Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2020, 15:08   #226
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 73 - IX.20; wt; popołudnie

Czas: IX.20; wt; popołudnie
Miejsce: wnętrze osady; przy kontenerach
Warunki: jasno, skwar, pogodnie, łagodny wiatr, opustoszałe miasto i dżungla,


Marcus



- Ale się wkopaliśmy. - mruknął smętnie Ricardo siedząc na jednej z pryczy. Nastroje raczej nie były najlepsze. Skoro mieli obecnie mocno niepewny status. Między więźniami a gośćmi. Tacy przymusowi goście. Teraz gdy sytuacja się uspokoiła mieli czas by pomyśleć i przemyśleć parę rzeczy.

- Przynajmniej broni nam nie zabrali. - Will próbował znaleźć jakiś pozytyw w tej sytuacji. Też siedział na swojej pryczy. Te były wąskie, akurat dla jednej osoby. Ciągnęły się wzdłuż kontenera i było ich chyb z tuzin.

- I co z tego? Co chcesz zrobić z tą bronią? Jak przestrzelisz ścianę to znów tego syfu naleci. A tak to chociaż da się tu oddychać. - Ricardo wzruszył ramionami i pogłaskał swój lever action który trzymał na kolanach jakby z obecności broni niósł otuchę. No tak, trzeba było przyznać, że tutaj dało się oddychać bez gazmaski. Musiały być zamontowane jakieś filtry czy wentylatory bo słyszeli ich cichy, jednostajny pomruk. Włączyły się zaraz po tym jak ich tutaj zamknięto. No i ze dwie lampy zamontowane na dwóch przeciwległych krańcach sufitu. Dawały żółtawe światło i sporo cieni no ale przynajmniej nie siedzieli w ciemnicy. Dlatego chłopaki mieli okazję dojść do siebie i dosłownie złapać oddech po tym toksycznym powietrzu na zewnątrz.

- Ciekawe czy nam to żarcie przyniosą. Głodny się robię. Od rana nic nie jadłem. - zastanawiał się jego kolega Nice City. Właściwie to wszyscy byli już trochę głodni. Nie było żadnych okien ani otworów by widzieć co się dzieje na zewnątrz albo jaka jest pora doby. Ale jak ich zamykali to było samo południe. Może z godzina czy dwie po. A teraz mogli tu siedzieć… Z pół godziny? Godzinę? No jakoś tak pewnie. Trudno było mierzyć czas w tak monotonnym i ograniczonym środowisku.

- Ciekawe co z Bruce’m się stało. - Willa zastanawiał los tego czwartego co wycofał się prawie z progu bramy więc teraz go z nimi nie było. Ale od rozstania nie mieli z nim kontaktu.

- Ciekawe co to za jedni. Bruce mówił, że nie wie. I co zamierzają z nami zrobić. - drugi z chudzielców zaczął rozważać o ich własnym losie i położeniu.

- Przynajmniej woda jest. - Will westchnął, wstał i podszedł do kilku litrowego baniaka z wodą. Musiała już tu trochę stać ale nadal nadawała się do picia. Albo przemycia oczy i twarzy z czego obaj skorzystali gdy tylko ich tutaj zamknięto. Zamknięto ich w jednym kontenerze. Ale weszli najpierw do pierwszego który teraz był za ścianą. Widocznie przylegały do siebie i ten pierwszy stanowił strefę buforową. Na jego końcu były małe drzwiczki, właściwie właz. Przez nie trzeba było przejść na czworakach do tego drugiego kontenera w jakim znajdowali się teraz. Strażnicy obiecali im przynieść kolację. Bo już było po obiedzie więc nic dla nich nie mieli. I gdy Marcus odezwał się, że jednak poddadzą się kwarantannie wszystkich to i zaskoczyło i chyba ulżyło. Nikt nie zginął. Nikt nie oberwał. Przynajmniej na razie. Więc obie grupy wyszły cało z tej nerwowej sytuacji. Ale co dalej? Siedzieli teraz w tym kontenerze jaki dawniej pewnie był przewożony przez jakąś naczepę i gdy doszli do siebie, sytuacja się nieco uspokoiła mogli zacząć zastanawiać się co dalej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline