Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2020, 10:21   #93
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- No to możesz sobie łeb uciąć na dowód czy tam trofeum- rzekł do Villema/y krasnolud odetchnął z ulgą opierając się na swój olbrzymim czekanie i łapiąc oddech po walce. Przyjrzał się martwemu smokowi i splunął. Cóż… jedną wredną gadzinę mniej.

- Świetna robota! - powiedział Daveth. Po chwili przeniósł wzrok z utrupionego smoka na odmienionego Villema, który w nowej postaci wyglądał całkiem ciekawie. Chociaż z drugiej strony... trudno było ocenić, czy rycerz, rycerka?, cieszy się z nowego wyglądu. Co prawda większość mężczyzn lubiła kształtne cycki, ale chyba z innej nieco perspektywy. Lepiej było nic nie mówić na ten temat.

Mimo błyskawicznego finiszu walki, serce w rycerskiej duszy kołatało jak szalone. Wróg z bliska może i nie był jakichś strasznych rozmiarów. Choć przewyższał opisywanego przez chłopstwo konia. Ale wystarczał by młody Adlerberg poczuł żywioł walki w stopniu mu do tej pory nie znanym. Tym bardziej, że zaszczyt ciosu zakańczającego żywot bestii przypadł jemu co, z całym szacunkiem dla nauk skromności odebranych w Falsie, było cudownym uczuciem.
- Dali bogowie… Lud baronii może odetchnąć choć z tego utra... - ozwał się tym samym altem co wcześniej i usłyszawszy go nagle zamknął sobie usta rękawicą.
Ze strachem spojrzał na współtowarzyszy jakby szukając w ich spojrzeniach potwierdzenia tego co było jasne już w trakcie walki, ale w jej ferworze uległo zapomnieniu. Najbardziej tego potwierdzenia chciał szukać u Carys. Ale wstyd go zdjął taki, że nie zdołał.
- Co to za czary?!
Wiedział, że magia nie znała granic. Rodzice Carys byli tego żywym dowodem, ale nie przypuszczał… Przypomniał sobie błysk magii pasa.
Villemina jak oparzona, nagle zaczęła ściągać z siebie pas o klamrze w kształcie pyska, który teraz chyba zastygł w drwiącym uśmiechu. A może to było tylko wrażenie. Pozbycie się pasa nic jednak nie dało, kobieta pozostała kobietą…

- Poszukam Caistyny - powiedział druid, najwyraźniej nie chcąc brać udziału w dyskusji na temat pasa i zawartej w niej magii... Na której się i tak nie znał. Może gdyby Carys założyła pas, zamieniłaby się w mężczyznę i wtedy ilość osobników każdej płci zostałaby bez zmian...?
Zamienił się w gryfa i wzniósł się w powietrze, by z lotu ptaka wypatrzyć tropicielkę.

Krasnolud również nie wydawał się chętny podzielić swoją wiedzą, bo… w tym przypadku jej nie miał. Wszystko pachniało mu magią wtajemniczeń, na której w ogóle się nie znał.
Wzruszył ramionami jedynie i skupił się na przyglądaniu truchłu smoka oceniając jego wielkość i dojrzałość. Czy rzeczywiście był to TEN smok, którego mieli ubić. A może inny….
Co rycerza i jego klątwy, to cóż… pewnikiem mu w jakiejś świątyni pomogą rozwiązać ten problem, za odpowiednią cenę.

Czarodziejka jakby straciła zainteresowanie smokiem. Nawet nie spojrzała na jego truchło. Zamiast tego podeszła szybko do Villema. Na jej twarzy malowało się wiele uczyć. Od zdziwienia, przez strach aż po zażenowanie. To wszak ona dała przyjacielowi niesprawdzony przedmiot.
- Ja… ja to spróbuję… naprawić - powiedziała przerzucając wzrok między Villemem a przeklętym pasem.
Niestety próba sprawdzenia tego co mogło podziałać na rycerza spełzła na niczym. Dowiedziała się tylko tego co już i tak wiedziała, że panicz Adlersberg ma na sobie sporo magii. Żaden jednak nie spowodowała tak drastycznej przemiany.
Czarodziejka sięgnęła więc po poważniejsze narzędzie.

Druido-Gryf, unosząc się nad bagniskami, wypatrywał Tropicielki… jednak na darmo. Nigdzie nie zauważył Caistiny, albo Półelfka uciekła już tak daleko (raczej niemożliwe), albo właśnie się gdzieś ukrywała, by odsapnąć chwilę, po czym ponownie rzucić się do ucieczki, albo… wpadła gdzie nie trzeba, i pochłonęło ją już bagno. Żadnej z opcji Druid jednak nie był pewien.
Daveth nie zamierzał tak szybko rezygnować z poszukiwań. Poleciał kawałek w kierunku, w którym pobiegła tropicielka, po czym zaczął zataczać kręgi, by wypatrzeć jakieś ślady. Lub kryjącą się gdzieś wśród traw, trzcin i krzewów Caistinę.

Olgrim oglądający truchło smoka zauważył coś pod jego prawym skrzydłem. Przy samej "nasadzie"(?), tam gdzie owe skrzydło wyrastało z tułowia gada, tam było coś między smoczymi łuskami, albo owe łuski były po prostu nieco inne niż reszta? Na pierwszy rzut oka nie był w stanie tego stwierdzić.

W tym czasie, Carrys rzuciła na "Villeminę" czar Przełamania Klątwy, i po chwili stał tam już Rycerz pod swoją poprzednią, męską postacią. Jak to dobrze, że Czarodziejka znała i miała utkane te zaklęcie…

Carrys z miejsca rzuciła się na szyję rycerzowi.
- Udało się!!- Krzyknęła ściskając go mocno. - Naprawdę się udało!! - Kilkakrotnie osuwała się by przyjrzeć się znajomej twarzy i upewnić się, że to twarz Villema. A następnie ponownie rzucała się na jego szyje. W jej zachowaniu było sporo dziecięcej radości, bo i ona przy tym śmiała się szczerze zadowolona z sukcesu.
- Villemie Adlerberu, pogromco smoków. Możesz być z siebie dumny. - Powiedział w końcu pełnym powagi głosem nadal jednak go obejmując.

- No i nie było co dramatyzować, czyż nie panie rycerzu? Magiczne klątwy się zdarzają. Magowie umią sobie z nimi radzić i kapłani w świątyniach tyż. - stwierdził rubasznie krasnolud. -Jak ktoś ma topór, to jest okazja by go użyć. Jeśli nie, to czyń honory panie rycerzu i odcinaj smoczy łeb mieczem.

Rycerz czuł się potwornie zażenowany pod okiem studiującej złą magię, która go przemieniła Carys. Zwłaszcza, że patrzyła na niego… w takim stanie. Na niego i nie na niego jednocześnie. Widział, że na niego nie patrzy, jakby przerażona spojrzeć mu w twarz. Przez co on był jeszcze bardziej przerażony tym, że… może jej się nie udać odwrócić klątwy. Bzdury, brednie wszystko mu się mieszało i ustać w miejscu nie mógł. Aż za sprawą dobrych tym razem czarów, urok prysł i Villem mógł się znowu poczuć sobą. Odetchnął… a potem się zaśmiał kręcąc głową.
- Wiedziałem, że zasłużyłem na jakąś karę. Ale nie sądziłem, że przyjmie ona taką formę. Los bywa przekorny jak widać. Ale nauka w las nie poszła.
Objął czarodziejkę z wdzięcznością jak ktoś ocalony przed pewną zgubą.
- Jaką karę… brednie. Miałeś pecha ot co. Zdarza się. - wtrącił krasnolud.
- Kara za zadufanie mości Olgrimie - ozwał się już pewnie i bez cienia zwątpienia Villem - Powinienem był wówczas w ruinach poczekać, aż wszyscy runiemy niczym niepokonana fala na króla tych padlinojadów. A później przyjąć do serca Twoje słowa upomnienia. Niestety jak widać tego poniechałem i bogowie uczynili mnie na moment jedną z tych, których bezpieczeństwo zawiodłem.
Co rzekłszy rycerz pochylił głowę przed kapłanem.

- Panno Laugo… Plan był doskonały pod każdym względem i Twoja to zasługa. Żaden pechowy korzeń, czy kałuża tego nie zmienią i to Twoje ostrze winno odciąć łeb bestii. Poczynaj.

- Jo - odpowiedziała i zabrała się do żmudnej roboty odcinania głowy gada od ciała. W końcu szlachetnie urodzeni nie będą sobie takim czymś raczej budzić. A inni? Inni to inni.

Kapłan tymczasem ruszył ku bardce, by rozmówić się z nią na temat obecnych wydarzeń. jemu było wszystko jedno kto smokowi łeb utnie. Byleby to szybko uczynił. Taka ilość mięsa ściągnie wszak wkrótce licznych padlinożerców i bogowie tylko wiedzą co jeszcze. Lepiej więc aby szybko się uwinęli z robotą.

Rycerz zaś uznał, że pas powinien natenczas spocząć w plecaku i nie być z niego wyciąganym. Gdzie też bez cienia wahania umieściła go Carys, tym razem trzymając przedmiot niczym nie wyrób magią nasączony, a jakiegoś robaka.
- Później pomyślimy co z tym diabelstwem zrobić. Aaaa… Gdzie jest Pani Trannyth? - Caistina jednak przepadła. I gryf-Daveth zapewne w jej poszukiwaniu również. - Nie możemy wrócić bez naszej przewodniczki. Rozpocznijmy poszukiwania nawołując ją. Może w dwóch grupach. Panno Laugo, dołączy pani do nas? Potem wracamy do truchła. Zapach smoka powinien odstraszyć drapieżniki i zapewnić bezpieczną noc.
 
Kerm jest offline