Da Silva patrzyła na całą walkę z przerażeniem. Tym bardziej, że nijak nie mogła pomóc. Nie była wyszkolonym do walki Marines. Ona takich wynajmowała i liczyła, że siła ognia załatwi sprawę.
Tymczasem kolejni żołnierze ginęli w nierównej walce z obcymi przybyszami, których jednym życiowym celem było sianie śmierci.
Tak jak ten nieszczęśnik, który leżał teraz martwy koło ścierw dwóch ksenomorfów. Nie żył bo jego przełożona wyznaczyła go na ochotnika.
- Czy to się kiedyś skończy? - Zapytała może trochę oschle da Silva. Ale inaczej nie mogła. Wiedziała, że gdyby pozwoliła sobie na nieco współczucia w głosie, to to uczucie zupełnie zdominowałoby ją, owładnęłoby nią, sparaliżowało i nie pozwoliło działać i kolonia byłaby już zgubiona.
Mgnienia oka, odruchy, wrzaski, wściekłość…
Arc podjął decyzję. Bronią pozycji. I przy ataku przewyższających ich prędkością, zwinnością i siłą obcych istot, taka decyzja oznacza wóz, albo przewóz. Nie ma odwrotu, bo kurwie cholery dogonią każdego. I nie zależy im na mięsie by zadowolić się tymi co padną. Nie. Jak czują ofiarę to muszą ją zabić. Wynaturzenia, których nawet najwyrodniejsza z najbardziej dupodajnych matek natury z całego kosmosu nie wydałaby na świat. Bronili więc pozycji tak nieustępliwie jakby niczego w życiu ni mieli poza tym co stało za nimi. I wytłukli gnoje co do jednego. Tylko, że Thant Deluca zginął. W obsranych gaciach zginął na posterunku po tym jak obce ciało rozjebało mu bebechy dziurawiąc na wylot jak żuczka do kolekcji. Biedny skurwiel…
Arc zdjął z szyi kolegi nieśmiertelnik i schował do kieszeni. Zdjął też hełm z komunikatorem i wizją taktyczną, a także wyciągnął z zaciśniętej, martwej ręki Barettę i podał da Silvie. - Schowaj pistolet i weź to. Hełm załóż. - powiedział krótko, niemal mechanicznie.
Podniósł też leżący obok granatnik z zasobnikiem amunicji i odpiął od pasa Deluci niewykorzystane granaty, flary i zestaw ratunkowy do walki z xenomorfami. Całość przerzucił do swojego plecaka, po czym… siadł na podłodze.
Zaraz jednak zerwał się jak na hejnał na nogi. Poza ranioną wcześniej nogą, teraz doskwierala mu ręka, ta zdrowa, a i dostał pazurami przez tors, ale ten cios akurat zatrzymał się w duże mierze na pancerzu. Wyglądało jednak na to, że chce i zamierza iść dalej. Tym bardziej, że w którymś momencie tego zamieszania generator bazy zaskoczył i światła rozjarzyły się bladym blaskiem. - To się nigdy nie kończy psze pani - powiedział do Veronici przeładowując M56 - Ale jak pani ustali kto podrzucił do kolonii organizm… to będziemy wiedzieć komu za to podziękować. A teraz... Nie możemy zostać na korytarzu… Musimy dotrzeć do siedziby ochrony. I skontaktować się stamtąd z porucznikiem Hawkesem.
- Jest pan pewien, że zdoła pan tam dotrzeć o własnych siłach? - Veronica na chwilę przestała przyglądać się podanemu jej hełmowi i przeniosła wzrok na żołnierza, tego, który jeszcze żył. Przestała też zastanawiać się po co je hełm. Wszak stwory, które zaatakowały kolonię z łatwością przebijały się przez pancerze noszone przez Marines, przez hełmy również. - Jest lepiej niż wygląda - odpowiedział marine i cybernetyczną ręką skinął na hełm - Dla mojego komfortu. Ruszajmy. Może pani android jeszcze tam jest…
- Do centrum dowodzenia? - Pani dyrektor upewniła się, że dobrze zrozumiała. Po tym wszystkim kapral nagle zapragnął wrócić do centrum dowodzenia. to była jakaś niedorzeczność.
Marine jednak pokręcił głową.
[i]- Do siedziby ochrony [i]- co rzekłszy machnął dłonią na kierunek, w którym podążali, a u celu którego znajdowała się “Security”. [i]- A pani nic nie jest?[i]
Upewnił się na koniec.
- Bywało lepiej - Odpowiedziała nawet zgodnie z prawdą, chociaż nie całkowitą. - Dobrze go pan znał? - Spróbowała zmienić temat zakładając na głowę, dla komfortu żołnierza, hełm po jego zmarłym koledze. Dziwnie się z nim czuła i tak musiała też wyglądać. - Nie - Odparł bez cienia fałszu i mimo bólu uśmiechnął się na widok jej niezręcznej miny w zdjętym z trupa hełmie - Ma wbudowany nadajnik Deluci. W razie gdybyśmy się musieli rozdzielić, znajdą panią. Poza tym… Chciałem zobaczyć jak będzie pani wyglądać w samym hełmie.
- W samym hełmie - Veronica powtórzyła cicho słowa żołnierza i uśmiechnęła się do swoich myśli krążących wokół dwuznacznego stwierdzenia.
Przez chwilę szli w milczeniu, aż w końcu pani dyrektor zatrzymała się koło jednego z urządzeń umożliwiających komunikację w kolonii.
-[i] Muszę skontaktować się z Agnes.[i] - Powiedziała wprowadzając swój kod wywołała centrum dowodzenia nim marine zdążył zaprotestować.
- Agnes, proszę o raport. Dlaczego padło zasilanie? I czy znalazł się już pan porucznik Hawkes? - To ostatnie zdanie wypowiedziała z przekąsem. - Czy nadal biega bez celu po mojej kolonii?
- Dobrze słyszeć, że jest pani całą. - Powiedziała najpierw Agnes i nie tracąc więcej czasu przeszła do raportu. - Jedna z Elektromagnetycznych Przetwornic Wtórnych gubi napięcie, nie jestem w stanie określić co jest przyczyną. Mogę tylko spekulować że może być to uszkodzenie natury mechanicznej. W tej chwili jeszcze działa ale na pewno w którymś momencie znowu nastąpi zwarcie. Patrząc na dane jakie podaje system drugi raz się nie podniesie. Z kolejnych złych informacji to zwarcie może nastąpić w każdej chwili.
- Niech to wszystko…- da Silva syknęła wściekle, ledwo się powstrzymując przed uderzeniem pięścią w ścianę.
- To nie jest dobre miejsce… Proszę kończyć tę rozmowę psze pani.- odezwał się cicho kapral Evanson tonem, który w żadnej mierze nie przysługiwał podwładnym. Jednocześnie czując powolny acz nieubłagany upływ krwi, uważnie lustrował okolicę trackerem.
Veronica zrzuciła kapralowi krótkie spojrzenie. Trudno było ocenić czy jaki emocje i myśli kłębią się teraz w jej głowie. Połączenie jednak zakończyła.
Chociaż po kilku minutach znów przystanęła i ponownie wywołała Agnes.
- Czy ktoś już tam idzie by to sprawdzić?
- Nie. - Brzmiałą krótka odpowiedź Agnes. - Nie mamy kontaktu z nikim z personelu technicznego a priorytety personelu Militarnego są mi nieznane na tą chwilę. - Agnes stwierdziła prawdę. Jeszcze nie updetowała ich militarną cześć o stanie stacji i zagrożeniu jakie to ze sobą niesie. O nie znaleźli też nikogo żyjącego człowieka załogi technicznej który mógłby się tym zająć.
- Odezwę się z Security. A ty postaraj się zebrać potrzebne dane - da Silva ponownie rozłączyła się.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |