22-05-2020, 14:19 | #231 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
22-05-2020, 18:45 | #232 |
Reputacja: 1 | Northside, 4 listopada 2021, 02:25 |
23-05-2020, 10:02 | #233 |
Reputacja: 1 | Vadim skupiał się teraz wyłącznie ma negocjacjach z Eduardo. Wiedział, że typ to cwaniak. Wystarczy, że próbował wcisnąć im spluwy, które sami naprawiali, przestrzelali i sprzedali. A latynos chciał za nie wielokrotnie więcej. Na szczęście Eduardo nie wiedział o tym, że Vadim wgrał sobie w umyśle odpowiedni filtr cenowy na jego propozycje. - Towarzyszu amigo, ja wiem ile te działko jest warte, a wraz z tanimi chińskimi podzespołami zalewającymi nasz rynek, odpowiedni wszczep czy egzoszkielet na rękę nie jest dziś jakimś luksusem dla najbogatszych. Fixer wyciągnął swoją komórkę i wystukał coś na niej. Odszedł dwa kroki od Eduardo i uniósł lekko głowę. Trwał tak w tej nieruchomej pozie, a jego oczy wędrowały po suficie nerwowo. W końcu odezwał się: - Privet tovarishch! Predlozheniye ostayetsya v sile? Da? Skolko? Chetyre?! Khorosho! - tu Vadim przytaknął głową bardzo powoli i na palcach pokazał cztery, tak aby Eduardo dobrze to zauważył - Spasibo rebiata, ya pozvonoyu. Smirnov puknął palcem w ekran smartfona, mając nadzieję że scenka teatralna z fikcyjnym kolegą dała radę, po czym brnął w przedstawienie dalej. Jego usta wykrzywił grymas zawodu i niechęci. Spuścił wzrok i pokiwał głową, wzdychając ciężko. - Cuka biacz! - wypalił ruszkim - Muszę chyba cię przeprosić, towarzyszu amigo. Twoja oferta przestała być atrakcyjna. Mój rosyjski klient bardzo chce to działko i z trzech tysi zrobiło się cztery. Nie wiem co w nim jest takiego fajnego, ale obawiam się że nie dostanę od ciebie lepszej propozycji. Rosjanie mają też na pewno spluwy na borgi, tak więc... Chyba powinniśmy zakończyć transakcję... Eduardo pewnie sięgał już po swoją spluwę, więc Vadim nie mógł bawić się zbyt długo. Zerknął na Abiego i Clarensa, którzy grzebali przy śpiącym Artim. - Hej Abi! Cztery tysie starczy, by poskładać naszego funfla? Nie musi być piękny! Może być po prostu żywy! Albo żeby pożył pół roku w ostateczności, a potem się coś wymyśli. Abraham skinął tylko ponuro głową. - Towarzyszu amigo - zwrócił się ponownie do Eduardo, głos miał spokojny i poważny - Nie będę ściemniał. Nasz kumpel to świetny technik, a musimy naprawić UAZ-a do jutra. Znaczy nie musimy, ale chcielibyśmy. Jebać rosyjskie moczymordy. Poczciwi z was ludzie. Mogliście nas odstrzelić ze trzy razy, a przyszliście do nas jak goście weselni. Jeśli twój czarny kumpel to dobry lekarz, to oddamy wam działko w zamian za poskładanie Arthura. I jeszcze kupimy jakąś większą spluwę jutro. Arthur jest dla mnie cenniejszy niż hajs. Ostatnie zdanie Vadima było jak najbardziej szczere. Do tego stopnia, że o mały włos, a nie pękłaby maska negocjatora, gdyż zdanie to uderzyło w skrywane pod czarną kopułą znieczulicy uczucia. Tak naprawdę nigdy nie zastanawiał się ile dla niego znaczy paczka. Po prostu w niej był, było mu dobrze, czasami do dupy, ale nigdy nie czuł się samotny. Zawsze mógł na nich liczyć, a te pojebane akcje tylko nadawały życiu barwy. Znał wielu rosyjskich kolegów co nigdy nie wyszli ze slumsów i marnowali swoje życie na squatach, w blokach, na dworcach. To nie było życie, tylko dogorywanie. Było niczym para z kanalizacji w deszczowe dni. Tak samo nic nie znaczące, prawie niewidoczne, próbujące dostać się na samą górę i znikające jak miniona chwila. Marzeniem matki Vadima było, żeby został prawnikiem. Skończył jako ten, kto co najwyżej może prawnika potrzebować. Ale czy było mu źle? No chyba sobie kurwa jaja robisz. Było zajebiście! I nie zamierzał rezygnować. - To jak towarzyszu amigo? Tylko bez żadnych sztuczek. Mamy dobrego medyka, który ma być przy tym i wszystko zawuaży. Nawet będę miły i wspomnę, że Arti to dobry technik. Może jak się postaracie, to w ramach wdzięczności naprawi wam jakąś spluwę czy dwie? Tak jak te Dailungi, które chcieliście nam sprzedać jakby to były nówki, a jeszcze niedawno, zanim Arti je naprawił, były kompletny złomem. Od razu mówię, nie wiem dla kogo były, bo odbiorca był anonimowy, ale te dwa wygrawerowane kutasy je zdradzają. Vadim znowu kłamał jak z nut, ale nie mógł ryzykować, że Eduardo będzie chciał zatrzeć ślady potencjalnej kradzieży i kropnąć kogoś z nich w ciemnej alejce.
__________________ Something is coming... |
23-05-2020, 10:54 | #234 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Pinn : 23-05-2020 o 11:41. |
23-05-2020, 23:58 | #235 |
Reputacja: 1 | Northside, 4 listopada 2021, 02:25 Ruski uderzył w czułą nutę Gonza a analiza stresowa głosu nie wskazywała aby walił smuty. Vadim podobnie jak Meksykanin miał słaobść do swoich ludzi, cechę nieczęstą, a jeśli już to często uznawaną za wadę w świecie, gdzie do wszystkiego brnęło się po trupach, nieważne czy wrogów, czy przyjaciół. Tak Eduardo na tekst o tym, że Arthur jest cenniejszy niż hajs, się rozczulił, że tylko żelaznym opanowaniem powstrzymał łzy. Gonzales potrafił to docenić, przecież sam stawiał swoich przed forse, nawet doprowadzając niemal do zerwania negocjacji, jak na przykład z tym indiańcem Bobem Sześć czy tam już więcej Trupów, bo cholerny Bob odezwał się krzywo do Białasa. Poklepał Vadima po ramieniu i poszedł do torby White’a, gdzie zbunkrował kilka dni temu butelkę mezcalu, którą dostał kiedyś od swoich Jareckich. Nie jakąś tandete co z prawdziwym trunkiem nie miała nic w spólnego, tylko taki prawdziwy z robalem, przywieziony od kuzynostwa Fuentes z agrofarmy w pobliżu malutkiej wsi San Rafael. -Rób chłopakowi full wypas usługe Clarens, na niczym nie oszczędzaj, żadnych końskich zębów, wszystko pokrywam. Ma wyglądać jak pierdolony pan młody z Insta! Fixer ignorując zdziwionego medyka (nie wiadomo czy deklaracją Meksa, czy tym co wyciągnął z przepastnej torby) wziął butelkę i wrócił do pokoju. -Ująłeś mnie Amigo. Bardzo mnie ująłeś. Respeto seniore. W tych czasach niewielu się tak troszczy o przyjaciół. Z kimś takim się muszę się napić czegoś porządnego. Dajcie jakieś szkło, nie będziemy pili porządnego mezcalu jak menele z gwinta. Fixer otworzył butelkę i rozlał alkoholu, całkowicie ignorując przestorgę ojca, a także jednej z sióstr zakonnych z katolickiej szkoły do której uczęszczał. O ile papa Gonzales czasem lubił sobie łyknąć w towarzystwie, to Gozno nie wiedział co mogła na ten temat wiedziec siostra Matydla. Przestroga brzmiała: „Nigdy nie pij z ruskimi” Wysączył mały łyk ze swojej szklanki delektując podniebienie prawdziwym mezcalem. Ku kemu zdziwieniu Rosjanin wypił do dna, ale focer zignorował to. Skoro lubił walić shoty, to luzik. -Posłuchaj mnie. Białas ogarnie waszego amigo na full wypasie, żadnej tandety, plastikowego gówna, zadba o niego jak o swoje własne czarne cojones. Comprendo? Ja dorzuce Mustanga i te dwa Dailungi z amunicją. Jeszcze na nich zarobicie za jakiś czas, mówie wam, pare miechów i spluwy z kutasami, to będzie szał! |
24-05-2020, 11:16 | #236 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
24-05-2020, 17:21 | #237 |
Reputacja: 1 |
|
24-05-2020, 19:22 | #238 |
Reputacja: 1 | Northside, 4 listopada 2021, 02:40 |
25-05-2020, 18:03 | #239 |
Reputacja: 1 | Ranek okazał się ciężki niczym średniowieczny topór. W głowie huczał mu odrzutowiec, a w gardle panowała susza stulecia. Jego zewłok jakimś cudem doczłapał do kuchni i wyjął prawie przeterminowany już kefir. Zapiwszy, wyciągnął awaryjną "małpkę" i walnął sobie klina na dokładkę. Następnie spróbował sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia przed urwaniem filmu i potencjalnie zaplanować kolejne działania. Prawdę mówiąc bardzo mu się nie chciało, miał w dupie ekipę i cały ten popieprzony świat. Jedyne o czym marzył to położyć się i stracić przytomność na kolejne 48 godzin. Legł na krześle z gracją swobodnie rzuconej szmaty, po czym odpalił smartlinkiem telewizję. Akurat leciał kanał informacyjny. Był ciekaw, czy coś ktoś wspomni o wczorajszych wydarzeniach. - "Deus ex machina, z nieba spada aerodyna" - zanucił pod nosem Vadim, po czym na moment wyłączył się i utonął w potoku myśli. Dopiero po jakiś dwóch godzinach, czyli koło 11:00 Vadim w miarę doszedł do siebie. Nie zostało mu dużo czasu, za trzy godziny mieli tu wpaść Eduardo i Clarens ze swoimi klamotami. Źle będzie, jeśli wpadną tu jakieś wynajęte przez nich typy, albo co jeszcze gorzej - wynajęte nie przez nich typy. - Sid? Arti? Abi? Ktokolwiek mnie słyszy, idę na miasto kupić jakąś kamerkę i czujkę. Wypada mieć, na wypadek nieplanowanych gości. Mam nadzieję, że któryś z was ogarnie, bo nie wiem jak się to gówno montuje, a nie mam głowy do oglądania tutków na CaiQieTube. Zanim to zrobił, musiał jednak zmierzyć się z wyzwaniem, które chodziło mu po głowie od paru dni. Potrzebowali dobrego punktu oparcia, kogoś kto zapewni im realną ochronę i zapewni bazę wypadową. Do tego jego ciężarówka wymagała naprawy i przeglądu. Nie wiedział też czym okaże się neseser i musiał zakładać najgorsze. Cyfrowa puszka pandory była przygotowana do otwarcia, a ekipa była zdeterminowana by to zrobić. Historia od czasów mitologii greckiej uczyła, żeby pod, kurwa, żadnym pozorem nie otwierać przypadkowych rzeczy (a także nie uruchamiać przypadkowych mechanizmów i nie dotykać przypadkowych przycisków, itd.). A ludzie i tak nie potrafili trzymać łap przy sobie i kończyło się wypadkiem/tragedią/farsą. Tak czy owak, jedyną znaną mu osobą mogącą dać im tego czego szukali, był ten z którym miał nadzieję się nigdy nie spotkać. Ten, który z jakiś chorych ambicji kazał nazywać się "doktorem". A konkretnie doktorem Ganzem von Uberem. Każdy szanujący się drab, szmugler czy mafiozo znał to nazwisko. Nawet niekiedy korporacje korzystały z usług van Ubera. Jądrem jego działalności była stocznia w Northside. Stocznia, która nie wyprodukowała ani jednego statku od dobrych kilkunastu lat, za to obrosła w różnorakie działalności mniej, lub bardziej związane z branżą logistyczną. No dobra, nie ma co ściemniać - doktor van Uber działał w szarej strefie przemytniczej, a w "stoczni" jedynymi legalnymi rzeczami były co najwyżej krzesła i być może kible. Tajemnicą poliszynela było to co się tam wyprawia, ale jednocześnie miasto zbyt wiele mogło stracić na zamknięciu interesu. Zresztą Ganz von Uber dbał o swój wizerunek, kontrolował też swoich ludzi, a wszelką niesubordynację czy porażki traktował niezwykle surowo. Jedną z ulubionych kar była "ewaporacja". Nazwa wyciągnięta z książki Orwella, była w finale dość podobna. Najpierw pechowego delikwenta pakują do roztapiarki, by nic, ale to absolutnie nic z niego nie zostało. Później armia prawników i hakerów van Ubera robi wszystko, by wymazać wszelki ślad i historię owego nieszczęśnika. Tak więc ostatecznie tak jakby typ nigdy nie istniał, nigdy się nie narodził i nigdy nie umarł. Jeśli ktoś głośniej wspomina o nim na mieście, ludzie van Ubera w ten czy inny sposób sugerują by siedział cicho i nie plótł głupstw, a ten ktoś to tylko wymysł jego wyobraźni. Jednak pomimo tej ekscentryczności, był też skrupulatny i nigdy nie łamał umów. Trzymał się zasad i nie interesowały go wojny gangów ani korporacji. Starał się zachować neutralność jak tylko mógł, oferując swe usługi każdemu kto zapłacił. I o dziwo mu się to udawało i nikt nie pamięta by z kimś prowadził batalię. Na wszelki wypadek miał też swoją małą armię, a stocznia była dobrze strzeżona, w tym również przez najemców, tworząc wewnątrz swoisty ekosystem. Te swoje poletko które stworzył doktor van Uber funkcjonowała w cieniu korporacji jak bardzo dobrze naoliwiona maszyna. Co jednak łączyło Vadima Smirnova z Ganzem van Uberem? W zasadzie to nic. Jednak stary Smirnov blisko się z nim przyjaźnił i niejeden towar przeszmuglował "Bestią". Nie raz ciężarówka była restaurowana i naprawiana przez mechaników stoczni. Na to w sumie liczył Vadim, że znakiem rozpoznawczym będzie stary, dobry UAZ jego ojca. Jak przez mgłę pamiętał, że stary nim go skasowali wspominał coś o przysłudzę, którą wisiał Ganz von Uber. Choć może chodziło o przysługę DLA Ganza von Ubera? Cholera wie, ale nie przekona się póki nie sprawdzi. Najwyżej spuści doktora na drzewo i stwierdzi, że długi ojca poszły razem z nim do grobu. Serce waliło mu jak młotem, ale w końcu zebrał się w sobie i zadzwonił. - Witam, potrzebuję rozmawiać z van Uberem. Vadim. Nieważne, on pozna jaki. Nie, nie mam żadnej oferty. Co? Nie, kurwa, mailem nic nie będę... O TY SZMATO! Ostatnie słowa Vadim rzucił jak sekretarka rozłączyła się, choć miał nadzieję, że przypadkiem mogła to usłyszeć. Szybko wybrał ponownie. Zajęte. Kurwa! Odczekał z dwie minuty. Kolejny telefon. - Nazywam się Smirnov. Vadim Smirnov, powiedzcie Van Uberowi, że dzwoni Smirnov i chce... Co? Nie! JEB SIĘ! Tym razem to Vadim odrzucił połączenie. Nic z tego nie wyjdzie. Nie może poradzić sobie ze zwykłą dupodajką przy biurku. Za bardzo się stresował, zbyt bardzo miał wciąż dzisiejszego kaca. Pokiwał głową. Nagle jego telefon odezwał się. Połączenie zabezpieczone i rozmówca nieznany. Serce znów zakołatało. Fixer bał się odebrać. Co jak to korpo od borgów? Co jak to policyjni hakerzy? Albo co gorsza wkurwiony Pan Lao z tajniackiego numeru żeby go nie odrzucił? Wahał się. W końcu odebrał telefon. To od van Ubera. Rozmowa była krótka. Vadim po niej wstał z łóżka i pewnym krokiem, nie tłumacząc się, wyszedł z kryjówki. Rzucił tylko na odchodne: - Idę po kamerki i czujkę. Może się przydać. Będę za godzinę.
__________________ Something is coming... Ostatnio edytowane przez Rebirth : 25-05-2020 o 18:19. |
25-05-2020, 18:56 | #240 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|