Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2020, 10:18   #429
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Drogą niegodziwych jest jak mrok;
Księga Przysłów rozdział 4 werset 19
Gunter stał naprzeciw Anny. Jego twarz czerwieniała ze złości. Siła modlitwy kobiety trzymała go w miejscu. Co więcej potrafiła ona oprzeć się jego rozkazom. Zdawać się mogło biskup przegrał. Co więcej jego atak na zakonnicę był dobitnym przyznaniem się do winy. Wystarczyło teraz wyegzekwować na nim sprawiedliwość. Anna była pewna, że nie byłoby z tym problemu. Wystarczy którykolwiek z wojów, którzy zeszli do podziemi. Tyle tylko, że Anna nie mogła spuścić wzroku z Guntera.

- Księże Januszu, proszę ją związać - powiedział biskup przez zęby.

Anna wiedziała, że drugi ksiądz jest tuż obok niej. Tuż poza obszarem jej widzenia.

***


Francisca schodziła w głąb krypty. Rzeczywiście inkwizytorów dojrzała już za pierwszym zakrętem. Eberhard szedł powoli z zamkniętymi oczami. Szedł jednak tak pewnie, jakby słyszał przeszkody.

Zaś oczy Witolda zdały się świecić złotym, anielskim światłem. Ta dwójka na swój sposób podobnie jak Francisca ignorowała ciemność. Ich ramiona trzymali odpowiednio Hugin Eberharda i Gerge Witolda. Przed pozostałymi szedł Walter. W wąskim korytarzu zdawał się wypełniać całą przestrzeń swymi szerokimi ramionami i wielkim młotem. I nagle coś rzuciło jego ciałem o ścianę wąskiego korytarza. Francisca nie była pewna co nim rzuciło o ścianę, ale wdał się w jakąś walkę. Walke z przeciwnikiem, którego nie widziała.

- Ramiona ciemności, można je zranić jedynie ogniem! -
Krzyknął Eberhard.

Ramiona ciemności… odbiło się echem w głowie Francisci. Dlatego nie widziała przeciwnika… jej wzrok przebijał całą magiczną ciemność. A inni? Jak mieli zmierzyć się z przeciwnikiem którego nie widzieli? W wąskim korytarzu?

- Wycofajmy się - powiedział Gerge, który zdawał się nie dysponować w swym arsenale żadną modlitwą pozwalającą zobaczyć wroga.

Tymczasem Walter zdawał się zapłonąć gniewem. Jego młot uderzał o ściany. Dużo słabiej niż mógłby na otwartej przestrzeni. Tutaj nie miał miejsca, żeby wziąć porządny wymach.

- Nie zranisz ich Weismuth! - wrzasnął Eberhard - tak, jak nie zranisz cienia!

Hugin przyklęknął na jedno kolano. Zdało się, że odprawia modlitwę nad swoją włócznią. I wtedy coś uniosło go nad ziemię ściskając go za szyję. I wtedy Eberhard Czerwony zrobił wymach swoim mieczem. Dla Franki wyglądało to jak dziecko bawiące się mieczem i atakujące powietrze. Ale chyba skutecznie, bo wiszące w powietrzu ciało Hugina opadło na podłogę łapiąc oddech. Wokół ostrza Czerwonego brata falował płomień i rozgrzane nim powietrze.

Mieli więc niewidocznego wroga, jedną płonąca broń, miotającego się Weismutha z wielkim młotem i dwójkę ślepców. Należało zdecydować zatem czy idą za ciosem w głąb katakumb, czy zamiast tego wycofują się.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline