Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2020, 01:01   #186
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Mazzi zapamiętała, aby podziękować Donniemu za odpowiedni PR, rozpuszczony w koszarach, chociaż teraz na że serio zaczęła zżerać ją trema. Musiały się postarać, zgrać wszystko i zapewnić maksymalny poziom, aby chociaż dorównać cieniowi wizji rozpuszczonej przez wygadanego sani.
- On jest czasami niemożliwy. Nie wiadomo czy go uściskać… czy udusić. Przy tym ściskaniu - parsknęła wesoło, kątem oka widząc że większość padliny z talerza Mayersa zmieniła się w kości. Odłożyła więc swój widelec i wstała, zgarniając wylizane gnaty do pustej miski i dorzucając kolejną ćwiartkę mięsa na jego talerz. Łypnęła też jak sytuacja wygląda u Karen, powtarzając czynność. Dolała również całej czwórce kompotu, zapytała czy ktoś chce jeszcze ziemniaków, albo surówek i znów usiadła, wracając do jedzenia. Zza pleców sączyły się gdzieś w tle jazzowe nuty Armstronga, puszczanego z płyty, świece płonęły równo, a za oknem padał deszcz… oni za to byli w komplecie, z poczuciem, że mają dla siebie cały weekend w różnych konstelacjach.
- Martinez odpadł? - spytała, unosząc lewą brew i wzruszyła ramionami trochę smutno - Szkoda, nie będzie szansy go poznać… ale to jego problem - na jej twarz wrócił pogodny grymas - I on później będzie sobie pluł w brodę… a talony - pokręciła głową, wzdychając nad kopiastą porcją piecoznych jabłek - Bardziej mi chodziło, czy się dali namówić na przybycie… dobrze, że będą. W końcu to dla was cały ten cyrk się odstawi - zaśmiała się już w pełni wesoło, bujając szklanką kompotu, a jakżę!, jabłkowego - Widzisz Tygrysku, pogadałyśmy z paroma koleżankami - zaczęła niewinnym tonem, jakby opowiadała o babskich ploteczkach gdzieś w kawiarni między mierzeniem butów, a kupowaniem nowej torebki - Opowiedziałyśmy co się stało i jak dzielnie, z narażeniem życia, grupa przeuroczych specjalsów wyratowała nas z opresji. Powiedzmy, że nie tylko kobiece serduszka robiły się miękkie. Inne części ciała również - powachlowała rzęsami - Zrobiłyśmy z Kociaczkiem wstępną listę zaproszonych, pokręciłyśmy się tu i tam… nooo… w najgorszym wypadku będzie nas dwadzieścia cztery osoby już bez Martineza… ale spodziewamy się około trzydziestu - jak gdyby nigdy nic upiła nowy kompotu - Tylko musisz obiecać, że w poniedziałek wszystkich obecnych poślesz do sprzątania sypialni. Nie będziemy za dużo zdradzać, żebyście mieli niespodziankę - łypnęła ciepło na komandosów - Chyba że macie specjalne życzenia, to jeszcze zostało trochę czasu aby to domówić. Tash niestety zajęta, jakoś musimy sobie poradzić bez niej. - skończyła wzruszając ramionami.

Steve słuchał i jadł może dlatego prawie się nie odzywał co z kolei sprzyjało słuchaniu. Tam i tu pokiwał głową, gdzieś pokręcił ale głównie zajęty był czyszczeniem talerza. - Dobry ten kurczak. I te ziemniaki. Szkoda, że u nas takich nie dają. - pokiwał głową wskazując widelcem na już znów w częściowo pusty talerz.

- Noo. Pychaa… - Karen pokiwała głową jakby dla niej też priorytetem było napełnienie żołądka.

- A wiecie, że jakbyście nas częściej odwiedzali w takie weekendy albo nawet zamieszkali z nami to byśmy mogli tak jadać częściej? A w ogóle to Lamia się tutaj wprowadziła. Zapomniałam wam powiedzieć wcześniej. - Eve do tej pory nie udzielała się za bardzo ale teraz wreszcie przejęła inicjatywę. A Lamia poczuła pod stołem jej porozumiewawcze trącenie stopą. Steve co prawda miał minę jakby o tym jedzeniu tylko zaczął i chciał pociągnąć inny wątek ale ten co poruszyła Lamia go zaciekawił.

- Taa? Wprowadziłaś się tutaj? To już nie mieszkasz u Betty? - zerknął na nią obgryzając kawałek kurczaka i chyba trochę zdziwiła go taka informacja.

- Tak, Eve mnie przygarnęła. - Mazzi potwierdziła, zaczynając dłubać bez przekonania w obiedzie. Uśmiechała się jednak ciągle równie miło co przez większość kolacji, zwracając twarz bezpośrednio do Krótkiego - Jeśli mamy być razem, nie ma innego rozwiązania. Trzeba nauczyć się kooperować wspólnie na ograniczonej przestrzeni, zacząć budować ją wspólnie. - zrobiła krótką przerwę i dobiła ostatni gwóźdź - Dlatego chciałybyśmy abyś tu z nami zamieszkał. Wiemy że nie jesteś stąd, mimo to mógłbyś mieć namiastkę domu całkiem blisko jednostki, a nam również byłoby cholernie miło wiedząc, że jesteś tu z nami, choćby drobiazgami pozostawionymi w szafce, albo na parapecie czy półce w łazience. Znaki, że to się nie przyśniło… a jest realne. Chcemy żebyś wiedział, że cokolwiek się stanie, jakkolwiek by się nie odwaliło… zawsze masz gdzie wracać i ktoś na ciebie czeka z utęsknieniem - wzruszyła trochę bezradnie jednym ramieniem - Obiecujemy, że umiemy segregować pranie przed wrzuceniem do bębna. Żadnych więcej różowych podkoszulek.

- No właśnie! No i wiesz Steve jak zostaniesz w jednostce no to trochę tak jakby ta twoja porucznik z pokoju była ładniejsza i fajniejsza niż my obie. I parę naszych koleżanek. A ty byś ją tam kitrał dla siebie i nawet nie chciał się nią podzielić. A przecież my się dzielimy z tobą naszymi koleżankami. - Eve szybko podjęła wątek wspierając Lamię na swój blond sposób. Mówiła niby naciąganym żartem ale chyba jednak nie do końca tylko żartem. Steve słuchał tego wszystkiego przeżuwając coraz wolniej i patrząc najpierw na jedną co mówiła a potem drugą. W końcu parsknął cicho i wrócił do pełnoprawnego tempa jedzenia.

- Jasne. Nie ma sprawy. Tylko no wiecie, że to raczej grafiku mi nie zmieni. Więc mogę bywać na weekendy i to nie zawsze. I chcę mieć swój pokój. I nie chcę słyszeć jęków, żebym zmienił robotę. - powiedział znów zerkając to na jedną, to na drugą swoją dziewczynę i jeszcze trochę na Karen jakby sprawdzał czy ona też to wszystko słyszy. A sądząc po minie strzelca to słyszała ale na razie nie wtrącała się w te prywatne rozmowy.

- Pokój?! No pewnie! Tam jest sporo wolnych pokojów, tam co kręciliśmy Mary Sue, i no trzeba posprzątać, może przemalować ale pokojów tam jest mnóstwo jak chcesz to wybierz sobie jaki chcesz i my ci go zrobimy. Znaczy Lamia. Ty jak chcesz to też możesz mieć tam pokój. Ja po prostu nie pomyślałam o tym wcześniej bo wszystko tak się szybko działo. - Eve mogła chyba od ręki załatwić chociaż jeden punkt z tych warunków Krótkiego to odezwała się pierwsza i zasuwała tak szybko jakby bała się, że ktoś jej przerwie. Poparzyła najpierw na Steve’a a potem na Lamię gdy składała im tą propozycję o swoich pokojach w tym lokalu.

Sztućce Mazzi stuknęły o talerz, gdy dziewczyna je odkładała tak, jak kiedyś pokazała Betty: na krzyż, informując że jeszcze nie skończyła posiłku. A może znała to wcześniej i pielęgniarka wykopała z niepamięci ten detal? Nieistotne.
- A czy któraś z nas choć raz ci wspomniała żebyś znalazł inną fuchę? - spytała po prostu, prostując się na krześle. Sięgnęła po paczkę papierosów i wyłuskała jednego, odpalając od świecy. Niby istniał przesąd, aby tego nie robić, bo za każdym razem, jeśli używało się świeczki do zapalenia fajka, gdzieś na morzu umierał marynarz… tylko to było przed wojną, praktycznie nikt nie pływał obecnie po toksycznych wodach ciągnących się po horyzont.
Wstała powoli, ruszając w kierunku okna, uchyliła je, opierając się tyłkiem o parapet aby móc obserwować całe pomieszczenie i ludzi przy stole. - Powiedz co tam chcesz mieć, się ogarnie - dorzuciła neutralnym tonem, ćmiąc kiepa spokojnie - W miarę możliwości.

- Nic. Po prostu chcę mieć swoją norę. Taką dla siebie. Gdzie będę mógł się zamknąć by fochać się w samotności albo zapraszać was czy kogoś. Trzymać swoje rzeczy. I takie tam. Na początek mi wystarczy jak będę miał gdzie rozłożyć swój śpiwór i rzuć torbę. - odparł łagodnym tonem dokładając sobie jeszcze sałatki i pieczonych pomidorów.

- No aalee… Jak będziesz miał ten swój pokój… To chyba nie będziesz tam ciągle przesiadywał co? No coś z nami chyba pogadasz albo wyjdziesz gdzieś czy co? - Eve zmrużyła oczy trochę dłubiąc widelcem w swoim talerzu ale niespecjalnie coś łykając gdy tak niepewnie pytała Krótkiego jak to on sobie wyobraża te wspólne mieszkanie z nimi.

- Jasne. Mam nadzieję, że jak będę wracał na weekendy to po to by spędzać czas razem. Przecież chyba przy każdym spotkaniu mówię wam, że jesteście najlepsze nie? - uśmiechnął się pogodnie najpierw do siedzącej przy stole Eve a potem do Lamii która odeszła do okna. Ledwo uchyliła to okno a już lodowate krople zaatakowały wszystko co było w ich polu rażenia.

Mazzi spojrzała na podłogę, widząc mokre kropki na deskach i olała je, stając z boku. Potem się posprząta, na razie oddychała powoli, zaciągając się dla spokoju ducha tytoniowym skrętem. Załatwione, miały potwierdzenie, że przy wolnym Krótki będzie zjeżdżał do nich. Nawet nie marudził za bardzo, poszło gładko… więc czemu czuła ochotę aby zgrzytać zębami i zanurzyć gębę w czymś co miało co najmniej 40 procent zawartości alkoholu? Popatrzyła za szybę, ale ciemność szybko gęstniała, ulewa też nie pomagała w orientacji w terenie.

- Jeśli będziesz chciał nas tam zapraszać lepiej zamontuj hak - parsknęła, uśmiechającuśmiechając się krzywo i otworzyła usta aby dodaćdodać coś jeszcze, ale zamiast tego zaciągnęła się porządnie, dmuchając w mokrą przestrzeń między framugami okna. - A ty Karen? Chcesz żeby ci ogarnąć tu jakiś kąt? Słyszałaś Eve, miejsca mamy od cholery.

- Ja? - Karen zdawała się być zdziwiona, że w ogóle pytają o takie rzeczy. Spojrzała najpierw na pytającą a potem na Eve i Krótkiego.

- No dawaj. Co ci szkodzi? Takie przemeblowanie robimy to zrobić jeden kąt więcej niewielka różnica. Będziesz miała własny kąt na mieście. Nie będziesz musiała tłuc się po hotelach albo wracać do jednostki. - Krótki mówił łagodnie i z tym swoim firmowym ciepłym uśmiechem który sięgał aż do jego spojrzenia.

- Noo… Niby tak… Ale no jak wy jesteście par… znaczy razem… No to tak trochę ja bym była jak piąte koło u wozu… - brunetka mówiła jakby sama do końca nie była pewna jak zareagować. Co i jak powiedzieć by nikogo nie urazić a jednocześnie się nie mieszać.

- Wiesz Karen nic na siłę. Przemyśl to. Sama wiesz, że ja mam czasem robotę nawet jak wy wszyscy macie wolne. Bym już musiał zostać w jednostce albo gdzieś pojechać no to czułbym się spokojniejszy jakbym wiedział, że tu jesteś z dziewczynami. - Steve chyba też nie chciał za bardzo wywierać presji na koleżankę a do tego podwładną. Która takiej propozycji się chyba nie spodziewała.

- Tak Karen Lamia i Steve dobrze mówią. Mogłabyś z nami zamieszkać tak samo jak Steve i Lamia. Oooo! Wiem! A może chciałbyś zostać Kosmicznym Kociakiem? - blondynka mówiła żarliwie i z przekonaniem gdy w pełni popierała zaproszenie Karen pod ich adres. Aż do momentu gdy w potoku myśli i skojarzeń padła nazwa ich nowego gangu której Karen nie znała.

- Kim? - zadziwiła się odwracając kolejkę spojrzeń. Najpierw patrzyła na Evę, potem na krótkiego ale ten wzruszył ramionami na znak, że nie bardzo wie o co chodzi więc w końcu spojrzała na stojącą przy oknie Lamię.

- Zakładamy wytwórnię filmów akcji - saper mruknęła pogodnie, patrząc na żołnierkę ponad czerwonym żarem papierosa - I gang motocyklowy w jednym. Każdego zajebistego kociaka witamy z otwartymi ramionami. I udami. Zależy od sytuacji - parsknęła - Nadajesz się, masz to coś. Widać gołym okiem. Polot i fantazję, kochanie. Nie jesteś sztywna, ani drętwa jak byle bezbarwna frajerka… pasujesz do nas. - pstryknęła resztką fajka za okno i zamknęła je, urywając rozmowę. Przeszła za to do kuchni, wyjmując z worów paczkę dla trzeciej kobiety pod ich dachem. Wracając zgarnęła też niedokończoną butelkę wódki, tak na wszelki wypadek aby zapić smęty i nie psuć wieczoru.

- Łap - powiedziała, rzucając siatkę czarnuli - Miało być na poniedziałek, będzie dziś. Pomyśłałyśmy że musi wam tam pizgać w tych koszarach. Może to trochę pomoże przetrwać do przepustki.

Karen jak na komandosa przystało bez problemów złapała rzuconą jej paczkę. Zważyła ją w dłoni a Steve i Eve obserwowali ją z ciekawością. Chociaż z nieco inną domieszką innych emocji. On nie miał pojęcia co jest w paczce więc był zaskoczony jak krótkowłosa czarnulka. A reporterka wiedziała co jest w paczce ale była ciekawa reakcji nowej w ich paczce.

- To dla mnie? Co to jest? - w końcu gdy oględziny torby niewiele wyjaśniły strzelec zapytała patrząc po kolei na całą trójkę.

- Jak dla mnie wygląda jak prezent. - powiedział krótki kończąc swój posiłek i wycierając dłonie i usta serwetką.

- Prezent? Dla mnie? - krótkowłosa była tym pomysłem tak samo zdziwiona jak przed chwilą pytaniem czy z nimi zamieszka.

- No tak. Jak chcesz to możesz otworzyć teraz. - blond główka wpatrywała się z zaciekawieniem to w paczkę to w twarz obdarowanej. Ta wahała się jeszcze moment po czym wzięła się za otwieranie tego prezentu. Wysypał się z tego granatowy, puchaty materiał i jakieś mniejsze kawałki. Krótki zmrużył brwi chyba próbując zgadnąć z czym mają do czynienia. Dopiero jak Karen rozwinęła prezent okazało się, że to sweter. Granatowy sweter. I czapka. I rękawiczki. Cały komplet na przetrzymanie nadchodzącej słoty.

- Oh… To sweter… - powiedziała po chwili obdarowana jakby zorientowała się, że tak już chwilę ogląda ten sweter, czapkę i całą resztę. No i, że przynajmniej dwójka przy stole czeka na jakąś żywszą reakcję.

- Ojej, to dla mnie? Naprawdę? Oh dziewczyny… - Karen w końcu uśmiechnęła się. I widać było, że zrobiło jej się bardzo przyjemnie. Nawet jakby się trochę wzruszyła. Wstała z tym swetrem i podeszła do Eve obejmując ją, całując i dziękując jakby pamiętały o jej urodzinach czy coś takiego.

- Oj to Lamia wszystko wymyśliła. - odpowiedziała skromnie fotograf wskazując wzrokiem stojącą nieco dalej Lamię. Teraz Karen odwróciła się i podeszła obejmując ją mocno i całując w policzek.

- Aż nie wiem co powiedzieć… Rany jaki mi prezent zrobiłyście… O rany… - mówiła cicho i z zakłopotaniem chociaż tak z bliska, wręcz będąc z nią w pierś w pierś to czuła jak tamtej ściska gardło z emocji może dlatego tak mówiła cicho i niewiele.

- Jesteś w rodzinie. O swoich się dba, przyzwyczaj się - Mazzi oddała uścisk, zgarniając dziewczynę pod ramię i zaprowadziła z powrotem do stolika, sadzając na krześle i pocałowała w czubek głowy - Cieszę się, że tym razem “genialny pomysł” wypalił. Nie mówiłaś jaki kolor lubisz… ale w tym będzie ci do twarzy - dorzuciła przyjacielskim tonem, prostując się i na chwilę przenosząc wzrok na komandosa - Tobie też się oberwie paczką, nie ciesz się tak. Zgarniesz ze sobą, wywalisz po drodze do koszar albo rozdasz kotom, jak ci wygodnie - parsknęła dolewając sobie do kubka kompotu gdzieś do ¼ wysokości i z miną jakby absolutnie nie działo się niezwykłego, uzupełniła go dwiema częściami wódki. Podniosła całość i przechyliła do ust, pijąc łapczywie póki naczynie nie pokazało dna. Sapnęła, znowu uśmiechając się wesoło - To co, poczekacie, a my przyniesiemy deser?

- Jasne. - Steve zgodził się i rozsiadł się wygodnie na sofie zaglądając przez ramię kumpeli by zerknąć na prezent którym teraz się bawiła oglądając go, dotykając i przymierzając. Eve zaś wstała i poszła z Lamią do anekstu aby jej pomóc przy przenoszeniu.

- Lamia. Myślisz, że Karen się zgodzi? Mieszkać tu i być Kociakiem? Nie wiem czy jej mówić o tym motorze i dziarze czy lepiej nie. - zapytała biorąc w ręcę jedną z blach jakie kupiły na targu.

- Na razie dajmy się jej oswoić z tym pomysłem - saper wyraziła swoje zdanie, podnosząc z podłogi pękatą torbę gambli. Przerzuciła ją przez ramię, z blatu zgarnęła talerzyki i małe widelce do ciasta. Ściszyła też głos - Mamy cały weekend aby ją do tego namówić. Urobisz ją w sobotę filmami i aparatem, w niedzielę niech się wybawi i zobaczymy - wzruszyła ramionami, a minę miała dość kwaśną - Chociaż po reakcji sprzed paru minut nie wiem czy po chuju się postanowiłysmy zarzynać i robić z siebie cyrkowe małpy - pokręciła głową, a potem kiwnęła nią na wyjście z aneksu - Leć Kociaczku, rozstawisz talerze, a ja zgarnę wino i kieliszki. - delikatnie wypchnęła blondynkę z kuchni kierując je obie do stołu. Tam postawiła stosik fajansowych krążków, a Krótkiemu położyła przy nogach torbę i wróciła do kuchni po alkohol. Każdy go potrzebował, szczególnie kiedy za oknem padało.

Gdy dotarła do stolika pozostała trójka już tam była. Wcześniej Eve chyba chciała coś powiedzieć bo otworzyła usta ale tak je potrzymała z sekundę po czym zamknęła, pokiwała głową i poszła z ciastem do stolika. Teraz byli znów w komplecie. Widząc, że Lamia przyniosła butelkę Steve z zadowoleniem klasnął w dłonie.

- No właśnie! Wypada uczcić to nasze spotkanie! - zawołał i jakoś Eve i Karen dołączyły się wesoło sięgając po szkło aby wznieść ten pierwszy toast tego wieczoru.

Mazzi też się uśmiechnęła,sadzając tyłek na krześle i podniosła własną szklanicę do góry.
- Za spotkanie - Powiedziała pogodnie, dorzucając - Jedno z wielu!

- Za spotkanie! - Steve dołączył się do tego toastu stukając się szklanką z Lamią.

- Za spotkanie i rypanie! - dorzuciła się rozentazjmuzmowana Eve.

- Jak najwięcej i jak najczęściej! - roześmiała się Karen brzęcząc szkłem z pozostałymi. Po czym wszyscy mniej lub bardziej równo wychylili swój alk odstawiając szkło na stół. Ale Krótki z miejsca przejął butelkę aby uzupełnić kolejną porcję promili.

- Chcesz nas upić na starcie? - saper parsknęła i wbrew słowom podstawiła szklankę po dolewkę. Procenty zawsze były dobrym rozwiązaniem, nie miała nic przeciwko nim. - A co potem? Gdy już legniemy jak kłody pod stołem? - parsknęła ponownie, chichocząc pod nosem, gdy opierała się pewniej o blat, rzucając z czarującym uśmiechem - Próbuj szczęścia.

- No właśnie Steve. Chyba wiesz, że dla ciebie jesteśmy łatwe i bez upijania co? - Eve pokiwała głową na znak, że w pełni zgadza się z tym co mówi jej dziewczyna. Ale zaraz szybko dodała małe sprostowanie. - Znaczy ja to mogę być łatwa dla każdego z was. Chyba nie mogłabym czegoś odmówić takim wspaniałym ludziom jak wy. - dodała fotograf z pełnym przekonaniem patrząc po kolei na zebrane wokół siebie twarze.

- Nie mogłabyś nam niczego odmówić? - Karen podparła się na ręku a tą oparła na łokieć postawniony na blacie. - Myślicie, że ona mówi prawdę? - zapytała patrząc filuternie na blondynkę a potem na pozostałą dwójkę.

- No tak to sami jej powiedzcie o matko woda! - Eve zaczęła ten flirt ale nagle zerwała się jak oparzone i pobiegła do łazienki.

Mazi pociągnęła nosem, odruchowo próbując wyczuć woń spalenizny, na szczęście nic takiego nie roznosiło się po domu. Wróciła więc plecami na oparcie krzesła.
- Ej E, jak sytuacja?! Potrzebujesz wsparcia?! - spytała, z lekkim niepokojem wgapiając się w prostokąt wejścia do łazienki. Westchnęła, dodając ciszej, już do stołowników - Przekonaj się.

- Nie! Zaraz to ogarnę! - Eve na chwilę pokazała się w swojej kusej, jasnej sukience machając dłonią, ze wszystko jest w porządku i nie wygląda tak strasznie. Chociaż z otwartych drzwi buchnęła para jak z sauny.

- Pewnie wody trzeba będzie dolać. I najwyżej jeszcze raz się zagotuje. - Steve machnął ręką na znak, że na jego oko to chyba nie stało się nic strasznego. Najwyżej trochę poczekają na obiecaną kąpiel. Sam wrócił do podarowanej torby sprawdzając co jest w środku. Wyjął z niego ciemnozielony materiał jaki po rozwinięciu przemienił się w sweter.

- O kurde… - mruknął z mieszaniną zaciekawienia i niedowierzania gdy sweter zdradzał swoje sekrety. Na przykład to, że miał kaptur.

- Przymierz go. - podpowiedziała Karen też z zaciekawieniem oglądając ten prezent. Steve posłuchał, odłożył torbę i zdjął swoją bluzę która oczywiście skrywała hawajską koszulę a na to nałożył ten sweter.

- Jeszcze kaptur i będę wyglądał jak Robin Hood! - roześmiał się specjals zakładając ten kaptur na głowę. A potem jeszcze zaczął sprawdzać różną kombinację guzików do zapięcia.

- Noo too jak już tak czekamy… - Karen też wpatrywała się w parujące drzwi no ale nie dochodziły stamtąd żadne niepokojące odgłosy. Słychać było mechanizm pompy więc pewnie blondynka dolewała świeżej wody. A przeciągły głos snajperki jakoś przykuwał uwagę.

- To przypomnij mi Lamia… Na czym, żeśmy stanęły wtedy w furgonetce? - Karen zapytała z niewinnym uśmiechem i ciekawym spojrzeniem coraz bardziej oscylującym gdzieś wokół ust drugiej kobiety.

Ta powachlowała rzęsami, opierając łokcie na stół i wydęła lekko wargi, układając z nich zadumany dzióbek.

- Wiesz że mam amnezję… - pożaliła się, robiąc smutne oczy wpół żywego od mrozu basseta, któremu zamknięto drzwi do domu tuż przed nosem. Westchnęła rozdzierająco, pociągając do kompletu nosem - Nie wiem, czy dobrze kojarzę, czasami wszystko mi się miesza. Chyba… potrzebowałabym pomocy. Aby sobie przypomnieć - wachlowanie zintensyfikowało się - Znasz zasadę naczyń połączonych, no nie? Czasami wystarczy drobny impuls, aby odblokować potrzebne wspomnienie… tylko co to by mogło być? - zmarszczyła brwi, udając zadumę. Na chwilę przerwała teatrzyk, podpatrując na przebierającego się komandosa i basset uciekł daleko, a jego miejsce zajął nażarty kocur w plamie słońca.

- W sumie zapomniałam zapytać jakie macie napięcie w gniazdkach waszego kołchozu, ale to dasz któremuś z chłopaków żeby ci zmajstorwali przejściówkę, myślę że sobie poradzą - puściła mu oko i wyjaśniła - Do czajnika. Gdyby ci pizgało Szatanem, a ta twoja porucznik była poza zasięgiem, zagotujesz wodę, wlejesz w termofor i zakopiesz się pod dodatkową kołdrę i koc - wskazała brodą na torbę - Piżame też masz nową… i wełniane skarpety. Słyszałam że w tej tajnej jednostce pod miastem specjalsi korzystają z tamtejszych basenów. Jak was przegonią i przemarzniesz… - zrobiła krótką przerwę, aż wreszcie wzruszyła ramionami - Powinno być łatwiej. A teraz wcinaj ciasto. Robin Hood, bo nie jadł - zakończyła sucharem tak srogim, że aż sama musiała go przepić kompotem.

- Napięcie? No to normalne na 110… - Steve chwilowo był zajęty wyjmowaniem skarbów z torby, oglądaniem, przymierzaniem więc to go trak trochę absorbowało jak chłopca odpakowywyjącego nowe samochodziki pod choinką. Na twarzy gościł mu wyraz fascynacji i ciekawości przetykany takim samym uśmiechem.

- No i widzisz Lamia jacy są ci mężczyźni? Błyśniesz nową zabawką i już reszta przestaje się liczyć. - Karen też miała radochę obserwując swojego dowódcę w roli małego chłopca. Ale mimo ironicznego tonu jej chyba też przyjemnie oglądało się to widowisko.

- Chyba musimy się same sobą zająć. To mówisz, że masz kłopoty z pamięcią tak? - ciemna głowa zwróciła się teraz do kobiety w granatowej, błyszczącej sukience. Po czym przesunęła dłonią po jej policzku, znów bardziej zaczęły ją interesować usta niż oczy Lamii i wreszcie skróciła dystans do 0 gdy ich usta zetknęły się ze sobą. A saper mogła poczuć na sobie smak tych drugich ust i szybko przejść do wymiany językowej.

Dało się wyczuć jabłka i alkohol… z przewagą tego pierwszego. Miękkie, ciepłe wargi badały delikatnie te drugie, równie chętnie wychodzące naprzeciw w tym wzajemnym zwiadzie. Saper nie spieszyła się nigdzie, całując gościa powoli, czule. Miały czas, wszyscy mieli czas. Noc wciąż pozostawała młoda.
- Wydaje mi się… - wymruczała, odsuwając głowę odrobinę do tyłu. Patrzyła kobiecie głęboko w oczy i dla równowagi przeczesała palcami jej włosy - Coś kojarzę… widziałam cię już, nie? Tam w furgonetce… tak. - zmrużyła jedno oko - Teraz już pamiętam - dodała, wracając na poprzednią pozycję i tym razem to ona zaczęła całowanie, gładząc palcami policzek przed sobą od skroni aż do żuchwy.

- Tak, tam w furgonetce coś było… Ale chyba nie miałyśmy okazji dokończyć. - krótkowłosa czarnulka uśmiechnęła się wesoło do tej z nieco dłuższymi włosami. Te całowanie widocznie jej się spodobało i zaczynało ją rozgrzewać tak samo jak już wypite promile. Usiadła bokiem do kanapy podwijając jedną nogę pod siebie by być frontem do całującej się z nią kobiety. Lamia zaś czuła jak jej partnerka zaczyna się coraz bardziej rozkręcać. Jak całuje coraz szybciej, mocniej, pewniej a jej dłonie poza twarzą zaczynają też badać jej szyję, kark, kawałek nagich łopatek i ramiona.

- Już jest rany ale tam zrobiła się sauna. Ooo… Zaczęliście beze mnie? - gdzieś za sobą Lamia usłyszała powracającą na scenę blondynkę. Trochę zdyszaną ale szczęśliwą z opanowania sytuacji.

- Widziałaś jaki kozacki sweter? - Steve zwrócił na siebie uwagę Eve prezentując się w sprezentowanym swetrze. A nawet specjalnie dla niej nakładając znów kaptur na głowę.

- Wiedziałam, że będziesz w nim świetnie wyglądał. - roześmiała się blondynka stając przy boku stołu więc miała dobry widok i na niego i na dziewczyny obsadzające sofę.

- Faktycznie, wyglądasz prawie tak dobrze jak bez niczego, Tygrysku - saper parsknęła, przekrzywiając twarz w kierunku reszty przez co rozłączyły z Karen usta, chociaż wciąż w połowie się obejmowały, a Mazzi drapała ją delikatnie paznokciami po szyi i karku. Szczerzyła szeroko zęby do swoich partnerów, więcej uwagi poświęcając wełniaczkowi - A w ogóle zakręciłeś się za tą tablicą korkową do pokoju?

- Nie bardzo miałem kiedy. - kapitan w wełnianym swetrze akurat sprawdzał jak pasują rękawiczki. Dokładniej to jak się w nich rozpina i zapina guziki.

- To kto się pierwszy kąpie? - Eve miała trochę kłopot czy skoncentrować się na swoim chłopaku zapamiętale testującego nowe prezenty czy na swojej dziewczynie zapamiętale testującą jego koleżankę z pracy.

- Chyba wy mieliście iść pierwsi. - przypomniała Karen wskazując na siedzącą tuż przy niej Lamię i stojącego za stołem Stevea.

- Niby taki był plan - Mazzi zgodziła się, parskając pod nosem i kręcąc delikatnie głową gdy z rozczuleniem oglądała poczynania Mayersa na polu garderoby. Cholernie przyjemnie było patrzeć na jego manewry i wyraz gęby, pochłoniętej nowymi zabawkami. Chyba torba gambli sprawiła mu radość, a frajdę z pewnością.

- Idźcie pierwsze - rzuciła dziewczynom, wyplątując się z objęć Karen i wygodniej rozsiadła się na sofie, zakładając nogę na nogę. - My pójdziemy na drugą turę.

- Spławiasz mnie? No dobrze to pójdę w ramiona tej drugiej. Chodź Eve idziemy! - pani komandos uniosła brwi odstawiając komedię odrzuconej kochanki po czym równie komediowo wstała i mijając blondynkę zgarnęła ją pod ramię na co ta zareagowała chętnie przyklejając się do jej boku jak na wdzięczną foczkę przystało. I tak Steve i Lamia chwilę widzieli jak obie maszerują w stronę otwartych drzwi łazienki. Obie krótkowłose i o szczupłych sylwetkach. I na tym podobieństwa się kończyły. Karen swoje włosy miała tak czarne jak Eve były blond. Karen miała na sobie bluzę i odkąd na wejściu zdjęła mokre spodnie to tylko same majtki. Więc szła bosymi stopami prezentując swoje szczupłe nogi. A obok niej krótka, różowa sukienka jaką miała na sobie blondynka też ładnie eksponowała jej tył i dół. I była tak kobieca jak ciemna bluza Karen uniwersalna albo wręcz męska.

- Taakk. Niezłe cacko. - Steve odezwał się gdy obie zniknęły za drzwiami łazienki. Trochę nie bardzo było wiadomo czy mówi o którejś z nich czy o prezentach jakie miał na sobie. Teraz zdejmował z dłoni rękawiczki bo wewnątrz domu było w nich chodzić trochę niewygodnie.

Zrobiło się cicho, jeśli nie liczyć jazzu cicho grającego z kompaktu po drugiej stronie pokoju. Bezpieczna przystań, gdzie cumowało się z pełnym żołądkiem pośrodku miękkiego półmroku dawanego przez parę świec i przygaszonych lamp pod ścianami. Za oknami deszcz tłukł o szybę, ale tutaj nie miał wstępu. Senna atmosfera, działała kojąco na nie tylko pokręcone dusze. Mazzi zapaliła papierosa, opuszczając się odrobinę, aby oprzeć potylicę o zagłówek sofy i obserwowała żołnierza z rozbawieniem.
- Opowiadaj - przerwała ciszę, mówiąc odrobinę głośniej od szeptu - Jak minął ci ten tydzień? Bez tajne przez poufne, po prostu chcę wiedzieć co u ciebie.

- Tak czułem, że nie spławiasz ich tak całkiem bezinteresownie. - zaśmiał się komandos zdejmując rękawiczki i odkładając je do torby. Postawił ją obok siebie i usiadł na fotelu ściągając kaptur z głowy.

- W pracy nic specjalnego. Za ten numer w sali widzeń muszę ten i następny tydzień ganiać świeżaków po małpim gaju. Nic specjalnego. Ale też niezbyt ekscytujące. Po prostu to odwalę i będzie z głowy. - machnął ręką jakby nie było o czym mówić. A potem sięgnął po swoją raczej pełną niż pustą szklankę.

- No a za ten numer w środę dostaliśmy pochwałę. Wszyscy zakładnicy odbici, wszyscy porywacze zabici, żadnych strat w ludziach. Popisowa akcja. - uśmiechnął się ciepło i wzniósł szklankę do toastu za tą niezbyt przyjemną przygodę która jednak miała szczęśliwe i wspólne zakończenie.

Dziewczyna przepiła toast, uśmiechając się krzywo, a potem rozłożyła odrobinę ramiona.
- Miałyśmy farta że po was posłali… albo naprawdę masz detektor dam w potrzebie gdzieś przy pasku - zaciągnęła się, wracając do rozkładania na kanapie. Ściągnęła też buty, kładąc stopy na stoliku i westchnęła z ulgą. - Więc będziesz deptał kotom ogony… heh, miałeś rację że się wywiniesz - teraz to ona kiwnęła szkłem w jego stronę, w niemym toaście. Przepiła go i nawijała dalej - Wiesz że Eve będzie pisać artykuł o tym? Będziesz miał okazję poczytać, a może i poprosi ciebie o parę słów wywiadu, więc przygotuj co tam chcesz powiedzieć zawczasu… i cieszę się, że trafiło na was, wtedy w środę - oparła kark o zagłówek sufitując spojrzeniem. Popalała mechanicznie papierosa, obserwując smużki dymu ulatujące do góry - Przeszkadza ci to? Że gadamy? Jesteś z tego kręgu facetów którzy twierdzą że do każdej baby w zestawie powinien być knebel?

- Knebel? - mina Mayersa sugerowała, że o takim powiedzonku chyba jednak nie słyszał. Wzruszył ramionami upił ze szklaneczki po czym wziął ją, obszedł stół i usiadł obok Lamii zajmując to miejsce gdzie niedawno siedziała jego koleżanka z pracy. Postawił szklankę na stole, wziął jej szklankę i zabrał się za uzupełnianie poziomu płynów w szkle.

- Masz ładne nogi wiesz? Zwłaszcza w tej kiecce. - zauważył nachylając się nieco w stronę owych nóg i twarzy właścicielki. Po czym uśmiechnął się i zaczął nalewać do drugiej szklanki.

- W ogóle świetnie wyglądacie w tych sukienkach. Miałem powiedzieć wcześniej ale no ten kot i to wszystko… - machnął dłonią w stronę drzwi gdzie niedawno zaczęło się całe zamieszanie wokół zmokniętego sierściucha a potem cała reszta. Wreszcie rozlał promile i też oparł się wygodnie obok niej zakładając swoje bose nogi o kant stołu. Więc mogli sobie nawzajem pooglądać te męskie i włochate i te gładkie i kobiece partie ciała.

- Eve ma pisać artykuł o tych łaźniach? - mruknął podając jej jedną szklankę i stukając się z nią swoją. - No tak, przecież ona jest z gazety. - przypomniał sobie jak głównie blondyna zarabiała na to wszystko co widać było choćby w tym mieszkaniu. - No dobra to mogę z nią pogadać jak to jej w czymś pomoże. - wzruszył ramionami znów łagodnie się uśmiechając.

- Ale wtedy to nie wiedzieliśmy kto jest zakładnikiem. Po prostu robiliśmy swoje. Pod koniec Don nawet meldował mi, że wśród zakładników część to chyba kobiety ale nie mieliśmy pewności. No i do głowy nam nie przyszło, że to akurat wy. Sam nie wiem… Może to i lepiej? Nie wiem co bym zrobił jakbym zawczasu wiedział, że to was tam trzymają. - Steve mówił wpatrzony gdzieś w ich nogi, stół ale pewnie jeszcze dalej. W zdarzenia sprzed dwóch dni gdy ich losy splotły się w tak niespodziewany sposób.

- Heh… Może i lepiej. Jakby w jednostce wiedzieli, że to o was chodzi pewnie wysłali by kogoś innego. Przynajmniej innego dowódcę. - zaśmiał się cicho gdy uświadomił sobie różne konsekwencje innego przebiegu wypadków. - A jak z wami? Jak sobie radzicie? - zapytał już poważniej zerkając na siedzącą obok kobietę.

- Dajemy radę kochanie, nie musisz się martwić. Eve lata co parę dni do ratusza. Robi korekty i pisze artykuły… ma też czas dla nas, jest dobrze. - saper przekrzywiła kark, opierając głowę o ramię tuż obok. Przełożyła też nogi, splatając je z tym drugim zestawem. Pocierała stopą owłosioną łydkę, uśmiechając się pod nosem, bo uczucie było z jednej strony zabawne, a z drugiej przyjemne. - U Betty na stałe zakotwiczyła się Diane, Madi też tam siedzi. No i Amelia...robiło się tłoczno. Zresztą skoro zabieramy się na serio za rozkręcanie wytwórni, lepiej być na miejscu. Poza tym tutaj niżej, niż u Betty jakby mi się odpalił protokół natychmiastowego taktycznego odwrotu. Taka tam wymówka, żeby nie wyszło że Eve pstryknęła palcami i już do niej przyleciałam z mandżurem i wywieszonym jęzorem - zaśmiała się cicho, przekręcając się odrobinę, aby móc objąć żołnierza w pasie ramieniem. Dopalony papieros wylądował w jeden ze szklanek na stole, bo wywalenie go za okno stanowiło w tej chwili wysiłek ponad możliwości.

- Gdybyś wiedział kto jest w tych łaźniach zrobiłbyś to co zawsze - podniosła trochę głowę, patrząc mu ufnie w twarz - To co trzeba i w najbardziej optymalny sposób. Wykonał zadanie, zgarnął kolejną pochwałę. Dobrze się złożyło, żeście nie wiedzieli że to my… - zrobiła krótką pauzę dla wzmocnienia efektu i dźgnęła delikatnie mężczyznę w żebra - Inaczej nie spotkałybyśmy Dona tam w furgonetce - dodała najbardziej niewinnym tonem, upijając ze szklanki niewielki łyk, a potem nagle zmieniła pozycję. Podciągnęła się na siedzisku, podkulając nogi i jedną z nich przerzuciła nad męskimi biodrami, siadając na nich twarzą do twarzy oponenta. Nachyliła się, przyciskając usta do jego ust i wtłoczyła w nie drinka.
- Na marginesie… nie tylko nogi mam ładne - dodała po poczęstunku, biorąc nową porcję i jeszcze raz powtórzyła manewr.

- Tak, z tym też się mogę zgodzić. - mruknął komandos przyjmując promile z ust swojej dziewczyny, przełykając i zaraz kontynuując tą wymianę uprzejmości już jako pełnoprawny pocałunek. Zaczął czule i łagodnie ale szybko zwiększał tempo i natarczywość. W końcu chyba zrobiło mu się nieco niewygodnie więc złapał za obra ramiona kobiety i przesunął ją tak bu siadła mu na udach.

- To dobrze wiedzieć, że jakoś się pozbierałyście. Martwiłem się o was. Chłopaki też się zastanawiali co się z wami potem stało. - przyznał czasem zerkając na jej twarz ale bardziej jej zamknięte pod granatowym dekoltem piersi i ramiona przykuwały jego uwagę. Bawił się nimi wodząc leniwie palcami co działało całkiem pobudzająco.

- A właśnie bo wtedy nawet zapomniałem zapytać. Co z tym filmem? Co tam kręciłyście? Udało się? Wszystko z nim w porządku po tym zamieszaniu? - przypomniał sobie o tym filmie więc podniósł głowę wyżej, ku jej twarzy gdy czekał na jej odpowiedź.

- Tak… wszystko w porządku z nagraniem… - Mazzi westchnęła, przymrużając powieki i odgarnęła włosy na plecy aby odsłonić te rejony, które zwiedzał żołnierz - Wyszło ekstra, gdy Eve zmontuje całość sam zobaczysz. Zdążyliśmy ze wszystkim, poszło bez dubli… a kiedy gliny pokazały E gdzie jest samochód, od razu zawinęła taśmy do torebki. Rano przeglądałyśmy nagrania z jednej z kamer… jest świetnie - jej uśmiech stał się średnio obecny. Poprawiła się po swojemu na tych kolanach, dociskając się biodrami do bioder pod spodem. Ktoś podkręcił grzejniki, albo to od łazienki buchała gorąca para. Saper czuła jak piecze ją skóra i zaczyna robić się gorąco, więc jako dobra gospodyni zadbała wpierw o gościa, ściągając mu górną część garderoby sprawnymi ruchami.

- Nic nam nie było - mówiła przy tym cicho, łagodnie wręcz, zaciskając coraz mocniej uda - Parę zadrapań, skaleczeń i siniaków… więcej strachu się najadłyśmy. Wróciłyśmy tutaj, Di już czekała. Byłyśmy tak wyplute, że padłyśmy do wyra… i tyle. Zrobiło się rano. Dziewczyny pojechały do roboty, więc miały zajęcie. Nie myślały, tak jest łatwiej. Zająć się czymś - wzruszyła ramionami, odrzucając boltową podkoszulkę na podłogę za sofą - Ja też znalazłam sobie zajęcie. Razem z Di pojeździłyśmy po mieście, załatwiając różne rzeczy. Głównie na niedzielę. Ugadałyśmy Sonię, managera z Honolulu… - prychnęła, kręcąc głową - Było za czym latać. Dobrze że laski zostają w Sioux, inaczej by się rozdupczyło na szwach bez ostatnich… a nieważne - pokręciła głową, zabierając Mayersowi szklankę i wychyliła się, stawiając ją na stoliku.

- Porozmawiałyśmy też sobie z Kociaczkiem - powiedziała cicho, wracajac na poprzednią pozycję i sama położyła łapsko trepa na swojej piersi - Nie wiemy jak się zapatrujesz na całościową niedzielną integrację, ale skoro to już nie będziesz ty i chłopaki, a cały oddział - wzruszyła jednym ramieniem. Szybko pozbyła się kiecki, rzucając ją tam gdzie wojskowa podkoszulka - Nie mam pojęcia jakie tam macie układy, relacje i kooperacje. Jak u was wygląda stężenie plotek, i robienia ci nieprzyjemności koło dupy. Czy będą potem łazić i trzaskać mordkami, albo gdy się pokłócicie nie rzucą czegoś że dwoje dupy to jebali wszyscy po kolei… więc w niedzielę - skrzywiła się trochę przekornie - Integrujemy się z tobą i foczkami. Jakoś się przeżyje bez kanapek - pochyliła się, gryząc go w kark krótko - Pasuje?

- Mną się nie przejmuj. Poradzę sobie. Z nimi i z całą resztą. Pamiętasz jak mówiłem wtedy rano, że nic mi nie zrobią? No… I teraz też nie ma się czym przejmować. - Steve skorzystał z okazji, że Lamia odkryła przed nim swoje wdzięki i jego ręczne zabawy dotyczące tych wdzięków stały się bardziej bezpośrednie. Bawił się w ugniatanie, rozciąganie, dotykanie i głaskanie stopniowo zwiększając tempo w miarę jak coraz wyraźniej okazywał oznaki podniecenia. Omijał tylko to miejsce po lustrzanej stronie wytatuowanego królika gdzie trafił ją but Keitha i nadal bieliła się plama opatrunku.

- Chłopakami się nie przejmuj. Oni są w porządku. Nie pierwszy raz razem się bawimy po wspólnej akcji. Heh. Chociaż rzadko jesteśmy gośćmi na takiej imprezie. Coś wam pomóc na tą niedzielę? Mogę ich podesłać… Właściwie Karen by my wyjeżdżamy… - mrknął patrząc do góry by sprawdzić wyraz jej twarzy. Bo akurat poza tymi ręcznymi zabawami dołączył też ustami i językiem aby posmakować tych frontalnych atutów Lamii albo nakierować jej usta na swoje.

- Jakby… przypadkiem Karen dała radę ściągnąć Donniego w sobotę, mógłby… nie wiem - saper próbowała się skupić, niestety szło coraz ciężej. Kołysała się w przód i w tył na żywym krześle, podrażniając je i siebie jednocześnie. - Jechać z Di odebrać od Tash jedną rzecz… a reszta - westchnęła, przerywając gadanie aby dać się pocałować i zaśmiała się cicho, napierając torsem na twarz buszującą między jej piersiami - Będzie ogarnięte, w końcu do impreza dla was, nie… nie możecie sami wokół niej latać. Teraz my… zajmiemy się wami… i by niespodzianki nie było - mruknęła, wciskając dłoń między ich ciała i pod materiał bokserek - I sorry Tygrysku, ale będę się tobą przejmować i twoją wygodą. Handluj z tym - dodała schrypniętym tonem, zaciskając dłoń na sztywnym trzonie, przesuwając ją od nasady aż po sam koniec powolnymi, pulsującymi ruchami.

- Złapać Dona może nie być tak łatwo… Właściwie każdego z nich… Wieczorem pewnie ktoś będzie w “Honolulu”... Ale to już zostawię Karen niech ona za tym lata… - Steve też zaczynał mieć inne priorytety niż rozmowa z kobietą jaka siedziała mu na udach. A dokładniej to ona sama i to co mu robiła i co on robił jej. Rozmowa schodziła na coraz dalszy plan a na pierwszy wychodziła wzajemna integracja.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline