Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2020, 10:47   #36
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Latte smakowało jak trzeba i świetnie dopełniało klimat luźnej pogawędki z Islą. „Vampirella” wcale nie była taka straszna, jak mógł sugerować jej wygląd. Pozwoliła, aby jej nowa znajoma czuła się swobodnie, a sama opowiedziała więcej o samym mieście. Według niej w Sionn warto było odwiedzić historyczny ratusz oraz park. Polecała również zobaczyć niedzielny targ, gdzie trafiały się zaskakujące rozmaitości. Jeśli chodziło o zakupy, nie zabrakło nawet niewielkiej galerii handlowej (o tej porze jednak zamkniętej). W bezpośredniej okolicy Sionn leżało z kolei jezioro. Zbiornik znajdował się na obniżonym terenie, ponadto był otoczony przez gęste rzędy jodeł. Sprawiało to, że miejsce wcale nie było łatwe do odnalezienia. W pobliżu samego jeziora stała z kolei opuszczona kapliczka, lecz Isla nie znała dokładnie jej historii. Co ciekawe, ktoś nadal tam przychodził i zostawiał kwiaty lub znicze.
Potem zapytała delikatnie o samą pracę Wendy oraz jej wrażenia z pobytu w okolicy, choć nie mogło być ich specjalnie wiele. Pominęła natomiast temat świeżej rany, więc i Adams milczała na ten temat. Wkrótce zamówiły jeszcze po tarcie, a konwersacja rozciągnęła się dłużej, niż pierwotnie planowały.
W międzyczasie Maddison próbowała złapać wzrokiem słynnego Matta. Na chwilę rzeczywiście ujrzała przystojnego bruneta z potarganymi włosami, który krążył za kontuarem. Mężczyzna poruszał się bardzo żywo i właśnie strofował swoje pracownice, choć te robiły, co mogły. Jego sława nie była pozbawiona pokrycia. Jak tylko jego wzrok złowił nową twarz, odsłonił w kierunku Wendy garnitur śnieżnobiałych zębów. Facet był jak z okładki, odstawał wręcz na tle przeciętnie ubranych mieszczuchów. Wkrótce właściciel wrócił do pouczania personelu. Wyglądało na to, że mimo późnej pory restauracja miała gorący dzień na kuchni.
Za oknami było już ciemno, kiedy zbierały się do wyjścia. Zgodnie z planem, miały odbyć jeszcze spacer. To również mogło być dobrą sposobnością, aby porozmawiać z Islą na bardziej intymne tematy. Obydwie opłaciły swoje rachunki, a następnie wyszły na chłód ulicy.



Wizyta u starej nie przyniosła może oczekiwanych odpowiedzi, ale nadała Robin pewien kierunek. Sparks wierzyła w „przepływ energii”, co dla zwykłego zjadacza chleba znaczyło tyle, że nie zrobi nic bezinteresownie. Furtka do jej usług miała otworzyć się dopiero po szpiegowaniu jej siostry.
Carmichell szła kierunku kawiarni „U Matta”, gdzie Isla poszła spotkać się z przyjezdną kobietą. Wieczór już na dobre zamienił się w noc - przechodziła od jednego snopu ulicznego światła do drugiego, jakby poza nimi egzystowała tylko skoncentrowana ciemność.
Spacerowała tak już dobry kwadrans, gdy w pewnym momencie coś osobliwego zwróciło jej uwagę. Na jednym pobliskich, niskich domków stała… ludzka sylwetka. Robin minęła kolejną rogatkę, skąd miała lepszy widok na osiedle, jednak postać zniknęła. Z tego co zdążyła zauważyć, mogła to być kobieta w rozwianej sukience. Wszystko trwało dość krótko i możliwe że tamta robiła coś podobnie trywialnego jak drobna naprawa. Dziwiła jednak późna pora oraz fakt, że w domu nie paliły się żadne światła.


Carmichell dotarła wreszcie do pawilonu, przy którym mieściła się restauracja. Miejsce to okalało wiele wąskich uliczek, z których jedna okazała się wyjątkowo paskudna, gdyż pracownicy kilku lokali wyrzucali tu odpadki. Przechodząc obok tego miejsca, czuła skłodko-zgniły zapach rozkładających się śmieci.
Nim weszła do środka, okazało się, że Isla w pewien sposób ją ubiegła. Kobieta wyszła właśnie z budynku wraz z elegancko ubraną towarzyszką. Robin była niemal pewna z kim ma do czynienia: rysopis podany przez Sparks był raczej trudny do podrobienia.
Choć kobiety nie rozmawiały specjalnie głośno, usłyszała jak dyrektorka szkoły pyta tę drugą:
- Zdecydowałaś już gdzie chcesz pójść?



Incydent z uszkodzonym kolanem mógł budzić pewne wątpliwości wśród personelu szpitala. Na miejscu Connor wyjaśnił jednak, że miał miejsce „nieszczęśliwy wypadek”. Jego barwna przeszłość sprawiła, że medycy łatwo kupili tę wersję. Sam mężczyzna nadal nie dowierzał całej sytuacji i jeszcze kilka razy przepraszał Lwyda. Koniec końców dał się poznać jako dość twardy człowiek, więc Huw zostawił go ze świadomością, że tamten faktycznie jakoś sobie poradzi.
Na kwaterę wrócił tylko po to, aby ustawić aparat oraz samowyzwalacz. Ten trik był stary jak świat i bardzo prosty, ale na ogół skuteczny. Gdy tylko się tym zajął, wziął manatki do swojego samochodu i od razu ruszył w kierunku Ynseval. Było już późno, czuł się zmęczony, ale do miasteczka miał niespełna półtorej godziny drogi. Kiedy wjeżdżał między wysokie sosny, które przecinały wschodnią granicę miasta, niebo miało barwę mrocznego całunu.


Ciemność wokół niego była gęsta jak smoła, a mimo to miał wrażenie, że wśród krzewów ktoś stale go obserwuje. Światła samochodu wyłaniały kolejne drzewa oraz znaki drogowe, a dziwne przeczucie tylko się wzmagało. Huw potrafił utrzymać nerwy na wodzy, ale każdy posiadał jakąś wytrzymałość. Zdawał sobie sprawę, że to wydarzenia mijającego dnia tak na niego wpływają. Rozluźnił się dopiero kiedy wyjechał na otwarty teren. Tam skręcił w polną dróżkę i wyszedł za potrzebą. Stąd rozciągał się też spektakularny widok: ogromne masywy na horyzoncie zamykały prawie cały widnokrąg, zaś niewielkie skupisko świateł u ich stóp zdradzało położenie Ynseval.
Podróż do celu przebiegła bez żadnych niespodzianek, jeśli pominąć fakt, że dwa razy czmychnęło mu przed maską małe, leśne stworzenie. Jak tylko wjechał do drugiego miasteczka, zwrócił uwagę, że posiadało znacznie lepsze drogi. Także budynki, wszystkie bielone i ustawione równo jak klocki autystycznego dziecka, świadczyły o tym, że budżet Ynseval nie był najgorszy. Jadąc pod dom Owena, detektyw zwrócił uwagę na szyldy promujące zawody agility, które miały odbyć się już następnego dnia. Nie znał się na tym, ale widział kiedyś w telewizji turnieje, w których psy pokonywały kolejne przeszkody. Wyglądało na to, że miasto dość mocno żyło tym wydarzeniem. I nic dziwnego, w podobnym miejscu nie było raczej wielu atrakcji.
Owen Griffith mieszkał w drewnianym, dwukondygnacyjnym budynku z szeroką werandą i jeszcze większą oranżerią. Porozrzucane po ogrodzie zabawki świadczyły o tym, że był ojcem przynajmniej dwójki dzieci. Huw spojrzał na dom, a potem na pociągnięte gwiazdami niebo. Do poranka zostało mu wiele czasu, zaś on czuł się naprawdę zmęczony. Zgasił silnik, poprawił zagłówek i niemal natychmiast zasnął.



Widok kobiety na dachu aż wołał o podjęcie jakiejś reakcji, lecz przez większość czasu Murphy po prostu stała w miejscu. Nie było to profesjonalne zachowanie, ale ostatnie wydarzenia odcisnęły na ratowniczce swoje piętno. Nie wiedziała co się wokół działo, zaczęła wątpić w swoją sprawczość i chyba tak po prostu miała wszystkiego dosyć.
Usiadła obok okna, próbując się wyciszyć, lecz nic to nie dało. W przeszłości, podczas akcji ratunkowych, musiała wielokrotnie uspokajać zszokowane po wypadkach osoby. Zazwyczaj było to równie bezcelowe, co jej własna próba właśnie teraz. Ostatecznie poskutkowały dopiero tabletki, które tak naprawdę otumaniały, ale było to lepsze niż dygotanie na podłodze. Nie powstrzymały one natomiast łez, które cicho wylewała już w łóżku.
Spała zdecydowanie lepiej, ale nie było to specjalne osiągnięcie, zważywszy że poprzednią noc spędziła w lesie. Tylko raz przebudziła się, jednak nie atakowała ją żadna mara, ani wymyślne widziadła, więc po chwili znów zasnęła. Sen jak zwykle przyszedł znikąd. Nie było tym razem fantasmagorycznego lasu, choć przestrzeń, w której się znalazła była w jakiś sposób znajoma.


Pozornie wyglądało to na typową rupieciarnię. Z sufitu wystawały naderwane kable, na ziemi zalegały bliżej niezidentyfikowane odpadki. Jedną ze ścian wypełniało szerokie okno z mlecznego szkła. Murphy podeszła bliżej, ale nie potrafiła dojrzeć co znajdowało się za jasną taflą.
Wokół było chłodno i cicho, a ona czuła się zaskakująco spokojna. Spojrzała na wyjście na drugim końcu pokoju. Z pewnym zdumieniem dostrzegła, że wychodzi ono na coś, co przypominało wąskie przejście. Czy zatem wylądowała w jednym ze swoich cyklicznych snów, tyle tylko, że po raz pierwszy poza ściśle wyznaczoną linią korytarza? Wiele na to wskazywało - sam materiał otaczających ją ścian bardzo przypominał chropowatą powierzchnię tunelu, który tak dobrze znała.
Choć była pewna, że jest w pomieszczeniu sama, zza pleców doszedł ją szmer. Kiedy się odwróciła, ujrzała jak powietrze za nią faluje, na kolejne sposoby zmieniając kształty i stale wibrując. Eteryczne nici ułożyły się w postać siedzącego na fotelu (prawdopodobnie samochodowym) mężczyzny. Był dość stary, ale słusznej sylwetki i właśnie spał. Fale jeszcze raz zadrżały, po czym fotel zniknął, ale nieznajomy stanął przed nią jak żywy i otworzył oczy.
Huw oraz Maddison spojrzeli na siebie. Wokół panowała nieprzebrana cisza.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 10-05-2020 o 13:56.
Caleb jest offline