Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-05-2020, 09:41   #221
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
- Trzy dni? Gdybym zamierzał zostać tutaj na tydzień to bym nie widział problemu z taką kwarantanną. Ale miałem zamiar spędzić w tej enklawie tylko kilka godzin, zatem podziękuję. A tym dwóm najwidoczniej zaszkodziło miejscowe powietrze. Mississippi? - 3 dni zmarnowane w siedzeniu w zbiorniku, złodzieje zapewne już dawno by zwiali i nigdy by ich nie dogonili. Ale wyglądało też na to, że nie było ich tutaj biorąc pod uwagę małe wejście i brak większych śladów. - Podziękuję zatem za gościnę i ruszam z powrotem, inną trasę znajdę na drugą stronę rzeki. Tamta osada była przyjemniejsza, ale rozumiem, wszędzie inne zasady. A i jedno pytanie, nie mijała was czasem ostatnio jakaś większa karawana?
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 10-05-2020, 14:54   #222
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 71 - IX.20; wt; południe

Czas: IX.20; wt; południe
Miejsce: wnętrze osady; przy kontenerach
Warunki: jasno, skwar, pogodnie, łagodny wiatr, opustoszałe miasto i dżungla,


Marcus



- No tak, tak… Przykre, że nie podoba wam się nasza gościna. - mężczyzna w gazmasce pokiwał głową w tej gazmasce i gumowatym kapturze stroju ochronnego. Mówił jakby naprawdę nie ucieszyła go odpowiedź gościa. Chwilę się zastanawiał spojrzał na dwóch swoich kolegów którzy dalej stali o parę kroków od ich czwórki. Potem znów wrócił do Marcusa i jego kolegów. Cofnął się o krok jakby chciał lepiej objąć spojrzeniem ich trójkę. Człowieka w gazmasce i dwóch załzawionych, rozkaszlonych młodzików w chustach na pół twarzy. Will i Ricardo co chwila mrugali i przecierali załzawione oczy więc trudniej niż Marcusowi było się im włączyć do rozmowy.

- No nam nic nie jest. Póki nie weszliśmy w tą mgłę to nic nam nie było. - Ricardo przetarł oczy i pokiwał głową by potwierdzić słowa kolegi. Will też potwierdził to kiwaniem głowy.

- Doprawdy? - ten wygadany położył sobie dłonie na biodrach i jego gazmaska lustrowała teraz dwóch towarzyszy Marcusa. Którzy nie wyglądali na okazy zdrowia mimo, że kiwali głowami na znak potwierdzenia wspólnych słów.

- Obawiam się, że musimy nalegać na tą kwarantannę. Dla bezpieczeństwa. Naszego. I waszego. - ten wygadany strażnik trochę opuścił dłoń w rękawicy niżej. Tak, że spoczęła na broni w kaburze. Ci dwaj jego koledzy co wciąż stali o parę kroków za trójką zdjęli karabiny z ramion chociaż jeszcze nie szczęknęły odbezpieczane zamki.

- Ej, zaraz… No co wy… - Will popatrzył zaskoczonym spojrzeniem najpierw na tych dwóch za nimi, potem na tego jednego przed nimi i w końcu na swoich dwóch towarzyszy.

- Bądźcie rozsądni. Jesteście u nas. Poddajcie się kwarantannie a nic się nikomu nie stanie. - powiedział ten z przodu nie puszczając dłoni z kabury. A kaburę miał ładną. Taką plastikową co można było w każdej chwili wsunąć czy wysunąć broń a ją samą umocować do pasa, piersi, uda czy gdzie kto tam preferował.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 12-05-2020, 09:53   #223
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Marcus zmrużył oczy w swej masce i przekrzywił lekko głowę. Nie sięgnął do karabinu przewieszonego przez ramię, zamiast tego opierając dłonie na pasie, bardziej z tyłu, od razu też czując znajomą rękojeść noża.
- Oh doprawdy? Do tej pory tylko ty z nami bliżej się kontaktowałeś zatem w chwili gdy odejdziemy tylko ty byś musiał się poddać kwarantannie, gdybyśmy coś niby mieli roznosić. Zamiast jednak pozwolić nam na odejście w tej chwili chcecie nas przetrzymywać. Może zatem skończysz pieprzyć i powiesz dlaczego naprawdę chcesz nas przetrzymać. - Buźka był już gotów do działania, gość był o wiele za blisko o czym nie wiedział, a Marcus był w tej chwili w idealnej odległości dla swego ewentualnego ataku. Wiedział z doświadczenia jak szybcy są rewolwerowcy - przygoda z tamtym cholernym kowbojem go tego nauczyła, ale znał też tego słabość. Zbyt blisko dla strzelca i nagle jego umiejętności stają się bezużyteczne wobec kogoś z nożem. Will i Ricardo obrócili się bokiem łypiąc na tych za nimi, choć zapewne czuli że coś się święci i mieli zamiar zareagować na pierwszą oznakę prób ataku - Rozstajemy się w pokoju, zanim dla wszystkich stanie się tutaj bardzo niemiło.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 12-05-2020, 15:14   #224
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 72 - IX.20; wt; południe

Czas: IX.20; wt; południe
Miejsce: wnętrze osady; przy kontenerach
Warunki: jasno, skwar, pogodnie, łagodny wiatr, opustoszałe miasto i dżungla,


Marcus



- Nie cwaniakuj. Łapy do góry i włazić do środka. - facet w gazmasce przestał być miły i się uśmiechać. I chociaż nie znał Marcusa to chyba zdawał sobie sprawę z przewagi broni zasięgowej i talentów negocjacyjnych wycelowanej lufy. Bo powoli się cofał, drobnymi, spokojnymi kroczkami zwiększając odległość od trójki gości i utrudniając zaskakujący atak. Sam wysunął z kabury pistolet i wycelował go głównie w Marcusa. Za jego plecami szczęknęły dwa odbezpieczane zamki tamtych dwóch. Will i Ricardo zrobili ruch pośredni między tym jakby chcieli się skulić przed ciosem a sięgnąć po broń na ramieniu.





- A-a-a! - facet z pistoletem krzyknął ostrzegawczo odbezpieczając swoją broń. - Nie zdążycie. Nie róbcie głupot to może jeszcze się wywiniecie. Nie macie szans. Na pierwszy strzał przybiegną nam na pomoc. - pokręcił głową by uświadomić gościom w jak kiepskiej sytuacji się znaleźli. No rzeczywiście zanim by ściągnąć karabin, odbezpieczyć wycelować to tamci z wycelowanymi lufami zdążyliby przynajmniej raz strzelić. Czy więcej to zależy jaką mieli broń jak coś samopowtarzalnego to pewnie więcej niż raz. Ten z pistoletem też raczej zdążyłby strzelić przynajmniej raz nim Marcus by go dopadł. - Łapy do góry! Wszyscy trzej! Ale już! - krzyknął ponaglająco do całej trójki. Załzawieni Will i Ricardo zamarli z dłońmi na paskach swojej broni jaką zaczęli ale nie dokończyli zsuwać z ramienia. Ci dwaj za nimi byli gotowi do strzału. Marcus przez trochę niewyraźne wizjery swojej gazmaski słyszał swój oddech i widział, że ten z pistoletem również. Dzieliły go do niego ze trzy, cztery kroki. Mógł liczyć, że tamten spudłuje albo nie trafi go zbyt groźnie ale
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 14-05-2020, 11:26   #225
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Marcus jeszcze chwilę przyglądał się przeciwnikowi nim wyprostował się i opuścił dłonie wzdłuż ciała. Nie miał jednak zamiaru ich podnosić.
- Will, Ricardo wchodzimy. Nie ma póki co z nimi dyskutować. - rzekł i wzruszył ramionami i obróciwszy się ruszył niespiesznie ku kontenerowi. No cóż, wdepnęli w niezłe szambo i niestety nie mieli w tej chwili wiele do powiedzenia. Trzy dni w więzieniu a potem wypuszczenie na wolność, o ile oczywiście gospodarze nie zmienią zdania. - Nie zapomnijcie o żarciu przez te trzy dni. Cwaniaczki. - zmiana nagła w uporu na uległość była jasnym sygnałem, że tamci mają przewagę i poddaje się ich "woli". W rzeczywistości jednak planował zdobyć więcej trochę informacji, nawet będąc zamkniętym skoro nie mieli zamiaru wypuszczać ich z enklawy.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 15-05-2020, 15:08   #226
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 73 - IX.20; wt; popołudnie

Czas: IX.20; wt; popołudnie
Miejsce: wnętrze osady; przy kontenerach
Warunki: jasno, skwar, pogodnie, łagodny wiatr, opustoszałe miasto i dżungla,


Marcus



- Ale się wkopaliśmy. - mruknął smętnie Ricardo siedząc na jednej z pryczy. Nastroje raczej nie były najlepsze. Skoro mieli obecnie mocno niepewny status. Między więźniami a gośćmi. Tacy przymusowi goście. Teraz gdy sytuacja się uspokoiła mieli czas by pomyśleć i przemyśleć parę rzeczy.

- Przynajmniej broni nam nie zabrali. - Will próbował znaleźć jakiś pozytyw w tej sytuacji. Też siedział na swojej pryczy. Te były wąskie, akurat dla jednej osoby. Ciągnęły się wzdłuż kontenera i było ich chyb z tuzin.

- I co z tego? Co chcesz zrobić z tą bronią? Jak przestrzelisz ścianę to znów tego syfu naleci. A tak to chociaż da się tu oddychać. - Ricardo wzruszył ramionami i pogłaskał swój lever action który trzymał na kolanach jakby z obecności broni niósł otuchę. No tak, trzeba było przyznać, że tutaj dało się oddychać bez gazmaski. Musiały być zamontowane jakieś filtry czy wentylatory bo słyszeli ich cichy, jednostajny pomruk. Włączyły się zaraz po tym jak ich tutaj zamknięto. No i ze dwie lampy zamontowane na dwóch przeciwległych krańcach sufitu. Dawały żółtawe światło i sporo cieni no ale przynajmniej nie siedzieli w ciemnicy. Dlatego chłopaki mieli okazję dojść do siebie i dosłownie złapać oddech po tym toksycznym powietrzu na zewnątrz.

- Ciekawe czy nam to żarcie przyniosą. Głodny się robię. Od rana nic nie jadłem. - zastanawiał się jego kolega Nice City. Właściwie to wszyscy byli już trochę głodni. Nie było żadnych okien ani otworów by widzieć co się dzieje na zewnątrz albo jaka jest pora doby. Ale jak ich zamykali to było samo południe. Może z godzina czy dwie po. A teraz mogli tu siedzieć… Z pół godziny? Godzinę? No jakoś tak pewnie. Trudno było mierzyć czas w tak monotonnym i ograniczonym środowisku.

- Ciekawe co z Bruce’m się stało. - Willa zastanawiał los tego czwartego co wycofał się prawie z progu bramy więc teraz go z nimi nie było. Ale od rozstania nie mieli z nim kontaktu.

- Ciekawe co to za jedni. Bruce mówił, że nie wie. I co zamierzają z nami zrobić. - drugi z chudzielców zaczął rozważać o ich własnym losie i położeniu.

- Przynajmniej woda jest. - Will westchnął, wstał i podszedł do kilku litrowego baniaka z wodą. Musiała już tu trochę stać ale nadal nadawała się do picia. Albo przemycia oczy i twarzy z czego obaj skorzystali gdy tylko ich tutaj zamknięto. Zamknięto ich w jednym kontenerze. Ale weszli najpierw do pierwszego który teraz był za ścianą. Widocznie przylegały do siebie i ten pierwszy stanowił strefę buforową. Na jego końcu były małe drzwiczki, właściwie właz. Przez nie trzeba było przejść na czworakach do tego drugiego kontenera w jakim znajdowali się teraz. Strażnicy obiecali im przynieść kolację. Bo już było po obiedzie więc nic dla nich nie mieli. I gdy Marcus odezwał się, że jednak poddadzą się kwarantannie wszystkich to i zaskoczyło i chyba ulżyło. Nikt nie zginął. Nikt nie oberwał. Przynajmniej na razie. Więc obie grupy wyszły cało z tej nerwowej sytuacji. Ale co dalej? Siedzieli teraz w tym kontenerze jaki dawniej pewnie był przewożony przez jakąś naczepę i gdy doszli do siebie, sytuacja się nieco uspokoiła mogli zacząć zastanawiać się co dalej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-05-2020, 22:46   #227
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Marcus rzucił na jedną z pryczy plecak, karabin, maskę z twarzy zostając tylko w ubraniu i z nożem przy pasie. Przeszedł się wzdłuż kontenera oceniając całe wnętrze. Palce lewej dłoni zaciskały się to prostowały na zmianę, pokazując niejako wewnętrzną walkę "Buźki". Odpuścił tym razem stawianie się, zdając się na łut szczęścia że jednak to jedna z dziwnych enklaw a nie zamknięta twierdza gdzie pożerają podróżników.

- To chyba enklawa mutantów, a to by znaczyło że istotnie jesteśmy nad tą cała Mississippi. Coś czuję że Bruce pewnie wróci z powrotem, a my tu trochę posiedzimy. - opadł na pryczę i oparł się plecami o ścianę kontenera, niknąc częściowo w mroku swym towarzyszom. Nóż wyciągnął z pochwy i ułożył wzdłuż przedramienia ukrywając przed wzrokiem wszystkich. Odruchowo, instynktownie, wpatrując się w ciemną ścianę naprzeciw.

- Po prostu zachowajmy spokój a może wyjdziemy stąd wcześniej niż za trzy dni. -
spokój, taak, tego nauczył się bolesną lekcją dwukrotnie. Raz, będąc jeszcze dzieciakiem w Kill One, gdy jego spanikowany ruchy przyciągnęły uwagę Mongrela. Ocalił go wtedy ojciec, choć później dostał stosowną nauczkę i karę za swoje głupie zachowanie.

Drugi raz w Kaktustown, gdzie trafił w pułapkę miejscowych do spółki z niejakim Thanem. Do dziś pamiętał chwilę gdy go poznał - mającego może półtora metra wzrostu, szerokiego w barach, krępego osobnika o brodzie sięgającej szyi i zaplątanej w trzy warkocze ale przy tym łysego na głowie ozdobionej jakimiś plemiennymi tatuażami. Nie minęło kilka chwil w barze a już musieli wiać, ścigani za posiadanie puszek z żywnością wpadli do sieci tuneli. A raczej zostali tam zapędzeni, bo gdy już byli na dole zatrzaśnięto za nimi klapę. Tam również było równie ciemno, chłodno, ciasno. Jego towarzyszowi zdawało się to nie przeszkadzać, jego oczy osłonięte dotąd goglami zdawały się opalizować w mroku. Marcus miał wtedy może 17 lub 18 lat i ten strach z dzieciństwa ciągle mu towarzyszył. Sukinsyn Thane jakby o tym wiedział, a może po prostu widział. Wyprowadził ich wtedy z tych tuneli innym wyjściem, choć po drodze oczywiście rozprawili się z tym co je zamieszkiwało - kilkoma radskorpionami. Ale Marcus wyniósł z tego lekcje, doświadczenie, wyleczył się z tego strachu przed ciasnymi i mrocznymi przestrzeniami - zastąpił go odruchowy instynkt przeżycia, zwierzęcy. To było to, co go w końcu uzupełniło, ostateczny rytuał przejścia i przemiany o którym wspominał ojciec a czego wtedy nie rozumiał. Musiał odczuć na własnej skórze.

- Poczekamy i zobaczymy skoro już wylądowaliśmy w tym miejscu wśród mgły.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."

Ostatnio edytowane przez Dhagar : 15-05-2020 o 23:22.
Dhagar jest offline  
Stary 21-05-2020, 19:31   #228
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 74 - IX.20; wt; ???

Czas: IX.20; wt; ???
Miejsce: wnętrze kontenera
Warunki: półmrok, ciepło, powiew na zewnątrz deszcz



Marcus



Wewnątrz hermetycznego kontenera panowała cisza. Rozmowy się nie kleiły i dominowała atmosfera niewności losu. Ktoś próbował odpocząć, przespać się, przemyć gdy czas mijał. Brakowało bodźców z zewnątrz. Przynajmniej tych wzrokowych. Wzork zatrzymywał się na obdrapanych ścianach kontenera i nie mógł ich przeniknąć. Dwie lampy świeciły ze swoich krańców metalowego pudła ale dawały sporo cieni. Chociaż było na tyle jasno, że pewnie dałoby się czytać. Gdyby było co.

Ponieważ wzrok nie bardzo był pomocny w ogarnięciu tego co się dzieje na zewnątrz to zostawał słuch. Nawet nie było wiadomo czy na zewnątrz jest jeszcze dzień czy noc. Ale monotonne bębnienie jakie się zaczęło chyba niedawno, świadczyło, że zaczął padać deszcz. Znowu. Jednak woda spływała po kontenerze i nie przenikała do środka tak samo jak niezdrowe powietrze.

- Co oni tam robią? - zastanawiał się Ricardo. Gdy tak posiedzieli trochę dłużej wyłapywali ten charakterystyczny dźwięk tokarki, piły czy podobnego mechanizmu. Irytujący, metaliczny dźwięk, gdzieś w niedaleko. Może nie tuż za ścianą konteneru ale też pewnie gdzieś na terenie obozu. Brzmiało jakby trwały tam jakieś prace. W jakimś warsztacie czy czymś podobnym. I to dłuższy czas a nie, że na chwilę ktoś przyszedł coś przyciąć czy obrobić.

- Głodny jestem. - Will próbował zasnąć ale nie bardzo mu się to udawało. Wszyscy już byli mocno głodni. Ostatni raz jedli rano. A teraz nawet nie było wiadomo jaka jest pora ale kiszki marsza im grały. Słyszeli też inne dźwięki. Czasem ktoś przechodził obok by słychać było przytłumione głosy. Czasem dał się słyszeć jakiś silnik jakby coś niedaleko przejechało. A czas mijał a oni robili się głodni coraz bardziej.

- Idą. - Ricardo poderwał się gdy usłyszeli zgrzyt otwieranych drzwi w sąsiednim kontenerze. Potem kroki kilku osób dudniące metalem tak samo jak każdy krok trójki gości na tej kwarantannie. Kroki zatrzymały się przy wejściu łączącym oba kontenery. Tam otworzyły się te niskie drzwiczki, właściwie właz jaki je łączył. Trzeba było kucać aby przejść czy zajrzeć do środka. Po drugiej stronie ujrzeli ten sam widok co ostatnio - kogoś w gazmasce i reszcie stroju ochronnego.

- I jak? Zgłodnieliście? Bo mamy pyszną kolację dla was. - zaśmiał się rubasznie strażnik. Chyba ten sam wygadany co ostatnio z nimi rozmawiał. Dwa chudzielce po tej stronie kontenera wpatrywali się w menażkę jaką tamten miał w jednej ręce. Faktycznie zalatywał od niej przyjemny zapach gorącego jedzenia. Gdy poczuli ten zapach nozdrza jeszcze bardziej pobudziły puste żołądki domagając się ich napełnienia. Ale tamten po drugiej stronie nie był sam i coś nie kwapił się podać im tą kolację. Koledzy zaśmiali się nieco stłumionymi przez maski głosami.

- No ale nie za darmo. Jak chcecie jeść to musicie oddać broń. Całą. Karabiny, pistolety, noże i co tam macie. Widzieliśmy co macie więc nie próbujcie czegoś ukrywać. Oddajcie broń to dostaniecie kolację. A potem jak zjecie to pójdziecie na rozmowę do szefa. A jak nie okażecie się rozsądni no to kiblujcie tu dalej na głodniaka. - strażnik nie zrobił żadnego gestu by wyciągnąć rekę z tą pełną jedzenia menażką. Czekał razem z kolegami na reakcję trójki po drugiej stronie tego krótkiego przejścia. Kucający przy drugiej stronie Will i Ricardo popatrzyli na siebie pytająco. W końcu obaj zerknęli na Marcusa.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 21-05-2020, 21:08   #229
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Marcus spojrzał na towarzyszy, potem na strażników. Oczywiście że chcieli ich rozbroić skoro mieli mieć rozmowę z ich szefem. Nie chcieli ryzykować że któryś z przetrzymywanych coś wymyśli głupiego i będzie chciał atakować. Cóż, tylko szaleniec by zrobił coś takiego w takiej sytuacji.
- Róbcie co mówią. Jesteśmy na ich warunkach póki co i musimy się do nich dostosować. Przynajmniej dopóki nie opuścimy tej enklawy. - "Buźka" miał powoli dość tej gościny, choć spędzili tutaj ledwie kilka godzin. Podszedł do otworu i wylądował przy nim karabin wraz z nożami. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni przypomniał sobie słowa Jacka "Villaina" Blacka. Istotnie, wtedy to oni śmiali się ostatni wciągnąwszy w ruiny ścigających ich gangerów z Dark Vision. Wtedy było ich tylko dwóch, on sam uzbrojony tylko w aktualnie posiadany nóż, oraz "Villain" ze swoim karabinem snajperskim a przeciw sobie mieli dwunastu bandytów. Ich lider śmiał się i drwił, obiecując tortury gdy już ich dorwą. Na koniec gdy został tylko on sam nie było mu już do śmiechu.
- Ten sprzęt wolałbym odzyskać później. - dodał na koniec.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 25-05-2020, 02:18   #230
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 75 - IX.20; wt; wieczór

Czas: IX.20; wt; wieczór
Miejsce: wnętrze budynku
Warunki: półmrok, ciepło, powiew na zewnątrz ciemno, mglisto i chłodno


Marcus



Obaj towarzysze niedoli Marcusa mieli dość niewyraźne miny. Z jednej strony nie wsmak było dać się rozbroić i zdać się na łaskę uzbrojonych strażników a z drugiej ta kolacja narobiła im smaku. A byli już cholernie głodni! Ostatecznie ociągając się też z widocznym żalem ale oddali swoje spluwy i noże.

- O! I dobrze! Widzę, że jesteście rozsądni. To dobrze, to wam dobrze wróży. - ten wygadany ze strażników znów zrobił się wręcz jowialny gdy po kolei odbierał podawane mu karabiny, pistolety i noże. Jego serdeczność kontrastowała z ponurym milczeniem od trójki po drugiej stronie. Ale przynajmniej dotrzymał słowa na tyle, że podał im te menażki. A w nich było całkiem niezłe żarcie. Jakieś grudki jakiejś kaszy czy ryżu, do tego gęsty sos z kawałkami mięsa i sałatka warzywna z domieszką lokalnych owoców. A do tego w spodniej menażce zupa. Chyba jakiś rosół z makaronem i kawałkami mięsa. Też całkiem dobry.

- Jak tak dalej będą karmić to przynajmniej nam śmierć głodowa nie grozi. - humory oby towarzyszy nieco się poprawiły. Syte jedzenie napełniło ciepłą masą wygłodniałe żołądki to jakoś raźniej się robiło w sercu i na duszy. Można było uwierzyć, że jeszcze się jakoś z tego wygrzebią. W końcu jakby tubylcy mieli ich załatwić to chyba by ich tak nie karmili nie?

Zjedli kolację i trochę sobie poczekali nim w sąsiednim kontenerze znów usłyszeli trzask otwieranych drzwi a potem metaliczne kroki po podłodze kontenera. I znów zgrzyt zamka otwieranego włazu jaki łączył oba kontenery.

- Wychodźcie! Szef chce was widzieć! - ten sam wygadany strażnik zawołał do nich z tego samego miejsca co niedawno wołał ich na kolację. Cała trójka musiała podejść do krótkiego, kanciastego rękawa jaki łączył oba kontenery a potem przejść na czworakach ten odcinek. Po drugiej stronie już czekali na nich strażnicy. W tych swoich gumiastych skafandrach i gazmaskach. Czwórka i ten wygadany. Dwóch z wprawą podrywało każdego wychodzącego podróżnika, podnosiło go do pionu i przyciskało do ściany obszukując ich dokładnie czy mimo wszystko nie mają jakiejś broni. Widocznie mieli wprawę w takich akcjach bo sprawnie szło im to przeszukanie. Ale u nikogo nie znaleźli żadnej broni co nieco uspokoiło sytuację.

- Dobrze, dobrze, jesteście rozsądni to dobrze. - ten od gadania pokiwał z zadowoleniem głową. Jako jedyny z całej czwórki strażników nie miał broni w ręku. Ale i tak widać było, że on tu jest najwładniejszy z nich wszystkich. Dał znać i cała grupka ruszyła za nim. Trójka gości w środku a czwórka strażników eskortowała ich kordonem. Mieli broń w łapach chociaż za bardzo nią nie machali gdy goście zachowywali rozsądek i nie robili problemów.

Na zewnątrz już było ciemno. Czyli był wieczór albo noc. Raczej ta sama doba co gdy ich tu zamykali. Co by znaczyło, że spędzili tam drugą końcówkę dnia. Nadal panowało to niezdrowe, mgliste powietrze. Nawet chyba gęstsze niż w dzień. Ricardo i Will zaczęli znów kasłać ledwo wyszli z kontenera. Marcusowi było łatwiej bo chociaż przez gazmaskę wszystko widać było pożółkłe przez już nie do końca klarowne wizjery maski jak i oddychało się niezbyt przyjemnie przez filtr to jednak samo powietrze zostawało porządnie oczyszczone przez ten filtr i mógł oddychać bez takich konsekwencji jak jego koledzy.

Szli kawałek gdy wreszcie z mrocznej mgły wyłoniły się plamy świateł. Te przekształciły się w prostokąty okien. Niezbyt dużych i zakratowanych. A potem widać było bryłę budynku. A już z dwóch, trzech tuzinów kroków samą ścianę w jakiej były te okna i drzwi. Właśnie przez te drzwi weszli do środka. Drzwi były solidne. Tak by mogły znieść jakiś szturm. Za nimi kolejne więc przez chwilę cała grupka tłoczyła się w niewielkim korytarzyku. Za tymi wewnętrznymi drzwiami był już dłuższy korytarz. Bramki jak kiedyś na dworcach i lotniskach blokowały dalej wstęp. A po jednej ze ścian było zakratowane okienko i lufa miotacza ognia wystająca ze stanowiska. Na szczęście nie obsadzona. Chociaż dwóch czy trzech strażników było widać. Obaj towarzysze Marcusa jęknęli cicho gdy na własne oczy zobaczyli zdeformowane twarze odmieńców. Każdy z nich był kawał chłopa, że standardowy człowiek wydawał się przy nich kruchy i mizerny.

Ale nie odezwali się ani słowem do przechodzącej grupki chociaż obserwowali ich uważnie. Ten wygadany prowadził mieszaną grupkę dalej. Przez te obrotowe bramki i jeszcze dalej. Weszli do jakiegoś większego pomieszczenia które przypominało salę tronową. Tu też stało z kilkunastu mutantów. Prawie każdy był nieźle zbudowanym mięśniakiem o głowę albo więcej wyższym od każdego z trójki gości. Ci też nie odzywali się ani nie integrowali się z pryeprowadzoną trójką ograniczając się do obserwacji.

W sali tronowej tron był pusty. A ci strażnicy co przyprowadzili trzech karawaniarzy też zdjęło gazmaski. I wyglądało na to, że trójka pracowników federatów to jedyni ludzie w tej sali.

- No! Uśmiechnijcie się! Szef zaraz przyjdzie! - klepnął ich w ramię ten wygadany. Nie miał włosów na głowie i skóra wyglądała jakby mu się stopiła i zastygła na nowo. Na ustach było to zwłaszcza widoczne bo kącik ust mu zjeżdżał w dół w co nadawało mu niezbyt przyjemnego wyrazu tej mało przystojnej twarzy. Sam wygadany poszedł gdzieś w jedno z bocznych wyjść a pozostała czwórka strażników ustawiła się luźnym kordonem za i dookoła trójki ludzi. Założyli karabiny na ramię ale łapy trzymali w pobliżu różnych pałkarskich pacyfikatorów. Pozostali stali nieco dalej i chociaż czasem coś któryś mówił cicho do któregoś to żaden do trójki ludzi się nie odezwał.





To, że przyszedł szef dało się poznać. Nie dość, że w przejściu w jakim zniknął wygadany strażnik pokazał się jakiś rosły odmieniec to momentalnie wszelkie szmery rozmów ucichły i cała uwaga skoncentrowała się na nim. On sam zaś podszedł do swojego tronu ale na nim nie usiadł. Stanął i dumnie powiódł spojrzeniem po zebranych ludziach i już niekoniecznie ludziach. Po czym mocno uderzył się potężną pięścią w pierś. Tłum mutantów powtórzył ten salut aż echo poszło.

Wtedy wódz tej osady podszedł do trójki karawaniarzy. Z bliska kazał się jeszcze potężniejszy. Ponad głowę wyższy od każdego z nich. Głowa Marcusa znajdowała się gdzieś na wysokości jego piersi. Wyraz twarzy odmieńca trudno było ocenić bo dolną połowę twarzy zasłaniała mu półmaska. Jak zresztą wielu jego współplemieńców. Patrzył z góry przyglądając się po kolei każdemu z nich. Po czym obszedł ich i przeszedł się tuż za ich plecami. Wreszcie wyszedł z drugiej strony i wrócił do swojego tronu. Ale znów na nim nie usiadł. Nachylił się do tego wygadanego i coś mu chyba powiedział cicho. A ten słuchał i kiwał głową po czym wyprostowali się obaj i ten wygadany odezwał się do trójki karawaniarzy.

- Szef pyta kim jesteście. I po co tu jesteście. - zaczął ten wygadany przekazując wolę szefa. Dość szybko się okazało, że chyba na Marcusa spada prowadzenie tych negocjacji za trójkę ludzi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172