Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2020, 00:05   #24
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Warszawa, 22 marca 2019, piątek - część trzecia

Marcel następnie przesunął wzrok na Krzysztofa.
- I co? - zapytał, uśmiechając się półgębkiem. - Czy Szczepan musi się obawiać, że są inni kawalerzy potencjalnie zainteresowani jego dziewczyną?
Ciekawiło go, czy mężczyzna zaprzeczy, oburzy się, czy może przewrotnie odpowie, że tak właśnie było.
Krzysztof uśmiechnął się delikatnie. Było to ledwie widoczne zza jego wąsów i brody.
- Masz wspaniałą siostrę - odpowiedział Krzysztof - bardzo dobrze mi się z nią rozmawia. Żałuję, że już kogoś ma.
- Rozmawiałeś z nią? - Marcel zdziwił się.
Do tej pory myślał, że mężczyzna jedynie obserwował ją z oddali. I rzeczywiście było na co spoglądać, bo Iga była bardzo atrakcyjna. A poza tym wyglądała dość nietuzinkowo z powodu tych wszystkich warkoczyków i charakterystycznych ubrań. W pewnym sensie totalnie pasowały do siebie z Martą.
- A o czym rozmawiałeś z nią? - zapytał.
- Jasne, że rozmawiałem. Ciebie i Marty długo nie było - wyjaśnił Krzysztof. - O czym? Trudno powtórzyć. Cenię twoją otwartość, jednak sam nie lubię opowiadać o tym o czym rozmawiam z innymi ludźmi. Trochę podpada mi to pod obmawianie ich. Jakby nasza rozmowa była naszą prywatną rozmową. Rozumiesz? - Krzysztof najwyraźniej nie chciał obrazić Marcela, ale nie miał też zamiaru opowiadać o czym rozmawiał z jego siostrą.
- Oczywiście - odpowiedział Feliński.
Choć tak wcale nie było. Marcel nie zapytał Krzysztofa o jakieś niesamowicie prywatne i intymne rzeczy. Spodziewał się jakiejś zwykłej odpowiedzi w stylu “rozmawialiśmy o filmach”, czy coś w tym stylu.
- Czyli rozumiem, że kiedy ty pytasz mnie o związek mojej siostry, to jest to w porządku. I potem jeszcze tak to obracasz, jakbym to ja próbował ją obgadać za jej plecami, a ty wcale nie zadałeś pytania. Bardzo niewinnie z twojej strony, ale jednak pachnie hipokryzją - Marcel uśmiechnął się.
Oczywiście nie wytrzymał i musiał z czymś takim wypalić.
Krzysztof przez chwilę milczał zastanawiając się nad czymś.
- Rozmawialiśmy o jedzeniu, o pogodzie, o pracy i o dzieciach - wyliczył w końcu. - Wybacz, masz rację.
Marcel pokiwał głową. Poczuł się nagle nieco zmęczony. Przeniósł wzrok z powrotem na ekran i przez chwilę obserwował grę. Zaczął zastanawiać się o narzeczonym Marty. To musiała być ciekawa historia. Z drugiej strony po ostatnim komentarzu Krzysztofa nie miał ochoty pytać o to zielonowłosej. Zresztą rzeczywiście nie potrzebował tej wiedzy, a wspomnienia mogły ją potencjalnie zranić.
- Czy jeśli zapytam cię, jak poznałeś Martę, to znowu wyjdę na plotkarza? - Marcel spojrzał na Konrada.
Ciekawiło go, czy poprzedni komentarz Stańczyka był zgodny z prawdą. Z tego co Feliński pamiętał, spotkali się w jakiejś naleśnikarni, która już nie działała…
- Poznaliśmy się jakieś osiem lat temu. To były jedne z pierwszych Warszawskich spotkań Niedzieli z Lambdą - odpowiedział Konrad.
- Wtedy odbywały się one w super naleśnikarni - głos Marty dobiegł zza ich pleców. Oparła się o zagłówek tapczanu.
Marcel wzdrygnął się przestraszony. Był tak skoncentrowany na rozmowie z trójką mężczyzn, że przez chwilę przestał zwracać uwagę na wszystko, co dzieje się wokół niego. Marta najpewniej nie chciała się zakraść, ale i tak zdołała przestraszyć Marcela. Zaśmiał się lekko.
- Przyprawisz mnie o zawał - uśmiechnął się. - Co to jest Niedziela? Bo sprawdziłem, czym jest Lambda.
Nagle zamilkł. Zdawało się, że powiedział więcej, niż pragnął.
- Kiedyś, dawno temu, z kompletnie innego powodu to sprawdziłem - szybko dodał ciszej.
- Tak nazywały się spotkania, bo spotykaliśmy się w niedziele. To była taka grupa wsparcia, dyskusyjna, a czasami po prostu oglądaliśmy razem filmy mając przy sobie czy raczej spędzając czas z osobami które nas rozumieją - wyjaśnił Konrad.
- I zawsze można było kogoś poznać - dodała Marta. Na co Konrad uśmiechnął się.
- Poznałem tam swoją pierwszą miłość - wyjaśnił szybko.
Marcel przymknął oczy. Miał ochotę uderzyć się w twarz. To był bardzo dobry moment na facepalm. Do tej pory uważał, że były dwie organizacje, które się spotkały. Ale Niedziela to była nazwa spotkania. Powinien był na to wcześniej wpaść. Teraz wydawało mu się to oczywiste.
- Podobno pierwszych miłości się nie zapomina - rzucił Marcel. To był taki oklepany tekst, ale nie wiedział, co odpowiedzieć, ale coś pasowało. Zerknął na Krzysztofa, a potem znowu na Konrada. - Jak miał na imię? - zapytał.
- Co to jest Lambda? - zapytał Sebastian odkładając joystick na stolik i sięgając po drinka.
Krzysztof wstał ze swojego miejsca i ruszył do Igi, gdyż ta właśnie skończyła sprzątać i została sama. Marta wykorzystała okazję i usiadła obok Marcela.
Marcel odprowadził wzrokiem Krzysztofa. Nie chciał przesadzać, ale cieszył się, że sobie poszedł. Tak naprawdę nic się nie stało, ale Feliński był wrażliwy na tego typu drobne spięcia.
- To stowarzyszenie LGBT, jeśli się nie mylę. Ale Konrad i Marta pewnie więcej mogliby ci odpowiedzieć na ten temat - odpowiedział.
- Wiktor - odpowiedział Konrad na poprzednie pytanie Marcela. - Czy pierwsza czy druga, każdą się pamięta. Najważniejsza jest i tak ta ostatnia i jedyna.
- Ja dobrze pamiętam swój pierwszy seks - wtrącił Sebastian, po czym dopił drinka i zaczął wstawać - a drugiego i kolejnego już nie.
Marcel zastanawiał się przez moment. On pamiętał doskonale swoje pierwsze zbliżenie, ale z drugiej strony miało miejsce przed chwilą, więc to jeszcze nic nie znaczyło. Czuł, że samo myślenie na ten temat sprawiało, że zaczynało mu się robić cieplej.
- Mówisz, że najważniejsza jest ta ostatnio - zerknął na Konrada. - Ale myślisz, że te wszystkie po drodze nas zmieniają jakoś na stałe? - zapytał. - Czy to jedynie przeszłość, a liczy się wyłącznie teraźniejszość. I nasz obecny związek.
- Na pewno zmieniają - odpowiedział Konrad. - Nie lubię za dużo rozpamiętywać, teraźniejsze związki zawsze są dla mnie najważniejsze.
Sebastian w tym czasie oddalił się do stołu z alkoholem.
- Mi też przynieś! - Marcel krzyknął za nim, wykręcając się i opierając o wezgłowie kanapy. - Cokolwiek mi przynieś!
Nie chciał jeszcze trzeźwieć. Obrócił się z powrotem w stronę Konrada i Marty.
- Ale żałujesz ich? Czy nie żałujesz? Gdybyś mógł cofnąć się w czasie, to byś je wszystkie wymazał? - zaciekawił się Marcel. - Czy też uważasz, że wtedy coś byś stracił?
- Żadnego bym nie wymazał - odpowiedział Konrad - każdy mnie ukształtował, takiego jakim jestem i coś wniósł do mojego życia. Chociażby miłe i piękne momenty. Tyle wystarczy.
Marta milczała zagryzając wargi na szklance z drinkiem.
- To znaczy, że wiązałeś się z dobrymi ludźmi - odpowiedział Marcel. - Niektóre związki po prostu ranią i są niepotrzebnym bagażem. Też mam takie szczęście, że nie mam za sobą podobnych przeżyć.
“Z drugiej strony nie mam za sobą żadnych przeżyć, więc w pewnym sensie to jeszcze gorzej”, zasępił się Marcel. Spojrzał na swoje połamane palce i potarł je o siebie.
- Więc powiedzcie mi, bo jesteście pewnie bardziej imprezowymi duchami - rzekł, dodając go głosu nieco animuszu. - Co takiego robią ludzie na imprezach, co moglibyśmy zrobić. O… palenie papierosów może? Gra… gra w twistera? Choć nie, opuściliśmy już wiek gimnazjum. Hmm… może więc wyjdziemy na papierosa?
- Oooooooooo ja chętnie! - Marcie nie było trzeba dwa razy powtarzać. Szybciutko wstała i już czekała na Marcela. Wzrokiem śledząc Sebastiana który kończył robić drinki.
- Ja nie palę dzięki - odpowiedział Konrad. - Chętnie pogram jeszcze z Sebastianem. A później może jakaś muzyka?
- Ej… rzeczywiście nie gra. Puszczę od razu Doorsów. Mam nadzieję, że lubicie. Jak nie, to nadal będziecie musieli słuchać, ale ja przestanę lubić was - zażartował Marcel.
Ruszył w stronę stojaków i lekko zataczając się, ubrał się w kurtkę.
- Czekaj… nie mamy zimy, prawda? - zapytał Marty, która na niego czekała.
Bardzo powoli rozebrał się i odłożył kurtkę na miejsce. Dołączył do niej.
- Nawet nie pytaj mnie, dlaczego… Nie, czekaj, przecież mamy zimę. Jest marzec. To jeszcze nie wiosna.
Znowu zaczął się ubierać.
- Ja tak czasami mam - mruknął. - Wiem, że jest na to jakiś termin. Nieważne.
- Wariat? - zapytała żartobliwym tonem. Marta nie miała kurtki, w końcu przyszli z drzwi naprzeciwko, więc po prostu cierpliwie czekała aż Marcel zdecyduje się czy idzie w niej czy bez niej.
Marcel przewrócił oczami.
- Masz mnie. To cały ja. Jeśli chcesz, to mogę dać ci kurtkę Igi.
Marta skinęła krótko głową. Chętnie ubrała kurtkę Igi.
Sebastian widząc jak Marcel się zatacza schował się z jego drinkiem w kuchni.
Feliński spoglądał na upragnioną szklankę, która zniknęła w innym pomieszczeniu.
- Brutus! - krzyknął za Sebastianem. - Prawdziwy zdrajca!
Uśmiechnął się żartobliwie.
Stańczyk został przyklejony do ekranu. Mogli ruszać razem w stronę balkonu i nikt najwyraźniej nie chciał iść z nimi.
Wyszli na niego. Marcel miał w kieszeni paczkę marlboro.
- Mam zwykłe - rzekł i wyciągnął ją w stronę kobiety. - Złote, grube.
Wiedział, że kobiety często wolały mentolowe, niestety takich nie posiadał. W drugiej kieszeni znajdowała się zapalniczka, którą również wyjął.
- To dobrze. Wolę zwykłe - odparła Marta. Poczęstowała się papierosem i zapalniczką, która oddała zaraz po odpaleniu fajki i zaciągnięciu się dymem.
- Masz jakieś plany na jutro? - zapytała - Oprócz odsypiania kaca?
Następnie Marcel sam zapalił i zerknął na nią.
- Teraz nic sobie nie przypominam. A co? Masz jakieś plany dla mnie na jutro? - uśmiechnął się lekko i oparł plecami o barierkę.
Zerknął w bok na ulicę, która rozciągała się poniżej. Było późno, a mimo to znajdowało się na niej dość dużo przemykających samochodów. Zdawało się, że to miasto jednak na serio nie zasypiało. Przynajmniej nie w tej dzielnicy.
- Jestem w Warszawie do niedzieli - odpowiedziała. - Chętnie coś ci zaplanuję. Twoja siostra chciała żebym zrobiła kilka zdjęć tobie i obrazom, ale je myślałam o czymś bardziej tylko ty i ja.
Marcel pokiwał głową.
- Brzmi cudownie - rzekł.
Zamilkł na moment.
- Czy wydaję ci się kobiecy? - zażartował. - Nie wiem, jak interpretować to, że jesteś zainteresowana moim towarzystwem - zaśmiał się lekko.
- Kobiecy? - Marta uśmiechnęła się. - Nie. Ani trochę. Przeszkadza ci to, że lubię też kobiety?
- Nie, oczywiście, że nie. To był taki żart. Zresztą mi się podobają również mężczyźni. Zdaje się, że nie różnimy się wcale. Przynajmniej nie pod tym względem - rzekł. - Ciekawe, czy znowu będziemy śnić jeden sen - mruknął. - Czekaj… mówiłaś, że twoja moc jest związane ze snami, prawda? Możesz powtórzyć, na czym dokładnie polegała? - zapytał.
- Mogę ci pokazać - odpowiedziała. Wyciągnęła w stronę Marcela wolną dłoń. - Złap mnie - poprosiła. Nie musiała go namawiać. Wnet mężczyzna chwycił jej rękę. Choć widać było ostrożność w tym ruchu, jak gdyby po części spodziewał się, że nagle potelepie go milion voltów.
Stali tak przez chwilę w milczeniu, ale po za tym, że czuł ciepłą dłoń Marty nic się nie stało. Dziewczyna zmarszczyła czoło w tym samym momencie w którym za jej plecami pojawił się Stańczyk.
- A co panienka tu wyprawia? - zapytał przyglądając się im z szerokim uśmieszkiem.
- Nie działa. Jesteś jakby… odporny na moje zdolności - Marta odruchowo spojrzała w stronę skąd dobiegał głos.
- Może powinienem położyć się na łóżku, albo być chociażby śpiący? - zapytał Marcel. - Jeśli tutaj zasnąłbym, to mogłoby się to źle dla mnie skończyć. I nie mam na myśli koszmarów - mruknął. Następnie zerknął na Stańczyka. - Hej - rzucił do niego jak do kumpla.
- Nie musisz być śpiący. Potrafię przesłać do czyjejś głowy jakąś wizję. Mogę dotknąć Igi i wczepić jej myśl, że chce jej się siku. Albo Konrada, żeby wyobraził sobie seks z Sebastianem.
- Jezu - szepnął Marcel. Cieszył się, że byli na zewnątrz, inaczej musiałby zacząć się wachlować.
- Jeśli by spał to cały długi sen, co tylko udałoby mi się wymyślić. Pająki? Proszę bardzo. Ujeżdżdzanie byka. Trójkącik? To tylko kwestia mojej własnej wyobraźni - tłumaczyła Marta.
- Jeśli was to pocieszy, ja nie mam żadnych przeczuć odnośnie Marty. Wiem o niej tylko tyle ile zdążył pomyśleć Konrad - dodał Stańczyk - a to wystarczająco dużo - zarechotał. - To prawda, że łączysz antydepresanty z alkoholem? - znów zarechotał.
- Wow - mruknął Marcel.
Tak właściwie z trzech powodów. Po pierwsze, bo Marta łączyła antydepresanty z alkoholem, a to brzmiało groźnie. Choć nie tak groźnie, jak łączenie ich z benzodiazepinami. Po drugie, bo Stańczyk był niewiarygodnie wręcz obcesowy, nawet jak na niego. Po trzecie, bo Konrad najwyraźniej o tym wiedział, ale jego reakcja nie wydawała się zbyt zdecydowana. Z drugiej strony co takiego miał zrobić, Marta była dorosła.
Potem Marcel zastanawiał się, jak dokładnie będzie wyglądać jutrzejszy dzień i jak bardzo Konrad będzie zaangażowany w spotkanie jego z Martą. To były niewiarygodne okoliczności, ale Marcel zdołał się i tak lekko podniecić.
- Wiesz co mi to przypomina? - zapytał. - Nie, ty na to powinnaś wpaść… choć jeśli nie wpadniesz, to pewnie dobrze to o tobie świadczy. Wiesz, taki romans… ON ma specjalne moce związane z umysłem, nie działają tylko na NIĄ… - zawiesił głos. - Być może jest to czytanie w myślach i być może on jest wampirem błyszczącym się brokatowo w słońcu… - parsknął śmiechem. - Może to znaczy, że jesteśmy sobie pisani.
Marta, która przed chwilą miała minę kogoś kto ma ochotę skoczyć niewidzianemu przez siebie Stańczykowi do gardła teraz wybuchła śmiechem. Stańczyk też.
- Konrad nie ma racji. Nic nie biorę. Jestem czysta. On jest zawsze taki złośliwy czy tylko jak jest zazdrosny? - spojrzała w miejsce gdzie wcześniej słyszała Stańczyka.
- W sensie Konrad jest zazdrosny, czy Stańczyk? - zapytał Marcel. - Bo na pewno teraz wiem, że Stańczyk jest częścią mojego umysłu. Skoro nasze moce nie działają na siebie nawzajem i on nie widzi ciebie, to znaczy, że ja nie widzę ciebie. To znaczy, że on jest… mną - rzekł. Ale kiedy zerknął na Stańczyka, to wcale nie poczuł się dumny z takim twierdzeniem w ustach.
- Ale ja go słyszę - odpowiedziała Marta. - Dlaczego miałabym słyszeć część twojego umysłu?
- Hmm… - mruknął Marcel. Czyżby jego teoria była jednak błędna? - To… ma trochę sensu. Nie wiem. Nie mam teraz głowy na takie rozmyślania.
Zerknął na Stańczyka.
- Czyli nie jesteś tylko moim wytworem? - zapytał go. - Serio?
Następnie spojrzał na Martę.
- Nie wychylaj się za bardzo przez barierkę, proszę - rzekł szybko i dość cicho. Przypomniał sobie sen i malowany obraz. Nie chciał, żeby okazało się, że Marta miała wypaść nie z awionetki, ale z balkonu.
Dziewczyna spojrzała od razu na barierkę. Nie wychyliła się, została tam gdzie była.
- Dlatego jestem zainteresowana twoim towarzystwem - wyjaśniła, wracając nagle do pytania które padło dawno temu. - Czuję, że coś nas łączy. Może tylko ten głupi sen? Może jakieś nie wiem… zdolności? Kiedy jestem koło ciebie mam wrażenie, że wokoło nas unosi się gęsta mgła, za którą podążając nawet z zamkniętymi oczami trafię zawsze na ciebie chociażbyś schował się w nieznanym mi kącie tego mieszkania. Wiem, nie jestem poetką. Nie wiem jak to ująć trafniej.
Marcel zamilkł. Przez kilka sekund nic nie mówił i ta przerwa zdawała się znacząca, bo zazwyczaj odpowiadał błyskawicznie. Teraz po prostu przysunął się pocałował ją krótko w usta. Praktycznie jedynie musnął jej wargi swoimi. Następnie odsunął.
- Jak dla mnie to było całkiem poetyckie - uśmiechnął się do niej lekko, a następnie przesunął wzrok na ulicę. - To zabrzmiało romantycznie. A przez to, że wcale nie próbowałaś mnie uwieść… tylko próbowałaś opisać to, co czujesz… wydało mi się to jeszcze bardziej słodkie - mruknął.
Dla Marcela jednak zrobiło się zbyt słodko. Nie wiedział do końca, jak zachowywać się w takiej sytuacji i czy nie przesadził.
- Wypaliłem do końca, wracam - rzucił i wszedł do mieszkania.
Marta nie poszła za nim. Została sama na balkonie.
- Konrad wygrał już trzeci raz z rzędu - skarżył się Stańczyk, który zrównał się z Marcelem i w raz z nim wszedł do mieszkania - jak się z nim zaprzyjaźnić będziemy mogli często grać. To takie fascynujące… - błazen zaczął komentować poszczególne elementy gry.
- Czekaj… czy ona została sama na tym balkonie? - zapytał dosłownie sekundę przed tym nim znaleźli się w salonie. - Interesujące. A może mam co do niej przeczucia, ale rzadko albo tylko jeśli nie ma jej w pobli….
TRZASK!
Dochodził zza pleców Marcela, gdzieś z balkonu. Przypominał dźwięk bitego szkła.

Feliński obrócił się od razu. Serce zaczęło mu szybko bić. Nie przyszło mu do głowy, że musiał tak bardzo uważać na Martę. Obawiał się, że mogła coś sobie zrobić. Nawet nie celowo… Troszeczkę wypiła i Marcel również… I choć on sobie nie zrobił krzywdy, to ona mogła.
- Hej?! - krzyknął odruchowo.
Chciał się upewnić, że wszystko było w porządku.
- Heeeeeeeeeeeeeej! - odpowiedział mu głos Marty, któremu towarzyszyło lekkie echo.
- Nie mówiłbym jej następnym razem żeby się nie wychylała - mruknął Stańczyk.
Marcel wypadł z powrotem na balkon. Nie miał pojęcia, co się stało. Czy ona wypadła z balkonu? To nie mogło się wydarzyć… Jezu. Serce Felińskiemu podeszło do gardła. Jeżeli ona tam zginie, to sobie tego nigdy nie wybaczy…
Nie wypadła.
Stała na niższym szczeblu od balkonowej barierki obydwoma stopami, przechylając się do przodu. Wiatr rozwiewał jej zielone włosy. Miała zamknięte oczy i rozłożone szeroko ręce.
- Eeeeecho! - zawołała radosnym tonem.
Pobite szkło od szklanki leżało krok od niej, tuż przy stoliku na którym była popielniczka. Nic się nie rozlało, bo widocznie wcześniej dopiła drinka.
- Kompletnie cię pojebało?! - krzyknął Marcel.
Powoli ruszył naprzód, chcąc ją złapać. Ona na serio mogła spaść w każdej chwili. To w ogóle nie bawiło Felińskiego. Miał tylko nadzieję, że w tych okolicznościach sam nie wypadnie za barierkę, bo z jego koordynacją ruchową było teraz kiepsko. Cieszył się, że Sebastian jednak nie dał mu tego drinka. Wciąż miał przed oczami namalowany obraz spadającej Marty i miał nadzieję, że nie był on w żadnej mierze proroczy.
Złapana Marta próbowała zejść z barierki cofając się do tyłu.
- No już spokojnie, przecież jakby co Stańczyk by mnie złapał, prawda? - powiedziała, niezbyt trzeźwo.
- No i złapał cię - odpowiedział mężczyzna. - Poinformował mnie, że z tobą jest coś nie tak i dlatego ruszyłem od razu do ciebie. W pewnym sensie to on cię złapał, choć moimi rękami.
- Ze mną wszystko jest dobrze, to ze światem jest coś nie tak - mruknęła Marta, która nie wydawała się specjalnie przejęta sytuacją. Uśmiechała się i jednocześnie zakładała Marcelowi rękę na ramię.
Marcel czuł dziwną mieszankę ulgi i złości. Doszedł do wniosku, że pewnie tak czują się rodzice małych dzieci, które wyszły znienacka na środek jezdni. Albo znalazły się w innej niebezpiecznej sytuacji, z której udało się je w ostatniej chwili uratować.
- Obiecaj mi, że nigdy więcej tego nie zrobisz - rzekł. - Już pomyślałem w ułamku sekundy, że wpadniesz w śpiączkę i będę cię widział tylko we śnie. Albo gorzej, że umrzesz. Wchodź do środka. Zrobiliśmy już dostateczne przedstawienie.
Wesołość Marty uleciała momentalnie. Dziewczyna dosłownie pobladła, gdzieś w momencie gdy Marcel zaczął mówić o wpadaniu w śpiączkę. Odsunęła się od niego nic jednak nie mówiąc.
Marcel zamknął drzwi na balkon. Następnie przymknął oczy i próbował się uspokoić. Zastanowił się, czy jego reakcja była przesadzona. Miał nadzieję, że nie. Marta naprawdę mogła zrobić sobie krzywdę.
- Wszystko w porządku? - zapytał ją delikatnie, podchodząc do niej. - Mam nadzieję, że nie byłem zbyt szorstki - mruknął.
Rozejrzał się po otoczeniu, czy pozostali rzeczywiście się w nich wpatrywali. Może w jakiś cudowny sposób byli zajęci czymś innym i nie zwrócili uwagi na nich. Muzyka dość głośno grała.
Wszyscy byli zajęci. Iga chichotała w najlepsze tańcząc z Krzysztofem przy tej głośno grającej muzyce. Sebastian z Konradem nadal grali w najlepsze.
- Ale żeś dał z ta śpiączką - zarechotał jak żaba Stańczyk - idę popatrzeć jak grają. Jak będziecie chcieli uprawiać seks, to polecam sypialnię. Wygodniej i brak dostępu do balkonu.
Po tych słowach skierował się w stronę grających.
Marta stała, nadal bardziej blada i bez uśmiechu.
- To nie jest temat na dziś - wyjaśniła - nic się nie stało.
- Chodzi o twojego narzeczonego? - zapytał Marcel.
Następnie ugryzł się w język. Czasami opłacało się najpierw myśleć, potem mówić. A po pierwsze słuchać. Jak Marta twierdziła, że to nie był temat na dzisiaj, to najpewniej tak było. Feliński pragnął się teraz zrelaksować. Na pewno nie uprawianiem seksu, choć zasugerował to Stańczyk.
- Mam wielką ochotę na wino, ale pomieszam… Chodź, naleję nam drinka - rzekł. - Mam sok granatowy, bardzo go lubię.
Odwrócił uwagę niczym mistrz.
- Drinek. Wspaniała myśl - zielonowłosa uśmiechnęła się w końcu. - Chodźmy.
Marcel nie zamierzał tworzyć jakichś szczególnie skomplikowanych drinków. Po prostu nalał do szklanki nieco wódki, dopełnił sokiem i włożył po dwie kostki lodu. Każdy schłodzony napój lepiej smakował.
- Zrobione - rzekł i podał jej jedną szklankę.
Następnie ruszył do alkowy, która znajdowała się w rogu salonu. To było wygodne miejsce, w którym można było zrelaksować się i miło spędzić czas. Było tam również kilka poduszek, które dodawały atrakcyjności temu miejscu. Mężczyzna usiadł tam i posunął się, robiąc miejsce dla Marty. Napił się.
- Powiedz mi jedną rzecz, jakiej nikt o tobie nie wie... oprócz ciebie - rzucił tonem sugerującym, że to gra.
Marta oczywiście ulokowała się obok niego. Była na tyle pijana, że śmiało usiadła blisko.
- Cholera, sporo takich - odpowiedziała leniwym tonem, po czym popiła drinka. - Chodzi ci o bardziej pikantne, jak to, że masturbuje się przy książce "Na jej rozkazy" Chaudière, czy bardziej prywatne jak to, że faktycznie od dłuższego czasu nie biorę żadnych antydepresantów i jest mi z tym dobrze?
- W sumie to ciekawe, że uważasz niebranie antydepresantów za bardziej intymny szczegół od praktyk erotycznych - zaśmiał się Marcel. - Ja słyszałem, że po odstawieniu są działania niepożądane. W ogóle nic nie miałaś, czy przeszłaś już je? - zapytał. - Swoją drogą, nie znam tej książki. Tak ją przedstawiłaś, że teraz chcę ją przeczytać - mruknął.
Dziewczyna zaśmiała się. Zasłoniła przy tym usta dłonią.
- Oh, miałam. Głównie stany lękowe. A później zawroty głowy. A teraz już nic, chyba, że miłość do alkoholu - odpowiedziała.
- Tutaj cię rozumiem, choć nie jestem z tego dumny. Mam czasami wrażenie, że nie potrafię w pełni odpocząć, jak jestem kompletnie trzeźwy - odpowiedział. - Zawsze znajdę powód, żeby się czymś dręczyć.
Zamilkł na moment. Napił się znowu. Granat był cierpki, ale bardzo aromatyczny. Ostry smak wódki mocno wybijał się i tak.
- A czym ty się dręczysz? - zapytał. - Myślałem, że ładne dziewczyny nie mają w życiu problemów - zażartował.
- Teraz powinna być moja kolej, na zadanie ci tego samego pytania, nie sądzisz? - upomniała go Marta. - Stańczyk nie powiedział ci jeszcze wszystkiego o moim narzeczonym?
- Nie. Czasami coś mówi na twój temat, ale rzadko i niechętnie. Może dlatego, bo nie dostrzega informacji, a może ma taką zachciankę, żeby poruszać bardziej tematy innych… kto go tam wie - Marcel wzruszył ramionami. - Wiem tylko, że stało się coś złego. Naprawdę złego. A potem miałaś wiele dziewczyn.
Mężczyzna zamilkł na moment.
- Gdybym ja miał zacząć mówić, czym się dręczę, to nie skończylibyśmy nigdy tej rozmowy - mruknął. - Ostatnio dręczyłem się tym, że ty i Konrad na pewno jesteście parą rosyjskich naukowców i nie mogę wam ufać. Mój mózg ma biologiczny defekt, przez który jestem ciągle podejrzliwy i szukam teorii spiskowych. To cud, że w ogóle czasami zauważam, jak bardzo chore są niektóre moje działania i myśli. Innym razem sądzę na serio, że niektóre moje przekonania są prawdziwe. Jak na przykład to, że Stańczyk naprawdę istnieje i że spotykam się we śnie ciągle z tymi samymi nieznajomymi. Miesza mi się często prawda z fikcją. Nigdy nie wiem do końca, co jest prawdziwe, a co nie. Może ty jesteś tylko projekcją stworzoną przez mój umysł. To że mogę cię dotknąć - to właśnie uczynił - nic tak naprawdę nie znaczy. Nie czyni cię bardziej prawdziwą. Kto wie, może to wszystko istnieje jedynie w mojej głowie, a tak naprawdę jestem przywiązany do łóżka w psychiatryku - zaśmiał się gorzko, rozglądając po pokoju.
- To faktycznie grubo - odparła Marta - ale po tobie nie widać tego, na prawdę dobrze się trzymasz. Stańczyk paradoksalnie pomaga?
Zielonowłosa ujęła Marcela za dłoń którą wyciągnął by ją dotknąć.
- Nie zawsze dobrze się trzymam. Mam dobre okresy i te złe. Widzisz moje palce? Sam je sobie tak urządziłem. Jeśli wierzyć moim psychiatrom, bo ja mam wyraźne wspomnienia Rosjan i spisku, mającego pokrzyżować moje plany wygrania konkursu pianistycznego. Że to ktoś inny rozwalił mi stawy młotkiem. Ale najwyraźniej uczyniłem to ja sam, żeby uniknąć stresu… - wzruszył ramionami. - Kto wie.
Zamilkł na moment.
- Czemu odstawiłaś leki? - zapytał. Ten temat go zainteresował, bo ostatnio sam to zrobił.
- Minęło sporo czasu. Codziennie biorąc tabletkę przypomniałam sobie dlaczego to robię. No i nie można przy nich pić alkoholu - zaśmiała się. - Chciałam spróbować, poradzić sobie z tym, być silna i niezależna - Marta pogładziła połamane palce Marcela, przez chwilę przyglądając się im. Upiła drinka. - Tomek, mój narzeczony, czy właściwie były narzeczony, od pięciu lat jest w śpiączce.
- Bardzo mi przykro - Marcel zawiesił głos. - Nie mam pojęcia, jakie to musi być uczucie - rzekł. - Musiał być dla ciebie bardzo ważny, skoro nawet po tylu latach wciąż o nim pamiętasz… Pewnie wiele osób próbowałoby przejść na kolejny etap życia, tak mi się wydaje. Żeby zapomnieć o bólu.
Znowu się napił. Szklanka była już do połowy pusta. Pewnie ktoś mógłby powiedzieć, że do połowy pełna, ale dla Marcela zawsze była do połowy pusta.
- Ten żółty klucz, którym Karol otworzył okno. Pamiętasz go? - zapytała, chociaż najwyraźniej nie oczekiwała odpowiedzi. - To klucz do szafki w klinice, gdzie został umieszczony na pobyt stały. Są w niej jakieś głupoty do pielęgnacji. Jestem pewna, ale od kiedy wiem, że ten klucz pasował, mam wrażenie, że muszę tam pojechać i zajrzeć do tej szafki. Kiedyś jeździłam codziennie, później raz w tygodniu, a później wyprowadziłam się daleko i przestałam jeździć. Ciągle wyobrażam sobie jak staję przed pokojem i nie mogę tam do niego wejść.
- A co mówią lekarze? Jakie ma szanse na wyzdrowienie? A przynajmniej na odzyskanie świadomości?
Skoro po pięciu latach wciąż był w śpiączce, to pewnie kiepskie. Marcelowi coś kojarzyło się, że im dłużej trwała śpiączka, tym rokowanie było gorsze. Ale nie miał pojęcia z jakiego źródła czerpał tę informację, a tym bardziej, czy była poprawna.
- Myślę, że chciałby, abyś żyła. I to dobrze, że próbujesz - dodał Marcel. - Mam na myśli… żyła tak naprawdę. Jestem przekonany, że gdybyś mogła coś zrobić dla niego, to już byś to zrobiła. Niestety… Czasami życie jest tak zjebane, że aż nie da się go naprawić - westchnął.
- To prawda - odpowiedziała dziewczyna, jednocześnie kładąc mu głowę na ramieniu. - Chciałabym śnić dziś o czymś przyjemnym - powiedziała szeptem - może, o tym seksie o którym mówił Stańczyk. Było przyjemnie…
Marcelowi wydawało się, że mówi coraz ciszej.
- A… a jak doszło do tego… wypadku? - mruknął Marcel.
Musiał mocniej chwycić szklankę, bo wypadłaby mu z rąk. Haustem wypił resztę i odłożył ją na bok. Zamrugał oczami. Chyba musiał wypić kawę, bo inaczej zaraz tu zaśnie.
- O ile rzecz jasna… mogę o to zapytać…
Jednak Marta nic nie odpowiedziała. Wtuliła się lekko w jego ramię, zachowując na tyle czujności by szklankę z niedopitym drinkiem tym razem odstawić i nie zbić. Wyglądało na to, że dziewczyna zasypia.
- Wiesz co… musimy wstać… - mruknął.
Doszedł do wniosku, że najpierw tylko położy głowę na ścianie. Tylko na kilka sekund zamknie oczy. Było mu wygodnie. Nikomu nie zrobi krzywdy, odpoczywając przez chwilę. I zanim zdążył się zorientować… zasnął.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 20-05-2020 o 23:12.
Ombrose jest offline