| Wszyscy
Shinra skinęła głową Archiemu i uśmiechnęła się, przyjmując część pieniędzy i chowając je do kieszonki przy pasie. - Dziękuję, nie spodziewałam się... zresztą, nawet o tym nie pomyślałam. Wystarczyło mi, że mnie uwolniliście, ale miło mi, że i o mnie pomyśleliście przy rozdzielaniu złota.
Z równie szerokim uśmiechem półdrowka przyjęła jadło od Draugdina i zaczęła je wcinać, jakby nie jadła od co najmniej kilku dni. Co jakiś czas wydawała z siebie dźwięki aprobaty, zdradzające, że otrzymana od smokowca porcja jej smakuje.
Posililiście się i postanowiliście rozbić obóz w sali z zejściem na niższy poziom twierdzy. Trup wodza nie krył przy sobie nic wartościowego, więc zepchnęliście go wraz z resztą martwych w dziurę wokół kopuły. Podczas gdy pozostali wypoczywali, Amos, Archie i Willie ruszyli, by sprawdzić pominięte wcześniej pomieszczenia. Amos, Archie, Willie
Wychodząc z katedry do prostokątnego pomieszczenia z kolumnami, od razu skierowaliście się do drzwi po prawo od wejścia. Nie zawierały żadnej pułapki, więc weszliście do środka i ujrzeliście to samo, co w jednym z pokojów przylegających do katedry - pośrodku sali zagraconej przeróżnymi niezdatnymi do użytku przedmiotami znajdowało się wygaszone palenisko, a wokół niego leżały zwierzęce skóry. W powietrzu unosił się smród zepsutego mięsa, więc szybko opuściliście to miejsce, kierując się do drzwi nieopodal.
Te również nie były zamknięte i po krótkiej wycieczce korytarzem doszliście do wniosku, że jest to jedna z odnóg łącząca się z przejściem do okrągłej komnaty, którą wcześniej wparowali do środka Elora i pozostali. Zostawiając ją za sobą znaleźliście się w komnacie z martwym Calcryxem, gdzie Willie najpierw odciął smoczy ogon, a potem sprawdziliście drzwi wychodzące z boku pomieszczenia.
Z pozoru normalnie wyglądający korytarz krył w podłodze pułapkę, którą bystre oko Archiego od razu rozpoznało. Dwie płyty w podłodze wyglądały na obluzowane i niedawno używane, więc po prostu je ominęliście, przeskakując nad nimi i znaleźliście się przy kolejnych dwóch parach drzwi po obu stronach korytarza. Jedne z nich prowadziły do obozowiska z blankami, w którym byliście wcześniej, a te na północnej ścianie były zamknięte na klucz.
Zamek nie stanowił przeszkody dla Archiego i po wejściu do kwadratowej sali przywitał was podobny widok, co w tej, którą zostawiliście niedawno - zagracona podłoga, wygaszone palenisko ze skórami i smród. Typowy gobliński obóz. Nie znaleźliście tutaj nic ciekawego, a mając już za sobą sprawdzone wszystkie pomieszczenia, wróciliście do pozostałych, by również odpocząć. Wszyscy
Nie minęło wiele czasu, gdy Archie, Willie i Amos wrócili do pozostałych. Biorąc pod uwagę, że gnom dzierżył jedynie odcięty ogon Calcryxa, wypad w celu sprawdzenia pozostałych komnat nie okazał się zbytnim sukcesem. Pomijając oczywisty fakt przekonania się na własne oczy, czy teren jest czysty. Czysty był, więc wszyscy mogliście w końcu odpocząć, zrelaksować się, czy położyć wcześniej spać.
Draugdin chciał wziąć wartę jako pierwszy, ale stanęło na tym, że czaromioci mieli czuwać pierwsi i ostatni, zatem gdy reszta ułożyła się do snu, Bran wciąż pozostał na nogach, po nim wartę wzięła Elora, dopiero wtedy Draugdin, Amos, Shinra i Willie. Noc okazała się spokojna, choć co jakiś czas dochodziły was dziwne odgłosy skrobania w ścianach, lub dalekie pokrzykiwania odbijające się echem od kamiennych ścian Cytadeli. Z dziury poniżej również słyszeliście niepokojące odgłosy, które z pewnością nie należały do goblinów, czy innych humanoidów, ale oprócz tych złowieszczych dźwięków nic się nie zdarzyło.
Nikt i nic nie zakłóciło waszego odpoczynku.
Poranek powitaliście w dobrych nastrojach, wypoczęci i zregenerowani. Niespiesznie zjedliście śniadanie, a potem zebraliście do dalszej drogi. Amos i Draugdin przyjrzeli się pnączom, którymi owinięty był słup i po sprawdzeniu dłońmi ich wytrzymałości (przy mocnym pociąganiu nie zrywały się), doszli do wniosku, że zejście po nich powinno być bezpieczne, gdyż zdawały się być równie solidne, co lina z węzełkami.
Obawy mogła jedynie budzić matowa i wyblakła w niektórych miejscach kolorystyka roślinności i fakt, że słup prowadził na oko jakieś dwadzieścia metrów w dół. Odklejając się od ściany można się było nieźle potłuc, a przy mniejszym szczęściu nawet skręcić sobie kark. Nie zauważliście jednak żadnej liny, czy innego łańcucha przywiązanego gdzieś w okolicach słupa, zatem gobliny i hobgobliny musiały używać pnączy jako swoistego rusztowania w przemieszczaniu się między pierwszym a drugim poziomem Cytadeli.
|