Sid zrozumiał, że na chwilę się zdrzemnął. Miał to cudowne uczucie, kiedy świadomość znajdowała się w czarnej próżni, gdzie nie docierał ciężar bycia najbardziej rozumnym gatunkiem naczelnym na tej planecie. Otworzył oczy, zebrał z nich ropę i pomyślał, że musi przemyć twarz, jednak zaraz potem do jego uszu dobiegły mówione po Rosyjsku słowa Vadima. Płyta winylowa trzeszczała i kręciła się w kółko, kiedy record skończył swoją rolę przyjemnego usypiacza. Wstał, cały czas w koszulce Chrome Zeppelin, wziął nierozłącznego Camela i rozpalając go wygramolił się z swojego zakątka prywatności. Szybko zobaczył, że spasiony, ale znający się na rzeczy Białas i Dickson, który co prędko zauważył May smagał Arthura sztucznym członkiem po uchu robią swoje i czynią to w świetny sposób.
-Już jestem, nie pozabijaliście się?- powiedział do ogółu a potem zwrócił się do dwójki gości. Martwiąc się o zdrowie kompana, choć był najwyraźniej w ręku dobrego lekarza.- Wszystko będzie w porządku z naszym zielonym dredem?
Dało się usłyszeć nutę realnego przejęcia, która jakoś wyleciała spod cichej, ale stanowczej postawy i maski początkującego ronina.