Po powrocie do tymczasowego miejsca zbiórki, zastali czekającą już na nich Marion Marchand. Stała ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma opierała się o brzeg stołu, zaś jej rozgniewana mina budziła u Flavio skojarzenia z drapieżnym ptakiem. Tonem garnizonowego porucznika punktowała nieodpowiedzialność oraz lekkomyślność kleryka wraz z jego kompanem, której dopuścili się podczas swej eskapady. Kończąc rugać niesubordynowanych podwładnych rzuciła krótkie -Odmaszerować!-. -Chyba na mnie leci - powiedział Varn szturchając go w bok. -To czemu patrzyła na mnie hm? - szybko zripostował.
Z samego rana cała ekipa wsiadła do furgonetki którą przyjechali z kosmoportu, i ruszyli we wskazanym przez ich dowódczynie kierunku. Dojechali na teren poza miastem gdzie podłużne betonowe konstrukcje służyły za składowiska wszelkiej maści maszyn rolniczych i pojazdów oraz warsztaty do naprawy takowych. Zatrzymali się przy jednym z nich. Marachand wyszła z wozu otwierając kluczem bramę, wskazując kierowcy by wjechał do środka. Wewnątrz zastali lekko opancerzony pojazd bojowy tzw. Land Crawler, -Myślicie że będziemy potrzebować takiej armaty?- spytał wskazując wyrzutnie zamontowaną na wieżyce pojazdu.
Gdy crawler wjechał na monostradę, silnik zaczął pracować pełną mocą. Hałas w komorze transportowej stawał się nie do zniesienia, uniemożliwiając praktycznie rozmowę. Flavio miał wrażenie że ktoś zarzucił mu na głowę metalową puszkę i z całej siły, raz za razem uderzał w niego metalową chochlą. „Niech ta podróż się szybko skończy” myślał Flavio próbując rozsiąść się w możliwie najmniej niewygodnej pozycji. |