Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2020, 20:34   #85
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dziękuję wszystkim rozmówcom :)

"Stare" obozowisko było puste, na dodatek dokoła nie było widać żadnych nieprzyjaznych stworzeń, Daveth więc wylądował, a gdy tylko tropicielka stanęła na pewnym gruncie, ponownie przybrał ludzką postać. Trzeba było pomyśleć o spóźnionym śniadaniu i, przede wszystkim, pomodlić się. Bogowie co prawda obdarzali różnymi łaskami, ale mieli też różne wymagania. Smok co prawda mógł się najeść, ale nie wypadało modlić się w takiej postaci.
- Dzięki za przejażdżkę - powiedziała Caistina, po czym lekko kulejąc odeszła od Druida i...zajrzała pod własny ubiór i pancerz w okolicach brzucha, mając pewnie w pamięci niedawne pchnięcie włócznią od Goblinów. Chyba zaś nie było źle, usiadła bowiem w końcu na jakimś pniaku i dla odmiany pomasowała swoje kolano.
- Zawsze do usług - rzucił pod jej adresem Daveth. Po chwili podszedł do dziewczyny. - Jakaś kontuzja? Mogę zrobić mały masaż... - zaproponował.
- Dostałam morgenszternem po kolanie, ale przeżyję - Półelfka odparła wielce dyplomatycznym tonem, po czym przyjrzała się dokładniej Davethowi - Może najpierw zajmij się swoją tygrysicą? Bidulka nie wygląda najlepiej?
- Ona jest twardsza, niż na to wygląda - odparł - a ja będę mógł jej pomóc dopiero za jakiś czas. Chyba że Olgrim coś wcześniej zdziała. W końcu jest kapłanem. Tyle tylko, że, jak widzisz, jest teraz zajęty rozmową. Nie wypada mu przeszkadzać...
- Ech - Caistina wstała, spojrzała Druidowi w twarz, po czym go wyminęła...trącając zaczepnie barem. Następnie zaczęła czegoś szukać wśród porzuconych rzeczy w obozowisku.
- Nie jestem doskonały... - stwierdził Daveth. - W czymś ci pomóc? Lepiej nie nadwyrężaj kolana...
- A ty mojej cierpliwości - Tropicielka w końcu znalazła jakąś miseczkę, po czym ruszyła do Laury. Tygrysica przypatrywała jej się uważnie…
- Chcesz wody? No pewnie że chcesz, taki duży kociak pewnie spragniony - Półelfka nalała wody z bukłaka do miski, po czym postawiła przed Laurą - No pij, pij, to woda… - Caistina sama pociągnęła łyk. Po chwili zaś, tygrysica faktycznie piła, a dziewczyna klapnęła obok niej.
- Taaaaka grzeczna kotka, a taaaki niedobry pan… - Tropicielka mokrą dłonią zwilżyła głowę i pysk Laury, po czym ją nieco to tu, to tam "poczochrała" a tygrysica jej na to pozwalała(!).

Daveth natomiast poszedł porozmawiać z Olgrimem, który, druid miał przynajmniej taką nadzieję, dysponował jeszcze jakimś zaklęciem, które postawiłoby Laurę na nogi.
Krasnolud wysłuchał słów druida i jego opisu stanu swojego zwierzaka, zamyślił się i drapiąc po brodzie...
- No cóż… Trzeba będzie zająć się jej zakażeniem i uzdrowić od choroby. Za pomocą zioł i naparów, a nie cudu. Potem… będę musiał wpierw wymodlić łaskę u mojego bóstwa, co bym mógł odnowić nieco jej sił. Choć i przypuszczam, że akurat to i ty potrafisz. Więcej uczynić nie mogę.
- Muszę wymodlić odpowiednie zaklęcia - zgodził się Daveth. - Miałem nadzieję, że zostały ci jeszcze jakieś zaklęcia, które mógłbyś wykorzystać... Cóż... Godzinę będzie musiała jeszcze pocierpieć.
- Nawet jeśliby mi zostały. Nie przygotowuję takich modlitw zawczasu. Przykro mi.
- odparł szczerze Olgrim. - Mogę jedynie podleczyć jej rany poświęcając modlitwy. Te które mi zostały.
- Będę wdzięczny, a Laura jeszcze bardziej - zapewnił go druid. - Możemy od razu? - spytał.
- Oczywiście.- odparł kapłan i skinął ręką.-Prowadź.
Ruszyli w stronę tygrysicy, która z tropicielką dogadywała się zdecydowanie lepiej, niż druid.
- Olgrim ci pomoże - zapewnił przyjaciółkę, przyklęknąwszy obok Laury.
Kapłan kucnął przy leżącym zwierzęciu, którym to opiekowała się ich przewodniczka. I przyłożywszy dłoń do brzucha zwierzęcia przelał poprzez swojego boskiego patrona uzdrawiającą moc. Tylko tyle mógł zrobić tak na szybko.
- Raz jeszcze dziękuję - powiedział Daveth, po czym zwrócił się do Laury.
- Zwrócę się o pomoc do Królowej Lasu o pomoc. - Pogłaskał tygrysicę po głowie. - Jestem pewien, że nam pomoże - dodał.
- Oby- pocieszył go krasnolud.
Daveth skinął głową, po czym usiadł i pogrążył się w modlitwie.

* * *


Po skończonych modłach druid po raz kolejny pogłaskał Laurę po łbie.
- Zaraz się lepiej poczujesz - zapewnił, po czym po raz kolejny zwrócił się do Mielikki, by zechciała, za jego pośrednictwem, dać tygrysice siły i zdrowie. Użył czterech zaklęć, po których stan Laury zdecydowanie się poprawił.
Teraz można było się zająć sprawami, na które wcześniej nie było czasu.
Nakarmiwszy Laurę Daveth podszedł do Laugi.
- Nie wiem, co im powiedziałaś, ale to podziałało wspaniale - powiedział. - Wybawiłaś nas z dużych kłopotów - dodał.
- Ach...tak tylko dałam im do zrozumienia że zwolnił się wakat króla i “kto pierwszy ten lepszy” - Wojowniczka odpowiedziała z lekkim uśmiechem dumy. Sama nie do końca wierzyła że się udało.
Daveth z podziwem pokiwał głową.
- Udało ci się wspaniale. Jestem ci winien ogromną przysługę i w razie czego możesz na mnie liczyć - zapewnił.

Podobne podziękowania skierował chwilę później pod adresem Amaranthe.
- Ten numer z bizonem był niesamowity - powiedział. - Gdybym nie widział, to bym nie uwierzył i uznał to za wymysł bardów.
- A dziękuję - Uśmiechnęła się zagadnięta. - To był impuls, potrzeba chwili… - Amaranthe mrugnęła do Davetha.
- Oby więcej takich impulsów ci się przytrafiało. - Uśmiechnął się. - A gdybyś kiedyś jeszcze miała jakieś potrzeby... chwili... to służę pomocą.

Dalszą rozmowę przerwało pojawienie się smoka.
Co prawda trzeba było kawałek przejść, by go dopaść, ale... smoki też mają swoje wady.
- Ruszajmy - powiedział, zgarniając swoje rzeczy do plecaka.
 
Kerm jest offline