Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2020, 23:17   #97
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Nasze zasady są tym co odróżnia nas od takich jak wy - powiedziała Victoria - I nie doszukuj się podtekstów w swojej tu obecności drowie. Jesteś tu tylko i wyłącznie z powodu polityki. Mój ojciec musi się nurzać w tym gównie, ale ja na szczęście mogę pozwolić sobie na komfort posiadania zasad. A ty Sadraxie zadaj sobie pytanie, dlaczego właśnie ciebie wysłał mistrz Orion. Miał wielu innych przydupasów o równie giętkiej moralności jak twoja, lecz wybrał siebie. A teraz połapcie konie.

Ponowne łapanie koni odbyło się z grubsza sprawnie. Krasnolud w tym czasie z rumowiska skalnego wygrzebywał swój serwis do herbaty z prądem.
Sadrax nie okazywał tego, ale wielogodzinny wysiłek pilotowania skały, a potem wezwanie nekro wiru nadszarpnęły jego siły. Duchy napasione energią odzyskały spokój, albo może ciężkie brzuchy wciągnęły je do piekła. Tak czy inaczej problem z głowy.
Byli już niedaleko celu, więc jazda konna pozwoli mu odzyskać siły na czas, gdy będą naprawdę potrzebne.

Wieczór zastał ich już daleko od pobojowiska. Oczywiście istniała szansa, że gnolle będą ich ścigać, ale jeszcze większa szansa była na to, że najpierw zajmą się zjadaniem zabitych.
Tak czy inaczej, na noc wystawili warty. Wschód słońca powitał ich już kończących śniadanie i dobijających herbatę z prądem. Gortax nalał nawet drowowi i nekromancie. Temu drugiemu z racji niewątpliwej zalety jaką było nie bycie drowem. A Malakowi za to, że kultura nakazuje nalać wszystkim, aż całą pewnością jakby nie był kulturalnym krasnoludem to nalał by drowowi, ale po pysku. Drow zrewanżował się, stwierdzeniem, iż jedyne co dobre w krasnoludach to alkohol. Nie to co elfie wino z powierzchni. Zanim Galdaran zdążył odpowiedzieć, Victoria warknęła, że zaraz przypierdoli każdemu po kolei jak się nie zamkną. O dziwo sama nie dodała już nic.

Kilka godzin później wjechali na kolejne wzgórze i ujrzeli swój cel. Co prawda dwie godziny jazdy, ale widoczny już jak na dłoni. Na zboczu niewysokiej góry przycupnęła nieduża twierdza. Nawet stąd było widać, że część murów zawaliła się, zaś to co zostało wyglądało nad wyraz solidnie.
Sadrax i Galdaran wyczuli magiczne wibracje bijące z tamtego kierunku.
Diabeł coś zauważył. Kilkanaście metrów od nich, na zboczu wzgórza leżało jakieś spore cielsko. Drgało co chwilę.
- To wywerna, tylko wyrośnięta - stwierdził Galdaran.
Gdy podjechali bliżej zobaczyli jak jedno ze skrzydeł opada na bok, złamane w kilku miejscach. Zebra też wyglądały na połamane, jak ocenił Galdaran. Ale o dziwo, kości z chrzęstem samoistnie się nastawiły, naciągając ciało, które aż popękało, by za chwilę zasklepić się bez śladu. Sadrax wyczuł magię leczącą, w ekstremalnym stężeniu. Tak wielkim, że leczyło ciało nawet po śmierci. Skrzydło wywerny z chrzęstem połamało się, tkanki rozeszły, by chwilę potem proces zdrowienia rozpoczął się od nowa. Organizm nie miał skąd brać budulca, zjadł sam siebie, bo odbudować rany. I tak w kółko. Aż do wyczerpania zaklęć. A te starczą na jeszcze sporo czasu, najwyraźniej organizm pochłonął sam siebie i potwór padł martwy.
Pytanie kto nim przyleciał, bo wystające pod cielska resztki siodła nie pozostawiały co do tego wątpliwości.
Zagadka wydała się magowi fascynująca, bo samo dotknięcie wywerny mogło źle się skończyć. Zaklęcia gotowe były pobrać każde żywe tkanki by uzdrowić ciało. Jeździec musiał być albo solidnie opancerzony, albo osłonięty zaklęciami.
- Nie jesteśmy tu sami - powiedział krasnolud patrząc przez lunetę strzelby w kierunku twierdzy. - I aż mnie, kurwa świerzbi by zdmuchnąć jeden czarny łeb. Ale za daleko jest.
Wszyscy spojrzeli, niektórzy wspomogli wzrok i ci zaklęli. Widzieli jak przypominająca ich z wyglądu grupa jest w połowie drogi do ruin twierdzy.
 
Mike jest offline