Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2020, 22:31   #248
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Ulice Nightcity 4 listopada 2023, około południa


Pies szarpie skórzaną rękawicę,
Nad pustynią zaszło słońce.
Koło nie przestaje się kręcić,
Świadkami są tylko skorpiony.


Najpierw niepewnie, tu mu się majtało, tam obijał długie nogi o kierownicę, ale dwa postoje i wszystko wyregulował. Nie można było powiedzieć, żeby miasto było przyjazne cyklistom, ale w zasadzie nie było przyjazne niczemu oprócz kasy. Używanie prądu z solarek przyspieszające kierowcę, było dodatkowo płatne. Poskąpił, z radością dając wycisk nogom i ze zgrozą oceniając kwitnące pod pachami plamy potu na nowej koszuli. Pozostawił za sobą równe rzędy przytulonych do siebie bloków, podobnych równych ulic, urozmaiconych rondami, placami i centrami handlowymi, skupiających ludzi niczym świątynie, albo centralne jednostki logiczne bity.

Zjechał nieco w dół, kierując się ku zasypanemu wysypisku śmieci. Powietrze zgęstniało, zbrojąc się w ciężką mgłę. Filtry nosowe alarmowały. Słabe słońce, kompletnie rozmywało się otaczającym mleku, za to jak landrynki i cukrowe lizaki czarowały rozmyte kolorowe neony, oferujące szeroki wachlarz tanich usług: Rozrywkowych, rzemieślniczych, czy mocno niepewnych. Równe blockhausy zastąpiły przypadkowo rozrzucone szkielety biurowców, łatane przez mieszkańców, płytami blachy, kartonów, spawanymi i klejonymi ze sobą częściami obudów sprzętu AGD. Grupki punków, pojawiały się na drodze negra zupełnie, bez żadnego porządku. Przy aucie z muzyką, duża grupa przy spożywczaku z tanim grzmotem, albo nagle przed zaparkowanymi w poprzek drogi motocyklami. Uskoczył, skręcił, czuł rower jak by był wpięty, każdym mięśniem. Później już tylko klecone z byle czego chałupy, a za dużym betonowym placem, pełniącym obecnie role parkingu, a mającym być w zamyśle zapewne centrum handlowym, sądząc po sterczących w równych odległościach słupów betonu, z których wystawały niczym dredy ćpuna żelazne pręty, za nim już tylko podesty-potworki. Kładki nad dawną strefą zrzutu odpadów utworzone z nawarstwionej nekro-tkanki miasta. Nigdy by tu nie dotarł uazem, nawet jadąc mobilem musiał uważać na ostre krawędzie i dziury wyrwane w kuriozalnej drodze.

Prawie pośrodku slamsów, na górze plastiku i aluminium zasypanej niedbale suchą już ziemią, wyrastała posiadłość Oomy. Podest z grubej stalowej blachy wsparty był na kratownicach ramion zmarłych dźwigów. Mieściło się na nim trzy kwadratowe blaszane kontenery, nakryte od góry półkolistą kopułą grubej jasnej foli, do których przylegała ustawiona w pion cysterna paliwowa TIR'a. Odchodząca płatami, a kładziona latami farba, udawała abstrakcyjne dzieło sztuki.

Zobaczył ją na dachu kontenerów zwieńczonych kopułą folii, jak zbliżała się do drabiny, by zejść z ogrodu. Zawróciłby, gdyby go nie dostrzegła i przywołała gestem, choć może i wtedy by zawrócił, ale pod drabiną dostrzegł mężczyznę. Znał go i w sumie chciał spotkać. Podjechał.

- Witaj Wielebny. Witaj Ooma.
- Nieładnie synu, musiałem pomagać twojej matce w ogrodzie, gdzie powinien być syn - zaczął wielebny, ale zaraz został zakrzyczany.
- Gówniarzu jeden, ile można się prosić?! - grzmiała zasuszona drobna ciemnoskóra kobieta z modułem optycznym w postaci pojedynczego okularu, skrywającego czwartą część twarzy. - Jesteś czerwony jak diabeł!
- Mamo mówiłem, żeby wymienić to dziadostwo.
- A ile mi jeszcze zostało?

Abraham wysłuchał z pokorą gniewnych słów Oomy i moralizatorskich nauczań wielebnego. Weszli do środka.

- Z ojcem matka kłamała? - odważył się
- Chuja kłamałam, brzytwy się chwytam. Myślisz, że tu można komuś zawierzyć, zdejmą mi oko i zgwałcą! - nie poddawała się kobieta.

Dick zdjął okular i podpiął do Simby, z wcześniej przygotowanym oprogramowaniem, bo na wysypisku nie było zasięgu netu, regulował cybernetykę. Pozostawiając Oomę z oczodołami ziejącymi elektronicznymi łączami. Wreszcie kiedy skończył, a później zjedli fufu i dopuszczono go do głosu, zaczął z kefirem. Najpierw o mur, ale z czasem zdołał ich nieco przekonać. Zbadali próbki, oczywiście nic nie wyszło. Kwaśne mleko, które trzeba trzymać w lodówce, to się tak szybko jak przypuszczał właściciel nie zepsuje. Abraham zostawił dwie palety.

Zegar gnał, czas naglił, a oni, że ziemię mógłby znieść do ogrodu, że powinien się wyspowiadać. Wniósł, zasapał się, obiecał, że się wyspowiada i że zawsze zostawia dziwkom napiwki. Że towar dobry, żeby brać. Pochwalony, że nie karabiny. Z powrotem jechał na prawdę szybko, uruchomił na Simbie Croceta, nawigację uwzględniającą booster grupy , wypadki i wpadki policji.

Zatrzymał się sto jardów od mailboxa. Ochłonął. Wysłał do Sida namiar gdzie jest. Chwilę poobserwował. Sprawdził broń, głęboko w plecaku. Podprowadził rower. Uruchomił nagrywanie w nowym gadżecie.

-65382911
 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 28-05-2020 o 22:53.
Nanatar jest teraz online