Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2020, 01:30   #119
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Tha.. nn.. -pomiędzy krótkimi oddechami próbowała zawołać czarownika. Ah, dlaczego jego imię było takie trudne do wymówienia! Dlaczego było takie długie! Przecież gdyby w chwili zagrożenia potrzebowała jego pomocy ( a NIGDY jeszcze nie potrzebowała i to ona zawsze ratowała jego tyłek ), to zginęłaby nim zdążyłaby wypowiedzieć ten zbitek liter. Pod nosem przeklinała fantazję jego rodziców.
Panika pchała ją ku rozwiązaniom, z których później nie była zbyt dumna. Tak jak teraz, gdy biegnąc zdołała zaczerpnąć głębszego tchu i zawołała mężczyznę po najobrzydliwszym z określeń -Mężuuuu!

Tancrist odwrócił się i zerknął wprost na elfkę. Wyrwał się z objęć Paniuni i ruszył ku kuglarce pospiesznie. Najwyraźniej zaniepokoiło go to co usłyszał. No i widział “żonkę” w stanie paniki.
- Co się stało? - podbiegł chwytając kuglarkę w ramiona i szepcząc. - W jakie znów kłopoty się wpakowałaś?
No tak… nie mogła liczyć na zbyt wiele wyrozumiałości. Od razu zakładał, że kuglarka coś nabroiła. A przecież nigdy nie była to jej wina! Tyle że to oburzenie traciło na sile, gdy była w jego ramionach, gdy czuła zapach jego pachnideł i słyszała jego głos. Poparzenia od razu przestały piec, strach osłabł. Eshtelëa czuła się bezpieczna. I to się liczyło najbardziej dla skołatanego serduszka elfki.

Spodobał jej się sposób, w jaki mężczyzna wręcz odskoczył od głupiej Paniuni i przybiegł do niej prawie w podskokach. To było.. miłe. A teraz potrzebowała wszystkiego co miłe. Oszczędził jej wysłuchiwania gdakania jasnowłosej kwoki, ale jednocześnie.. pozbawił jej przyjemności z wytarcia szlachciurskiej twarzyczki ich, uh, „szczęśliwą miłością”.

-No.. ahh.. -zatrzymana w objęciach czarownika mogła w końcu odetchnąć po swym szaleńczym biegu. Tym razem to o niego się ciężko oparła zamiast o brudną ścianę chatynki -Wyglądałeś jakbyś.. jakbyś potrzebował pomocy.. -panika nie była w stanie całkiem stępić żarcików i złośliwości kuglarki, zaś dzięki bliskości mężczyzny ( ohyda! ) w kącikach jej warg zamajaczył bardzo blady uśmieszek -To pomogłam. Nie ma za co.

A zaraz.. uśmiechu już nie było. Zniknął pod nawracającą falą niepokoju, która uderzyła w elfkę po kolejnym odwróceniu się za siebie. Być może gdyby do swoich talentów dodała również ten aktorski, to potrafiłaby ukryć strach wypełniający jej serce i myśli. Bez umiejętności założenia maski spokoju zdradzała wszystko nie tylko nerwowym zachowaniem, ale również rozbieganymi oczami lustrującymi otoczenie.

- Nie potrzebowałem pomocy.- westchnął w odpowiedzi Ruchacz i przyglądał się bacznie trzymanej w ramionach elfce. Ignorował nabzdyczoną Paniunię, której to kuglarka zgrabnie pokrzyżowała plany (nawet jeśli mimochodem).
- Może się napijemy miejscowego bimbru, co?- zaproponował w końcu czarownik mimochodem, po czym dodał cudownie brzmiące słowa pełne miłości - Ja stawiam.

Zadziwiająco Eshte nie podskoczyła wysoko w radości, ani nie wykonała tańca szczęścia. Nawet nie wróciła do niego spojrzeniem, więc Czaruś mógł pomyśleć, że po prostu jego żonce niepokój padł na słuch. Nie słyszeć oklasków i krzyków zachwytu, pobrzękiwania monet i trunków wlewanych do pucharków - ah, jakaż to byłaby ogromna strata dla artystki! Ale akurat żadne z nich nie musiało się martwić o jej spiczaste uszka.

-Ale gdzie? Przecież na tym wygwizdowie nie mają żadnej karczmy -zapytała w końcu mruknięciem, choć tak naprawdę interesowały ją odpowiedzi na inne pytania. Czy to cudowne miejsce bimbrem płynące było daleko stąd? Czy posiadali tam bezwzględny zakaz wstępu dla Srebrnych Jastrzębi i rudzielców?

- Minęliśmy niedawno… tawernę.- stwierdził czarownik pokazując palcem pobliski budynek - Pewnie mają alkohol.
Przyjrzawszy się owej budowli elfka zmrużyła ślepka domyślając się jaki alkohol tam serwowano. Podły, śmierdzący… i bardzo mocny. Taki co wykręcał twarz i szybko uderzał do głowy.




Zrozumiała też czemu tej tawerny nie zauważyła. Była to kolejna z rzędu drewnianych chat ustawionych przy tej uliczce. Bez szyldu, bez znaku, bez nazwy. Zapewne jedyna mordownia w tej zapomnianej przez bogów i ludzi osadzie. Nie musiała się wyróżniać czy reklamować. Każdy miejscowy o niej wiedział, każdy kto przyjeżdżał w interesach… i nikt poza nimi. Bo nikt inny nie zapuszczał się w te strony.

To odkrycie kuglarka skwitowała krótko -Oh.
Jedno uważniejsze zerknięcie na ten przybytek pozwoliło jej stwierdzić, że gospodarz raczej nie wybrzydzał i zarabiał na klienteli każdej rasy czy profesji. Tak samo na smutnych mieszkańcach tej osady i najemnikach, jak i na zagubionych podróżnikach ( bo i jacy inni trafiali do Gównowa? ), krasnoludach i zwykłych bandytach. Miała jednak wątpliwości co do tego, czy i elfy były tam przyjmowane z równie otwartymi ramionami i bimbrem bez dodatku śliny gospodarza.

Tawerna wyglądała też na taką, w której przesiadywały Srebrne Jastrzębie, a zatem również Marchewa. Nie chciała własnoręcznie stwarzać okazji do bycia przez niego zobaczoną. Nie chciała, żeby wiedział o jej obecności w osadzie. Musiała tylko przetrwać jeden wieczór, aż ruszą w dalszą drogę. Jeden wieczór.

Przeniosła spojrzenie z powrotem na trasę swej ucieczki, aż w końcu zatrzymała je na Thaaneeekryyyście.
-Wolałabym zabrać butelczynę do mojego wozu - stwierdziła z ciągle smętnie opadniętymi końcówkami uszu. Zaraz też dodała burknięciem - Albo.. beczułkę..

- Może z beczułką to nie przesadzajmy.
- odparł Tancrist prowadząc elfkę w kierunku wozów orszaku. Jeszcze zerkając przez ramię pożegnał się z nadąsaną blondynką, a potem podążyli ku ich celowi.



***



Chociaż Eshte znosiła całe małżeństwo głównie po to, by utrzeć nosa Paniuni to… posiadanie szlachetnie urodzonego małżonka miało swoje plusy.
Na przykład wino. Czerwone jak rubin i przejrzyste jak woda źródlana. O mocnym ciężkim od garbników bukiecie zapachowym, który zdominował atmosferę wozu kuglarki tuż po otwarciu. Tancrist rozlał to wino do dwóch kubków i spytał się wprost elfkę - Co się stało?

Nareszcie. Dopiero we własnym domu na kółkach, wśród zostawionego wcześniej nieporządku i unoszącego się w powietrzu zapachu dymu z najróżniejszego ziela, Eshte poczuła się prawdziwie bezpiecznie. Mimo to nie odpowiedziała od razu. Wino miało pierwszeństwo.
Pochwyciła kubek, uniosła do ust, po czym bez zawahania wlała sobie w gardło całą jego zawartość. Nawet nie zwróciła uwagi na smak, po prostu potrzebowała tego szumu w głowie, który zagłuszyłby drażniące myśli. Wierzchem dłoni przetarła usta i spojrzała na Thaaneeekryyyysta, a jej oczu nie wypełniał już strach. Zastąpiła go złość, choć zadziwiająco nie była skierowana na czarownika.

-Widziałam Srebrne Jastrzębie. Dlaczego tutaj są? -syknęła spodziewając się, że to on był w posiadaniu odpowiedzi. Czy nie dla nich zmuszał się do spędzania czasu z Paniunią?

- Nie domyśliłaś się. Jadą w tym samym kierunku. Nasz gospodarz wyznaczył dość wysoką nagrodę za głowę Balaerthona, przywódcy elfich buntowników. - wyjaśnił czarownik popijając ostrożnie wino. I słusznie tak czynił, bo kuglarce od razu zaszumiało w głowie. Wino było mocne.- I trochę mniej za jego poruczników. Jednak wystarczająco dużo, by się nimi zainteresowali.
Tancrist spojrzał badawczo przez okulary na elfkę. - Czyżbyś się dobrze znała z Jastrzębiami. Czyżby… mieli powody by cię ścigać?

-Ja...
-Eshte się zawahała, nie do końca wiedząc jak wiele ze swojego życia pragnęła zdradzić czarownikowi. Bo i co takiego miała powiedzieć?


„Widziałam wśród nich koszmar ze swojej przeszłości.
To właśnie on, wraz z innymi zdrajcami, jest odpowiedzialny za blizny szpecące moje ciało.
Jeśli mnie tu zobaczy, to znowu będzie chciał zrobić mi krzywdę jedynie za posiadanie długich uszu. A z pewnością po dołączeniu do najemników jeszcze bardziej rozsmakował się w cudzej krwi.
Boję się”.


Mogła to wszystko powiedzieć, być szczerą z Thaaneeekryyystem. Tyle, że niechętnie dzieliła się szczegółami swojego dawnego życia z kimkolwiek. Tak właściwie, to nikomu nie opowiadała o swoim życiu sprzed rozpoczęcia samotnej podróży jako sztukmistrzyni Meryel Nellithiel del Taltauré i.. najwyraźniej nie zamierzała tego teraz zmieniać.

-Słyszałam o nich wiele opowieści -mruknęła powoli dobierając swoje kłamstwa mieszane z odrobiną prawdy. W końcu rzeczywiście o nich słyszała, choć to nie samo istnienie najemników wyprowadzało ją z równowagi -Przerażających opowieści jak to polują na ludzi, ale przede wszystkim na.. nieludzi. Podobno jak już dostaną w swoje ręce elfa, to kiedy z nim skończą można go rozpoznać tylko po spiczastych uszach. A czasem tylko po jednym -skrzywiła się mocno i głową potrząsnęła -Nie wiem jakimi potworami rodzice straszą swoje ludzkie dzieci, ale dla mnie to zawsze były Srebrne Jastrzębie.

- Akurat Jastrzębie nie żywią jakiejś szczególnej nienawiści do elfów. Wszystkich traktują tak samo okrutnie. Niemniej ty jesteś bezpieczna. Nie śmią tknąć żony szlachcica… ani gościa swego potencjalnego pracodawcy.
- odparł pocieszająco Tancrist - Jastrzębie też czasem zawisają na szubienicy. Nie wszystkie ich ekscesy uchodzą im bezkarnie.
Mylił się. Przynajmniej jeden z najemników żywił wprost płomienną nienawiść do spiczasotouchów. Skąd mogła mieć pewność, że i pozostali nie podzielali jego poglądów?

-Ale tutaj akurat widziałam powieszone elfy, nie Jastrzębie -burknęła Eshte, na którą niezbyt działały próby pocieszenia, bo i czarownik celował nimi w nieodpowiednie powody jej zaniepokojenia. Ale skąd miał wiedzieć?

Nerwowo zaczęła krążyć po niewielkiej wolnej przestrzeni swojego wozu, czym obudziła liska drzemiącego w jednym z wielu, wielu kapeluszy. Ziewnął szeroko, a potem zwinnie prześlizgnął się po podłodze ku kuglarce, zapewne tradycyjnie gotów opleść się wokół jej nogi i wspiąć się wyżej ku szyi.
-Czyli musimy znosić ich towarzystwo? -prychnęła muskając palcami mięciutkie futerko swojego pieszczoszka.

- Musimy znosić? Nie towarzyszą nam. Nie ma Jastrzębi w orszaku. Ani jednego. A że są w osadzie… cóż… dziś są, jutro udadzą się dalej. Nic ich tu nie trzyma… a ich zwierzyna siedzi w lesie.- odparł czarownik popijając wino i zerkając na kuglarkę. - Nie tylko mogę usunąć tatuaż. Mogę też jeden naszkicować i zakląć w nim magię, którą mogłabyś się obronić w razie czego.

-Tak bez wgryzania się w moją szyję? Bez opowiadania jakie to dałabym Ci potężne dzieci?
-teraz, kiedy jej niepokój trochę przygasł pod wpływem bezpiecznych ścian swego wozu, wina szumiącego w głowie i futra Skel'kela łaskoczącego ją w skórę szyi, Eshte była w stanie wstąpić głosem na kąśliwe tony. Choćby bardzo chciała, to nie potrafiła zapomnieć spotkania z Pierworodnym. A chciała bardzo.
- Nie potrzebuję być naznaczona przez kolejnego mężczyznę. Umiem się bronić, po prostu… -skrzyżowała ręce na piersi, twarz wykrzywioną grymasem niezadowolenia zwróciła w kierunku jednego z okien -Ta osada jest parszywa. Te ziemie są parszywe.

-Taki tatuaż tworzony bez bólu i nakłuwania skóry. To magiczny malunek, będący matrycą czaru który uwalniałabyś swoim rozkazem. Malunek tygrysa na przykład, który ożywiłby się na kilkanaście minut i rzucałby się na każdego, kto by ci zagrażał. To nie ma nic wspólnego z prawdziwym magicznym tatuażem jaki dał ci Pierworodny, ani z tym który zdobi moje ciało. Byłby to raczej taki jednorazowy osobisty ochroniarz.
- wyjaśnił Tancrist dolewając sobie wina do kubka.

W końcu udało mu się zainteresować kuglarkę swoimi słowami. Drapieżny tygrys wychodzący z jej ciała i rozszarpujący Marchewę.. tak, to dopiero była cudownie pocieszająca myśl. Aż na jej wargi wstąpił błogi uśmiech. Dlaczego jednak nie pójść o duży, duuuży krok dalej?
-A smoka? -zapytała podchodząc bliżej. Przyciągnęła sobie krzesło i usiadła naprzeciwko Czarusia, który nagle zyskał na użyteczności -Możesz mi wymalować smoka?

- Tak. Tylko im potężniejszy wzorzec tym wymaga bardziej doświadczonego mistrza do jego kontroli. Nad smokiem mogłabyś nie zapanować. Ba… nie wiem czy byś sobie poradziła z wywerną.
- rozważał czarownik drapiąc się po karku.- No… ale jeśli związałbym go na twoim ciele poleceniem, to… tak, mógłbym i smoka spróbować nanieść na twoje ciało.

-Na pewno bym sobie poradziła! W końcu mam potężną aurę i tak dalej, nie?
-długo to zajęło, ale sztukmistrzyni w końcu odzyskała swoją pewność siebie. Tygrys? Smok? Wywerna? Była przekonana, że zapanowałaby nad każdą z tych bestii. A jeśli nie, to że przynajmniej rozwścieczona kreatura zwróciłaby swą wściekłość na ryżego siłacza. Albo Pierworodnego.
-Dzisiaj mi go namalujesz? -zapytała niecierpliwie, bowiem oczekiwała, że mężczyzna od razu wyciągnie zza pazuchy farby i zabierze się do pracy nad przerażającą gadziną. Przymrużyła trochę sceptycznie oczy -Potrafisz w ogóle namalować smoka, czy stworzysz mi na tyłku koślawego stworka z dziecięcych rysunków?

- Namaluję wizerunek który będzie zawierał magię.
- odparł Tancrist wzdychając ciężko i szukając swoich pędzelków kontynuował.- Wyjdzie ładnie bez względu na mój talent. Bo to będzie czarowanie. Natomiast twój potencjał nie ma tu znaczenia. Co z tego że masz w sobie wiele mocy, skoro niemal żadnej kontroli nad nim. Potrzebuję odsłoniętych pleców, jeśli to ma być wywerna.
Spojrzał też na kuglarkę mówiąc.- No i powinnaś wybrać sobie frazę, która uwolniła by bestię z malunku. Coś czego nie wypowiesz przypadkiem. Coś czego nie zapomnisz lub nie przekręcisz.

-Smok!
-Eshte poprawiła go szybko i stanowczo, brakowało tylko uderzenia piąstkami o blat stolika dla podkreślenia wagi jej wyboru. Wywerny nie miały przednich łap i przez to wyglądały dość pokracznie. Na co jej taka gadzina, jeśli mogła mieć smoka potrafiącego rozszarpać szponami każdego najemnika?
Jakiś w tym swoim podekscytowaniu nie wzięła pod uwagę pewnego bardzo ważnego szczegółu. W celu uzyskania na swych plecach tej przerażającej bestii, Eshte będzie musiała się.. rozebrać przed Thaaneeekryyystem. Przed Ruchaczem!

-I masz na myśli coś takiego jak.. -zamyśliła się, ale tylko na krótki moment. Wszak była artystką, jej kreatywność nie miała granic. Gwałtownie wyrzuciła przed siebie jedną rękę, trącając butelkę wina i prawie ją przewracając. Następnie wydobyła z siebie bojowy okrzyk, a Skel'kel zawtórował jej piskliwym szczeknięciem -Leć Gertrudo, zarżnij ich wszystkich!
Ah.. kuglarka zdążyła już nawet wymyślić imię dla swojego tatuażu.

- Może być. O ile nie przekręcisz go jak czynisz to z moim imieniem. I pamiętaj, że możesz go użyć, by odciągnąć uwagę od swojej ucieczki. Smok może wymknąć się spod kontroli czaru lub wyczerpawszy magię go ożywiającą, zniknąć zanim zabije twoich napastników. - odparł mężczyzna przygotowując już barwniki i pędzelek. Ostatnim razem takie malowanie skończyło się dość intymnym aktem, co przypomniał kuglarce widok owego pędzelka w dłoni kochan… NIE!.. Ruchacza.

Twarz kuglarki jednocześnie pobladła i nabrała rumieńców na policzkach, więc wyglądała jak uderzona nagłą falą gorączki. Prawdą jednak było, że tak odrażające wspomnienia zwykle kończyły się atakiem mdłości, więc starała się je od siebie odpychać. To co się.. wydarzyło musiało być spowodowane obcym wpływem, nie jakimiś ukrytymi pragnieniami czającym się w Eshte i szukającymi ujścia przy pierwszym dotyku czarownika. Nie miała takich pragnień! A gdyby miała, to Ruchacz nie byłby ich celem! Wtedy pewnie trochę pyłku wróżki dostało się na pędzel i.. i..
Kuglarka spojrzała w stronę okna. Gdzie się właściwie podziewała wróżka?
-Nie przekręcam Twojego imienia! -oburzyła się na obrzydliwą insynuację mężczyzny -Widziałeś dzisiaj Trixie, Thaa-neee-kryyyy-ście? -naumyślnie wypowiedziała jego imię powoli i z przesadnym pietyzmem. Tak, w jej uszach brzmiało dokładnie tak samo jak to, którym jej się przedstawił.

- Latała po całej osadzie zachwycona wszystkich i szczebiocząc coś ekstatycznie o mrocznej osadzie pełnej typów spod ciemnej gwiazdy, o zakazanym romansie… inspiracji dla ballady. - odparł czarownik dobierając barwniki i spojrzał na elfkę. - Ty ciągle przekręcasz moje imię.

-Mówiłam jej, że powinna na siebie uważać. Przecież ktoś ją może złapać i potem sypać nam po nosach jej pyłkiem
-zamarudziła Eshte i westchnęła ciężkawo. Nie łatwo było zapanować nad roztrzepaną i rozszczebiotaną wróżką, która jeszcze na dodatek była łatwowierna oraz dość naiwnie wierzyła w dobre zamiary prawie każdej napotkanej istoty. Zaczęła nawet brać pod uwagę tymczasowe zrezygnowanie z malowania smoka, na rzecz wybrania się na poszukiwania Trixie. Ale nie wcześniej, niż po obronie swojego dobrego imienia paskudzonego przez Ruchacza!
-Taaa? -z nutą drwiny w głosie pochyliła się i wsparła łokciami o blat stolika -Skoro jesteś taki mądry, to jak należy je wymawiać?

- Tan - crist… z naciskiem na crist.
- wyjaśnił uprzejmie czarownik po wypiciu kolejnej porcji trunku. Po czym bezczelnie zażądał.- A teraz rozbieraj się i kładź się brzuchem na łóżku.

Zamiast zezłościć się na te słowa, milcząca Eshte tylko przymrużyła oczy w skupieniu. Kilkukrotnie poruszyła wargami w niemych próbach wypowiedzeniach imienia czarownika według jego własnych nauk. W końcu pokiwała głową i literka w literkę powtórzyła za nim -Thaaa-neeeee-kryyy-st.

Rozciągnęła usta w rozbrajającym uśmiechu, wyraźnie dumna i zadowolona z siebie.

- Prawie… nie ma E w moim imieniu.- stwierdził czarodziej siląc się na pochwałę.

-Jak to nie? Przecież wyraźnie powiedziałeś ThaaanEEEkryyyst -odparła elfka nie potrafiąc zrozumieć jego czepialstwa. Byłoby zabawnym, a przede wszystkim niezwykle irytującym, gdyby specjalnie źle wypowiadała imię mężczyzny w próbie wyprowadzenia go z równowagi. Ale ona to robiła dość nieświadomie, może problemem był akcent, lub po prostu była całkowitym beztalencie do cudzych imion.

W końcu machnęła tylko ręką, uznając że czepiałby się nawet własnej matki. Zapatrzyła się na przygotowane farby i wargi skrzywiła w grymasie.
-Może powinniśmy najpierw poszukać Trixie? -zapytała z ciężkim sercem, bo nie mogła się doczekać posiadania własnego smoka do posyłania na wrogów i każdą osobę spoglądającą na nią krzywym spojrzeniem. Ale z drugiej strony martwiła się o bardkę i jej niebezpieczny pyłek - Co jeśli wpadła w łapska Jastrzębi? Albo jeszcze gorzej, w szpony szalonej Paniuni?

- W takim razie bogowie niech mają ich w opiece. Pamiętasz co się z tobą działo, gdy dostałaś pyłkiem w twarz przy menhirach? Więc wiesz co robią wróżki, gdy czują się zagrożone. Trixie sobie poradzi.
- odparł czarownik spokojnie przygotowując się do .- No i umie się ukrywać przed zagrożeniami. Nie musisz się o nią martwić.

-Nie pamiętam
-burknęła Eshte w odpowiedzi.
Oh, pamiętała.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem