kiwaniem głowy. Resztę rozmowy kontynuowały już wewnątrz furgonetki gdy gangerka musiała zapłacić parę drobiazgów za bilet. Na szczęście bilety nie były drogie. Razem usiały Amelia z Lamią a gangerka za nimi ale bezczelnie zajęła dwa siedzenia i oparła się o ich fotele aby móc swobodniej ciągnąć tą rozmowę we trójkę. W środku dnia pojazdem poza nimi podróżowało tylko kilka innych osób więc większość miejsc była pusta.

- A jakie logo? - zapytała była pacjentka szpitala miejskiego patrząc pytająco na swoje dwie towarzyszki.

- Logo Kociaków, naszego gangu. I wytwórni - saper sięgnęła do torebki po notes i ołówek. Na szybko zaczęła skreślać wzór identyczny jak ten z dnia poprzedniego - Zależy gdzie byście to chciały mieć. Mało widoczne jak łopatka, albo drobne na nadgarstku. Lub nad obojczykiem. Albo bok szyi… - wzruszyła lekko ramionami - Zależy jak leży, nie?

- Jak to ma być nasz znak rozpoznawczy i oznaka jakości to raczej musi być gdzieś na widoku. Może gdzieś na ramieniu? - rozmowa o nowych tatuażach wyraźnie pochłonęła Indiankę gdy lubiła rozmawiać o dziarach tak samo jak o motorach, bójkach i punkowaniu.

- Ładny. - powiedziała blondynka gdy Lamia naszkicowała jej na szybko o jaki znak firmowy chodzi. Oglądała go chwilę nim skinęła głową oddając notes swojej kumpeli.

- Zima idzie - Mazzi przypomniała, uderzając się kantem dłoni w bok szyi - Tutaj sobie jebniemy, tu bardziej widać niż pod długim rękawem, albo skórzaną skorupą.

- Na szyi? - motocyklistka na chwilę przytrzymała wzok na klepniętym przez Lamię detalu własnej fizjonomii. Patrzyła i mówiła tak jakby próbowała sobie to wizualizować dzięki zmrużonym powiekom.

- Na szyi? - za to Amelia też to powtórzyła ale ona patrzyła na Lamię trochę z obawą. Albo czekała, że to jednak żart.

- Tak, na szyi! Podoba mi się! O tak, bardzo gangerskie i od razu będziemy mogły rozpoznać inne nasze kociaki! - Diane przyklasnęła pomysłowi który jej się spodobał. Roześmiała się radośnie i beztrosko, że jedna czy dwie głowy odwróciły się w ich stronę zwabione tymi śmiechami. Humor dopisywał im przez całą trasę, tak, że wysiadając również chichotały jakby miały po dwanaście lat i pierwszy raz zostały w domu same na noc.

Targ zasadniczo nie zmienił się od tego co Lamia zapamiętała z ostatniej wspólnej wizyty z Amelią. Na sporym placu stało mnóstwo straganów. Jedne były bardziej stacjonarne i wyglądały jak dawne kioski. Inne mieściły się w blaszanych kontenerach, część sprzedających po prostu sprzedawała z wozu lub bagażnika a inni rozkładali swoje gamble na plandekach, kocach i składanych stołach. Biło tutaj istne serce drobnej przedsiębiorczości i panował gwar i ruch. Wszyscy chcieli coś kupić, sprzedać albo chociaż obejrzeć. Asortyment też był różnorodny. Od starych gambli sprzed wojnych jak filmy, zabawki czy ubrania aż po różne części do silników i płody rolne. Te przetworzone i te dopiero do przetworzenia. Można tu było znaleźć mydło i powidło. Dosłownie. A także drobne rozrywki i usługi. Ostrzenie noży, ładowanie akumulatorów, golenie, strzyżenie, parę bud oferowało gorące przekąski, można było spróbować szczęścia w grze w trzy kubki i tak dalej.

Inicjatywę tutaj przejęła drobna blondynka z białą plamą opatrunków na połowie twarzy. Czytała z kartki co jest im potrzebne i prowadziła swoje dwie kumpele do odpowiedniego stoiska. Wydawało się, że targ jest podzielony jakimiś chaotycznymi, niewidzialnymi liniami na sektory tematyczne. I Amelia poprowadziła ich tam gdzie dominowali rolnicy i ich płody rolne. I tak przechodziły od stoiska do stoiska, stały w krótkich kolejkach i stopniowo zapełniały te torby i plecaki jakie wzięły z domu Betty.

- A te kurczaki to ile właściwie chcecie? - zapytała blondynka gdy oglądały wyroby masarza. Poza różnym surowym mięsem miał też trochę wędlin, salcesonów, boczku, słoików smalcu no i właśnie gotowe do gotowania kurczaki. Amelia chyba była z nich zadowolona bo chciała tylko wiedzieć ile ich potrzebują na nadchodzące dni.

Mazzi za to przyglądała się słoikom ze smalcem, czując jak ślina napływa jej do ust. Dodatkowo ta sucha kiełbasa dziwnie się na nią patrzyła… jakby mówiła “zjedz mnie… zjedz mnie”. Prawda była taka, że najchętniej saper kupiłaby wszystko i zjadłaby wszystko, choćby miała potem pęknąć z przeżarcia. Ale jaka by to była piękna śmierć…

- Jeden na rosół… i ten kawałek krowy co mówiłaś - oderwała wzrok od wędlin, aby spojrzeć na blondynkę. Zmarszczyła przy tym brwi, zastanawiając się poważnie. Dwa dni, gdzie wykarmić trzeba dwójkę żartych trepów i parę foczek o mniejszym spuście, ale jednak nie żyjących na kromeczce chleba i kubeczku wody. Była też kwestia prowaintu na podróż dla dwóch osób, a może i trzech, jeśli liczyć Wilmę...

- Weźmy pięć kurczaków… i ze trzy pętka tej kiełbasy… i ten słoik ze smalcem ze skwarkami. Boczek też, na śniadanie do jajecznicy. Jeden kurak na zupę - zgięła pierwszy palec - Drugi i trzeci dziś na kolację. Czwarty dla nas na drogę do Mason i piąty dla dziewczyn które zostają. Aaaalbo trzy kurczaki i dwie kaczki. Dobrze że mamy dużo jabłek - dokończyła wesoło, myśląc o wielkim worze czerwonych owoców, niesionych przez nią w plecaku.

Diane zrobiła dość mocno zdziwioną minę ile kurczaków chce wziąć Lamia. Ale gdy ta zaczęła wyliczać który idzie na co i na kiedy to jednak przestała się dziwić. Ona też ładowała te kuraki do swojego plecaka gdzie lądowały obok torby jabłek jaką kupiły wcześniej. Nie wszystkie weszły więc te trzy władowała do torby jaką miała nieść w ręku. Kaczek jednak facet nie miał i z drobiu miał tylko te kurczaki. Ale też tryskał radością na takie duże zakupy trójki klientek. Jako bonus i zachętę do powrotu podarował im niewielki słoiczek smalcu ze skwarkami. A trzy klientki miały już całkiem spore zakupy do niesienie chociaż jeszcze trochę mogły ze sobą nabrać.

- No to… Z tej listy z jedzenia to chyba wszystko… - Amelia znów patrzyła na swoją kartkę gdy sprawdzała co im jeszcze zostało na tej spisanej wcześniej liście. Mówiła wolno gdy widocznie nie chciała niczego pominąć.

- To chcecie jeszcze coś do jedzenia? Bo właściwie zostały nam te rzeczy dla Steve’a ale to gdzie indziej. - odezwała się patrząc już przytomniej na swoje kumpele i machnęła dłonią kierunek gdzie miały być te inne rzeczy jakie miała na liście.

- Chyba… mamy wszystko - Mazzi łypnęła na pękate toboły. Kupiły wszystko od ziemniaków i kapusty, poprzez całe wiadro jabłek, śliwek i gruszek, pomidorów, grzybów, papryki, cebuli, czosnku, marchwi, włoszczyzny, mięsa, chleba, jajek, serów, do pęków świeżych ziół, suszonych w torebkach, mięsa, wędlin. Miały też torby z mąką, makaronem, cukrem i rzeczami do robienia ciasta, osełkę masła, butlę oleju i przeuroczą chociaż cholernie ciężką, pomarańczową kulę dyni. - Kurde… kupmy na dziś coś gotowego na podwieczorek. Placek z jabłkami, albo… nie no. Szarlotkę dostaną na poniedziałek - westchnęła - Tarta śliwkowa… i mleko. Puszczą nas z torbami te trepy, ehh… - parsknęła na koniec - Potem szpej dla Tygryska i słoiki. Chyba że wy coś jeszcze chcecie, hm? A tak kapusta z beczki? - łypnęła na Amy - Kiedyś nas częstowałaś.

- A tak, ale to nie tutaj. Mam takiego znajomego co to robi właściwie dla siebie. No ale też właśnie trochę sprzedaje znajomym. Bolo. To chyba jakiś Polak czy Rosjanin. - blond główka ucieszyła się, że Lamia pamiętała o tej kiszonej kapuście jaką kiedyś przyniosła do Betty do spróbowania i do tego miło to wspomina.

- To jeszcze chodźcie po te ciasto a potem możemy pójść dalej. - Amelia skinęła głową i wzięła swoje torby. Niby były we trzy i jeszcze u okularnicy wydawało się, że mają aż za dużo tych toreb, siatek i plecaków to teraz miały już co dźwigać. A jeszcze miały coś dobrać. Blond przewodniczka poprowadziła swoje kumpele do kilku sąsiadujących ze sobą stoisk gdzie dominowały ciasta i słodycze. O tej porze już były spore braki ale widoki i zapachy były równie przyjemne jak w cukierni Mario. Dominowały różne wypieki z blachy i trochę małych pączków, placków, naleśników i drożdżówek. Kupowało się na wagę a wybór był całkiem spory. Widać było, że to domowe wypieki pieczone w domowych piekarnikach i kuchniach. Dominowały ciasta sezonowe czyli sporo było z jabłkami i śliwkami w udziale a do tego jeszcze uniwersalne pieczone serniki.

Trójka kobit zakręciła się pośród straganów, ogladając, podglądając i ocierając ślinę. Pachniało i wyglądało jak wrota raju…
- Dlaczego nie jesteśmy pająkami? - saper mruknęła z zawodem, ledwo pakujac na grzbiet następną torbę, tym razem z blachą sernika, dwoma tartami śliwkowymi i całą paczką piankowych cukierków dla chłopaków na poniedziałek. Dobrały też żelki oraz po jednym okrągłym ciastku z pekanami na deser i drugie śniadanie, gdy wreszcie dowleką się do domu. Już miały odchodzić, gdy Mazzi zawróciła się i jednak kupiła jeszcze blachę szarlotki na sobotę. Nie wypadało jechać do chłopaków z pustymi łapami - mając to na uwadze, dorzuciła na plecy trzy butelki śliwowicy zakupionej od starego, bęzzębnego jegomościa, mającego rozłożony stragan przeróżnych nalewek i trunków.

- Robisz chyba zapasy na całą zimę. - Diane pozwoliła sobie na rozbawiony komentarz widząc jak Lamia wciąż dobiera kolejne zakupy do ich toreb.

- Dobrze, że musimy to dźwigać tylko do autobusu. - sapnęła Amelia gdy znów wzięła swoje torby. No ale miały już co nieść tak w rękach jak i na plecach. A jeszcze ruszyły za obandażowaną przewodniczką do stoisk z ciuchami.

Tam też różnorakich ubrań było od groma. W zdecydowanej większości były to przedwojenne ubrania. Ale gdy były uprane i czyste to często znów wyglądały jak nowe. Kilka rarytasów wciąż było zapakowane w dawne folie i złożone fabrycznie ze trzy dekady temu niczym ostatnie tchnienie świata który już odszedł i zostały po nim tylko takie artefakty. Ubrania były dla kobiet, dla mężczyzn, trochę dla dzieci no i uniwersalne jak bluzy czy swetry które swobodnie mógł nosić i on i ona. Nawet Di która zgrywała się często na twardzielkę na motorze dała się ponieść fali i przyjemności oglądania i przymierzania.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 09-05-2020, 00:54   #184
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Obie dziewczyny właśnie pod jej opieką zostawiły te wszystkie torby aby mogły swobodniej manewrować wśród tych straganów, półek i wieszaków. Lamia znalazła też parę solidnych i ciekawych swetrów które chyba mogłyby pasować na Steve’a. Jak zachwalała sprzedawczyni sama je robiła więc ręczyła za ich solidność.

Po raz kolejny saper westchnęła w duchu, bolejąc nad kolejną umiejętnością, którą powinna umieć porządna kobieta, aby dało się ją brać za ogarniętą gospodynię. Uśmiechała się trochę nieobecnie, oglądając poszczególne ubrania, aż wreszcie wybrała gruby sweter robiony z ciemnozielonej, butelkowej wełny o porządnym splocie. Dziewczyna przyjrzała mu się dokładnie sprawdzając czy nie ma dziur, a ściągacze przy mankietach i na dole ubrania się nie rozłażą. Sam ciuch miał też dosztukowany kaptur i golfopodobny kołnierz zapinany na cztery guziki, aby dało się go rozłożyć na ramionach, albo zapiąć i chronić szyję przed chłodem. Odłożyła go na bok, na kupkę do kupienia, a potem znowu zanurkowała wśród zimowych ubrań, aż dobrała jeszcze cztery. Jeden ciemnogranatowy dla Karen, ciemnoszary dla Cichego. Dingo przypadł w udziale ciemnoczerwony, prawie brązowy, a Donniemu miał przypaść w udziale czarny… chociaż korciło wziąć kanarkowożółty.
- Głupio tak brać coś tylko dla jednego, skoro bujamy się z całą bandą - mruknęła do Indianki, gdy dostrzegła jak jej brew krytycznie zakotwiczyła pośrodku czoła. Nie patrząc już na nią, wykopała parę par ciepłych skarpet dla oddziału, szaliki, rękawiczki i czapki. Wszystko wydawało się porządne i dobrze zrobione. Na koniec dowaliła ten kanarkowożółty z zamysłem, że dostanie go Eve. Ona też potrzebowała czegoś ciepłego… tak na wszelki wypadek. Po ubraniach przyszedł czas na koce, poduszki. Ciepłą kołdrę i poszewki w stonowanych, trepozielonych poszewkach.

- Matko tego jest cała torba. - mruknęła Di trochę zaskoczona tym odkryciem gdy wreszcie jakoś upchnęła do torby ostatni swetr. Na koce i poduszkę już nie starczyło im miejsca ale sprzedawczyni za tyle zakupów dorzuciła im na to jedną torbę więc jakoś się zmieściły. Teraz już wszystkie trzy wyglądały jak objuczone muły ale blondyna trzymając się konsekwentnie swojej listy jeszcze poprowadziła ich poprzez ten gwarny plac ku stoiskom z różnościami.

Termofor znalazły przy którymś z kolei stanowisku. Wydawał się w porządku. Trochę dłużej nachodziły się za czajnikiem. Okazało się, że nie wiedziały jaki prąd mają w koszarach. Jak coś z dawnej sieci to przydałby się zwykły czajnik z dawnych czasów ale jak taki miastowy standard jak akumulator samochodowy to przydałaby się jakaś przeróbka co by można przełączyć na takie coś. Ale wspólnie udało im się coś znaleźć. Amelii bo miała na tyle trzeźwości umysłu by pamiętać o tym detalu, Lamii bo gdy już wiedziała o tym to mogła pytać o co trzeba i temu starszemu facetowi po drugiej stronie rozkładanego stołu który w lot domyślił się czego szukają.

- Mam tu coś lepszego. - pokiwał głową i wskazał coś co wyglądało jak plastikowy kubek. Ale na dole był podpięty do tego kabel. Z tego co mówił wystarczyło podpiąć to do czegoś by zagotować wodę albo coś na tą wodę. Z tego co mówił sam majstrował takie rzeczy i miał także przenośne grzałki różnych typów no i dawne czajniki również.

Saper z zaciekawieniem oglądała szpej, uśmiechając się pod nosem. Pomysłowe, wygodne… tylko, cholera, za małolitrażowe, aby zagrzać wodę na cały termofor. Dlatego podziękowała sprzedawcy, biorąc się za oglądanie czajnika.

- Bierzemy ten - wskazała w końcu jeden który wydawał się najmniej obity i najbardziej reprezentatywny. Kabel też miał w porządku. Popatrzyła na towarzyszki, wzruszając ramionami - Da komuś do przerobienia jeśli się okaże, że nie ta faza. Ma całe przedszkole pod sobą… coś wymyśli.

Dziewczyny pokiwały ciemną i jasną głową na znak zgody i chwilę potem po zostawieniu paru talonów na paliwo musiały jeszcze jakoś wepchnąć ten dość lekki ale jednak obły kawałek plastiku do jednej z toreb. A te już wydawały się trzeszczeć w szwach. Ale jakoś prawie dosłownie upychając nogą, jednak weszło.

- No to… Chyba wszystko. - Amelia znów sprawdziła swoją listę. Ale pokręciła głową, wzruszyła ramionami i nawet pokazała koleżankom do sprawdzenia, że wszystkie pozycje już zostały wykreślone.

- Dobra to zmywamy się stąd zanim znów pomyślicie coś jeszcze dobrać. - Indianka nie miała ochoty oglądać tej listy tylko złapała za swoje pękate bambetle i ruszyła w drogę kierując się w stronę skraju targowiska aby wydostać się na luźniejszą przestrzeń.

- Słoiki mamy, nie? - Mazzi spytała orientacyjnie, a ciężar toreb przyginał ją troche do ziemi. Co prawda pełen ekwipunek bojowy ważył więcej, ale należał do gambli odrobinę bardziej poręcznych. - Skoro mamy wszystko to wracamy. Amy… gdzie tu postój taryf? Przecież nie będziemy tego wieźć bydłowozem.

- No właśnie! - Diane odwróciła się do nich gdy usłyszała to co chiała usłyszeć i z miejsca poparła pomysł Lamii. Blondynka też go przyjęła z ulgą.

- To tam dalej. Zaprowadzę was. - skinęła gdzieś brodą przed siebie chociaż na razie nadal szły przez gwarne targowisko w środku tego słonecznego, wrześniowego dnia. Tak dotarły do umownej granicy targowiska wyznaczaną przez pojazdy klientów którzy przyjechali tu coś kupić. Ale blondynka z wprawą poprowadziła ich nieco dalej i widziały kilka samochodów z wymalowanym napisu “TAXI”. Jedna to nawet naprawdę była w kanarkowych barwach jak sławne jeszcze przed wojną nowojorskie taksówki.

Ich widok sprawiał, że kamień spadł saper z serca. Naprawdę popłynęły z kompletowaniem prowiantu i ekwipunku, więc gdy wreszcie podeszły pod brykę, uprzejmy taryfiarz pomógł im władować część toreb do bagażnika. Co prawda nic nie mówił, ale i tak łypał zaciekawiony na ładunek, który w ostatecznym rozrachunku, nie zmieścił się w kufrze, więc plecaki i jedna wielka torba wylądowały na tylnej kanapie, między Amy i Diane, a Mazzi zasiadła z przodu, trzymając torbę z ciastem.

Jazda furą trwała przysłowiową chwilę, nieporównywalnie krótszą od drogi miejskimi środkami komunikacji. Po kwadransie, albo odrobinę więcej niż kwadrans, za oknem taksówki pojawił się znany apartamentowiec. Dużo dłużej zajęło dziewczynom wypakowanie się i przeniesienie zakupów do mieszkania.

- Kurwa mać… - saper wydyszała, kiedy zamknęły się za nimi drzwi. Dyszała, spocona i z dłońmi piekącymi od uszek toreb, wpijajacymi się w skórę. Mimo tego patrzyła na Amelię, śmiejąc się do niej przez zadyszkę - Dlaczego zawsze musimy wracać z zakupów jak gromada Rumuńczyków?

- Bo macie za dużo talonów do wydania. - gangerka uśmiechnęła się nieco ironicznie a nieco złośliwie wracając do swojej zwyczajowej normy. Musiały jeszcze na chwilę zatrzymać się by zmienić buty na kapcie i mogły już ruszać aby przenieść zakupy do kuchni gdzie trzeba było rozparcelować to wszystko po różnych półkach i szafkach.

- To mamy chwilę na złapanie oddechu. A potem trzeba pomyśleć co nam potrzebne na dzisiejszy wieczór. - Amelia z uglą oparła się o jedno z kuchennych krzeseł dając znać, że etap zakupów uważa za zakończony.

- To mnie suszy od tego dźwigania, polejcie coś. - Diane też się nieźle zmachała nawet jak większość drogi przejechały osobówką i musiały tylko wnieść ten cały majdan po schodach, na pierwsze piętro. Było co dźwigać.

Magiczne słowa wywołały natychmiastową rekację u Mazzi. Po sznurku podeszła do szafki pod oknem, wyjmując z niej butelkę bourbona. Popatrzyła na nią, uśmiechając się do połowy zawartości i przeniosła napój na stół, dostawiając szklanki i kompot z garnka stojacego na kuchni.

- Amy, też chcesz? - zaproponowała, stukajac flachę paluchem.

- A poproszę. - blondnka skorzystała z zaproszenia na promilowy poczęstunek. Lamia mogła więc rozstawić na kuchennym stole trzy szklanki i zacząć mieszać drinka.

- No! I tak właśnie bawią się Kosmiczne Kociaki! - Diane pochwaliła odpowiedź blondynki i reakcję brunetki ze zniecierpliwieniem czekając na swojego drinka. Amelia znów się uśmiechnęła na tą wzmiankę o tym gangu do jakiego miały należeć wszystkie trzy i nie tylko one.


Od momentu gdy Diane i Lamia zamknęły za sobą drzwi mieszkania w okolicy starego kina, minęła niecała godzina, gdy uchyliły się one ponownie. Tym razem próg przekroczyła sama gospodyni, napotykając się od progu na mały wybuch nuklearny, przeprowadzany w ledwo kontrolowanych warunkach. Jej ciche, spokojne domostwo zmieniło się w poligon, gdzie Mazzi i Di szalały od szafki do szafki, tnąc, siekając, krojąc i klnąc pod nosem, albo rzucając do siebie wesołe przytyki. Na stole w kuchni rozstawiły się wory prowiantu, miski i talerze, a na blacie kuchennych szafek stały deski, noże i dwie kobiety, robiące sałatki, przekąski i popijające z fajansowych kubków coś wysokoprocentowego, bo humory im dopisywały a głosy niosły się po wszystkich pokojach.

- Kociaczek! - saper rozpromieniła się, widząc swoją dziewczynę. Odrzuciła nóż i z łapami utytłanymi w soku krojonych pomidorów, podleciała do niej, obejmując i całując na przywitanie - Jak w pracy? Chcesz herbaty, jesteś głodna? A może drinka? Chodź, siadaj - śmiejąc się, pociągnęła ją do stołu, machnięciem głowy wskazując drugą kucharkę - Robimy kolację… gdzie są świece? Kurwa… jebać… - westchnęła wesoło, machając ręką - Drin czy herbata?

- Herbata Tygrysiczko. - Eve chętnie i wdzięcznie przyjęła swoją dziewczynę. Sama też ją objęła i pocałowała czule ciesząc się z powrotu do niej i do ich domu. Lamia wyczuła jak pachnie dworem i deszczem jaki niedawno zaczął padać. Nadejście blondynki zwiastował odgłos silnika jej małej osobówki a potem zgrzyt garażowych drzwi. Najpierw przy otwieraniu potem przy zamykaniu. Po chwili ciszy gdy blondynka musiała wyjść z samochodu, przejść do tego parteru klatki schodowej, wejść po schodach i wreszcie zgrzytnąć otwieranymi drzwiami nim się w nich pojawiła. No ale już była i nie ukrywała radości z widoku zastanego w domu.

- Jej co robicie? - zaciekawiła się gdy już zdjęła swój kusy płaszczyk i zgodnie z biurowym dress code ruszyła do aneksu kuchennego. Jedynie apaszka na szyi zdawała się być elementem ozdobnym krótkowłosej fotoreporter.

- Robimy dla was szamę! Tylko jak już jesteś to ja niedługo będę spadać. Więc szykuj się na zmianę warty przy garach. - Diane przywitała się bezczelnym uśmieszkiem patrząc jak gospodyni ciekawie rozgląda się po tych wszystkich półproduktach jakie uszykowały jeszcze z Amelią u Betty czy już tutaj na miejscu. Na szczęście pod względem kucharzenia Amelia okazała się bardzo zorganizowaną osobą i pod jej kierunkiem te kuchenne prace szły całkiem sprawnie. Nawet jak czegoś nie zdążyły zrobić przed odjazdem, blondynka podpowiedziała im jak to mają zrobić a resztę obiecała przygotować już u Betty więc mogły odjechać spokojne o los i jakoś przygotowywanych potraw.

- No tak, zaraz, tylko spiję herbatę i się przebiorę. - Eve rozglądała się po kuchni próbując skubnąć tego czy tamtego dania. - O rany ale dobrze, że to zrobiłyście. Ja cały dzień się martwiłam, że nic właściwie na przyjazd Steve’a i Karen nie mamy. - w głosie i twarzy blondynki było słychać wyraźną ulgę, że Lamia i Di jakoś o tym pomyślały i zorganizowały co trzeba.

- No, latałyśmy cały dzień. Lamia mi za to obiecała rodeo na twarzy jakiejś kici. - Indianka pochwaliła się obietnicą jaką jej złożyła ciemnowłosa gospodyni tego mieszkania gdy jeszcze we czwórkę urzędowały w tym mieszkaniu przed rozjazdem z dwiema kurierkami.

- Naprawdę? - Eve roześmiała się rozbawiona zerkają ciekawie na swoją dziewczynę. - A jak rano wstałyście? Miałyście z czymś kłopoty? My z Madi to ledwo wstałyśmy. Madi się strasznie spieszyła bo chyba mogła trochę zaspać. No ja trochę też ale my to aż tak nie musimy być na punkt o czasie. Byle materiał był oddany na czas. - reporterka lokalnej gazety też była ciekawa co się u nich działo przez cały dzień gdy jej nie było.

Na stole przy blondynce stanął kubek parującej, owocowej herbaty obok którego saper postawiła talerzyk z kawałkiem śliwkowej tarty. Przysiadła na krześle i jak gdyby nigdy nic przyciągnęła do siebie dziewczynę, sadzając sobie na kolanach mocno obejmując.

- Też słyszałam podobne plotki… o tych sierściuchach - parsknęła jej w kark, całując zaraz to miejsce i ścisnęła jeszcze mocniej, choć z uczuciem.

- Dziękuję za prezent. Zajebisty… wypróbujemy go dziś w akcji - wyszeptała zdławionym głosem. Odchrząknęła i nawijała dalej, już wesoło - Wpadłyśmy do Amy, pojechałyśmy na targ i zrobiłyśmy zakupy… właśnie! - wskazała ręką na siatę stojącą przy oknie. wyjątkowo pękatą torbę, wypchaną po brzegi - Zerknij, ten zielony jest dla Steva. Dobrałyśmy mu też trochę gambli… piżamę i inne pierodły. Tylko - prychnęła - Tak głupio mi się zrobiło, że dla reszty nic nie ma… toooooo… też dostaną po swetrze i chuj - prychnęła ponownie - Niestety różowego sweterka dla Donniego nie dałyśmy rady znaleźć.

- O! To tyle tego nakupiłyście? - Eve wyraźnie się zdziwiła gdy dojrzała pękatą paczkę z uchwytami z jakiej wylewały się jakieś ubrania.

- No. Z nią to nie ma co chodzić na zakupy. Jakby mogła to by cały sklep w torbach wyniosła. - poskarżyła się Indianka wskazując ubrudzoną farszem ręką na czarnulkę na kolanach której siedziała blondynka w apaszce. Chociaż skarżyła się tak mało poważnie i bez jakiegoś zaangażowania, że druga z gospodyń tylko się roześmiała.

- To już lecę oglądać! - zameldowała się Eve odstawiając na chwilę kubek na blat ale jeszcze odwróciła się by szepnąć coś Lamii na ucho. - Cieszę się, że ci się spodobał Tygrysiczko! - cmoknęła ją czule w usta. - Słyszałam, że nieźle na nim wychodzą blondynki. Zwłaszcza takie z krótkimi włosami. I podczas ustnych zaliczeń. - dodała cicho swoją opinię zawodowego fotografa. Ale wreszcie wstała z gościnnych kolan i podeszła do tej torby aby sprawdzić jej zawartość.

- No a co tam u Amy? Dawno jej nie widziałam. - zapytała fotograf wyjmując z torby pierwszy sweter i rozwijając go aby go lepiej obejrzeć.

- Ten jest dla Karen… nie moja wina, że się narobiło tych boltów do adopcji - saper rozsiadła się wygodniej, obmacując wzrokiem kucającą sylwetę. Zapaliła też papierosa, a z jej twarzy nie schodził zadowolony grymas. Powachlowała rzęsami na Indiankę - Nie moja wina, że tyle tam tego mają. Może gdyby robili te targi mniej okazałe, skończyłoby się na butelce z browarek i kawałku kiełbasy… poza tym to dla nas - wskazała zapalonym papierosem na ogólny chaos w kuchni - I dla naszych.

- A Amy… - Zrobiła przerwę aby się zaciągnąć dwa razy i przepić herbatką z prądem.- Di ją dziś uczyła jeździć na motorze. Dołączyła do gangu Kosmicznych Kociaków, będzie się z nami dziarać. Poza tym myśli nad pracą w magazynie albo czymś takim, byle nie przy ludziach, klientach. Wiesz, nie w sklepie… a tam u was w ratuszu nie szukają może kogoś kto umie dobrze czytać i pisać? Mogłaby wam przeglądać archiwa, albo wyszukiwać informacji. Dbać o dokumenty. Taka księgowa-sekretarka… nie wiem - wzruszyła ramionami - Taki adiutant kwatermistrza…

- O… o… oo… - Eve parę razy miała minę jakby miała problem z koncentracją. Czy powinna dalej oglądać tą kolekcję różnokolorowych swetrów czy patrzeć na Lamię gdy sprzedawała jej te rewelacje z dnia dzisiejszego.

- Amy będzie z nami w Kociakach? Jeździła na motorze? I będzie się dziarać? A ten dla kogo? - fotograf próbowała jakoś okiełznać ten potok informacji i dotykowych i kolorystycznych i słuchowych. Zapytała trzymając jeden ze swetrów.

- Nie, nie, nie! - Diane wtrąciła się szybko kręcąc głową i dając znać, że to nie do końca tak. Więc teraz blondynka popatrzyła na nią. - One obie jeździły na motorze. - gangerka doprecyzowała pierwszą rzecz wskazując na siedzącą przy stole czarnulę.

- O! I jak było? - blond główka pokiwała się i zapytała spodziewając się chyba ciekawych wieści.

- Mają do tego dryg! Parę lekcji i będą śmigać! - Diane teraz roześmiała się więc widocznie nawet teraz miło wspominała tamten moment. - No i ty też musisz. - niespodziewanie wróciła spojrzeniem do blondynki.

- Jaa? Ale przecież ja mam samochód. - zdziwiła się reporterka i spojrzała na Indiankę chyba nie bardzo wiedząc związku.

- Zwisa mi to. Wszystkie jesteśmy w gangu to wszystkie musimy jeździć na motorze. Takie są zasady. No i wszystkie musimy zrobić sobie wspólną dziarę. O tutaj. - motocyklistka z wyraźną satysfakcją oznajmiała blondynie kolejne detale jakie dzisiaj ustaliły z Lamią i Amelią. Na koniec gdy pokazywała miejsce na nowa dziarę zapomniała, że dłoń ma całą w farszu i ta chlapnęła mokrym śladem na boku jej szyi. To ją nieco zaskoczyło więc zaczęła się kręcić za ręcznikiem chwilowo wyłączając się z rozmowy.

- Naprawdę? - Eve wciąż stała z tym swetrem o jaki pytała ale te wszystkie wieści sprawiły, że popatrzyła z zafascynowaniem w oczach na swoją dziewczynę czekając jak ona się odniesie do słów motocyklistki.

- Oczywiście - Mazzi przytaknęła gładko, dopalając szluga i popijając grzańca. - Każda musi jeździć, jakby było trzeba. Wozić swoją dupę albo coś - parsknęła wesoło, pomijając kwestie że czasami na te dupy przydałaby się przyczepka - Będziemy się razem uczyć, zajebista zabawa. Motory są genialne… kurwa - westchnęła, siorbiąc z kubka i zmieniła temat, spoglądając na blondi - Ten jest dla Donniego. Niestety różowego nie mieli, a szkoda - zaśmiała się cicho - chociaż z drugiej strony tak lepiej. Już jest jeden wielbiciel majtkowych barw w ubraniach… a Di jest tak kochana, że obiecała nam pomóc ogarnąć motory. Zna się na tym, będzie wiedziała czego szukać i czego unikać… a ten jest dla Steva - powiedziała, gdy w dłoniach fotograf pojawił się ciemnozielony ciuch.

- Pewnie! Dlatego mówiłam, trzeba pojechać do Puszki. On zwykle coś ma na zbyciu. To tak po jednym można zacząć kupować. No a poza tym może wie czy ktoś w okolicy nie chce czegoś sprzedać. - Di wróciła do rozmowy wycierając szyję ręcznikiem. Mówiła jakby to była formalność i od ręki dało się to załatwić albo prawie.

- Ładny, śliczny wybrałaś. Też mi się podoba. - Eve pokiwała głową na te motocyklowe plany ale raczej interesował ją ten prezent dla ich oficera jednostki specjalnej. Oglądała go z aprobatą i zachwytem na twarzy.

- A różowy możemy kupić następnym razem. Jak ktoś nam podpadnie to będzie musiał chodzić w różowym! - roześmiała się wesoło i odłożyła wreszcie prezent dla ich wspólnego chłopaka i wyjęła jeden z ostatnich swetrów.

- A z tą dziarą na szyi to o co chodzi? Jaka to ma być dziara? - zapytała zerkając przelotnie na dwie użytkowniczki aneksu kuchennego a sama rozwinęła ten właśnie wyjęty sweter.

- No ta co Lamia zrobiła. Te logo z tą planetą czy coś takiego. - gangerka ze zniecierpliwieniem wskazała na projektantkę tego znaku sugerując do kogo lepiej zwrócić się po szczegóły.

- Ta z Mazzixxx? Mamy to sobie wydziarać? Na szyi? - Eve popatrzyła na Diane a potem na Lamię z nagłym podekscytowaniem w głosie i spojrzeniu. I chwilowo nawet trzymany sweter jakoś zszedł na dalszy plan.

- A dlaczego nie? - saper rozłożyła ręce, szczerząc się wesoło - Nasz znak musi być widoczny. Żeby każdy wiedział od razu z kim ma do czynienia, nie? Di się podoba pomysł, mnie też. Amy również wydawała się zadowolona i chętna do przejścia z etapu planowania, do planu wykonania. Swoją drogą musimy wydumać Madi rekompensatę za ten maraton dziarania, który nam czeka. Gambli nie chce, bez zapłaty to jednak głupio… coś wymyśle - rzuciła standardowym tekstem, zapisując w pamięci aby się za to zabrać już w poniedziałek. W pewnej chwili rzuciła okiem na Eve i dodała łagodnie - A ten jest dla ciebie, przecież nie możesz mi marznąc, Kociaczku.

- Dla mnie? - brwi blondynki podjechały do góry gdy spojrzała znów na trochę zapomniany sweter jaki wciąż trzymała w dłoniach. Teraz jeszcze raz rozłożyła kanarkowy, puchaty materiał aby lepiej mu się przyjrzeć. - Dla mnie? Naprawdę o mnie też pamiętałaś? Oh Lamia! - Eve była pod wrażeniem, że pośród tych wszystkich zakupów Lamia o niej nie zapomniała. Podbiegła szybko do siedzącej przy stole dziewczyny i wróciła na jej gościnne uda. Tylko teraz siadła na niej okrakiem aby mieć ją przed sobą.

- A z Madi to chyba żaden problem jak będzie mogła zapiąć potem każdą wydziaraną. Może ze dwa czy trzy razy jak już. I wszystko zostanie w rodzinie. - Diane skończyła ładować farsz do ostatniego z kurczaków i stanęła przy zlewozmywaku aby umyć sobie ręce. A o Madi i jej dziaraniu mówiła tak jakby tak samo jak z motorami, to była tylko formalność.

- Oh mnie może tak wydziarać i zapinać kiedy tylko zechce! - oświadczyła roześmiana Eve i sama kręcąc się trochę na saperskich kolanach zdjęła swoją garsonkę i zaczęła ubierać żółty sweter. - Oh jest cudowny! I ten tatuaż też! Jak zwykle wszystko genialnie wymyśliłaś Tygrysiczko! - fotograf jeszcze nie do końca zdążyła ubrać ten prezent gdy nachyliła się w stronę twarzy swojej dziewczyny aby znów ją pocałować w usta. - To jeszcze wymyśl jakiś dla mnie. Taki od ciebie. - szepnęła jej na ucho przy tej okazji.

- A to nie ty miałaś nam wymyślić coś? Dla całej trójki najpierw? - odszeptała, całując jasnowłosa skroń i puściła jej oczko - Spokojnie, dam radę, ogarniemy… tylko bądź ze mną, a wszystko się ułoży - tym razem pocałowała ją czule w usta, śmiejąc się łagodnie - Ślicznie wyglądasz, dobrze ci w żółtym… dokończ herbatę Kociaczku i zmień futerko, a ja skończę kroić ziemniaki. Amy dała nam przepis, chcemy go wypróbować… dobrze, że jest z nami - westchnęła, zerkając na hałdę żarcia piętrzącą się w kuchni - I dobrze że jest lodówka. Zrobimy wam coś na jutro, żebyście nie musiały się kłopotać z gotowaniem. Trochę pójdzie z nami do Mason… nie wiem czy się nie wydurniam - prychnęła, kiwając głową na torbę z ciuchami i szpejem domowym - Ale walić to, nie będą chcieli to wypierdolą w śmietnik i tyle. To co… gdzie masz te świeczki? Zróbmy im klimat, aby poczuli że warto było zrywać się wcześniej - popatrzyła Eve prosto w oczy, dodając miękko - Do Domu.

- Tak. Do naszego domu. - fotograf też chyba to domowe i rodzinne stwierdzenie rozczulało bo obdarzyła Lamię takim rozmarzonym spojrzeniem. Ale zaraz westchnęła cicho i wstała z jej kolan.

- No tak, zaraz znajdę te świeczki. - powiedziała ruszając gdzieś w kierunku szafek.

- A jaki przepis? To mam robić coś jeszcze? - gangerkę jakby trochę zaniepokoiła ta wzmianka o kolejnym przepisie od Amelii. Popatrzyła na Lamię podejrzliwie wskazując gestem na ten cały kuchenny chaos jaki zdążyły tutaj urządzić od powrotu z miasta. A i tak część roboty zrobiły jeszcze razem z najmłodszą siostrą z ich gangu.

- A ile ma być tych świeczek? - zapytała reporterka w żółtym swetrze zaglądając do jakiegoś kartoniku jakby tam trzymała te świeczki.

- Zależy gdzie jemy…przy oknach? - brunetka wstała, podchodząc pod blad i oparła się ramieniem o ramię Indianki i popatrzyła na cztery nadziane jabłkami kurze tuszki, obsypane przyprawami. Leżały karnie w brytfankach, czekając na odpowiedni moment aby je wstawić do piekarnika.

- Wygląda zajebiście… już bym to zeżarła - mruknęła z uznaniem, szczerząc się wesoło - Nie no, już prawie wszystko gotowe. Pomidory pokrojone i posolone, puszczaja sok, surówka się przegryza… zostały ziemniaki, ale to już na miękko ogarnę. Trzeba je pociąć i polać masłem z czosnkiem...yyyyh - zacięła się, siegając do kieszeni po niewielką karteczkę i po rozprostowaniu, doczytała - … z czosnkiem, pieprzem, solą i rozmarynem. To te zielone igły…

- No tak, gdzie jemy… - gospodyni skrzywiła się sama się nad tym zastanawiając. W końcu wyszła z aneksu i stanęła mniej więcej pośrodku mieszkania. Zerkała w lewo na duży stół, ten na jakim w zeszłym tygodniu sama leżała udając deser dla dwojga to na prawo na niższy stolik obsadzony sofą i fotelami gdzie tamtego wieczora Lamia zagadywała Steve’a gdy Indianka przystroiła fotograf na ten deser.

- No sama nie wiem. Tu albo tu. - blondynka odwróciła się by stanąć twarzą do aneksu i dwójki kumpel. - Ten jest większy i taki bardziej uroczysty i dostojny. - wskazała na solidny mebel stojący bliżej środka studio. - A ten to taki zwyczajny i bardziej domowy. - spojrzała na niższy stół, jaki stał w rogu pod oknami.

- Rany ale macie problemy. Jakby oni tutaj na żarcie albo wizytację przyjeżdżali. Zielone igły tak? A ile tego mam wsypać? - Indianka prychnęła na te blond dylematy i sama zajęła się poważnymi sprawami. Czyli ile ma użyć tych zielonych igieł.

- Zjemy na sofie, wygodniej. A rozmaryn… czekaj. Dwie łyżeczki od zupy, rozetrzeć w dłoniach i posypać - saper łypnęła na kartkę, samej schylając się pod blat aby wyjąć spory rondel. Prychnęła przy tym, zerkając na gangerkę z dołu - Chodzi o fakt. Pierwszy raz przyjeżdża z roboty do nas, chujowo wyjdzie jeśli go zlejemy, wyciągniemy konserwy i suchary, zostając w dresach na kanapie i lejąc na cały temat. - wyprostowała się, stawiając gar na wolnym kawałku blatu. Sięgnęła po nóż, a potem po jabłko. Zaczęła je obierać - Będzie mu przyjemnie, zrobimy mu dobrze od wejścia. Zresztą przyjeżdża z Karen, nie? Tym bardziej należy się postarać żeby wypadło jak najlepiej. Na chuj ma się chłopak potem wstydzić - pokręciła głową - Kto wie? Jak mu podpasuje, w przyszłym tygodniu też będzie kombinował, aby wyrwać się wcześniej, skoro w domu czekają na niego niespodzianki i frykasy - puściła drugiej brunetce oko - Pierogi są zajebiste, ale ile można wpierdalać tylko je?

- Weź wyluzuj bo zatwardzenia dostaniesz jak się będziesz tak spinać. Jakie konserwy, jakie suchary? Zobacz na to wszystko. - Indianka rozłożyła ramiona aby objąć cały ten kuchenny chaos jaki panował tu od ich powrotu od Betty. No i na te torby z ubraniami, poduszkami całą resztą.

- Idę o zakład o mój motor, że gdziekolwiek im to wszystko podacie to im kopary opadną. Z drugiej strony same sobie stawiacie poprzeczkę coraz wyżej jak chcecie zrobić z tego co weekendową normę. - dorzuciła wsypując te zielone igły tam gdzie wskazała druga kucharka. W międzyczasie wróciła do nich blondynka z tym samym pudełkiem co wcześniej.

- Ustawiłam świecznik ale nie zapalałam świeczek. Jak już będą na schodach to się zapali. Zostawiłam tam zapalniczkę. - poinformowała Lamię nim ją minęła by schować pudło na swoje miejsce.

- Dobrze, to ja lecę się przebrać. A myślicie, że mogę zostać w tym swetrze? Czy ubrać się w coś innego? - chyba miała już iść ale jeszcze wskazała na swoją sylwetkę pytając je o zdanie.

- To zależy z czego będą cię chcieli bardziej rozbierać. - uśmiechnęła się gangerka tym swoim nieco złośliwym uśmieszkiem. Fotograf też się roześmiała ale popatrzyła teraz koso na swoją dziewczynę.

- To z czego Lamia byś mnie chciała rozbierać tego wieczoru? - zapytała uśmiechając się jak urwis co ma zaraz zmajstrować jakiegoś figla.

- Któreś z tych koronkowych zestawów z trzeciej szuflady pod oknem? - saper powtórzyła grymas - Na to prostą kieckę z dekoltem, rajstopy… i sweter. Wtedy będzie ci ciepło - zabujała brwiami z miną niewiniątka - Znajdziesz coś również dla mnie, Kociaczku? - poprosiła, spoglądając na obrane jabłko. Było już idealnie jasne, więc je odłożyła, biorąc kolejne - Nie ma pewności, że będzie następny weekend - półgębkiem zwróciła się do gangerki, przybierając kwaśny ton - Carpe Diem, jutro jest daleko i może nigdy nie nadejść. Zresztą wysokie poprzeczki są dobre, mobilizują do zmian na lepsze, doskonalenia siebie i otoczenia. Bycia kimś lepszym… no i żadna podrzędna lambadziara nie da rady do niej doskoczyć - na koniec posłała jej całusa.

- Dekolt, rajstopy i sweter? - brwi blondynki zmrużyły się gdy widocznie obmyślała taką kompozycję na dzisiejszy wieczór. Ale zaraz skinęła głową na znak zgody i uśmiechnęła się. - Świetny pomysł! To tak się ubiorę. A tobie też znajdę coś odpowiedniego. No! To lecę się przebrać! - Eve podeszła szybko do swojej dziewczyny całując ją na pożegnanie w usta. Di też dostała buziaka ale w policzek. A potem fotograf czmychnęła do sypialni aby się tam w spokoju przebrać.

- Hej, foczko… - Di chwilę milczała robiąc swoje przy tych kurczakach ale szybko podjęła wątek. - Słuchaj nic mi do tego jak się gościcie i w ogóle. Po prostu się tak nie spinaj. - rzuciła uśmiechając się lekko. Potem jakby dla zmiany tematu wskazała wzrokiem na zamknięte drzwi sypialni za jakimi zniknęła blondynka.

- Widziałaś jak się podjarała tą dziarą? - roześmiała się wesoło z nutką złośliwości w głosie. - Będzie z niej niezły Kociak. Tylko ją trzeba jeszcze z tymi motorami przypilnować. - dodała uśmiechając się do siebie i do kumpeli obok.

- Nie spinam się - mruknęła, skupiając uwagę na obieranym owocu. Nastała chwila ciszy, drugie jabłko wylądowało na boku deski, a saper zajęła się trzecim - Dobra, może trochę - westchnęła, ścinając czerwoną skórkę najcieniej jak dała radę - Bo kurwa prawie z każdej strony słyszę jaki to fart, jaka szarża, jakie dla mnie i Eve szczęście… bo oficer, bo jednostka specjalna, bo jebane cuda wianki. - wzruszyła pozornie zbywająco ramionami - Chcę żeby był zadowolony i miał poczucie że ktoś o niego dba, że tu czekamy. Obie… i chuj z tym - prychnęła zagryzajac wargę - Eve już jest zajebistym kociakiem. Ogarnie sposób na jazdę dwoma, a nie czterema kulami. Będzie już prościej, ma doświadczenie w szuraniu po mieście… podasz mi tamte brązowe rurki? - poprosiła, wskazujac na słoik z laskami cynamonu.

- Hej foczko… - motocyklistka wysłuchała swojej kumpeli i spojrzała na wskazany słoik. Chwilę jakby się zastanawiała ale sięgnęła po to naczynie i podeszła stawiając je na blacie przed Lamią. I bez ostrzeżenia pocałowała ją w policzek. A także dwoma palcami nakierowała jej szczękę tak by spotkać się z nią twarzą w twarz.

- Nie spinaj się. Będzie zajebiście. I nie tylko Eve jest już zajebistym kociakiem. - powiedziała cicho i pocałowała ją jeszcze raz. Tym razem w usta. Powoli, z rozmysłem i delikatnie. Jakby na chwilę zapomniała, że przecież jest agresywną i bezczelną gangerką.

- A tym się nie przejmuj. - trochę się odsunęła i znów niedbałym ruchem wskazała na kuchenne pobojowisko. - Będą zachwyceni, uwierz mi. Widziałaś jak Eve to przyjęła? A jeszcze nie wszystko gotowe. I mam swoich chłopaków w Mason to znam się co im się podoba. Będą zachwyceni. - powiedziała z przekonaniem i na nadanie Lamii właściwego punktu widzenia klepnęła ją w tyłek.

- Pewnie masz rację, dzięki Di - saper oddała pocałunek, uśmiechając się jakoś tak bardziej naturalnie. Wyłuskała ze słoika dwie brązowe rurki i wrzuciła do garnka. To samo zaczęła robić z skrajanymi drobno jabłkami - A co z tobą? Jakie masz na dziś plany, hm? Kino z Madi i spojrzenie czy jest tam Laura? Właśnie - łypnęła na Indiankę bystro - Pogadaj z Betty jak złapiesz okazję. Potrzeba zdjąć wymiary z Amy, do kostiumu. Maleństwo lubi Rouge z Xmanów. Gdzieś w mieście ma warsztat niezła krawcowa. Mając wymiary zamówimy jej to… i skórę. Każda siostra musi mieć skórę.

- No ja to zaraz będę spadać. Mam nadzieję, że się przejaśni. Powiem ci w sekrecie, że motor pasja życia i tak dalej ale jak pada to się robi chujowo. - gangerka rzuciła spojrzenie za okno ale tam nadal padał taki standardowy deszcz. Przyglądała mu się chwilę ale w końcu wzruszyła ramionami.

- Nie jestem z cukru. A teraz wrócę do Betty i zobaczę co u niej, co Amy zmajstrowała w kuchni no i co Madi poopowiada jak wróci. Ooo… Muszę z nią pogadać by za którymś razem wróciła z tą swoją koleżanką… - czarnowłosa sama chyba jeszcze nie miała sprecyzowanych planów na wieczór póki Lamia o nie nie zapytała więc snuła teraz luźne rozważania.

- O! Pogadam z Madi o tych dziarach. Niech wie co ją czeka. A masz tą kartkę? To bym jej pokazała od razu wzór o co chodzi. - nagle oczka Indianki rozszerzyły się gdy wpadła na swoim zdaniem świetny pomysł. Żywiej spojrzała na sąsiadkę kończącą szykować wieczorne dania.

- A z tym kostiumem zapytam. Rouge tak? Ta czarna z białymi włosami? Widziałam fotki. Ale bym ją zwyobracała. - gangerka wróciła już do swojej swobodnej i bezczelnej normy a na koniec prychnęła z lubieżnym uśmieszkiem na temat wizerunku komiksowej heroiny z poprzedniego świata.

Jabłka zostały pokrojone, przyszła pora na inne dodatki takie jak rodzynki, skórka cytrusowa… cukier waniliowy i na koniec do gara poleciały dwie butelki białego wina.
- Dam ci ten szkic, niech Madi jeszcze raz rzuci okiem - saper pokiwała głową, wstawiając gar na kuchenkę - Chcesz jakiś sztormiak? Eve coś chyba ma, a po cholerę masz moknąć… i ej, weź - wyszczerzyła się do Indianki - Motor to magnes… każdy kto jeździ na motorze wygląda jak milion gambli i od razu ma się ochotę spytać czy kierowca da się wyciągnąć… na przejażdżkę, drinka… właśnie. Nie myśl że wyjdziesz stąd zanim się ze mną nie napiszej rozchodniaka - skończyła, biorąc butelkę procentów w dłoń.

- Nie mam zamiaru kalać mojej ramony jakimś odblaskową szmatą. - odparła dumna właścicielka jednośladowego stylu życia. Trochę przesadziła ale dzięki temu wyszło bardziej zabawnie. Schowała kartkę z logo do wewnętrznej kieszeni bluzy i pokiwała głową na znak aprobaty.

- A wypić z tobą zawsze. Polewaj! - ucieszyła się tak, że aż klasnęła w dłonie na znak tej radochy.

- To załóż sztormiak pod skórę? - saper zaparskała, lejąc wódki do dwóch kubków. Dolała do dolnego ucha i wręczyła jedno naczynie gangerce - To co, kociaku? Pewnie następnym razem zobaczymy się dopiero w Honolulu. Chcesz coś z Mason?

- Tego kociaka do siadania na twarzy to pewnie nie dasz rady co? - Indianka przyjęła kubek i trzepnęła rozbawiona w ramię drugiej kobiety. - Nie, nic nie chcę. - pokręciła głową i upiła łyka z kubka. Ale nagle sobie przypomniała. - Wiesz co? Właściwie to jest coś. Możesz zajrzeć do moich chłopaków? Tak wiesz, powiedzieć, że nic mi nie jest, pozdrawiam, wydymam ich jak wrócę i takie tam. A! I, że zostanę gwiazdą porno! - mówiła luźno, szybko, wesoło no i trochę chaotycznie. Ale na wzmiankę o własnej karierze jaką planowały w MazziXXX jednak nie wytrzymała i roześmiała się na całego.

- Na pewno ci nie uwierzą! Ale cholera chcę potem widzieć ich miny jak mnie zobaczą w tym naszym filmie! I to cholera z Rude Boy’em! Yeah! Pieprzyłam się z Rude Boy’em i cholera wszyscy to zobaczą! - Diane widocznie strasznie to kręciło, pewnie nawet bardziej niż wspólnie spijane promile.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ODwZzMLv7zU[/MEDIA]

- Myślisz, że przyjadą jak tak leje? A jak ich nie puszczą? Steve ci wtedy wieczorem mówił o której właściwie mogą być? - Lamia siedziała razem z Eve na sofie przy stole gotowym na przyjęcie gości. W każdej chwili można było pójść do aneksu obok i zacząć znosić co trzeba by wypełnić talerze. A gości nie było.

Dało się to odczuć zwłaszcza odkąd pojechała Diane zostawiając je gdy kolacja była właściwie już gotowa można było co najwyżej jeszcze przygotować stół i tyle. Nie doczekała się końca deszczu a nawet jakby zaczęło mocniej padać.

- Dobra czas na mnie foczki. Spadam zanim utknę z wami na stałe z tymi trepami co to będa was molestować i w ogóle. - Di machnęła ręką na ten deszcz i sięgnęła po swoją skórzaną kurtkę pełną ćwieków i naszywek.

- To ciebie to może jeszcze puknę przed niedzielą. - zwróciła się na pożegnanie do krótkowłosej blondyny a ta z uśmiechem potwierdziła kiwając głową. - No ciebie foczko pewnie nie no ale to sobie odbijemy w niedzielę. Aha! I pamiętaj! Obiecałaś mi rodeo na pyszczku jakiejś kici! - pożegnała się też z Lamią i jeszcze tylko Eve z nią zeszła na dół by najpierw otworzyć a potem zamknąć za nią garaż. I po chwili wróciła na górę i zostały wreszcie same ze swoim czekaniem na gości. A gości nie było. Uszykowały jeszcze stół, zdążyły się przebrać w swoje wieczorne kreacje i wreszcie nawet usiadły razem na sofie i czekały. Dzień się zrobił ponury i kończył się wcześniej. Diane jeszcze załapała się na końcówkę względnie normalnego deszczu i może nawet zdążyłą dojechać do Betty. Ale zaraz potem lunęło jak z cebra jakby niebiosa miały ćwiczenia z powtóki potopu.

Wstyd przyznać do nerwowości, durnego lęku gryzącego od środka. Siedząc wtulona w blondynkę, Mazzi patrzyła za okno, obserwując wędrówkę kropli po coraz ciemniejszym niebie. Wewnątrz mieszkania panowało ciepłe, pachnące winem i owocami z cynamonem ciepło, bijące głównie od kuchni z wciąż włącząnym piekarnikiem i palnikami ustawionymi na minimum aby nic nie ostygło…

- W końcu przyjadą - powiedziała pocieszająco do fotograf, pocierając czułym gestem jej przedramię - Niech skończą robotę, odprawy i całą resztę koszarowego życia. Włączmy sobie muzykę… cały dzień na nogach, należy się nam chwila oddechu - dodała, całkowicie nie wspominając o własnych lękach. Zamiast siać defetyzm, wskazała półkę nad wieżą stereo - Czego masz ochotę posłuchać?

- Czegoś wesołego. Szybkiego. By nie… No by czymś się zająć. - Eve z ulgą przyjęła propozycję i też popatrzyła na jeden ze swoich skarbów jakie udało jej się zebrać. W tym wypadku na wieżę która działała a obok stały słupki z płytami z muzyką rózną. Od klasycznej, przez rock, metal i to co było modne na ostatnim przełomie wieków gdy płyty były na topie.

- Naprawdę ładnie ci w tej sukience. Ładnie widać ci nogi. I uda. Chyba byś mnie wyrwała na taką kieckę jakbyś tak trochę pokręciła kuperkiem przed oczami. - blondynka siedziała z podwiniętymi nogami i chyba starała się zająć czymś innym niż czekaniem na dźwięk silnika za oknem.

- Szkoda że nie widzisz jak ci ten róż podbija kolor oczu… bo dupka wiadomo najwyższa półka - Mazzi uśmiechnęła się półgębkiem, gładząc palcem wierzchy pudełek, aż wreszcie wybrała jedną. Otworzyła szufladkę wieży, wsadziła krążek i wdusiła odpowiedni guzik aby maszyna zassała płytę w swoje wnętrze. Rozległ się mechaniczny klekot, dziewczyna wdusiła odpowiedni numer ścieżki, zerkając na tył okładki o wiele mówiącym tytule “Hellbilly Deluxe”.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 09-05-2020, 00:58   #185
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Rozległy się pierwsze takty cichej muzyki, Mazzi przeszła pod sofę i tam stanęła przed fotograf, oddając jej szklankę z kawą, a potem bez słowa cofnęła się dwa kroki, odwracając się tyłem do niej
- Odpręż się… zbieraj siły na potem - mruknęła, kołysząc się coraz szybciej, kręcąc biodrami i wodząc dłońmi po ciele, co parę ruchów puszczając łobuzerskie oczko przez ramię.

- Ooohhh Laamiiaa… - Eve była zachwycona i doborem muzyki i tanecznymi ruchami swojej dziewczyny. Z miejsca wszystko inne zdawało się zejść na dalszy plan i dla blondynki w jasnym różu liczyła się teraz tylko ta brunetka w kusym granacie.

- Masz strasznie apetyczny tyłeczek. Steve zresztą też. - wyznała wpatrzona w te kręcące się przed nią biodra opięte błyszczącym grantem. - A co planujesz potem? Masz jakiś scenariusz? - zapytała zaintrygowana słowami swojej partnerki. Przysunęła się trochę bliżej skraju sofy jakby chciała lepiej ją widzieć i słyszeć.

- Nie wiem, może nakręcimy Mary Sue 2.5 z panem Brownem, Tygrysek zgodził się zagrać, Karen zobaczy na czym to polega i jutro będzie wam łatwiej z sesją i czym tam sobie wymyślicie. - Mazzi mruczała wesołym tonem, nie przestając tańczyć - Nie mam scenariusza, to nie film. Ma być miło, rodzinnie. Kolacja, chwila oddechu i wspólne spędzanie czasu aż do momentu pójścia do łóżka. Celem regeneracji sił. Tym razem - zaśmiała się krótko - Zobaczymy kiedy i w jakim stanie przyjadą, być może skończy się na kolacji i wspólnym leżeniu na kanapie, zanim nie padną na mordki… co nie oznacza, że paru pomysłów nie należy mieć w zanadrzu. Albo Mary Sue, albo w łagodnej wersji oglądanie zdjęć i filmów… Karen chyba chciała je zobaczyć. Dajmy im się najeść, odpocząć i zdecydować czy mają siły na cokolwiek innego… a jak się pośpią bez tknięcia nas palcem, sama cię zerżnę w każdą dziurę i pod każdym kątem - posłała blondi całusa przez ramię - Żebyś nie tęskniłą za bardzo do niedzieli.

- Oj tak! - Eve słuchała grzecznie aż do samej końcówki. Dopiero wtedy gwałtownie pokiwała swoją blond główką na znak pełnej aprobaty co do takiej wersji wydarzeń. Zerwała się z kanapy, doskoczyła do Lamii i objęła jej szyję przyłączając się do tego tańca. Jej palce delikatnie pieściły kark kochanki gdy tak zaczęły się kołysać we dwie.

- Wiesz… Wczoraj, w “Krakenie”... - zaczęła cicho uśmiechając się do tych wspomnień. - O rany… Jak cię wtedy zobaczyłam na tym parkiecie… Ale mnie wzięło! O tak! - roześmiała się już weselej i na dowód jak szybko ją wzięło pstryknęła palcami. Przestała się śmiać chociaż nadal się uśmiechała przygryzając swoją pełną wargę. - Nie pamiętam z kim ostatni raz miałam takiego speeda. Ledwo się pohamowałam by się do ciebie nie dobierać tam na tym parkiecie. - przyznała się z lekkim uśmiechem delikatnie się kołysząc do rytmu partnerki i delikatnie odgarniając jej kosmyk włosów z czoła. Nagle ruch palców zamarł. Ciało też. I Lamia też to usłyszała. Przez ponury, złowróżbny łomot ulewy o dach i szyby oraz dźwięki żwawej muzyki doszedł nowy dźwięk. Silnik samochodu. I robił się coraz wyraźniejszy.

- To od frontu… Lamia weź zobacz przez okno czy to oni bo jak nie to chyba umrę na zawał. - blondynka poprosiła czarnulkę by wzięła na swoje barki te sprawdzanie wypuszczając ją z objęć by jej tego nie blokować.

Saper zrobiło się sucho w ustach, za to dłonie chyba zaczęły się pocić. Z ekscytacji miało się ochotę skakać pod sufit, z drugiej strony… a jeśli to nie oni?

- Dobra, zaraz zobaczymy czy się nam tu rozpączkują goście - zachichotała trochę nerwowo, całując blond skroń i szybko podbiegła do okna - Jak ci powiem to ściemnij światło i zapal świeczki, ale czekaj jeszcze! Zobaczymy czy to oni! Weź na razie muzykę przełącz, tam na wieży leży druga płyta!

- Ano tak, świeczki… Aha ale najpierw płyta… - blondynka też zrobiła się trochę bardziej nerwowa. Najpierw ruszyła do stolika jakby miała zamiar zapalić tą świeczkę, potem krok w stronę kontaktu by wreszcie zawrócić w stronę wieży i leżącej na niej płyty. W tym czasie Lamia zdążyła dojść do okna i wyjrzeć przez te łomoczące od kropel okno. Łomotało jakby spadał grad a nie woda. Ale mimo to od razu dojrzała sunące ulicą dwie pary samochodowych reflektorów. Dwa pojazdy. Jechały dość wolno pewnie dlatego, że nawet w dzień ta uliczka wzdłuż magazynu do zbyt przestronnych nie należała. A teraz było już ciemno jak w nocy i lało jak ze szlaucha. Ale samochody jechały powoli ale pewnie. Tylko, że nadal widać było tylko ich reflektory. Chociaż ten pierwszy to chyba był pickup bo ten z tyłu go oświetlał trochę. Pewność zyskała gdy pierwszy pojazd zjechał nagle w bok stając prosto przed garażem Eve i przy okazji ustawił się profilem do okna. Wówczas rozpoznała znajomą, czarną, kanciastą bryłę pickupa Steve’a. Drugi pojazd zatrzymał się tuż za nim. Steve zapalił światełko wewnątrz kabiny i spojrzał prosto na nią. Machnął jej dłonią na przywitanie a potem niemo wskazał na zamknięte drzwi garażu.

Na piętrze studia rozległ się pisk radości, jakby znajdowały się tam rozradowane dziewczynki, a nie dorosłe kobiety. Mazzi pomachała radośnie ręką, a potem odskoczyła od okna, patrząc na Eve rozognionym wzrokiem.
- Już są, przyjechali! To oni, Steve czeka przed garażem. Jak się otwiera drzwi? Otworzę im i przyprowadzę tutaj. Poprzynosisz talerze i całą resztę? - wskazała brodą na zastawiony świecami i zimnymi częściami posiłku blat.

- Przyjechali!? Nareszcie! - blondynka tak się ucieszyła, że aż wypuściła z rąk płytę jaką właśnie miała wrzucić do odtwarzania. Schyliła się, by ją podnieść ale tylko odłożyła ją na wierzch wieży.

- Klucze! O matko gdzie ja je… A! Czekaj! - na chwilę na blond twarzy wybuchł grymas konsternacji gdy gorączkowo próbowała sobie przypomnieć gdzie rzuciła te klucze ale w końcu pobiegła do sypialni. Wróciła zaraz potem niosąc swój pęczek kluczy.

- Masz. To ten porysowany jest od garażu a ten biały jest od tych małych drzwi na dole. - z kilku kluczy wyodrębniła dwa z których jeden miał biała nakładkę a drugi miał mocne rysy. - Zaraz za małymi drzwiami, po lewej jest kontakt. To sobie zapal. No to leć a ja tutaj zacznę już znosić. - zaczęła przez chwilę tłumaczyć jak na panią domu przystało ale w końcu uśmiechnęła się oddała Lamii swoje klucze i pocałowała ją szybko w usta.

Pocałunek został oddany, ciemnowłosa głowa pokiwała na potwierdzenie, a potem jej właścicielka złapała odpowiednie klucze, lecąc na dół aby wreszcie się przywitać. Przyjechali! On przyjechał! Na samą myśl Mazzi chciało cię wrzeszczeć z radości. Mijając lustro poprawiła jeszcze włosy,i już truchtała dalej, ku garażowi, przez klatkę schodową, rozświetlaną punktowo przez starą żarówkę. Schodząc na dół dziewczyną zaczynały targać wątpliwości. Wrócił cały? Jak zareaguje na to, co przygotowały z Eve na ten wieczór? Czy było warto?

- Ogarnij się - ofukała sama siebie, zanim smętny basset wyskoczył z ciemnego kąta, wyjąc do flashbacków z wojny. Albo własnym, niskim obrazie własnej osoby, błędnym ponoć. - Ogarnij się - powtórzyła, grzebiąc kluczem w zamku.

Zamek zazgrzytał i zaraz potem klamka otworzyła drzwi. Za nimi była chłodna ciemność. Ale dłoń po chwili macania wyczuła kontakt na gołym betonie. I garaż zalało światło. Dalej trzeba było przejść rampą wzdłuż bocznej ściany magazynu i minąć zaparkowane poniżej autko blondynki które miało dach prawie na wysokości podłogi rampy. Potem jeszcze kilka schodków i ten porysowany klucz co otwierał kłódkę przy zamknięciu garażu. Jak odwajhowywała tą zasówkę słyszała już nie tylko łomot ulewy zaraz za ściana ale też miarowy pomruk silnika. Gdy zasuwka została odsunięta jeszcze musiała się schylić by złapać za chłodny, metalowy uchwyt i szarpnąć do góry. Żaluzjowe drzwi zadziałały jak trzeba i poszły w górę. Z zewnątrz od razu Lamię zaatakował chłód, zacinający łomot ulewy i snop świateł samochodu stojącej o parę kroków od właśnie otwartych drzwi.

Zaraz potem silnik pierwszej maszyny zwiększył obroty a ta ruszyła do przodu. Dopiero gdy przekroczyła magiczną granicę progu garażu i weszła w zasięg światła z wnętrza budynku Lamia stojąca przy ścianie widziała coś więcej niż same światła. Najpierw maskę czarnej terenówki potem szoferkę i kierowcę. Kierowca posłał jej całusa i machnął ręką na jej machanie ale grzecznie wjechał głębiej aby nie blokować wjazdu. Zaraz potem przez bramę wjechała druga terenówka chociaż w układzie klasycznego suva. Tam kierowcą była ciemnowłosa kobieta która też jej odmachała i uśmiechnęła się na powitanie. Obie maszyny zwolniły i zatrzymały się a ten dawny magazyn był na tyle pojemny, żeby pomieścić wszystkie trzy auta. Zaraz potem zgasły też silniki i światła.

Drzwi od garażu zostały zamknięte pospiesznie, ale Mazzi pamiętała żeby przekręcić klucz. Szarpnęła szybko, upewniając się, że wrota są zamkniętę i dopiero wtedy pozwoliła sobie na głośny pisk radości.
- Steeeve! - ciesząc się i śmiejąc radośnie, przebiegła te parę kroków wyciągając ramiona w kierunku zwalistej sylwetki odzianej w wojskową pelerynę, wysiadającej z pierwszej terenówki. Znajomej sylwetki, widok której rozmiękczał nie tylko serce ale i kolana, przynajmniej te pod krótką, cekinową sukienką w kolorze głębokiego granatu.
- Heeej Steeve! - nie przejmując się wilgocią, chłodem i nieprzyjemnym dotykiem mokrej gumy na gołej skórze nóg, skoczyła na mężczyznę, oblatajac go udami w pasie, a ramionami za szyję. Wtedy też przywitała się bardziej bezpośrednio, całując go gorąco i równie mocno przyciskając się do niego.

Chyba aż tak gwałtownego przywitania to się pan kapitan Mayers nie spodziewał. Szybko opanował sytuację łapiąc za te gościnne uda i pośladki od dołu i oddając pocałunek równie chętnie co przyjmując.

- Czyli chyba dobrze trafiliśmy. - rzekł uśmiechając się z ciepłą łagodnością i lekko bujając swoją dziewczyną na boki wcale jej nie puszczając.

- Cześć. - przywitała się jego koleżanka z pracy, też w mokrej pelerynie gdy wyszła ze swojej fury zamykając za sobą drzwi i biorąc jakąś torbę na ramię. Zatrzymała się ze dwa kroki od niech ale poza uśmiechem nie ingerowała w ich powitania.

- Hej Karen, świetnie że przyjechałaś. Eve się ucieszy, bo napalonana jutrzejszy dzień jak kot na noc bez warty - saper wygięła się odrobinę, całując również drugiego gościa żarliwie. Po wszystkim wróciła do pierwszego gościa i powitała go drugi raz, a po wszystkim zaśmiała się wesoło - Jesteście idealnie, własnie czekamy z kolacją… trochę się martwilyśmy że was nie puszczą. No ale jesteście już. - mówiąc skakała oczami od kobiety do mężczyzny, kończąc wywód patrząc mu w oczy - Już jesteś… to najważniejsze. Bardzo głodni?

- No możemy coś zjeść. - Steve w końcu wypuścił Lamię tak by mogła stanąć na własnych nogach. - Ale mam nadzieję, że mogę liczyć na kąpiel? No bo… - trochę się cofnął i uniósł w górę pelerynę. Pod spodem miał jakieś szturmówki. Chociaż uparcie nie wojskowe tylko jednolicie oliwkowe. No i okazało się, że są mokre prawie po samo krocze. Jakby wlazł do jakiejś głębokiej wody. Nawet tak z niego ciekło jakby wylazł dopiero co z takiej wody.

- Jak jechaliśmy do was był jakiś wypadek. Droga zablokowała policja i musieliśmy czekać. Chyba ta ulewa porwała samochód i zmyła go z drogi. - wyjaśniła Karen tłumacząc ich późną porę przybycia. Sama nieco z zaskoczeniem i niepewnością na twarzy powitała wystawiony chwilę wcześniej pyszczek Lamii ale gdy już się pocałowały to jakby koleżance Steve’a ulżyło.

- No ale na szczęście policja uratowała wszystkich no ale samochód zalało pewnie jutro po ulewie będą go wyciągać z tego błota. - rzekł komandos opuszczając zasłonę z peleryny na swoje mokre nogawki.

- No i pewnie byśmy mogli pojechać dalej jak już puszczali no ale Króki się uparł. - Karen westchnęła rozkładając bezradnie ręce i wskazując wzrokiem na kolegę. A ten powoli cofał się do swojej maszyny aż nie nachylił się do środka by coś z niej wyjąć.

- Sumienie by mnie zeżarło gdybym go tam zostawił. - rzekł wyjmując zawiniątko. Było niewielkie mieściło mu się w obu dłoniach. Pakunek owinięty był ręcznikiem. I dopiero jak Lamia miała okazję mu się przyjrzeć dokładniej dostrzegła jakiś ruch pod tym ręcznikiem.

Mazzi zamarła w połowie sprawdzania wzrokowego czy przypadkiem Krótkiemu nic się nie stało,nie krwawi, albo nie brakuje żadnego ważnego kawałka. Zamrugała, wstrzymując oddech i powoli wyciągnęła rękę, odchylając kawałek ręcznika i wtedy westchnęła z czułością. Pakunek Steve’a zawierał jednego, bardzo mokrego i bardzo przestraszonego kociaka. Sierść miał w strąkach, trząsł się cały, a ledwo jego główkę odkryto aby padł na nie ludzki wzrok oraz światło, malutki pyszczek otworzył się, rozsiewając w powietrzu krótko, bardzo drżące i bardzo żałosne “miau”... i chyba w tym momencie kupił sobie saper całkowicie.
- O rany… - jęknęła, biorąc kociaka w ręczniku na własne ręce. Maleńki delikatny twór wydawał się większy i nie ginął tak, jak w dłoniach komandosa, lecz wciąż pozostawał drobniutki. Dziewczyna podniosła wzrok do góry, łapiąc spojrzenie ratownika - Kocham cię - stwierdziła po prostu, zanim nie drgnęła, przypominając sobie, że nie są sami. Kaszlnęła i dodała już swobodnym wesołym tonem - Wiedziałam że jesteś dobry człowiekiem, chociaż oficerem - wychyliła się, całując go w policzek - Chodźcie na górę, zaraz przygotujemy kąpiel i coś ciepłego do picia… trzeba go wysuszyć i nakarmić. Ale mu serducho wali - dodała z opuszczoną głową, czując przez materiał koca mały karabinek maszynowy zamknięty w piszczącym futerku - Karen też chcesz sie przebrać i umyć? Cholera… dobrze że jednak… - łypnęła na Mayersa - Damy ci piżamę, będzie wygodniej. Ciuchy walnij do miski przy wannie, upiorę i na rano będą suche jeśli powiszą przy piecu… no już! Zanim ta drobinka zejdzie z głodu i strachu.

- Wykąpać? Znaczy no ja byłam ta mądrzejsza to tylko odebrałam od niego tego sierściucha a on tam wlazł do tego zalanego samochodu. - Karen mówiła trochę niepewnie i na dowód, że jest mniej mokra uniosła swoje wojskowe ponczo ukazując nogawki mokre może do ćwierć łydek. Chociaż buty i te końcówki nogawek oboje mieli w błocie i trawie.

- A piżamę? Nie no chyba nie trzeba, mam w czym spać. A to to się nie przejmuj, mogę zostawić na weekend i tak miałem jechać jutro w czym innym. - Krótki machnął ręką jakby nie było o czym mówić a sam otworzył tylne drzwi swojego pickupa i wyjął z niej sporą torbę. Potem jeszcze oboje zamknęli swoje fury i grzecznie ruszyli za Lamią jako przewodniczką.

- Z tym kotem to tak niechcący wyszło. Poszedłem pogadać co się stało i ile będą nas trzymać. Bo może lepiej by było objazd zrobić. A tamta osobówka stała niedaleko drogi to go usłyszałem. Pytam gliniarza czy słyszy a on mówi, że tak no ale po ludzi to się przeprawili a po sierściucha to już nie chcieli ryzykować. - Steve zaczął po drodze przez garaż a potem rampę opowiadać jak to wszedł w posiadanie tego mokrego kłębka w ręczniku.

- Nie dziwię im się. Tam rwało tą wodą jak w górskim potoku. Gliniarze dali nam linę no i ja go ubezpieczałam a oni mnie. No i cholera Krótki prawie cię zmyło w pewnym momencie. - ciemnowłosa dorzuciła swoje gdy spojrzała na niego gdy zatrzymali się przy parterze klatki schodowej aby Lamia mogła zamknąć drzwi do garażu.

- Coś tam mnie szturchnęło. I jak z liną to by mnie nigdzie nie zmyło. No a potem złapałem tego kawalera i podałem go Karen. A potem mnie wyholować na zewnątrz. - szybko dokończył jak to się zakończyła przygoda z kocimi łowami podczas oberwania chmury.

- Ktoś po niego przyjdzie? - saper spytała, chowając rozczarowanie w buty i jakoś mocniej ścisnęła zawiniątko ze zwierzakiem. Pewnie chodziło o instynkt, albo inne pierdoły, ale nie chciała go oddawać: potrzebował pomocy, opieki i ochrony. Ciepłej michy, wygodnego wyra i podrapania za uchem od czasu do czasu.. - dobra, zaraz mu coś znajdę… i oczywiście że masz w czym spać - łypnęła na Mayersa z najniewinniejszą miną na świecie - Możesz śmiało spać we mnie, w Eve, albo w Karen. Jakoś cię ogrzejemy żebyś nie zmarzł, foczki całkiem nieźle grzeją tej jesieni… i tutaj możecie powiesić płaszcza - pokazała na kołki przy drzwiach i niżej, na półkę na buty - Śmiało, jakieś kapcie są chyba… - zamarszczyła czoło i wskazała na drugą szafeczkę - Tutaj…. Kociaczku, rzuć ze dwa ręczniki! - krzyknęła głośniej gdzieś w głąb mieszkania - Tygryskowi pociekło! Nie dziwię się, skoro Karen lata bez kominiary!

- Ojej tak? - Eve podniosła głowę ale tylko trochę bo szła właśnie z pieczystym aby położyć je na stole więc nie bardzo mogła się udzielać.

- A co tu tak ładnie pachnie? - Steve widocznie prawie od progu wyczuł aromaty płynące z kuchni. Zresztą teraz gdy Lamia ponownie weszła na górę też je poczuła ten zapach.

- Tak? Nie będziecie miały zgrzytów jak ja zacznę się integrować z Krótkim? - Karen zapytała cicho chyba nie do końca wiedząc jak bardzo na poważnie traktować te ich rozmowy sprzed dwóch dni.

- Czeeśśćć! To już do was idę tylko przyniosę te ręczniki! - Eve pomachała do nich radośnie gdy już zwolniły jej się obie rączki ale skoro Lamia prosiła to szybko drobiła nóżkami aby przynieść potrzebne rzeczy. Zaś para komandosów w cywilu usiadła na ławeczce aby zmienić buty na kapcie.

- Ja ich tu przypilnuję póki nie przyjdziesz! - Mazzi odkrzyknęła jej wesoło, obserwując kątem oka dwójkę gości, ale bezpośrednio gapiła się na kociaka, przybierając minę troskliwego zachwytu. Był taki maleńki, miało się wrażenie, że wystarczy mocniej zacisnąć pięść, aby zrobić mu krzywdę. Saper zastanawiało czy z tego samego powodu Mayers zgodził się wtedy na wypad pod baseny i w krzaki. Zrobiło mu się jej szkoda i sumiemie by go potem żarło, gdyby nic nie uratował z opresji?
- Mówiłam, że czekamy na was z kolacją… naprawdę mam nadzieję, że jesteście głodni - odpowiedziała wesoło, uśmiechając się do szerokobarego szatyna i jego towarzyszki - Zdejmij kochanie te spodnie od razu, Eve zaraz przyniesie ręcznik. Lepsze niż moczyć podłogę aż do łazienki. Karen skarbie, chcesz bluzę albo koc? Musiałaś przemarznąć w tym deszczu, Tygrysek też, ale zaraz coś na to poradzimy. - uśmiechnęła się pod nosem, czując lekkie spięcie mięśni. Bycie gospodynią… jakoś niezbyt do tej pory miała okazję trenować podobne umiejętności zawodowe - Może zróbmy tak, że wykąpiesz się po kolacji, ok? - popatrzyła na żołnierza poważniej - Do tej pory zdążymy nagrzać wodę, a jedzenie nie ostygnie… nie martw się - posłała żołnierce czarujący uśmiech - O ile przy tej integracji nie skupisz się tylko na Tygrysku, nie poczujemy się zazdrosne… a teraz kawy, herbaty? Czegoś mocniejszego?

- Mam zdjąć tutaj? - Steve który właśnie zdjął swoje mokre i ubłocone buty zastanawiał się chwilę. - Albo dobra. Wezmę coś luźniejszego. - zgodził się po czym wstał i zaczął rozpinać te szturmówy by je wreszcie zdjąć. - A ty się tak nie kitraj, wszystko widziałem co tam się przy poboczu działo. - rzucił do Karen jakby mimochodem. Ta też była już bez butów i skarpet które były niczym mokre gąbki.

- Racja. - uśmiechnęła się i też wstała po czym zaczęła rozpinać pasek i spodnie. - Wywaliło mnie jak go coś tam grzmotnęło pod wodą. - wyjaśniła obracając się tyłem do gospodyni. No i faktycznie cały tyłek i połowę ud od tyłu miała mokre więc widać było dokładnie gdzie się wywaliła.

- Już jestem i mam… Oo… Już się rozbieracie? - Eve przytruchtała szybko niosąc te ręczniki ale w miarę jak się zbliżała dojrzała jak dwójka komandosów zdejmuje z siebie spodnie odkrywając swoją dolną połowę co ją widocznie zaskoczyło. Zatrzymała się patrząc z zaciekawieniem na tą scenę i trzymając gotowe do użycia ręczniki. Steve akurat złapał mokre spodnie w jedną dłoń a sięgnął drugą po podany ręcznik ale wtedy Eve dostrzegła to co Lamia trzymała w dłoniach.

- A co to jest? - blondyna zamiast oddać ręcznik zrobiła krok ku Lamii by lepiej się przyjrzeć zawiniątku. - Kotek?! Ojej jaki śliczny! - i Lamia mogła mieć wyobrażenie jak sama przed chwilą wyglądała parę chwil temu w garażu gdy ujrzała ten sam widok. Eve na moment kompletnie zapomniała o niej, o Stevie, o Karen, o ręcznikach tylko skupiła się na tym puchatym, mokrym nieszczęściu w dłoniach swojej dziewczyny.

- A myślałem, że będę samcem alfa… - mruknął Steve z cichym uśmiechem i delikatnym uśmiechem pełnym autoironii.

- A no tak, ręczniki! - Eve oprzytomniała na tyle, że wreszcie podała im te przyniesione dla nich ręczniki. - A co wam się stało? Dlaczego jesteście mokrzy? - zapytała widząc, że trzymają mokre spodnie w rękach a buty są ozdobione błotem, kamykami, liśćmi i trawą a do tego stoją w mokrej kałuży.

Saper wzięła jeden z ręczników, odkładając na mokre spodnie Mayersa ten wilgotny. Wyciągnięta z kokonu mała rudo-biała kulka zamiauczała żałośnie, aż serce się krajało.
- No już… już malutki, zaraz będzie ciepło, nie bój się. Nic ci się nie stanie, jesteś bezpieczny, spokojnie. Teren zabezpieczony, żadna woda się tu nie dostanie - mówiła cicho, owijając kociątko miękkim materiałem i delikatnie przecierając zwichrowane futerko - Woda zmyła jakieś fury po drodze, Steve i Karen utknęli w korku… Tygrysek wskoczył do rzeki żeby uratować tego małego diabełka - uśmiechnęła się z rozczuleniem, unosząc spojrzenie na komandosa i gapiła się jakby oto w przedpokoju pojawił się sam Superman, do tego ich osobisty. - Zaraz wstawimy wodę i zaczniemy ją grzać. Kąpiel zrobi się akurat jak zjemy… - pocałowała blondynką w skroń, posyłając jej ciepły uśmieszek - Dasz mi się zająć Tygryskiem w kąpieli, jak będziesz pokazywać Karen Mary Sue 2? Myślę, że chciałaby obejrzeć, bo to w jej klimacie… ale to po kolacji - zmieniła ton na służbowy, wchodząc w rolę sierżanta - Zostawicie mokre ubrania przy drzwiach i zapraszamy… myślisz że na razie da się wsadzić to maleństwo w koszyk po jabłkach? - na koniec znowu zwróciła się do blondi, ubranej w krótką, różową sukienkę, podobną do tej noszonej przez saper. - Przyda mu się chwila spokoju, odpoczynku… i mleko - parsknęła - Dobrze, że kupiłyśmy mleko.

- Uratowałeś go?! - Eve była pod jeszcze większym wrażeniem gdy dowiedziała się co łączy tą zmokłą kulkę nieszczęścia z lekko uśmiechniętym mięśniakiem bez spodni.

- Właściwie to uratowała go Karen. Ja go jej tylko podałem ale to ona wyciągnęła jego i mnie. - Steve machnął ręką i mówił tak naturalnie, ze gdyby ktoś nie słyszał rozmowy w garażu parę chwil temu to pewnie dałby się nabrać. A przynajmniej Eve bo teraz spojrzała na wskazaną przez Mayersa koleżankę.

- Nie gadaj głupot Krótki gdyby nie ty to by ten zdechlak został w tamtym samochodzie. - strzelec wyborowy prychnęła rozbawiona udając irytację na niemożliwe zachowanie kolegi. - Z nim tak zawsze, zawsze się tak wykręca. - trochę ściszyła głos jakby wyznawała kumpelom jakąś tajemnicę o wspólnym koledze.

- A w ogóle Eve to świetnie wyglądasz i cieszę się, że cię widzę. Ale od Lamii to dostaliśmy buzi na przywitanie. - Steve zgrabnie zmienił wątek znów powodując zmieszanie blondynki.

- Ojej no tak! Przepraszam! To przez te ręczniki i… - Eve żachnęła się na tą wspomnianą skuchę i szybko zaczęła się tłumaczyć ale w końcu sama sobie przerwała, machnęła ręką i objęła bruneta całując go mocno w usta. Po czym odskoczyła od niego i tak samo powtórzyła operację z Karen. Teraz już wszyscy byli zadowoleni.

- Dobrze to zróbmy jak Lamia mówi. Ta kąpiel to nam się przyda. To może jak Lamia mi będzie pomagać w tej kąpieli to ty zajmiesz się potem Karen? - zaproponował komandos biorąc swoją torbę na ramię i ruszając w stronę niskiego, zastawionego stolika. A reszta gromadki jakoś sama z siebie powtórzyła ten manewr.

- Dobrze ja się zgadzam na wszystko co chcecie! To… To może Lamia się teraz wami zajmie a ja pójdę przygotować wodę. - fotograf namyśliła się chwilę, pokiwała głową i ruszyła w stronę łazienki zostawiając gości pod opieką Mazzi.

- Tak jest! - saper szybko odpowiedziała, wykonując krótki salut i zaraz na rozpęd trzepnęła opiety różowym materiałem tyłek, z przyjemnością patrząc jak dziewczyna lekko przy tym podskoczyła, a potrafiła to zrobić tak uroczo, że chciało się przyładować jeszcze raz, a potem podwinąć kieckę i zacisnąć wargi na jednym z pośladków…

- Chodźcie, chodźcie, nie bójcie się - ruszyła, mówiąc przez ramię i złapała Mayersa za rękę, Karen całując w policzek na zachętę. Przeszli przez główną część mieszkania, docierając aż do stołu obstawionego sofami. Tam Mazzi usadziła gości, oddając kociaka w ręce Steva, bo jej zostało jeszcze sporo noszenia, patrząc na stan stołu. Wpierw jednak sięgnęła po dwie szklanki, z dzbanka nalewając kompotu. Pierwszą podała komandosce razem z czarującym uśmiechem - Słodziaku, pomożesz z talerzami? Trzeba je rozłożyć, te dwa największe są dla ciebie i Steve’a. Przyniosę resztę z kuchni, szybciej pójdzie… a ty Tygrysku przypilnuj tego kawalera - podała napitek komandosowi - Zaraz przyniosę mu koszyk i mleko… rany, dobrze że już jesteście - mruknęła pogodnie - Nie mogłyśmy się was doczekać.

- Jak ci nie przeszkadza, że będę chodzić w samych majtkach to pewnie. - Karen też położyła swoją torbę za sofą ale bez zgrzytu zgodziła się pomóc ostrzegając o swoim zdekompletowanym stroju. No bo tak od pasa w górę to miała bluzę i tak dalej. Ale poniżej pasa to została w samej bieliźnie.

- Jakbyś chodziła w samej kominiarce to by mogło przeszkadzać. - Krótki pomógł im obu w podjęciu tej decyzji i jego koleżanka roześmiała się i już bez ceregieli poszła z Lamią do aneksu obok.

- To co mam robić? - zapytała gospodyni patrząc na te różne różności przygotowane przez ostatnie kilka godzin.

- Weź proszę talerze i koszyk - perfekcyjna sierżant domu wskazała kupkę zastawy, podniosła też koszyk z ziemi i obejrzała go, kiwając głową. Zaraz władowała do niego miseczkę i butelkę mleka, całość podając drugiej brunetce - Ja się zajmę michami, ziemniaki i kurczaki trzymałyśmy w piekarniku żeby nie wystygły… pójdą na koniec. Może się nie potrujecie - mówiąc chwyciła półmiski z surówkami i dodatkowy dzbanek kompotu.

- Dobrze. - krótkowłosa czarnulka zgodnie i pogodnie wzięła podane kocie atrybuty i zaniosła je obok, do Krótkiego na sofę. A zamiast niej zjawiła się krótkowłosa blondynka.

- No to woda już jest. Jeszcze tylko trzeba poczekać aż się zagrzeje. - powiedział nieco zdyszana pewnie pompowaniem tej wody. - W czymś ci pomóc? - zapytała zerkając na zbierającą naczynia partnerkę.

- Ponoś ze mną to wszystko? - Mazzi wyminęła ją, parskając pod nosem i uważnie stąpając aby nie wywalić się i nie zmarnować niczego, co przez tyle czasu ciachały, siekały i kroiły przez cały cholerny dzień praktycznie. - Zapalniczka na stole, tak? Płyta w wieży? Ehhh.. i weź te wielkie nożyczki do mięsa! - krzyknęła drobiąc przez pokój do stolika przy oknie i sofach.

Lamia zastała parę gości na sofach jakie rano gościły ją i dwie kurierki poznane wczorajszego wieczoru. Teraz para komandosów ładnie została rozbrojona przez zmokniętego kociaka. Chociaż już nie tak zmokniętego bo te wycieranie ręcznikiem pomogło i zaczynał schnąć.

- Zobacz jak wcina! - Steve roześmiał się jak mały chłopiec. Zdążyli odkręcić mleko i nalać go trochę do miseczki a tą postawić na jednym z ud Mayersa. A kociak chociaż jeszcze się trząsł i chybotał łebkiem to jednak wyczuł jedzenie bezbłędnie i chłeptał mleko z pełnym zaangażowaniem.

- To może ja wam pomogę. - zaoferowała się Karen widząc, że najpierw Lamia przyniosła swoją porcję dań i naczyń a zaraz za nią przyszła blondynka z podobnym ładunkiem.

- Lamia! Zrób zdjęcie! - fotograf wpadła na pomysł uwieńczenia tego pierwszego kociego posiłku w ich domu.

Pomysł się spodobał, Mazzi szybko rozejrzała się po mieszkaniu, aparat jednak został w kuchni wróciła tam szybko, chwytając go w łapy i aby nie iść na pusto, wzięła też talerz z pomidorami.

- Dajcie mi moment! - zaśmiała się, truchtając do stołu, a ledwo micha na nim wylądowała, saperskie dłonie zabrały się za maltretowanie prezentu od Eve. Powietrze przeszył suchy trzask migawki, łapiąc małego kota siorbiącego mleko na kolanach wyszczerzonego dryblasa, zapatrzonego w niego jakby był małym chłopcem i pierwszy raz dorwał świerszczyka należącego do starszego brata. Trzask powtórzył się, łapiąc scenę z innej perspektywy. Takiej, do której brunetka musiała klęknąć i chwilę pomajstrować przy obiektywie aby złapać ostrość.

- Trzeba mu nadać imię, bo rozumiem że u nas zostaje - popatrzyła nad aparatem na blondynkę - Przecież… pomieścimy się tutaj, nie? Poza tym Steve go uratował, to juz jest nasz.

- Tak, pewnie! Będzie nam łapał myszy i w ogole! - Eve odpowiedziała z takim przekonaniem jakby nie brała do głowy innego rozwiązania. Steve i Karen też nie wyrażali sprzeciwu więc los kociaka wydawał się być przypieczętowany. Druga z gospodyń postawiła przyniesione rzeczy i wróciła do wieży gdy wcześniejsze zamieszanie związane z przyjazdem przerwało jej ustawianie płyty na właściwym kawałku. Ale teraz po paru ruchach maszyna poszła w ruch iz głośników popłynęła muzyka.

Sierżant podeszła do sofy, odkładając aparat na szafeczkę obok. Kucnęła przy Mayersie, patrząc jak kulka futra wylizuje do czysta miskę po mleku. Poczekała aż skończy i delikatnie wzięła go na ręce, przenosząc do koszyka wyłożonego kocem, ścierkami i kawałkiem ręcznika.
- Dajmy mu odpocząć… i chodźcie do stołu - zaprosiła gestem ferajnę, widząc jak Karen donosi ostatnie półmiski. Sama w tym czasie wzięła zapalniczkę, po kolei odpalając świece, a gdy to zrobiła, cofnęła się dwa kroki w tył, rzucając orientacyjne spojrzenie na stół który dosłownie uginał się pod przeróżnym żarciem. Były tam brytfanki z pieczonymi kurczakami, ułożonymi na jabłkach i plastrach marchewki, pocięte w harmonijkę ziemniaki i zapieczone podobnie do mięsa. Michy z pomidorami, surówkami z kapusty i marchwi. Pajdy świeżego chleba, masło z ziołami. Dzbanki kompotu, talerze, talerzyki, kubki i szklanki. A pośrodku tego dumnie stał świecznik, rozsyłając ciepłe, miękkie światło świec na całą scenę.

Brakowało lodów, ale przecież nie dało się mieć wszystkiego.
- Eve, przygaś światło - poprosiła blondynkę, łapiac nożyce kuchenne i rozpoczęła operację na pierwszym kurczaku, rozcinając go na pół. Ze środka buchnęła para, pachnąca mocno jabłkami i tymiankiem. Trzeba było uważać, aby się nie poparzyć, więc saper zachowywała ostrożność, przenosząc połówki pieczystego na żołnierskie talerze.

- Jedzcie śmiało, ile chcecie. W kuchni mamy jeszcze sernik na deser, zostawcie sobie na niego trochę miejsca. - dodała, zaczynając kroić drugiego kurczaka, tym razem na cztery części. Jedną nałożyła Eve, na koniec biorąc się za napełnianie własnego talerza chociaż u niej główne skrzypce grała fura pieczonych owoców.

- O w mordę… - Steve gdy kociak przestał go już absorbować dopiero teraz chyba ogarnął co tutaj jest na stole. I był pod wrażeniem tego wszystkiego. Zresztą Karen też się chyba zdziwiła ile tego jest tego co trochę pomagała nosić.

- To wasza robota? - zdziwiła się też nie wiedząc chyba na czym powinna zawiesić oko wśród tych gorących pyszności.

- O nie, nie moja. Ja cały dzień byłam w pracy to po cwaniacku przyjechałam na gotowe. To Lamia to wszystko wymyśliła i przygotowała. - Eve bez wahania przyznała się, do swojej minimalnej roli w przygotowaniu tych pyszności.

- No, no… - Mayers jeszcze raz pokręcił głową z podziwem. Ale żołądek zmobilizował go do większej aktywności. - No to jedzmy bo szama stygnie! - zawołał, klasnął w dłonie i zabrał się do pałaszowania pierwszego gryza. W pierwszej chwili chyba wszyscy podchwycili ten pomysł bo jedzenie przykuło uwagę całkiem skutecznie.

- Nie robiłam tego sama, bez przesady - saper mruknęła, żując z zapamiętaniem kawałek jabłka. O tak, było warto nie żreć nic cały dzień, teraz wejdzie więcej - Amy pokazała co i jak pokroić i doprawić. Zrobiła nam debiloodporną instrukcję, więc niczego nie pomieszałam gdy z Di tu ogarniałyśmy. Miałyśmy dobry zespół, świetnego specjalistę, dlatego wyszło - przełknęła, bez wahania biorąc drugi kawałek jabłka - Rano pojechałyśmy we trzy na targ… ale znowu zrobił się problem - zaśmiała się cicho - Nie powinni mnie wpuszczać w takie miejsca, najchętniej bym wyniosła wszystko. Trochę się tych tobołów narobiło, ale było warto - pokiwała głową, łypiąc konspiracyjnie na blondynę po drugim końcu stołu - A jak wam minął dzień? Rozmawialiście z misiakami o niedzieli? - przeniosła uwagę i ciężar rozmowy na weselsze klimaty, bardziej imprezowe - Mam nadzieję że ich przekonaliście, bo błękitny basen już wynajęłyśmy… i tam parę - zagryzłą wargę i pokręciła wesoło głową - A zobaczycie.

- Tak, rozmawialiśmy. Nie bójcie się chłopaki bez żalu zgodzili się dorzucić do puli. Krótki ma ściepę u siebie. - Karen pokiwała głową na znak, że o temacie przez te dwa dni nie zapomniała i nawet został załatwiony pozytywnie.

- Ale Martineza nie będzie. Reszta raczej powinna być. - Steve potwierdził słowa swojej koleżanki z pracy i dorzucił coś od siebie. - Powiedziałem im, że zbiórka na 20-tą w Honolulu. Pewnie większość z nich i tak by tam balowała dlatego raczej będą. Zwłaszcza jak ma być taka impreza. Don tak popłynął z bajerą o tej poprzedniej, że ten dawny Playboy i Vegas to się chowa. - Steve opowiadał między kolejnymi kęsami. Musiał jednak być głodny bo czyścił talerz jakby w wojsku był.

- No i zgadnijcie kto w tych jego opowieściach jest głównym szefem imprezy. - Karen roześmiała się ironicznie tak sugestywnie, że nie trzeba było za bardzo wysilać by wyobrazić sobie jak Donnie Darko kreuje się na głównego VIP-a tych imprez.

- A poza tym zawróciłyście w głowach tym naszym chłopakom po tej ostatniej akcji. Takie ślicznotki w opałach… Jakiś specjals by się oparł takiemu widokowi i jeszcze zaproszeniu na imprezę dziękczynną. - Mayers dorzucił swoje uwagi co teraz ciemna czupryna jego koleżanki potwierdziła kiwając głową.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 09-05-2020, 01:01   #186
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Mazzi zapamiętała, aby podziękować Donniemu za odpowiedni PR, rozpuszczony w koszarach, chociaż teraz na że serio zaczęła zżerać ją trema. Musiały się postarać, zgrać wszystko i zapewnić maksymalny poziom, aby chociaż dorównać cieniowi wizji rozpuszczonej przez wygadanego sani.
- On jest czasami niemożliwy. Nie wiadomo czy go uściskać… czy udusić. Przy tym ściskaniu - parsknęła wesoło, kątem oka widząc że większość padliny z talerza Mayersa zmieniła się w kości. Odłożyła więc swój widelec i wstała, zgarniając wylizane gnaty do pustej miski i dorzucając kolejną ćwiartkę mięsa na jego talerz. Łypnęła też jak sytuacja wygląda u Karen, powtarzając czynność. Dolała również całej czwórce kompotu, zapytała czy ktoś chce jeszcze ziemniaków, albo surówek i znów usiadła, wracając do jedzenia. Zza pleców sączyły się gdzieś w tle jazzowe nuty Armstronga, puszczanego z płyty, świece płonęły równo, a za oknem padał deszcz… oni za to byli w komplecie, z poczuciem, że mają dla siebie cały weekend w różnych konstelacjach.
- Martinez odpadł? - spytała, unosząc lewą brew i wzruszyła ramionami trochę smutno - Szkoda, nie będzie szansy go poznać… ale to jego problem - na jej twarz wrócił pogodny grymas - I on później będzie sobie pluł w brodę… a talony - pokręciła głową, wzdychając nad kopiastą porcją piecoznych jabłek - Bardziej mi chodziło, czy się dali namówić na przybycie… dobrze, że będą. W końcu to dla was cały ten cyrk się odstawi - zaśmiała się już w pełni wesoło, bujając szklanką kompotu, a jakżę!, jabłkowego - Widzisz Tygrysku, pogadałyśmy z paroma koleżankami - zaczęła niewinnym tonem, jakby opowiadała o babskich ploteczkach gdzieś w kawiarni między mierzeniem butów, a kupowaniem nowej torebki - Opowiedziałyśmy co się stało i jak dzielnie, z narażeniem życia, grupa przeuroczych specjalsów wyratowała nas z opresji. Powiedzmy, że nie tylko kobiece serduszka robiły się miękkie. Inne części ciała również - powachlowała rzęsami - Zrobiłyśmy z Kociaczkiem wstępną listę zaproszonych, pokręciłyśmy się tu i tam… nooo… w najgorszym wypadku będzie nas dwadzieścia cztery osoby już bez Martineza… ale spodziewamy się około trzydziestu - jak gdyby nigdy nic upiła nowy kompotu - Tylko musisz obiecać, że w poniedziałek wszystkich obecnych poślesz do sprzątania sypialni. Nie będziemy za dużo zdradzać, żebyście mieli niespodziankę - łypnęła ciepło na komandosów - Chyba że macie specjalne życzenia, to jeszcze zostało trochę czasu aby to domówić. Tash niestety zajęta, jakoś musimy sobie poradzić bez niej. - skończyła wzruszając ramionami.

Steve słuchał i jadł może dlatego prawie się nie odzywał co z kolei sprzyjało słuchaniu. Tam i tu pokiwał głową, gdzieś pokręcił ale głównie zajęty był czyszczeniem talerza. - Dobry ten kurczak. I te ziemniaki. Szkoda, że u nas takich nie dają. - pokiwał głową wskazując widelcem na już znów w częściowo pusty talerz.

- Noo. Pychaa… - Karen pokiwała głową jakby dla niej też priorytetem było napełnienie żołądka.

- A wiecie, że jakbyście nas częściej odwiedzali w takie weekendy albo nawet zamieszkali z nami to byśmy mogli tak jadać częściej? A w ogóle to Lamia się tutaj wprowadziła. Zapomniałam wam powiedzieć wcześniej. - Eve do tej pory nie udzielała się za bardzo ale teraz wreszcie przejęła inicjatywę. A Lamia poczuła pod stołem jej porozumiewawcze trącenie stopą. Steve co prawda miał minę jakby o tym jedzeniu tylko zaczął i chciał pociągnąć inny wątek ale ten co poruszyła Lamia go zaciekawił.

- Taa? Wprowadziłaś się tutaj? To już nie mieszkasz u Betty? - zerknął na nią obgryzając kawałek kurczaka i chyba trochę zdziwiła go taka informacja.

- Tak, Eve mnie przygarnęła. - Mazzi potwierdziła, zaczynając dłubać bez przekonania w obiedzie. Uśmiechała się jednak ciągle równie miło co przez większość kolacji, zwracając twarz bezpośrednio do Krótkiego - Jeśli mamy być razem, nie ma innego rozwiązania. Trzeba nauczyć się kooperować wspólnie na ograniczonej przestrzeni, zacząć budować ją wspólnie. - zrobiła krótką przerwę i dobiła ostatni gwóźdź - Dlatego chciałybyśmy abyś tu z nami zamieszkał. Wiemy że nie jesteś stąd, mimo to mógłbyś mieć namiastkę domu całkiem blisko jednostki, a nam również byłoby cholernie miło wiedząc, że jesteś tu z nami, choćby drobiazgami pozostawionymi w szafce, albo na parapecie czy półce w łazience. Znaki, że to się nie przyśniło… a jest realne. Chcemy żebyś wiedział, że cokolwiek się stanie, jakkolwiek by się nie odwaliło… zawsze masz gdzie wracać i ktoś na ciebie czeka z utęsknieniem - wzruszyła trochę bezradnie jednym ramieniem - Obiecujemy, że umiemy segregować pranie przed wrzuceniem do bębna. Żadnych więcej różowych podkoszulek.

- No właśnie! No i wiesz Steve jak zostaniesz w jednostce no to trochę tak jakby ta twoja porucznik z pokoju była ładniejsza i fajniejsza niż my obie. I parę naszych koleżanek. A ty byś ją tam kitrał dla siebie i nawet nie chciał się nią podzielić. A przecież my się dzielimy z tobą naszymi koleżankami. - Eve szybko podjęła wątek wspierając Lamię na swój blond sposób. Mówiła niby naciąganym żartem ale chyba jednak nie do końca tylko żartem. Steve słuchał tego wszystkiego przeżuwając coraz wolniej i patrząc najpierw na jedną co mówiła a potem drugą. W końcu parsknął cicho i wrócił do pełnoprawnego tempa jedzenia.

- Jasne. Nie ma sprawy. Tylko no wiecie, że to raczej grafiku mi nie zmieni. Więc mogę bywać na weekendy i to nie zawsze. I chcę mieć swój pokój. I nie chcę słyszeć jęków, żebym zmienił robotę. - powiedział znów zerkając to na jedną, to na drugą swoją dziewczynę i jeszcze trochę na Karen jakby sprawdzał czy ona też to wszystko słyszy. A sądząc po minie strzelca to słyszała ale na razie nie wtrącała się w te prywatne rozmowy.

- Pokój?! No pewnie! Tam jest sporo wolnych pokojów, tam co kręciliśmy Mary Sue, i no trzeba posprzątać, może przemalować ale pokojów tam jest mnóstwo jak chcesz to wybierz sobie jaki chcesz i my ci go zrobimy. Znaczy Lamia. Ty jak chcesz to też możesz mieć tam pokój. Ja po prostu nie pomyślałam o tym wcześniej bo wszystko tak się szybko działo. - Eve mogła chyba od ręki załatwić chociaż jeden punkt z tych warunków Krótkiego to odezwała się pierwsza i zasuwała tak szybko jakby bała się, że ktoś jej przerwie. Poparzyła najpierw na Steve’a a potem na Lamię gdy składała im tą propozycję o swoich pokojach w tym lokalu.

Sztućce Mazzi stuknęły o talerz, gdy dziewczyna je odkładała tak, jak kiedyś pokazała Betty: na krzyż, informując że jeszcze nie skończyła posiłku. A może znała to wcześniej i pielęgniarka wykopała z niepamięci ten detal? Nieistotne.
- A czy któraś z nas choć raz ci wspomniała żebyś znalazł inną fuchę? - spytała po prostu, prostując się na krześle. Sięgnęła po paczkę papierosów i wyłuskała jednego, odpalając od świecy. Niby istniał przesąd, aby tego nie robić, bo za każdym razem, jeśli używało się świeczki do zapalenia fajka, gdzieś na morzu umierał marynarz… tylko to było przed wojną, praktycznie nikt nie pływał obecnie po toksycznych wodach ciągnących się po horyzont.
Wstała powoli, ruszając w kierunku okna, uchyliła je, opierając się tyłkiem o parapet aby móc obserwować całe pomieszczenie i ludzi przy stole. - Powiedz co tam chcesz mieć, się ogarnie - dorzuciła neutralnym tonem, ćmiąc kiepa spokojnie - W miarę możliwości.

- Nic. Po prostu chcę mieć swoją norę. Taką dla siebie. Gdzie będę mógł się zamknąć by fochać się w samotności albo zapraszać was czy kogoś. Trzymać swoje rzeczy. I takie tam. Na początek mi wystarczy jak będę miał gdzie rozłożyć swój śpiwór i rzuć torbę. - odparł łagodnym tonem dokładając sobie jeszcze sałatki i pieczonych pomidorów.

- No aalee… Jak będziesz miał ten swój pokój… To chyba nie będziesz tam ciągle przesiadywał co? No coś z nami chyba pogadasz albo wyjdziesz gdzieś czy co? - Eve zmrużyła oczy trochę dłubiąc widelcem w swoim talerzu ale niespecjalnie coś łykając gdy tak niepewnie pytała Krótkiego jak to on sobie wyobraża te wspólne mieszkanie z nimi.

- Jasne. Mam nadzieję, że jak będę wracał na weekendy to po to by spędzać czas razem. Przecież chyba przy każdym spotkaniu mówię wam, że jesteście najlepsze nie? - uśmiechnął się pogodnie najpierw do siedzącej przy stole Eve a potem do Lamii która odeszła do okna. Ledwo uchyliła to okno a już lodowate krople zaatakowały wszystko co było w ich polu rażenia.

Mazzi spojrzała na podłogę, widząc mokre kropki na deskach i olała je, stając z boku. Potem się posprząta, na razie oddychała powoli, zaciągając się dla spokoju ducha tytoniowym skrętem. Załatwione, miały potwierdzenie, że przy wolnym Krótki będzie zjeżdżał do nich. Nawet nie marudził za bardzo, poszło gładko… więc czemu czuła ochotę aby zgrzytać zębami i zanurzyć gębę w czymś co miało co najmniej 40 procent zawartości alkoholu? Popatrzyła za szybę, ale ciemność szybko gęstniała, ulewa też nie pomagała w orientacji w terenie.

- Jeśli będziesz chciał nas tam zapraszać lepiej zamontuj hak - parsknęła, uśmiechającuśmiechając się krzywo i otworzyła usta aby dodaćdodać coś jeszcze, ale zamiast tego zaciągnęła się porządnie, dmuchając w mokrą przestrzeń między framugami okna. - A ty Karen? Chcesz żeby ci ogarnąć tu jakiś kąt? Słyszałaś Eve, miejsca mamy od cholery.

- Ja? - Karen zdawała się być zdziwiona, że w ogóle pytają o takie rzeczy. Spojrzała najpierw na pytającą a potem na Eve i Krótkiego.

- No dawaj. Co ci szkodzi? Takie przemeblowanie robimy to zrobić jeden kąt więcej niewielka różnica. Będziesz miała własny kąt na mieście. Nie będziesz musiała tłuc się po hotelach albo wracać do jednostki. - Krótki mówił łagodnie i z tym swoim firmowym ciepłym uśmiechem który sięgał aż do jego spojrzenia.

- Noo… Niby tak… Ale no jak wy jesteście par… znaczy razem… No to tak trochę ja bym była jak piąte koło u wozu… - brunetka mówiła jakby sama do końca nie była pewna jak zareagować. Co i jak powiedzieć by nikogo nie urazić a jednocześnie się nie mieszać.

- Wiesz Karen nic na siłę. Przemyśl to. Sama wiesz, że ja mam czasem robotę nawet jak wy wszyscy macie wolne. Bym już musiał zostać w jednostce albo gdzieś pojechać no to czułbym się spokojniejszy jakbym wiedział, że tu jesteś z dziewczynami. - Steve chyba też nie chciał za bardzo wywierać presji na koleżankę a do tego podwładną. Która takiej propozycji się chyba nie spodziewała.

- Tak Karen Lamia i Steve dobrze mówią. Mogłabyś z nami zamieszkać tak samo jak Steve i Lamia. Oooo! Wiem! A może chciałbyś zostać Kosmicznym Kociakiem? - blondynka mówiła żarliwie i z przekonaniem gdy w pełni popierała zaproszenie Karen pod ich adres. Aż do momentu gdy w potoku myśli i skojarzeń padła nazwa ich nowego gangu której Karen nie znała.

- Kim? - zadziwiła się odwracając kolejkę spojrzeń. Najpierw patrzyła na Evę, potem na krótkiego ale ten wzruszył ramionami na znak, że nie bardzo wie o co chodzi więc w końcu spojrzała na stojącą przy oknie Lamię.

- Zakładamy wytwórnię filmów akcji - saper mruknęła pogodnie, patrząc na żołnierkę ponad czerwonym żarem papierosa - I gang motocyklowy w jednym. Każdego zajebistego kociaka witamy z otwartymi ramionami. I udami. Zależy od sytuacji - parsknęła - Nadajesz się, masz to coś. Widać gołym okiem. Polot i fantazję, kochanie. Nie jesteś sztywna, ani drętwa jak byle bezbarwna frajerka… pasujesz do nas. - pstryknęła resztką fajka za okno i zamknęła je, urywając rozmowę. Przeszła za to do kuchni, wyjmując z worów paczkę dla trzeciej kobiety pod ich dachem. Wracając zgarnęła też niedokończoną butelkę wódki, tak na wszelki wypadek aby zapić smęty i nie psuć wieczoru.

- Łap - powiedziała, rzucając siatkę czarnuli - Miało być na poniedziałek, będzie dziś. Pomyśłałyśmy że musi wam tam pizgać w tych koszarach. Może to trochę pomoże przetrwać do przepustki.

Karen jak na komandosa przystało bez problemów złapała rzuconą jej paczkę. Zważyła ją w dłoni a Steve i Eve obserwowali ją z ciekawością. Chociaż z nieco inną domieszką innych emocji. On nie miał pojęcia co jest w paczce więc był zaskoczony jak krótkowłosa czarnulka. A reporterka wiedziała co jest w paczce ale była ciekawa reakcji nowej w ich paczce.

- To dla mnie? Co to jest? - w końcu gdy oględziny torby niewiele wyjaśniły strzelec zapytała patrząc po kolei na całą trójkę.

- Jak dla mnie wygląda jak prezent. - powiedział krótki kończąc swój posiłek i wycierając dłonie i usta serwetką.

- Prezent? Dla mnie? - krótkowłosa była tym pomysłem tak samo zdziwiona jak przed chwilą pytaniem czy z nimi zamieszka.

- No tak. Jak chcesz to możesz otworzyć teraz. - blond główka wpatrywała się z zaciekawieniem to w paczkę to w twarz obdarowanej. Ta wahała się jeszcze moment po czym wzięła się za otwieranie tego prezentu. Wysypał się z tego granatowy, puchaty materiał i jakieś mniejsze kawałki. Krótki zmrużył brwi chyba próbując zgadnąć z czym mają do czynienia. Dopiero jak Karen rozwinęła prezent okazało się, że to sweter. Granatowy sweter. I czapka. I rękawiczki. Cały komplet na przetrzymanie nadchodzącej słoty.

- Oh… To sweter… - powiedziała po chwili obdarowana jakby zorientowała się, że tak już chwilę ogląda ten sweter, czapkę i całą resztę. No i, że przynajmniej dwójka przy stole czeka na jakąś żywszą reakcję.

- Ojej, to dla mnie? Naprawdę? Oh dziewczyny… - Karen w końcu uśmiechnęła się. I widać było, że zrobiło jej się bardzo przyjemnie. Nawet jakby się trochę wzruszyła. Wstała z tym swetrem i podeszła do Eve obejmując ją, całując i dziękując jakby pamiętały o jej urodzinach czy coś takiego.

- Oj to Lamia wszystko wymyśliła. - odpowiedziała skromnie fotograf wskazując wzrokiem stojącą nieco dalej Lamię. Teraz Karen odwróciła się i podeszła obejmując ją mocno i całując w policzek.

- Aż nie wiem co powiedzieć… Rany jaki mi prezent zrobiłyście… O rany… - mówiła cicho i z zakłopotaniem chociaż tak z bliska, wręcz będąc z nią w pierś w pierś to czuła jak tamtej ściska gardło z emocji może dlatego tak mówiła cicho i niewiele.

- Jesteś w rodzinie. O swoich się dba, przyzwyczaj się - Mazzi oddała uścisk, zgarniając dziewczynę pod ramię i zaprowadziła z powrotem do stolika, sadzając na krześle i pocałowała w czubek głowy - Cieszę się, że tym razem “genialny pomysł” wypalił. Nie mówiłaś jaki kolor lubisz… ale w tym będzie ci do twarzy - dorzuciła przyjacielskim tonem, prostując się i na chwilę przenosząc wzrok na komandosa - Tobie też się oberwie paczką, nie ciesz się tak. Zgarniesz ze sobą, wywalisz po drodze do koszar albo rozdasz kotom, jak ci wygodnie - parsknęła dolewając sobie do kubka kompotu gdzieś do ¼ wysokości i z miną jakby absolutnie nie działo się niezwykłego, uzupełniła go dwiema częściami wódki. Podniosła całość i przechyliła do ust, pijąc łapczywie póki naczynie nie pokazało dna. Sapnęła, znowu uśmiechając się wesoło - To co, poczekacie, a my przyniesiemy deser?

- Jasne. - Steve zgodził się i rozsiadł się wygodnie na sofie zaglądając przez ramię kumpeli by zerknąć na prezent którym teraz się bawiła oglądając go, dotykając i przymierzając. Eve zaś wstała i poszła z Lamią do anekstu aby jej pomóc przy przenoszeniu.

- Lamia. Myślisz, że Karen się zgodzi? Mieszkać tu i być Kociakiem? Nie wiem czy jej mówić o tym motorze i dziarze czy lepiej nie. - zapytała biorąc w ręcę jedną z blach jakie kupiły na targu.

- Na razie dajmy się jej oswoić z tym pomysłem - saper wyraziła swoje zdanie, podnosząc z podłogi pękatą torbę gambli. Przerzuciła ją przez ramię, z blatu zgarnęła talerzyki i małe widelce do ciasta. Ściszyła też głos - Mamy cały weekend aby ją do tego namówić. Urobisz ją w sobotę filmami i aparatem, w niedzielę niech się wybawi i zobaczymy - wzruszyła ramionami, a minę miała dość kwaśną - Chociaż po reakcji sprzed paru minut nie wiem czy po chuju się postanowiłysmy zarzynać i robić z siebie cyrkowe małpy - pokręciła głową, a potem kiwnęła nią na wyjście z aneksu - Leć Kociaczku, rozstawisz talerze, a ja zgarnę wino i kieliszki. - delikatnie wypchnęła blondynkę z kuchni kierując je obie do stołu. Tam postawiła stosik fajansowych krążków, a Krótkiemu położyła przy nogach torbę i wróciła do kuchni po alkohol. Każdy go potrzebował, szczególnie kiedy za oknem padało.

Gdy dotarła do stolika pozostała trójka już tam była. Wcześniej Eve chyba chciała coś powiedzieć bo otworzyła usta ale tak je potrzymała z sekundę po czym zamknęła, pokiwała głową i poszła z ciastem do stolika. Teraz byli znów w komplecie. Widząc, że Lamia przyniosła butelkę Steve z zadowoleniem klasnął w dłonie.

- No właśnie! Wypada uczcić to nasze spotkanie! - zawołał i jakoś Eve i Karen dołączyły się wesoło sięgając po szkło aby wznieść ten pierwszy toast tego wieczoru.

Mazzi też się uśmiechnęła,sadzając tyłek na krześle i podniosła własną szklanicę do góry.
- Za spotkanie - Powiedziała pogodnie, dorzucając - Jedno z wielu!

- Za spotkanie! - Steve dołączył się do tego toastu stukając się szklanką z Lamią.

- Za spotkanie i rypanie! - dorzuciła się rozentazjmuzmowana Eve.

- Jak najwięcej i jak najczęściej! - roześmiała się Karen brzęcząc szkłem z pozostałymi. Po czym wszyscy mniej lub bardziej równo wychylili swój alk odstawiając szkło na stół. Ale Krótki z miejsca przejął butelkę aby uzupełnić kolejną porcję promili.

- Chcesz nas upić na starcie? - saper parsknęła i wbrew słowom podstawiła szklankę po dolewkę. Procenty zawsze były dobrym rozwiązaniem, nie miała nic przeciwko nim. - A co potem? Gdy już legniemy jak kłody pod stołem? - parsknęła ponownie, chichocząc pod nosem, gdy opierała się pewniej o blat, rzucając z czarującym uśmiechem - Próbuj szczęścia.

- No właśnie Steve. Chyba wiesz, że dla ciebie jesteśmy łatwe i bez upijania co? - Eve pokiwała głową na znak, że w pełni zgadza się z tym co mówi jej dziewczyna. Ale zaraz szybko dodała małe sprostowanie. - Znaczy ja to mogę być łatwa dla każdego z was. Chyba nie mogłabym czegoś odmówić takim wspaniałym ludziom jak wy. - dodała fotograf z pełnym przekonaniem patrząc po kolei na zebrane wokół siebie twarze.

- Nie mogłabyś nam niczego odmówić? - Karen podparła się na ręku a tą oparła na łokieć postawniony na blacie. - Myślicie, że ona mówi prawdę? - zapytała patrząc filuternie na blondynkę a potem na pozostałą dwójkę.

- No tak to sami jej powiedzcie o matko woda! - Eve zaczęła ten flirt ale nagle zerwała się jak oparzone i pobiegła do łazienki.

Mazi pociągnęła nosem, odruchowo próbując wyczuć woń spalenizny, na szczęście nic takiego nie roznosiło się po domu. Wróciła więc plecami na oparcie krzesła.
- Ej E, jak sytuacja?! Potrzebujesz wsparcia?! - spytała, z lekkim niepokojem wgapiając się w prostokąt wejścia do łazienki. Westchnęła, dodając ciszej, już do stołowników - Przekonaj się.

- Nie! Zaraz to ogarnę! - Eve na chwilę pokazała się w swojej kusej, jasnej sukience machając dłonią, ze wszystko jest w porządku i nie wygląda tak strasznie. Chociaż z otwartych drzwi buchnęła para jak z sauny.

- Pewnie wody trzeba będzie dolać. I najwyżej jeszcze raz się zagotuje. - Steve machnął ręką na znak, że na jego oko to chyba nie stało się nic strasznego. Najwyżej trochę poczekają na obiecaną kąpiel. Sam wrócił do podarowanej torby sprawdzając co jest w środku. Wyjął z niego ciemnozielony materiał jaki po rozwinięciu przemienił się w sweter.

- O kurde… - mruknął z mieszaniną zaciekawienia i niedowierzania gdy sweter zdradzał swoje sekrety. Na przykład to, że miał kaptur.

- Przymierz go. - podpowiedziała Karen też z zaciekawieniem oglądając ten prezent. Steve posłuchał, odłożył torbę i zdjął swoją bluzę która oczywiście skrywała hawajską koszulę a na to nałożył ten sweter.

- Jeszcze kaptur i będę wyglądał jak Robin Hood! - roześmiał się specjals zakładając ten kaptur na głowę. A potem jeszcze zaczął sprawdzać różną kombinację guzików do zapięcia.

- Noo too jak już tak czekamy… - Karen też wpatrywała się w parujące drzwi no ale nie dochodziły stamtąd żadne niepokojące odgłosy. Słychać było mechanizm pompy więc pewnie blondynka dolewała świeżej wody. A przeciągły głos snajperki jakoś przykuwał uwagę.

- To przypomnij mi Lamia… Na czym, żeśmy stanęły wtedy w furgonetce? - Karen zapytała z niewinnym uśmiechem i ciekawym spojrzeniem coraz bardziej oscylującym gdzieś wokół ust drugiej kobiety.

Ta powachlowała rzęsami, opierając łokcie na stół i wydęła lekko wargi, układając z nich zadumany dzióbek.

- Wiesz że mam amnezję… - pożaliła się, robiąc smutne oczy wpół żywego od mrozu basseta, któremu zamknięto drzwi do domu tuż przed nosem. Westchnęła rozdzierająco, pociągając do kompletu nosem - Nie wiem, czy dobrze kojarzę, czasami wszystko mi się miesza. Chyba… potrzebowałabym pomocy. Aby sobie przypomnieć - wachlowanie zintensyfikowało się - Znasz zasadę naczyń połączonych, no nie? Czasami wystarczy drobny impuls, aby odblokować potrzebne wspomnienie… tylko co to by mogło być? - zmarszczyła brwi, udając zadumę. Na chwilę przerwała teatrzyk, podpatrując na przebierającego się komandosa i basset uciekł daleko, a jego miejsce zajął nażarty kocur w plamie słońca.

- W sumie zapomniałam zapytać jakie macie napięcie w gniazdkach waszego kołchozu, ale to dasz któremuś z chłopaków żeby ci zmajstorwali przejściówkę, myślę że sobie poradzą - puściła mu oko i wyjaśniła - Do czajnika. Gdyby ci pizgało Szatanem, a ta twoja porucznik była poza zasięgiem, zagotujesz wodę, wlejesz w termofor i zakopiesz się pod dodatkową kołdrę i koc - wskazała brodą na torbę - Piżame też masz nową… i wełniane skarpety. Słyszałam że w tej tajnej jednostce pod miastem specjalsi korzystają z tamtejszych basenów. Jak was przegonią i przemarzniesz… - zrobiła krótką przerwę, aż wreszcie wzruszyła ramionami - Powinno być łatwiej. A teraz wcinaj ciasto. Robin Hood, bo nie jadł - zakończyła sucharem tak srogim, że aż sama musiała go przepić kompotem.

- Napięcie? No to normalne na 110… - Steve chwilowo był zajęty wyjmowaniem skarbów z torby, oglądaniem, przymierzaniem więc to go trak trochę absorbowało jak chłopca odpakowywyjącego nowe samochodziki pod choinką. Na twarzy gościł mu wyraz fascynacji i ciekawości przetykany takim samym uśmiechem.

- No i widzisz Lamia jacy są ci mężczyźni? Błyśniesz nową zabawką i już reszta przestaje się liczyć. - Karen też miała radochę obserwując swojego dowódcę w roli małego chłopca. Ale mimo ironicznego tonu jej chyba też przyjemnie oglądało się to widowisko.

- Chyba musimy się same sobą zająć. To mówisz, że masz kłopoty z pamięcią tak? - ciemna głowa zwróciła się teraz do kobiety w granatowej, błyszczącej sukience. Po czym przesunęła dłonią po jej policzku, znów bardziej zaczęły ją interesować usta niż oczy Lamii i wreszcie skróciła dystans do 0 gdy ich usta zetknęły się ze sobą. A saper mogła poczuć na sobie smak tych drugich ust i szybko przejść do wymiany językowej.

Dało się wyczuć jabłka i alkohol… z przewagą tego pierwszego. Miękkie, ciepłe wargi badały delikatnie te drugie, równie chętnie wychodzące naprzeciw w tym wzajemnym zwiadzie. Saper nie spieszyła się nigdzie, całując gościa powoli, czule. Miały czas, wszyscy mieli czas. Noc wciąż pozostawała młoda.
- Wydaje mi się… - wymruczała, odsuwając głowę odrobinę do tyłu. Patrzyła kobiecie głęboko w oczy i dla równowagi przeczesała palcami jej włosy - Coś kojarzę… widziałam cię już, nie? Tam w furgonetce… tak. - zmrużyła jedno oko - Teraz już pamiętam - dodała, wracając na poprzednią pozycję i tym razem to ona zaczęła całowanie, gładząc palcami policzek przed sobą od skroni aż do żuchwy.

- Tak, tam w furgonetce coś było… Ale chyba nie miałyśmy okazji dokończyć. - krótkowłosa czarnulka uśmiechnęła się wesoło do tej z nieco dłuższymi włosami. Te całowanie widocznie jej się spodobało i zaczynało ją rozgrzewać tak samo jak już wypite promile. Usiadła bokiem do kanapy podwijając jedną nogę pod siebie by być frontem do całującej się z nią kobiety. Lamia zaś czuła jak jej partnerka zaczyna się coraz bardziej rozkręcać. Jak całuje coraz szybciej, mocniej, pewniej a jej dłonie poza twarzą zaczynają też badać jej szyję, kark, kawałek nagich łopatek i ramiona.

- Już jest rany ale tam zrobiła się sauna. Ooo… Zaczęliście beze mnie? - gdzieś za sobą Lamia usłyszała powracającą na scenę blondynkę. Trochę zdyszaną ale szczęśliwą z opanowania sytuacji.

- Widziałaś jaki kozacki sweter? - Steve zwrócił na siebie uwagę Eve prezentując się w sprezentowanym swetrze. A nawet specjalnie dla niej nakładając znów kaptur na głowę.

- Wiedziałam, że będziesz w nim świetnie wyglądał. - roześmiała się blondynka stając przy boku stołu więc miała dobry widok i na niego i na dziewczyny obsadzające sofę.

- Faktycznie, wyglądasz prawie tak dobrze jak bez niczego, Tygrysku - saper parsknęła, przekrzywiając twarz w kierunku reszty przez co rozłączyły z Karen usta, chociaż wciąż w połowie się obejmowały, a Mazzi drapała ją delikatnie paznokciami po szyi i karku. Szczerzyła szeroko zęby do swoich partnerów, więcej uwagi poświęcając wełniaczkowi - A w ogóle zakręciłeś się za tą tablicą korkową do pokoju?

- Nie bardzo miałem kiedy. - kapitan w wełnianym swetrze akurat sprawdzał jak pasują rękawiczki. Dokładniej to jak się w nich rozpina i zapina guziki.

- To kto się pierwszy kąpie? - Eve miała trochę kłopot czy skoncentrować się na swoim chłopaku zapamiętale testującego nowe prezenty czy na swojej dziewczynie zapamiętale testującą jego koleżankę z pracy.

- Chyba wy mieliście iść pierwsi. - przypomniała Karen wskazując na siedzącą tuż przy niej Lamię i stojącego za stołem Stevea.

- Niby taki był plan - Mazzi zgodziła się, parskając pod nosem i kręcąc delikatnie głową gdy z rozczuleniem oglądała poczynania Mayersa na polu garderoby. Cholernie przyjemnie było patrzeć na jego manewry i wyraz gęby, pochłoniętej nowymi zabawkami. Chyba torba gambli sprawiła mu radość, a frajdę z pewnością.

- Idźcie pierwsze - rzuciła dziewczynom, wyplątując się z objęć Karen i wygodniej rozsiadła się na sofie, zakładając nogę na nogę. - My pójdziemy na drugą turę.

- Spławiasz mnie? No dobrze to pójdę w ramiona tej drugiej. Chodź Eve idziemy! - pani komandos uniosła brwi odstawiając komedię odrzuconej kochanki po czym równie komediowo wstała i mijając blondynkę zgarnęła ją pod ramię na co ta zareagowała chętnie przyklejając się do jej boku jak na wdzięczną foczkę przystało. I tak Steve i Lamia chwilę widzieli jak obie maszerują w stronę otwartych drzwi łazienki. Obie krótkowłose i o szczupłych sylwetkach. I na tym podobieństwa się kończyły. Karen swoje włosy miała tak czarne jak Eve były blond. Karen miała na sobie bluzę i odkąd na wejściu zdjęła mokre spodnie to tylko same majtki. Więc szła bosymi stopami prezentując swoje szczupłe nogi. A obok niej krótka, różowa sukienka jaką miała na sobie blondynka też ładnie eksponowała jej tył i dół. I była tak kobieca jak ciemna bluza Karen uniwersalna albo wręcz męska.

- Taakk. Niezłe cacko. - Steve odezwał się gdy obie zniknęły za drzwiami łazienki. Trochę nie bardzo było wiadomo czy mówi o którejś z nich czy o prezentach jakie miał na sobie. Teraz zdejmował z dłoni rękawiczki bo wewnątrz domu było w nich chodzić trochę niewygodnie.

Zrobiło się cicho, jeśli nie liczyć jazzu cicho grającego z kompaktu po drugiej stronie pokoju. Bezpieczna przystań, gdzie cumowało się z pełnym żołądkiem pośrodku miękkiego półmroku dawanego przez parę świec i przygaszonych lamp pod ścianami. Za oknami deszcz tłukł o szybę, ale tutaj nie miał wstępu. Senna atmosfera, działała kojąco na nie tylko pokręcone dusze. Mazzi zapaliła papierosa, opuszczając się odrobinę, aby oprzeć potylicę o zagłówek sofy i obserwowała żołnierza z rozbawieniem.
- Opowiadaj - przerwała ciszę, mówiąc odrobinę głośniej od szeptu - Jak minął ci ten tydzień? Bez tajne przez poufne, po prostu chcę wiedzieć co u ciebie.

- Tak czułem, że nie spławiasz ich tak całkiem bezinteresownie. - zaśmiał się komandos zdejmując rękawiczki i odkładając je do torby. Postawił ją obok siebie i usiadł na fotelu ściągając kaptur z głowy.

- W pracy nic specjalnego. Za ten numer w sali widzeń muszę ten i następny tydzień ganiać świeżaków po małpim gaju. Nic specjalnego. Ale też niezbyt ekscytujące. Po prostu to odwalę i będzie z głowy. - machnął ręką jakby nie było o czym mówić. A potem sięgnął po swoją raczej pełną niż pustą szklankę.

- No a za ten numer w środę dostaliśmy pochwałę. Wszyscy zakładnicy odbici, wszyscy porywacze zabici, żadnych strat w ludziach. Popisowa akcja. - uśmiechnął się ciepło i wzniósł szklankę do toastu za tą niezbyt przyjemną przygodę która jednak miała szczęśliwe i wspólne zakończenie.

Dziewczyna przepiła toast, uśmiechając się krzywo, a potem rozłożyła odrobinę ramiona.
- Miałyśmy farta że po was posłali… albo naprawdę masz detektor dam w potrzebie gdzieś przy pasku - zaciągnęła się, wracając do rozkładania na kanapie. Ściągnęła też buty, kładąc stopy na stoliku i westchnęła z ulgą. - Więc będziesz deptał kotom ogony… heh, miałeś rację że się wywiniesz - teraz to ona kiwnęła szkłem w jego stronę, w niemym toaście. Przepiła go i nawijała dalej - Wiesz że Eve będzie pisać artykuł o tym? Będziesz miał okazję poczytać, a może i poprosi ciebie o parę słów wywiadu, więc przygotuj co tam chcesz powiedzieć zawczasu… i cieszę się, że trafiło na was, wtedy w środę - oparła kark o zagłówek sufitując spojrzeniem. Popalała mechanicznie papierosa, obserwując smużki dymu ulatujące do góry - Przeszkadza ci to? Że gadamy? Jesteś z tego kręgu facetów którzy twierdzą że do każdej baby w zestawie powinien być knebel?

- Knebel? - mina Mayersa sugerowała, że o takim powiedzonku chyba jednak nie słyszał. Wzruszył ramionami upił ze szklaneczki po czym wziął ją, obszedł stół i usiadł obok Lamii zajmując to miejsce gdzie niedawno siedziała jego koleżanka z pracy. Postawił szklankę na stole, wziął jej szklankę i zabrał się za uzupełnianie poziomu płynów w szkle.

- Masz ładne nogi wiesz? Zwłaszcza w tej kiecce. - zauważył nachylając się nieco w stronę owych nóg i twarzy właścicielki. Po czym uśmiechnął się i zaczął nalewać do drugiej szklanki.

- W ogóle świetnie wyglądacie w tych sukienkach. Miałem powiedzieć wcześniej ale no ten kot i to wszystko… - machnął dłonią w stronę drzwi gdzie niedawno zaczęło się całe zamieszanie wokół zmokniętego sierściucha a potem cała reszta. Wreszcie rozlał promile i też oparł się wygodnie obok niej zakładając swoje bose nogi o kant stołu. Więc mogli sobie nawzajem pooglądać te męskie i włochate i te gładkie i kobiece partie ciała.

- Eve ma pisać artykuł o tych łaźniach? - mruknął podając jej jedną szklankę i stukając się z nią swoją. - No tak, przecież ona jest z gazety. - przypomniał sobie jak głównie blondyna zarabiała na to wszystko co widać było choćby w tym mieszkaniu. - No dobra to mogę z nią pogadać jak to jej w czymś pomoże. - wzruszył ramionami znów łagodnie się uśmiechając.

- Ale wtedy to nie wiedzieliśmy kto jest zakładnikiem. Po prostu robiliśmy swoje. Pod koniec Don nawet meldował mi, że wśród zakładników część to chyba kobiety ale nie mieliśmy pewności. No i do głowy nam nie przyszło, że to akurat wy. Sam nie wiem… Może to i lepiej? Nie wiem co bym zrobił jakbym zawczasu wiedział, że to was tam trzymają. - Steve mówił wpatrzony gdzieś w ich nogi, stół ale pewnie jeszcze dalej. W zdarzenia sprzed dwóch dni gdy ich losy splotły się w tak niespodziewany sposób.

- Heh… Może i lepiej. Jakby w jednostce wiedzieli, że to o was chodzi pewnie wysłali by kogoś innego. Przynajmniej innego dowódcę. - zaśmiał się cicho gdy uświadomił sobie różne konsekwencje innego przebiegu wypadków. - A jak z wami? Jak sobie radzicie? - zapytał już poważniej zerkając na siedzącą obok kobietę.

- Dajemy radę kochanie, nie musisz się martwić. Eve lata co parę dni do ratusza. Robi korekty i pisze artykuły… ma też czas dla nas, jest dobrze. - saper przekrzywiła kark, opierając głowę o ramię tuż obok. Przełożyła też nogi, splatając je z tym drugim zestawem. Pocierała stopą owłosioną łydkę, uśmiechając się pod nosem, bo uczucie było z jednej strony zabawne, a z drugiej przyjemne. - U Betty na stałe zakotwiczyła się Diane, Madi też tam siedzi. No i Amelia...robiło się tłoczno. Zresztą skoro zabieramy się na serio za rozkręcanie wytwórni, lepiej być na miejscu. Poza tym tutaj niżej, niż u Betty jakby mi się odpalił protokół natychmiastowego taktycznego odwrotu. Taka tam wymówka, żeby nie wyszło że Eve pstryknęła palcami i już do niej przyleciałam z mandżurem i wywieszonym jęzorem - zaśmiała się cicho, przekręcając się odrobinę, aby móc objąć żołnierza w pasie ramieniem. Dopalony papieros wylądował w jeden ze szklanek na stole, bo wywalenie go za okno stanowiło w tej chwili wysiłek ponad możliwości.

- Gdybyś wiedział kto jest w tych łaźniach zrobiłbyś to co zawsze - podniosła trochę głowę, patrząc mu ufnie w twarz - To co trzeba i w najbardziej optymalny sposób. Wykonał zadanie, zgarnął kolejną pochwałę. Dobrze się złożyło, żeście nie wiedzieli że to my… - zrobiła krótką pauzę dla wzmocnienia efektu i dźgnęła delikatnie mężczyznę w żebra - Inaczej nie spotkałybyśmy Dona tam w furgonetce - dodała najbardziej niewinnym tonem, upijając ze szklanki niewielki łyk, a potem nagle zmieniła pozycję. Podciągnęła się na siedzisku, podkulając nogi i jedną z nich przerzuciła nad męskimi biodrami, siadając na nich twarzą do twarzy oponenta. Nachyliła się, przyciskając usta do jego ust i wtłoczyła w nie drinka.
- Na marginesie… nie tylko nogi mam ładne - dodała po poczęstunku, biorąc nową porcję i jeszcze raz powtórzyła manewr.

- Tak, z tym też się mogę zgodzić. - mruknął komandos przyjmując promile z ust swojej dziewczyny, przełykając i zaraz kontynuując tą wymianę uprzejmości już jako pełnoprawny pocałunek. Zaczął czule i łagodnie ale szybko zwiększał tempo i natarczywość. W końcu chyba zrobiło mu się nieco niewygodnie więc złapał za obra ramiona kobiety i przesunął ją tak bu siadła mu na udach.

- To dobrze wiedzieć, że jakoś się pozbierałyście. Martwiłem się o was. Chłopaki też się zastanawiali co się z wami potem stało. - przyznał czasem zerkając na jej twarz ale bardziej jej zamknięte pod granatowym dekoltem piersi i ramiona przykuwały jego uwagę. Bawił się nimi wodząc leniwie palcami co działało całkiem pobudzająco.

- A właśnie bo wtedy nawet zapomniałem zapytać. Co z tym filmem? Co tam kręciłyście? Udało się? Wszystko z nim w porządku po tym zamieszaniu? - przypomniał sobie o tym filmie więc podniósł głowę wyżej, ku jej twarzy gdy czekał na jej odpowiedź.

- Tak… wszystko w porządku z nagraniem… - Mazzi westchnęła, przymrużając powieki i odgarnęła włosy na plecy aby odsłonić te rejony, które zwiedzał żołnierz - Wyszło ekstra, gdy Eve zmontuje całość sam zobaczysz. Zdążyliśmy ze wszystkim, poszło bez dubli… a kiedy gliny pokazały E gdzie jest samochód, od razu zawinęła taśmy do torebki. Rano przeglądałyśmy nagrania z jednej z kamer… jest świetnie - jej uśmiech stał się średnio obecny. Poprawiła się po swojemu na tych kolanach, dociskając się biodrami do bioder pod spodem. Ktoś podkręcił grzejniki, albo to od łazienki buchała gorąca para. Saper czuła jak piecze ją skóra i zaczyna robić się gorąco, więc jako dobra gospodyni zadbała wpierw o gościa, ściągając mu górną część garderoby sprawnymi ruchami.

- Nic nam nie było - mówiła przy tym cicho, łagodnie wręcz, zaciskając coraz mocniej uda - Parę zadrapań, skaleczeń i siniaków… więcej strachu się najadłyśmy. Wróciłyśmy tutaj, Di już czekała. Byłyśmy tak wyplute, że padłyśmy do wyra… i tyle. Zrobiło się rano. Dziewczyny pojechały do roboty, więc miały zajęcie. Nie myślały, tak jest łatwiej. Zająć się czymś - wzruszyła ramionami, odrzucając boltową podkoszulkę na podłogę za sofą - Ja też znalazłam sobie zajęcie. Razem z Di pojeździłyśmy po mieście, załatwiając różne rzeczy. Głównie na niedzielę. Ugadałyśmy Sonię, managera z Honolulu… - prychnęła, kręcąc głową - Było za czym latać. Dobrze że laski zostają w Sioux, inaczej by się rozdupczyło na szwach bez ostatnich… a nieważne - pokręciła głową, zabierając Mayersowi szklankę i wychyliła się, stawiając ją na stoliku.

- Porozmawiałyśmy też sobie z Kociaczkiem - powiedziała cicho, wracajac na poprzednią pozycję i sama położyła łapsko trepa na swojej piersi - Nie wiemy jak się zapatrujesz na całościową niedzielną integrację, ale skoro to już nie będziesz ty i chłopaki, a cały oddział - wzruszyła jednym ramieniem. Szybko pozbyła się kiecki, rzucając ją tam gdzie wojskowa podkoszulka - Nie mam pojęcia jakie tam macie układy, relacje i kooperacje. Jak u was wygląda stężenie plotek, i robienia ci nieprzyjemności koło dupy. Czy będą potem łazić i trzaskać mordkami, albo gdy się pokłócicie nie rzucą czegoś że dwoje dupy to jebali wszyscy po kolei… więc w niedzielę - skrzywiła się trochę przekornie - Integrujemy się z tobą i foczkami. Jakoś się przeżyje bez kanapek - pochyliła się, gryząc go w kark krótko - Pasuje?

- Mną się nie przejmuj. Poradzę sobie. Z nimi i z całą resztą. Pamiętasz jak mówiłem wtedy rano, że nic mi nie zrobią? No… I teraz też nie ma się czym przejmować. - Steve skorzystał z okazji, że Lamia odkryła przed nim swoje wdzięki i jego ręczne zabawy dotyczące tych wdzięków stały się bardziej bezpośrednie. Bawił się w ugniatanie, rozciąganie, dotykanie i głaskanie stopniowo zwiększając tempo w miarę jak coraz wyraźniej okazywał oznaki podniecenia. Omijał tylko to miejsce po lustrzanej stronie wytatuowanego królika gdzie trafił ją but Keitha i nadal bieliła się plama opatrunku.

- Chłopakami się nie przejmuj. Oni są w porządku. Nie pierwszy raz razem się bawimy po wspólnej akcji. Heh. Chociaż rzadko jesteśmy gośćmi na takiej imprezie. Coś wam pomóc na tą niedzielę? Mogę ich podesłać… Właściwie Karen by my wyjeżdżamy… - mrknął patrząc do góry by sprawdzić wyraz jej twarzy. Bo akurat poza tymi ręcznymi zabawami dołączył też ustami i językiem aby posmakować tych frontalnych atutów Lamii albo nakierować jej usta na swoje.

- Jakby… przypadkiem Karen dała radę ściągnąć Donniego w sobotę, mógłby… nie wiem - saper próbowała się skupić, niestety szło coraz ciężej. Kołysała się w przód i w tył na żywym krześle, podrażniając je i siebie jednocześnie. - Jechać z Di odebrać od Tash jedną rzecz… a reszta - westchnęła, przerywając gadanie aby dać się pocałować i zaśmiała się cicho, napierając torsem na twarz buszującą między jej piersiami - Będzie ogarnięte, w końcu do impreza dla was, nie… nie możecie sami wokół niej latać. Teraz my… zajmiemy się wami… i by niespodzianki nie było - mruknęła, wciskając dłoń między ich ciała i pod materiał bokserek - I sorry Tygrysku, ale będę się tobą przejmować i twoją wygodą. Handluj z tym - dodała schrypniętym tonem, zaciskając dłoń na sztywnym trzonie, przesuwając ją od nasady aż po sam koniec powolnymi, pulsującymi ruchami.

- Złapać Dona może nie być tak łatwo… Właściwie każdego z nich… Wieczorem pewnie ktoś będzie w “Honolulu”... Ale to już zostawię Karen niech ona za tym lata… - Steve też zaczynał mieć inne priorytety niż rozmowa z kobietą jaka siedziała mu na udach. A dokładniej to ona sama i to co mu robiła i co on robił jej. Rozmowa schodziła na coraz dalszy plan a na pierwszy wychodziła wzajemna integracja.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 09-05-2020, 01:03   #187
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Dłonie mężczyzny buszowały po ciele kobiety coraz śmielej. Od jej ust, policzków i twarzy przez szyję, piersi, brzuch i podbrzusze. Aż na sam dół, do zwieńczenia jej ud. I jeszcze z tyłu na pośladki, boki i plecy. Dlatego trochę zgapili powrót pozostałej mokrej i wesołej dwójki.

- Za czym Karen ma latać? - zapytała wesoło Karen stając obok sofy i wycierając sobie włosy ręcznikiem gdy sama była owinięta w kolejny.

- Napuściłyśmy wam nowej wody. I grzałka jest w środku więc uważajcie, sprawdźcie jak ciepłą wodę chcecie. - Eve była ubrana i zachowywała się podobnie z ciekawością obserwując zabawy swojej pary na sofie.

- Za Donniem… w końcu każda na niego leci... - Mazzi jakimś cudem oderwała uwagę od Krótkiego i zerknęła na Karen mało przytomnym wzrokiem. Przełknęła głośno ślinę, nie przerywając zabawy pod bokserkami. Głowa wróciła jej na poprzednią pozycję, gdzie wydyszała żołnierzowi prosto w usta - Zarządam relokację oddziału… wycofujemy się - zacisnęła mocniej palce - Znacie drogę, pokażcie czego was tam uczą na tych oficerskich kursach.

- Tak jest! - Steve krzyknął dziarsko chociaż moment wcześniej troszkę jakby go coś tam od dołu przydusiło. Ale teraz bez większych ceregieli złapał i uniósł ową sierżant na swoich rękach wywołując falę śmiechu u pozostałych dziewczyn. Lamia miała dość niecodzienną perspektywę gdy widziała dół jego pleców, tyłek w bokserkach i łydki w ruchu tam na samym dole. Któraś z dziewczyn nawet klepnęła jej wypięty tyłek ale zaraz Steve wyprowadził ich poza zasięg ręcznego rażenia. Przeszedł raźno drogę do łazienki i postawił ją dopiero na już trochę wilgotnym dywaniku przy wannie.

- Poczekaj, sprawdzę. - rzekł do niej i wyjął z wody grzałkę aby sprawdzić czy jest odpowiednio ciepła. Zastanawiał się chwilę i w końcu miną pokazał , że może lepiej jak sama sprawdzi.

Do ukropu sporo brakowało, do temperatury preferowanej przez Mazzi. Różniła się od lodowatej brei wlanej do miski gdzieś daleko na północy, w okopach. Tutaj dało się grymasić, wybrzydzać i dążyć do zaspokojenia swoich potrzeb.

- Za zimna - kapryśna Księżniczka pokręciła nosem, zdejmując bieliznę - Dajmy jej jeszcze chwilę, co? - zaproponowała neutralnym tonem, okręcając się tak aby pośladkami przycisnąć się do bioder partnera. Stała tak przez parę sekund, nim nie obróciła się ponownie, klękając i ściągając bokserski z celu. Chwyciła sterczącą przed jej oczami lancę u nasady i powoli włożyła czerwoną główkę do ust. Objęła ją ciepłymi wargami, jak to robiła ostatnio w samochodzie przed lodziarnią . Zaczęła powoli poruszać głową wzdłuż członka. Wypchnięta na wierzch, pulsująca żyła była ścieżką po której podążały jej usta, zaciskając się coraz dalej i dalej na prąciu. Jednocześnie dłoń zacisnęła na torbie pod spodem, pieszcząc ją delikatnie w rytm nadawany wyżej przez usta i język, przyjemnie muskający wędzidełko. Ponownie spojrzała mu w oczy, po czym zaczęła poruszać głową w szybkim tempie, drugie ramię wyginając za plecy, gdzie wprowadziła palec między swoje dolne wargi, zbierając nagromadzoną między udami wilgoć i sukcesywnie wpychała ją w górny otworek, penetrując go wpierw jednym, a potem dwoma palcami żeby przygotować mięśnie na tą całą kąpiel.

- To mówisz, że jeszcze nie? I trzeba poczekać? Hmmm… Noo dobraa… Chyba coś jest w tym co mówisz… - stojący nad nią mężczyzna zrobił trochę zdziwioną minę metodą sprawdzania tej wody czy raczej czekania aż się zagrzeje ale chyba nie aż tak bardzo. Za to owe metody proponowane i demonstrowane od ręki zdecydowanie przypadły mu do gustu. Z początku oparł się tyłem o zlew i po prostu pozwolił jej działać. Ale szybko mu się znudziło i przeszedł do klasycznego elementu tej pozycji i z lubością złapał ją za włosy aby pomóc jej utrzymać właściwy rytm.

Poczuła jego ciężkie dłonie na swej głowie, przycisnął ją do siebie, sprawiając że pękaty tłok uderzył najpierw o podniebienie, a potem o tył gardła. Zachłysnęła się najpierw i musiała minąć chwila zanim złapała wspólne tempo, dławiąc się tylko, gdy zostawała dociskana na siłę i przytrzymywana póki oficer nie postanowił inaczej,dając jej złapać tchu przed następną, szybką serią, gdy posuwał chętne usta. Zabawa nabierała tempa i rumieńców, saper miała jednak inny plan niż koniec na kolanach.

- Czekaj… zaraz… - wysapała, okręcając twarz i zapierając o uda kochanka, odsunęła się, zanim nie doszedł do finału gdzieś w jej gardle. Szybko wstała, okręcając ciało tak aby stanąć plecami do mężczyzny, między jego udami i wygięła zachęcająco pośladki w jego stronę, czując jak po wnętrzu ud ściekają jej mokre ścieżki. Nabrała powietrza i odwróciła kark, spoglądając za plecy ponad ramieniem - Góra. Bierz górę… chcę cię tam, całego - wyszeptała ochryple, dla zachęty łapiac pośladki i rozsunęła je zachęcająco.

- Wiesz? Podobają mi się twoje techniki dbania o czystość. - uśmiechnął się z zadowoleniem chociaż też już się trochę zasapał i poczerwieniał z wysiłku. Ale nie dał się dwa razy prosić. Poczuła go jak podchodzi do niej, jak ją dotyka w tym docelowym miejscu i zaraz jak coś ją tam napiera. Powoli pokonywało opór zwieraczy aż weszło do środka. A potem jeszcze dalej i głębiej poszerzając opanowany obszar. Aż wreszcie doszło do maksimum zasięgu przy wtórze jęku zadowolenia mężczyzny. A gdy już w nią raz wszedł to zaczął ćwiczyć z nią ruchy posuwisto - wzdłużne. Stopniowo zwiększając tempo aż przeszło w standardowe pompowanie a stukot jego bioder o jej pośladki zaczął przypominać klaskanie. I to całkiem żwawe. A on trzymał ją dłońmi za jej boki albo jedną ręką łapał ją za włosy odciągając głowę do tyłu.

Mayers postanowił najwyraźniej wykorzystać tyłek brunetki do granic możliwości, bo po pierwszym pchnięciu następne były coraz szybsze i potężniejsze. Saper już nie zagrzywała elegancko dolnej wargi, tylko dyszała, głośno pojękując. Wyczuwała w sobie każdą wypukłość na powierzchni drąga, czuła jądra bijajace się o przemoczone zwieńczenie ud od przodu maltretowane kobiecą dłonią. Nagie, spocone plecy przykleił się do torsu z tyłu i naparły sugerując kochankowi żeby się wycofał na szafkę. Napierała póki nie usiadł a ona razem z nim. Nie dając mu z siebie wyjść, podwinęła nogi, stawiając stopy na brzegu blatu, a cała sylwetka zawisła opierając się o ścianę tuż nad trepem.

- Daj rękę Steve - sapnęła nosowo, chwytając go za nadgarstek i poprowadziła między złączone uda, aby i tam dołączył do zabawy w zagłębianie w ciało saper.

Gdy oboje uderzyli w szafkę coś tam zabrzęczało i może się nawet przewróciło. Ale to raczej nikogo z nich nie obeszło. Steve chyba coś stracił ochotę na rozmowy bo dając się prowadzić pomysłowości partnerki. Na chwilę zwolnili gdy trzeba było zrobić małe przemeblowanie na powierzchni tej szafki. Gdy najpierw jedna a potem druga dłoń dołączyła do zabaw w tym najwrażliwszym miejscu. A zaraz potem znów wznowili zabawę w tłocznię. Teraz to ona podskakiwała na nim i jednocześnie na szafce wprawiając ją w histeryczne wibracje. Teraz już co chwila coś tam stukało, brzęczało i się przewracało ale ani jej ani jego to za bardzo nie obchodziło. Oboje zajęci sobą przeszli w iście olimpijskie tempo jadąc wspólnie i na dwie dziurki na raz.

Jeśli tylko chciał, Mayers naprawde potrafił łapać w lot intencje saper, jęczącej wniebogłosy, wypełniana podobnie do zabawy z sani w niedzielę. Teraz brunetka ledwo słyszała jęki mężczyzny, skupiona całą siłą woli na tłoku, wypełniającym dokładnie jej tyłek i zgiętych palcach, zakotwiczonych w gorącym kobiecym wnętrzu odrobinę wyżej. Ledwo rejestrowała, że moczy ich połączone wewnątrz niej ręce i męskie uda.

Wciągnęła powietrze w płuca, gdy poczuła jak drąg Steve’a wyszedł z niej, a potem wbił się brutalnie w nią tak głęboko, jak tylko się dało. Powietrze ponownie przeszył jej krzyk, był to jednak krzyk rozkoszy. Poczuła pierwszą falę orgazmu, zalewającą jej ciało w rytm ostrych pchnięć dzikiego galopu. Wzrok jej zmętniał, obraz zrobił się czarny i zachwiała się, ale partner pilnował sytuacji, nie dając upaść, ani się wywinąć, bo też miał swój plan na tę kąpiel, która już ostro parowała z emaliowanej wanny.

- Wiesz? Chyba woda się już wystarczająco nagrzała… - powiedział zdyszany partner i słowa też mu się trochę rwały. - Chodź sprawdzimy. - zabrał się do dzieła. Złapał ją za nogi tak, że fiknęły do góry i kobiece pośladki zrobiły się jej punktem najbliższym podłogi. Chociaż wciąż z niej nie wysuwał kontrolnego drążka. I przeszedł ten krok czy dwa jakie dzieliły ich od skraju wanny. Teraz nastąpił trudniejszy etap gdy musiał schylić się aby wyjąć grzałkę. Potem pstryknąć ją by wyłączyć i wrzucić do zlewu. I wreszcie mógł zanurzyć dłoń.

- Ooo! W sam raz! - ucieszył się i zrobił krok do wewnątrz wanny. A potem chwilę gimnastykował się i obliczał kolejną sekwencję ruchów. Aż wreszcie zrobił drugi i ostatni krok stając twardo na dnie wanny. I tak zaczął się obniżać aż Lamia poczuła na pośladkach czystą, gorącą wodę. A niespodziewanie Steve roześmiał się jak dziecko i kicnął tyłkiem na dno wanny wzbudzając trochę fal i przy okazji nieco zanurzając tyłek Mazzi w tej wodzie. No i puścił wreszcie jej nogi tak, że mogła znów rozsiąść się na nim jak uważała za stosowne.

- Tak… jest dobrze… idealnie - saper oparła się wygodnie o oddychajace szybko krzesło, kładąc mu potylicę na ramieniu. Ciepła woda przyjemnie dopełniała wrażenie unoszenia się gdzieś w gorącej, rozkosznej próżni gdzie prócz przyjemności niewiele się znajduje. - Masz jakieś życzenia? - spytała schrypniętym głosem, patrząc mu prosto w oczy i uśmiechając łagodnie. Starała się wyglądać niewinnie, co było ciężkie, gdy siedziało się nago na równie nagim ciele z tyłu, a wewnątrz dupki tkwił fragment partnera ku obopólnej radości. - Mogę być twoją złotą rybką, w końcu mnie złapałeś na hak - Powoli podniosła mokrą dłoń, ścierając jakiś paproch z policzka żołnierza. Mówiła spokojnie, powoli. Równie powoli podniosła nogi, stawiając stopy na o rant wanny. Jednocześnie pod powierzchnią wody coraz szybciej i coraz mocniej zaciskała zwieracze i mięśnie kegla, drażniąc partnera od środka.

- Zostawmy coś sobie na resztę wieczoru. - mruknął gdy złapał ją za boki aby znów pomóc jej złapać właściwy rytm i utrzymać stabilność w tym ruchu. Teraz znów się wszystko przy nich i pod nimi bujało tylko zamiast szafki to woda i zamiast coś brzęczeć to coś chlapało. Pomagał jej nasadzać się na siebie i dla skaczącej w górę i w dół kobiety wszystko zaczynało się robić rozmazane, trudno było na czymś skoncentrować wzrok. Zresztą to chyba nie tylko od tego. Czuła za sobą swojego kochanka. Jego dłonie, tors, głowę i oddech. Jak to wszystko przy niej i za nią a i wokół nich się kotowało, chlupotało, sapało i stękało w coraz większym galopie rozpędzonych namiętności.

- Aż tak ci się spieszy? - saper zgrzytnęła zębami, przymykając oczy żeby na chwilę odciąć się od trzęsienia ziemi. Od dotyku, dźwięku odciąć się nie dało, a nawet przez brak wzroku ciało mocniej odbierało bodźce, szczególnie te poniżej pasa. Gorąca fala znów zaczynała wzbierać gdzieś w dole saperskiego brzucha, oddech się urywał i przeszedł w nową symfonię jęków zlewających się w rytmiczne odgłosy zderzenia się ze sobą dwóch mokrych powierzchni. Dziewczyna również przyspieszyła, wyczekując tego charakterystycznego falowania, a potem zalewu gorąca wewnątrz trzewi.
- Pierdol mnie Steve… rżnij… Jezu… o tak… rozpierdol mi tą dziurę… zrób z niej lej po bombie - jęczała mu prosto do ucha, prowokując do jeszcze większego wysiłku.

- O tak, zaraz cię… rozpierdolę… jak pieprzony lej… - mężczyzna pompował nieprzytomnie swoją kochankę i równie nieprzytomnie coś mamrotał do jej ucha. Ale wreszcie nadszedł ten finalny moment gdy nim też wstrząsnęły dreszcze. Lamia poczuła jak ją kurczowo łapie i zamiera przyciskając do siebie a tam, w środku, dużo niżej, jak coś w niej spazmatycznie drga aż do eksplozji. Coś tam się w niej rozlało głęboko w jej trzewiach aż Krótkim wygięło i kurczowo złapał ją pociągając na siebie. Na szczęście zaraz za jego plecami był skraj wanny na jaki opadł on a zaraz potem ona. I gdzieś na tym wybrzeżu tej wanny oboje na chwilę zatonęli tak w sobie, swoich doznaniach jak i tej gorącej wodzie.

Przez ułamek sekundy mogło się mieć nieprzyjemne odczucie, że drobniejsze ciało zostanie zgniecione przez te większę, ale wrażenie szybko uleciało, zapanowała cisza przerywana jedynie ciężkimi, rwącymi oddechami i cichy plusk wody gdy dwójka ludzi zamarła w wannie, wciąż złączona w jeden organizm i splątana kończynami zarówno górnymi jak i dolnymi.
- Cudownie.. było cudownie. Ty jesteś cudowny... nie wychodź jeszcze… - saper mruknęła osowiale, nie wiadomo czy mając na myśli opuszczenie łazienki, czy opuszczenie jej wnętrza. Było dobrze, tak dobrze że dało się zacząć myśleć o śnie. Z tego też powodu Mazzi uszczypnęła się, uśmiechając z ulgą kiedy poczuła ból. Pełny żołądek, rodzina i wymęczenie porządnym numerkiem bez zapinania pasów.
- Chyba miałam być twoją łaziebną… - przez parujące otępienie orgazmu przeszły pierwsze logiczne myśli.

- Noo… - Steve jak zwykle tuż po nie sprawiał wrażenia ani zbyt bystrego, czułego czy rozmownego. Po prostu tak sobie siedział oparty o skraj wanny z błogim lenistwem wypisanym na twarzy tak bardzo, że aż oparł potylicę o brzeg tej wanny. A dłonią leniwie wodził po partnerce to tu to tam nie bardzo kwapiąc się do zmiany czegokolwiek czy innych aktywności wymagających ruchu, mówienia czy myślenia.

- Mhmmm…dokładnie jak mówisz, Tygrysku - Mazzi uśmiechnęła się do niego czule, całując krótko w czubek brody, zanim nie powróciła do leżenia na froncie odpoczywającego po ciężkim, katorżniczym wręcz wysiłku mężczyzny. Po omacku znalazła kawałek gąbki i nie za bardzo się poruszając, sięgnęła po jego ramię, mocząc myjkę, mydląc j ją i powoli, nigdzie się nie spiesząc, zaczęła myć te fragmenty ramion, do których miała dostęp bez konieczności wstawania. Długo to niestety nie trwało, wreszcie musiała się podnieść przez co miękki już drąg Mayersa wysunął się z niej, co odczuła jako pustkę i tęsknotę.

- Ale ty jesteś uroczy… prawie jakbyś nie był jakimś tam wygadanym jaśnie oficerem - mruczała pogodnie, siadając na nim odwrotnie, aby zająć się domywaniem spoconego frontu, szyi i ramion - Odpręż się, odpocznij… ja się wszystkim zajmę… - dorzuciła troskliwie, biorąc go za rękę i położyła ją na swojej piersi, wznawiając proces mycia.

- O tak, jesteś zajebista… Najlepsza… - mruczał zadowolony mężczyzna z lubością poddając się zabiegom pielęgnacyjnym serwowaną przez osobistą łaziebną. Ona zaś czuła jak woda i piana na przemian obmywają lub oblepiają jego jędrne i silne ciało. Jak jest przyjemnie ciepłe i żywe, parujące od gorącej wody. I jak w nozdrza uderza przyjemny aromat mydlin. Jak okazuje jej zaufanie oddając się jej do dyspozycji bez wahania. I jaką przyjemność sprawia mu ten błogi nastrój tak odmienny po tym szaleńczym galopie jaki rozpoczęli zaraz po przyjściu do tej łazienki.

Dzięki światłu sprawdziła dyskretnie czy od ostatniego spotkania w środę nie dorobił się żadnych nowych szram i siniaków. Mimo tego zachowywała ostrożność i delikatność, przejując rolę opiekuńczą… dla kogoś, kto był ostatnim człowiekiem jaki potrzebował niańczenia i który, gdyby tylko chciał, poradziłby sobie z kalekim weteranem jedną ręką.
Nie zrobił tego, pokazał saper bardziej ludzką część, dając przejąć kontrolę w zbożnym dziele. Zaufanie łapało za gardło, przez parę dobrych minut, dlatego czas ten Mazzi przeznaczyła na ciche nucenie, do wtóru niespiesznych ruchów gąbką. Zrobiło się kameralnie, intymnie o wiele mocniej niż przed chwilą, gdy siłowali się na szafce, a potem w wannie. Tam też była intymność, tylko inna. Saper złapała się na tym, że o wiele bardziej woli właśnie tę teraz.

- A wiesz… mówiłam ci o tym, że jest szansa że jutro może z nami jechać moja przyjaciółka, prawda? - zaczęła po dłuższym czasie, łapiąc go za barki i przyciągając do siebie aby mógł się o nią oprzeć podczas gdy ona myła mu plecy i tył szerokiego karku. Mówiąc cicho opowiedziała o wypadzie Hammond Park, nie ukrywając niczego. Ani czarowania dwóch wartowników dzięki czemu zlitowali się i ogarnęli jej przepustkę do węzła łączności, ani samego radia. Opowiedziała o Rossie i Azjatce, o rozmowie z Willy… żywej Bękarcicy którą poznała po głosie, chociaż nie pamiętała twarzy.

Saper mówiła, wylewając z siebie coraz to nowe zdania i myśli, aż zakończyła opowieść na wyjściu z kadr i udaniu się na przystanek. Wtedy też westchnęła, kończąc zmywać pianę z krótkich, brązowych włosów.

Lamia miała wrażenie, że gdyby tylko skończyła na samym pytaniu o trzecią towarzyszkę na jutrzejszą wyprawe to możliwe, że nie doczekałaby się jakiejś cywilizowanej odpowiedzi. Zwłaszcza takiej dłuższej. Ale ta ożywcza kąpiel i reszta opowieści widocznie trwały na tyle długo i wyraźnie, że chyba przedarło się co trzeba do adresata. No i nawet doczekała się jakiegoś dialogu w tej sprawie.

- Aha… To czyli ta twoja kumpela może przyjechać tutaj? - zapytał nieco odkręcając głowę w bok by chociaż na nią pozezować. - Nie ma sprawy, niech wpada, najwyżej pojedziemy we trójkę. - machnął dłonią na znak, że z tym nie widzi żadnego problemu.

- Heh… I już po pierwszej wizycie dorobiłaś sobie kolegów? A nawet jedną koleżankę co ma być w niedzielę? Kurde jak ty to robisz? - zaśmiał się dźwięcznie nie mogąc wyjść z podziwu co do jej talentu do zawierania owocnych znajomości.

- Nie wiem… po prostu byli mili, sympatyczni…chcieli pomóc - Mazzi trochę bezradnie ramionami, zagryzając wargę i na poważnie się nad tym zastanowiła. Coś było na rzeczy, pewnie chodziło o pomoc weteranom. Zaśmiała się nagle, po czym zrobiła poważną minę wyganiając w spojrzenie jednego bardzo smutnego basseta - Bo wiesz, byłam na Froncie i zrobili mi kuku...- pokiwała smętnie główką. Szybko jednak przestała się zgrywać, ponownie wzruszając ramionami - Nie wiem, ludzie mnie lubią zazwyczaj… Claudio też to dostrzegł, chciał mnie wciągnąć do kabaretu. - nabrała wody w gąbkę i wycisnęła ją partnerowi nad głową - “Heca” się nazywa, pewnie słyszałeś. Uśmiejesz się… byłam nawet na rozmowie kwalifikacyjnej u nich w siedzibie - parsknęła - I poszło nieźle, naprawdę wyszło dobrze.

- O, “Heca”, tak czasem kabaretują dla wojska to też się łapiemy. - pokiwał głową by dać znać, że wie o kogo chodzi. - A ten Claudio to niezłe monologi daje. - odwrócił się by popatrzeć na partnerkę i uśmiechnąć się. - A ta rozmowa tak dobrze poszła to dlaczego z nimi nie grasz? - zapytał zaciekawionym tonem.

To że Claudio nie tylko monologi dawał niezłe, lepiej było przemilczeć, co też Mazzi zrobiła. Ograniczyła reakcję do krótkiego uśmieszku na wspomnienie pewnego czwartkowego popołudnia w domu komika, po czym zmarszczyła czoło, słysząc ostatnie pytanie. Zamrugała parę razy, gąbka znieruchomiała tak jak i reszta sylwetki saper.
- Dlaczego? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, za bardzo nie wiedząc jak zacząć. To przecież było oczywiste dla niej, a patrząc gdzie i z kim właśnie siedziała, nie było czego żałować jakichkolwiek decyzji.
- Kabaret pracuje w każdy weekend, bez wyjątku, w tygodniu również dają przedstawienia. - zaczęła mówić, a wraz z każdym słowem traciła błazeńską otoczkę na rzecz powagi i zmieszania - Wieczorami… do tego próby, nie próby. Prywatne występy, albo i występy w szpitalach… czy w tych bogatych, bananowych restauracjach… rozmowę miałam w czwartek wieczorem. Claudio kazał się przytoczyć w poniedziałek, żebym poznała resztę ekipy i żeby oni mnie obchąwali - nawijała alej, unikając odpowiedzi na pytanie, ale nie za bardzo dało się bardziej zwlekać.

- Ale w piątek jeden jakiś byle tam oficer pseudo komandosów wyciągnął mnie pod drzewo. Zbałamucił, odarł z czci i godności i jeszcze upił. A potem okradł. W niedzielę dał się porwać z klubu do domu… jak mówiłam kabaret pracuje w każdy weekend, a żołnierze z jednostki tajne-poufne dostają wolne jedynie w weekendy… i to nie każde. Gdybym z nimi grała nie… hm. - Podniosła spojrzenie, patrząc Steve’owi głęboko w oczy - Więc jesteśmy tutaj, w weekend. - gąbka znów poszła w ruch.

- Tak? No cóż za bałamut z tego oficera! Straszne! - Steve zrobił przesadnie duże oczy gdy tak ni mógł się nadziwić jakie bezeceństwa opowiada ofiara porwania. Aż przyłożył sobie dłoń dp ust by pokazać jak trudno przechodzą mu takie rzeczy przez usta.

- Prawda? Tragedia, prawie grecka… a z pewnością moralna… i oralna - dodała ciszej, udając że to kaszlnięcie, a potem tokowała dalej - Kariera zniszczona, cześć odebrana. Niestety… ci oficerowie… wiadomo czego się po nich można spodziewać - podoficer zrobiła smutną minę, jasno ukazującą, że nie jest to z pewnością nic dobrego. Pokiwała przy tym głową, klepiąc kapitana po dłoni i przedramieniu aby dodać otuchy. Drugą dłoń położyła mu na ramieniu, ściskając pokrzepiająco - Dlatego tak się boję spać sama, bo wtedy zawsze mi sie przypomina ten koszmar. Ze wszystkimi detalami - dorzuciła z niepoważną powagą.

- Ooohhh, biedactwo! - mokry mężczyzna zrobił bolałą i współczującą minę na znak solidarności ze skrzywdzoną przez owego oficera - okrutnika kobietą. Aż ją pocałował w dłoń dla okazania tego współczucia. A nawet przejął od niej myjkę i zaczął przesuwać po tym sponiewieranym przez tamtego nikczemnika ciele.

Biedna Księżniczka w wiecznej opresji westchnęła rozdzierająco, prawie roniąc łzę nad własnym, tragicznym losem. Z wdzięcznością za to przyjęła opiekuńcze zabiegi Mayersa, całkiem zgrabnie odgrywając rolę damy w potrzebie, gdy patrzyła na niego wielkimi oczami, pokiwała smętnie głową i z czasem rozchyla drżące usta.

- Niestety mało się szarmanckich rycerzy i gentlemanów wiedzących jak się obchodzić z kobietą - pociągnęła nosem, dla kontrastu napierając torsem na myjącą ją dłoń. Powoli robiło się przyjemnie kosmato, nozdrza chciwie łapały woń partnera, a podbrzusze zaatakowały pierwsze symptomy narastającego podniecenia. Wystarczyło że cholernik był obok i egzystował, a jeden pies wojny dostawał regularnej, permanentnej cieczki.

- Ehhh… - westchnęła nagle, spoglądając na drzwi do łazienki, krzywiąc się tym razem autentycznie. - Dziewczyny się wkurwią, bo już z pół godziny się myjemy - powiedziała niechętnie, równie niechętnie kręcąc głową, zanim nie wróciła twarzą do bohaterskiego, szarmanckiego samca naprzeciwko - A obawiam się, że… szybko stąd nie wyjdziemy jeśli pociagniemy dalej. - pocałowała go czule - Więc pociągnijmy zabawę już w sypialni… myślisz, że dasz radę wynieść tam damę w opresji i depresji po takim nieludzkim potraktowaniu oraz zbałamuceniu?

- Pół godziny? Nnn… o faktycznie… - Steve miał minę jakby chciał zaprotestować, że na pewno już tyle nie siedzą ale gdy spojrzał na swój zegarek to sam się dziwił ile już tu siedzą. Ale przyjął to dzielnie i z uśmiechem.

- Chyba są już obie dorosłe i potrafią się zająć sobą. No ale chyba masz rację jeszcze by wyszło, że się bawimy sami. - pokiwał głową i pocałował Lamię w usta. Tym razem delikatnie i z sympatycznym uśmiechem. Po czym wstał i pewnie chciał wyjść z wanny no ale dopadła go proza życia.

- Który mam wziąć ręcznik? - zapytał wskazując na te kilka wiszących do wyboru.

- A który masz ochotę… ten zielony jest chyba najświeższy bo dziś wieszany… i ten czarny tak samo - odpowiedź dopadła go od dołu, skąd dziewczyna przyglądała mu się chowając smutek za uśmiechem. Gdyby od niej zależało, nie wychodziłaby z tej wody, póki by niezmieniła się w lód, albo oni by nie zgłodnieli… tylko że prócz nich były jeszcze dwie osoby i tak - mogły się poczuć odstawione, gdy ich szybkie mycie przeszło w dłuższe posiedzenie.

- Jutro jak dojedziemy do Mason i zadekujemy się w jakimś hotelu, znowu umyję ci plecy - obiecała, oddając ciepły i sympatyczny uśmiech, gdy wstawała do pionu - W ramach rekompensaty i wymiany doświadczeń ty się zajmiesz moimi. Na całej długości - dorzuciła, wachlując krótko rzęsami. - A dziewczynki mają masę wspólnych tematów i zainteresowań… akurat zyskały czas aby się wywąchać wstępnie. Eve miała pokazać Karen ten film który ostatnio wspólnie kręciliśmy tam w magazynach… i ktoś chyba zgodził się obsadzić rolę pana Browna - ściągnęła usta w dzióbek - Tak coś kojarzę, albo to przez to zbałamucenie mi się miesza.

- Pana Browna? No tak ale to dzisiaj? - tego chyba Steve się nie spodziewał bo spojrzał na Lamię jakby myślał, że ta żartuje. A sam wyszedł z wanny i wytarł a potem owinął się tym zielonym ręcznikiem. A potem złapał i postawił na dywaniku swoją dziewczynę i ją zaczął wycierać i owijać tym czarnym.

- Mówisz, że jutro powtórka? No ciekawe rzeczy opowiadasz. Bardzo ciekawe. - roześmiał się gdy wycierał jej ręcznikiem uda, kolana i łydki. Po czym okręcił ją i powtórzył operację z tylną wersją tych rejonów.

W końcu owinięci ręcznikami wyszli z łazienki. A raczej on wyszedł niosąc ją w ramionach. I tym sposobem wrócili do pozostałej dwójki. Obie dziewczyny wciąż były w ręcznikach ale włosy już miały prawie suche.

- Czeeeśśśććć! - Eve przywitała się z nimi machając do nich wesoło rączką i uśmiechając się sympatycznie jakby dzisiaj widzieli się po raz pierwszy.

- Co? Korki zatkane a w ogóle to tsunami przyszło co? - roześmiała się ironicznie brunetka jakby świetnie mogła sobie wyobrazić czemu ich tak długo nie było.

- Właśnie oglądamy film. A wiecie, że Karen ma kłopot z wysuszonymi stopami? - fotograf mówiła siedząc na jednym krańcu sofy i goszcząc u siebie te przesuszone stopy pani komandos. Jedną pod ręcznikiem między swoimi udami a drugą troskliwie trzymając w dłoniach.

- O tak. Eve mówi, że zna świetny sposób nawilżania. A w ogóle Krótki nie wiedziałam, że z ciebie taki kamerzysta. - Karen pokiwała głową wskazując na blond terapeutkę a ta zademonstrowała swoją terapię przesuwając językiem po krawędzi stopy aż po koniuszek wielkiego palca a następnie biorąc go w swoje usta. Brunetka zaś odwróciła się do pozostałej dwójki wskazując na rozstawiony na krawędzi stołu laptop.

- A co oglądacie? - zaciekawił się Steve i chwilę stał zastanawiając się gdzie spocząć. Ale w końcu usiadł na samym środku sofy rozdzielając sobą i Lamią obie dziewczyny. A przed nimi ukazał się ekran i końcowe sceny z “Mary Sue 2”. - Aaa to to! - ucieszył się Krótki gdy rozpoznał co to za filmik oglądają. To sam się oparł o sofę aby wygodniej mu się oglądało a i dziewczyny się trochę przemodelowały aby zmieścili się w komplecie.

Eve wylądowała w środku układu, z prawej strony mając Karen, a z lewej Krótkiego z Mazzi na kolanach. Przez chwilę ogladali wspólnie ostatnie minuty nagrania niegrzecznej, krnąbrnej uczennicy i pani profesor, a saper wykorzystała to aby na moment wyplątać się z kończynowego układu i zajrzeć do kociego koszyka, gdzie mała rudo-biała kulka najwyraźniej padła spać ze zmęczenia i nadmiaru wrażeń ostatnich godzin. Upewniwszy się ze małemu niczego nie brakuje, wróciła na kanapę, wklejając się w komandosa i przytulając Eve. Złapała też nogę Karen, aby móc głaskać ją po łydce i stopie. Oglądając siebie na ekranie zastanawiałą się nad tym czy robić dziś nową część, a może po prostu pozwolić im wszystkim odpocząć po ciężkim, pełnym nerwów tygodniu i cieszyć się własną obecnością oraz bliskością… tak druga opcja brzmiała najlepiej. Przecież mogli po prostu ustawić kamerę przy łóżku, kiedy do niego przejdą, a że przejdą wiedziała cała czwórka.
- Taaak… zdecydowanie to moja ulubiona seria - Mazzi mruknęła z zadowoleniem widząc wspólne z Kociaczkiem wyczyny na ekranie.

- Gorąca końcówka. - Karen pokiwała głową w ostatni zatrzymany na ekranie obraz mokrej twarzy poskromionej Mary Sue.

- Podobała ci się? - blond główka pochyliła się nieco aby móc spojrzeć na nową koleżankę i pierwszą osobą spoza ich trójki jaka obejrzała ten jeszcze nie skończony film.

- Oj tak! Zwłaszcza ta końcówka. Podoba mi się takie nawilżanie. - brunetka z przekonaniem pokiwała głową i uniosła w geście pełnej aprobaty oba kciuki w górę.

- Oj to był pomysł Lamii. Ona zawsze ma takie genialne pomysły dlatego ja już nauczyłam się zgadzać na jej scenariusze bo zawsze wychodzi zajebiście. - roześmiała się fotograf patrząc czule i wdzięcznie na swoją ulubioną reżyser filmów akcji.

- Na mnie nie patrz. Ja tylko chodziłem z kamerą. A sama widzisz, że dziewczyny same zajęły się resztą. - Krótki bez chwili wahania i pełnym przekonaniem potwierdził słowa swoich dziewczyn i aktorek wyświetlanego filmu.

Lamia za to wychyliła się odrobinę, pocierając nosem o policzek blondynki i pocałowała krótko jej usta tuż przy kąciku.
- Wychodzi zajebiście bo z tobą inaczej się nie da - wymruczała cicho, łypiąc na trzecią kobietę - Słyszałam że podobne numery są w modzie, zobacz jak się nam Karen podjarała. Chyba się jej spodobało… - powiedziała, nachylając się jeszcze odrobinę, szepcząc fotograf do ucha, zanim nie wyprostowała pleców, wracajac do pół leżenia na Mayersie - Tygrysek daje radę po obu stronach kamery… taka z niego zdolna bestia. I niepotrzebnie skromna - dorzuciła, zostawiajac krótkiego buziaka na męskim policzku.

- Taakk? - Eve zapytała uśmiechając się kusząco i zerkając podobnie na Karen. - Wiesz Karen jakbyś miała na coś ochotę jak na tych filmikach, naprawdę cokolwiek to wiesz… Jesteś naszym głównym gościem. No w każdym razie ja na pewno bym ci chyba nie umiała odmówić. - blondynka zaszczebiotała o tyle filuternie co radośnie po czym czmychnęła do sypialni na chwilę znikając im z oczu.

- Ona wie o co się prosi? - koleżanka Steve’a odprowadziła ją spojrzeniem ale zaraz popatrzyła na Lamię. Takim spojrzeniem sugerującym, że film, skojarzenia i cała reszta całkiem przyjemnie ją pobudził i nakierował na bardzo kosmate tory.

- A jeśli chodzi o dziewczyny i pracę przed kamerą to one są boskie. Największy patałach przy nich dałby radę. - Krótki skorzystał z okazji aby pochwalić się talentami swoich dziewczyn.

Potok pochwał i ta pewność w głosie jedynego samca na kanapie sprawiły że pierś Mazzi urosła o cały rozmiar, gdy wypięła się dumnie do przodu. Czuła się jakby typek postawił ją i Eve na podeście i sypał komplementami aż zaczęły w nich pływać.

- Dobrze że tu nie ma żadnych patałachów, tylko sam towar z najwyższej półki - odpowiedziała, pochylając się do drugiej brunetki i wężowym ruchem poprawiła jej włosy, zakładając kosmyk za ucho - Poza kamerą też spełniamy życzenia i robimy cuda… nawet nie trzeba długo na nie czekać - domruczała, pochylając się jeszcze odrobinę a jej ręka z twarzy żołnierki zjechała na jej dekolt i pogładziła lewą pierś - Pamiętam na co się umawiałyśmy… pytanie czy po tym jak zajmiesz się Eve, będziesz miała siłe na mnie? - powachlowała rzęsami - Jeśli już ustaliłaś z Tygryskiem którą stronę bierzesz…

- Aż tak bardzo to nie mieliśmy okazji na ustalenia. - odszepnęła Karen nie przeszkadzając w penetracji własnego dekoltu chociaż obniżyła łepek aby się temu przyglądać. Sama zaś dłonmi wylądowała na kolanach Lamii i zaczęła się nimi przesuwać w górę.

- I naprawdę spełniacie życzenia? Mówiłam ci wtedy co lubię. Pisze się na to któraś z was? - zapytała mrucząc jej cicho wprost do ucha. Nawet nie było pewne czy Steve co przecież był tuż obok coś z tego słyszał czy nie. Ale raczej nie słyszała Eve która właśnie wróciła do ich grupki.

- Już jestem! To tu też mamy jeszcze jeden filmik. Taki prywatny. Właściwie to ty go Steve już widziałeś? A dobra! To teraz go wszyscy obejrzymy! No tylko jego też jeszcze nie zdążyłam zmontować i obrobić więc jest surowy materiał. - fotograf kucnęła przed laptopem i na chwilę tył jej głowy, nagie ramiona i reszta ręcznika zasłoniły widok ekranu gdy przygotowywała materiał filmowy do prezentacji. Spojrzała nawet na Krótkiego gdy pytała czy oglądał ale zaraz chyba sama też go chciała obejrzeć jeszcze raz bo nie przerwała swojego zajęcia.

- Ale który filmik? - Steve nie bardzo wiedział o którą produkcję chodzi. Ale chyba też spasował i czekał na początek seansu.

- Pytasz się która z nas ma ochotę spełnić twoje marzenia tej nocy? Przecież odpowiedź już znasz. Obrazimy się jeśli nie zabawisz się z nami obiema… i Tygryskiem oczywiście - saper mruczała w najlepsze, wiercąc się na boltowym fotelu i rozsunęła uda, aby ułatwić Karen zabawę. Sama też nie próżnowała, ugniatając jej pierś i podrażniając palcami brodawkę aż zaczęła dumnie sterczeć kusząc, by spróbować jak smakuje. Nachyliła się w tym kierunku, dorzucając krótki pocałunek w tym rejonie, zanim nie wyprostowała się, wpuszczając między nich blondynkę.

- Zobaczysz - odpowiedziała komandosowi, wracając do siedzenia w miarę na prosto i ciekawa obserwowała jak Eve uruchamia odpowiedni film.

- No to start! - zawołała wesoło blondynka obramowana z każdej storny życzliwymi i lubianymi twarzami. I na chwilę uwagę wszystkich zwrócił ekran laptopu który ukazał scenkę trochę z góry i trochę z profilu. Płaskie łóżko Eve i w samym centrum była też i Eve. Nago. A z każdym z jej końców była któraś z postaci jakie teraz siedziały obok na sofie. Mężczyzna zajmował centralną pozycję między jej gościnnie rozchylonymi udami i pompował ją zapamiętale. A głowa blondynki znikała pod kroczem i między udami brunetki jaka nad nią leżała. Akcja była w toku, pełna jęków, ochów i energii jaka przepływała z ciała do ciała i trudno było powiedzieć kto tam kogo nakręca kogo. Chyba po trochu wszyscy nakręcali się wzajemnie.

Rumieńców dodawał fakt, że ręce blondynki skrępowano za plecami, robiąc całkiem zgrabny i gotowy do użycia pakunek, z którego oboje partnerów tak chętnie Korzystało. Kamera wyłapywała drobną, trójkątną twarz w zwieńczeniu ud przed sobą, czasem na ekranie perspektywa się zmieniała, cofajac się i ujawniajac że jedna z rąk kamerzystki zabawia się swoja piersią. Potem obraz wędrował do góry i do tyłu, ukazując zaciśnięte szczęki szerokobarego byczka, skupionego na tym, co miał przed sobą i po części na sobie. Trwało to dość długo, dwoma kobietami po kolei zatrzęsło. Wpierw blondynką, potem brunetką, przez co obraz trochę się rozmazywał i skakał. Potem jakby się uspokoiło w przednich rejonach cerbera, ale nie z tyłu. Tam Steve wciąż rżnął fotograf, aż nagle z niej wyszedł, zza ekranu poleciały teksty o czyszczeniu i zamianie ról. blondynką szarpnięto, stawiajac na kolana tuż przed tłokiem jeszcze sekundę temu wbijającym się w nią aż pod metkę. Dziewczyna chętnie zabrała się do dzieła, puszczając do kamery firmowe oczko, od strony ich partnera doszły głośne sapania i jęki. Wreszcie odepchnął głowę blondyny, sięgając po ciemnowłosą. Obraz z kamery zawirował, a ostatnim sensownym ujęciem był moment jak dwie sylwetki widziane od żeber w dół, wplatają się i zaczynają zabawę w iście olimpijskim tempie.

- Musimy następnym razem postawić statyw - brunetka z nagrania westchnęłą trochę rozżalona, lecz żal nie trwał długo. Oglądanie ich poprzednich wyczynów przywoływało dobre, kosmate skojarzenia. Aż chciało się powtórzyć. Łypnęła na Krótkiego, a potem na Karen - A nie mówiłam że po drugiej stronie kamery też sobie świetnie radzi?

- O cholera… - Karen mruknęła i była pod zauważalnym wrażeniem. Zresztą jak cała czwórka. Wyglądało na to, że czy ktoś wspomagał film własnymi wspomnieniami czy samym materiałem filmowym to jakoś tak dało się poczuć, że temperatura skoczyła o kilka oczek.

- Oj bo wtedy to tak się bawiliśmy, że ja będę ich dziwką. I będę spełniać ich życzenia i tak dalej. No i zobacz jaki się jeszcze cudowny filmik z tego nagrał! - Eve nie omieszkała dopowiedzieć okoliczności w jakich tydzień temu nagrali ten materiał filmowy. I mówiła o tym tak radośnie jakby opowiadała o najlepszej randce w życiu. Karen słuchała z fascynacją i niedowierzaniem zerkając na nią albo na zamarły obraz na ekranie.

- To jakoś wtedy chyba można uznać, że zaczęliśmy chodzić ze sobą. Znaczy we trójkę. - dodał Steve tonem wyjaśnienia wskazując na siebie i swoje dwie dziewczyny. To jeszcze krótkowłosa brunetka z ręcznikiem owiniętym już tylko w talii popatrzyła na trzecią z tego trio aby usłyszeć jakiś jej komentarz do tego filmu.

- Po tym co na filmie była jeszcze dogrywka, ale już z tego wszystkiego się nie nagrała - saper dorzuciła swoje bękarcie trzy grosze, patrząc czule na dwójkę partnerów - A zaczęło się od deseru - dodała, a jej twarz ozdobił zębaty uśmiech - Dogadałyśmy się z Eve, że po obiedzie przytrzymam Steve’a tutaj, a ona z Di przygotują deser w kuchni na stole. Owoce, bita śmietana i czekolada, podane na najpiękniejszym talerzu jaki można sobie wyobrazić - westchnęła, ściskając blondynkę za rękę. Podniosła ją do góry, całując szarmancko.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 09-05-2020, 01:05   #188
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
A jakoś tak się stało, że przy tym podnoszeniu ręcznik zsunął się z Eve więc gdy wstała zaprezentowała się właśnie w stroju swojej biblijnej odpowiedniczki. I jak na fotograf i modelkę przystało lekko ugięła jedną nóżkę i złapała się za biodra aby się lepiej prezentować przed nową koleżanką.

- O właśnie na tym talerzu. - mężczyzna wskazał na to nagie blondwłose ciało po czym się roześmiał. - A wiesz jak mnie zaskoczyły z tym deserem?! Cholera ta mnie tak zagadała, że ja myślałem, że Eve poszła herbatę robić czy coś takiego. Di nam coś machnęła na pożegnanie a Lamia mnie ciągnie tam do tamtego stołu a tam Eve na słodko podana do stołu! - Mayers zaczął opowiadać koleżance a przy okazji i swoim dziewczynom jak to zapamiętał ten motyw z zeszłej soboty. Przy okazji roześmiał się i on i reszta a jego koleżanka z pracy aż pokręciła głową z niedowierzania jakie tu odchodzą numery.

- A są jakieś plany na dziś? - zapytała do połowy już rozebrana z ręcznika Karen zerkając na trzy twarze rozsypane wokół niej. Pytała jakby miała żywą ochotę stać się integralną częścią tych planów.

- Hmm… - saper udała zadumę, pukając palcem wskazującym w policzek i wydęła wargi, odbarzajac każdego z zebranych powłóczystym spojrzeniem. Wreszcie przywowała na twarz miły grymas - Zależy od was, czy jesteście bardzo zmęczeni - stwierdziła po prostu, wstając i pozwalając aby ręcznik zsunął się z jej ciała na podłogę. Stanęła za Eve, obejmując ją w pasie i kładąc brodę na ramieniu żeby móc się gapić na kanapową parkę - Pożyczyłysmy parę zabawek od Betty i Madi… tylko tutaj będzie nam niewygodnie. - mówiła powoli, równie powoli przenosząc dłonie do góry, na piersi fotograf, ujęła je od spodu, udając że sprawdza ich wagę - W sypialni jest dużo miejsca i naprawdę duże wyro. Pomyślałam że może chciałabyś z nami coś nagrać na początek… - skubnęła dolną wargę zębami, łapiąc Karen w klatkę gorącego spojrzenia i wyszczerzyła się szeroko - Mam pewien pomysł, ale do jego wykonania jesteś wręcz niezbędna.

- Jaa? - Karen wydawała się jednakowo zaskoczona co i zafascynowana propozycją. Najpierw przykuły jej uwagę piersi blondyny tak ślicznie prezentowane przez czarnulkę, potem sama pani reżyser i to co mówiła, w końcu popatrzyła na Eve i Krótkiego.

- Oj zgódź się, zgódź Karen! Jak Lamia ma jakiś pomysł to na pewno będzie genialny! No sama widziałaś! - Eve z miejsca poparła pomysł swojej dziewczyny a przy okazji wręcz wymarzonej reżyser od projektowania takich spektakli na żywo. Karen jeszcze jakby się zastanawiał chociaż oczka i usta uśmiechały jej się już całkiem wesoło. Ale spojrzała jeszcze na jedynego mężczyznę w tym gronie.

- A ty Krótki? Co na to powiesz? - zapytała przekornie faceta który na co dzień był jej bezpośrednim dowódcą.

- Ja się nauczyłem mieć do dziewczyn zaufanie. Co by nie wymyśliły i zrobiły to na pewno będzie zajebiste. - odparł spokojnie z tym swoim ciepłym uśmiechem którym chyba by można topić alaskańskie lodowce.

- A dobra! Co tam! Raz się żyje! To co mam robić? - Karen machnęła ręką spychając wątpliwości na bok i popatrzyła już nie ukrywając ciekawości co tu będzie się działo tym razem.

- W szafce pod wieżą jest linka… weźmiesz ją? - saper wskazała odpowiedni mebel, szybko rzucając oczami po pomieszczeniu, wypuszczając blondynkę z objęć i całując w skroń - Kociaczku, ustaw kamerę przy wyrze… tym razem nagra się wszystko. Tygrysku… w łazience na górze stoi torba ze sprzętem. Ciężka… przyniesiesz ją, prawda? - zacwierkała do swoich partnerów, samej truchtając do studia fotograficznego po ostatnie drobne pierdoły zanim wszystkim odechce się gdziekolwiek chodzić.

Cała czwórka pokiwała głowami i rozsypała się po pomieszczeniach mieszkania. Steve i Eve poszli w jedną stronę a Karen w drugą. Tam strzelec wyborowy chwilę zakręciła się szukając tej linki a z przeciwnej owinięty zielonym ręcznikiem komandos zniknął w łazience jeszcze trzepiąc na zachętę nagi pośladek blondynki. Co ta jak zwykle przywitała wdzięcznym, dziewczęcym śmiechem i zniknęła w sypialni zaraz potem.

Wesołe, gorączkowe zamieszanie elektryzowało powietrze. Wyczekiwanie dało się wyczuć na końcu języka i rozpoznać po stających dęba włoskach. Mazzi wpadła do pracowni, zgarniając najpotrzebniejsze gamble i równie szybko wyleciała z powrotem do mieszkania, po drodze zgarniając dzbanek kompotu, bo znając życie gdy skończą przyda się bardziej niż bardzo i to każdemu z kwartetu.

- Dobrze… od czego by… - zaczęła, mrużąc oczy i wzięła oddech, wchodząc w rolę reżysera, a oczy coś jej uciekły do pozostałych kobiet.

- Ubierzesz nas? - Podeszła do nich, wciskając Karen obroże. Przy okazji szepnęła jej do ucha coś, co potem powtórzyła i Eve, zerkając wcale bez skrępowania na wracającego z łazienki Mayersa. Tłumaczyła im obu coś, gestykulując żywo i wachlując rzęsami.

- Linki, obroże… ciekawie się zaczyna… - zaśmiała się cicho Karen ale widać było, że tryska ekscytacją tak samo jak pozstała trójka. Przy okazji uniosła brwi jak usłyszała co ma jej reżyser do powiedzenia na ucho. Sama zaś zaczęła Lamii mocować tą obrożę gdy blondyna jeszcze sprawdzała coś z kamerami.

- Lamia, ustawiłam jedną tutaj na niskim stojaku a drugą tutaj na wysokim. - zameldowała Eve pokazując jak te dwie kamery ustawione z różnych stron koncentrowały się na materacu.

- Ogień krzyżowy. - uśmiechnął się Krótki zerkając na ustawienie kamer. Ta na niskim stojaku mogła łapać obraz z profilu, niewiele wyższym niż poziom podłogi. Ta druga była trochę po skosie i od tyłu niskiego łóżka za to była gdzieś na wysokości pasa stojących aktorów.

- Gdzie to postawić? - zapytał pokazując pękatą, sportową torbę w którejś coś grzechotało. Eve zaś zajęła miejsce przy Karen która teraz jej zakładała obrożę i miała okazję wysłuchać co jej Lamia szepnęła do ucha.

- Oooo! Ja jestem za! - oczka blondynki rozpaliły się na znak pełnej aprobaty dla pomysłu Lami który widocznie uznała za tak genialny jak tego oczekiwała. - Ale jakbyś potem miała ochotę się zamienić to też nie będę stawiać oporu. - dorzuciła szybko swoją sugestię.

- A ty kiedyś stawiasz im jakiś opór? - zaciekawiła się Karen kończąc zapinać obrożę na szyi blondynki.

- Lamii i Steve’owi? No coś ty! Zawsze się zgadzam na wszystko co sobie życzą! - Eve prychnęła na poły z oburzeniem na poły rozbawieniem, że miałaby wspomnianej dwójce czegoś odmówić co znów rozbawiło większość towarzystwa.

- Opór? - Mazzi zrobiła zdziwoną minę i prawie wyszło jej naturalnie. Cmoknęła blondynkę w skroń, a potem zwróciła się do czarnuli - Nie wiedziałam, że masz ciągoty do fizyki. Rezystancja… tak. Lubisz gdy ktoś ci recytuje do ucha prawo Ohma? - powachlowała rzęsami, przechodząc na niski pomruk- Natężenie prądu płynącego przez przewodnik jest wprost proporcjonalne do napięcia przyłożonego między jego końcami… przećwiczymy to w praktyce, już niedługo. Postaw przy łóżku, kochanie - odwróciła głowę do Mayersa, wskazując podłogę przy nogach mebla. - Kociaczku, odpalaj kamerki… i daj tą małą. Z telefonu. Też się przyda - dorzuciła pewnie.

Cała trójka popatrzyła na Lamię trochę dziwnie jak zaczęła cytować te prawa fizyki czy coś w ten deseń. Ale gdy wróciła tematem do tu i teraz oraz kamer znów twarze się pojaśniały gdy wróciła na znajomy teren. Steve postawił torbę przy materacu a blondyna podała Lamii smartfon a sama zaczęła uruchamiać pozostałe kamery. Przy Lamii została więc tylko Karen z ciekawością obserwując te przygotowania.

- I właściwie co teraz będzie? Od czego zaczynamy? - zapytała wciąż owinięta ręcznikiem w talii, podobnie zresztą jak Steve. Eve za to obsługiwała kamery ubrana jedynie w obrożę.

- Też możecie wyjść z inicjatywą, nie wszystko muszę pokazywać palcem, no nie? - Mazzi spojrzała na brunetkę dość ironicznie, drapiąc się niby przypadkowo po uchu - Myślałam, że to już ustalone, od czego zaczynamy… a potem się zobaczy - wzruszyła ramionami, broda wskazując torbę ze sprzętem - Coś na pewno wymyślimy, prawda? Dawno nikt mnie nie wiązał i nie przyduszał na finiszu. Biorą mnie za kalekę czy coś - przewróciła oczami. - Myślą że się rozsypię jak za mocno nacisną. Liczę, że ty jeszcze nie zdążyłaś nabrać podobnie bzdurnych odruchów - wyszczerzyła się zębato, ściągając usta w dziobek chwilę później.

- Już gotowe! - blondynka zjawiła się przy Lamii ale chyba to co ta właśnie powiedziała rozbawiło panią fotograf bo zachichotała cichutko przy ustawianiu ostatniej kamery. Karen też się za to uśmiechnęła. Pokiwała głową, przygryzła wargę, obrzuciła spojrzeniem dwie nagie sylwetki w obrożach i jeszcze raz pokiwała głową.

- Dobra to chyba wiem od czego zaczniemy. - uśmiechnęła się i przeszła na materac przyzywając do siebie gestem Mayersa. Ten z zaciekawioną miną podszedł do niej i stanął obok a Karen zaczęła wodzić palcem po jego piersi.

- Krótki czy mi się wydaje czy my mamy początek przepustki i piątkowy wieczór w pełni? - zapytała strzelec wolno zjeżdząjąc palcem z jego piersi na dół brzucha.

- No tak, na to wychodzi. - półnagi mężczyzna skinął głową próbując chyba odgadnąć o co krótkowłosej brunetce chodzi.

- To co powiesz na to by się zabawić z tymi dwiema dziwkami? - zaproponowała wracając palcem i spojrzeniem w górne rejony jego torsu i przenosząc spojrzenie na dwie naguski w samych obrożach.

- Ooo! To obie będziemy waszymi dziwkami?! Ale super! Lamia, słyszałaś?! - twarz Eve rozpromnieniła się i nawet nie dała ich wspólnemu chłopakowi dojść do słowa gdy z miejsca pomysł Karen jej się spodobał. Z ekscytacji złapała Lamię za rękę i trochę nią potrząsnęła jakby jakimś cudem stojąca tuż obok Mazzi mogła nie usłyszeć co się mówi dwa kroki dalej.

- Mnie pasuje takie coś. - Steve uśmiechnął się też dając się ponieść ekscytacji tymi wspólnymi zabawami jakie zaraz się miały zacząć.

- Dziękujemy, łaskawco - Mazzi zaśmiała się wesoło, spoglądając spode łba wpierw na niego, potem na Karen i uśmiech się jej poszerzył. O tak, podobna wersja pasowała jej aż za bardzo. Szybko pociągnęła blondynkę za rękę, osaczając Mayersa z dwóch stron. Odcięły mu drogę ucieczki albo ewentualnego sprzeciwu, choć ten raczej nie miał opcji się pojawił. Wdzięcząc się i ocierając o większe ciało, skierowały je prosto do ostatniej z ich czwórki, czekającej na łóżku.
- To co, żołnierzyku, dasz radę nam trzem? - wymruczała zaczepnie, wbijając mu paznokcie w pośladek, a drugiej czarnuli puściła rozbawione oczko - Myślisz, że starczy ci krzepy? Wiesz, jeszcze możesz się wycofać… ale wtedy będziesz… Eve, jak to się nazywa? - pochyliła się do blondi, całując ją krótko w usta.

- Chyba dezercja. - powiedziała Eve trochę niepewnie a trochę za bardzo już podjarana by się bawić w takie wyszukane zgadywanki. Ale zachichotała z tek ejscytacji gdy tak obie napierały na swoje ulubione męskie ciało a tu jeszcze była trzecia koleżanka i to całkiem fajna.

- Wam trzem? Słyszałem coś, że to wy nas dzisiaj obsługujecie. To się raptem 1:1 robi. - Steve odwzajemnił się łapiąc za nagie pośladki obu swoich dziewczyn i uśmiechnął się do jednej i drugiej. Chyba chciał się z nimi pocałować ale wtrąciła się Karen.

- No coś ty Krótki? Z dziwkami chcesz się całować? - zapytała ironicznie i przekierowała jego szczękę ku sobie. I Lamia razem z Eve mogły obserwować jak na wyciągnięcie ręki oboje zaczynają się całować. Blondyna przygryzła wargę i zerknęła na czekającą obok Lamię. Ale parka nie całowała się zbyt długo.

- To na początek panienki mała rozgrzewka. - strzelec chyba całkiem spodobała się ta zabawa bo wczuwała się całkiem nieźle. Obrzuciła spojrzeniem obie sylwetki jakby się nad czymś zastanawiała i w końcu się zdecydowała.

- Ciebie będę miała przez weekend… - rzekła wskazując na blondynę i zwraciła się do czarnulki. - Więc ty zacznij. - powiedziała i prawie od razu jedną ręką zsunęła z siebie ręcznik a drugą złapała Lamię za szyję zmuszając ją by przed nią uklękła. A zaraz potem wbiła jej twarz w swoje podbrzusze. Steve poszedł za jej przykładem i podobnie potraktował blondynę. Teraz para nagich komandosów stała przed dwoma klęczącymi naguskami które każda miała coś u nich do zaliczenia.

Mazzi zniżyła się na kolana, zaraz jej twarz utonęła w cieple i kobiecym zapachu. Wystawiła język, lecz zanim zrobiła tym organem cokolwiek więcej, wbiła w kobietę palce. Z zaskoczenia, bez wcześniejszego przygotowania terenu. Mało czule, mocno wręcz. Zakrzywiła je wewnątrz ciała, podnosząc spojrzenie do góry, ale nie było w nim niczego, co zwykle gościło tam kiedy znajdowała się w podobnej konstelacji z Eve czy Krótkim. Teraz zmrużyła krótko oczy, posyłając czarnulce nieme ostrzeżenie, aby w swoich odgrywaniach się nie zapominała. Trwało to chwilę bezruchu, a potem ręka wewnątrz partnerki zaczęła się poruszać. Głowa też wróciła na odpowiednią pozycję, zaczynajac zabawy wokół łechtaczki i mokrych od soków warg.

Pod względem zaskoczenia to Lamii udało się osiągnąć pełnię sukcesu. Stojąca przed nią w lekkim rozkroku kobieta widocznie nie spodziewała się tak gwałtownego pierwszego kontaktu. Jęknęła z zaskoczenia tym zbyt gwałtownym doznaniem i najpierw jej głowa odpadła gdzieś z w tył aby za chwilę wrócić na poprzednią pozycję i znów patrzeć z góry na klęczącą przed nią kobietę. Przez chwilę mierzyły się spojrzeniem ale gdy Lamia wróciła do tego czego chyba Karen bardziej się spodziewała jej wzrok zmiękł i zaczęła oddawać się przyjemności. W końcu sama uklękła tak, że zrównały się poziomem i zaczęła całować partnerkę w usta. A zaraz przy sobie miały twarz blondynki która obrabiała kapitańskie berło i zerkała trochę na nich czy skoro są tak blisko to już się ma z nimi podzielić czy jeszcze wolą pobawić się same.

Mieli mnóstwo czasu, wiedzieli wszyscy, że każdy dostanie swoją szansę i kolejkę, a jak mówiła Karen, jutro się podzielą, wypadało nadrobić integrację na zapas. Dlatego też Mazzi mrugnęła do blondyny zanim nie obróciła się frontem do brunetki i nie pchnęła jej na łózko, łapiąc ją za biodra i przysuwając je do siebie. Pochyliła głowę patrząc przez moment to na jej twarz, to na gorące wnętrze, tak zachęcająco otwarte. Przejechała po nim palcem, aby unieść go i powoli oblizać, nie puszczając kontaktu wzrokowego. Powtórzyła gest, częstując brunetką zarówno partnera jak i partnerkę. Zamruczała zaraz potem, opuszczając się i ponownie przywierając twarzą do zwieńczenia ud, pochłaniając je zarówno ustami jak i językiem. Tym razem inaczej, dokładniej i z większym uczuciem oraz dokładnością, szybko dorzucając do zabawy dłoń. Dwa palce zajęły poprzedni adres, a trzeci powoli napierał na tyle wejście, wpierw rozsmarowując po nim soki obficie wypływające po skórze aż na materac. Dla lepszego podparcia klęknęła, łokcie wbijając w materac, a przez to naturalnie wypięła się w kierunku swojej pary, dokładając nowy przyjemny element choćby widziany kątem oka.

Krótkowłosa czarnulka, pchnięta na materac upadła na niego znów chyba nieco zaskoczona. Ale gościnnie rozchyliła swoje uda przed Lamią gdy ta zaczęła się tam mościć. Jej manewry przywitała cichymi jękami gdy palce, usta i język podrażniały te najwrażliwsze miejsca jej ciała. Sama poszła na pełną współpracę unosząc swoje biodra ponad materac i opierając się tylko na łopatkach i czubkach stóp.

Ale i uroki wypiętej Lamii nie zostały niezauważone przez pozostałą dwójkę. Najpierw poczuła na sobie gorące i wilgotne usta blondynki jaka zaczęła od wycałowania jej pośladków. Ale stopniowo angażowała coraz więcej języka im bliżej była dwóch kluczowych punktów w pozycji kochanki. W końcu zaczęła głęboką, oralną penetrację przygotowując teren pod inwazję na jaką szykował się Mayers stojący tuż obok niej i obserwując wszystko z najwyższą satysfakcją.

Przez krótką chwilę saper przeszło przez mózgownicę pytanie co barczysty brunet teraz czuł i myślał, będąc sam na sam z trójką wijących się po materacu kociaków jakimi nie musiał się z nikim dzielić. Myśl owa szybko wyparowała, wyparta wspomnieniem tego co z kwadrans temu działo się w łazience. Zapowiedź powtórki odpowiadała wcześniejszej gwiazdce, a Mazzi już prawie trzymała w rękach swój prezent… tylko, cholera, miały mieć inny plan. Z westchnieniem zawodu podniosła się z kolan, wyciągając rękę do Karen. Drugą podniosła odrobinę blondynkę aby pocałować ją w podzięce za otrzymaną przyjemność oraz troskę.

- Chodźcie kochane… słyszałam że ktoś tu się przechwalał, że nam da… - zrobiła krótką przerwę - radę. Trzem… chodź Tygrysku, chodź! Zanim zapomnę że prócz Karen mamy tu jeszcze ciebie w zestawie.

- Ja mam przyjść do was? To was jest trzy a ja jeszcze mam za wami latać? - Steve uśmiechnął się z rozbawieniem drocząc się w tych zabawach. Karen dała się podnieść i podziękowała Lamii za tą zabawę całując ją w usta i dłonią sprawdzając jędrność jej piersi. A potem przesuwając ją w dół aż do złączenia jej ud. A i Eve skorzystała z okazji by znów się całować tak z jedną jak i drugą więc chwilowo wszystkie trzy były zajęte sobą gdy Steve stał tuż obok i patrzył na to wszystko z góry.

- No chodź Krótki, chodź. - Karen oderwała się od dziewczyn na tyle, że złapała swojego kolegę z pracy za rękę i przyciągnęła go do nich. Ten dał się złapać i pociągnąć więc teraz sterczący front jego bioder prezentował się przez twarzami całej trójki kochanek.

- To dziewczyny tak jak się umawiałyśmy czy najpierw się pobawimy? - Karen zerknęła wesoło na pozostałe dwie twarzyczki nie chcąc pewnie wyjść na egoistkę w tych wspólnych zabawach.

- Ja jestem do waszej pełnej dyspozycji! - Eve uniosła dwa palce do góry zawczasu zgłaszając swoją pełną chęć współpracy pod każdym kątem.

- Umawiałyście się na coś? - jedna z brwi Mayersa powędrowała do góry jakby wydał się jakiś babski spisek uknuty za jego plecami.

Odpowiedziały mu trzy niewinne minki klęczących kobiet, które jakoś naturalnie ustawiły się od jego frontu, popatrując to na jego twarz, to na sterczącego penisa bardzo blisko ich twarzy. Saper objęła obie towarzyszki, patrząc do góry oczami ufnego psiaka. Pocałowała krótko Karen, tak samo cmoknęła Eve.

- Nie przejmuj się… takie tam, babskie rozmowy - powachlowała rzęsami, mocniej ściskając dziewczyny - To co Karen… goście mają pierwszeństwo - jej ręka powędrowała na tył głowy czarnulki zapraszająco pochylając jej głowę w odpowiednią stronę - Dajmy i sobie trochę radości… nie wiem jak wy, ale to akurat mój ulubiony smak - uśmiechnęła się mrużąc lekko oczy i powolnym ruchem oblizała wargi, gdy pochylały się razem z Eve po obu stronach snajper.

- No to lecimy z tematem! - Karen nie trzeba było wcale za bardzo namawiać ani prosić. Dała się oflankować przez dwie koleżanki a następnie ujęła narzędzie władzy w dłoń i zabrała się do ustnej obróbki. Lamia miała widok w pierwszym rzędzie jak głowa strzelca wyborowego porusza się tuż przed nią w przód i w tył wydając charakterystyczne siorbiące odgłosy. A tuż za nią jest uśmiechnięta twarz blond fotograf z fascynacją obserwująca te zbożne dzieło. Ale pewnym momencie Eve złapała spojrzenie swojej dziewczyny i gestem dała jej znać, że wyszłoby z tego niezłe ujęcie z bliska. A Steve chwilowo był wyłączony z tematu gdy tak zanurzył dłoń w krótkich, czarnych włosach i pomagał koleżance z pracy utrzymać właściwy rytm.

Saper wcisnęła mu w wolną łapę srebrny prostokąt smartfona, uśmiechając się krzywo, rzucając “wiesz co robić”, a potem przekrzywiła głowę, podziwiając sąsiadkę przy pracy. Do umiejętności Eve się nie umywało, ale i tak było na co popatrzeć, przygryzając wargę. Po całym ciele saper rozchodziło się rosnące, gorące napięcie, kumulujące moc w podbrzuszu.

- Dobrze że jesteś taki duży - zamruczała niskim, ochrypłym z podniecenia głosem. Aby wspomóc czarnulę pogłaskała ją po karku i plecach, zjeżdżając w dół aż jej palce wróciły do podrażniania jej od środka. Druga ręka Mazzi ujęła delikatnie worek pod obrabianym sprzętem zaczynając ją delikatnie masować - Starczy dla każdej - mrugnęła do Eve zbliżającej pyszczek aby dołączyć do drugiej kobiety, podczas gdy ta trzecia zabrała się za ssanie kulek i lizanie ich opakowania, wciąż patrząc do góry gdzie oczy kochanka.

Druga ciemnowłosa przyjęła gmeranie w sobie, tam na dole, jakie uskuteczniała Lamia z pomrukiem jękliwego zadowolenia. Podobało jej się tak bardzo, że aż na chwilę przerwała obrabianie wspólnego faceta i namiętnie zaczęła całować się dawczynią tej przyjemności. Mazzi od razu wyczuła, że strzelec jest już “zrobiona” na całego. Ale zaraz wróciły do wspólnej zabawy. Podzieliły się robotą i sektorami działania tak, by każda miała coś z tej przyjemności. Krótki zaś wykorzystał tą przerwę operacyjną aby uruchomić kamerę smartofnu.

- To uśmiech do kamery i dwa słowa dla potomności. - wysapał z trudem ale jednak mniej więcej udało mu się zachować względnie swobodny ton. Patrząc do góry trójka dziewczyn trochę już nie bardzo widziała jego twarz bo drogę blokował im płaski prostokąt kamerującego smartfona. Ale i tak nikomu to nie przeszkadzało.

- Kocham tą robotę! - wysapała klęcząca blondynka odrywając się na chwilę od nasady męskości po to by złożyć to wesolutkie oświadczenie.

- Cholera musimy to powtórzyć jak najprędzej! - wysapała Karen patrząc w jedną stronę na jedną sąsiadkę, w drugą na drugą i w końcu podnosząc głowę do góry by dotrzeć do percepcji kamerzysty.

- Tylko dwa? - saper oderwała usta od zabawki, posyłając do kamerzysty poprzez kamerkę rozognione, pełne ognia pożądania spojrzenie, na krótki moment uśmiechając się niewinnie, co kontrastowało z sytuacją dookoła. - Pieprz nas… zerżnij… już… teraz - dorzuciła ochryple, jak prośbę, skubiąc krótko dolną wargę zębami, zanim nie wróciła do przerwanej zabawy.

- Ah tak? Dobra. - Steve chyba potraktował słowa Lamii jak wyzwanie bo zabrał się do rzeczy. Dłoń znów zawędrowała w ciemne włosy ale tym razem saper. I teraz ona mogła poczuć w sobie całą tą przyjemność obsługiwania go w pojedynkę. A jego dłoń znów nadawała tej zabawie ostry rytm. Tak jak niespodziewanie w nią wszedł tak i zostawił od razu wbijając się w twarz jej sąsiadki. Karen zdążyła tylko otworzyć usta i już Mayers trenował jednocześnie jej usta i gardło jakby chciał ją zadławić. Chwilę ta intensywna zabawa trwała gdy i Eve doczekała się podobnego losu. Co przyjęła z wesołym uśmiechem i zapraszająco otwartymi ustami. Teraz Lamia mogła obserwować z nieco innego profilu to samo co właśnie widziała tuż obok jak się Krótki zabawiał z twarzą Karen.

- Dobra to teraz my! - strzelec zawołała bojowo gdy Eve wciąż jeszcze śliniła się kleistą wydzieliną i trochę popchnęła a trochę podcięła kolegę i ten jęknął z zaskoczenia gdy upadł plecami na materac. Obie dziewczyny roześmiały się widząc upadek tego dotąd dominującego nad nimi kolosa ale chyba cała czwórka miała z tego podobną radochę.

- O tak, świetna robota oddział! Goliat padł, powtarzam Goliat padł - Mazzi też się zaśmiała, ocierajac usta przedramieniem i klepnęła obie dziewczyny w pośladki, całując wpierw brunetkę, a potem blondynkę - To co, najpierw ty prawo góra… a potem ty… lewo środek - wyprostowała się, drobiąc dwa kroczki na kolanach aby klęknąć Mayersowi przed nogami. - Ja biorę dół - dodała, chwytając owłosione kolana i rozchyliła je na boki. Szeroko, nawet bardzo.

- Odpręż się… kochamy cię - powiedziała nagle dziwnie miękko, a jej uśmiech zrobił się łagodny i ciepły, pocałowała też fragment uda i położyła na nim policzek czekając, aż reszta oddziału ją oflankuje - Spodoba ci się… a potem będziesz się mógł nam odwdzięczyć. Potraktuj to… jak trening - mrugnęła do niego, sunąc policzkiem aż do złączenia jego ud - Dla kadry oficerskiej… pasiastej…

- Pasiastej? - Karen ruszyła kocim ruchem do przodu skradając się jak prawdziwa kocica do myszy wystawiającej główkę z norki. Eve zachowała się podobnie tylko z drugiej strony leżącego mężczyzny.

- No tak, pasiastej. Bo tygryski są w paski. A Steve jest naszym Tygryskiem. - blondynka wyjaśniła nowej koleżance ale już więcej nie miały czasu na rozmowy bo trzeba było zająć się ową wystającą myszką. I obie się nią zajęły. Jedna górą a druga środkiem podczas gdy Lamia wzięła na siebie przyjemność i obowiązek zadbania o sam dół nagiego kapitana.

Ten zaś jakby stracił dar mowy i zaczął wydawać z siebie albo krótkie jęki albo krótkie przekleństwa które dały radę wyrwać się tej potrójnej przyjemności. Lamia zaś ściśnięta między dwa męskie uda i dwie pozostałe głowy buszujące tuż przy jej twarzy co chwila się ocierała o coś z tego zestawu.

Dźwięki Mayersa kojarzyły się jej z tym krótkim etapie “tuż po”, gdy zwykle wygadany oficer przestał być wygadany, a tym bardziej skory do wprowadzania jakichkolwiek zmian w aktualnym planie działania. Pozwolił im się sobą zająć, nie oponować. Korzystał z tego, co tak ochoczo mu prezentowały. Wyglądał na odpowiednio zrobionego, więc przyszedł czas na dalszą część planu.

- Karen… pomożesz mi z tym? - saper poprosiła brunetkę, odrywając usta od miętolonej i ssanej sakiewki, a gdy przekazała ją w odpowiednie ręce i usta, zeszła na dół, rozchylając mężczyźnie pośladki. U Góry Eve przejęła rolę dbania o samą górę układu, biorąc się za robotę od serca… a raczej od gardła. Mazzi w tym czasie przejechała powoli językiem od końca jąder w dół, kończąc drogę przy wyjściu do okopów zapewne nie używanym do tej pory w podobnych zabawach. Tam zaczęła badać teren ostrożnie, krążąc mokrym językiem dookoła, coraz bliżej i od czasu do czasu napierając na samo wejście samym czubkiem. Czekała, aż przy nagłym głośniejszym westchnieniu mężczyzny wbiła język prosto w jego ciało czując jak z początku mięśnie sztywnieją, lecz szybko pomogła im się odprężyć. Działało też to, co pozostałe dwie dziewczyny wyrabiały na każdym obszarze tego najbardziej newralgicznego fragmentu kochanka.

Lamia ze swojej pozycji nie widziała twarzy mężczyzny. Właściwie to obramowana z każdej ze stron nadmiarem różnorakich fragmentów trzech ciał to niewiele widziała. Za to słyszał jak gdzieś tam, z drugiego krańca materacu rozlega się westchnienie męskiej ulgi gdy wbiła się językiem w sam środek. Twarze dziewczyn miała o wiele bliżej swojej więc mogła na nie częściej zerkać i widzieć jak pracowicie dokładają swoją cegiełkę do tych mokrych zabaw.

Ale one też wydawały się zaskoczone gdy poczuły na sobie jej błądzące dłonie. Eve była jakoś nachylona bardziej przychylnie więc z trafieniem w jej otworek nie poszło tak trudno. Blondyna zamruczała z przyjemności gdy zorientowała się co zamierza a potem zo robi jej dziewczyna. Sponad tarmoszonego kawałka ciała Mayersa spojrzała czule i z wdzięcznością na twarz kochanki. Z Karen poszło trudniej bo była ciut dalej no i już trzecia akcja w tym samym momencie była sporym wyzwaniem dla koordynacji działań na tak odległych rejonach tych działań. Ale operator broni precyzyjnej chyba domyśliła się do czego zmierza dłoń Lamii bo ją złapała i nakierowała we właściwe miejsce. I też westchnęła z aprobatą gdy saperskie palce znalazły drogę do jej środka.

Ustawienie wcześniej kamery aby wszystko filmowała bez konieczności zawracania sobie głowy było genialnym pomysłem. Pieszcząc językiem tylny właz chłopaka, saper miała wrażenie, że zaraz sama padnie na serce. To co do niej dochodziło w postaci miksu dźwięków, smaków i zapachów, wykręcało zmysły na drugą stronę. Czuła gorąco bijące od trzech sąsiednich ciał, bardzo wyraźnie emanowały ciepłem i dotykiem tuż obok, a ona przestępowała z kolana na kolano, mocno zaciskając uda. Coraz mocniej z każdą mijającą sekundą a i tam miała świadomośc że klęczy w kałuży.

Po drgajacych mięśniach dało się poznać, że całej trójce się podoba, zarówno dziewczynom jak i ich oficerowi. Doszliby tak pewnie do szczęśliwego finału tego ostatniego, gdyby do bękarciej głowy nie wpadł nagle inny pomysł. Wyjęła dłoń z blondynki, przeciskajac ją aż znalazła się tuż przy obrabianych pośladkach. Mazzi splunęła na palce, rozsmarowujac na nich ślinę cienką warstwą i ostrożnie poczęła je wsuwać w penetrowane językiem wnętrze. Wpierw palec wskazujący, staw po stawie, razem z językiem, aż wbiła go po kostki dłoni. Wtedy wysunęła równie powoli, a gdy wracał, miał już drugiego towarzysza, a dziewczyna z dziwną, przewrotną satysfakcją posuwała swojego partnera tak jak on do tej pory posuwał ją. Nadawała pracy tempo podobne do tego nadawanego przez Eve na górze, co jakiś czas spluwając między pośladki aby niczego nie zatrzeć.

- Daj jedno - mruknęła do Karen, wykorzystujac zwolnione usta i przyssała się do lewego jądra, podczas gdy druga brunetka to samo robiła z prawym. Nad nimi blond czupryna łykała lancę, biorąc ją w gardło aż do samego końca.

Wszystko zrobiło się jakieś takie chaotyczne i rozmazane. Zewsząd docierały jęki, stekania, szelest materacu, gorąco sąsiednich ciał czy odgłosy natury. Tej nieskrępowanej społeczeństwem, opinią publiczną, prywatnej natury jaką można się cieszyć we własnym gronie. Ruch i jęki zdawały się przyśpieszać gdy cała czwórka przez skórę, własną i sąsiednią, czuła, że zbliża się moment kulminacyjny. Jak się częstotliwość jęków, skurczy przemieniła w jeden spazm zakończony tym jak dwie mocarne dłonie wylądowały na blond czuprynie dociskając ją mocno do siebie aż wydawało się, że Eve oczka wyjdą na wierzch. Mayers zawył z przeciągłej rozkoszy i ulgi gdy wreszcie nagromadzone fale przyjemności wydostały się na zewnątrz. I dopiero po tej pierwszej fali puścił blond głowę pozwalając jej się wydostać na wolność. Zostawiając po sobie mokry, tryskający gejzer by i koleżanki też mogły skosztować tej przyjemności u samego źródełka.

Dwa ciemnowłose pisklaki chętnie skorzystały, wymieniając się przez moment na samym czubku i po bokach, dokładając jeszcze te parę sekund do przyjemności targanego dreszczami bruneta. Palce w jego ciele zwolniły zabawę, dwa komplety ust spijały lepki efekt ich wspólnych wysiłków, wymieniając się nim również z blondynką metodą usta-usta, aby było sprawiedliwie. Dopiero gdy Mayers ochlapł i znieruchomiał całkowcie, saper delikatnie wyciągnęła z niego dłoń, na pożegnanie obrysowując opuszkiem palca otworek między pośladkami. Nauczona doświadczeniem, Lamia nie zaczęła bezpośredniej konwersacji, dając każdemu z imprezowiczów dojść do siebie, złapać oddech. Podniosła się z kolan i przeszła pod stolik aby zgarnąć dzbanek kompotu oraz szklanki. Rozlała każdemu i zaniosła na łóżko, wręczając dziewczynom po jednej, jedną zatrzymując sobie, a jedną podtykając Mayersowi aby się napił z dowozem pod dziób.

- To co kochaniutkie - zwróciła się przy tym do kobiet, uśmiechając się bardzo sympatycznie - Kiedy powtarzamy ten numer? Karen pomożesz zaraz z linką, dobrze? Ale… za chwilę - odetchnęła wesoło nachylając się nad brunetką i przejechała językiem po jej skroni, dodając lekko - Miałaś jeszcze lukier… chodźcie, dajmy mu dość do siebie pod okładem z foczek.

- Oohhh Lamia… - Eve nie bardzo miała siły na rozmowy więc gdy czarnulka przyniosła jej kubek picia tylko chętnie i wdzięcznie przyjęła ten kubek i objęła ją czule chwilę tak po prostu trzymając. - Jak ty coś wymyślisz to normalnie nóżki się same rozjeżdżają a kolanka miękną… - wysapała w końcu gdzieś do jej łopatek.

- Noo… - mruknął gdzieś tam z odmętów poduszek Mayers gdy coś tam jeszcze chyba jako tako kontaktował co się dzieje wokół niego. Ale poza upiciem z kubka chwilowo nie przejawiał większej aktywności.

- Linka tak? Dobra, niech będzie linka. - Karen podniosła się i poczłapała po wskazany dodatek do ich zabaw. Ale chyba a zorientowała się, że nie bardzo wie gdzie tego szukać.

- Zobacz w torbie. A właściwie po co nam linka? - Eve puściła wreszcie Lamię i usiadła z podwiniętymi nogami popijając ze swojego kubka i obserwując co się dzieje. Ponieważ Mayers chwilowo wydawał się wyłączony z akcji w najbliższym czasie to zostało jej obserwować swoje towarzyszyki.

- A kurde ale tu macie arsenał! - Karen która dorwała się do zapasów sportowej torby jaką kiedyś i wieki temu przy łóżku położył Steve nie mogła wyjść ze zdumienia na nagromadzone tam skarby. Wyjęła kilka gadżetów ale w końcu znalazła też i linkę.

- Żebyś widziała co Betty ma w swoim loszku. - zaśmiała się cicho blondyna niefrasobliwie machając dłonią gdy Karen wróciła do ich dwójki ze zwojem linki.

- A kto to jest Betty? - zapytała prezentując ten zwój ale przypomniała sobie co wcześniej mówiła Lamia więc teraz spojrzała na nią. - A ten numer to do cholery tak! Musimy go powtórzyć. I wiecie co? Jak to nadal aktualne to zgadzam się. Zamieszkam z wami. Dla takich numerów nie ma co się dłużej nad tym zastanawiać. - krótkowłosa musiała mieć iście szampański humor bo śmiała się wesoło mówiąc jednocześnie.

Słysząc to saper odchyliła kark do tyłu i zawyła głośno, radośnie obwieszczając szczęście psa którego nie umiała wyrazić słowami. Wpadła za to na kobietę, obejmując ją za szyję i śmiejąc się po wariacku.

- Będzie zajebiście, zobaczysz! Wszyscy zobaczycie! I to jest właśnie duch, do cholery! - wykrzyczała, tuląc Karen bo piersi i obejmując jeszcze mocniej. Potrzymała tak chwilę, aż opanowała emocje, wracając do szczerzenia się i przysiadła na łóżku - Dobrze, to dobrze. Zajebiście. Ogarniemy ci tu kąt… miejsca od cholery, no nie? A Betty… - tutaj saper westchnęła, kręcąc głową - to nie jest takie proste wytłumaczyć kim jest Betty. Poznasz ją w niedzielę na pewno, albo i w sobotę, bo będzie prośba do Eve… ale to potem- pokreciłą głową i parsknęła - To pielęgniarka, zajmowała się mną gdy była w śpiączce i potem… moja łaskawa pani. Ma w domu loch bdsm i… ech - znów westchnęła, tym razem czule - Musisz po prostu ją zobaczyć. Słowa tego nie opiszą, po prostu trzeba ją poznac.

Właściwie to obejmowały się, śmiały i krzyczały wszystkie trzy. Eve też zareagwała radosnym piskiem gdy niespodziewanie nie w następny weekend, nie po niedzielnej imprezie, nie jutro pod koniec wspólnego dnia z blondyną tylko dzisiaj, tu i teraz, bez zbędnych ceregieli Karen zgodziła się z nimi zamieszkać. Ten wybuch radości nieco wybudził ze śpiączki ich kochanka.

- Co się tak drzecie? - zapytał nawet podnoszą głowę i chyba próbując skoncentrować na nich swój wzrok.

- Karen będzie mieszkać z nami! Zgodziła się! - pochwaliła się rozradowana blondynka. I trochę się zdziwiła jak Steve zaczął przecząco kręcić głową.

- O nie… nie, nie, nie, nie może… - wymamrotał Steve powodując zmieszanie i zaskoczenie pozostałej trójki. Zwłaszcza Karen wydawała się najbardziej zdziwiona.

- A dlaczego nie? - zapytała marszcząc brwi i patrząc podejrzliwie na znów nieruchomego mężczyznę bo za bardzo przytomnie to w tej chwili nie wyglądał.

- Nie, nie teraz, ja nie mam formularza zakwaterowania… - wyjęczał półprzytomny kapitan.

- Czego nie masz? - fotograf spojrzała całkiem zdezorientowana na niego ale ten już zdążył trochę pochrapywać więc popatrzyła na pozostałą dwójkę mundurowych.

- A nie, to nie zwracaj uwagi. To u nas jak ktoś zmienia kwaterę to taki druczek trzeba wypełnić. - Karen machnęła ręką i uśmiechnęła się pogodnie widocznie bagatelizując te mamrotanie Krótkiego.

Saper zmarszczyła czoło, patrząc na zwłoki obok i skrzywiła się dość kwaśno oraz smutno jednocześnie.
- Ktoś tu naprawdę potrzebował się wyrwać na weekend - mruknęła bez żalu i wyrzutu. Ściszonym głosem, bez zbędnej ekspresji albo poruszania eteru ilością decybeli. Niby mogła jęczeć że dopiero zaczynali wieczór, pozostała trójka zostawała na nogach i wypadało bawić się dalej… ale zamiast tego znów się podniosła, przechodząc pod ścianę i z komody wyciągnęła gruby, puchaty koc, którym następnie nakryła mamrocząco-pochrapującego oficera.

- Właśnie… miałam się spytać - zwróciła się brunetki, siadajac obok blondynki i obejmując ją ramieniem w pasie - Gadałaś z tymi misiakami co będą o Jaimie?

- Tak. Powiedziałam im o którą chodzi. - Karen upiła łyk z kubka i wskazała dłonią na miejsca na swojej twarzy gdzie dwa dni temu lodziara miała rozcięcia, opuchlizny i siniaki więc akurat pod tym względem rzucała się w oczy wśród całej czwórki uratowanych zakładniczek. - Obiecali jej nie ruszać. - dodała cicho uśmiechając się do nich obu. A blondynka chętnie wtuliła się w swoją ulubioną czarnulkę całując ją przy okazji w obojczyk ale słuchając tego co mówi ich nowa współlokatorka.

- Dobra, dzięki że pamiętałaś. Jesteś super - saper posłała w powietrzu całusa, a potem wzięła snajper za rękę, ciągnąc do siebie, aby obie z Eve mogły się o nią oprzeć i wtulić we front - Przy okazji, jak jest chwila… weeeeeź coś o nich powiedz! - poprosiła nagle, robiąc minę małej dziewczynki widzącej wystawę z książkami za szklaną szybą - Od środy się zastanawiamy co oni za jedni. Chłopaków Tygryska znamy, ciebie też… oni to niewiadoma. Noooo… i nie wiemy czy się im spodoba niedzielna impreza - pokiwała smutno główką - Zawsze ciężej się wymyśla, gdy idzie działać w ciemno.

- Na pewno się spodoba. - zapewniła koleżanka pochrapującego cicho komandosa. Machnęła ręką jakby tego była całkowicie pewna. - Takie imprezy odchodzą właśnie w “Honolulu” i wszyscy sobie chwalą więc to pewniak. Ten niebieski basen wszyscy znają i lubią więc to idealna miejscówa na takie zabawy. Jak będzie alk to już wystarczy. Chłopaki pewnie sami by zdali radę rozkręcić imprezę. No a wszystko co ponad to to już tylko na plus. Co właściwie tam planujecie? - Karen przygarnęła swoje nowe koleżanki i objęła je matczynym gestem pozwalając by się oparły o jej tors. Sama powoli głaskała je po ramionach albo piersiach.

- No zaprosiłyśmy trochę koleżanek. Jak was byłby jakiś tuzin a wszystkie dziewczyny co obiecały by przyszły to by chyba mogło być po dwie dziewczyny na jednego bolta. Znaczy na ciebie też. No ale nawet jakby przyszła tylko połowa z nich to i tak chyba raczej nikt nie powinien zostać bez pary. - Eve poddała się tej przyjemnej atmosferze spełnienia i też rewanżowała się głaskając uda obu dziewczyn gdy tak wspomniała o jednej z atrakcji nadchodzącego wieczoru.

- No to już macie gwarantowany sukces. Basen, muza alk i pełno chętnych dziewczyn. Czego tu więcej boltom trzeba do zabawy? - snajperka uśmiechnęła się jakby ten detal przekonał ją ostatecznie, że przepis na udaną imprezę jaki sprzedawały jej dziewczyny jest bardzo dobry.

- Znaczy zgrai noname’ów? - Mazzi prychnęła, kręcąc głową - Nie wiem, nie lubię noname’ów.

- Noname’ów? - Karen powtórzyła trochę zdziwiona patrząc w dół na ciemnowłosą głowę. - Nie są noname. - zastanowiła się i popatrzyła zamyślonym wzrokiem gdzieś w dal przed siebie. Ruchy jej palców na pozostałych dwóch ciałach zrobiły się jeszcze wolniejsze i machinalne.

- No Martineza pewnie nie będzie. On jest u nas najkrócej to go najsłabiej znam. - zaczęła mówić zamyślonym tonem.

- Big Mike jest big. Nasz mięśniak. Spec od broni ciężkiej i saper. Lubi brać laski na pieska. Denis jest naszym łącznościowcem. Kręcą go egzotyczne laski. Indianki, Azjatki, Czarne. Jak jakaś taka tam będzie i się z nim będzie chciała zabawić będzie super. Italiaono lubi gangbangi. Znaczy jak razem z kolegami obrabiają jakąś laskę. Jest naszym informatykiem i trochę saperem. Ale bardziej informatykiem. Werden jest łącznościowcem. Lubi byle jak, byle gdzie, byle szybko i byle panna nie grymasiła. Tony zna się na zasadzkach. Zawsze jak mamy się wycofywać to zostawia claymore albo coś podobnego. Kręci go jak laska jest na górze, najlepiej jak próbuje go ujeżdżać. A Ricky lubi sobie robić pamiątkowe fotki z foczkami. Nie wiem co mam wam jeszcze powiedzieć. Wy mi coś powiedzcie co ma być albo kto to będzie mi łatwiej zgadnąć czy coś pasuje na imprezę czy nie. - Karen po kolei skrótowo omawiała kto tam jest w ich oddziale i jaki jest, co go może kręcić na takiej imprezie. Mówiła dość wolno gdy musiała przypomnieć sobie którzy to jej chłopaki z oddziału są i jak to ująć w paru słowach komuś kto spotkał ich raz i to po przykrym incydencie gdy wszyscy byli na czarno w czarnych kominiarkach.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 09-05-2020, 01:34   #189
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Mazzi słuchała, starając się zapamiętać imiona i preferencje, a mały balonik obawy spuścił z siebie trochę powietrza. Wychodziło, że dadzą radę mieć coś miłego dla każdego z gości i to bez zbędnego napinania, albo cudowania.
- Chyba i tak… - popatrzyła na Eve, skubiąc przez moment wargi zębami, aż wreszcie ściszyła głos, wyłapując czy od strony Krótkiego ciągle dobiega leniwe pochrapywanie. - Skoro i tak zostajecie obie, a Karen będzie pomagać, mieszkać tu… lepiej żeby wiedziała co szykujemy… pamiętasz ostatnio pojawienie się chłopaków? Tygrysek wiedział mniej więcej co będzie, więc nie zbierał zębów z ziemi i nie rozdziawiał. Dobra siostro - uniosła wzrok, patrząc na drugą czarnulę z rozbawieniem - Zepsujemy ci trochę niespodziankę, wciągniemy do spisku. Zacznijmy od tego, że będzie basen z kisielem do walk tabunu ogarniętych kociaków. Laura jest Mulatką, Diane Indianką. Będzie też Azjatka, Denise. Dwie albo trzy kelnerki w tym nasza dobra znajoma Sonia. Łatwo poznać, jest ruda i piegowata jak marzenie… no trochę tych naszych znajomych będzie. Poza tymi przez was uratowanymi… no Betty będzie. Łatwo poznać: kasztanowe włosy, okulary, dominująca osobowość i chodzi na czarno. Madi… pewnie kojarzysz. Masażystka z Dragon Lady, być może wpadnie z kumpelą… długo wymieniać, zobaczysz na miejscu. - rozłożyła trochę bezradnie ręce. Potem w skrócie wymieniła co ustaliły poprzednio z managerem, między sobą, z Tash i resztą dziewczyn. Gadała, gadała, aż wreszcie sapnęła, kończąc lodami spod ratusza, suchym lodem i pierwszym drinem serwowanym wypróbowaną w czwartek metodą. Przekrzywiła kark, dodając ciche i sakramentalne - Myślisz że im się spodoba?

Druga czarnulka słuchała i robiła coraz większe oczy z niedowierzania. Co jakiś czas kontrolnie zerkała na Eve ale ta nieustannie śmiejąc się od ucha do ucha potwierdzała każdy punkt programu o jakim mówiła Lamia radosnym kiwaniem głową.

- Naprawdę macie do rozegrania to wszystko? - widocznie snajper czuła potrzebę werbalnego wyrażenia swojego niedowierzania. Co Eve skwitowała znów kiwaniem głowy.

- No jeszcze jest trochę do załatwiania. Trzeba parę rzeczy przywieść czy odebrać. Jak Lamia i Steve wyjeżdżają z miasta no to chyba spadnie to na nas. Pomożesz mi z tym? - Eve podniosła twarz z tym charakterystycznym blond kędziorkiem aby popatrzyć prosząco na twarz Karen.

- Pewnie. Przecież to na naszą wspólną imprezę. - krótkowłosa strzelec pokiwała głową uśmiechając się do niej sympatycznie. I trochę uniosła brwi ze zdziwienia gdy blond głowa pokręciła się z dezaprobatą.

- Kompletnie nie umiesz się targować Karen. A ja już chciałam cię prosić i coś ci dorzucić do tego deal. - fotograf prychnęła udawanym rozczarowaniem nieco dezorientując drugą krótkowłosą bo ta zerknęła ciekawie na nią i na Lamię czekając chyba na jakieś wyjaśnienia.

- Pozwolisz że będę twoim przedstawicielem w tym starciu - saper poprawiła włosy i prostując plecy, popatrzyła na blondynkę chłodno.
- Chyba sobie jaja robisz myśląc, że dziewczyna po całym tygodniu zapierdolu w kamaszach będzie się tłukła z tobą po mieście i załatwiała pierdy tak o - rzuciła oschle, pstrykając palcami - Daj coś z siebie, to nie są proste sprawy. Marnować wolny weekend na szlajanie się po mieście z taką leniwą zdzirą - fuknęła - Skoro już ma się laska męczyć na przepustce, zaprowadź ją do piwnicy po przyjeździe. Zostawię wam więzy i sprzęt… niech się z tobą zabawi jak na końcówce Mary Sue 2. - zmrużyła jedno oko - Do tego myślę, że za przysługę tego kalibru cały wieczór powinnaś latać przy niej w tym - pociągnęła lekko obrożę - I tylko w tym.

- Naprawdę? - Eve słuchała i patrzyła z fascynacją na tą oschłą przemianę Lamii. Zresztą Karen też z zainteresowaniem obserwowała tą scenę.

- Końcówka jak w tym filmiku? I tylko w tym? - teraz strzelec też złapała za dopiero co zwolniony przez czarnulkę uchwyt obroży blondynki. Przygryzła wargę gdy się nad czymś zastanawiała a fotograf jej w tym nie przeszkadzała.

- No tak, jak sobie życzysz taką zapłatę za pomoc w dzień to oczywiście będzie jak zechcesz. Tylko muszę z góry uprzedzić, że większość niedzielnego dnia mnie nie będzie bo jadę kręcić to wesele więc dyspozycyjna będę mogła być tylko w sobotę. No i potem w niedzielę na tej imprezie. - blondynka ani nie zaprzeczyła słowom czarnulki a nawet wykazywała wszelką chęć do współpracy aby wynagrodzić Karen jej pomoc w ciągu dnia.

- To ja chcę jeszcze mieć taki filmik. Taki na pamiątkę. Z tego sobotniego wieczoru. Zwłaszcza z tą filmową końcówką. - krótkowłosa czarnulka zmrużyła oczy jakby próbowała sobie zaplanować nadchodzący weekend i jakie by mogła mieć jeszcze wymagania względem blondynki.

- Filmik?! O tak, uwielbiam filmiki! - ucieszyła się blondynka całkowicie aprobując ten punkt umowy trochę chyba tym zaskakując Karen bo ta w końcu popatrzyła w bok na Lamię jakby czekała na jakąś podpowiedź albo weryfikację.

Ona za to podrapała się po nosie, łypiąc przez ramię Karen na łóżko i zalegające tam zwłoki. Góra mięśni spała spokojnie i cicho, po obfitej kolacji, kąpieli… tak, takiej wersji najlepiej się trzymać.
- Wiecie co… - mruknęła cicho, uśmiechając się delikatnie, gdy tak obserwowała powalonego oficera, wykończonego przez złe baby. Pokręciła lekko głową - To musi być koniecznie film z soboty? Skoro jesteśmy we trzy, mogę was nagrać. Zawsze lepiej wychodzą zbliżenia i cała reszta, niż ze stacjonarnej kamerki gdzieś w kącie.

- Nagrać? Teraz? - mimo wszystko druga krótkowłosa zdawała się być i zaskoczona i zaintrygowana takim pomysłem. Popatrzyła na Mazzi z zastanowieniem.

- Tak! Genialne! Lamia zawsze ma genialne pomysły! I jak dzisiaj sobie nagramy filmik to najwyżej jutro nagramy sobie jeszcze jeden! - Eve z miejsca poparła pomysł swojej dziewczyny i oznajmiła to radosnym przytulasem do czarnulki. Karen to chyba rozbawiło bo roześmiała się cicho.

- No właściwie to czemu nie. To jak się za to zabrać? - zapytała patrząc wyczekująco na dwie kumpele które były bardziej oblatane w temacie.

- Szzzzzz! - Mazzi skrzywiła sie, przykładając palec do ust i wzrokiem wskazała na łóżko z zalegającym nań Boltem. Najchętniej weszłaby pod koc obok niego, wklejając mu się pod ramię i poszła jego śladem prosto do krainy Morfeusza… tylko wątpiła aby dała radę usnąć ot tak, gdy w domu grasowały dwie krótko ścięte foczki i to tak bezczelnie samopas.
- Eve, weź kamerę. Karen łap za torbę… i lecimy tam do magazynów gdzie zrobiłyśmy salę lekcyjną - powiedziała ściszonym głosem, podnosząc się z podłogi. Zaczęła zbierać linki i rozglądać się za kocem albo kołdrą, więc wzrok znów jej uciekł do wyra.
- Ja pierdolę… - westchnęła cicho, po czym na palcach wytruchtała z sypialni do salonu. Minęła karton ze zwiniętym w kuleczkę kotem i wzięła stamtąd koc, a także aparat. Szybko wróciła do pakujących się dziewczyn, łapiąc okazję. Aparat wrócił w jej ręce, obiektyw wycelowała w wyro i wstrzymując oddech złapała ostrość. Powoli wypuściła powietrze, strzelając fotę gdy znieruchomiała przed wdechem.

Przenosiny trochę trwały. Z początku były dyskretne gdy trzeba było zebrać sprzęt i ewakuować się z sypialni. Ale już zaraz potem rozległy się chichoty i żarciki trójki nagich kobiet. Gdy przeszły przez mieszkanie do studio Eve przejęła rolę przewodniczki. Zapalała światła i tak dotarły do pokoju gdzie w zeszłym tygodniu nakręcili ze Stevem pierwszy puszczany dzisiaj filmik. Tutaj mogły złożyć przyniesione torby i sprzęt.

- A tutaj są te pokoje. Jutro możemy je dokładniej obejrzeć. Jak któryś ci się spodoba to może być twój. - blondynka machnęła wzdłuż dalszej części korytarza gdzie widać było szereg drzwi po obu stronach. Co tam za nimi jest to pewnie wiedziała tylko ona. Ale na razie projekt nowego filmu był bardziej pociągający więc wszystkie znalazły się w pokoju gdzie miały nakręcić pierwszy wspólny filmik.

- To od czego zaczynamy? - zapytała Karen gdy położyła torbę na biurku i popatrzyła na swoje dwie nowe współlokatorki.

Mazzi przysiadła na blacie obok, biorąc do ust papierosa po czym odpaliła go i niespiesznie się zaciągnęła. Mina jej spoważniała, sufitowała przy tym wzrokiem gdzieś po lampkach u góry, jakby szukała natchnienia.
- Zależy co wolisz - mruknęła przy tym, wchodząc powoli w rolę reżysera kina akcji. Pykała fajkę i mruczała cicho, co parę okrążeń sufitu spoglądajac na snajper - Zwykły numerek bez wstępu i samo proste rypanie, czy masz ochotę się pobawić w odgrywanie i lecimy ze sceną - wzruszyła ramionami, a wydatne usta skrzywił uśmiech - Rypanie masz na co dzień, nie? Sama za to widziałaś jak wygląda wersja z tłem. - zmrużyła jedno oko - Wychodzi zabawniej i z potencjalnymi zadatkami na serię… powiedz Karen, w czym byś się widziała? - wypuściła dym ku sufitowi - Miałabym na ciebie pomysł, ale… może sama masz propozycje, ochotę i plan? Fantazje? Marzenie? Wystarczy powiedzieć.

- Fantazje? Marzenia? - krótkowłosa czarnulka stropiła się trochę gdy zastanawiała się patrząc gdzieś w boczną ścianę. Fotograf nie wtrącała się w tą dyskusję dyskretnie majstrując coś przy kamerze.

- Jak będę mogła tak ją oznaczyć jak na tym filmie na końcu to mi to pasuje. Lubię tak znaczyć teren. - wzruszyła nagimi ramionami i zaśmiała się cicho.

- Oj chyba wiem co jeszcze lubisz. - fotograf nie patrząc na rozmówczynię podeszła do niej niby zapatrzona w sprawdzaną kamerę i oparła się o biurko obok niej. A następnie potarła stopą jej stopę.

- A tak, no jakby się dało coś z tym zrobić… - czarnowłosa komandos przytaknęła blondynce i popatrzyła na panią reżyser. - No i jeszcze takie coś lubię. - zademonstrowała kładąc dłoń na szyi, tuż pod obrożą i stopniowo zaczęła zaciskać dłoń trochę tym zaskakując z początku Eve ale ta nie oponowała i nawet krztusić się nie zaczęła więc demonstracja nie musiała być dla niej zbyt uciążliwa.

- Mnie to wszystko pasuje. - reporterka uśmiechnęła się do nich oby dając znać, że nie ma żadnych obiekcji do nagrania filmu z wymienionymi elementami. Karen też się uśmiechnęła i po chwili zastanowienia chyba skończyła się namyślać i wymyślać bo razem z Eve popatrzyły na specjalistkę od filmowych scenariuszy.

- Władza, dominacja. Znaczenie terenu i bycie panią sytuacji… bezwzględność, siła… - saper dymiła w najlepsze, przekrzywiając głowę raz w prawo, raz w lewo i kiwała nią co parę chwil - Wykorzystywanie pozycji… taaak - wreszcie zdusiła niedopałek w puszce stojącej tam od poprzedniego nagrania i popatrzyła na drugą brunetkę - Zróbmy Eve mały trening kota, co? Wiadomo, kociarnia to nigdy nic dobrego, ani ogarniętego. Zawsze coś spierdoli… więc ją trzeba przycinać i tyrać - uśmiechnęła się wesoło - A jak to w woju bywa, jak masz już władzę i stopień, możesz robić co chcesz. Więc sobie bierzesz kota na szkolenie w magazynie - zatoczyła ręką kółko - I ćwiczysz jak tylko masz ochotę. Na koniec możesz jej rzucić że jeśli nie chce zasuwać rejonów szczoteczką do zębów, ma 3 minuty aby posprzątać podłogę… a zacząć jest zawsze dobrze od zdarcia łachów. - pokiwała mądrze głową - Coś kojarzę że mnie to zawsze kręciło w musztrze.

- Ale Lamia, my już jesteśmy bez łachów. - zauważyła Eve wskazując po kolei na ich trzy nagie sylwetki.

- Na ganianie kota to tutaj trochę mało miejsca. - Karen rozejrzała się po pokoju który byłby w sam raz na gabinet lub pokój mieszkalny ale do placu musztry się nie umywał. - Ale mogłabym ją wezwać na dywanik. Na jakąś reprymendę. - czarnulka próbowała jakoś wczuć się w rolę zerkając na reżyser czy podąża właściwym torem.

- Zawsze można się ubrać, a raczej przebrać? - saper wzruszyła ramionami i zerknęła na Karen, marszcząc w zamyśleniu nos, po czym wybuchła śmiechem, a gdy się wyrechotała, sięgnęła po nowego papierosa - Taaak, wezwania na dywanik są ostatnio modne. Schowamy ci za biurkiem parę zabawek - trzepnęła ręką torbę - Zależy czym będziesz ją chciała… wisz, rozumisz. Ciężki los starszego stopniem… i weź - parsknęła - Musztrowałam chłopaków w kanciapie wielkości schowka na miotły za grzędą kwatermistrza… nieważne - machnęła ręką.

- Szkoda, że nie zostało z tego żadnych filmików. - rzekła Eve z wyraźnym żalem. A ta druga roześmiała się wesoło.

- Musiałby z tego być niezły materiał szkoleniowy. - powiedziała rozbawiona współlokatorka na co z kolei blond głowa pokiwała ze zrozumieniem.

- To ty wybierz jakieś zabawki a ja pójdę po jakieś ubrania. Ale właściwie co mam przynieść? Mówię z góry, że nie mam tu pełnych sortów mundurowych. - fotograf zaoferowała swoją pomoc w skompletowaniu kostiumów a Karen pokiwała głową, rozsunęła suwak torby i zaczęła przeglądać co tam jest.
Jak się okazało wystarczyły spodnie Mazzi i czarne podkoszulki. Zresztą dwie aktorki dość szybko się ich pozbyły, a gdy po wszystkim Karen z Eve poszły się myć, reżyser wyłączyła kamery i światło, powoli sunąc na sztywnych nogach z powrotem do części mieszkalnej. Tam panowała cisza, prócz szumu wody w wannie i przyciszonych rozmów obu dziewczyn. Przez otwarte drzwi saper widziała jak siedzą w kąpieli frontem do siebie i gadają, a na ich twarzach o palmę pierwszeństwa walczyło zmęczenie ze szczęściem. Brunetka wycofała się więc, sprawdzając co z małą kulką futra w koszyku, ale najedzony kociak spał jak zabity, odsypiając stresy powodzi i nie zapowiadało się aby miał szybko wstać. Dziewczyna wróciła więc do sypialni, gdzie również zastając kolejnego śpiącego kocura, tylko w wersji XXL, który leżał pod kocem i spał jak zabity, stopując Lamię na parę długich chwil, gdy po prostu stała w progu przypatrując mu się z błogim uśmiechem na twarzy, zanim nie zgarnęła kołdry z szafy i nie wróciła na wyro, zajmując strategiczne miejsce pod jego ramieniem.

Dopiero będąc w poziomie poczuła, jak mocno była zmęczona, łażeniem od rana, noszeniem, gotowaniem i przygotowaniami do wieczora i całym wieczorem. Szybko zaczynała odpływać, słuchając powolnego, miarowego oddechu gdzieś nad głową. Chciała poczekać na dziewczyny, niestety zmęczenie wygrało.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 09-05-2020, 15:30   #190
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 41 - Śniadanie na drogę

Czas: 2054.09.26; sb; przedpołudnie
Miejsce: Sioux Falls; mieszkanie Lamii i Eve
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, sucho, cicho na zewnątrz jasno, chłodno, pogodnie, sł.wiatr, mokro po deszczu


- No. Przestało padać. Wiać też. To chyba można się zbierać. - brunet w luźnych szortach, klapkach i hawajskiej koszuli z powodzeniem mógłby reklamować jakieś dawne, egzotyczne plaże. Albo te z Florydy czy Kalifornii. Luźny ubiór i poza kompletnie nie zdradzały wojskowej profesji. Tak samo jak jego subtelny, nieco nostalgiczny uśmiech. Chociaż wysportowana sylwetka i groźny tatuaż błyskawicy wystający spod krótkiego rękawa koszuli nadawały mu drapieżnej nutki.





- No do Mason to ze 4 godziny drogi. Jeśli będzie bez przygód i takich tam. - siedząca przy niskim stoliku czarnula odezwała się tonem sugerującym, że ma tą trasę obcykaną. Ona też siedziała na luzie, z podwiniętymi na sofie zgrabnymi nogami, szortach i czarnym podkoszulku. W świetle poranka można było spokojnie rzucić okiem na jej tatuaż zawiniętego smoka na ramieniu.

- No ale ja myślę, że moglibyście zajechać do Spirit Lake. To po drodze. A Lamia ma tam sprawę do załatwienia. - krótkowłosa blondynka też siedziała na sofie kończąc jeść śniadanie. Właściwie cała czwórka skończyła je jeść. Gdy po kolei wstawali z godzinę temu było aż nadto czasu by się zabrać za śniadanie i je zjeść. Właściwie to z godzinę temu wstała Lamia.

Tym razem miała sen bez snów. Po prostu zasnęła a potem się obudziła. Ale zdrowy sen po przyjemnie spędzonym wieczorze był jak balsam dla ciała i duszy. Ale co dziwne obudziła się sama, bez żadnego towarzysza czy towarzyszki. Co ostatnio stało się prawie normą. Tym razem niskie łóżko Eve było puste. Steve’a ani dziewczyn nie było w sypialni. Za to było już widno ale ponuro. O szyby tłukł deszcz gnany silnym wiatrem tak jakby chciał się przebić przez te szyby.

Resztę towarzystwa zastała rozsypanych po głównej części mieszkania. W łazience albo w aneksie kuchennym. - Dzień dobry. Słyszałam ploty, że jak mi pomożesz ze śniadaniem to ja mam ci pomóc z kąpielą przed podróżą. - uśmiechnęła się na przywitanie Karen która była w trakcie krojenia i odgrzewania tego co zostało z wczoraj na dzisiejsze śniadanie. A całkiem sporo tego zostało więc głód im nie groził.

- No i coś podobno jest dla was na drogę. Ale Eve nie bardzo wiedziała co a nie chcę wam mieszać. - przyznała operatorka karabinów wyborowych wskazując nożem usmarowanym masłem na lodówkę i szafki gdzie była część wczorajszych zakupów.

- Dzień dobry Lamia. Kiepska pogoda na podróż. Może później się rozpogodzi. - odezwał się wycierający się ręcznikiem Steve który właśnie skończył swoje poranne ablucje z pomocą swojej blond pomocniczki.

- Czeeśśćć Lamia! No w taką pogodę to lepiej zostać w domu. Ale wiecie, że jak chcecie to możecie zostać ile chcecie i my z Karen bardzo byśmy się ucieszyły? - mokra fotograf też wycierała się ręcznikiem witając się radośnie ze swoją dziewczyną.

Ale przez tą godzinę śniadanie zostało przygotowane i zjedzone a na zewnątrz akurat deszcz przestał padać, wiatr zelżał i zaczynało się przejaśniać. No i Steve tak podszedł i nawet otworzył okno aby wyjrzeć na świat i sprawdzić jak to wygląda.

- No Lamia ja nie wiem jak tam z tą twoją kumpelą. Możemy jeszcze poczekać z godzinę czy dwie. Ale jak mamy coś załatwić w Mason i jeszcze w Spirit Lake no to dłużej nie bardzo jest sens czekać. No chyba, że nie jedziemy. - Steve odwrócił się od okna i popatrzył na swoją dziewczynę czarnowłosą dziewczynę zostawiając jej decyzję co do tego wyjazdu. Ale w dyskusję wtrąciła się mała, puchata kulka biegająca tyleż pokracznie co pociesznie jeszcze bez tej przysłowiowej kociej gracji. Dziewczyny wzięły go na ręce i kolana ale potem puściły luzem. I teraz kociak dotarł do krawędzi sofy i chyba chciał złapać albo bawić się z Krótkim bo machał do niego łapką. Ale trochę się przeliczył, za mocno wychylił i poleciał w przepaść skraju sofy. Nawet stojący tuż obok dowódca komandosów nie zdążył go złapać. Dziewczyny sapnęły i pisneły cicho gdy kocia kulka zniknęła im z pola widzenia.

- Nic mu nie jest. - uspokoił je Steve podnosząc kociaka i stawiając z powrotem przy nogach Karen. Ale dziewczyny musiały się przekonać osobiście biorąc puchatą kulkę na ręce, głaskając i zapewniając, że jest najsłodszy, najpiękniejszy i w ogóle.

- On serio mi robi konkurencję z tym byciem alfą... - mruknął cicho Krótki uśmiechając się jednak pod nosem.

- Ej! To może tak go nazwijmy? Alfa. Co myślicie? - oczka Eve rozbłysły pomysłem gdy sprawdzała jak reszta domowników zapatruje się na takie imię dla sierściucha.

- A to w ogóle jest on? Ktoś z was się na tym zna? - zapytała Karen bo wczoraj nikt tego nie sprawdzał zwłaszcza, że kociak po wysuszeniu poszedł spać a reszta jego opiekunów zajęła się własnymi sprawami i sobą nawzajem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172