Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2020, 08:13   #128
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Gveir spojrzał na samego siebie. Z jakiegoś powodu, nie zdziwiło go i nie przeraziło to, że nie ma kawałka głowy.

Otoczenie wydawało mu się… Znajome. Jak te rzeczy, które czasem widzi się u kramarza, któremu sprzedało się stare miecze lub kawałek ubrania wiszący na garderobie, którego się nie wkładało już dawno. Ot, starocie, do których nawet by miało się jakiś sentyment.

Gveir nie miał jednak żadnych sentymentów. Z jakiegoś powodu, czuł w sobie pustkę - czy była to ta sama pustka, która była powodowana przez coś, co zdawało się wysysać jego wspomnienia?

Cóż, istniał tylko jeden sposób, żeby się przekonać.

Cienka nić, która odchodziła z jego głowy, zdawała się umykać gdzieś na wschód. Ścieżka, która rysowała się przed nimi była wyboista, pełna wertepów i wykrotów, gdzieniegdzie także rosły kolczaste krzewy.

- Powinniśmy iść w tamtą stronę - rzekł Gveir, wskazując, dokąd snuła się nić.

Na wschodzie, w dali, widać było łunę ognia i horyzont zasnuty dymem.

Hektor rozejrzał się po umyśle Gveira z nieukrywanym podziwem. Zdecydowanie wolał to miejsce niż labirynt Izabeli. Na wspomnienie żywopłotów zadrżał mimowolnie. Tutaj jednak też nie było kolorowo. Głównie z uwagi na jego własnych towarzyszy. Otoczenie było akceptowalne. Dziwne... łącznie z dźwiękiem, którego źródło uporczywie pozostawało ukryte. Elementy "wystroju" niosły ze sobą jakieś sensowne znaczenie. Posągi niedźwiedzi... Karhu. Miecze i dźwięki bitwy... życie wojownika. Dźwięk monet... Gveir był najemnikiem.

Rycerz wzdrygnął się dopiero gdy jego spojrzenie padło na towarzyszy. Dziura w głowie Gveira była niepokojąca. Wyglądał... niekompletnie i obco. Esmond zaś... w pierwszej chwili Hektor ruszył by strząsnąć robala z jego głowy, ale zaraz spojrzenie padło na jego dłonie. Zatrzymał się, zamarł i uświadomił że coś jest nie tak. Dziwne uczucie jakie towarzyszyło przebudzeniu... jakby nie był w swoim ciele. Wyszarpnął miecz i przejrzał się w mdłym odbiciu. Układanka dwóch różnych rzeczywistości była zatrważająca. Dotknął twarzy pancerną rękawicą wpierw w tym miejscu, w którym była ludzka, a potem tej która należała do utopca.

To było... zastanawiające. Jednak naraz Hektor uświadomił sobie że są tu z powodu Gveira. Zmusił się by opuścić broń i schować ostrze do pochwy.

- Khm... Ruszajmy zatem. - rzekł niezbyt pewnie.

Esmond długo próbował pozbyć się owada uczepionego jego głowy, który przerwał mu podziwianie otoczenia. Poddał się dopiero gdy obracając się zauważył to co przydarzyło się pozostałym. Gvier wyglądał niczym żywcem wyjęty z koszmaru, stale poszerzająca się dziura w jego głowie, nadawała mu upiornego wyglądu.
Mimo to bardziej zaskoczyła go zmiana, którą przeszedł długi z towarzyszy. Będąc przyzwyczajonym do jego formy utopca, jego ludzki wygląd zdawał się niemal nienaturalny.
Otrząsnął się dopiero na dźwięk głosu Gviera. Przytaknął i ruszył za pozostałymi, co jakiś czas ponawiając próbę pozbycia się owada.

Ruszyli ku łunie ognia. Kiedy szli ich kroki stawały się coraz cięższe. Płaska ziemia zmieniła się we wzgórze i teraz się wspinali po jego zboczu. MIeli wrażenie jakby godzinami się wspinali. W końcu dym zasnuł okolice, a łuna ognia zmieniła błękitne niebo w pomarańcz. Słyszeli krzyki umierających ludzi i dużo wyraźniejsze odgłosy walki. NIkt jednak nie ukazał się ich oczom. Aż nie wspięli się na szczyt. Koło nich pojawiła się Izabela. Stała patrząc na rozciągający się przed nimi widok. Domostwa, pole walki, rzeka, dzieci bawiące się na ulicy a obok dorośli walczący na wojnie. W oddali zaś najbardziej niepokojący widok z tego wszystkiego. Dziura na niebie. Zniekształcała okoliczne drzewa, któe gięły się i wyciągały w jej stronę. Chmury przeistaczały się w nicość na jej krawędzi. Dziura rosła. Był to powolny proces lecz z pewnością niepowstrzymany spowoduje prawdziwe spustoszenie.

[media]https://i.pinimg.com/564x/ee/42/58/ee42581aa8f03777933d99df6067d0be.jpg[/media]

- Jednym będzie oddać ci to co znalazłam w swoim umyśle, drugim powstrzymać to co się tu dzieje. - odezwałą się magini.

Widok wielkiej dziury na środku jego umysłu był niepokojący. Ba! W gruncie rzeczy, patrzać w wielką dziurę, Gveir poczuł strach. Dogłębny, instynktowny, paraliżujący strach.

Wyglądało na to, że właśnie tutaj znajdowało się centrum spustoszenia, jakie w jego umyśle wyrządził pakt z demonami. Tu i ówdzie słyszał także odgłosy walki - kiedy tylko spojrzał w tamtych kierunkach, widział sylwetki ludzi, którzy toczyli walkę z cienistymi istotami. Wyglądało na to, że zwyczajny stan konfliktu, który był wszędzie w umyśle Gveira, tutaj przemienił się w istne pandemonium, gdzie siły otchłani były reprezentowane przez te właśnie sylwetki.

- Ale w jaki sposób mogę zatrzymać tą otchłań? - zapytał Gveir magini, rozglądając się wokół. Zastanawiał się i patrzył, dokąd wiódła nitka wychodząca z jego głowy - Dokąd odchodzą te wszystkie wspomnienia?

Gorączkowo myślał nad następnym krokiem.

- Jeśli nić wiedzie do środka tej… Dziury… Czy to oznacza, że to tam właśnie powinniśmy się skierować? W jakiś sposób muszę znaleźć sposób, żeby przypomnieć sobie

Pochwycił w dłonie oba z ostrzy i bacznie je zlustrował. Ile jeszcze czasu mu zostało? Wyglądało na to, że niewiele. A jeśli tak, to co trzeba było zrobić? Rozglądał się tu i ówdzie, to na otoczenie, to na ostrza, to na swój stary miecz przypasany przy jego pasie. Nie był jeszcze pewien, co będzie jego następnym krokiem. Ale wiedział, że będzie musiał go podjąć szybko.

Rycerz był zaś zdezorientowany kontrastem krajobrazu. Z jednej strony bawiące się dzieci, a z drugiej potyczka dorosłych? O co tu chodziło? Czy to było dzieciństwo i dorosłość Gveira? Może połączenie obu było czynem tej dziury. Jeśli wsysała do siebie fragmenty umysłu najemnika, to oznaczało, że każdy z tych elementów był coraz bliżej siebie, a w końcu i przenikał się wzajemnie z innymi.
Naraz wspomniał ich zmagania w umyśle czarodziejki. Tam było coś podobnego...
- W twym umyśle, piękna Izabelo, widziałem bramę prowadzącą do Toni. - wspomniał Hektor. - Miejsce z którego wyzierały inne dusze. Czy to jest to samo?

Izabela ściągnęła brwi na uwagę Hektora.
- Możliwe, nie sądzę jednak aby prowadziło do tego samego miejsca. Pierwsze co powinniśmy zrobić to zatrzymać dalszą utratę pamięci i rozrost dziury. - zwróciła się do Gveira. Na jej twarzy widać jednak było niepewność, a nawet i strach.

- Jakieś pomysły, jak to zatrzymać? - zapytał najemnik.

- Może jest w twym umyśle jakieś wspomnienie na tyle silne by użyć go jako broni? - zasugerował utopiec.

- To zupelnie cos innego niz poprzednio. Nie słyszę dźwięków które towarzyszyły bramie do toni. Mimo wszystko ostatnio wystarczyło pchnac wyrwę mieczem- przypomniał Esmond- mało finezyjne rozwiązanie, ale jeśli wszystko inne zawiedzie…

- Coś na pewno wyciąga twoją pamięć. Widać nić, może z tym coś zadziałać? - mruknęła Izabela, której ewidentnie sytuacje również umykała.

- W takim razie podążajmy za nicią - najemnik wzruszył ramionami. - Oby tylko doprowadziła nas do celu.

Po czym zwrócił się w kierunku, gdzie zdążała nić.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline