Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2020, 20:06   #108
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Płaczka, zwłoki pałętające się po okolicy… Bastian nie miał wcześniej pojęcia, że cała sprawa była aż tak zagmatwana. Ojciec Weiss – mimo wszystkich jego złych decyzji – należał jednak do ludzi cierpliwych i wytłumaczył wszystko łowcy wampirów ze stoickim spokojem. Kapłan nie wyglądał na uradowanego kiedy tłumaczył Hildebrandowi o ile większe ma możliwości kooperacji z przeklętą duszą aniżeli czarodziej. Winckler słuchał z uwagą słów duchownego. Jego metody zwykle ograniczały się do zabicia poczwary – nie ważne na ile uważała się ona za nieumarłą…

Skoro zwłoki Rebecki nie musiały być „mobilne” to śledczy mogli je pociąć na kawałki, związać albo unieruchomić na tyle aby nie zrobiły krzywdy Morrycie w trakcie odprawiania rytuału. Największym wyzwaniem w trakcie tych dziesięciu minut powinno być powstrzymanie „Płaczki” od zabicia ojca Pietera. Było to trudne zadanie jednak nadal wykonalne. Bastian miał linę, kajdany, bolas i wspólnie z grupą przyjaciół mógłby spróbować powstrzymać poczwarę dostatecznie długo. Wszystko jednak zależało od tego czy ich nerwy podołają. Przy pierwszym spotkaniu ze zmorą mieli szczęście, ale czasem strach i obawy biorą górę. Nawet Winckler, który był znany ze swojej odwagi nie zawsze był w stanie wygrać ze zdrowym rozsądkiem i wyobraźnią podsuwającą możliwe scenariusze starcia z potworem.

Łowca wampirów nie miał zamiaru dawać za wygraną dlatego postanowił pomóc Rebece i kapłanowi nie zważając na swoje zdrowie. Gorzej jeżeli „Płaczka” znalazłaby się w sytuacji zagrażającej Laurze, Grecie albo któremuś z jego towarzyszy. Wtedy Bastian musiałby zdusić w sobie wyrzuty sumienia i zabić zmorę skazując duszę biednej Rebecki na wieczne potępienie. Sam byłby w stanie się poświęcić, ale nie wahałby się zabić w obronie któregoś z przyjaciół. Bardziej zależało mu na ich życiu niż spokoju duszy kobiety, której nigdy nie poznał.

Po wyruszeniu okazało się, że pogoda uległa znacznej poprawie. Bastian co prawda nie narzekał na warunki jakie zapewniała im matka natura. Był raczej z tych, którzy szli naprzód nie zważając na śnieg, deszcz czy wichurę. Musiał jednak przyznać, że zerkające zza licznych chmur słońce było miłą odmianą w porównaniu z ostatnimi ulewami. Kiedy do uszu łowcy wampirów doszedł szelest mężczyzna błyskawicznie dobył bola. Był gotów spętać przeciwnika aby łatwiej było się z nim obchodzić w drodze na cmentarz. Jak się jednak okazało prowodyrem napiętej sytuacji był Tosiek, który błyskawicznie znalazł się w objęciach kapłana.

Dalsze wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Bastian dostrzegł Klarę, później kruka, a na koniec potwora, którego nie potrafił sobie wcześniej wyobrazić. Przerażające czerwone ślepia, długie i ostre jak brzytwy szpony, chude, ziemiste cielsko zakończone małą głową z pióropuszem czarnych, tłustych, zlepionych błotem włosów. Winckler zamarł tylko na chwilę, która pozwoliła mu zbadać przeciwnika. Nie bał się. Wiedział, że jego umysł podoła w starciu z maszkarą. Gdzieś na granicy słyszalności mężczyzna usłyszał krzyk kapłana, a jego umysł sam dopisał przerażenie, które musiało się malować na twarzy ojca Weissa. Zapowiadała się krwawa i zajadła walka.

Pierwsze skrzypce zagrał garłacz Manfreda. Przyjaciel byłego kata, całkiem dobrego kucharza i chorego psychicznie potwora posłał na spotkanie ożywionego korpusu masę pocisków. Kolejnym krokiem był strzał z kuszy Hansen. Bastian rozkręcił bolas i rzucił mając nadzieję spętać nogi potwora. Jego broń była najwyższej jakości z możliwych. Bolas ten składał się z dwóch metalowych kul połączonych hartowanym łańcuchem. Winckler liczył, że uda mu się zatrzymać bestię na moment aby dopaść do niej z mieczem i tarczą. Kiedy monstrum byłoby powalone mogliby je posiekać a potem zebrać w worku i zanieść na cmentarz. Gdyby trzeba je związać to Winckler miał linę i kajdany. Byli przygotowani. Wystarczyło wykazać się sprytem i dobrą techniką…


 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 11-05-2020 o 20:12.
Lechu jest offline