Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2020, 01:10   #28
BigPoppa
 
BigPoppa's Avatar
 
Reputacja: 1 BigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputację
Dni upływały na czekaniu. Przyzwyczaił się do tego podczas służby w Gwardii. Służba składała się w większości z czekania. Czekania, aż wydarzy się coś - zaczną atakować, przyjdzie rozkaz, nagle zaczną spadać pociski artyleryjskie, wpadną w zasadzkę. Czekanie dobijało. Podskórnie, każdy Gwardzista wiedział co nastąpi. Nieunikniona konsekwencja losu żołdaka Imperatora. Każdy miał różne sposoby na zabicie czasu, lepsze lub gorsze..


"Podróż z rodzinnej planety na Tranch była długa i męcząca. Dręczyły go niespokojne sny, o niezrozumiałej symbolice. Krótkie, nagłe, urywały się nagle jak taśma w heavy stubberze. Nie mniej, coś się działo.
Sądził, że po wylądowaniu na planecie, od razu ruszą do boju. Pierwszy zawód młodego Gwardzisty. Z kosmoportu w kopcu, który nadal był w rękach Lojalistów, przetransportowano ich do jakieś oddalonej od ludzki osad placówki. Zapewne kiedyś stacjonowały tu PDF, bo wojskiem śmierdziało z każdego centymetra kwadratowego. Budynki koszarowe zostały bardzo szybko zajęte przez pierwsze regimenty, które trafiły na planetę. Zarówno na części placu, jak i na zewnątrz stacjonowały maszyny Gwardii Imperialnej - potężne czołgi Leman Russ, transportery Chimera. O Leman Russach dużo słyszał, na Fenksworld produkowano część ważnych części do czołgów, za to składali Chimery. Nie on, oczywiście, ale widział to i owo.
Pełno było żołnierzy w mundurach wszelkich kolorów, z oznaczeniami regimentów. Ich regiment nie posiadał wyróżniających się znaków, byli nijacy. Jak ogrom regimentów Gwardii. Tylko niektóre planety są w stanie zagwarantować dobre wyszkolenie i wyposażenie, a 137 regiment Fenksworldu do takiego nie należał. Mundur, pas, hełm na głowie i lasgun w dłoni.
Rozbili się obok drugiego regimentu z ich planety. Swojaki trzymały się w kupie.
Niektórzy oficerowie i podoficerowie, ci nadgorliwi, organizowali ćwiczenia na sucho czy utrzymywali dyscyplinę poprzez zaprawy fizyczne, ale żołnierze zaczęli na własną rękę organizować sobie życie. Bertan czyścił lasguna i ćwiczył, na sucho rzecz jasna. Namiot dzielił z swoją drużyną, do której należał też i Jor. Imperator tylko wiedział, dlaczego Jor tak głośno chrapał. Niczym hutniczy miech.
Czekali tak dzień, dwa, w końcu tydzień. Zaczął się drugi, gdy nadszedł sygnał."


Nim wyruszyli, zdołał przebrać się w mundur i założyć na siebie pancerz. Zjadł batona proteinowego, zapewniając sobie odpowiedni zastrzyk energii. Tym razem usiadł z tyłu furgonetki, by nie rzucać się w oczy. Sprawdził broń, dwukrotnie. W kaburze udowej siedział laspistol, przy pasie mono-nóż, a główną bronią był lasgunu - którego lufa obecnie celowała w podłogę. Tak mu poradzili na Tranchu, jacyś gwardziści z regimentu zmechanizowanego. Tłumaczyli mu i innym z Biednej Pierdolonej Piechoty, że na wypadek nagłego wystrzału, laserowa krecha pierdolnie w podłogę i nie zrobi nikomu krzywdy. Gdyby ktoś celował w górę, albo trzymał broń na kolanach..
Mikenheim wolał nie sprawdzać. Całą drogę pokonał w milczeniu.

To co zastał w garażu bardzo, ale to bardzo mu się nie spodobało.
- Zapierdoliłaś to jakimś powstańcom czy innym rewolt-małpom? - sarknął gwardzista, widząc cud techniki. Stan, a szczególnie modyfikacje tego dzieła techniki, przypominały mu..


"- Te małe, pierdolone gówna, które ktoś nazywa czołgami! Napierdalają na nas z tamtego skrzyżowania! - wykrzyczał Halldor, operator wyrzutni rakiet. Ksywka Opalony, dzięki uzyskaniu Opalacza z Miotacza jak mówiło się na oparzenia od gazów wylotowych z końca wyrzutni. Cały regiment rzucono do odbijania kwartałów kopca. Kopiec był popierdółką w porównaniu do Triatam, Volg czy Magnagorsk, ale nadal był kopcem. Nic dziwnego, że 137 regiment czuł się jak w domu i dawał wycisk buntownikom. Ulice, habitaty, fabryki, magazyny, faktorie, miejska dżungla.
Wszystko szło fajnie, dopóki przeciwnik nie przypuścił śmiałego ataku pod osłoną nocy, który przeciął 137 na pół. Łączność była średnia, by nie powiedzieć, że do dupy. Zepchnięto ich w tył, zmuszając do obrony i okopania się na ulicach. Najwyraźniej te skurwiałe rewolt-małpy, jak mawiał na nie najstarszy w plutonie Baldur Dovig.
- Jebane rewolt-małpy, dlaczego się nie poddadzą? - zastękał w wkurwie, któregoś razu Baldur, spluwając na ciała obleczone szmacianymi mundurami o nieopisanych kolorach.
I te rewolt-małpy własnie atakowały, takimi wypierdkami. Posypała się seria od srających hałasem metalowych puszek. Waliły stubbery, pociski poszły górą, potem dołem. Badali teren, kurwie syny. Chcieli wciąć się w głąb wyłomu, sprawdzić jak mocny jest Stotrzydziestkasiódemka. A byli chujowo słabi, jeśli przychodzi o walkę w terenach innych niż miejskich. Opancerzenia brak, dużych środków odpowiedzi na pojazdy też nie mieli. Musieli polegać na tym, co zdobyli od wroga - a zaskakująco, Buntownicy uzbrojeni byli w imperialny sprzęt wojskowy, oznaczony regulaminowo - a głównie na sobie.
Pozwolili by te metalowe gówna wjechały pośród nich i zaczęło się piekło. Najpierw wyleciał w powietrze pierwszy wóz, na minie opalonej przez drużynę ulokowanej naprzeciw nich, na piętrach habitatu, potem pierolneła mina odpalona przez czujkę na przodzie. Halldor wypuścił głośno powietrze, wykrzyczał hasło
- Chuj ci w zęby! - by wypuścić rakietę. Bertan w ostatniej chwili zdołał zatkać uszy i otworzyć usta, by zniwelować dupnięcie z tyłu rury. Huk jak z petardy, a potem świst gdy rakieta pomknęła i wyjebała z główki w bok pierdzika. Wystrzelił w kuli ognia.
Mikenheim podniósł się do góry i zajął pozycję. Strzelał pojedynczymi wiązkami, przeskakując z celu na cel. Strzelali wszyscy, łaziki odpowiadały ogniem.
Wypuszczały nawet swoje rakiety, waląc po budynkach.
Lufa stubbera zamontowanego w takim łaziku podniosła się na nich. Bertan przełączył na ciągły, strzelając ku piechocie buntowników, która wspomagała "pancerną pięść". Skosił kogoś i rzucił się na podłogę, gdy kulę przekosiły okna. Ktoś krzyknął.
Baldur dostał kilka kulek na klatę gdy miał już rzucać granatem. W ostatnim przebłysku świadomości, widząc co nastąpi, zakrył swoim ciałem granat. Impet przyjął na siebie, a huk na chwilę ich ogłuszył.
- Schodzimy niżej, łapać co się da - krzyknął kapral Sayer. Oznaczało to, aby zabrać magazynki i przydatny sprzęt z poległych. Baldur obdarzył jego i Jora trzema magazynkami do lasguna, które rozdysponowali między siebie. Złapał swoją broń, powszechny model Galaxy, i pobiegł za braćmi."




.. no ale kurwa wszystko mógł zdzierżyć, tylko nie łazik wydarty z dupy jakieś małpiej partyzantce z groxowej pizdy.
Bliższe oględziny tylko utwierdziły go w pochodzeniu pojazdu, a środek nawet ubawił.
Upchnięte rury jednorazowych wyrzutni granatników napędzanych rakietowo. Albo to były przechowalniki amunicji do wyrzutni w wieżyczce. Wsiadł jako ostatni do przedziału destanu, by móc jako pierwszy wyjść na akcje. W końcu był bojową szpicą tej komórki. Tylko Marion mogła równać się mu doświadczeniem stricte bojowym, choć nie dałby sobie za to uciąć głowy.
Oparł głowę o kolbę lasguna. Hełm wcisnął między uda, zamknął oczy. Spał w gorszych sytuacjach, toteż paradoksalnie do sytuacji, Bertan Mikenheim uciął sobie krótką drzemkę znajdując w pracy silnika metodyczny wzór dźwięków, na których się skupił i przysnął. Gwardia uczy wielu przydatnych rzeczy.


I Imperator mu świadkiem, że tęsknił z Gwardią. Tak samo jak tylko Imperator wiedział, dlaczego to jego Zloty Tron obdarzył łaską dalszego życia. Trzecie Narodziny.
 
__________________
Ayo, 'sup mah man?
BigPoppa jest offline