Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2020, 04:07   #214
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 56 - 1940.IV.12; pt; popołudnie; Lofoty

Czas: 1940.IV.12; pt; popołudnie; godz. 17:30
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, frachtowiec “Alster”
Warunki: korytarz przy mostku, jasno, ciepło, sucho, bujanie fal na zewnątrz śnieżyca



Noémie Faucher (kpt. D.Perry); George Woods (por. M.Finney);





W starcie czterosilnikowej łodzi latającej można było dopatrzeć się czegoś majestatycznego. Ta ponad 20-metrowa łódź wydawała się niezgrabnym, pękatym monstrum które w ogóle nie powinno myśleć o wleceniu w przestworza. A jednak gdy zawarczał jeden silnik a potem trzy kolejne monstrum z pływakami ruszyło się z miejsca. Najpierw powoli jak żółw ociężale a potem coraz śmielej pokonywało opór rozkołysanych arktycznych fal. Maszyna podpłynęła na środek zatoki i tam ustawiła się dziobem na ujście zatoki.

Wtedy motory zawyły wchodząc na pełne obroty i przez chwilę były dominującym dźwiekiem na mostku czy pokładzie frachtowca. Wtedy maszyna ruszyła coraz śmielej oddalając się i niknąć, nabierając gracji z każdym kolejnym podskokiem łamiącym stalowe fale. Aż wreszcie spory już kawałek dalej zostawiła pod sobą szare fale i wzbiła się w przestworza. Prawie od razu zaczęła wykonywać całkiem zgrabny, majestatyczny łuk by wlecieć w gływny fiord i tam nabrać wysokości. Aż wreszcie chmury i okoliczne wzgórza przysłoniły ten widok chociaż jeszcze chwilę słychać było cichnący pomruk czterech silników.

Wraz z Sunderlandem odleciała ciężko ranna agentka Spectry oraz pośpieszne sporządzone notatki. Ledwo jedną na szybko zapisaną kartkę bo na więcej nie starczyło czasu. Ale była szansa, że nawet pocztą lotniczą prędzej dotrą te meldunki do centrali niż te co miały być nadane jutro rano razem ze standardową wymianą meldunków floty.


---



Na mostku zaś kapitan Perry miała wrażenie, że porucznikowi Abbottowi ulżyło, że nie upierała się przy rozładowaniu lokerów w tej chwili. Ostatecznie dostała do pomocy trzech ludzi w tym jednego sapera. Łącznie z trójką marines z drużyny bosmana Robinsona dwójce agentów towarzyszyło sześciu uzbrojonych marynarzy. Tych trzech dodatkowych wróciło właśnie z dziobu gdzie sytuacja mimo wszystko była dość niepewna. Wyglądało na to, że brak światła, lodowata woda z węży strażackich i twardy opór Royal Navy zaczynały przynosić efekty i znacznie ostudziły zapał niemieckich jeńców. A może zrobiło to zeznanie dwóch niemieckich oficerów jacy przyszli na mostek.





- Sami się panowie możecie przekonać, że nie blefujemy. Proszę spojrzeć tam. To jest lekki krążownik HMS “Penelope”. Chyba rozumieją panowie jaką siłą ognia dysponuje ta jednostka? 6 dział 152 mm, 8 dział 102 mm i 2 wyrzutnie torped 533 mm. - porucznik dał im obu po lornetce by mogli nacieszyć oczy dumą brytyjskiej floty jaka stała niecały kilometr dalej. Dla artylerii okrętowej czy nawet torped było to jak walka w zwarciu. A brytyjski oficer z wyraźną dumą mówił o sile i potędze swojej rodzimej jednostki. Przytomnie nie wspomniał o kłopotach z napędem które mocno ograniczały mobilność jednostki i dlatego właśnie była zacumowana tutaj a nie aktywnie pływała przy norweskim wybrzeżu.

A obaj Niemcy byli od niego starsi. Tak wiekiem jak i rangą. Obaj reprezentowali dwa różne rodzaje sił zbrojnych. Ten w granatowym mundurze kapitana był z Kriegsmarine. A ten w charakterystycznym szarym mundurze Heer był majorem. Obaj wyglądali na takich wiekiem zbliżonym bardziej do Woods’a niż Faucher. Obaj poświęcili też moment uwagi na parę agentów. O ile starszy wiekiem porucznik został obdarzony tylko przelotnym spojrzeniem to kobieta w stopniu kapitana Royal Navy zapracowała sobie na dłuższe i zdziwione spojrzenie. Obaj niemieccy oficerowie oglądali wody zatoki na wszystkie strony. Ale na wszystkich masztach widać było tylko alianckie bandery. Co prawda większość należało do frachtowców ale te dwie czy trzy jednostki Royal Navy to było aż nadto by zatopić nieuzbrojony frachtowiec. Nawet taki 150-metrowiec jak “Alster”.

- Chyba sami panowie rozumieją, że dalsza walka nie ma sensu. Przyniesie tylko niepotrzebne ofiary. Nawet gdybyście zdobyli jednostkę, na co się nie zanosi, to nie opuścicie wód tej zatoki inaczej niż nasi jeńcy. Albo zostaniecie tu na zawsze. - porucznik mówił jak na brytyjskiego dżentelmena i oficera przystało. Z szacunkiem zwracał się do swojego przeciwnika, zwłaszcza, że obaj byli od niego starsi stopniem. Rozmawiali po francusku. Bo chociaż kapitan niemiecki zdaje się dość dobrze mówił po angielsku to major wojsk lądowych w ogóle. A po francusku cała trójka mówiła dość płynnie.

- Poprosimy o czas do namysłu. - powiedział kapitan Kriegsmarine który przedstawił się jako Oskar Scharf i do niedawna on wydawał polecenia z tego mostka.

- 60 minut panom wystarczy? Jak rozumiem ten czas jako zawieszenie broni? - porucznik zgodził się na takie rozwiązanie i jeszcze chciał je tylko doprecyzować. Dwaj niemieccy oficerowie popatrzyli po sobie i minimalnie skinęli głowami.

- Tak panie poruczniku. Możemy zgodzić się na taką propozycję. - odpowiedział major sił lądowych. Potem obaj parlamentariusze z białym ręcznikiem zaczęli trasę powrotną pod eskortą brytyjskich marynarzy. No i jak na razie po statku przestały się rozchodzić odgłosy strzelanin i walki.


---



Droga na sam dół mroźnych trzewi ładowni obyła się bez przeszkód ze strony przeciwnika. Co innego od sił żywiołu. Bo chmury zrobiły się tak ciemne, że prawie sine. A silny wiatr wzmagał fale więc wszystko trzeszczało i wyginało się jakby statek miał się przełamać. No ale na razie jakoś się nie przełamywał a towarzyszący dwójce szczurów lądowych marynarze zdawali się nie zwracać na to uwagi.

No i było już światło. Porucznik Abbot poszedł im na rękę i kazał w tej jednej ładowni włączyć światło skoro nie było tam wroga a grupka kapitan Perry miała tam coś wysadzać. Więc do “swojej” ładowni wrócili pewniej niż ją opuszczali. Wydawało się, że nic się nie zmieniło. W świetle dnia widać było ciała zabitych niemieckich żołnierzy w szarych mundurach i brytyjskich marynarzy w granatowych. Dalej leżeli tam gdzie zginęli, przy przejściu pomiędzy ładowniami. Wcześniej marines pościągali ciała w jeden rządek pod ścianą. Więc leżały tam cztery ciała w feldgrau i dwa w morskim granacie.

Potem był ten niepewny moment gdy trzeba było zejść z galeryjki na dno ładowni. Po drabinie. Po ścianie wysokości podobnej do dwóch standardowych pięter. Przy tych przechyłach jednostki zadanie może nie było ekstremalnie trudne ale już wystarczająco przykuwało uwagę i wymagało przyzwoitego balansu ciałem. Ale mimo stękania, momentów niepewności i przystanków udało się bez strat zejść na dół.

Potem był ten nieprzyjemny moment gdy trzeba było minąć zmasakrowane ciało kaprala Barlowa którego dopadł i rozszarpał stwór. Koledzy co prawda przykryli ciało jakąś pałatką ale rozmazane, krwawe zacieki i wystające spod pałatki blade i zakrwawione kończyły dawało krwawe świadectwo ostatniej walki brytyjskiego sapera. A przejście między ścianą ładowni a ciężarówkami nie było zbyt szerokie więc trzeba było przejść obok niego. Mijając go kilku marynarzy przeżegnało się.

A potem był ten zaskakujący moment. A nawet dwa. Najpierw gdy podchodzili do ciężarówki gdy okazało się, że nie ma żadnych przykrych sensacji. Nikogo nie mdli, nikt nie ma zawrotów głowy ani nic takiego z czym męczyli się do tej pory. A zastygła plama wymiocin między tyłem a przodem kolejnej ciężarówki dobitnie świadczyła ile wysiłku kosztowało dwóch marines aby zawlec stwora taki kawałek i zamknąć w klatce.

Drugi zaskakujący moment był wtedy gdy zajrzeli na pakę ciężarówki z klatką. Klatka nadal tam była tak jak i gdy ostatnio ją widziała kapitan Perry i dwóch towarzyszących ją marines. Tylko, że wówczas klatka była zamknięta i obwiązana liną a wewnątrz był zamknięty stwór. A teraz klatka była otwarta na oścież i pusta a lina leżała obok.

- O nie… Nie mówcie, że to coś znów gdzieś tu lata… - jęknął któryś z marynarzy zaglądając najpierw w głąb paki a potem zdejmując karabin z ramienia i rozglądając się dookoła.

- No ale jak? Przecież zastrzeliliśmy skurwiela! Zastrzeliliśmy nie? Sami widzieliście. - jego kolega też przełknął nerwowo ślinę i wycelował karabin z nałożonym bagnetem gdzieś pomiędzy ciężarówki.

- Nic nie widziałem. Strzelałem się z Hunami. Tam też niewiele widziałem bo zgasło światło. - mruknął jeden z tych nowych co do tej pory walczył gdzieś na dziobie.

- Trzeba było to spalić. Albo odrąbać łeb. Albo przebić kołkiem. - mruknął trzeci też rozglądając się czy gdzieś nie czai się ich zguba. O ile do tej pory wyprawa zdawała się być formalnością to teraz znów wszyscy poczuli się jak na polowaniu. Tylko nie do końca było wiadomo jak są obsadzone role.

- Pani kapitan? Jakie rozkazy? - Slater, ten który fartem wyszedł ze starcia przy drzwiach bez szwanku opanował się na tyle by przypomnieć sobie i innym o hierarchii w ich małej grupce. Jak na zawodowego kaprala marine to spojrzenie miał dość niepewne chociaż nadrabiał miną.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline