Willie popatrzył na goliata i na smokowca. Przez chwilę patrzyli na siebie, jakby szacowali swoje szanse. Kalkulacja musiała wyjść dodatnio, bo patrząc na wielkość postury obu wojowników i ich wojenny rynsztunek, sprawa wydawała się przesądzona. Czarodziej kiwnął do obu głową, widząc w ich oczach pewien błysk zrozumienia.
-Ogarniemy to w takim razie sami. Ale może panowie, wpierw wyjdźmy i naradźmy się, zanim ta paskuda nie da nam wyboru - poradził czarodziej zbierając manatki - Warto się przygotować i ułożyć plan działania. Znam pewne zaklęcia, które mogą okazać się przydatne. Po co niepotrzebnie ryzykować. - zaproponował czarodziej - paskuda będzie widziała jak wychodzimy, i może zmniejszy nieco czujność. - powiedział z nadzieją w głosie.
Korzystając z kurtuazji, najpewniej nie bezinteresownej pół-elfa który najpewniej wdzięczył się w ten sposób do obu kobiet mogli udać się na korytarz, gdzie czarodziej odszedł nieco na bok wraz ze smokowcem i goliatem. Polowanie na smoka, a właściwie smoczątko zaczynało nabierać wyraźnego rozmachu.
-Dobra. Plan jest taki panowie. Draugdin, idziesz najpierw. Masz posrebrzane łuski i ta paskuda jak zionie, to nie zrobi ci wielkiej krzywdy. Leć na niego i rób co możesz mieczem, lub oboma, jak najwygodniej. Amos, na ciebie nałożę zaklęcie niewidzialności. Będziesz niewidoczny do pierwszego ataku, więc zajdziesz gada z flanki. Nie przerywaj ataku i nie daj mu uciec tymi drugimi drzwiami. Ja z kuszą przyczaję się przy wejściu i spróbuję albo wsadzić mu bełt prosto w ryja, albo go uśpię. Jak już zaśnie, dobijamy i po problemie - szybko wyjaśnił plan.
- Nie widziałem w kartach porażki ani mojej, ani waszej, więc odwagi panowie. To nie jest dzień naszej śmierci - uspokoił towarzyszy i sprawdził zabezpieczenia kuszy, ruszył wraz z wojownikami do wykonania planu.