Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2020, 15:16   #192
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Tak oto starsza sierżant Lamia Mazzi w pełni zdała sobie sprawę dlaczego jej chłopak nie lubił tu przychodzić. Przekładając i obracając każdą rzecz w dłoniach, najchętniej wzięłaby wszystko po kolei, przecież się przyda. Na każdą okazję, każdą możliwość. Dobrze byłoby mieć cały komplet, a to tylko ułamek posiadanego przez sklep towaru.
- A może… - podniosła po raz kolejny gogle termowizyjne, okręcając je w dłoniach i zagryzając wargę. Gapiła się w nie jak sroka w gnat, prawie zapominając po co tu przyjechała. Z trudem wróciła do rzeczywistości - Tygrysku… tam przy wejściu były lornetki - zwróciła się do partnera, robiąc minę pod tytułem “pomusz!”, gdyż oto po raz kolejny Księżniczka znalazła się w opresji, na szczęście mało zabójczej, choć tragicznej. - Rzucisz okiem? Nie wiem czy tamta lorneta, czy te gogle… - podniosła trochę gambel w dłoniach - Ja bym brała obie, a nie mogę - skrzywiła się, robiąc wielkie oczy - Weź sprawdź i porównaj. Zaufam twojemu osądowi.

- To może ja pomogę. - sprzedawca żwawo ruszył wzdłuż lady idąc razem z klientem w stronę tej gabloty z optyką wszelaką. A Lamia została z tą okularnicą i fantami jakie zostały na ladzie.

- To te radia mam już schować? - zapytała wskazując na leżący sprzęt łączności jaki przyniósł jej kolega ale jeszcze nie zdążył o nich opowiedzieć.

Brunetka pochyliła się, udając, że uważnie ogląda przedstawiane towary.
- Przepraszam was za problem, zamieszanie i ten cały cyrk - ściszyła głos, podnosząc mała krótkofalówkę i obracała ją w dłoni, choć patrzyła na sprzedawczynię - Tak naprawdę szukam jednej konkretnej rzeczy nie dla kumpla… tylko dla niego - dyskretnie wskazała spojrzeniem sylwetkę w hawajskiej koszuli - Podobno u nich w jednostce dają oficerom zegarki od was, posterunkowe. Z radiem i napakowane bajerami… błagam, powiedzcie, że wiecie o co chodzi, macie taki na stanie i nie muszę stawać na głowie żeby mu ogarnąć inny normalny prezent na dziś - spojrzenie saper zrobiło się wręcz zdesperowane.

Dziewczyna po drugiej stronie lady zrobiła nieme “Aaaa…” gdy widocznie domyśliła się o jaki zegarek chodzi. Nawet się uśmiechnęła gdy zrozumiała dla kogo to ma być prezent i spojrzała na dwóch rozmawiających półgłosem mężczyzn. Właśnie oglądali jakieś sprytne lornetki i obaj wydawali się tym mocno pochłonięci jak to zwykle bywało między dwoma znawcami tego samego tematu.

- Noo taakk, wiem o jaki zegarek chodzi. I mamy taki na stanie. No ale nie na sprzedaż. - dziewczyna przyznała z pewnym wahaniem i nawet żalem w oczach, że musi dać taką odpowiedź. Zaraz też dodała szybciej. - To są pamiątkowe zegarki. Każdy robimy z imienną dedykacją na kopercie. Dla przyjaciół Posterunku. Mamy takie na stanie ale właśnie w zapasie na takie okazje. To szef by musiał zdecydować. Nie wiem czy by się zgodził. - wyjaśniła cicho i szybko jak to się sprawa ma z tymi wyjątkowymi zegarkami. Gdy wspomniała o szefie skinęła kciukiem gdzieś za siebie na drzwi prowadzące na zaplecze.

- Rozumiem… - saper kiwnęła spokojnie głową, czując jak mentalnie uderza głową w ścianę. Zachowała jednak powagę i wychyliła sie jeszcze bardziej, kładąc dłoń na dłoni dziewczyny. W spojrzenie wkradł się przemarznięty basset - To dla was problem, zamieszanie i gdyby naprawdę sprawa nie była ważna, nie zawracałabym wam głowy… - popatrzyła szybko na drzwi gdzieś za ladą i westchnęła ciężko - Mogłabym porozmawiać z twoim szefem, proszę? Spróbuję… może mi się uda przekonać, bo przecież nie chodzi o jakiegoś cywila. Tylko o kapitana Mayersa i… jestem dość mocno zdesperowana - przymknęła oczy, uśmiechając się smutno - Proszę, spytaj się czy szef by nie znalazł dla mnie paru minut.

- No dobrze, to zaczekaj tutaj, pójdę go zapytać. - dziewczyna pokiwała głową i odeszła znikając między regałami a w końcu za drzwiami. A tymczasem Steve i jego kolega oglądali jakiś monookulary. Takie jakie można było założyć na hełm albo po prostu głowę.

- I co? Znalazłaś coś? - Mayers zdjął mono i wymienił go na nowy gdy spojrzał na spację w negocjacjach po drugiej stronie sklepu.

- Za dużo tego, ciężko się zdecydować - odpowiedziała wesoło, chowając napięcie i niepewność za fasadą uśmiechu - Ale jeszcze omawiam jedną sprawę na potem, nie spiesz się. Jeszcze parę minut pewnie mi tu zajmie.

Steve uspokojony kiwnął głową i wrócił do oglądania zabawek nie tylko dla dużych chłopców. A zaraz potem wróciła ta sprzedawczyni wraz z jakimś mężczyzną. On był pewnie najstarszy z całej ich piątki i trochę kulał gdy podchodził do lady.

- No to właśnie ta pani co mówiłam. - dziewczyna w okularach przedstawiła klientkę nieco się odsuwając w bok by szef mógł zająć jej miejsce.

- Ah tak, miło mi. Clarence jestem. A więc interesują panią nasze pamiątkowe zegarki. - mężczyzna obrzucił spojrzeniem klientkę ale posłał też żurawia w głąb sklepu jakby sprawdzał czy rzeczywiście chodzi o kapitana Mayersa z Thunderbolts. Ale chyba weryfikacja wyszła pozytywnie bo wrócił spojrzeniem do klientki.

- Bo tu pani chciała kupić na prezent dla pana kapitana. - szybko powiedziała sprzedawczyni na chwilę jeszcze przykuwając uwagę szefa.

- Tak, tak, rozumiem. - mężczyzna pokiwał głową do niej ale zaraz zwrócił się do klientki. - Ale proszę panią te zegarki nie są w standardowej sprzedaży. I to czyni je takimi wyjątkowymi. Bo nie można ich sobie przyjść i kupić. I nie chodzi o talony. - szef zaczął mówić jakby miał już jakieś doświadczenia w negocjacjach tego typu. Niemniej jednak chyba się jeszcze nad czymś zastanawiał bo zamilkł.

Mazzi za to przywitała się skinieniem głowy, wymieniając imię gdy i szef sklepu to zrobił, a potem słuchała, nie przeszkadzając, póki nie skończył. Też na moment zerknęła w głąb sklepu, gdzie szerokie bary Tygryska, obite mało wojskową koszulą w palemki, a na kobiecej twarzy pojawił się smutny uśmiech.

- Wiem proszę pana, rozumiem doskonale że nie chodzi o talony, bo to tylko środek płatniczy, a są rzeczy, jakich kupić się nie da. - zaczęła, przenosząc zmęczone oczy na oczy rozmówcy - Niemniej nie proszę o możliwość kupna dla siebie, tylko dla niego - dyskretnym ruchem głowy wskazała dwóch mężczyzn po drugiej stronie lokalu - Nie jest zwykłym, szeregowym żołnierzem, a oficerem. Oddanym nie tylko własnym ludziom, ale i idei wspólnej walki. To dobry człowiek, odważny, honorowy. Wciąż w czynnej służbie, cały czas gotowy do akcji. Nie raz był na północy i nie raz tam jeszcze wróci, ryzykując tak samo jak wasza organizacja. Wiem, że Posterunek i jego jednostka są w dobrej komitywie, co mnie nie dziwi, a jeśli kogoś można nazwać waszym sojusznikiem i przyjacielem, to właśnie ludzi takich jak on - westchnęła cicho - Dlatego właśnie w ogóle zawracam panu głowę i marnuję cenny czas, wystosowując podobne prośby. Gdyby chodziło o zwykłą zachciankę szeregowego cywila nie stałabym tu i nie zajmowała państwa uwagi i nie robiła kłopotu… zdaję sobie sprawę, że to kłopotliwe, problemotwórcze… zdaje też sobie sprawę jakie to dla niego ważne, bardzo mu się marzy ten gambel. Dlatego jeszcze raz proszę o możliwość kupna jednego egzemplarza. Dla kapitan Mayersa. Wiem, że jeśli by poczekał, wreszcie daliby mu taki w jednostce… - ramiona jej opadły, a w oczy wdarła się udręka - Z tego powodu… chcę mu dać prezent wcześniej. Żeby miał choć jedną wartościową rzecz… która mu pomoże. Wrócić do domu - zacięła się, mocno zaciskając szczęki.

- Tak, tak, kapitan Mayers… - mężczyzna zamyślił się i popatrzył po w dal na owego kapitana rozmawiającego z jego pracownikiem. Podrapał się po szczęce, trochę machinalnie poprzyglądał się tym położonym na ladzie goglom jakby to mu miało pomóc powziąć decyzję.

- No dobrze. Myślę, że możemy zrobić wyjątek. Ale potrzebujemy czas na przygotowania. Proszę przyjść do nas w przyszłym tygodniu. Myślę, że do tego czasu powinniśmy się wyrobić. - kierownik tego sklepu pokiwał głową gdy obwieścił swoją decyzję. Uśmiechnął się przy tym wielkodusznie gdy jednak postanowił zrobić ten wyjątek w sprawie tych zegarków. No ale na własnych zasadach.

Pewnie saper mogła jeszcze cisnąć, prosić o przyspieszenie, jednak wolała nie przeginać, skoro udało się zaklepać jeden model sikora poza kolejką. Słysząc decyzję zacisnęła mocniej usta aby nie krzyczeć z radości. Wychyliła się za to błyskawicznie, obejmując faceta za ladą i przytuliła go mocno.

- Dziękuję - wydusiła, a część stresu opadła, zastąpiona ulgą. Jedna rzecz załatwiona. Te parę dni Steve wytrzyma, skoro tyle się obchodził bez tego konkretnego gambla.

- Tak… tak… ekhm - wycofała łapy, wracając na swoją stronę lady i tylko oczy jej się śmiały z czystej radości. Przyszły tydzień, czyli zgarnie poniedziałkowy żołd, wtedy już jakoś poleci

- A bliżej środy czy po środzie? Życzycie sobie państwo zaliczkę, albo od razu całość kwoty? Podpisu? Czegokolwiek?

- Zaliczka byłaby dobrze widziana. Zwykle bierzemy 25% ceny. Odbiór lepiej przyjechać w piątek albo sobotę. Lepiej dać naszemu grawerowi parę dni by wszystko było jak należy. - szef chyba też się ucieszył, że może komuś sprawić tyle przyjemności i załatwić interes przy okazji. Po czym rzucił ceną która rzeczywiście była taka, że można było za nią nabyć solidną szturmówkę na solidne ammo.

- To Jess, załatw już resztę formalności. Ja idę zobaczyć co da się w tej sprawie tego zegarka zrobić. - poklepał dłonią ramię swojej podwładnej, pożegnał się z klientką i pokuśtykał między regałami na zaplecze.

- No tak, to by było dobrze zostawić jakieś 50 papierów. I jeszcze napis. My zawsze dajemy datę, imię nowego właściciela i “Dla przyjaciela Posterunku”. No ale jeszcze jest miejsce na jakieś dwa słowa. - Jess odzyskała swoją klientkę i sprawnie zaczęła tłumaczyć co za formalności trzeba jeszcze dopełnić. Sama zaś wyjęła z kieszeni notes i zaczęła coś na nim pisać. Zaraz potem pokazała klientce szkic koła wielkości przeciętnej szklanki i poziome kreski oznaczające te dedykacje jakie zawsze grawerowali na takich pamiątkowych zegarkach. No i faktycznie było jeszcze trochę miejsca na te kilkanaście znaków.

Co wybrać, gdy chce się przekazać tak wiele, a miejsca tak mało? Saper zamyśliła się, wpierw wyjmując z torebki rulon talonów i odliczyła pięćdziesiąt papierów, po czym pokwitowała podpisem na dwóch świstkach, z czego jeden zgarnęła ekspedientka, a drugi brunetka schowała do portfela.
- Dwa słowa… - powiedziała na głos, przekrzywiając głowę nie bardzo wiedząc co wybrać, kiedy tyle chciałoby się tam umieścić. Zerknęła przez ramię na wakacyjnego bruneta i chwilę mu się przyglądała.
- Kocham cię. Lamia - wróciła głową do sprzedawczyni - Zmieściłoby się coś takiego? To krótkie słowa.

- 17 znaków. - policzyła szybko Jess. Pokiwała głową na znak zgody. - Może być do 20 znaków więc powinno się zmieścić. Ale dobrze by było podjechać po weekendzie by sprawdzić czy wszystko gra. We wtorek albo środę powiedzmy. To jakby się nie zmieściło to jeszcze jest szansa coś innego zrobić. - okularnica pokiwała głową mówiąc już szybciej i ciszej oraz chowając notatnik do kieszeni. Lamia też usłyszała zbliżające się za sobą kroki.

- To już coś kupiłaś? - zaciekawił się Steve gdy wracał na pierwotne miejsce a za nim, za ladą, podążał pulchny sprzedawca.

- Jeszcze nie, czekam na twoją ekspertyzę - uśmiechnięta Mazzi, zasłoniła trochę sobą ladę, wachlując na oficera rzęsami. Objęła go mocno ledwo się zbliżył na tyle, aby móc to zrobić i z miną wdzięcznej foczki przykleiła się do jego boku, zaczynając wesołą paplaninę - Znaczy nie wiem, co sądzisz o tamtej lornetce? Bierzemy ją… czy te gogle? Te radia też całkiem niezłe… a coś ci się spodobało? - zarzuciła go informacjami i obróciła twarz do sprzedawczyni - No właśnie, wracając do tematu… chciałam się spytać czy często macie dostęp do cybernetycznych protez kończyn? Mam kumpla bez ręki - wzruszyła ramionami, po czym popatrzyła do góry, mrugając do mężczyzny konspiracyjnie - Nie martw się, byłam grzeczna.

- To nic nie kupiłaś? - Steve wydawał się trochę zdziwiony ale popatrzył na te prezentowane wcześniej gogle i radia jakie wciąż leżały na ladzie.

- Cybernetyczne kończyny no to skomplikowana sprawa. Od ręki tego nie mamy bo to trzeba indywidualnie dobrać wymiary i w ogóle. Kupa roboty. - Jess pokręciła głową na znak, że to taka niezbyt prosta i oczywista sprawa by ją traktować jak pierwszy gambel z półki.

- I o tym rozmawiałaś z Clarencem? To ten Chudy nie ma czegoś? - Mayers zmrużył brwi wskazując palcem na drzwi do zaplecza gdzie niedawno najpierw przykuśtykał się a potem odkuśtykał kierownik tego lokalu.

- Tak… Chudy nie ma wielu rzeczy. Na przykład dobrego gustu, ale za to ma dwa żołądki - saper parsknęła, patrząc na gogle termowizyjne i wzięła je do odczepionej od Mayersa ręki - Bierzemy to, wygląda legitnie, a jak mu się nie spodoba to sobie zamieni na coś innego co mu się bardziej opyla - uśmiechnęła się, na koniec patrząc na chłopaka - Chodziło mi o kumpla ze szpitala, Davida. On i jego kumple z pokoju robili mi za oddział na samym początku po wybudzeniu. Stracił łapę… no a w poniedziałek puszczają go do kołchozu. A swoją drogą chyba mnie stamtąd wywalili, bo już do Betty nie pukają żadni żandarmi, ani policja, że się weteran zgubił - parsknęła, kładąc gogle na ladzie - To prosimy… tak, Tygrysku? A tobie coś wpadło w oko?

- Sporo. Ale skoro bierzemy te gogle no to chyba nie ważne. Lepiej stąd chodźmy zanim wykupimy połowę sklepu a potem będziemy musieli zastawić hipotekę czy coś by to spłacić. - uśmiechnął się łagodnie biorac do ręki te wybrane gogle i oglądał je chwilę, przymierzając do twarzy i rozglądając się w nich w kilka losowych punktów.

- Mam zapakować? Jess weź proszę zabierz tą resztę. - sprzedawca służył pomocą i znów poprosił koleżankę o pomoc. Ta pokiwała głową i wzięła część już niepotrzebnych fantów by odnieść je na półkę.

- Tak, poprosimy - Mazzi pokiwała głową, parskając cicho na widok zabaw Krótkiego. Dla zabawy przesunęła palec przed szkłami aby mu odrobinę poprzeszkadzać zadziornie. Szybko jednak musiała sięgnąć po torebkę i ponownie odliczyć odpowiednią ilość papierów z coraz chudszego zwitka. Humor jej jednak dopisywał, szczerzyła się szeroko, nie mogąc się już doczekać przyszłego weekendu gdy zobaczy minę oficerka otwierającego pudełko z grawerowanym zegarkiem.

- Tak… lepiej się zmywajmy, bo naprawdę zaraz będziemy musieli robić brzydkie rzeczy aby się wypłacić za zakupy - pokiwała głową, udając smutek… ale oczy się jej śmiały jak szalone kiedy znów zakotwiczyła się pod mayersowym ramieniem - A powiedz, coś konkretnego ci wpadło w oko? - spytała go, zerkając na sprzedawcę.

- Przy takich cenach boję się mówić. - uśmiechnął się łagodnie podając gogle sprzedawcy to zapakowania. Ten wziął je i schylił się się aby wyjąć jakieś pudełko. W tym czasie Jess wróciła do lady i zgarnęła radia aby odnieść je na miejsce. Chwilę potem prezent został zapakowany i czas było się pożegnać. Para sprzedawców pożegnała parę klientów uśmiechami i zapraszając ponownie do siebie. A para klientów wróciła na chodnik, ulicę i plac.

- To co? Teraz do Homodon? - zapytał Krótki na idącą obok czarnulkę.

- Tak sir - odpowiedziała, trzymając przed sobą paczkę i dzieliła uwagę między nią, a partnera. Kusiło aby przyznać się do zamówionego prezentu, aby nie czuł że nic nie dostaje. Kusiło jak diabli. Przeszli parę kroków w ciszy, zanim ponownie nie rozkleiła dzioba - Dobra, mów co ci wpadło tam w oko? Pomyślimy czy ci na urodziny nie sprawić… te lornety naprawdę były świetne. Mógłbyś nocą podglądać kąpiące się albo ćwiczące na nocnych manewrach rekrutki… właśnie! - ćwierkając wesoło, mocniej objęła złapała go za rękę - Trafiły się ciekawe kociaki do musztrowania? Żeby ci przyjemniej czas leciał na ich tyraniu?

- No tak. Niestety. - wziął głębszy oddech i wypuścił przyznając się jakby go niebiosa wojskowych pokarały jakimiś “ciekawymi kociakami”. - Mówię ci, tak profesjonalnie, dla faceta - instruktora to takie gorące kociaki tylko do musztrowanie to prawdziwa mordęga. Jeszcze jedna mi się na ochotnika zgłosiła by pokazywać chwyty samoobrony. - powtórzył smutne westchnienie wznosząc oczy ku rozpromienionemu niebu chociaż szli jeszcze przez kałuże i błoto jakie zostawił po sobie poranny deszcz. Ale musieli przerwać rozmowę bo wsiąść do samochodu.
- Mam nadzieję, że szybko odpadną. Albo właściwie to ja mam jeszcze tylko przyszły tydzień z nimi i niech potem inni się z nimi męczą. Właściwie z nimi wszystkimi. Muszę siedzieć z nimi zamiast ze swoimi. No ale cóż, narozrabiało się to trzeba posprzątać. Wrzuć to do schowka. - Krótki wzruszył ramionami gdy zapinał pasy i uruchamiał silnik samochodu. Potem z werwą wycofał niczym zawodowy rajdowiec aż maską wozu zarzuciło. I prawie z miejsca zmienił biegi, przygazował i jak na taki spory pickup to maszyna całkiem żwawo wyrwała do przodu. A mówił jakby od strony szkoleniowca takie gorące kociaki to był tylko kłopot.
- Właściwie to mają marne szanse być lepsze od facetów. Są trzy. Jak pełny kurs i hell week przetrwa jedna z nich to będzie dobrze. To dla facetów jest mordęga a co dopiero dla kobiety. Bo co tu nie mówić fizycznie mało która może nam dorównać. - powiedział rozkładając dłonie na kierownicy i patrząc w bok na pasażerkę jakby całe doświadczenie w tej specjalnej jednostce przemawiało przez niego w tej kwestii.

- No ale tym bardziej szacun dla nich, że w ogóle się zgłosiły. Jeszcze musimy zatankować. - wzruszył ramionami bez problemu mijając jakiś konną furgonetkę jakby ta stała w miejscu. Mknąca maszyna spłoszyła trochę konie a kierowca zdawał się nie dostrzegać, że z przeciwka jechała bliźniacza jednostka transportu publicznego.

Furą z dobrym kierowcą za kółkiem robiło się szybko, wygodnie. Ciepło i komfortowo, mogąc usiąść wygodnie w suchym kokpicie auta, ciesząc się z samej żwawej podróży. Tym bardziej że temat saper zaciekawił. Szczególnie przy fragmencie wyższości siły mężczyzn nad kobietami. Patrzyła na Steve’a, ściągając usta w niewinny dziobek i przekrzywiała głowę w bok, zastanawiając się czy chłopak liczy na powtórkę z femozanistowskich wywodów Jamie?

- Jeszcze tylko tydzień Tygrysku - powiedziała łagodnie, wyciągając rękę żeby pogłaskać uspokajająco po krótkich włosach. Rozumiała kłopotliwość sytuacji: laski chciały się popisać, a jemu jako dowódcy musztry i instruktorowi nie wolno było takiej nawet ścisnąć mocniej za cycka albo tyłek. Wszystkie ruchy i gesty podczas treningu musiały być jeszcze bardziej wyważone, aby przypadkiem nie podniosło się larum o molestowanie czy inne bzdurne tematy. Nie wspominając o tym, że trzy ambitne dziewczyny będą próbowały być lepsze niż otaczający je mężczyźni na każdym polu.

- Oczywiście, że kobiety są mniej predysponowane do zwiększonego wysiłku fizycznego i nie osiągają takich wyników jak mężczyźni, żadna tajemnica. Jesteśmy słabsze fizycznie, za to odporniejsze psychicznie: na stres i przede wszystkim ból - powiedziała.

- Wytrzymaj ten tydzień, wpadniemy z Eve jakoś rano. Może w środę, albo w czwartek… na śniadanie. Dasz radę ogarnąć żeby nie było problemów z kamerami, nagraniami i bez niespodzianek? Jeśli się nie da to po prostu zjeść i w razie czego skoczy się do fury, chociaż ta Eve jest mała - teraz ona westchnęła boleśnie, na szczęście szybko jej przeszło. Wychyliła się, całując gładko ogolony policzek kierowcy, a jej twarz rozjaśnił tajemniczy uśmieszek - Jeśli będziesz grzeczny… nie, inaczej. Wytrzymaj, a w weekend dostaniesz małą niespodziankę - zmrużyła oczy - Mam pewien pomysł, myślę że ci się spodoba. Taka… wisienka z czubka lodowego deseru na sam koniec udręki kocenia kociarni. Wchodzisz w to? - wyciągnęła rękę jakby chciała przybić umowę, a za oknem pojawiła się stacja benzynowa.

- Pewnie. - pogodnie zgodził się kierowca i zaczął zwalniać aby dać zjechać na tą stację o jakiej mówił. - A z tymi odwiedzinami w jednostce… - zmrużył oczy i zastanawiał się chwilę. Zjechał na boczny pas a następnie ustawił się w kolejce do tankowania. Przed nimi stały dwa wozy z czego jeden właśnie tankował.

- Lepiej bez niespodzianki. Ale możemy się umówić. Ja dogadam się z chłopakami z centralki. To będą nas kryć. - powiedział zerkając na pasażerkę by powiedzieć jak widzi rozwiązanie tej kwestii.

- A z tymi kotami to raczej upierdliwe niż męczące. Po prostu wolałbym robić coś innego. Marzyłaby mi się kariera szkoleniowca to bym był szkoleniowcem. - wzruszył ramionami i przygotował się do podjechania kawałek bo tankujący samochód właśnie odjechał a ten przed nimi zajął jego miejsce.

- A dziewczyny są słabsze. Tak po prostu. Zwłaszcza jak tak jak u nas po prostu są normy które trzeba zaliczyć by się dostać. Normy są wyśrubowane dla nieźle wyrobionych facetów. Mało która dziewczyna jest aż tak wyrobiona a do tego ma tyle zacięcia by wytrwać. Ale fakt. Te które wbrew wszystkiemu to przetrwają to istne diamenciki. - wrócił do tematu szkolenia i selekcji w jego jednostce który widocznie też go ciekawił. Na końcu zaś uśmiechnął się z sympatią gdy mówił o tych kobietach które mimo wszystko przeszły cały cykl szkoleniowy i zostały Boltami tak jak on i reszta.

- A wiesz… coś mi się obiło o uszy, że pod miastem jest jakaś jednostka specjalna - saper przewróciła oczami - Serio, ogarniam związek między nazwa “specjalna” w kontekście jednostki komandosów i elitarności. Dostają się najlepsi, przecież to nie obóz skautów. Widziałam po was, po tobie - popatrzyła za przednią szybę. Kierowca z przodu zaczynał kończyć tankowanie - Dobry pomysł, dogadaj się z chłopakami na środę rano. Przyjedziemy z E, tym razem normalnie. Albo chociaż zaczniemy się rozbierać już za zamkniętymi drzwiami - wzruszyła ramionami, a auto ruszyło po to, by zająć miejsce do tankowania - Co im ogarnąć na łapówkę? Standardowo flachę albo trzy? Masz jakieś życzenia? Czegoś potrzebujesz jeszcze?

- Nie. Jak przyjedziecie to i tak zrobicie mi dzień dziecka. - kierowca uśmiechnął się i wyłączył silnik po czym wysiadł by zatankować. Stanął przy dystrybutorze i Lamia usłyszała charakterystyczny stukot gdzieś od zewnątrz a potem cichy szum dystrybutora. Przez chwilę nic ciekawego się nie działo po czym tankowanie skończyło się, brunet odłożył przewód a sam poszedł do wnętrza stacji aby zapłacić.

- Mają ciepłe hod dogi, kawę i herbatę! Chcesz coś? - zapytał odwracając się do niej zanim wszedł do środka budynku.

- Pytasz czy mam ochotę na ciepłą parówkę prosto do buzi… i to od ciebie? - rzuciła wesołym pytaniem, udając moment że się zastanawia, po czym wypaliła z czarującym uśmiechem - Jasne że tak! Weź mi proszę hot doga i kawę, a jakby mieli fajki to ze trzy paki na drogę. Kawa z cukrem, bez mleka. Kocham - posłała mu buziaka w powietrzu.

Też ją cmoknął w powietrzu na pożegnanie a potem odwrócił się i zniknął w trzewiach budyneczki. A ten żarcik o parówce do buzi chyba go mocno rozbawił. Parę chwil go nie było ale szybko sie uporał ze wszystkim i już wracał z dwoma kubkami i dwoma hot dogami. Podszedł od strony pasażera więc musiała mu otworzyć drzwi.

- Weź to ode mnie dobra? - ni to powiedział ni to zapytał wręczając jej jej własne zamówienie. A sam obszedł maskę i zaraz zajął swoje miejsce. Wsadził sobie kubek między uda, hot doga na uda a sam zajął się zapinaniem pasów i uruchamianiem maszyny. Gdy tylko ruszył sięgnął po swoją bułę nadziewaną parówą.

- Kurde zawsze zapominam. W sumie nie trafiły mi się co by pasowały. Ale przydałyby się takie uchwyty na kubeczki nie? - powiedział jakby mimochodem pokazując na przestrzeń między siedzeniami gdzie można było zamontować taki gadżet.

- A właśnie bo miałem zapytać i mi wyleciało. - rzekł i na chwilę przerwał by wziąć przełknąć gryza swojej buły. - Dziewczyny się rano bez przerwy chichrały, że Karen olała Eve. O co im chodziło? Bo jakoś ani jedna ani druga mi nie wyglądały by miały na siebie focha czy co. Wręcz przeciwnie. No i spały razem na sofie jak wstałem. A! I o co chodziło z tym formularzem zakwaterowania? Ja coś mówiłem, że nie chciałem by Karen z nami mieszkała? - skoro jechali przez miasto i właściwie do Harmond Park Barracks to musieli z niego wyjechać to kierowca zapytał o wydarzenia z wczorajszego wieczoru które widocznie miały odbicie dzisiejszego ranka zanim pasażerka się obudziła.

- Dziewczyny spały na sofie? - nowy element wyraźnie zaskoczył Mazzi, bo zamarła z ustami przy parówce, na razie tej do jakiej podchodziło się z zębami na wierzchu. Zamrugała, marszcząc brwi, a potem parsknęła i wróciła do jedzenia. Wpierw poczekała aż Mayers na nią spojrzy i powoli przejechała językiem po końcu parówki, zlizując z niej musztardę - Trochę odpłynąłeś wczoraj po naszej zabawie, musiałeś być naprawdę zmęczony… ogarnęłam ci koc, nakryłam nim i znalazłam dziewczynom zajęcie, żebyś mógł spokojnie się wyspać i wypocząć. Oczywiście nie licz, że to z dobroci serca i empatii - powachlowała na niego rzęsami - Skoro już cię dziś wyrwałam na te parę godzin na wyłączność, zamierzam porządnie wykorzystać okazję i lepiej abyś był w pełni sił, gdy będziesz mnie wykorzystywał z tej okazji. Dziś też chcę cię tam gdzie wczoraj… na początek, a przecież jeszcze parę adresów jest. Tourne brzmi dobrze, nieprawdaż? Zrobić pełne koło i skończyć gdzie się zacznie - wzruszyła ramionami z niewinną miną - Ale mówimy o wieczorze. Zanim się pospałeś, Karen zgodziła się z nami zamieszkać, a ty się zacząłeś nie zgadzać, bo teraz nie masz formularza kwaterunkowego. - siorbnęła kawy - Byłeś już ledwo przytomny, ledwo ciepły...jakby jakieś złe kobiety z ciebie spompowały wszelkie siły - dorzuciła znad kubka, skubiąc jego rant wargami - Nikt nie ma ci tego za złe, nie mar się. Odespałeś, a my z dziewczynami nagrałyśmy film. Chciałam trochę rozruszać Karen, więc ją wzięłam w obiektyw razem z Eve i wyszło… ciekawie - pokiwała głową - Zajebiście wręcz. Kociaki też się dobrze bawiły, jedna drugą olała. Dosłownie. Twoją snajper to kręci, Eve nie oponowała. Zobaczysz pewnie po powrocie co wyszło. Poza tym chciały dziś też nagrywać… aż jestem ciekawa… ale naprawdę nie wiedziałam że spały na sofie. Zostawiłam je po nagraniu gdy się myły i wróciłam do ciebie, bo już też ledwo pociągałam nogami, a ty się tak marnowałeś tam w tych betach. Padałam na pysk - zagryzła kawę hot dogiem i przeżuła zanim przepiła czarnym płynem - I też nie spytałam, podobało ci się? - zaakcentowała pytanie uniesieniem jednej brwi - Branie za cel uwagi tej twojej najlepszej dolnej strony?

- Przyznam, że mnie tym zaskoczyłaś. Nie spodziewałem się. No ale… - Steve uśmiechał się i chyba też był dość mocno zdziwiony tą relacją z tej części wieczoru jaką udało mu się słodko przespać a trójka ślicznotek jeszcze zdradzała oznaki wieczornych aktywności. Ale gdy na koniec Lamia zapytała go o wrażenia to się roześmiał, wziął w usta końcówkę hot doga i pozwolił sobie unieść oba kciuki do góry i wymownie pokiwać głową z zadowolenia. Potem odgryzł kolejnego gryza i się już roześmiał na całego.
- Bomba! - powiedział trochę niewyraźnie bo miał pełne usta a jednocześnie wciąż się śmiał na całego. Potem to przeżuł i popił kawą aby się odetkać.
- Z tym olaniem to tak właśnie myślałem. Trochę się w końcu w jednostce znamy. Chociaż też nie spodziewałem się, że wczoraj tak się dziewczyny będą zabawiać. A z tą sofą to tak, bo jak dziewczyny wróciły do sypialni to podobni spaliśmy jak zabici i niezbyt szło się wcisnąć. Może jedna z nich no ale Eve nie chciała zostawiać Karen samej to poszły spać na sofę. - wyjaśnił to co się działo rano zanim Lamia wstała a co z kolei on się zdążył dowiedzieć od dziewczyn.
- Zaraz będziemy. - mruknął gdy już faktycznie wyjeżdżali na równinny krajobraz na skraju cywilizacji i było już widać zabudowania koszar i sąsiadującego z nimi osiedla.

- Znaczy… udało się zabezpieczyć i utrzymać teren, broniąc go przed zakusami wrogich jednostek. Doskonale kapitanie, utrzymaliście autonomię obiektu o znaczeniu strategicznym jedynie z niewielkim wsparciem jednostek inżynieryjnych - saper mądrze pokiwała głową, kończąc swojego hot doga i właśnie ocierała ostrożnie twarz chusteczką, tak samo jak ręce.
- Cholera, rzeczywiście przydadzą się te uchwyty. Wymierzymy i zobaczymy co da się zrobić w tym temacie - Skończywszy wyjęła szminkę i nawet ją otworzyła, ale wzrok jej uciekł w bok, gdzie Mayers kończył swoje drugie śniadanie. Kosmetyk wrócił do torebki, a torebka na półkę przy przedniej szybie.
- Główna brama jest przy przystanku… nie przeszkadzaj sobie - powiedziała rozbawionym głosem, odpinając pasy żeby bez przeszkód móc go pocałować, a następnie zejść niżej, tam gdzie zapięcie szortów. Od razu zaczęła przy nim grzebać i kombinować, aż puściło.
- No czeeeść, dawno się nie widzieliśmy - wymruczała, zaglądając w rozporek i zaraz słowa ucichły, a zastąpiły je mokre dźwięki dobiegające od męskich bioder złączonych z kobiecą twarzą.

- Co ty nie powiesz… - mruknął Steve mimo wszystko chyba zaskoczony tą inicjatywą pasażerki. Ponieważ miała mocno zawężone pole widzenia to nie bardzo widziała gdzie wjeżdżają i skręcają poza tym, że właśnie gdzieś skręcają a potem wóz zaczął zwalniać aż w końcu się zatrzymał. No a tam gdzie koncentrowała swoja uwagę dla odmiany akcja zaczynała się rozkręcać, pęcznieć i puchnąć jej w ustach i rączkach. Zaś nad nią kierowca zaczął oddychać coraz szybciej i wydawać z siebie pomruki zadowolenia.

Wsłuchiwała się w te oddechy i sapnięcia, przyspieszając i pogłębiając zabawę, a ciemnowłosa głowa opuszczała się w górę, potem w dół aż do bioder i po chwili już wędrowała do góry, pieszcząc wargami i językiem całą długość sprzętu oficera, żeby nadziać się na nią aż po migdałki przy ruchu opadającym. Pomagała sobie dłonią, wnętrzem policzka, pracując z pasją i zadowoleniem, że nie napotyka żadnego sprzeciwu. Widać dotarło ostrzeżenie spod stacji paliw, o posiłkach serwowanych prosto do ust. W którymś momencie zjechała dłonią niżej, zbierając nadmiar śliny z długości i wślizgnęła dłoń głębiej w bokserki, kreśląc czubkiem palca niewielkie kółka wokół wyjścia ewakuacyjnego między pośladkami. Powoli zaczęła na nie napierać, aż opór ciała minął, a palec zagłębił się w gorącym ciele, gdzie zaraz dołączył drugi kolega, wsuwający się i wysuwający z kapitana w rytm nadawany przez usta i gardło. Dla równowagi kciukiem starała się głaskać worek z kulkami, aby nie był zapomniany w tym wszystkim.
A kierowca przy tym wszystkim bynajmniej nie zamierzał siedzieć i sterczeć tak bezczynnie. Wręcz przeciwnie. Można było powiedzieć, że miał ręce pełne roboty. Najpierw obie dłonie zanurzył w ciemne włosy pomagając właścicielce utrzymać pożądany rytm. Całkiem żwawy rytm. Ale potem prawa ręka powędrowała mu po odkrytych łopatkach nachylającej się nad nim kobiety. A następnie zjechała niżej na jej sukienkę. Tam jednym szarpnięciem podwinęła ją odsłaniając wypięte pośladki. I tam zaczęła buszować na dobre. Zaczynając grzecznie od głaskania i poklepywania. Ale szybko zaczęła bardziej zdecydowane zabawy i penetrację tematu.

Czując zdradziecki atak wpierw na plecach, a potem od zaplecza, saper sapnęła głucho. Jakiekolwiek inne werbalne okazanie zaskoczenia nie było możliwe ze względu na zatkane usta, a także trzymającą za włosy dłoń, pomagającą utrzymać odpowiednie tempo. Ale to było nieprzyjemne zaskoczenie, wręcz przeciwnie. Grzbiet z skórzanej ramonie i sukience wygiął się pod owym dotykiem, ułatwiając mężczyźnie zabawę, a dziewczyna rewanżowała mu się tym samym uczuciem i uwagą, mrucząc a potem pojękując w miarę jak zabawa zrobiła się mniej delikatna, bardziej zaborcza. To, że nie stali w opuszczonym zaułku, ale na parkingu przed wojskową jednostką i możliwe że znowu coś się nagra… w tej chwili, w tym układzie odstawianym wewnątrz terenowego auta nie szło się przejmować.

Wyglądało na to, że oboje się rozkręcają coraz bardziej. I jednocześnie nakręcając siebie nawzajem. Podniecenie i ekscytacja jednej strony pobudzała drugą i ta rewanżowała się tym samym. Fotele skrzypiały pod naporem ruchu obu ciał, zwłaszcza fotel kierowcy na którym koncentrował się połączony ciężar obu ciał. Lamia czuła z jednej strony tą obłą i już mocno mokrą część ciała jaką miała w ustach i dzięki wspólnym wysiłkom penetrowała jej gardło. Z drugiej dłoń jaka zanurzona w jej włosach pomagała utrzymać rytm. Gdzieś tam nad sobą przyspieszone męskie sapanie a na swoim dole palce tego mężczyzny. Jak podrażniają i stymulują ją w tym najwrażliwszym miejscu. Poznała też, że jej mężczyzna lada chwila dojdzie do punktu kulminacyjnego.

Sama też znalazła się na krawędzi, mając jeszcze dość ogarnięcia, aby nie przerywać i to w takim momencie. Wygięła tylko mocniej plecy, a pracująca do tej pory w bokserkach dłoń wbiła się najdalej jak się dało, śródręczem stykając się z pośladkami i tylko palce wewnątrz poruszały się miarowo, nie dając o sobie zapomnieć. Tak jak nie przestawali współpracy u góry, aż przy pierwszym charakterystycznym dreszczu saper zmieniła kąt łykania, aby przy mocniejszym dobiciu nie zrobić krzywdy partnerowi i połknąć wszystko, co jej serwował w krótkich, spazmatycznych falach. Gdzieś w tej chwili sama jęknęła głośniej, a jej ciało się wyprężyło, zaciskając mięśnie na palcach w sobie i tam pulsując trzymało je zazdrośnie póki trwał szczyt.

- Cholera… Szkoda, że służbowo nie możesz ze mną jeździć… Cichy kompletnie mnie nie interesuje do takich zabaw chociaż rajdowiec z niego pierwszorzędny… - Mayers wysapał uszczęśliwiony tą błogą szczęśliwością na twarzy. Pozwolił sobie odetchnąć głębiej i pocałować swoją dziewczynę. Ale na razie musiał się doprowadzić do porządku i równowagi psychofizycznej jak tak otworzył swoje okno i oparł się na łokciu by się cieszyć tym późnym, słonecznym porankiem.

- Wiesz… jak będziecie mieć rutynowy patrol po okolicy, co za problem podskoczyć pod magazyny? - Mazzi zaśmiała się przez wciąż rwący się oddech, doczyszczając sprzęt zanim z powrotem trafił do bokserek. - Chłopaki cię nie sprzedadzą, a ja się zmieszczę akurat między twoimi nogami… tylko obawiam się że daleko byśmy tak nie zajechali. Albo raczej zajechali… siebie wzajemnie. Jak coś nie mam nic przeciwko, byłoby na pewno zabawnie i przyjemnie - Przekręciła się trochę, aby móc półleżeć na torsie w hawajskiej koszuli i niemrawo wymacać w torebce piersiówkę. Przepiła wpierw z niej, potem łyknęła resztkę Mayersowej kawy, a potem wylała odrobinę gorzały na chustkę i przetarła ręce. - Możesz też złożyć wniosek o poszerzenie wam ekwipunku w furze o jednego kieszonkowego bękarta - łyknęła do góry, zostawiając krótki pocałunek na czubku brody bruneta - wyobraź sobie miny chłopaków… Don by się zapłakał, Cichy naprzewracał oczami… a Dingo pewnie zapytał co sądzę o macztach - parsknęła, wtykając między wargi papierosa.

- O tak, skoro jest Dingo to na pewno będzie coś o maczetach. - Steve uśmiechnął się rozbawiony wspomnieniem o swoim indiańskim podwładnym i jego maczetowej manii. - Rany jak on czasem coś chlapnie o tych maczetach to w ogóle nie wiadomo co powiedzieć. - pokręcił głową i znów cicho się roześmiał.

- A z tym patrolem wątpię by się udało. Wiesz jak kapitan rusza w teren to raczej nie jedziemy na jedną brykę. A nie wyglądałoby zbyt dobrze jakby kolumna stała bo dowódca musi spuścić nieco pary. Ale pomysł ciekawy. Możecie film o tym zrobić. Chętnie bym obejrzał coś takiego. - nadal wydawał się rozleniwiony i pogodny gdy od takiego szybkiego i mocnego uderzenia zaczynała się ta wspólna podróż. Zwłaszcza film akcji o takiej tematyce chyba bawił go niezmiernie.

- Wiem Tygrysku… masz za poważną fuchę na podobne numery - dziewczyna pacnęła go czubkiem palca w nos i po chwili objęła mocno w pasie, kładąc mu brodę na ramieniu aby móc się gapić bez przeszkód na tę rozpromienioną gębę - Mówisz, że chciałbyś coś takiego obejrzeć… rozumiem. - wydęła usta, udając powagę - Taki z dzielnymi wojami, a przynajmniej ich dowódcą, którego wspiera jednostka cywilna… dobra, a gdyby ją tacy zgarnęli po drodze? A ona im w ramach zadośćuczynienia za pomoc obsłużyła? - parsknęła, odnotowując w pamięci aby zakręcić się za mundurami - Nie ma sprawy kochanie, to naprawdę świetny pomysł. - uśmiechnęła się ciepło - Zajmiemy się wszystkim, a ty pierwszy obejrzysz co z tego wyjdzie…jeśli wpadniesz na pomysł co jeszcze byś chętnie obejrzał - wyszczerzyła się nagle szeroko, dodając niskim głosem, patrząc mu w oczy - Zwal to na nas… weźmiemy wszystko na klatę.

- Oj to detale już zostawiam tobie i twoim dziewczynom. Jak na razie nie zawiodłem się na żadnej waszej produkcji. Jakby trzeba było terenówkę to mogę pogadać z Travisem. On na pewno ma coś odpowiedniego. - na tym leniwym cziloucie Steve leniwe opierał łokieć o ramę otwartego okna i snuł sobie te leniwe ale jakże przyjemne rozważania przytulając do siebie swoją ulubioną panią reżyser od takich produkcji o jakich mówili.

- Znaczy wiesz, to nic, że już teraz. Po prostu kiedyś tam w wolnej chwili. - otrząsnął się nieco z tych błogich i leniwych rozważań gdy chyba przyszło mu do głowy, że reżyser mogłaby to odebrać jako jakiś nakaz.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline