Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2020, 18:56   #40
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację

Robin od razu rozpoznała kobiety. Dyrektorka i nowa przybyszka.

Opcja uniemożliwienia spotkania była już nieaktualna, jak się szybko zorientowała. Nie planowała jednak odpuszczać. Pozwoliła Foxy, a nawet zachęciła ja do obwąchiwania okolicznych trawników. Zaczęła zachowywać się jak zwykła właścicielka psa wyprowadzająca pupila na wieczorny spacer.
Pod tym przykryciem była niewidoczna. Tak w każdym razie się jej wydawała. Podążała powali za kobietami, raz zmniejszając, raz zwiększając dystans, zależności od tego, czy Foxy rwała do przodu, czy zatrzymywała się, aby obwąchać kolejny skrawek zieleni. Pozwoliła psu decydować o jego aktywności.
Sama nasłuchiwała uważnie, starając się wychwycić choćby fragmenty rozmowy kobiet.

Po pewnym czasie ściągnęła delikatnie smycz Foxy. Był to sygnał zakończenia swobodnej eksploracji, Pies wbił spojrzenie w twarz kobiety.
Robin puściła koniec linki, która spadła teraz na ziemię. Wskazała psu kobiety.
- Idź. – powiedziała. – Przywitaj się. Hop!
Pies skoczył do przodu, wpadając na kobiety, Kręcił się wokół ich nóg, trącał nosem, skakał, zostawiając ślady łap na ubraniach.
- Och, najmocniej przepraszam! – Robin podbiegła do kobiet. – Niedobra Foxy! Uspokój się natychmiast! Co za niedobra dziewczynka! Przynosisz pani wstyd – narzekała, starając się złapać koniec linki. – Wyrwała mi się, zwykle tak nie reaguje... to taka sympatyczna psina. Przepraszam najmocniej.
Foxy skakała radośnie wokół kobiet. Komenda „Koniec” ciągle nie padała. Isli sytuacja nie wydawała się specjalnie przeszkadzać. Raz nawet poklepała suczkę po głowie, cały czas jednak pilnując, aby zwierzę nie zabrudziło jej ubrania.

- Proszę zabrać tego psa, zanim pobrudzi mój płaszcz! - rzuciła z oburzeniem Wendy, starając się cofnąć przed natrętnym zwierzakiem. Nie była przeciwniczką czworonogów, póki trzymały się z daleka od jej perfekcyjnych i drogich ubrań. - Halo! Czy pani jest głucha?! Proszę natychmiast zabrać tego psa - powtórzyła Adams tonem nielubiącym sprzeciwu. Oczywiście, tak naprawdę nie mogła wiele wskórać, nie zamierzała krzywdzić zwierzęcia, więc też większej karty przetargowej nie miała. Co jedynie fakt, że właścicielka musiała się liczyć z jej nieprzychylną opinią.
- Jeszcze raz przepraszam… - mitygowała się Robin. – No już , moja śliczna, koniec! Bądź dobrą dziewczynką. - Przycisnęła butem linkę do ziemi, pies poczuł napięcie i natychmiast przywarował. - Świetnie. W końcu. – pochwaliła Robin a potem odwróciła się do kobiet, przywołując na twarz wyraz głębokiego zakłopotania. – Na prawdę nie wiem, co jej strzeliło do łebka… Chyba wpływ tutejszej atmosfery, zwykle jest taka poukładana. A tutaj .. coś wisi w powietrzu, czujecie to panie?
Kobieta w czerni zarzuciła głowę do góry i lekko pociągnęła nosem.

- Chyba po prostu zbiera się na deszcz, tutaj w górach wszystko pachnie inaczej. Podejrzewam, że psy również to wyczuwają.
- Przepraszam, nie przedstawiłam się – Robin Carmichell.
– behawiorystka wyciągnęła dłoń. – Oczywiście, pokryje koszty prania…
- Isla Mitchell, cóż za zbieżność nazwisk
- uśmiechnęła się tamta. - Ma pani ładnego psa, a co do prania, proszę się nie przejmować. To tylko ciuchy.

Jej towarzyszka zdawała się jednak sądzić inaczej. Wendy otrzepała swój płaszcz ze śladów psich łap. Na szczęście nie było to nic, czego nie dało się pozbyć - w przeciwieństwie do pierwszego wrażenia, jakie wywarła na niej właścicielka nieusłuchanego czworonoga.
- Dziękuję, obejdzie się - odparła chłodno Wendy, rzuciła przelotne spojrzenie na Islę i potem z powrotem utkwiła wzrok w Robin. - Wendy Adams, choć jest to wątpliwa przyjemność.
Wendy była bardziej nieuprzejma niż tego chciała, jednak atak psa na jej płaszcz wyprowadził ją z równowagi. Nie lubiła, kiedy coś szło nie po jej myśli i nie tak jak sobie zaplanowała.
- Isla, idziemy dalej? Proszę wybaczyć - zwróciła się do Robin - ale jesteśmy trochę zajęte.

Dyrektorka szkoły spojrzała na Robin w dość nieodgadniony sposób. W jej wzroku była ciekawość, ale i pewna przenikliwość. Nie ulegało wątpliwości, że chciała jeszcze uciąć krótką pogawędkę, ale równocześnie była zobowiązana wobec koleżanki. Dopiero kilka sekund później ponownie zwróciła się do Wendy.
- Jasne, idziemy - odpowiedziała wreszcie.

Robin jednak nie odpuszczała.
- Nie chciałabym się narzucać.. Ale wiem, jak ciężko pozbyć się błota z wełny. Pozwoli pani? Mam specjalny środek… Potrzebuję 10 minut, nie więcej.
Wendy nie ukrywała swojego zaskoczenia i rozdrażnienia. Zdecydowanie zaczęła uważać Robin za natrętną wariatkę. Czego ona mogła chcieć? Pieniędzy? Nie wyglądała na potrzebującą ani bezdomną, chociaż pozory mogły mylić.
- Nie, nie trzeba. Naprawdę musimy już iść - odparła zniecierpliwiona Adams, która zaczynała powoli obawiać się o własne bezpieczeństwo. Różne scenariusze zaczęły przychodzić jej do głowy. Odwróciła się, chwyciła Islę pod ramię i ruszyła w jakimkolwiek kierunku, byleby dalej od Carmichell.
[i]- Rozumiem, oczywiście . Gdyby jednak były jakieś szkody, bardzo proszę o kontakt. Ważne jest, aby zadośćuczyniać.
Podała kobietom swoje wizytówki
Robin Carmichell, behawiorystka
603 236 777


- Do widzenia.

Nie czekając, aż odejdą , Robin odwróciła się i zaczęła iść w stronę swojego pensjonatu. Nocny spacer nie był przyjemny, behawiorysta odczuwała już znużenie po całym dniu Uświadomiła sobie, że jest przeraźliwe głodna – przegapiła chyba lunch. Coś dziwnego wisiało w powietrzu w tym mieście, była teraz tego pewna i nie chodziło wcale o wilgoć. Przypomniała sobie dziwną postać na szczycie domu – podeszła nawet jeszcze raz w to miejsce (lub w inne miejsce, które wydawało się jej tamtym miejscem) , ale nic nie zobaczyła.

Iść gdzieś na kolację, czy kupić kanapkę na wynos i zjeść w pokoju? Rozważyła szybko różne opcje i uznała, że wróci do pensjonatu – nie miała już siły szukać kolejnej restauracji przyjaznej zwierzętom. Poza tym, Foxy należała się kolacja. Nic lubiła karmić psa byle czym, w domu sama jej gotowała, ale na czas wyjazdów miała przygotowana pełnowartościowa karmę.

Ruszyły z w stronę pensjonatu, Robin zebrała strzępy informacji, które udało się jej wynieść z rozmowy kobiet:
Wendy Adams, stewardesa, przyjezdna. Ktoś przysłał jej wiadomość (czyżby chodziło o przyjazd do Sionn? czy to taka sama – podobna – wiadomość do tej, którą ona dostała?), kobieta miała przekonanie, ze ktoś „odgadł jej myśli” (w jakiej sprawie? Korytarz? Sen?). Musi „odpocząć” (czy coś się zdarzyło, jest po prostu zmęczona, czy w taki sposób Isla , chciała zwrócić uwagę na to, ze tamta plecie jakieś brednie ? W końcu tekst o tym, że ktoś odgaduje myśli wygląda jak tekst osoby niespełna rozumu. No, lub na skraju załamania). Prawdopodobnie zostanie w Sionn kilka dni. (Ustalić, gdzie się zatrzyma). „Bez względu na to, w jaki sposób tu trafiłaś” (czy chodziło o to, ze Wendy nie wie, jak się tu dostała – amnezja? – czy raczej o powód przyjazdu? Ta wiadomość? ).
Robin zapamiętała też, że Isla ma zranioną dłoń, ale nie chce przyznać, jak do tego doszło, ściemniając coś o drabinie.

Powinna była zapisać swoje przemyślenia… Przyśpieszyło, robiło się naprawdę późno, a ona był zmęczona. Jeśli planują stratować warto złapać trochę snu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline