Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2020, 00:58   #185
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Rozległy się pierwsze takty cichej muzyki, Mazzi przeszła pod sofę i tam stanęła przed fotograf, oddając jej szklankę z kawą, a potem bez słowa cofnęła się dwa kroki, odwracając się tyłem do niej
- Odpręż się… zbieraj siły na potem - mruknęła, kołysząc się coraz szybciej, kręcąc biodrami i wodząc dłońmi po ciele, co parę ruchów puszczając łobuzerskie oczko przez ramię.

- Ooohhh Laamiiaa… - Eve była zachwycona i doborem muzyki i tanecznymi ruchami swojej dziewczyny. Z miejsca wszystko inne zdawało się zejść na dalszy plan i dla blondynki w jasnym różu liczyła się teraz tylko ta brunetka w kusym granacie.

- Masz strasznie apetyczny tyłeczek. Steve zresztą też. - wyznała wpatrzona w te kręcące się przed nią biodra opięte błyszczącym grantem. - A co planujesz potem? Masz jakiś scenariusz? - zapytała zaintrygowana słowami swojej partnerki. Przysunęła się trochę bliżej skraju sofy jakby chciała lepiej ją widzieć i słyszeć.

- Nie wiem, może nakręcimy Mary Sue 2.5 z panem Brownem, Tygrysek zgodził się zagrać, Karen zobaczy na czym to polega i jutro będzie wam łatwiej z sesją i czym tam sobie wymyślicie. - Mazzi mruczała wesołym tonem, nie przestając tańczyć - Nie mam scenariusza, to nie film. Ma być miło, rodzinnie. Kolacja, chwila oddechu i wspólne spędzanie czasu aż do momentu pójścia do łóżka. Celem regeneracji sił. Tym razem - zaśmiała się krótko - Zobaczymy kiedy i w jakim stanie przyjadą, być może skończy się na kolacji i wspólnym leżeniu na kanapie, zanim nie padną na mordki… co nie oznacza, że paru pomysłów nie należy mieć w zanadrzu. Albo Mary Sue, albo w łagodnej wersji oglądanie zdjęć i filmów… Karen chyba chciała je zobaczyć. Dajmy im się najeść, odpocząć i zdecydować czy mają siły na cokolwiek innego… a jak się pośpią bez tknięcia nas palcem, sama cię zerżnę w każdą dziurę i pod każdym kątem - posłała blondi całusa przez ramię - Żebyś nie tęskniłą za bardzo do niedzieli.

- Oj tak! - Eve słuchała grzecznie aż do samej końcówki. Dopiero wtedy gwałtownie pokiwała swoją blond główką na znak pełnej aprobaty co do takiej wersji wydarzeń. Zerwała się z kanapy, doskoczyła do Lamii i objęła jej szyję przyłączając się do tego tańca. Jej palce delikatnie pieściły kark kochanki gdy tak zaczęły się kołysać we dwie.

- Wiesz… Wczoraj, w “Krakenie”... - zaczęła cicho uśmiechając się do tych wspomnień. - O rany… Jak cię wtedy zobaczyłam na tym parkiecie… Ale mnie wzięło! O tak! - roześmiała się już weselej i na dowód jak szybko ją wzięło pstryknęła palcami. Przestała się śmiać chociaż nadal się uśmiechała przygryzając swoją pełną wargę. - Nie pamiętam z kim ostatni raz miałam takiego speeda. Ledwo się pohamowałam by się do ciebie nie dobierać tam na tym parkiecie. - przyznała się z lekkim uśmiechem delikatnie się kołysząc do rytmu partnerki i delikatnie odgarniając jej kosmyk włosów z czoła. Nagle ruch palców zamarł. Ciało też. I Lamia też to usłyszała. Przez ponury, złowróżbny łomot ulewy o dach i szyby oraz dźwięki żwawej muzyki doszedł nowy dźwięk. Silnik samochodu. I robił się coraz wyraźniejszy.

- To od frontu… Lamia weź zobacz przez okno czy to oni bo jak nie to chyba umrę na zawał. - blondynka poprosiła czarnulkę by wzięła na swoje barki te sprawdzanie wypuszczając ją z objęć by jej tego nie blokować.

Saper zrobiło się sucho w ustach, za to dłonie chyba zaczęły się pocić. Z ekscytacji miało się ochotę skakać pod sufit, z drugiej strony… a jeśli to nie oni?

- Dobra, zaraz zobaczymy czy się nam tu rozpączkują goście - zachichotała trochę nerwowo, całując blond skroń i szybko podbiegła do okna - Jak ci powiem to ściemnij światło i zapal świeczki, ale czekaj jeszcze! Zobaczymy czy to oni! Weź na razie muzykę przełącz, tam na wieży leży druga płyta!

- Ano tak, świeczki… Aha ale najpierw płyta… - blondynka też zrobiła się trochę bardziej nerwowa. Najpierw ruszyła do stolika jakby miała zamiar zapalić tą świeczkę, potem krok w stronę kontaktu by wreszcie zawrócić w stronę wieży i leżącej na niej płyty. W tym czasie Lamia zdążyła dojść do okna i wyjrzeć przez te łomoczące od kropel okno. Łomotało jakby spadał grad a nie woda. Ale mimo to od razu dojrzała sunące ulicą dwie pary samochodowych reflektorów. Dwa pojazdy. Jechały dość wolno pewnie dlatego, że nawet w dzień ta uliczka wzdłuż magazynu do zbyt przestronnych nie należała. A teraz było już ciemno jak w nocy i lało jak ze szlaucha. Ale samochody jechały powoli ale pewnie. Tylko, że nadal widać było tylko ich reflektory. Chociaż ten pierwszy to chyba był pickup bo ten z tyłu go oświetlał trochę. Pewność zyskała gdy pierwszy pojazd zjechał nagle w bok stając prosto przed garażem Eve i przy okazji ustawił się profilem do okna. Wówczas rozpoznała znajomą, czarną, kanciastą bryłę pickupa Steve’a. Drugi pojazd zatrzymał się tuż za nim. Steve zapalił światełko wewnątrz kabiny i spojrzał prosto na nią. Machnął jej dłonią na przywitanie a potem niemo wskazał na zamknięte drzwi garażu.

Na piętrze studia rozległ się pisk radości, jakby znajdowały się tam rozradowane dziewczynki, a nie dorosłe kobiety. Mazzi pomachała radośnie ręką, a potem odskoczyła od okna, patrząc na Eve rozognionym wzrokiem.
- Już są, przyjechali! To oni, Steve czeka przed garażem. Jak się otwiera drzwi? Otworzę im i przyprowadzę tutaj. Poprzynosisz talerze i całą resztę? - wskazała brodą na zastawiony świecami i zimnymi częściami posiłku blat.

- Przyjechali!? Nareszcie! - blondynka tak się ucieszyła, że aż wypuściła z rąk płytę jaką właśnie miała wrzucić do odtwarzania. Schyliła się, by ją podnieść ale tylko odłożyła ją na wierzch wieży.

- Klucze! O matko gdzie ja je… A! Czekaj! - na chwilę na blond twarzy wybuchł grymas konsternacji gdy gorączkowo próbowała sobie przypomnieć gdzie rzuciła te klucze ale w końcu pobiegła do sypialni. Wróciła zaraz potem niosąc swój pęczek kluczy.

- Masz. To ten porysowany jest od garażu a ten biały jest od tych małych drzwi na dole. - z kilku kluczy wyodrębniła dwa z których jeden miał biała nakładkę a drugi miał mocne rysy. - Zaraz za małymi drzwiami, po lewej jest kontakt. To sobie zapal. No to leć a ja tutaj zacznę już znosić. - zaczęła przez chwilę tłumaczyć jak na panią domu przystało ale w końcu uśmiechnęła się oddała Lamii swoje klucze i pocałowała ją szybko w usta.

Pocałunek został oddany, ciemnowłosa głowa pokiwała na potwierdzenie, a potem jej właścicielka złapała odpowiednie klucze, lecąc na dół aby wreszcie się przywitać. Przyjechali! On przyjechał! Na samą myśl Mazzi chciało cię wrzeszczeć z radości. Mijając lustro poprawiła jeszcze włosy,i już truchtała dalej, ku garażowi, przez klatkę schodową, rozświetlaną punktowo przez starą żarówkę. Schodząc na dół dziewczyną zaczynały targać wątpliwości. Wrócił cały? Jak zareaguje na to, co przygotowały z Eve na ten wieczór? Czy było warto?

- Ogarnij się - ofukała sama siebie, zanim smętny basset wyskoczył z ciemnego kąta, wyjąc do flashbacków z wojny. Albo własnym, niskim obrazie własnej osoby, błędnym ponoć. - Ogarnij się - powtórzyła, grzebiąc kluczem w zamku.

Zamek zazgrzytał i zaraz potem klamka otworzyła drzwi. Za nimi była chłodna ciemność. Ale dłoń po chwili macania wyczuła kontakt na gołym betonie. I garaż zalało światło. Dalej trzeba było przejść rampą wzdłuż bocznej ściany magazynu i minąć zaparkowane poniżej autko blondynki które miało dach prawie na wysokości podłogi rampy. Potem jeszcze kilka schodków i ten porysowany klucz co otwierał kłódkę przy zamknięciu garażu. Jak odwajhowywała tą zasówkę słyszała już nie tylko łomot ulewy zaraz za ściana ale też miarowy pomruk silnika. Gdy zasuwka została odsunięta jeszcze musiała się schylić by złapać za chłodny, metalowy uchwyt i szarpnąć do góry. Żaluzjowe drzwi zadziałały jak trzeba i poszły w górę. Z zewnątrz od razu Lamię zaatakował chłód, zacinający łomot ulewy i snop świateł samochodu stojącej o parę kroków od właśnie otwartych drzwi.

Zaraz potem silnik pierwszej maszyny zwiększył obroty a ta ruszyła do przodu. Dopiero gdy przekroczyła magiczną granicę progu garażu i weszła w zasięg światła z wnętrza budynku Lamia stojąca przy ścianie widziała coś więcej niż same światła. Najpierw maskę czarnej terenówki potem szoferkę i kierowcę. Kierowca posłał jej całusa i machnął ręką na jej machanie ale grzecznie wjechał głębiej aby nie blokować wjazdu. Zaraz potem przez bramę wjechała druga terenówka chociaż w układzie klasycznego suva. Tam kierowcą była ciemnowłosa kobieta która też jej odmachała i uśmiechnęła się na powitanie. Obie maszyny zwolniły i zatrzymały się a ten dawny magazyn był na tyle pojemny, żeby pomieścić wszystkie trzy auta. Zaraz potem zgasły też silniki i światła.

Drzwi od garażu zostały zamknięte pospiesznie, ale Mazzi pamiętała żeby przekręcić klucz. Szarpnęła szybko, upewniając się, że wrota są zamkniętę i dopiero wtedy pozwoliła sobie na głośny pisk radości.
- Steeeve! - ciesząc się i śmiejąc radośnie, przebiegła te parę kroków wyciągając ramiona w kierunku zwalistej sylwetki odzianej w wojskową pelerynę, wysiadającej z pierwszej terenówki. Znajomej sylwetki, widok której rozmiękczał nie tylko serce ale i kolana, przynajmniej te pod krótką, cekinową sukienką w kolorze głębokiego granatu.
- Heeej Steeve! - nie przejmując się wilgocią, chłodem i nieprzyjemnym dotykiem mokrej gumy na gołej skórze nóg, skoczyła na mężczyznę, oblatajac go udami w pasie, a ramionami za szyję. Wtedy też przywitała się bardziej bezpośrednio, całując go gorąco i równie mocno przyciskając się do niego.

Chyba aż tak gwałtownego przywitania to się pan kapitan Mayers nie spodziewał. Szybko opanował sytuację łapiąc za te gościnne uda i pośladki od dołu i oddając pocałunek równie chętnie co przyjmując.

- Czyli chyba dobrze trafiliśmy. - rzekł uśmiechając się z ciepłą łagodnością i lekko bujając swoją dziewczyną na boki wcale jej nie puszczając.

- Cześć. - przywitała się jego koleżanka z pracy, też w mokrej pelerynie gdy wyszła ze swojej fury zamykając za sobą drzwi i biorąc jakąś torbę na ramię. Zatrzymała się ze dwa kroki od niech ale poza uśmiechem nie ingerowała w ich powitania.

- Hej Karen, świetnie że przyjechałaś. Eve się ucieszy, bo napalonana jutrzejszy dzień jak kot na noc bez warty - saper wygięła się odrobinę, całując również drugiego gościa żarliwie. Po wszystkim wróciła do pierwszego gościa i powitała go drugi raz, a po wszystkim zaśmiała się wesoło - Jesteście idealnie, własnie czekamy z kolacją… trochę się martwilyśmy że was nie puszczą. No ale jesteście już. - mówiąc skakała oczami od kobiety do mężczyzny, kończąc wywód patrząc mu w oczy - Już jesteś… to najważniejsze. Bardzo głodni?

- No możemy coś zjeść. - Steve w końcu wypuścił Lamię tak by mogła stanąć na własnych nogach. - Ale mam nadzieję, że mogę liczyć na kąpiel? No bo… - trochę się cofnął i uniósł w górę pelerynę. Pod spodem miał jakieś szturmówki. Chociaż uparcie nie wojskowe tylko jednolicie oliwkowe. No i okazało się, że są mokre prawie po samo krocze. Jakby wlazł do jakiejś głębokiej wody. Nawet tak z niego ciekło jakby wylazł dopiero co z takiej wody.

- Jak jechaliśmy do was był jakiś wypadek. Droga zablokowała policja i musieliśmy czekać. Chyba ta ulewa porwała samochód i zmyła go z drogi. - wyjaśniła Karen tłumacząc ich późną porę przybycia. Sama nieco z zaskoczeniem i niepewnością na twarzy powitała wystawiony chwilę wcześniej pyszczek Lamii ale gdy już się pocałowały to jakby koleżance Steve’a ulżyło.

- No ale na szczęście policja uratowała wszystkich no ale samochód zalało pewnie jutro po ulewie będą go wyciągać z tego błota. - rzekł komandos opuszczając zasłonę z peleryny na swoje mokre nogawki.

- No i pewnie byśmy mogli pojechać dalej jak już puszczali no ale Króki się uparł. - Karen westchnęła rozkładając bezradnie ręce i wskazując wzrokiem na kolegę. A ten powoli cofał się do swojej maszyny aż nie nachylił się do środka by coś z niej wyjąć.

- Sumienie by mnie zeżarło gdybym go tam zostawił. - rzekł wyjmując zawiniątko. Było niewielkie mieściło mu się w obu dłoniach. Pakunek owinięty był ręcznikiem. I dopiero jak Lamia miała okazję mu się przyjrzeć dokładniej dostrzegła jakiś ruch pod tym ręcznikiem.

Mazzi zamarła w połowie sprawdzania wzrokowego czy przypadkiem Krótkiemu nic się nie stało,nie krwawi, albo nie brakuje żadnego ważnego kawałka. Zamrugała, wstrzymując oddech i powoli wyciągnęła rękę, odchylając kawałek ręcznika i wtedy westchnęła z czułością. Pakunek Steve’a zawierał jednego, bardzo mokrego i bardzo przestraszonego kociaka. Sierść miał w strąkach, trząsł się cały, a ledwo jego główkę odkryto aby padł na nie ludzki wzrok oraz światło, malutki pyszczek otworzył się, rozsiewając w powietrzu krótko, bardzo drżące i bardzo żałosne “miau”... i chyba w tym momencie kupił sobie saper całkowicie.
- O rany… - jęknęła, biorąc kociaka w ręczniku na własne ręce. Maleńki delikatny twór wydawał się większy i nie ginął tak, jak w dłoniach komandosa, lecz wciąż pozostawał drobniutki. Dziewczyna podniosła wzrok do góry, łapiąc spojrzenie ratownika - Kocham cię - stwierdziła po prostu, zanim nie drgnęła, przypominając sobie, że nie są sami. Kaszlnęła i dodała już swobodnym wesołym tonem - Wiedziałam że jesteś dobry człowiekiem, chociaż oficerem - wychyliła się, całując go w policzek - Chodźcie na górę, zaraz przygotujemy kąpiel i coś ciepłego do picia… trzeba go wysuszyć i nakarmić. Ale mu serducho wali - dodała z opuszczoną głową, czując przez materiał koca mały karabinek maszynowy zamknięty w piszczącym futerku - Karen też chcesz sie przebrać i umyć? Cholera… dobrze że jednak… - łypnęła na Mayersa - Damy ci piżamę, będzie wygodniej. Ciuchy walnij do miski przy wannie, upiorę i na rano będą suche jeśli powiszą przy piecu… no już! Zanim ta drobinka zejdzie z głodu i strachu.

- Wykąpać? Znaczy no ja byłam ta mądrzejsza to tylko odebrałam od niego tego sierściucha a on tam wlazł do tego zalanego samochodu. - Karen mówiła trochę niepewnie i na dowód, że jest mniej mokra uniosła swoje wojskowe ponczo ukazując nogawki mokre może do ćwierć łydek. Chociaż buty i te końcówki nogawek oboje mieli w błocie i trawie.

- A piżamę? Nie no chyba nie trzeba, mam w czym spać. A to to się nie przejmuj, mogę zostawić na weekend i tak miałem jechać jutro w czym innym. - Krótki machnął ręką jakby nie było o czym mówić a sam otworzył tylne drzwi swojego pickupa i wyjął z niej sporą torbę. Potem jeszcze oboje zamknęli swoje fury i grzecznie ruszyli za Lamią jako przewodniczką.

- Z tym kotem to tak niechcący wyszło. Poszedłem pogadać co się stało i ile będą nas trzymać. Bo może lepiej by było objazd zrobić. A tamta osobówka stała niedaleko drogi to go usłyszałem. Pytam gliniarza czy słyszy a on mówi, że tak no ale po ludzi to się przeprawili a po sierściucha to już nie chcieli ryzykować. - Steve zaczął po drodze przez garaż a potem rampę opowiadać jak to wszedł w posiadanie tego mokrego kłębka w ręczniku.

- Nie dziwię im się. Tam rwało tą wodą jak w górskim potoku. Gliniarze dali nam linę no i ja go ubezpieczałam a oni mnie. No i cholera Krótki prawie cię zmyło w pewnym momencie. - ciemnowłosa dorzuciła swoje gdy spojrzała na niego gdy zatrzymali się przy parterze klatki schodowej aby Lamia mogła zamknąć drzwi do garażu.

- Coś tam mnie szturchnęło. I jak z liną to by mnie nigdzie nie zmyło. No a potem złapałem tego kawalera i podałem go Karen. A potem mnie wyholować na zewnątrz. - szybko dokończył jak to się zakończyła przygoda z kocimi łowami podczas oberwania chmury.

- Ktoś po niego przyjdzie? - saper spytała, chowając rozczarowanie w buty i jakoś mocniej ścisnęła zawiniątko ze zwierzakiem. Pewnie chodziło o instynkt, albo inne pierdoły, ale nie chciała go oddawać: potrzebował pomocy, opieki i ochrony. Ciepłej michy, wygodnego wyra i podrapania za uchem od czasu do czasu.. - dobra, zaraz mu coś znajdę… i oczywiście że masz w czym spać - łypnęła na Mayersa z najniewinniejszą miną na świecie - Możesz śmiało spać we mnie, w Eve, albo w Karen. Jakoś cię ogrzejemy żebyś nie zmarzł, foczki całkiem nieźle grzeją tej jesieni… i tutaj możecie powiesić płaszcza - pokazała na kołki przy drzwiach i niżej, na półkę na buty - Śmiało, jakieś kapcie są chyba… - zamarszczyła czoło i wskazała na drugą szafeczkę - Tutaj…. Kociaczku, rzuć ze dwa ręczniki! - krzyknęła głośniej gdzieś w głąb mieszkania - Tygryskowi pociekło! Nie dziwię się, skoro Karen lata bez kominiary!

- Ojej tak? - Eve podniosła głowę ale tylko trochę bo szła właśnie z pieczystym aby położyć je na stole więc nie bardzo mogła się udzielać.

- A co tu tak ładnie pachnie? - Steve widocznie prawie od progu wyczuł aromaty płynące z kuchni. Zresztą teraz gdy Lamia ponownie weszła na górę też je poczuła ten zapach.

- Tak? Nie będziecie miały zgrzytów jak ja zacznę się integrować z Krótkim? - Karen zapytała cicho chyba nie do końca wiedząc jak bardzo na poważnie traktować te ich rozmowy sprzed dwóch dni.

- Czeeśśćć! To już do was idę tylko przyniosę te ręczniki! - Eve pomachała do nich radośnie gdy już zwolniły jej się obie rączki ale skoro Lamia prosiła to szybko drobiła nóżkami aby przynieść potrzebne rzeczy. Zaś para komandosów w cywilu usiadła na ławeczce aby zmienić buty na kapcie.

- Ja ich tu przypilnuję póki nie przyjdziesz! - Mazzi odkrzyknęła jej wesoło, obserwując kątem oka dwójkę gości, ale bezpośrednio gapiła się na kociaka, przybierając minę troskliwego zachwytu. Był taki maleńki, miało się wrażenie, że wystarczy mocniej zacisnąć pięść, aby zrobić mu krzywdę. Saper zastanawiało czy z tego samego powodu Mayers zgodził się wtedy na wypad pod baseny i w krzaki. Zrobiło mu się jej szkoda i sumiemie by go potem żarło, gdyby nic nie uratował z opresji?
- Mówiłam, że czekamy na was z kolacją… naprawdę mam nadzieję, że jesteście głodni - odpowiedziała wesoło, uśmiechając się do szerokobarego szatyna i jego towarzyszki - Zdejmij kochanie te spodnie od razu, Eve zaraz przyniesie ręcznik. Lepsze niż moczyć podłogę aż do łazienki. Karen skarbie, chcesz bluzę albo koc? Musiałaś przemarznąć w tym deszczu, Tygrysek też, ale zaraz coś na to poradzimy. - uśmiechnęła się pod nosem, czując lekkie spięcie mięśni. Bycie gospodynią… jakoś niezbyt do tej pory miała okazję trenować podobne umiejętności zawodowe - Może zróbmy tak, że wykąpiesz się po kolacji, ok? - popatrzyła na żołnierza poważniej - Do tej pory zdążymy nagrzać wodę, a jedzenie nie ostygnie… nie martw się - posłała żołnierce czarujący uśmiech - O ile przy tej integracji nie skupisz się tylko na Tygrysku, nie poczujemy się zazdrosne… a teraz kawy, herbaty? Czegoś mocniejszego?

- Mam zdjąć tutaj? - Steve który właśnie zdjął swoje mokre i ubłocone buty zastanawiał się chwilę. - Albo dobra. Wezmę coś luźniejszego. - zgodził się po czym wstał i zaczął rozpinać te szturmówy by je wreszcie zdjąć. - A ty się tak nie kitraj, wszystko widziałem co tam się przy poboczu działo. - rzucił do Karen jakby mimochodem. Ta też była już bez butów i skarpet które były niczym mokre gąbki.

- Racja. - uśmiechnęła się i też wstała po czym zaczęła rozpinać pasek i spodnie. - Wywaliło mnie jak go coś tam grzmotnęło pod wodą. - wyjaśniła obracając się tyłem do gospodyni. No i faktycznie cały tyłek i połowę ud od tyłu miała mokre więc widać było dokładnie gdzie się wywaliła.

- Już jestem i mam… Oo… Już się rozbieracie? - Eve przytruchtała szybko niosąc te ręczniki ale w miarę jak się zbliżała dojrzała jak dwójka komandosów zdejmuje z siebie spodnie odkrywając swoją dolną połowę co ją widocznie zaskoczyło. Zatrzymała się patrząc z zaciekawieniem na tą scenę i trzymając gotowe do użycia ręczniki. Steve akurat złapał mokre spodnie w jedną dłoń a sięgnął drugą po podany ręcznik ale wtedy Eve dostrzegła to co Lamia trzymała w dłoniach.

- A co to jest? - blondyna zamiast oddać ręcznik zrobiła krok ku Lamii by lepiej się przyjrzeć zawiniątku. - Kotek?! Ojej jaki śliczny! - i Lamia mogła mieć wyobrażenie jak sama przed chwilą wyglądała parę chwil temu w garażu gdy ujrzała ten sam widok. Eve na moment kompletnie zapomniała o niej, o Stevie, o Karen, o ręcznikach tylko skupiła się na tym puchatym, mokrym nieszczęściu w dłoniach swojej dziewczyny.

- A myślałem, że będę samcem alfa… - mruknął Steve z cichym uśmiechem i delikatnym uśmiechem pełnym autoironii.

- A no tak, ręczniki! - Eve oprzytomniała na tyle, że wreszcie podała im te przyniesione dla nich ręczniki. - A co wam się stało? Dlaczego jesteście mokrzy? - zapytała widząc, że trzymają mokre spodnie w rękach a buty są ozdobione błotem, kamykami, liśćmi i trawą a do tego stoją w mokrej kałuży.

Saper wzięła jeden z ręczników, odkładając na mokre spodnie Mayersa ten wilgotny. Wyciągnięta z kokonu mała rudo-biała kulka zamiauczała żałośnie, aż serce się krajało.
- No już… już malutki, zaraz będzie ciepło, nie bój się. Nic ci się nie stanie, jesteś bezpieczny, spokojnie. Teren zabezpieczony, żadna woda się tu nie dostanie - mówiła cicho, owijając kociątko miękkim materiałem i delikatnie przecierając zwichrowane futerko - Woda zmyła jakieś fury po drodze, Steve i Karen utknęli w korku… Tygrysek wskoczył do rzeki żeby uratować tego małego diabełka - uśmiechnęła się z rozczuleniem, unosząc spojrzenie na komandosa i gapiła się jakby oto w przedpokoju pojawił się sam Superman, do tego ich osobisty. - Zaraz wstawimy wodę i zaczniemy ją grzać. Kąpiel zrobi się akurat jak zjemy… - pocałowała blondynką w skroń, posyłając jej ciepły uśmieszek - Dasz mi się zająć Tygryskiem w kąpieli, jak będziesz pokazywać Karen Mary Sue 2? Myślę, że chciałaby obejrzeć, bo to w jej klimacie… ale to po kolacji - zmieniła ton na służbowy, wchodząc w rolę sierżanta - Zostawicie mokre ubrania przy drzwiach i zapraszamy… myślisz że na razie da się wsadzić to maleństwo w koszyk po jabłkach? - na koniec znowu zwróciła się do blondi, ubranej w krótką, różową sukienkę, podobną do tej noszonej przez saper. - Przyda mu się chwila spokoju, odpoczynku… i mleko - parsknęła - Dobrze, że kupiłyśmy mleko.

- Uratowałeś go?! - Eve była pod jeszcze większym wrażeniem gdy dowiedziała się co łączy tą zmokłą kulkę nieszczęścia z lekko uśmiechniętym mięśniakiem bez spodni.

- Właściwie to uratowała go Karen. Ja go jej tylko podałem ale to ona wyciągnęła jego i mnie. - Steve machnął ręką i mówił tak naturalnie, ze gdyby ktoś nie słyszał rozmowy w garażu parę chwil temu to pewnie dałby się nabrać. A przynajmniej Eve bo teraz spojrzała na wskazaną przez Mayersa koleżankę.

- Nie gadaj głupot Krótki gdyby nie ty to by ten zdechlak został w tamtym samochodzie. - strzelec wyborowy prychnęła rozbawiona udając irytację na niemożliwe zachowanie kolegi. - Z nim tak zawsze, zawsze się tak wykręca. - trochę ściszyła głos jakby wyznawała kumpelom jakąś tajemnicę o wspólnym koledze.

- A w ogóle Eve to świetnie wyglądasz i cieszę się, że cię widzę. Ale od Lamii to dostaliśmy buzi na przywitanie. - Steve zgrabnie zmienił wątek znów powodując zmieszanie blondynki.

- Ojej no tak! Przepraszam! To przez te ręczniki i… - Eve żachnęła się na tą wspomnianą skuchę i szybko zaczęła się tłumaczyć ale w końcu sama sobie przerwała, machnęła ręką i objęła bruneta całując go mocno w usta. Po czym odskoczyła od niego i tak samo powtórzyła operację z Karen. Teraz już wszyscy byli zadowoleni.

- Dobrze to zróbmy jak Lamia mówi. Ta kąpiel to nam się przyda. To może jak Lamia mi będzie pomagać w tej kąpieli to ty zajmiesz się potem Karen? - zaproponował komandos biorąc swoją torbę na ramię i ruszając w stronę niskiego, zastawionego stolika. A reszta gromadki jakoś sama z siebie powtórzyła ten manewr.

- Dobrze ja się zgadzam na wszystko co chcecie! To… To może Lamia się teraz wami zajmie a ja pójdę przygotować wodę. - fotograf namyśliła się chwilę, pokiwała głową i ruszyła w stronę łazienki zostawiając gości pod opieką Mazzi.

- Tak jest! - saper szybko odpowiedziała, wykonując krótki salut i zaraz na rozpęd trzepnęła opiety różowym materiałem tyłek, z przyjemnością patrząc jak dziewczyna lekko przy tym podskoczyła, a potrafiła to zrobić tak uroczo, że chciało się przyładować jeszcze raz, a potem podwinąć kieckę i zacisnąć wargi na jednym z pośladków…

- Chodźcie, chodźcie, nie bójcie się - ruszyła, mówiąc przez ramię i złapała Mayersa za rękę, Karen całując w policzek na zachętę. Przeszli przez główną część mieszkania, docierając aż do stołu obstawionego sofami. Tam Mazzi usadziła gości, oddając kociaka w ręce Steva, bo jej zostało jeszcze sporo noszenia, patrząc na stan stołu. Wpierw jednak sięgnęła po dwie szklanki, z dzbanka nalewając kompotu. Pierwszą podała komandosce razem z czarującym uśmiechem - Słodziaku, pomożesz z talerzami? Trzeba je rozłożyć, te dwa największe są dla ciebie i Steve’a. Przyniosę resztę z kuchni, szybciej pójdzie… a ty Tygrysku przypilnuj tego kawalera - podała napitek komandosowi - Zaraz przyniosę mu koszyk i mleko… rany, dobrze że już jesteście - mruknęła pogodnie - Nie mogłyśmy się was doczekać.

- Jak ci nie przeszkadza, że będę chodzić w samych majtkach to pewnie. - Karen też położyła swoją torbę za sofą ale bez zgrzytu zgodziła się pomóc ostrzegając o swoim zdekompletowanym stroju. No bo tak od pasa w górę to miała bluzę i tak dalej. Ale poniżej pasa to została w samej bieliźnie.

- Jakbyś chodziła w samej kominiarce to by mogło przeszkadzać. - Krótki pomógł im obu w podjęciu tej decyzji i jego koleżanka roześmiała się i już bez ceregieli poszła z Lamią do aneksu obok.

- To co mam robić? - zapytała gospodyni patrząc na te różne różności przygotowane przez ostatnie kilka godzin.

- Weź proszę talerze i koszyk - perfekcyjna sierżant domu wskazała kupkę zastawy, podniosła też koszyk z ziemi i obejrzała go, kiwając głową. Zaraz władowała do niego miseczkę i butelkę mleka, całość podając drugiej brunetce - Ja się zajmę michami, ziemniaki i kurczaki trzymałyśmy w piekarniku żeby nie wystygły… pójdą na koniec. Może się nie potrujecie - mówiąc chwyciła półmiski z surówkami i dodatkowy dzbanek kompotu.

- Dobrze. - krótkowłosa czarnulka zgodnie i pogodnie wzięła podane kocie atrybuty i zaniosła je obok, do Krótkiego na sofę. A zamiast niej zjawiła się krótkowłosa blondynka.

- No to woda już jest. Jeszcze tylko trzeba poczekać aż się zagrzeje. - powiedział nieco zdyszana pewnie pompowaniem tej wody. - W czymś ci pomóc? - zapytała zerkając na zbierającą naczynia partnerkę.

- Ponoś ze mną to wszystko? - Mazzi wyminęła ją, parskając pod nosem i uważnie stąpając aby nie wywalić się i nie zmarnować niczego, co przez tyle czasu ciachały, siekały i kroiły przez cały cholerny dzień praktycznie. - Zapalniczka na stole, tak? Płyta w wieży? Ehhh.. i weź te wielkie nożyczki do mięsa! - krzyknęła drobiąc przez pokój do stolika przy oknie i sofach.

Lamia zastała parę gości na sofach jakie rano gościły ją i dwie kurierki poznane wczorajszego wieczoru. Teraz para komandosów ładnie została rozbrojona przez zmokniętego kociaka. Chociaż już nie tak zmokniętego bo te wycieranie ręcznikiem pomogło i zaczynał schnąć.

- Zobacz jak wcina! - Steve roześmiał się jak mały chłopiec. Zdążyli odkręcić mleko i nalać go trochę do miseczki a tą postawić na jednym z ud Mayersa. A kociak chociaż jeszcze się trząsł i chybotał łebkiem to jednak wyczuł jedzenie bezbłędnie i chłeptał mleko z pełnym zaangażowaniem.

- To może ja wam pomogę. - zaoferowała się Karen widząc, że najpierw Lamia przyniosła swoją porcję dań i naczyń a zaraz za nią przyszła blondynka z podobnym ładunkiem.

- Lamia! Zrób zdjęcie! - fotograf wpadła na pomysł uwieńczenia tego pierwszego kociego posiłku w ich domu.

Pomysł się spodobał, Mazzi szybko rozejrzała się po mieszkaniu, aparat jednak został w kuchni wróciła tam szybko, chwytając go w łapy i aby nie iść na pusto, wzięła też talerz z pomidorami.

- Dajcie mi moment! - zaśmiała się, truchtając do stołu, a ledwo micha na nim wylądowała, saperskie dłonie zabrały się za maltretowanie prezentu od Eve. Powietrze przeszył suchy trzask migawki, łapiąc małego kota siorbiącego mleko na kolanach wyszczerzonego dryblasa, zapatrzonego w niego jakby był małym chłopcem i pierwszy raz dorwał świerszczyka należącego do starszego brata. Trzask powtórzył się, łapiąc scenę z innej perspektywy. Takiej, do której brunetka musiała klęknąć i chwilę pomajstrować przy obiektywie aby złapać ostrość.

- Trzeba mu nadać imię, bo rozumiem że u nas zostaje - popatrzyła nad aparatem na blondynkę - Przecież… pomieścimy się tutaj, nie? Poza tym Steve go uratował, to juz jest nasz.

- Tak, pewnie! Będzie nam łapał myszy i w ogole! - Eve odpowiedziała z takim przekonaniem jakby nie brała do głowy innego rozwiązania. Steve i Karen też nie wyrażali sprzeciwu więc los kociaka wydawał się być przypieczętowany. Druga z gospodyń postawiła przyniesione rzeczy i wróciła do wieży gdy wcześniejsze zamieszanie związane z przyjazdem przerwało jej ustawianie płyty na właściwym kawałku. Ale teraz po paru ruchach maszyna poszła w ruch iz głośników popłynęła muzyka.

Sierżant podeszła do sofy, odkładając aparat na szafeczkę obok. Kucnęła przy Mayersie, patrząc jak kulka futra wylizuje do czysta miskę po mleku. Poczekała aż skończy i delikatnie wzięła go na ręce, przenosząc do koszyka wyłożonego kocem, ścierkami i kawałkiem ręcznika.
- Dajmy mu odpocząć… i chodźcie do stołu - zaprosiła gestem ferajnę, widząc jak Karen donosi ostatnie półmiski. Sama w tym czasie wzięła zapalniczkę, po kolei odpalając świece, a gdy to zrobiła, cofnęła się dwa kroki w tył, rzucając orientacyjne spojrzenie na stół który dosłownie uginał się pod przeróżnym żarciem. Były tam brytfanki z pieczonymi kurczakami, ułożonymi na jabłkach i plastrach marchewki, pocięte w harmonijkę ziemniaki i zapieczone podobnie do mięsa. Michy z pomidorami, surówkami z kapusty i marchwi. Pajdy świeżego chleba, masło z ziołami. Dzbanki kompotu, talerze, talerzyki, kubki i szklanki. A pośrodku tego dumnie stał świecznik, rozsyłając ciepłe, miękkie światło świec na całą scenę.

Brakowało lodów, ale przecież nie dało się mieć wszystkiego.
- Eve, przygaś światło - poprosiła blondynkę, łapiac nożyce kuchenne i rozpoczęła operację na pierwszym kurczaku, rozcinając go na pół. Ze środka buchnęła para, pachnąca mocno jabłkami i tymiankiem. Trzeba było uważać, aby się nie poparzyć, więc saper zachowywała ostrożność, przenosząc połówki pieczystego na żołnierskie talerze.

- Jedzcie śmiało, ile chcecie. W kuchni mamy jeszcze sernik na deser, zostawcie sobie na niego trochę miejsca. - dodała, zaczynając kroić drugiego kurczaka, tym razem na cztery części. Jedną nałożyła Eve, na koniec biorąc się za napełnianie własnego talerza chociaż u niej główne skrzypce grała fura pieczonych owoców.

- O w mordę… - Steve gdy kociak przestał go już absorbować dopiero teraz chyba ogarnął co tutaj jest na stole. I był pod wrażeniem tego wszystkiego. Zresztą Karen też się chyba zdziwiła ile tego jest tego co trochę pomagała nosić.

- To wasza robota? - zdziwiła się też nie wiedząc chyba na czym powinna zawiesić oko wśród tych gorących pyszności.

- O nie, nie moja. Ja cały dzień byłam w pracy to po cwaniacku przyjechałam na gotowe. To Lamia to wszystko wymyśliła i przygotowała. - Eve bez wahania przyznała się, do swojej minimalnej roli w przygotowaniu tych pyszności.

- No, no… - Mayers jeszcze raz pokręcił głową z podziwem. Ale żołądek zmobilizował go do większej aktywności. - No to jedzmy bo szama stygnie! - zawołał, klasnął w dłonie i zabrał się do pałaszowania pierwszego gryza. W pierwszej chwili chyba wszyscy podchwycili ten pomysł bo jedzenie przykuło uwagę całkiem skutecznie.

- Nie robiłam tego sama, bez przesady - saper mruknęła, żując z zapamiętaniem kawałek jabłka. O tak, było warto nie żreć nic cały dzień, teraz wejdzie więcej - Amy pokazała co i jak pokroić i doprawić. Zrobiła nam debiloodporną instrukcję, więc niczego nie pomieszałam gdy z Di tu ogarniałyśmy. Miałyśmy dobry zespół, świetnego specjalistę, dlatego wyszło - przełknęła, bez wahania biorąc drugi kawałek jabłka - Rano pojechałyśmy we trzy na targ… ale znowu zrobił się problem - zaśmiała się cicho - Nie powinni mnie wpuszczać w takie miejsca, najchętniej bym wyniosła wszystko. Trochę się tych tobołów narobiło, ale było warto - pokiwała głową, łypiąc konspiracyjnie na blondynę po drugim końcu stołu - A jak wam minął dzień? Rozmawialiście z misiakami o niedzieli? - przeniosła uwagę i ciężar rozmowy na weselsze klimaty, bardziej imprezowe - Mam nadzieję że ich przekonaliście, bo błękitny basen już wynajęłyśmy… i tam parę - zagryzłą wargę i pokręciła wesoło głową - A zobaczycie.

- Tak, rozmawialiśmy. Nie bójcie się chłopaki bez żalu zgodzili się dorzucić do puli. Krótki ma ściepę u siebie. - Karen pokiwała głową na znak, że o temacie przez te dwa dni nie zapomniała i nawet został załatwiony pozytywnie.

- Ale Martineza nie będzie. Reszta raczej powinna być. - Steve potwierdził słowa swojej koleżanki z pracy i dorzucił coś od siebie. - Powiedziałem im, że zbiórka na 20-tą w Honolulu. Pewnie większość z nich i tak by tam balowała dlatego raczej będą. Zwłaszcza jak ma być taka impreza. Don tak popłynął z bajerą o tej poprzedniej, że ten dawny Playboy i Vegas to się chowa. - Steve opowiadał między kolejnymi kęsami. Musiał jednak być głodny bo czyścił talerz jakby w wojsku był.

- No i zgadnijcie kto w tych jego opowieściach jest głównym szefem imprezy. - Karen roześmiała się ironicznie tak sugestywnie, że nie trzeba było za bardzo wysilać by wyobrazić sobie jak Donnie Darko kreuje się na głównego VIP-a tych imprez.

- A poza tym zawróciłyście w głowach tym naszym chłopakom po tej ostatniej akcji. Takie ślicznotki w opałach… Jakiś specjals by się oparł takiemu widokowi i jeszcze zaproszeniu na imprezę dziękczynną. - Mayers dorzucił swoje uwagi co teraz ciemna czupryna jego koleżanki potwierdziła kiwając głową.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline