Korytarz za drzwiami, jak i poprzednie pomieszczenie, został z pieczołowitością wyrzeźbiony w skale. Po zaledwie kilku metrach rozgałęział się, a obie drogi zaraz potem skręcały, uniemożliwiając zobaczenie końca którejkolwiek z nich. Wewnątrz dało się wyczuć mocny zapach stęchlizny, charakterystyczny dla rzadko odwiedzanych krypt. Na posadzce walały się stare, popękane i połamane kości – na szczęście nie emanowały one żadnymi aurami. Nekromancja ani mroczne wpływy nie zbezcześciły tych szczątków, tym zajęli się zapewne zwykli śmiertelnicy.
Kruk bez wahania odbił w lewo i pomknął ku znajdującym się na przeciwległym końcu korytarza drzwiom, mijając po drodze kolejną odnogę. Zaczął w nie stukać, jakby nagle postanowił zostać dzięciołem – dopiero po chwili Yutu dosłyszała się w tym pukaniu konkretnego rytmu. Zaraz po tym wszyscy usłyszeli przytłumiony, zachrypnięty głos dochodzący z zamkniętego pomieszczenia.
-Raster, to ty? Wiedziałem, że wrócisz! Udało ci się sprowadzić pomóc? – odpowiedzią na to było tryumfalne zakrakanie ptaka.
Przez następną chwilę zza drzwi słychać było hurgot odsuwanej barykady, po czym ktoś z trudem uchylił drewniane wrota, a w szczelinie pojawiła się blada, przerażona twarz młodzieńca z podkrążónymi ze zmęczenia oczami. Qarze wydał się dość podobny do karczmarza w Kassen.
- Bogom niech będą dzięki – wychrypiał chłopak z ulgą, a dopiero potem spojrzał na bohaterów, a oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia - Kim jesteście? – zapytał odruchowo, ale brakowało w tym pytaniu jakiejkolwiek podejrzliwości, a jedynie zaskoczenie.