Drzwi były zupełnie normalne. Grimm nie znalazł nic co wskazywałoby na mechaniczne zabezpieczenia (oczywiście poza zamontowanym w drzwiach zamkiem), a Caspar nie wyczuł zakłóceń magicznych. Przynajmniej w najbliższym sąsiedztwie swojej osoby, bo gdzieś dalej wyczuwał dwa źródła Eteru. Jedno słabe i nijakie w barwie, a drugie znacznie silniejsze, emanujące czymś mrocznym i przerażającym…
Grimm przywalił w drzwi, aż się zatrzęsło. Wystarczył jeden cios, po którym usłyszeli odległy głos dzwonka, dobiegający gdzieś z góry. Weszli do kolejnego podziemnego pomieszczenia. Było zakurzone i nieco zaniedbane. Znajdowały się tutaj dwa fotele obite ciemną tkaniną, na której widoczne były ślady szczurów. Pod ścianą stał niewysoki stolik, wykonany z różanego drewna. Nad nim wisiała półeczka zastawiona książkami. Były spisane po bretońsku. Tytuły większości wskazywały na rozprawy teologiczne, a jedna z nich była zbiorem poezji Trubauda de Molyenes.
Były też kolejne drzwi zaopatrzone w zamek i klamkę. A na gwoździu wbitym w spoinę między kamieniami obok futryny wisiał pęk kluczy.