Tymczasem żak Przemysław był już za kotarą gdzie zobaczył ścisnę z cienia. Ciemność, której natura była bez wątpienia magiczna. Dłoń żaka zniknęła w niej całkowicie, choć była kilka centymetrów przed jego twarzą. Z dołu dochodziły krzyki i odgłosy walki.
Przemysław, czy też inkwizytorka chcąca za Przemysława uchodzić wypowiedziała niemal niesłyszalnie kilka słów modlitwy i otrzymała dar od Pana. Dar widzenia w tej nieprzeniknionej ciemności. Oto na schodach zobaczyła jednego z braci Zagórskich szarpiącego się z Tryplem, a gdzieś w głębi Jakub tłukł po twarzy Srokę. Jedynym prawdziwym przeciwnikiem były cienie, które pęłzły po ścianach muskając ciała wojowników. Nie robiły im jednak krzywdy, a jedynie potęgowały chaos.
Do inkwizytorki dotarło co się dzieje. Ciemność wzbudziła strach, a ludzie w strachu zaczęli walczyć ze sobą w ciasnym pomieszczeniu. Sami byli dla siebie zagrożeniem, a jedyna osoba która miała tego świadomość stała na szczycie schodów.
W ciemnościach Francisca mogła być w zasadzie kimkolwiek, ponieważ składała się jedynie z własnego głosu. Przynajmniej dla tych, którzy nie widzieli nic.
- Przestańcie - krzyknęła - Trypl, Zagórski, Jakub, Sroka. Przestańcie. Okładacie się nawzajem. Niech każdy wypowie swoje imię. Otaczają was cienie, ale żaden na razie nie robi wam krzywdy. Jesteście tu tylko we czterech.
- Gdzie jest mistrz Eberhard oraz brat Walter?
Pierwsze słowa zdawały się nie docierać do zebranych. Jednak po chwili przestali się szarpać i posłusznie wymieniali swoje imiona. Piotr Zagórski powiedział jeszcze:
- Inkwizytorzy szli przodem. Muszą być niżej.
- Dobrze - Francisca mówiła na tyle władczym głosem na ile było ją stać.
- Mogę was prowadzić, ale żaden wojownik nie da rady zmagać się z przeciwnikiem, którego nie widzi. Jeśli nie jesteście w stanie walczyć, pomóżcie siostrze Annie na górze.
Zagórski skinął głową wpatrując się w ścianę na prawo od twarzy Francisci. Najpewniej myślał, że patrzy na nią, ale bez światła był kompletnie ślepy.
- Wycofujemy się! - Krzyknął, a stojący tuż obok niego Sroka aż się skulił. Grupa wojowników była niczym dzieci, gdy zaczęła się wycofywać i mijać Franciscę.
U podstawy stopni leżała pochodnia. Nadal się tliła, chociaż otulona magią nie dawała kompletnie żadnego światła.
Zanurzona w ciemności powiedziała tylko głośno, gdy mężczyźni wyszli.
- Pomóżcie siostrze Annie i opatrzcie Jorga. Oszalał - po czym zeszła powoli schodami w dół obserwując uważnie otoczenie.
Francisca zagryzła wargi, a przez jej twarz przemknęła cała seria emocji na które mogła sobie pozwolić przebywając w ciemności. Na chwilę zastygła w bezruchu zastanawiając się czy schodzić niżej, czy jednak wrócić na powierzchnię. W końcu westchnęła głęboko i ruszyła cicho niczym cienie wgłąb katakumb.