Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2020, 21:23   #67
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bravo 1, 2, 3

Życie bez dowódców byłoby o wiele prostsze. Przynajmniej zdaniem Singa. Jeden Hawkes wystarczył, by narobić kłopotów, a dwóch poruczników, z których każdy miał inne zdanie, to było proszenie się o super problemy. Gdyby tak rozstrzygnęli wszystko za pomocą tradycyjnego pojedynku, życie byłoby prostsze...
Na szczęście, z nieznanych Billy'emu powodów, ruszyło zasilanie. I można było otworzyć drzwi, prowadzące do bezpiecznego schronienia.
Teoretycznie bezpiecznego, bowiem za drzwiami znajdowali się nie czekający na ratunek koloniści, a kolejne Xenosy. Tym razem dzielni wojacy dali sobie radę z przeciwnikiem - bez strat własnych, czego nie można było powiedzieć o poprzednich mieszkańcach schronu - kolonistach. A tych zaskoczyła, zapewne, grupka Facehuggerów, która, zapewne, dostała się tutaj kanałami wentylacyjnymi. Tak przypuszczał Billy, ale tylko przypuszczał, bowiem znał się na zabijaniu Xenosów, a nie na ich obyczajach.
Dlaczego koloniści nie pozbyli się tego paskudztwa, nawet kosztem poważnych strat własnych? To pozostało zagadką.

I nagle pojawiły się problemy, których w zasadzie można się było spodziewać, a które przyjęły zgoła niespodziewany obrót.
Trudno było się dziwić, że Denise miała pewne obiekcje i robiła awanturę, ale sposób, w jaki "uspokajał" ją Salas, był daleki od metod, jakie Billy uznałby za politycznie poprawne.
- Puść ją - warknął na ex-kaprala. - Już!
- Jesteś pewien?? Bo ona to te swoje pazurki to chyba w twoją stronę kieruje! - Powiedział Salas, nadal się siłując z dziewczyną… i po chwili ją puścił, a nawet lekko wypchnął w przód, nadając Denise odpowiedni kierunek. Czyli prosto na Singa.
- Gdzie moja mama?! - Zapiszczała nastolatka, faktycznie robiąc jeszcze krok czy dwa do Snajpera, chyba mają zamiar Singowi wydrapać oczy??
- Została tam, za zamkniętymi drzwiami - odparł. - O szczegóły musisz wypytać doktor Holon - dodał.
- Fuck you! And you! And you! - Denise zaczęła pokazywać środkowy palec do Salasa, Singa, i nawet będącego przypadkowo blisko tego zamieszania Pitsa. A na końcu to nawet próbowała opluć Billy'ego, ale jej nie wyszło.
- Jesteście bandą kutasów! I który to Holon?? - Zawarczała nastolatka.
- Która, a nie który - poprawił ją Billy. - I opanuj się, bo osobiście cię zwiążę. Wyciągnęliśmy cię stamtąd w ostatniej chwili. Mieliśmy cię tam zostawić? - Spróbował przemówić jej do rozumu.
- Rozlane chemikalia ogłupiają zmysły tych stworów! Siedziałyśmy tam też cicho to nas nie znalazły! Powiedziała nam to wszystko jedna naukowiec i to działa! Trzeba mnie tam było zostawić, a teraz moja mama… mama… - I Denise załamał się głos, po czym przestała już się ciskać, i dla odmiany zaczęła chlipać.
Billy wprawy w utulaniu zapłakanych nastolatek nie miał, próbował więc zrobić to, co podpowiadał mu rozsądek. Wyciągnął chusteczkę i podał dziewczynie.
- Nie płacz... - poprosił.
Gdyby był kobietą, pewnie by ją i przytuił, ale wolał zachować pewien bezpieczny dystans.
Nastolatka zerknęła na Singa.
- Fuck...you… - Szepnęła załamanym tonem, po czym skryła twarz w dłoniach, oparła się o ścianę, i powoli po niej zjechała w dół, aż kucnęła. W takiej też pozycji szlochała sobie dalej.
- Ech… - Westchnęła Nicky, po czym ostrożnie zbliżyła się do dziewczyny i położyła swoją dłoń na jej ramieniu, niby tak pocieszając w milczeniu.
"Baba z wozu...", pomyślał Billy, chowając chusteczkę do kieszeni
- Nicky, dasz sobie radę lepiej, niż ja - powiedział cicho, stając obok dziewczyny - ale w razie czego wołaj mnie albo medyczkę.
Jako że Denise była w dobrych rękach, wybrał się na zwiedzanie magazynu. Co prawda to Hawkes powinien wydać odpowiednie rozkazy, ale i tak warto było zobaczyć, na czym stoją. Wszak trzeba było gdzieś umieścić zwłoki kolonistów, pozbyć się resztek Xeno, zorganizować nocleg.
Nie do niego to należało i nie zamierzał pchać się przed szereg z pomysłami, ale lepiej było być przygotowanym na różne pomysły władz zwierzchnich.

Wrócił po paru chwilach, bogatszy o parę odkryć. Znalazł kontener, w którym można by schować zwłoki kolonistów, zakątek, gdzie można było upchnąć Xeno, parę miejsc, gdzie można by się rozłożyć z noclegiem.
Przyklęknął przy Denise, która stale siedziała pod ścianą.
- Denise? Lepiej się czujesz? - spytał.
- Nie - Burknęła dziewczyna.
Billy przez moment milczał. W normalnych warunkach postawiłby dziewczynie kielicha, ale teraz ta metoda niestety odpadała. Nawet gdyby ktoś miał zachomikowany mały (acz nielegalny) zapasik trunków, to i tak nie można było z niego skorzystać.
Po chwili jednak sprawa wspomożenia dziewczyny płynnymi dopalaczami poszła w kąt, jako że zaczęto realizować akcję pod hasłem "zdobyć generator".
- Wstawaj, mała - powiedział Billy. - Ruszamy dalej. Najlepiej trzymaj się blisko mnie - dodał, a Denise spojrzała na niego "z byka", minimalnie wzruszając ramionami. Ruszyli więc w głąb kolonii… Billy z myślą, że nie dość, że musi uważać na Xeno, to jeszcze musi pilnować tyłka dziewczyny. Zgrabnego zresztą.
 
Kerm jest offline