Administrator | Bravo 1, 2, 3 Życie bez dowódców byłoby o wiele prostsze. Przynajmniej zdaniem Singa. Jeden Hawkes wystarczył, by narobić kłopotów, a dwóch poruczników, z których każdy miał inne zdanie, to było proszenie się o super problemy. Gdyby tak rozstrzygnęli wszystko za pomocą tradycyjnego pojedynku, życie byłoby prostsze...
Na szczęście, z nieznanych Billy'emu powodów, ruszyło zasilanie. I można było otworzyć drzwi, prowadzące do bezpiecznego schronienia.
Teoretycznie bezpiecznego, bowiem za drzwiami znajdowali się nie czekający na ratunek koloniści, a kolejne Xenosy. Tym razem dzielni wojacy dali sobie radę z przeciwnikiem - bez strat własnych, czego nie można było powiedzieć o poprzednich mieszkańcach schronu - kolonistach. A tych zaskoczyła, zapewne, grupka Facehuggerów, która, zapewne, dostała się tutaj kanałami wentylacyjnymi. Tak przypuszczał Billy, ale tylko przypuszczał, bowiem znał się na zabijaniu Xenosów, a nie na ich obyczajach.
Dlaczego koloniści nie pozbyli się tego paskudztwa, nawet kosztem poważnych strat własnych? To pozostało zagadką.
I nagle pojawiły się problemy, których w zasadzie można się było spodziewać, a które przyjęły zgoła niespodziewany obrót.
Trudno było się dziwić, że Denise miała pewne obiekcje i robiła awanturę, ale sposób, w jaki "uspokajał" ją Salas, był daleki od metod, jakie Billy uznałby za politycznie poprawne.
- Puść ją - warknął na ex-kaprala. - Już!
- Jesteś pewien?? Bo ona to te swoje pazurki to chyba w twoją stronę kieruje! - Powiedział Salas, nadal się siłując z dziewczyną… i po chwili ją puścił, a nawet lekko wypchnął w przód, nadając Denise odpowiedni kierunek. Czyli prosto na Singa.
- Gdzie moja mama?! - Zapiszczała nastolatka, faktycznie robiąc jeszcze krok czy dwa do Snajpera, chyba mają zamiar Singowi wydrapać oczy??
- Została tam, za zamkniętymi drzwiami - odparł. - O szczegóły musisz wypytać doktor Holon - dodał.
- Fuck you! And you! And you! - Denise zaczęła pokazywać środkowy palec do Salasa, Singa, i nawet będącego przypadkowo blisko tego zamieszania Pitsa. A na końcu to nawet próbowała opluć Billy'ego, ale jej nie wyszło.
- Jesteście bandą kutasów! I który to Holon?? - Zawarczała nastolatka.
- Która, a nie który - poprawił ją Billy. - I opanuj się, bo osobiście cię zwiążę. Wyciągnęliśmy cię stamtąd w ostatniej chwili. Mieliśmy cię tam zostawić? - Spróbował przemówić jej do rozumu.
- Rozlane chemikalia ogłupiają zmysły tych stworów! Siedziałyśmy tam też cicho to nas nie znalazły! Powiedziała nam to wszystko jedna naukowiec i to działa! Trzeba mnie tam było zostawić, a teraz moja mama… mama… - I Denise załamał się głos, po czym przestała już się ciskać, i dla odmiany zaczęła chlipać.
Billy wprawy w utulaniu zapłakanych nastolatek nie miał, próbował więc zrobić to, co podpowiadał mu rozsądek. Wyciągnął chusteczkę i podał dziewczynie.
- Nie płacz... - poprosił.
Gdyby był kobietą, pewnie by ją i przytuił, ale wolał zachować pewien bezpieczny dystans.
Nastolatka zerknęła na Singa.
- Fuck...you… - Szepnęła załamanym tonem, po czym skryła twarz w dłoniach, oparła się o ścianę, i powoli po niej zjechała w dół, aż kucnęła. W takiej też pozycji szlochała sobie dalej.
- Ech… - Westchnęła Nicky, po czym ostrożnie zbliżyła się do dziewczyny i położyła swoją dłoń na jej ramieniu, niby tak pocieszając w milczeniu.
"Baba z wozu...", pomyślał Billy, chowając chusteczkę do kieszeni
- Nicky, dasz sobie radę lepiej, niż ja - powiedział cicho, stając obok dziewczyny - ale w razie czego wołaj mnie albo medyczkę.
Jako że Denise była w dobrych rękach, wybrał się na zwiedzanie magazynu. Co prawda to Hawkes powinien wydać odpowiednie rozkazy, ale i tak warto było zobaczyć, na czym stoją. Wszak trzeba było gdzieś umieścić zwłoki kolonistów, pozbyć się resztek Xeno, zorganizować nocleg.
Nie do niego to należało i nie zamierzał pchać się przed szereg z pomysłami, ale lepiej było być przygotowanym na różne pomysły władz zwierzchnich.
Wrócił po paru chwilach, bogatszy o parę odkryć. Znalazł kontener, w którym można by schować zwłoki kolonistów, zakątek, gdzie można było upchnąć Xeno, parę miejsc, gdzie można by się rozłożyć z noclegiem.
Przyklęknął przy Denise, która stale siedziała pod ścianą.
- Denise? Lepiej się czujesz? - spytał.
- Nie - Burknęła dziewczyna.
Billy przez moment milczał. W normalnych warunkach postawiłby dziewczynie kielicha, ale teraz ta metoda niestety odpadała. Nawet gdyby ktoś miał zachomikowany mały (acz nielegalny) zapasik trunków, to i tak nie można było z niego skorzystać.
Po chwili jednak sprawa wspomożenia dziewczyny płynnymi dopalaczami poszła w kąt, jako że zaczęto realizować akcję pod hasłem "zdobyć generator".
- Wstawaj, mała - powiedział Billy. - Ruszamy dalej. Najlepiej trzymaj się blisko mnie - dodał, a Denise spojrzała na niego "z byka", minimalnie wzruszając ramionami. Ruszyli więc w głąb kolonii… Billy z myślą, że nie dość, że musi uważać na Xeno, to jeszcze musi pilnować tyłka dziewczyny. Zgrabnego zresztą. |