Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2020, 17:18   #48
JohnyTRS
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Dom był inaczej obwarowany niż ten Tylera. Wysoki parkan biegł równo z frontową elewacją budynku, ogródek z przodu nie był niczym oddzielony od ulicy.

Hector po chwili się opamiętał i wziął strzelbę w ręce. Grzyby. Na razie żadnego nie widział. Tyler podbiegł do budynku, jakby chciał wbiec do środka, ale przed wejściem zawrócił. Nowojorczyk ruszył za nim, ale nie było możliwości wejść do środka, paliło się dosłownie wszystko, ogień pełzał po ścianach, od góry kłęby ciemnego dymu uciekające przez drzwi.

Wejść tam - samobójstwo.

W oddali rozległ się strzał, Hector był w stanie oszacować, że to nie jest w najbliższej okolicy. Złapał Tylera za ramię pytając, kto mógł tam zostać. Mógł się tego spodziewać:
-Ich synek, ale nie mów tego głośno, to nie jest pierwsze dziecko, które straciła. Teraz zabierzmy ich stąd, do mojego domu.

Dwaj bracia nadal rozglądali się w terenie, szukając ewentualnych przeciwników. Hector z Tylerem dobiegli do szamoczącej się pary ludzi na ziemi. Pierwszy był Tyler:
-Franc! To my!
-Pomóż mi, nie daję rady! - odezwał się trzymający kobietę facet. A więc to nie Grzyb.
Tyler rzucił się do przodu, blokując jej wierzgające nogi, potem korpus
- Zwiewamy, nic tu po nas!
Franc wstał i po chwili podniósł kobietę w ramiona, bez ceregieli zarzucił ją na ramię, teraz bijącą go pięściami w plecy.

Czyste szaleństwo. Gdzieś dalej rozległ się kolejny strzał. Szaleństwo.

-A teraz idziemy do mnie, Hector, patrz czy coÅ› na nas nie lezie!
Kolumna ruszyła, we wrzasku i płaczu, za nimi zaczął walić się palący budynek, pierwsze belki zaczęły pękać, kalenica zaczęła się zapadać.





Pokonali może z dwadzieścia metrów, kiedy na godzinie dziesiątek w świetle latarki pojawiły się trzy sylwetki. Nie było czasu na identyfikację, ale lekko sztywne ruchy i zero odgłosów mówiły jedno: Grzyby, odległość z dziesięć jardów, na skraju widzialności.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 26-07-2021 o 23:37.
JohnyTRS jest offline