Może luneta nie była tak dobra, jak magiczne sposoby, ale Galdaran nie posiadał takowych. A przynajmniej nie takich, które pozwoliłyby dokładnie obejrzeć tamtej grupki. A widok był bardziej niż ciekawy, jako że - na ile można było to ocenić z tej odległości - tamci byli kropka w kropkę tacy sami, jak Galdaran i jego towarzysze.
Ktoś stworzył idealne sobowtóry, czy może ujrzeli przyszłość i siebie w tejże przyszłości?
Na odległość trudno było orzec, a tym bardziej cokolwiek zdziałać, więc Gadaran, nie czekając na poczynania pozostałych, poszedł w ślady Dragana.