Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2020, 17:05   #38
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację


Mężczyzna rozglądnął się wokół siebie gwałtownie, lustrując otoczenie szybkim, uważnym spojrzeniem. Jego wzrok następnie padł na stojącą przed nim dziewczynę. Niezbyt wysoka brunetka o pocentkowanej twarzy z szerokimi i wydatnymi ustami oraz niewielkim znamieniem na nosie. Barwny zestaw niebieskiego płaszcza, apaszki khaki, bluzki z drobnym roślinnym wzorem i ciemnych skórzanych spodni. Zrobił krok w tył. Drobny gruz zachrzęścił pod butami, jednocześnie wzbijając drobny, kręcący w nosie pył.

- Kim jesteś? - spytał przeciskając słowa przez suche gardło.

Dziewczyna ze spokojem przyglądała się mężczyźnie. Nie zbierała się na szybką odpowiedź. Na chwilę obróciła głowę w kierunku wyjścia i wróciła wzrokiem do pytającego.

- Ciebie nie kojarzę... - odpowiedziała przecierając oko. Spojrzała na dłoń, jakby obserwacja jej powierzchni była czymś zajmującym. - Ani nie morderczyni, ani nie potwór - odpowiedziała bardziej do siebie w nieco oderwany sposób, nawiązując do określeń, które padły w jej kierunku podczas ostatniego snu.

Nieznajomy uniósł brwi pytająco, ale nie drążył tematu

- Huw Lwyd, detektyw - ściągnął czapkę z głowy, prezentując krótko ostrzyżone, siwe włosy i wcisnął ją w kieszeń płaszcza. Wszystkie jego ruchy były odruchowe, machinalne.

- Byłaś tu już? - Zatoczył nieokreślony ruch ręką. - Śniłaś to miejsce?

Zaczął poklepywać się po bokach ubrania, jakby szukał paczki papierosów. Wynik musiał być satysfakcjonujący o czym świadczyło pewne rozluźnienie mięśni twarzy.

Dziewczyna przekrzywiła nieco głowę wpatrując się w detektywa. Jego słowa wprawiły ją w małe zadumanie.

- Nie jesteś jak poprzedni... - odpowiedziała ściągając nieco brwii. - Ale ciebie wcześniej nie spotkałam... - Przeszła spokojnym krokiem do mlecznego przeszklenia i oparła się o nie plecami. - Często śni mi się to miejsce... no... może nie to dokładnie, ale tamto - wskazała na wyjście. - Tu... jest lepiej niż tam...

Spojrzał we wskazanym kierunku.

- Śnisz o tunelu? I strażniku? - Bardziej stwierdził niż spytał. - Ty też…

Sięgnął do kieszeni i wyciągnął kartonik.

- Musimy porozmawiać. Spotkać się w realnym… rzeczywistości. - Wyciągnął do niej rękę z karteczką. - Moja wizytówka. Postaraj się zapamiętać numer. Nie wiem czy… Czy on też ściągnął cię do Sionn?

- ...co...? - wymamrotała nie oponując w żadnym stopniu nad przyjęciem wizytówki. Niezbyt spodziewała się takiej reakcji, a jednocześnie z początku niespecjalnie się tym przejmowała przez panujący w jej głowie farmalogologiczny spokój. - Więc w tym kierunku teraz to idzie, tak...? Słuchaj... Lwyd - odparła nieco olewawczo. - Mam to gdzieś. To jest mój sen. Korzystam, póki nie muszę brnąć za Strażnikiem w korytarzu naładowanym martwymi. Stąd się nie ruszam. Rano pójdę do najbliższej kawiarni i jak nigdy nic będę sączyć kawę. Wyspana i czysta. Odbije sobie poprzednią noc spędzoną w lesie. Nie wracam tam. Wybieram spokój i brak własnej łazienki w tej jemiole. Przyjechałam do Sionn poskładać się do kupy. W cywilu. Nie będę ani nikogo ratować, ani się nikim przejmować. Nie tutaj. Potrzebuję parę dni dla siebie. Świat może poczekać, okej?

- O-key - przeciągnął wyrazy przedrzeźniając ją. Najwidoczniej zrozumiał, że przekonywanie jej, że to nie jest zwykły sen nic nie da. - Jemiole? - złapał się słowa. - To nazwa pensjonatu?

Podszedł w kierunku mlecznej szyby, jednocześnie podnosząc z gruzowiska metalowy pręt.

- Ta... - odparła krótko będąc przekonana, że właściwie gada sama ze sobą. - Nie miałam sił, by poszukać czegoś sensowniejszego. Trudno, jakoś ujdzie.

Huw przytaknął, tak jej się zdawało, bo chwilę później podniósł pręt i robiąc nim szeroki zamach uderzył w szklaną ścianę. Metal odskoczył od powierzchni, nie zostawiając na niej nawet pęknięcia. Wydawało się, że dźwięk uderzenia powinien być głośniejszy, tymczasem przypominał on lekki szczęk.

Mężczyzna odrzucił pręt. Ten potoczył się z łoskotem po betonowej posadzce. Wyciągnął spod płaszcza broń. Wycelował prosto w głowę dziewczyny.

- Jeśli to sen - mówił spokojnym, rzeczowym tonem - to gdy pociągnę spust, obudzisz się w Sionn, w Jemiole.

- Pewnie na to by wyszło... - odpowiedziała lekko kiwając głową powoli osuwając po ścianie na grunt. Nie przejęła się giwerą w żaden sposób. Była naprawdę pewna, co do świadomego snu, a Huwa najwidoczniej musiała odbierać jako inkarnacja swojej podświadomości, co całkiem pasowało do chęci pojmowania ostatnich wydarzeń. - Rewelacyjnie nie jest... - dodała po chwili - ale tak, żebym chciała się zabić? - ważyła myśli ze sceptycznym podejściem do wspomnianego tematu.

Lwyd przesunął dłoń w bok i wycelował w szklaną taflę, w ten sposób, żeby ewentualny rykoszet nie zranił ich i pociągnął za spust.

Nastąpił rezonujący huk, pocisk uderzył w cel i natychmiast odbił się, ostatecznie grzęznąc w ścianie obok. Huw podszedł bliżej, aby sprawdzić efekt, lecz i tym razem nic się nie stało - równie dobrze mógłby użyć plastikowej kulki.

- Kurwa! - podniosła głos, gdzie nagłość wystrzału przewróciła ją na bok. Skulona i zakrywająca uszy nie wyglądała na niezadowoloną. - Co robisz?! Na cholerę chcesz mnie obudzić?

- Nie o to chodzi - odpowiedział chowając broń do kabury i rozglądając się wokół siebie. - Próbowałaś kiedyś latać? We śnie… Jak właściwie mam się do ciebie zwracać, panno bez imienia i nazwiska?

- Maddison? - rzuciła oczywistością po czym usiadła wyprostowana. - To Przecież wszystkiego próbowałam... Nie wiem, czy potrafię. To mój jedyny świadomy i tu nie jestem w stanie nic zrobić. Poza tym po co? Pierwszy raz tu jestem i zdecydowanie wolę tą ruinę od korytarza.

- Maddison… - powtórzył siadając obok niej i podnosząc coś z podłogi, coś co trzymał w zamkniętej dłoni, tak że tego nie widziała. - Ja w swoich snach często unoszę się w powietrzu, płynę nad swoim miastem. Nie tutaj - ogarnął ręką przestrzeń. - Bo to nie sen. Nie taki prawdziwy. To jakiegoś typu trans. Pytałaś co robię - złapał ją za rękę i zadrapał wierzch dłoni. Teraz zdała sobie sprawę, że to co trzymał w ręku to odłamek szkła jakich wiele leżało na zagraconej podłodze. - Sprawdzam granice.

- No do kurwy nędzy... - rzuciła pod nosem z poirytowaniem, lecz mimo wszystko nie szarpała się z detektywem.

Po chwili przeciął też skórę na swojej ręce. Z dłoni popłynęła mu strużka krwi, ale nie czuł bólu, raczej coś na rodzaj mrowienia. Przez chwilę on i Murphy po prostu spoglądali na ranę, jednak nic więcej się nie wydarzyło.

- To tak nie działa - usłyszeli nagle męski głos.

Obydwoje spojrzeli w kierunku wejścia. Detektyw schował odłamek szkła do kieszeni płaszcza. Nawet nie zauważyli kiedy pojawił się tam ktoś jeszcze. Stojący w progu mężczyzna był w średnim wieku. Miał dłuższe, zaczesane do tyłu włosy o żółtawym kolorze. Jego twarz była poważna i surowa, a rysy ostre jakby wykute dłutem. Nosił brudno-kremową szatę, trochę podobną do stroju, który zarówno Huw, jak i Murphy kojarzyli ze „strażnikami”.

- Nie macie władzy nad tym miejscem - rozłożył ręce, podchodząc bliżej. - Witajcie. Obawiam się, że nie mogę zdradzić swojego imienia. Wam też radziłbym mówić o sobie jak najmniej.

Huw wstał, otrzepał odruchowo płaszcz i przyjrzał się dokładnie nieznajomemu.

- Dlaczego? I gdzie jesteśmy?

- Możemy zostać usłyszani - blondyn wszedł między dwójkę. - Korytarz prowadzi do wielu miejsc. O tym wiem tylko tyle, że wygląda na dość zapomniane. Dlatego zaryzykowałem ściągnięcie was tutaj.

Przystanął w pół kroku, spojrzał w kierunku, z którego przyszedł i zaczął nasłuchiwać.

- Nie mamy wiele czasu, dlatego powiem wprost. To jeden z moich przyjaciół przesłał wam wiadomość, ale zrobił to na moje polecenie. Staramy się z wami skontaktować, przy czym musimy być bardzo ostrożni. Obawiam się, że każdy nasz ruch jest śledzony. A już szczególnie tutaj.

Huw skrzywił się jakby ugryzł kwaśną cytrynę.

- Mów! - warknął pocierając skronie.

- Zatem zadaj pytanie, na które mogę odpowiedzieć - odrzekł zagadkowo jasnowłosy.

- To TY nas tutaj ściągnąłeś - wysyczał przez zaciśnięte zęby dźgając go palcem w pierś, - więc mów po co, bo chyba nie po to, żeby zagrać w sto pytań do?

Tamten wzruszył ramionami, niczym w trakcie luźnej pogawędki. Nie dało się zignorować faktu, że jego zachowanie nosiło w sobie specyficzną lekkość, nawet jak na postać ze snu.

- Nie wolno wam dojść na koniec korytarza. Widziałem ludzi, którzy to zrobili i nie był to łatwy widok. Kiedy się obudzicie, prędzej czy później powinniście trafić na nasz symbol. Kierujcie się nim, bo być może jesteśmy w stanie wam pomóc. W mieście są także inni ludzie, których tu sprowadziliśmy. Na waszym miejscu porozmawiałbym z nimi. Oczywiście, nie chcę przekonywać was na siłę i pewnie to wszystko jest dla was dość szalone - spojrzał na milczącą dotychczas Murphy. - Obawiam się jednak, że najgorsze dopiero przed nami.

- Ale jak to, do cholery, przed nami? - odpowiedziała jakby wywołana wzrokiem. - Jakimi nami? Jaki symbol? To ty znasz Davida? Ale zaraz... - przystanęła na chwilę, by zrewidować myśli i sytuację, następnie potrząsnęła głową i wydała z siebie krótkie ogólne - ...co...?

Mężczyzna tylko się uśmiechnął. W niemalże ojcowskim geście położył dłoń na ramieniu Maddison.
- Spokojnie. Zdaję sobie sprawę, że to było wiele trudnych informacji naraz. Jestem tutaj już jakiś czas i mój sposób rozumowania może być dla was dziwny. Dlatego tak ważne jest, żeby spotkać się na żywo. Nie znam żadnego Davida, natomiast powiedziałem „nas”, bo także staliście się zwierzyną, bez względu na to czy w to uwierzycie lub nie.

- Dlaczego po prostu nie możesz powiedzieć gdzie się spotkamy, tylko bawisz się w jakieś podchody? - Z ust Huwa sączyła się słabo ukrywana irytacja.

Jego rozmówca z kolei cały czas zachowywał stoicki wręcz spokój.

- Wyobraź sobie to miejsce jako dobrze strzeżone terytorium wroga - omiótł dłonią pomieszczenie, choć zapewne nie chodziło o jeden konkretny pokój. - Nawet gdybyś założył obcy mundur i wszedł w nim na taki teren, nie zdradzałbyś swoich sekretów, prawda?

- Dobrze - Huw wyciągnął z kieszeni fajkę i przytrzymał ustnik w ustach. Uspokoił się. - Czy możemy świadomie wychodzić i wchodzić do tego… snu?

- Teraz? Na pewno nie. Można nauczyć się pewnych ingerencji, ale to długa droga.

Maddison była zdecydowanie zdystansowana do rozmowy. Nic dla niej nie trzymało się kupy, a nawet w niezmiennym śnie o korytarzu działy dziwne rzeczy. Była coraz bardziej zmieszana sytuacją i zamiast zwracać uwagę na na rozmawiających skupiała się na wszystkim innym. Do racjonalnego człowieka przychodzi z wyraźniejszym trudem fakt, że poważnie zaczęło mu odbijać.

- Kim są ONI i jaki mają cel? - detektyw nie wychodził ze swojej roli.

- Tego nie wiem.

- I…? - mężczyzna wyciągnął ustnik spomiędzy zębów i zakręcił nim spiralę, zachęcając rozmówcę, do dalszej wypowiedzi. - Nie wiecie kim są, jaki mają cel, tylko wiecie, że na nas polują… zdążyłem się zorientować… ale chcecie się spotkać w rzeczywistym świecie, bawiąc się w podchody, bo nas tutaj podsłuchują… - zniżył konspiracyjnie głos do szeptu - … żeby co? Czegoś nie zrozumiałem?

Usta mężczyzny ponownie się lekko rozciągnęły. Był to uśmiech człowieka, który wiele widział.
- Mam wrażenie, że możemy sobie pomóc. Nikt tutaj nie trafia przez przypadek, a my chcemy się dowiedzieć dlaczego. Jeśli to ci nie wystarcza, możesz radzić sobie na własną rękę.

- Wrażenie… - powtórzył niewyraźnie wkładając ustnik między zęby i najwidoczniej tracąc już zainteresowanie interlokutorem.

Detektyw obszedł stojącą dwójkę i zaczął uważnie się rozglądać po pomieszczeniu. Podszedł do kupki gruzu i przegrzebał go. Następnie podszedł do ściany w tym miejscu, gdzie wyglądała jak zamurowane przejście. Przejechał palcami po cegłach, po zaprawie między nimi. Wyglądało na solidnie ustawione. Zastanawiał się chwilę nad czymś lecz najwidoczniej zrezygnował. Wrócił na środek pomieszczenia i spojrzał w górę, na zwisające z sufitu kable.

- Mam was dość - nieco niepewnie oznajmiła podłamana Maddison. - Możecie zostawić mnie w spokoju i wyjść z mojego snu? - nieznajomy chciał odpowiedzieć, ale kobieta kontynuowała. - Nie potrzebuję w tej chwili was widzieć, ani słyszeć. Ani was, ani żadnych szmerów. Niczego. Niczego nie potrzebuję... Tylko chwili spokoju... - dodała robiąc się nerwowa.

Mężczyzna spojrzał na Maddison, to znów ku wejściu do pomieszczenia. Pierwszy raz wyglądał na wytrąconego z równowagi.

- Szmery? - zapytał. - Co dokładnie słyszałaś?

Detektyw przysłuchując się ciągle ich rozmowie sięgnął ręką i złapał zwisające kable. Zmrużył oczy i pociągnął z całej siły. Tynk sypnął mu na głowę w asyście dużej ilości pyłu. Huw odsłonił dalszą część przewodów, które biegły bez żadnego wzorca i w przypadkowych kierunkach.

- Nic dokładnie nie słyszałam - odpyskowała spoglądając spode łba na złotowłosego - Może sam mi powiesz, skoro taki wtajemniczony jesteś, co? Mam dość, do cholery...

- Rozumiem - odpowiedział tylko tamten i spojrzał na detektywa.

Huw otrzepał głowę i płaszcz z tynku. Splunął parę razy i ponownie podszedł do dyskutującej dwójki.

- I co teraz? - zwrócił się do mężczyzny. - Twierdzisz, że nas tutaj ściągnąłeś, więc CO TERAZ?

Blondyn jakby go nie słuchał. Przekręcił parę razy głowę i wreszcie spojrzał w kierunku, z którego przybył.

- Musimy stąd iść - podniósł do góry palec w geście skupienia.

Maddison nie musiała niczego nasłuchiwać. Już od jakiegoś czasu dochodziły ją osobliwe dźwięki, a teraz słyszał je również Huw. Zdawały się dochodzić z różnych kierunków.
Mężczyzna wyszedł na korytarz i spojrzał w jego głąb. Przez chwilę podejmował jakąś decyzję, wreszcie założył kaptur i spojrzał na pozostałych.

- Słuchajcie mnie uważnie. Pójdę w tym kierunku - wskazał przed siebie. - Wy idźcie w drugą stronę. Cokolwiek będzie się działo, nie patrzcie do tyłu - ruszył przed siebie, nie czekając na reakcję.

Opuszczenie miejsca, albo i nawet opuszczenie miejsca z efektem obudzenia się, było dla Maddison czymś, co mocno zgrywało się z jej obecnym stanem nerwów. Nie trzeba było mówić jej dwa razy. Energicznie powstała z gruzu i ruszyła prosto do korytarza. Jej kroki wzbudziły nieco sadzy, a płaszcz od niej pomazany jasnymi śladami. W drodze przejęła się tylko otrzepaniem dłoni o spodnie. Zasadę nie oglądania się za siebie wzięła całkiem na poważnie, nie tylko z uwagi na sugestię złotowłosego. Sytuacja robiła się na tyle zabawna, że ze świata realnego uciekła do snu, od którego również chciała uciec. Detektyw również oberwał podobnym olaniem jak blondyn. Cóż, gdy robiło się źle, Maddison ratowała siebie i również do swojej osoby ograniczała uwagę.

Detektyw zawahał się przez chwilę. Nieznajomy irytował go. Rozważał kilka opcji, w końcu jednak ruszył za dziewczyną.


 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 21-06-2020 o 17:10.
Proxy jest offline