Wątek: Pandemia Z
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2020, 06:28   #11
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 4 - 2021.08.02; pn; ok 10:00

Czas: 2021.08.02; pn; ok 10:00
Miejsce: Oregon; Portland; Ross Island; obóz
Warunki: jasno, cicho, chłodno, pogodnie, łag.wiatr
Głód: -0,3 niedosyt (następny mod o -0,1 o 14:00)


Chyba wczoraj nie wypiła zbyt dużo. Bo gdy wstała to język przysechł jej do podniebienia. Ale to dało się wyleczyć kubkiem kompotu jaki znalazła na szafce przy łóżku. No skronie trochę jej pulsowały ale to już trzeba było rozchodzić. Poza tym nie pamiętała kiedy ostatnio się tak wyspała. Na zewnątrz był już kolejny dzień. Ranek. Raczej późny niż wczesny. Ale pogodny. Wtedy też zorientowała się, że nie zna tego miejsca. Jakieś piętrowe łóżko. Obudziła się na tym dolnym piętrze. Obok inne łóżka. Ale puste. No tak. Ten barak. I to ten “dziewczyński”. Poznała ten stół co wczoraj zaczęły biesiadę z Lisą. Ale to jak kończą to już pamiętała dość mętnie.

Za to pamiętała prysznic. Gorący prysznic! Tylko dla siebie! I to z mydłem, szamponem, żelem pod prysznic… Gdy nie trzeba było się przymknąć oczu bo coś zaraz człowiekowi rozpruje nagie plecy. Albo je zobaczy. Nie. Można było zmyć z siebie pot i brud. Opłukać się czystą, ciepłą wodą. Czuć jak woda i mydliny spływają wzdłuż ciała. I wyjść spod prysznica czystym i pachnącym. Ubrać się w suche i czyste rzeczy. Kiedyś po prostu brało się prysznic i się człowiek nawet nad tym nie zastanawiał. Po prostu brał prysznic. Co najwyżej była filozofia o której porze i jaki żel czy szampon użyć. I tyle.

Ale wystarczyło parę miesięcy zapaści tego wygodnego świata oczywistych oczywistości i nagle ten do niedawna nie warty wzmianki detal dnia codziennego urastał do rangi święta. Coś co warto było notować w kalendarzyku. Bo zazwyczaj musiała wystarczyć miska z wodą czy jakaś kąpiel na zimno jeśli się akurat było blisko jakiegoś strumienia, kanału, rzeki czy jeziora. I nagle, po paru tygodniach cud na tym świecie. Gorący prysznic! I znów można było się czuć jak cywilizowany człowiek. A do tego dziewczyny zapewniały, że tak jest codziennie. Można codziennie brać gorący prysznic! W tych czasach to na pewno byłby atut każdego miejsca.

Czyli spędziła noc z dziewczynami. W ich baraku. Chociaż było tu z pół tuzina piętrowych łóżek więc nawet dla ich czwórki to było miejsca z zapasem. Poznała nawet to gdzie pewnie spędziła noc Tammy bo widziała jej plecak i ubrania. Ale chwilowo w baraku była sama.

Resztę towarzystwa spotkała na zewnątrz. Świat zewnętrzny okazał się co prawda słoneczny i pogodny no ale dość chłodny. Chociaż sama bluza była w sam raz by uniknąć uczucia nieprzyjemnego chłodu. No i te budowa czy co to do niedawno było to raczej był średnio atrakcyjny widok. Pewnie nie załapałby się na żadne foldery reklamowe z miasta.

Najpierw napatoczyli się jej w oczy Jesper i Tracy. Siedzieli w głębi tego magazynu przy radioodbiorniku. On siedział a ona stała. Oboje byli do niej trochę tyłem i profilem. Wyglądało na to, że techniczka o krótkich, ciemnych włosach coś mu tłumaczy i pokazuje jak i co działa.

Potem natrafiła na Aarona i Tammy. Wracali od strony zatoki, tam gdzie zostawili wczoraj łódkę. I Tammy niosła jakieś rybki. Nie wyglądały zbyt okazale. Ale za to jeszcze ociekały wodą i trochę się ruszały.

- To on jest Kanadyjczykiem i nie umie ryb łowić? - Tammy wydawała się strasznie rozbawiona tą okolicznością. Właściwie nie było pewne czy mówiła to bardziej do Aarona, Sylvii czy dwójki przy radio. Ale ta dwójka chyba ją usłyszała bo odwrócili się do niej.

- Zajmowałem się poważnymi rzeczami a nie głupotami. - odparł wyniośle chemik by dać znać, że jest ponad takie wodne zabawy.

- Nie wiem dlaczego nie strzeliłaś z kuszy. - Aaron mruknął trochę zawiedziony. I sądząc po odpowiedzi byłej gwardzistki chyba nie mówił tego po raz pierwszy.

- Kusza to nie zabawka. Jakby mi bełt utknął w mule to kto by mi dał nowy? Ty? - zapytana prychnęła dla odmiany z irytacją i rozbawieniem. Kierowca nadal nie ukrywał swojego rozczarowania ale nie znajdując odpowiedniej riposty przypomniał sobie o rudej.

- O! A ty spałaś z dziewczynami! I jeszcze brałaś u nich prysznic! - rzucił w nią oskarżycielsko nie ukrywając, że wcale nie aprobuje takiego zachowania. Ale znów przerwała mu Tammy. Tym razem śmiejąc się wesoło.

- A pewnie! One mają gorący prysznic! - wyjaśniła wesoło jakby ten argument spławiał wszystkie inne.






Ale towarzystwo ostatecznie zlazło się na śniadanie. Po trochu, po kawałku ale sześć osób to było akurat by z lekki luzem obsiąść stary stół. Ten sam gdzie wczoraj pierwszy raz Sylvia spotkała obie wyspiary. Z nich dwóch wydawało się, że to Tracy jest ta miękka i łagodna a blondynka ta silna i zdecydowana. Dziewczyna w berecie za to z naturalnym wdziękiem robiła za panią domu. Radziła sobie i w kuchni i przy stole. Jakoś dla każdego miała uśmiech, dobre słowo i pogodę ducha. Gdy Tracy zarządzała kuchnią Lisa chociaż starała się jej nie przeszkadzać. I siedziała na ławie z bosymi stopami w skupieniu robiąc sobie pedicure.

- Ojej czemu nie powiedziałaś? Przecież bym ci zrobiła. - rzekła do niej Tracy gdy wyszła na zewnątrz z pierwszą porcją talerzy kładąc je na porysowanym ale stabilnym stole.

- Masz chyba co do roboty nie? - blondynka nawet nie podniosła na nią głowy dalej pracowicie pracując pędzelkiem i nanosząc kolorowy lakier na kolejny paznokieć.

- Ale bym ci zrobiła no ile to trwa? - rzekła z trochę mniejszym wyrzutem brunetka ale wróciła do kuchni.

- No ona faktycznie jest w tym niezła. Ja to jak kura pazurem. Zwykle ona mi to robi. - Lisa podniosła głowę na drzwi jakie zamknęły się za brunetką ale już dokończyła sama nakładanie tego lakieru.

- A mnie by mogła zrobić? Rany nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam pomalowane pazury. - zapytała gwardzistka z krótkim warkoczem dosiadając się do stołu.

- Na pewno nie odmówi. Lubi to robić. Mówi, że to ją uspokaja i odpręża. - Lisa odparła bez wahania zakręcając buteleczkę z lakierem jakiego do tej pory używała.

- Dużo tego macie? - Tammy zapytała obserwując małą buteleczkę jaką blondynka postawiła na stole.

- Sporo. Chociaż już znacznie mniej. Jak się gdzieś trafi to bierzemy. Małe jest to wejdzie nawet do kieszeni. Na początku trafił nam się zestaw kosmetyczny to była cała bateria. Jak chcecie to wam potem pokażemy. - gospodyni uśmiechnęła się do swoich nowych sąsiadek. Znów miała ten specyficzny, mocny, koci makijaż przy oczach. Ale rozmowa o lakierach została przerwana pojawieniem się pozostałej trójki.

- Żarcie przyszło! - zawołał Aaron radośnie donosząc część rzeczy. Za nim wyszedł Jesper i Tracy. I jeszcze parę chwil i można było zasiąść do śniadania. Niby pierwszy raz jedli wspólnie wczoraj. Coś pośredniego między obiadem i kolacją. Ale wczoraj to tak różnie wyszły te rozmowy i integrację. Ale dzisiaj już wszyscy byli w komplecie i już mocno głodni. Wreszcie można było zjeść a przy okazji pogadać.

---

Tracy i Lisa poznały się prawie przypadkiem. Parę miesięcy temu gdy w mieście już był stan wyjątkowy ale mimo wszystko bardziej przypominało to jakąś klęskę żywiołową niż to co jest teraz. Jeszcze wszystko bardziej działało niż nie. I chociaż restrykcje były dość uciążliwe i trwały już prawie rok to wszyscy myśleli, że w końcu ten kryzys minie. No i na przykład działał jeszcze internet i telefony.

- No i przyjechała mi sprawdzić ten internet. Prawie pod sam koniec dnia. I jeszcze padało i godzina policyjna się zbliżała. No to mówię do niej, że może zostanie. - Lisa wesoło opowiadała jak to się poznały z właścicielką błękitnego beretu.

- Tak było! Nawet nie wiedziałam do kogo jadę! A mi zeszło u innych i przejazd przez miasto to był koszmar. Wszędzie kontrole i badania, sprawdzanie przepustek. No to jak już do niej przyjechałam to już dość późno było. I jeszcze zaczęło padać. No to się strasznie ucieszyłam jak mnie zapytała czy chcę zostać. A w dodatku to był piątek wieczór i do poniedziałku miałam wolne. - Tracy dopowiedziała swoją cegiełkę jak to było w świecie gdy 20-ki to jeszcze były pojedyncze przypadki i ogniska na skalę całego kraju czy wręcz kontynentu. Gdy mało kto brał do głowy, że to może dotyczyć go osobiście.

Ale było coraz gorzej. System coraz częściej się zacinał i nawalał. Robiło się coraz niebezpieczniej. W końcu postanowiły zwiać z miasta. Ale to jak im poszło przypominało to co trójka ze wschodu przeżyła przedwczoraj. Kraksa, chaotyczna ucieczka przez zarażonymi, strach i rzeka. Tylko one natrafiły na jakiś pomost i łódkę. Ale też prawie dosłownie dotarły na wyspę w ostatniej koszuli. Większość rzeczy znalazły już tutaj. Okazało się, że jest woda i prąd. Właściwie to nawet całkiem znośnie. I tak już tutaj mieszkały sobie z półtora miesiąca. Jakoś od połowy czerwca. Wyprawiały się za rzekę tylko po jedzenie. Wcześniej były jeszcze psy no ale…

Gdy Tammy znów posmutniała z powodu losu czworonogów a Lisa miała niewyraźną minę to zagadnęła kuszniczkę o jej dzieje. Ta też nie odzywała się przez dłuższą chwilę. W końcu sięgając po ketchup zaczęła jednak mówić.

- Byłam żoną, matką i miałam pracę którą lubiłam. Byłam stewardesą. Teraz nic mi z tego nie zostało. - mruknęła cicho i dość obojętnie. Albo udało jej się przybrać taką maskę. Przez chwilę wszyscy po prostu jedli a gwardzistka podjęła wątek gdy odłożyła ketchup.

- Wydostaliśmy się z miasta. Byliśmy stąd. Ale moi rodzice mieli farmę za miastem. Woda, jedzenie, schronienie. Ja miałam na co polować. Gdy wracałam z polowania horda spustoszyła farmę. Nie miałam do czego wracać. Ani do kogo. - powiedziała nieco nerwowo atakując widelcem swoją porcję. Dalsza opowieść też nie była zbyt wesoła. Próbowała przeżyć na pustkowiu. Znała się na tym. Ale zdała sobie sprawę, że za którymś razem jej się nie uda. Będzie zbyt wolna, zbyt nieostrożna albo zbyt pechowa. Zrozumiała, że musi wydostać się stąd. A, że od czasu do czasu słyszała śmigłowce i samoloty, słuchała radia to postanowiła wrócić do miasta, na lotnisko. Udało jej się. Ale nic jej to nie dało. Spędziła tam dwa miesiące z czego połowę czasu we frustrującej izolatce co przypominało karcer. Gdy zrozumiała, że nie ma szans wydostać się samolotem znów postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i wydostać się sama. I tak po paru dniach spotkała taką jedną co stała na dachu samochodu i darła się do niej. Przy końcówce uśmiechnęła się ciepło do tej co wczoraj stała na dachu i się do niej darła.

- To może posłuchamy radia? Powiedzą jaka będzie pogoda i w ogóle. - zaproponowała Tracy patrząc po zebranych twarzach reszty śniadaniowiczów.

- To ja przyniosę. - gwardzistka poderwała się od stołu i już znikała w drzwiach. Po chwili wróciła z baraku kładąc na stole niewielkie pudełeczko.





- Dzień dobry, mówi Derek London z Lotniska Portland! Lotnisko Portland wciąż trwa! Witam tych wszystkich którzy dopiero wstali. Dzień dobry Portland! Jeśli mnie słyszycie to znaczy, że znów nam się udało przeżyć kolejną noc! - spiker mówił radosnym i energicznym głosem. Jakoś tak, że człowiekowi same usta się mogły uśmiechnąć gdy słyszał i wiedział, że faktycznie przetrwał kolejną noc w mieście.

- Dziś mamy piękny choć trochę chłodny poniedziałek 2-go sierpnia. Pogoda zapowiada się pięknie. Chłopcy z meteo w południe zapowiadają przelotne opady. Więc jeśli macie niedobory kranówy to proponuję wystawić w południe co się da by nałapać tej płynnej many z nieba. - mówił radośnie i nie tracąc rezonu. Tak, że nawet te przelotne opady mogły przynieść jakąś korzyść. Jak ktoś nie mieszkał przy rzece albo nie miał wody w kranie to pewnie faktycznie mógł mieć problem ze zdobyciem świeżej wody. Gdy omówił tą pogodę a poza tymi przelotnym opadami dzień zapowiadał się pogodny chociaż wieczór mógł okazać się chłodny. A potem przeszedł do wiadomości lokalnych.

- Informujemy, że drugi dzień nie mamy kontaktu z Farmingdon. Nie wiemy co się stało. Gdyby ktoś udawał się w tą okolicę to niech weźmie to pod uwagę. A gdyby zdobył jakieś informację niech będzie łaskaw się z nami podzielić. - spiker przeczytał wiadomość o jakimś miejscu które dla ludzi spoza miasta nic nie znaczyło a nazwa brzmiała jak każda inna. Nie kojarzyła się z niczym znajomym. Ale nie czytał tego zbyt radośnie. Chociaż jeszcze tak jakby możliwa była jakaś usterka.

- To za miastem. - szybko rzuciła Tracy zanim głośniczek z radia znów nie przemówił głosem spikera.

- Za to udało nam się nawiązać kontakt z naszym uniwerkiem. Nasi jajogłowi i studenci mają przejściowe trudności z łącznością ale udało im się zorganizować łódkę i dopłynąć do nas. Tak, tak, przypominam wam, że rzeka i głęboka woda stanowi świetną barierę przez zarażonymi bo kiepscy z nich pływacy. A co do uniwerku to gdybyście natrafili na wzmacniacz anteny to nie wahajcie się z nim udać na uniwerek na pewno się ucieszą. - spiker jak miał do przekazania radośniejszą wiadomość to i wrócił mu bardziej pogodny ton. Wiadomości jeszcze chwilę trwały a w końcu z głośnika popłynęła muzyka.

- U nas jest taki wzmacniacz. - odezwała się Tracy gdy tylko wiadomości ucichły. - U nas w pracy! Mojej starej. To znaczy był jak tam byłam ostatnio. - doprecyzowała od razu gdy chyba zorientowała się, że trochę opacznie może zostać zrozumiana. - O rany, jakbym miała ten sprzęt co u nas w pracy był to byśmy mogli rozmawiać z całym Zachodnim Wybrzeżem. No albo chociaż z resztą doliny. - westchnęła smutno kiwając swoją ciemnowłosą głową.

- Musimy mieć rowery. - Tammy przejęła pałeczkę rozmowy ale, że zaliczyła od chyba wszystkich mało rozumne spojrzenie to zaczęła wyjaśniać o co jej chodzi. - Rowery są ciche i szybkie. Jak się rozpędzisz to nawet 20-ki można zostawić w tyle. I prawie w każdym domu jest jakiś. Ja miałam ale musiałam go zostawić. Dlatego byłam z buta jak się spotkaliśmy. - gwardzistka wyjaśniła o co jej chodziło z tymi rowerami i mówiła jakby miała w tym jakąś praktykę.

- Żadnych rowerów! Rowery są pedalskie! Tylko fura! - Aaron z miejsca się zacietrzewił jak za każdym razem gdy królewska pozycja czterech kółek, zwłaszcza jego własnych, była atakowana i uznał, że jest zagrożona.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline