Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2020, 17:13   #298
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Deptał po zmaltretowanych ciałach, bijąc się w myślach sam ze sobą i dysząc ciężko ze złości. Przez ułamek sekundy miał ochotę tu i teraz przebić mieczem świetlnym Maeggora, ale zbyt dobrze wiedział, że nie doszłoby do tego, gdyby nie jego własne przeoczenia. Powinien był skrócić smycz padawanowi, a nie jeszcze dodatkowo prowokować sytuację. Ktoś ostatkiem sił złapał go za kostkę. Noxus jednym ruchem odciął mu dłoń, idąc dalej. Ciemna Strona dawała mu siłę, żeby przejść to morze trupów i kontynuować misję. Jeśli już do tego doszło niech ta rzeź ma jakiś cel, niech przybliży ich do pokonania Krayta. Bał się teraz myśleć o konsekwencjach tej zbrodni. Gdyby Mistrzowie, galaktyka się dowiedziała… Byłoby bardzo źle. Co powiedziałaby Laila? Nie mogli się dowiedzieć, nie teraz. Tak podpowiadał mu instynkt. Czuł, jakby zaciągneli właśnie z Meaggorem dług, który musieli spłacić. Noxus spojrzał na drugiego Lorda. Był silniejszy niż przypuszczał. Wydawało się, jakby dalej był niewzruszony. Czy naprawdę rozumiał, jaki ciężar wziął właśnie na barki?
Jego wzrok zatrzymał się na rękawicy. Artefakt Sith miał przeogromną moc. Jeśli Rohen osiągnął taki rezultat, co mógłby zrobić bardziej doświadczony użytkownik Mocy? Czuł jednak, jakby już kiedyś widział tą kulę, ten rodzaj ataku. Tak, był pewien. Mimo upływu lat wciąż pamiętał wyraźnie tę wizję. Dalej nie rozumiał jej w pełni, ale nie dało się pomylić destruktywnej siły tego ataku z niczym innym. Nie spodziewał się, że przyjdzie mu go zobaczyć na własne, prawdziwe oczy tak prędko.

Kilka chwil później w końcu zostawili tą przeklętą halę za sobą. Napotkali ostatnią, największą przeszkodę. Chociaż sam czuł, że to tylko złudzenie. W porównaniu do poprzedniej ta powinna okazać się przyjemnością. Czuł jak fale złości przenikają go, wzmagając żądze mordu i wyładowania się. Miał tylko kilka chwil na zlustrowanie pozycji przeciwnika. Byli bardzo dobrze wyposażeni, ale nie do końca przygotowani. Żołnierz na zwiadzie chciał się wycofać, ale Noxus nie zamierzał na to pozwolić. Przyciągnął go w ich kierunku, zwalając z nóg i rzucił mieczem, który po chwili przebił go na wylot.
- Zgaduję, że nie dasz rady użyć tego drugi raz… - wskazał na rękawicę - Niech twoi ludzie skupią się na informatykach przy mechu i stanowiskach z karabinami. Z resztą damy radę, tylko za wszelką cenę nie możemy pozwolić na jego uruchomienie. Ruszajmy!
Złapał wracające do niego ostrze. Stracili element zaskoczenia, żołnierze obrony kosmoportu zajmowali dogodne pozycje i zaczynała się liczyć każda sekunda. Zaczekał jeszcze tylko na reakcję Meagorra.
- Jasne - nie było widać jego twarzy, ale głos miał zmęczony. Używanie rękawicy musiało nieść ze sobą straszliwą cenę na wielu płaszczyznach. - Słyszeliście - przekazał komandosom, a sam odpalił miecz świetlny i stanął za Noxusem - Prowadź!
Przeciwników było naprawdę sporo. Znowu chciał skupić ich uwagę na sobie, ale widział, że tym razem siła ognia była zdecydowanie większa. To będzie ciężka przeprawa. Skręcił w stronę, w której było więcej kontenerów zapewniających osłonę i zbijając pierwsze wiązki blasterów zmniejszał dystans.
Już pierwsze bolty nadlatujące ze strony obrońców kosmoportu okazały się zaskakująco celne. Lordowie Sith co prawda nie mieli problemu z odbiciem ich, ale komandosi przyjęli część z nich na swoje tarcze energetyczne. W następnej chwili odezwały się ciężkie karabiny samopowtarzalne. Serie boltów praktycznie rozpruły dwóch mirialan, nic sobie nie robiąc z ich tarcz czy pancerzy. Pozostali natychmiast wskoczyli zza osłony, bądź padli na ziemię czołgając się. Ostrzał tylko się nasilał. Któryś z snajperów trafił jednego z leżących mirialan, przebijając jego hełm.

Noxus zatrzymał swojego towarzysza dłonią w miejscu z dobrym widokiem na przedpole konfliktu. Jeśli tak dalej pójdzie ich oddział za moment nie będzie istniał, a oni sami bez wsparcia również nie mieli szans.
- Widzisz ten kontener po płynie chłodniczym? Pomóż mi go unieść! Musimy zapewnić im osłonę.
Byli w stosunkowo osłoniętym miejscu, wątpił też, żeby przeciwnicy za szybko połapali się w tym, co się dzieje, więc wyłączył miecz świetlny i dwoma otwartymi dłońmi wskazał na jeden kontener. Zaciskając zęby z wysiłku uniósł je do góry, a kontener drgnął i poderwał się lekko z ziemi. W tym momencie ciężar jakby zmalał o połowę, to Meagorr poszedł za jego przykładem i teraz we dwóch mieli wystarczająco siły, żeby powoli przesunąć go przed komandosów. Mirialanie przez chwilę nie wiedzieli, co do końca się dzieje, ale gdy kontener zaczął ruszać się do przodu szybko załapali. Dowódca wydał rozkaz i uszczuplony oddział ruszył za ruchomą osłoną. Na platformie po prawej stronie, z wciąż dobrym widokiem na wrogi oddział stało trzech żołnierzy kosmoportu. Jednak teraz, gdy zostali bez wsparcia swoich kolegów, dużo liczniejsze wiązki komandosów szybko ich ścięły.

W końcu dotarli do pozycji Sith. Gdy wszyscy już byli za osłonami, obaj Darth opuścili kontener i Noxus skorzystał z okazji by przedstawić swój plan:
- Najmniej liczna grupa przeciwnika jest przy stanowisku na lewej flance. Musimy w jakiś sposób odizolować ich od reszty oddziału. Dacie radę postawić ścianę dymną wzdłuż środka hali? - zwrócił się do przywódcy komandosów. Jego słowa ledwo było słychać zza świergotu boltów obijających kontener.
Odpowiedziało mu zdecydowane przytaknięcie głową.
- Ja z Maeggorem pójdziemy przodem, będąc najbliżej za kontenerem, tak żebyśmy byli najlepiej zasłonięci. Waszym zadaniem będzie likwidacja wrogów, jeśli to możliwe spróbujmy przejąć karabin samopowtarzalny, ale w razie konieczności zniszcie go. Zdajemy się na wasze doświadczenie. Pamiętajcie, Moc jest z nami! Pokażmy im piekło.
Komandosi zaczęli przygotowywać wyrzutnie, a Noxus w tym czasie przyklęknął na obu kolanach, zamykając oczy. Wciąż nie miał w tym wprawy, ale wchodząc w płytki stan medytacji zaczął roztaczać wokół swoją energię. Chciał, żeby komandosi poczuli to co on. Chęć dominacji i zobaczenia pokonanego wroga u swoich stóp. Przeświadczenie o tym, że porażka nie wchodziła w grę - wygrają, bo byli silniejsi. Kosztowało go to energię, ale czuł, że potrzebowali tego bardziej niż kiedykolwiek. Powstał akurat w momencie, w którym wybuchł ostatni granat. Spojrzał na Maegorra, dając znak do wymarszu.

Normalnie rampa prowadziła wprost na otwarty teren, ale teraz z dymem po prawej i kontenerem z przodu wciąż przyjmującym kolejne wiązki komandosi mogli się skupić na jednym celu. Pierwszym byli dwaj informatycy próbujący bronić się zza nieaktywnego mecha, którzy szybko padli trupem. Potem pozpoczęła się jeszcze bardziej zajadła wymiana ognia, czterech żołnierzy przed stanowiskiem i dwóch obok niego spowalniało ich jak tylko mogli. Wśród gradu pocisków jaki leciał na ślepo przez dym oberwał jeden z mirialan. Seria pocisków z karabinu samopowtarzalnego urwała mu rękę przy samym barku. Komandosi prowadzili jednak celny i skupiony ogień posyłając czterech z przeciwników do piachu. Dodatkowo celne trafienie z ręcznej wyrzutni pocisków przeciwpancernych zniszczyło stanowisko karabinu samopowtarzalnego.
Zajęli osłony przed chwilą użytkowane przez obsługę stanowiska. Naprzeciwko ich za ścianą dymu czekało pewnie około dwudziestu żołnierzy i jeszcze jedno stanowisko z ciężkim karabinem, broniąc dostępu do turbowindy. Po lewej mieli paru snajperów, ale gdy siedzieli za osłonami nie mieli oni jak ich trafić. Ciszę przerywały tylko okazjonalne strzały przez dym. Nastąpił impas.

- Ile jeszcze zostało nam rakiet do wyrzutni i granatów dymnych? Czegoś jeszcze możemy użyć? - zapytał dowódcę.
- Mamy jeszcze jeden pocisk przeciwpancerny, a z granatami gorzej, zużyliśmy wszystko - dostał szybką odpowiedź.
Nagle jeden z boltów wypalił dziurę tuż obok stopy Noxusa.
- Snajperzy przezbroili sytemy namierzające, zaraz nas rozstrzelają jak kaczki przez ten dym! - rzucił inny z komandosów.
- Mam dość tej zabawy - warknął poirytowany Darth Maeggor. Wyłączył miecz i skupił się. Ciemna Strony Mocy zgęstniała wokół niego gdy podnosił prawą rękę w górę. Ponownie wokół rękawicy zaczęły się pojawiać drobne błyskawice, formując kulę.
- Na kolana psy! - krzyknął mirialański Sith i ponownie uwolnił burzę piorunów. Tym razem była zdecydowanie mniejsza niż poprzednio, gdyż był mocno wyczerpany. Po kilku sekundach się zakończyła, a Darth Maeggor opuścił rękę, wsparł się na kolanach i zaczął ciężko charczeć.
Noxus stanął przed nim, chcąc ochronić go mieczem przed ewentualnymi pociskami. Nie był pewien, jak efektywny był atak bez widoku na pozycje wroga. Zebrał Moc w lewej dłoni, przytrzymując ją najdłużej jak mógł, po czym wypchnął ją przed siebie w próbie choć częściowego rozproszenia dymu.
- Bądźcie w gotowości - rzucił w tym samym momencie do komandosów.

Odbił dwa pociski wymierzone prosto w niego nim był w stanie zobaczyć co jest po drugiej strony ściany dymu. Gdy ten opadł, mogli zobaczyć dzieło Maeggora. Na ziemi leżała większość żołnierzy obrony kosmoportu. Oprócz dwóch snajperów na drugim końcu sali, którzy teraz właśnie strzelali do odsłoniętego Noxusa, na nogach wytrzymał jedynie jeden przeciwnik… który właśnie ostatkiem sił zrobił krok w kierunku karabinu samopowtarzalnego i nacisnął spust.
Seria była krótka i niezbyt celna, w końcu operator praktycznie nie celował. Jednak oddział mirialan miał prawie jak na dłoni. Bolty o ciężkim ładunku przeorały szereg mirialan, masakrując pięciu z nich. Noxus w ostatniej chwili zmienił pozycję swojego miecza świetlnego i płynnym ruchem odbił wszystkie pięć boltów jakie w ułamku sekundy pomknęły ku jego piersi, kierując je prosto w karabin samopowtarzalny, niszcząc go i zabijając obsługującego go żołnierza. Warknął ze złości, że prawie dał się zaskoczyć. Nie zamierzał tracić już więcej czasu.
- Ogień zaporowy na pozycje snajperów! Dwóch ludzi za mną, rozprawimy się z nimi - spojrzał na nietkniętego Maeggora za nim, który dalej nie mógł się opanować - Chrońcie Lorda Maegorra.
Nie czuł współczucia dla drugiego Sith. Przy torturach, jakie wyrządzili innym, to wydawało się być nie najgorsze. Zaczekał, aż dwóch z dziewięciu pozostałych komandosów będzie gotowych i ruszył w kierunku snajperów. Zakładał, że korzystając z okazji uciekli, ale chciał być pewien. Stracili już blisko połowę swojego oddziału, za dużo, żeby pozostawiać wroga za plecami. Potem została już tylko turbowinda, centrum dowodzenia i dane, za które zajadle walczyło i oddało swoje życie kilkudziesięciu żołnierzy, nie wliczając ofiar pobocznych. Prawdziwi Lordowie Sith lub nie, ewidentnie nie bali się iść po trupach do celu.
 
Kolejny jest offline